CD H. Merkucja
- Nie stercz tu! - syknąłem wpadając na brata.
Nieco roztargniony Merkucjo rzucił mi pytające spojrzenie. Pokręciłem głową i ruszyłem przed siebie.
Po kilku krokach ujrzałem powód zadumy brata. Kwiaty...zupełnie nie rozumiem, co on w nich widzi.
Chodź wciąż byłem zły na rudego, postanowiłem w końcu się z nim rozmówić.
- Ikalet! - krzyknąłem, a gdy udało mi się zwrócić uwagę ogiera przyspieszyłem kroku - dokąd, tak właściwie, nas prowadzisz?
Rudy westchnął ciężko.
- Nie wiem! Skąd w ogóle pomysł, że gdzieś was prowadzę? - jęknął.
Siwy postanowił najwyraźniej zrezygnować z podziwiania bzu, bo po chwili dołączył do naszej rozmowy.
- Wypadałoby ustalić, co teraz robimy - powiedziałem nie bez ironii.
Byłem
najstarszy, co często było mi wypominane, i w takich sytuacjach bracia
oczekiwali ode mnie przejęcia kontroli nad sytuacją.
Obaj kiwnęli głowami na potwierdzenie moich słów.
- Może jakieś propozycje własne...? - westchnąłem, a gdy odpowiedziała mi cisza powlokłem się w stronę brzozowego zagajnika.
- Robimy tu postój, a jutro rano ruszymy na południe. - oznajmiłem kładąc się koło młodego drzewa.
Skinąwszy głową Merkucjo wyminął mnie i wraz z Ikaletem poszli do niewielkiego strumyczka płynącego nieopodal.
Siwy
zamknął oczy i uniósł wodę, która ochlapała najpierw jego, a później
rudego. Oczywiście, nie obeszło się bez bitwy, gdyż Ikalet najwyraźniej
nie chciał być ochlapany.
Kiedy wrócili i położyli się naprzeciw mnie, obaj byli cali mokrzy i zdyszani.
- Czy wy już nic nie potraficie zrobić bez użycia tych...mocy? - westchnąłem z dezaprobatą.
- Mówisz tak, bo sam nie masz ani mocy ani żywiołu - odciął się Merkucjo.
- Może ty coś powiesz? - zwróciłem się do kasztana.
Ikalet
milczał. Zarówno on jak i Merkucjo dobrze wiedzieli, że sam
zrezygnowałem z posiadania "nadnaturalnych super mocy" lecz zdaje mi
się, że Ikalet bardziej w to wierzył. Dla siwego natomiast życie bez
udogodnień w postaci "niezwykłych" umiejętności było głupotą.
< Ikalet? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz