czwartek, 30 kwietnia 2015

Od Cello

CD Akcenta

Nie miałam czasu myśleć. Po prostu działałam. Nie mogłam pozwolić, żeby cierpiał. Niby znam go od dzisiaj, ale w końcu jestem lekarzem. Próbowałam przywrócić mu świadomość, ale ciągle był nieprzytomny. Dlatego postanowiłam doprowadzić go do brzegu. Kiedy już tam byliśmy Akcent jeszcze się nie obudził. Żeby nie tracić czasu szybko, lecz prowizorycznie zatamowałam krwotok i pobiegłam jak najszybciej potrafiłam szukać jakiegoś medyka. Natrafiłam na Silver'a i bez słowa wyjaśnienia poprowadziłam go na plażę. Wtedy dopiero, kiedy już oboje byliśmy przy Akcencie, wyjaśniłam mu wszystko.
- Silver, pomożesz mi? - spytałam ogiera niepewnie.
On kiwnął tylko twierdząco głową i zaczął opatrywać poszarpaną nogę Akcenta.
Po chwili zauważyłam, że Akcent lekko otwiera oczy.
- Ocknął się. - powiedziałam tylko.

Akcent? Silver?

Od Figaro

CD Perły

Nagle Perła przyniosła przepyszne smakołyki... Ach ! Aż ślinka na nie leciała... Jednak byłem dżentelmenem i poprosiłem ją by to ona pierwsza zaczęła jeść... Ta tylko się uśmiechnęła pod nosem i zaczęła zajadać. Ja również po pewnym czasie dołączyłem do jedzenia smakołyków.
Po zjedzeniu przysmaków zabrałem Perłę do Alei Róż. Podobno chodziły tam zakochane pary... A klacze kochały tam przychodzić więc postanowiłem zrobić jej przyjemność i zabrałem ją tam. Klacz była mile zaskoczona.
Wszędzie było czuć zapach róż... Przyznaję że było to bardzo magiczne miejsce dla zakochanych. Przez parę godzin chodziliśmy tam i oglądaliśmy róże a Perła co chwilę to nową musiała powąchać...
Cieszyłem się kiedy widziałem na jej twarzy szczęście. Kochałem ją ponad wszystko i do końca życia będą ją traktował po królewsku... Zaczęło się ściemniać więc postanowiłem że zrobię jej kolejną niespodziankę...
Zawiązałem jej oczy i poszliśmy na Rajską Plażę... Uplotłem po drodze wianek z kwiatów dla Perły i włożyłem jej na głowę po czym po dotarciu do celu odsłoniłem jej oczy a jej oczom ukazało się niebo pełne gwiazd... Woda była spokojna i można było w niej później popływać...
- I co? - zapytałem z łobuzerskim uśmiechem. Podoba ci się?

< Perła? :3 >

Od Perły

CD Figaro

Biegłam za ogierem, a on wydawał mi się jeszcze zabawniejszy niż wcześniej. Śmiałam się, to było moje szczęście. To przy nim czuję się kochana i bezpieczna. Wreszcie kiedy zwolnił i dał mi się złapać przestałam myśleć o wszystkim innym.
- Mam Cię!
Uszczypnęłam Go lekko zębami w szyję.
- Dobra, już stop. Widzę, że się zmęczyłaś.
Powiedział triumfalnie.
- Ach tak? Zaraz zobaczysz, że mam jeszcze trochę siły.
Użyłam swoich mocy, aby Figaro roześmiał się mimo woli. Nie trwało to długo, bo mimo wszystko wiedziałam, że śmiech jest strasznie wyczerpujący.
- No dobra, tryskasz energią. Jeszcze.
Jego ostatnie słowo wypowiedziane było cicho z udawaną złośliwością.
- Widocznie ty teraz jesteś zmęczony.
Prychnęłam, ale po chwili uśmiechnęłam się.
- Nie-e. To co ro...
Nie dałam mu dokończyć, bo w tym momencie krzyknęłam coś niedbale i pobiegłam do swojej jaskini. Zrozumiał, że ma tu czekać i zaraz będę, resztę wypowiedziałam z zbyt dużej odległości. Ja pobiegłam po coś, co chciałam Mu wręczyć.
Weszłam do jaskini i wzięłam to ze sobą. Potem wróciłam do Figara.
- To dla Ciebie.
Powiedziałam. Podałam Mu kilka smakołyków: rzepę, sałatę i dorodną marchew.

< Figaro?>

Od Figaro

CD Perły

Gdy szliśmy na Łąkę Pragnień droczyliśmy się ze sobą... Było cudownie. Chciałem spędzić z nią resztę swojego życia... Perła działa na mnie... hm... jak to określić? Może po prostu że nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Była bardzo inteligenta, mądra, uczciwa, o dobrym sercu...piękna... No i tak mogłem sobie wymieniać w nieskończoność...Zobaczyłem piękny kwiat na łące więc go zerwałem i włożyłem klaczy za ucho... Popatrzyła na mnie a ja lekko ją pocałowałem i łobuzersko się uśmiechnąłem. Ta przewróciła lekko oczami i też się uśmiechnęła... W końcu dotarliśmy na Łąkę Pragnień. Nie wiem czemu ale poczułem się dziwnie... Nie w złym sensie oczywiście... W środku poczułem tak silne motyle że myślałem że zaraz dosłownie rozerwie mnie ze szczęścia że byłem z tak wspaniałą klaczą jaką była Perła... Ach... dużo by o tym opowiadać... W każdym bądź razie ona chyba też to poczuła bo rozpoczęła się zabawa kto kogo szybciej złapie... Oczywiście ja dawałem jej małe fory... świetnie się ze sobą bawiliśmy... I poczuliśmy że już na zawsze będziemy ze sobą razem...

< Perła? Sorki... trochę brak weny :C >

Od Kiary

CD Green Day`a

- Cieszę się że w końcu mogłam z kimś pobiegać... Nienawidzę stać w miejscu jak inne konie na łące i godzinami jeść trawę... Ja kocham biegać i wyciskać z siebie jak najwięcej. - powiedziałam rozglądając się dookoła na piękne kolorowe liście.
Ogiera chyba trochę zdziwiło że nie jestem jedną z tych klaczy co lubią całymi dniami wysiadywać na łące w promieniach słońca... Jednak jakby lekko się uśmiechnął że też lubię wycisk i że tak samo jak on kocham ciężko trenować...
- W końcu cię prześcignę. - zwróciłam się do niego i powiedziałam to z dumą. Będę tak ciężko trenowała aż mi się to uda !
- W takim razie będę czekał na ten wyścig. - powiedział i się uśmiechnął.
- Uważaj ! Bo następnym razem nie dam ci forów... - uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam się droczyć.
- Fory?! Jakie fory? Wyprzedziłem cię bez żadnych forów... - nadąsał się i uniósł dumnie klatkę piersiową i łeb.
Ja się tylko zaśmiałam i lekko przyspieszyłam lecz przez moją nogę nie było to możliwe i szybko pożałowałam tej decyzji... Prawie się przewróciłam z nagłego bólu lecz w ostatniej chwili zareagowałam i z powrotem się podniosłam.
- Mówiłem żebyś oszczędzała te nogę... - powiedział nagle zatroskany ogier.
Ja tylko wywróciłam oczami i lekko uderzyła go ogonem w twarz żeby się trochę rozchmurzył i żeby w końcu skończył tę poważną minę...
- Ej ! To tak się bawimy? - zapytał łobuzersko.
- Myśli jak sobie chcesz. - powiedziałam i odwzajemniłam ten sam uśmiech co on.
Nie wiem co w tedy sobie pomyślał ale na chwilę jakby poszybował w swoich myślach... Lecz szybko go zmusiłam żeby wrócił na ziemię bo znowu go pacnęłam ogonem uśmiechając się przy tym i mówiąc:
- Kiedy moja noga będzie w pełni sprawna i będę mogła już biegać to cie pokonam a ty przegrasz z kretesem. - uśmiechnęłam się do niego i dałam mu jasno do zrozumienia że nie dam za wygraną puki go nie pokonam. Dam z siebie absolutnie wszystko by go pokonać ! Mogę nawet trenować od rana do nocy aż w końcu mi się to uda !
- Zaczyna się ściemniać. - powiedział nagle ogier i popatrzył w niebo.
Ja zrobiłam to samo... Na niebie powoli zaczynały się pojawiać gwiazdy... Zrozumiałam że musimy już wracać więc przytaknęłam mu i zaczęliśmy się kierować z powrotem... Co chwila ogier się na mnie patrzył a ja nie wiedziałam o co mu chodzi.... Może to przez to że ma rywalkę w wyścigach? - I uśmiechnęłam się do siebie w myślach...

< Green Day? >

środa, 29 kwietnia 2015

Od Perły

CD Figaro

Uśmiechnęłam się do niego. Popatrzył na mnie takim wzrokiem, że musiałam chociaż na momencik przystanąć. Stanęłam i pocałowałam go.
- Mój książę...
Przerwałam wyścig.
- Tak?
Popatrzyłam się w jego ślepia.
- Kocham Cię...
Uśmiechnęłam się do niego.
- Idziemy na spacer? Ładna pogoda.
Zaproponował Figaro.
- Oczywiście. Na Łąkę Pragnień.
Poszliśmy w to miejsce.

< Figaro? Niestety, mnie na dziś wzywa nauka...>

Od Green Day`a

CD Kiary

W porządku, droga do Doliny Rozmów wiedzie przez las. Biegniemy cały czas prosto, ale...na pewno wiesz, co robisz? Kiedy się biegnie, trasa nie jest najłatwiejsza; po ostatniej wichurze przybyło powalonych drzew, poza tym jest sporo dziur, błoto... - wymieniałem.
- Wiem, co robię! - zapewniła klacz - Cały czas prosto, tak?
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się pod nosem. Większość ogierów w wyścigu z klaczami dawała im fory, lub prowadziła do remisu. Ja nie zamierzałem. Może i wypadało, jednak zbyt byłem ambitny, żeby przegrać. Zbyt ciężko trenuje, aby tak łatwo odpuścić zwycięstwo!
- Jak mówiłem, dystans jest całkiem długi. Gotowa...? Trzy...dwa...jeden...START!
Klacz wystrzeliła jak z procy. Tak, jak myślałem, zależało jej, aby obrać prowadzenie już na początku. Zerwałem się do cwału i już po chwili biegłem tuż za nią.
Wbiegliśmy do lasu.
Po krótkim dystansie napotkaliśmy pierwszą przeszkodę: powalone, spróchniałe drzewo, za którym ciągnęła się błotnista kałuża.
Kiara wybiła się i zgrabnie przeskoczyła kłodę. Ja przyspieszyłem i wybiłem się tuż przed drzewem.
Moja towarzyszka spojrzała za siebie, a kiedy zobaczyła, że siedzę jej na ogonie próbowała przyspieszyć.
W starym stadzie nie rzadko odmawiałem spotkań z przyjaciółmi na rzecz treningów. Mój dobry przyjaciel, Fierro, często powtarzał, że ta moja ambicja kiedyś mnie zabije.
Treningi były czymś, co naprawdę kochałem! Wiedziałem, że mojej paczce często ciężko było ze mną wytrzymać właśnie przez ambicje, jednak zawsze mi wybaczali.
Wszystko, co osiągnąłem, wszystkie moje sukcesy był wynikiem ciężkiej pracy, charakteru i zażarcia. Nigdy jednak nie było mi dość; wszystkiego zawsze było mało, toteż nigdy nie przerwałem ciężkich prac.
Muszę przyznać, że Kiara nieźle sobie radziła.
Kiedy dotarliśmy do kamienistego odcinka trasy, trochę zwolniła, czego jednak nie wykorzystałem. Zbyt duże miałem doświadczenie w wyścigach, żeby nie wiedzieć, iż nie ma to sensu.
Obejrzałem się za klaczami, które właśnie minęliśmy. Były całkiem ładne, jednak kiedy oberwałem w nos dębową gałęzią stwierdziłem, że póki co lepiej skupić się na biegu.
Zarówno moje nogi, jak i nogi Kiary były całe w błocie, co nieco utrudniało bieg po piaszczystym podłożu, które właśnie przemierzaliśmy. Widziałem, że moja towarzyszka zaczyna słabnąć. Przyznaję jednak, że i tak dobrze sobie poradziła.
Ponieważ zbliżaliśmy się do celu, napiąłem mięśnie i zdwoiłem wysiłek. Bez problemu wyprzedziłem Kiarę, przeskoczyłem zagradzający drogę głaz i dobiegłem do niewielkiej gruszy już w Dolinie Rozmów.
Zziajana klacz dołączyła do mnie i pokręciła głową.
- Nic nie mów, na razie odpocznij...- poleciłem. Była zbyt zdyszana, aby cokolwiek powiedzieć.
Zniżyłem łeb i parę razy odetchnąłem głęboko wyrównując oddech.
- Nie rozumiem...w moim poprzednim stadzie nikt nie mógł mnie wyprzedzić...zawsze wygrywałam - mówiła klacz, kiedy już odpoczęła.
- Kiaro, ja zbyt dużo trenuję, aby dać się pokonać. - powiedziałem - Wierz mi, że przegrać ze mną to żaden dyshonor.
Klacz wzięła głęboki oddech i powoli kiwnęła głową.
- To jak, gdzie teraz idziemy? - spytała.
Byłem w tym stadzie tylko jeden dzień dłużej niż ona, więc nie mogłem opowiedzieć jej o terenach; zaproponowałem więc krótki spacer po Dolinie, a potem odwiedzenie jesiennej ścieżki.
Po kilku krokach Kiara syknęła i gwałtownie uniosła tylną nogę w górę.
- Kiedy ostatnio biegłaś na takim dystansie? - spytałem patrząc jej w oczy.
- No...dawno nie biegałam - przyznała unikając mojego wzroku.
Westchnąłem cicho i rozejrzałem się po okolicy.
- Wesprzyj się na mnie, przed nami jest strumyk. - powiedziałem, a kiedy poczułem na sobie ciężar klaczy, skierowałem się w stronę wody.
Zimną wodą ze strumyka schłodziłem spuchniętą pęcinę Kiary i owinąłem ją rosnącym nieopodal liśćmi lancetówki.
- Powinno być lepiej, ale oszczędzaj tą nogę. - poleciłem.
Kiara delikatnie oparła spuchniętą nogę na ziemi, a kiedy upewniła się, że wszystko w porządku, zrobiła to dużo pewniej.
Spacerowaliśmy po Dolinie, z wolna przechodząc na Jesienną Ścieżkę.
Wpatrywałem się w w sójkę siedzącą na dużym, starym jesionie, kiedy moja towarzyszka powiedziała:

< Kiara?>

Od Figaro

CD Perły

Włożyłem kwiatek za ucho klaczy a ta się zarumieniła. Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Nie wiem ile tak staliśmy ale w końcu tak głośno nam zaburczało w brzuchach z głodu... że aż oboje się przestraszyliśmy ! Poszliśmy na łąkę i posililiśmy się pyszną i soczystą trawą. Najbardziej lubiłem ją jeść właśnie gdy była wiosna. W tedy wydawała mi się najlepsza. Po najedzeniu postanowiliśmy trochę się napić się wody ze strumyka, odpocząć a na końcu trochę pobiegać i pójść razem spań wtuleni :3
- To co? - zapytałem. Ścigamy się?
- Nie masz ze mną szans... - powiedziała i się uśmiechnęła.
- Ach tak... - droczyłem się z nią uśmiechając się.
- Tak. - powiedziała dumnie się ciesząc.
- No to zobaczymy. - powiedziałem i zacząłem odliczanie. Do biegu.. go...
Nagle Perła mi przerwała i krzyknęła start po czym wystartowała ja błyskawica.... Nie miałem zamiaru zostać w tyle... dlatego od razu zacząłem ją ścigać. Szybką ją dogoniłem i powiedziałem zdyszany:
- A ty co mi uciekasz? - powiedziałem i się uśmiechnąłem do niej.

< Perła? >

wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Rossy

C.D Qerida

Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w czoło. Pokręciłam tylko głową, po czym odsunęłam się od niego.
***
Spędziliśmy kilka godzin na chodzeniu po terenach. Wszystko wydawało się takie idealne, i jakby się to działo w zwolnionym tempie, a raczej, że czas stanął wokół nas i teraz jesteśmy tylko my. W głowie ciągle mi chodziła jedna piosenka po głowie.

Spojrzałam na Qerida i zaczęłam pod nosem nucić piosenkę, w pewnym momencie wyrwało mi się:
- So love me like you do, lo-lo-love me like you do
Love me like you do, lo-lo-love me like you do
Touch me like you do, to-to-touch me like you do
What are you waiting for?
Ogier na mnie spojrzał i się uśmiechnął łobuzersko, kiedy się zorientowałam, zaprzestałam śpiewać i czułam jak rumieńce powoli wdzierają się na moje policzki.

< Qerido? Nauka wzywa *^* >

Od Perły

CD Figaro

- Oczywiście, to jest miłość.
Zaśmiałam się w duszy.
- Więc po co pytasz?
Zdziwił się.
- Chodziło mi o coś całkowicie innego.
Popatrzyłam na Niego.
- A więc?
Podszedł do mnie.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi, ani parą, to musimy być zakochanymi... bo to jest pomiędzy tym, a tym.
Powiedziałam i pocałowałam Go.
- W takim razie...jesteśmy nimi.
Zerwał kwiatek i wsadził mi go w grzywę.

< Figaro?>

Ogłoszenie

Nie chcę zanudzać, ale mam Wam do ogłoszenia bardzo ważną sprawę, szczególnie dla tych co przebywają na chacie bloga. Po pierwsze: nie będę tolerować żadnych kłótni ani przekleństw. Są zasady i ja rozumiem, że nie każdy lubi się do nich dostosować, ale chociaż minimum. Jest przecież wyraźnie powiedziane, nawet mogę podkreślić punkt w regulaminie, że wszelkie wulgaryzmy proszę zasłaniać *(gwiazdka), a chyba jesteście na tyle inteligentni by wiedzieć co to jest wulgaryzm czy przekleństwo(wiem, to jedno i to samo). Możecie się teraz na mnie obrazić, proszę bardzo, ale ja nie będę się zastanawiała następnym razem czy czasem nie usunąć chata... Nie będę tolerować takich sytuacji, wyzwisk i innego rodzaju takich sytuacji. I podkreślam to szczególnie kieruję do osób, które przebywają na chacie Mysterious Valley. Pragnę by na tym blogu była miła atmosfera i żebyście, chociaż minimalnie się szanowali, a nie nagle wchodzę na blog, patrzę na chat a tu, cytuję: pojebany czy jebany czy nawet dupa... Nie jestem na was wściekła, ale po prostu szczerze powiedziawszy przykro mi się zrobiło gdy widzę to wszystko, przekleństwa i brak szacunku. To na razie jest tylko ostrzeżenie. Pozwoliłam nawet osobom nie należącym do stada przebywać na chacie, bo chcę by nasz blog był gościnny dla każdego i ten, który go odwiedził wychodził z miłymi wspomnieniami i by tu była dobra atmosfera. Daję Wam dużo luzu, ale ostrzegam... a ja potrafię być konsekwentna. I proszę... opanujcie się. Wiem, że jesteście na prawdę fajnymi ludźmi, piszecie niezwykłe opowiadania, tworzycie niesamowite postacie... Serio bardzo proszę. Jeśli ktoś teraz, po przeczytaniu tego posta się obrazi czy odejdzie od stada, nie będę żywić do niego urazy ani nie będę zła, zrozumiem to. Możecie pisać dowolne komentarze, ale proszę o kulturę, ten minimum jej. Pozwalam wyrażać swoje zdanie(trochę głupio to zdanie brzmi, ale co tam xD), możecie nawet pisać te przekleństwa, ale zakryte w jakiś sposób, nie koniecznie musi być to gwiazdka. I jeszcze raz bardzo Was proszę kochani członkowie i mili goście.
 
Dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie tego posta i serdecznie pozdrawiam.
~Alfa Havana(izusia321)
 
PS: Jeśli popełniłam jakieś błędy to z całego serca przepraszam :3

Od Figaro

CD Perły

Zdziwiło mnie trochę jej pytanie. Patrzyłem na nią lekko zdziwiony i zacząłem sobie zadawać w głowie różne pytania dotyczące jej uczuć w stosunku do mnie.... ja byłem pewny co do moich uczuć...
Ale czy ona też jest? Może jeszcze nie była na to gotowa? - zapytałem sam siebie. Nie... to nie to. Może się boi miłości bo nigdy nie zaznała jeszcze takiego uczucia? - To już chyba prędzej... Podszedłem do niej i popatrzyłem jej prostu w oczy, uśmiechając się lekko.
- A jak myślisz? - zapytałem spokojnym  ciepłym głosem.
- No... sama nie wiem... - powiedziała niepewnie.
 - Perło... - zacząłem. Nie wiem kim ja dla ciebie jestem... ale wiem jedno ! Ty jesteś na pewno moją księżniczką i nic tego nie zmieni bo naprawdę cię bardzo kocham.To już jest coś więcej niż przyjaźń.... - powiedziałem, lecz urwałem żeby miała czas do namysłu.
- Czy to miłość? - zapytała niepewnie.
- A co mówi ci twoje serce? - zapytałem i ją lekko  pocałowałem w policzek, po czym się trochę odsunąłem żeby sobie to na spokojnie przemyślała. Nie chciałem na nią naciskać...

< Perła? >

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Perły

CD Figaro

Figaro zawiózł mnie na swoim grzbiecie do jaskini. Oczywiście do jego. Już prawie zasnęłam leżąc tak przed dłuższą chwilę. Nagle zdziwiło mnie, że Figaro zagalopował.
- Nie jest Ci zbyt ciężko?
Zapytałam bawiąc się jego grzywą.
- Gdzie tam...
Podskoczył z gracją.
- Mam nadzieję...
Już stanął obok jaskini. Ułożyłam się w wygodnym miejscu i prawie od razu zasnęłam.
***
Rano obudziła mnie dziwna jak na poranek cisza. Otworzyłam oczy. Figaro jeszcze spał. Postanowiłam go obudzić. Stanęłam nad nim i pocałowałam w chrapy.
- To jest napad!
Krzyknęłam kiedy się obudził.
- Perła...
Podniósł się błyskawicznie.
- He, he!
Zaśmiałam się.
- Jak tylko cię dorwę...
Urwałam mu w połowie słowa.
- No już, miśku.
Przytuliłam się do niego. Potem wyszłam z groty myśląc nad tym wszystkim.
- Coś się stało?
Zapytał ogier.
- Figaro, tak na prawdę, to kim my razem jesteśmy? Chyba już nie przyjaciółmi...
Popatrzyłam na niego.

< Figaro?>

Od Figaro

CD Perły

Spojrzałem klaczy prosto w oczy po czym powiedziałem:
- Kocham taką słodką złośniczkę jak ty :3 - powiedziałem po czym ją do siebie przyciągnąłem delikatnie i ją jeszcze raz pocałowałem.
- Jeśli tak dalej będzie to już się od ciebie nie odkleję. - powiedziała uśmiechając się.
- Mi to będzie pasowało. - odpowiedziałem i odwzajemniłem uśmiech.
- Tak... A co jeśli ja nie chcę? - powiedziała drocząc się lekko ze mną z uśmiechem na ustach.
- No... Niestety... Muszę ci powiedzieć że jesteś na mnie w takim razie skazana... - powiedziałem i jeszcze mocniej ją przytuliłem.
- W takim razie nie mam wyjścia... - zaśmiała się i jeszcze raz mnie pocałowała a ja ją.
Bardzo kochałem Perłę. A gdy patrzyłem w te jej piękne oczy... Poprawka ! Ona jest cała piękna ! Nagle zobaczyłem czerwonego tulipana. Zerwałem go i ofiarowałem go Perle mówiąc przy tym:
- Ten kwiat i tak ugina się przed pięknem twej urody. - powiedziałem i włożyłem jej za grzywę. Ta jak zwykle się lekko zarumieniła a ja oczywiście ją pocałowałem.
- Prawdziwy z ciebie dżentelmen Figaro... - powiedziała i wtuliła mi się w szyję mocno w szyję.
- To co idziemy spać? - zapytałem bo widziałem że Perła jest już trochę zmęczona.
- Możemy pójść... - powiedziała i lekko ziewnęła.
Zrozumiałem że bieg który urządziliśmy trochę ją zmęczył dlatego wiozłem ją na grzbiet i poszedłem z nią do mojej jaskini. Z koro jej brat spał w jej jaskini to czemu w mojej nie może? Zrobię wszystko by ją zadowolić ! Bo jest moją księżniczką... :3

< Perła? :3 >

Od Kiary

CD Green Day`a

Po tym jak wtuliłam się w szuję ogiera pomyślałam że może mnie oprowadzi po reszcie terenów. Miło z nim spędzałam czas i na dodatek był silny, odważny, przystojny i trochę narowisty co bardzo mi się podobało. Lubiłam takich jak on. Zwłaszcza gdy był dla mnie taki miły i naprawdę miał naturę prawdziwego dżentelmena. Cóż... W prawdzie nie miałam zbyt dużego doświadczenia z ogierami... Bo jak jeszcze rodzice nie wiedzieli że posiadam moce... To starali się mnie odizolowywać od ogierów...
Nie wiedziałam nigdy czemu i nadal nie wiem... No ale na pewno mieli jakiś powód. Lecz teraz nie o tym. Wracając do Greea lubiłam takich umięśnionych ogierów. Przy nich czułam się bezpiecznie i na dodatek był słodki :3 Chciałam spędzić z nim więcej czasu. Nie chciałam mu się narzucać ale z drugiej strony nikogo po za nim jeszcze tak dobrze nie poznałam.
- Miałbyś może trochę czasu by mnie oprowadzić po terenach stada? - zapytałam nieśmiało bo jak już mówiłam wcześniej... Nie miałam doświadczenia z ogierami i nawet nie za bardzo umiałam zacząć z nimi temat...
- Pewnie ! - powiedział nagle i bardzo chętnie co mnie zdziwiło lecz i oczywiście też bardzo ucieszyło.
Ogier chyba zobaczył że się trochę wahałam i raczej nie mam doświadczenia takiego jak ona więc może dlatego się zgodził... A może jednak nie? Lecz jak na razie mnie to nie obchodziło bo w środku aż cała skakałam z radości ! Miałam w sobie trochę dziecka ale mi to w cale nie przeszkadzało.
Ogier nagle tak stanął do mnie że w tedy zobaczyłam naprawdę jaki jest silnie zbudowany.. Zrozumiałam że w takim razie musi dużo biegać i ćwiczyć. To świetnie się składało bo kochałam biegać, skakać przez przeszkody i się ścigać. Może i byłam drobna ale wytrzymała. Nagle Green zaczął do mnie mówić:
- Może najpierw zwiedzimy Dolinę rozmów, Jesienną ścieżkę, Mglistą polanę no i tak dalej. Z resztą wszystko ci będę mówił na bieżąco. - powiedział po czym się uśmiechnął a ja to odwzajemniłam.
- A daleko jest to pierwszego miejsca? - zapytałam zaciekawiona bo chciałam trochę pobiegać.
- No... jest nawet długi dystans. - powiedział po czym spojrzał na mnie pytająco.
- A może zrobimy mały wyścig? - zapytałam z nadzieją i szeroko się uśmiechnęłam.
Ogier był zdziwiony przez chwilę moją propozycją lecz zaraz po chwili namysłu się zgodził ochoczo. Ciekawiło mnie jak szybki i wytrzymały jest Green...

< Green Day? :3 >

Od Green Day`a

CD Kiary

Machnąłem ogonem odganiając grupkę komarów, które w tym roku pojawiły się wyjątkowo wcześnie! I w wyjątkowo dużej ilości...
Jaskinia, którą Havana przydzieliła Kiarze była całkiem duża. Mieściła się na skraju lasu, lub na końcu łąki. Jak kto woli.
Klacz wyprzedziła mnie i radosnym krokiem przekroczyła próg swojego nowego domu.
Uśmiechnąłem się zadziornie w jej kierunku, jednak nie mogła tego widzieć; stała wpatrzona w coś głębie jaskini.
- To ja już pójdę. - powiedziałem i skierowałem się w stronę ścieżki, którą przyszliśmy.
Kiara odpowiedziała coś nie zrozumiałego i zniknęła w ciemności.
W międzyczasie zdążyło się porządnie ściemnić. Spacerowałem ze wzrokiem wbitym w ziemię i rozmyślałem.
Dziwnie szybko dotarłem do Doliny Rozmów, a stamtąd już tylko przysłowiowe parę kroków dzieliło mnie od lasu i polany, na której mieścił się mój dom.
Byłem bardzo wdzięczny Havi za jaskinię, jaką mi przydzieliła. Zapewne zrobiła to nieświadomie, jednak nie mogła lepiej wybrać! Miejsce, w którym mieszkałem było wtulone między dwa, stare drzewa wiśniowe, których rozłożyste gałęzie dawały dużo przyjemnego cienia. Teraz, gdy wiśnie kwitły widok miałem naprawdę nieziemski. Uśmiechnąłem się do siebie i z rozkoszą nabrałem powietrza do płuc. Zapach białych kwiatów okrywających drzewa był wprost upajający.
Wokół ścian jaskini rosła lawenda. Nie mam pojęcia, skąd się tu wzięła, jednak bynajmniej mi to nie przeszkadzało! Chodź jeszcze nie zakwitła, zarówno w ciągu dnia jak i wieczorem kręciły się koło niej spore grupy owadów. Pszczoły zrezygnowały już z "okupowania" rośliny, jednak dużym, opasłym bąkom nie przeszkadzała późna pora. Ich basowe bzyczenie wypełniało ciszę tego miejsca.
Gdzieś pod wiśniami rosły dwa, niewielkie krzaczki. Wydaje mi się, że to jaśminy, jednak jest jeszcze za wcześnie, aby to stwierdzić. Westchnąłem i wszedłem do jaskini.
Na polanę wyszło parę szaraków. Zające - gdy tylko stwierdziły, że jest bezpiecznie - zaczęły się wesoło ganiać i podskakiwać wzwyż.
Trawa pokrywająca polankę również bardzo mi się podobała; zioła, kilka gatunków traw oraz moje ukochane polne kwiaty tworzyły niezwykły obraz nawet teraz, gdy nie wszystko kwitło.
Ponownie westchnąłem i potrząsnąłem głową. Ta wrażliwa, nieco romantyczna część mnie rzadko dawała o sobie znać. Jednak jak można nie wzruszyć się takim widokiem?
****
Brykałem po lesie radośnie rozdając kopniaki na prawo i lewo. Roznosiła mnie energia!
Las Peeves nie był może zbyt lubianym przez konie miejscem, jednak duża ilość powalonych drzew, dołków, górek i innych przeszkód dawała mi teraz idealną okazje do wyszalenia się.
Strzeliłem z dwu rury od tak, dla zabawy, kiedy coś za mną jęknęło żałosne. Zastygłem w bezruchu i powoli obróciłem głowę. No tak...Havana mówiła, że żyje tu sporo demonów, które lubią pozostawać niewidzialne.
Nie mniej nie zamierzałem przerwać spaceru; ucieszyłem się jeszcze bardziej gdy okazało się, że jest z kim walczyć. Jeszcze w starym stadzie walki z innymi ogierami były moją ulubioną rozrywką. Tylko dwóch przeciwników dało radę mnie pokonać.
Oczywiście, kolejny mój ambitny plan zakładał takie zrównanie ich z ziemią, żeby nikt nie miał wątpliwości, kto tu rządzi.
Stanąłem dęba uderzając kopytami w powietrze. Uśmiechnąłem się zadziornie i znów zagalopowałem. Doskonale wiedziałem, że ktoś mnie goni, co dodawało mi pędu.
Przeskoczyłem przez powalony dąb i zatrzymałem się. Coś obok zaśmiało się szyderczo, i po chwili poczułem nagłe uderzenie gorąca na brzuchu.
Dostałem z liścia od demona!
- Ach, więc to tak!? - uśmiechnąłem się łobuzersko sam do siebie, lecz zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, do moich uszu dotarło rozrywające powietrze, długie wycie.
Moi przeciwnicy zniknęli.
Tupnąłem nogą i zarżałem cicho na znak, że nie zamierzam uciekać. Stworzenie, które wypłoszyło demony nie kazało długo na siebie czekać. Suche, zżółknięte liście leszczyny zaszeleściły i wyłoniło się z nich doskonale znane mi zwierzę.
Pierwsze, co rzuciło mi się o czy to potężne, silne łapy i rudo-szara sierść. Wilk, który stał na przeciwko mierzył mnie wzrokiem dużymi, połyskującymi oczami.
Potrząsnąłem głową tak, by grzywka zakrywająca mi oczy odsłoniła je i również wbiłem wzrok w oczy drapieżnika. Żaden z nas nie miał zamiaru atakować. Z wilkami łączyła mnie pewna niezwykła więź, mająca związek jeszcze z poprzednim stadem.
Zwierzę otworzyło pysk i wysunęło język w dość specyficznym, wilczym uśmiechu. Odsunąłem się na bok dając mu możliwość przejścia. Drapieżnik lekko skinął głową i zerwał się do biegu. Mogłem kontynuować..."trening"?
****
Kiarę spotkałem całkiem przypadkiem, przy wodopoju. Klacz podbiegła do mnie z szerokim uśmiechem i ostrożnie wtuliła się w moją szyję.
Przywykłem do tego gestu, chodź dość dawno go nie doświadczyłem. To również jedna z tych rzeczy, których mi brakowało podczas wędrówki.
Nie trwało to jednak długo; Kiara cofnęła się i zaczęła mówić:

< Kiara? >

Od Perły

CD Figaro

Kiedy zobaczyłem całą tą całą kolację byłam zaskoczona. Tak mile zaskoczona. Już widziałam, że szykuje się coś dobrego.
- Figaro...słodki jesteś.
Puściłam mu oko i pocałowałam w policzek.
- Może jesteś głodna?
Zapytał chwilkę później.
- I to jak. Co my tu mamy...
Rozejrzałam się. Zobaczyłam...najlepsze kąski! Wzięłam kilka marchwi, tak wielkie i czerwone jabłko, że możny by nim grać w siatkówkę i przypiekłam je na ogniu.
- Starałem się wybierać dobre jedzenie.
Uśmiechnął się tak, jak nigdy przedtem. Zjadłam połowę jedzenia. Resztę zostawiłam mu. Później usiadłam z nim przy ognisku. Przytulił mnie.
- Nie zjesz nic?
Zapytałam się.
- Może za chwilę.
Pokiwał głową. Oparłam głowę na jego ramieniu. Czułam, jak pocałował mnie w czoło.
- Nie przypuszczałam, że kiedyś się zakocham.
Zaśmiałam się do Figara.
- Los jest nieprzewidywalny.
Przytulił mnie mocniej.
- Wiem. Przystojniaku...
Poprawiłam mu grzywkę i podałam kopyto.
- Ładny widok na gwiazdy.
Wskazał ogier, a kiedy tylko się obróciłam pociągnął mnie delikatnie zębami za ogon.
- Ej, to tak się bawimy?
Obróciłam się energicznie i próbowałam go złapać. Jednak nie byłam taka silna jak on i widziałam, że dodaje mi fory przystając.
- Tutaj!
Skręcił nagle.
- Taki jesteś silny i szybki, to zaraz będziesz musiał mnie nieść do jaskini!
Stać mnie już było tylko na kłus. Wolny kłus. Kiedy to zobaczył, stanął.
- Z chęcią podwiozę.
Powiedział z udawaną złośliwością.
- E, tam. Śpimy tu, na trawie.
Skubnęłam go za grzywę.
- Może być. Ktoś idzie?
Zobaczyliśmy cień między drzewami.
- Co tu się dzieje? Dajcie się wyspać.
No oczywiście wszystko musiał zepsuć Akcent.
- Nie twoja sprawa. Śpij w mojej jaskini jak coś ci przeszkadza.
Powiedziałam do niego. Zdziwił się kiedy zaproponowałam mu spanie w mojej jaskini.
- Ok. Mi to pasuje. A ty? GDZIE DZIŚ ŚPISZ?
Zdziwił się jeszcze bardziej.
- Na pewno nie z tobą. A teraz... SPADAJ GNOJKU!... za przeproszeniem.
Kopnęłam go z uśmiechem, aby wreszcie ruszył zad.
- Dobra, już idę.
Powiedział zdezorientowany.
- Ja to potrafię być złośliwa...
Wzruszyłam ramionami z uśmieszkiem i pocałowałam Figaro.

< Figaro?>

Od Figaro

CD Perły

Klacz wtuliła mi się w szyję a mnie na chwilę sparaliżowało... Jednak już po chwili również zacząłem tulić klacz i powiedziałem jej na ucho:
- Kocham cię.- powiedziałem po czym ją pocałowałem.
Ta lekko się zarumieniła i jeszcze bardziej się we mnie wtuliła..
***
W nocy zaprowadziłem klacz do na kolacje przy gwieździstym niebie. Gdy dotarliśmy na miejsce klacz zobaczyła wszędzie płatki róż, tulipanów i innych kwiatów jak i zobaczyła niewielkie ognisko i świeże jedzenie godne nawet królowej... pocałowałem ją po czym puściłem przodem i czekałem na jej reakcję...

< Perła?:3 >

Od Perły

CD Figaro

Odetchnęłam i odważnie postanowiłam powiedzieć wszystko, co miałam na myśli.
- Figaro... przy Tobie czuję się ośmielona, wiesz co chcę powiedzieć bez słów. Wiesz czego mi potrzeba, jesteś dżentelmenem i prawdziwym przystojniakiem. Jesteś najodważniejszym, najmilszym, najbardziej pociesznym ogierem jakiegokolwiek kiedyś spotkałam. Na twój widok nogi uginają się pode mną, a na moich polikach pojawiają się rumieńce. Przy tobie czuję motyle i zapach róży...Teraz nie mam słów, żeby opisać to uczucie, ale pewnie już wiesz...
Zakończyłam przemowę i wtuliłam się w jego szyję.

<Figaro? No, no romantico c:>

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Lady Queen

CD Figaro

1. LQ NIGDY NIE PACZE
2. LQ nie prosiłaby tak żałosnego ogiera o ''litość'' 
3. LQ nie widzi tych wszystkich ''bajerów'' czyli nazywanych tak przez was ''mocy''.


Wstałam. Zaśmiałam się szyderczym głosem. Widać - ogierkowi spodobała się cała szopka. Jednak nie wiedział, że ja nie uznaję ''mocy''. Jestem na nie nieczuła. Nie widzę ich, bo według mnie  żałosne jest używanie magii. Widziałam tylko jak ogierek macha swoimi małymi kopytami jakby dostał Parkinsona. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że śmieję się w duchu i patrzę na jegho poniewierające się ciało. Z litości, by mógł się trochę ucieszyć, zaczęłam sztucznie ''błagać'' go. Wiem, że jestem dobrą aktorką.
Wiedziałam, że spieszy się na randewu do swojej księżnej.
-Tego za wiele! -znów zaśmiałam się donośnie.
Puściłam się w dziki cwał. Zaraz znalazłam się w jednej lini z ogierem.
-To ty... ty - powiedział nieco zszokowany. -Masz czelność jeszcze pokazywać mi się na oczy?!-wybuchnął.
-Tak, mój drogi.
Wtem rozpętała się krwawa rzeź. Ogier, który wczoraj śmiał mi się stawiać leżał już na ziemi krwawiąc od moich tępych i bolesnych ciosów. Właściwie- to już by wystarczyło, bo musiał wiedzieć, że od normalnej klaczy [tzn. nie używającej mocy] nie mógł się uleczyć magią. Niestety, razy muszą mu same zarosnąć.
Później już zostało tylko go dobić. Nie będę opisywała mojej wściekłości, bo byłoby to bez sensu.
Wtedy jeszcze raz mocno przygniotłam jego poharatane gardło mym ostrym kopytem po czym przycisnęłam je jeszcze mocniej, by dotrzeć do jego marnej tchawicy. Po chwili poczułam tryskającą lepką, czerwoną maź i jego ostatni wdech. Wdech rozpaczy.
Jego gardło było po prostu wyciśnięte. Nie widziałam w nim nic. Jedynie wiele krwi, ciała i kawałek rozciętej tchawicy.
Odrywając kopyto od jego szyi wypowiedziałam z gestem triumfu:
-Wystarczy? Chyba tak. Oj wiedz, że twoja panienka już nie poleci na oszpeconego ogierka. Blizny zostaną.. oj zostaną.
Popatrzyłam na żyjące jeszcze truchło.
-O ile w ogóle przeżyjesz!  -zaśmiałam się szyderczo.

THE END

Nieobecność

WTSW(Alestra von Meteorite, Vendela von Meteorite, Cloud von Meteorite, Ixaca, Black Angel) będą nieobecni do odwołania.

Od Kiary

CD Green Day`a

Dżentelmen - pomyślałam ciesząc się w duszy i poszłam za nim. Cieszyłam się że taki ogier jak Green zwrócił na mnie uwagę i był taki romantyczny... Był silnie zbudowany i czułam się przy nim bezpiecznie mimo, że dopiero co go poznałam... Nagle usłyszałam jakiś szelest w krzakach i odruchowo zbliżyłam się bardziej do ogiera pytająć przerażonym głosem:
- Co to było? - powiedziałam prawie wtulając się w ogiera i patrząc w miejsce z kąt dobiegał hałas.
Ogier nie wyglądał jakby mu ptzeszkadzało to że prawie się w niego wtuliłam z przerażenia. Uśmiechnął się pod nosem po czym powiedział:
- Spokojnie. To tylko wiatr... - zapewnił mnie, lecz ja i tak się bałam.
- Napewno? - zapytałam niepewnie dalej nie odchodząc od ogiera i nie spuszczając oka z miejsca skąd dobiegł hałas.
Ogier popatrzył na mnie spokojnym wzrokiem i zapytał:
- Mam sprawdzić? - zapytał troskliwie.
- Nie. - odparłam szybko. Chcę iść dalej... - powiedziałam lekko drżącym głosem.
Ogier popatrzył znowu na mnie po czym się uśmiechnął...

< Green Day? :3 >

Od Green Day`a

CD Kiary

- Myślę, że nie będzie problemu. - powiedziałem - Havanie na pewno nie będzie przeszkadzał Twój żywioł. - zapewniłem i schyliłem się po tulipan rosnący przy drodze.
Wręczyłem go Kiarze, którą najwyraźniej bardzo zdziwił ten gest.
- Kwiat piękny, chodź nie umywa się do Ciebie. - powiedziałem patrząc w oczy klaczy.
- Jej...dziękuję...- wydukała unikając mojego wzroku.
Spacer po Alei Róż nie trwał długo, z tej prostej przyczyny, że zaczęło się ściemniać.
Tak po prawdzie, to nie wiedziałem, że moja towarzyszka nie należy jeszcze do stada.
Zaprowadziłem ją więc do Havany, którą spotkaliśmy przed jej jaskinią.
- Havi, to jest Kiara - powiedziałem puszczając klacz przodem - chciałaby dołączyć.
Samica alfa zlustrowała ją i po chwili uśmiechnęła się.
- Nie ma problemu. - rzekła i zaczęła rozmawiać z Kiarą.
Na wszelki wypadek odsunąłem się. Może chciały załatwić coś prywatnego?
Kiedy skończyły, Havana przeprosiła nas i pogalopowała w stronę łąki.
- I jak? - spytałem.
- Jestem w stadzie! Zostałam strażniczką! - odpowiedziała wesoło - Alfa przydzieliła mi jaskinię, gdzieś tam - wskazała głową sosnowy borek. - Chcę tam pójść i zobaczyć nowy dom. Może spotkamy się jutro?
- Nie myślisz chyba, że pozwolę tak wspaniałej klaczy iść samej, wieczorem, przez las! - prychnąłem i nie czekając na reakcję Kiary ruszyłem przodem.

< Kiara? >

Od Figaro

CD Perły

Gdy zobaczyłem minę klaczy nie wiedziałem co mam myśleć.... Zgodziłem się że z nią pójdę. Jak miałbym nie puść ? Przecież mi na niej zależało.... Szliśmy powoli po terenach stada kierując się w stronę Wodospadu Dusz. Słońce jak zwykle mocno i pięknie świeciło.... Promienie słońca znowu padały na piękną sierść klaczy.... Ach... ona jest po prostu przepiękna - pomyślałem. No ale z drugiej strony bałem się co mi chce takiego powiedzieć. Bałem się odrzucenia ale wolałem nawet o tym nie myśleć.... Wolałem być jak najlepszej myśli mimo iż było to bardzo trudne. W końcu dotarliśmy do Wodospadu Dusz... Perła stanęła i odwróciła się do mnie z tą samą wcześniejszą miną... czekałem nerwowo na to co chciała mi powiedzieć. Poczułem jak serce w klatce piersiowej zaczyna mi bić jak szalone...

< Perła ? :3 >

Od Lady Queen CD Green Day'a

Przewróciłam oczyma -i choć niechętnie- zgodziłam się oprowadzić konia po pobliskich terenach. Nie było tego strasznie dużo, a i tak nie miałam nic do roboty - no jedynie relaks w promieniach wrzącego słońca. 
-To gdzie pierw chcesz iść hrabio? -zapytałam z nutą ironii w głosie.
-Zacznijmy od tego, że nie znam terenów... 
Westchnęłam i ponownie przekręciłam oczami. Irytował mnie. Nie dość, że nie potrafił się zachować to jeszcze ... Eh... zresztą szkoda gadać. Po prostu menda.
-Tu mamy piękną łąkę, na której zakłóciłeś mój anarchiczny spokój. 
Prychnął. Dobrze wiedział, że z niego kpię.
-Dobra, chodźmy do sedna. Przedstawię ci najciekawsze miejsce. Moim zdaniem Aleja Niebios zasługuje na pierwsze miejsce. Jest oddalona stąd o zaledwie dwa kilometry, a mi akurat przyda się spacerek w kąpieli słonecznej. -poniosłam łeb w stronę ognistej kuli, jaką było wielbione przeze mnie Słońce. 
-W końcu się przypalisz od tego słońca, księżniczko. -zadrwił ze mnie Day. 
Jako, że był kilka metrów ode mnie, poczekałam, aż będzie szedł ciut za mną, po czym dałam mu porządnego ''kuksańca'' z moich mocnych, tylnych kopyt prost w jego dumną pierś. 
Udając twardego, nie odpowiedział, ani nawet nie pisnął, ale dobrze wiedziałam, że ciut go zabolało. Miałam kopa.
Po chwili stępu byliśmy na miejscu. Nieco zdezorientowany, ale zaciekawiony Green Day położył niepewnie kopyto na ''tafli'' nie wiadomo czego, co przypominało lustro. 
Zaraz po tym kroku zaczął wierzgać i stawać dęba! Czyżby przestraszył się tego?
-Day! Nie rób z siebie cioty tylko wejdź! Nic ci się nie stanie!
Po chwili uświadomiłam sobie, że nie lustro było jego obiektem strachu, ale zbliżający sie do nas rozpędzony... wilk! Dobrze wiedziałam, że to tylko wytwór naszej wyobraźni, bo to miejsce potrafi zaskakiwać... Niestety. Byłam niedowiarkiem i źle się to skończyło. Po chwili poczułam wbijające sie w moje ciało, ostre pazury i tępy cios w głowę. 


<Green! Pomocy!>

Od Perły

CD Figaro

Uśmiechnęłam się do ogiera. Czułam, że zarumieniłam się i moje rumieńce było widać aż zbyt dobrze na mojej różowej skórze i perłowym umaszczeniu.
- Ach ten kwiatek...
Zakryłam chrapy kopytem.
- Zdaje mi się, że ostatnio znalazłam w grzywie podobny.
Dodałam po chwili ciszy.
- Może i.
Powiedział tajemniczo Figaro.
- Jak się miewa nasz 'kochany' wuj Kartuz?
Zapytał Akcent.
- Jeszcze nie wiesz? Zabity!
Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
- Aha, w takim razie wieczorem zajrzę z Granixem do piekła...
Powiedział z ulgą w głosie.
- A jak wygląda piekło?
Zaciekawiłam się. Inne żywe konie nie mogły do niego wchodzić, chyba, że mają żywioł śmierci.
- Dużo ognia, klatki, w których siedzą niewolnicy. Nie dostają nic do jedzenia i tak już nie umrą z głodu. Sam niewiele o nim wiem.
Powiedział szybko.
- Figaro, idziemy do Wodospadu Dusz? Muszę powiedzieć Ci coś ważnego.
Zrobiłam poważną, nietypową dla siebie minę.

< Figaro?>

Od Kiary

CD Green Day`a

Byłam mile zaskoczona zachowaniem ogiera. Prawde mówiąc to był jedyny ogier który był dla mnie miły i nie chciał mi zrobić krzywdy. Postanowiłam że raczej moge mu zaufać i poszłam z nim na spacer zwiedzać tereny tego stada do którego chciałam dołączyć... Jeśli mnie tu zechcą...
- Te tereny są piękne - powiedziałam do ogiera z uśmiechem.
- Chciałabyś do nas dołączyć? - zapytał spokojnym i ciekawym głosem.
- Nie wiem czy mogę... - powiedziałam lekko smutnym głosem.
- Dlaczego niby nie mogłabyś? - zapytał zdziwiony.
- Zostałam wyrzucona z mojego rodzinnego stada bo władam nad powietrzem i wszystkim z czym czym jest związany mój żywioł... - powiedziałam smutnym głosem..
nagle weszliśmy do tzw. Alei róż... Byłam naprawdę szczęśliwa że zobaczyłam tak piękne miejsce u boku takiego ogiera jakim jest Green Day.

< Green Day? :3 >

Od Qerida

CD Rossy

Położyłem się obok niej. Kwiaty zaczęły przykrywać oczy. Zacząłem kichać i machać głową energicznie. Ich pyłem miałem już chyba wszędzie.
-Qerido...- zaśmiała się Rossa.
-To nie moja wina- odparłem niewinnym głosem dziecka.
Moja partnerka tylko pokręciła zrezygnowaniem głową. Wiatr pomógł w tej sytuacji, jednak i tak po chwili podniosłem głowę i otrzepałem się z żółtego pyłku, który zleciał na śmiejącą się Rossę.
-Wybacz kochanie- uśmiechnąłem się łobuzersko.
Po chwili zacząłem nucić pod nosem, zamykając oczy i zapominając o świecie, co ostatnio bardzo rzadko, wręcz wcale mi się nie zdarzało.
-Co to za piosenka?- spytała, podnosząc głowę i pochylając się nade mną. Również otworzyłem oczy i spojrzałem w jej głębie wzroku.
~Take me high and I'll sing oh
You make everything okey, okey, okey
(okey, okey, okey)
We are one in the same oh
You take all of the pain away, away, away
(away, away, away)
Save me if I become my demons...
~
-To refren. I oddaje nawet cząstkę tego co mam- pocałowałem ją w chrapy i znów zamknąłem oczy- Mogę cię nauczyć...- powiedziałem i z kolejnym łobuzerskim uśmiechem otworzyłem jedno oko, patrząc nadal w jej oczy.

Rossa? Wena na dziś wykorzystana :/

Od Green Day`a

CD Kiary

Przyglądałem się odchodzącej klaczy.
Wysoka, długonoga, dobrze zbudowana...całkiem ładna. Bardzo przypominała mi klacze ze stajni. Chodź opuściłem to miejsce jeszcze będąc źrebakiem, to doskonale pamiętałam mieszkające tam konie.
Potrząsnąłem głową otrzepując grzywę, która nachodziła mi na oczy i ruszyłem kłusem w stronę klaczy.
- Wybacz mi najście, ale uznałem za stosowne przedstawienie się. - powiedziałem, a kiedy jej uwaga była skupiona na mnie, ukłoniłem się lekko mówiąc - Jestem Green Day, szpieg ze stada Misterious Valley. Bardzo miło mi Cię poznać...
- Kiara - przedstawiła się i uśmiechnęła.
Z początku nie bardzo chciała ze mną rozmawiać, jednak gdy zobaczyła, że nie mam złych zamiarów, wyraźnie się rozluźniła. Może nie przywykła do takiego traktowania przez ogiery?
Odwzajemniłem uśmiech i wyprostowałem się.
- Jesteś nowa, prawda? - spytałem, a kiedy klacz skinęła głową uśmiechnąłem się nieśmiało i dodałem - Ja też. Nie zdążyłem jeszcze zwiedzić wszystkich terenów, a z tego, co wiem...jest tu całkiem dużo do zobaczenia. Może...dałabyś się zaprosić na spacer? - to mówiąc ponownie lekko się skłoniłem.
Klacz wyglądała na pozytywnie zaskoczoną moim zachowaniem. Havana opowiadała mi wczoraj o Alei Róż. Oczywiste było, że nie poszedłbym tam sam. Spacer po takim miejscu ma sens tylko w towarzystwie pięknej klaczy.

< Kiaro? >

Od Kiary do Green Day`a

Szłam powoli błąkając się w swoich marzeniach o normalnym życiu w której mnie wszyscy zaakceptują... Była zła że zostałam odrzucona i wygnana przez własnych rodziców ! Powinni mnie kocham mimo wszystko... lecz tak nie było... Byłam tak zamyślona że nawet nie zauważyłam że weszłam na tereny jakiegoś stada i nieświadomie w kogoś uderzyłam.
- Patrz jak łazisz ! - krzyknęłam lecz nagle się opanowałam bo zobaczyłam że uderzyłam w zdziwionego ogiera...
- To chyba ty powinnaś uważać... - powiedział nadal zdziwiony.
- Może i tak... - powiedział i zawróciła i szłam z kąt przyszłam wcześniej.
Myślałam że te tereny nie należały do żadnego stada... Byłam tam nowa... Czułam na sobie spojrzenie ogiera i nagle do mnie podbiegł.

< Green Day ? :3 >

Od Green Day`a

CD Lady Queen

Nie żebym jakoś specjalnie lubił takie zachowanie, jednak reakcja tej siwki bardzo mnie bawiła.
- Nie, mamusia niewielu rzeczy zdążyła mnie nauczyć. - uśmiechnąłem się wrednie - Chodź widzę, że nie tylko mnie! Podstawy dobrego wychowania to tu leżą...i się relaksują. - zakpiłem i wróciłem do jedzenia.
Jaka szkoda, że nie widziałem jej miny!
Moja rozmówczyni była całkiem niebrzydka. Zapewne do tej pory słyszała od ogierów tylko komplementy i chęć adoracji...no cóż, peszek!
Mimo, iż moje zachowanie musiało ją coraz bardziej denerwować, nie wstała. Jakkolwiek głupio to zabrzmi, to doskonale ją rozumiałem: wstanie i odejście oznaczałoby odpuszczenie, tak więc i poddanie się, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Była na przegranej pozycji, a ja bardzo chciałem zobaczyć jej reakcje.
Ponieważ nic się nie działo, sprowokowałem sytuacje podchodząc nieco bliżej. Tego już było dla niej zbyt wiele.
- Słuchaj no ty! - syknęła, a było to syknięcie tak przepełnione jadem, że aż się zdziwiłem, iż nic mi nie jest - Za kogo ty się uważasz, co?! Nie dość, że kawał niewychowanego chama, to jeszcze masz czelność...!
- Eeeej, no spokojnie, Księżniczko! - uśmiechnąłem się słodko i spojrzałem w oczy klaczy. - Czy mógłbym wiedzieć, z kim mam przyjemność?
Nie podchodziłem zbyt blisko. Maksymalnie skulone uszy klaczy i postawa zdradzająca gotowość do ataku były dla mnie wystarczająco zniechęcające. Mimo, iż zachowywała się jak Madame najwyższego sortu, nie wątpiłem, że potrafi też dokopać, a na siniaki nie miałem dziś szczególnej ochoty. Z klaczami jest ten problem, że im nie można oddać.
Najwyraźniej zadziałało na nią słowo "Księżniczko" bo chodź wciąż miała mord w oczach, odpowiedziała.
- Lady Queen, baranie! - fuknęła zadzierając głowę do góry, pierś wypinając do przodu i przekładając ogon na bakier.
- Cóż za zaszczyt mnie kopnął - mruknąłem sam do siebie, i dodałem głośniej - Domyślam się, że nie oprowadzisz mnie po terenach, księżniczko?
- A co, sam byś się zgubił? - dogryzła, a ja skarciłem się w duchu.
- Ja? Ależ skądże! Martwiłbym się tylko, czy masz odpowiednio dużo miejsca do samotnego relaksu...
Nie było sensu się dalej drażnić. Lady wydawała się gotowa do kontrataku, zatem odpuściłem sobie słowne dogryzanie. Tak czy siak była klaczą, a ja miałem za sobą długą i trudną wędrówkę. Nie dziś.
Odezwała się we mnie natura amanta. Chodź jasne było, iż moja siwa znajoma jest zupełnie inna niż klacze, które dotąd poznałem, to chciałem spróbować ją poznać. Brakowało mi towarzystwa płci pięknej.
- To jak będzie? - spytałem widząc, że się waha.
- Zepsułeś mi nastrój...niech Ci będzie! - odparła. Argumenty to miała słabe, niemniej cieszyłem się, że nie będę musiał sam wlec się po rozległych terenach Misterious Valley.

< Księżniczko? ^^ >

Nowa klacz- Kiara

Powitajmy serdecznie Kiarę- nową klacz w Mysterious Valley ^^. Wybacz mi za słabe powitanie i wszyscy życzymy ci jak najwięcej pomysłów na opowiadanka i pobytu w stadzie z uśmiechem :3
 
Imię: Kiara
Płeć: Klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Na co dzień jest bardzo miła, skryta, tajemnicza, mądra, inteligentna, uczciwa o dobrym sercu. Jest bardzo honorowa. Ma niezwykłą wytrzymałość ( po matce ), siłę ( po ojcu ) i jest szybka jak błyskawica ( po matce ), mało kto może ją dogonić bądź wyprzedzić.... Wiąże się to z umiejętności jej byłego stada. Każdemu mądrze i dobrze potrafi doradzić gdy ktoś ją o to poprosi. Nienawidzi ogierów którzy nie szanują klaczy czy też traktują je przedmiotowo... Dla takich ogierów jest bardzo agresywna i potrafi nawet takiego zaatakować... Daje takim ogierom jasno do zrozumienia że ich nienawidzi i nigdy ich nie będzie lubiła... "Takim nigdy się nie daje omamić jak inne klacze". Jest cicha gdy coś ją trapi bądź błąka się w marzeniach... Kocha biegać i patrzeć w gwiazdy. Lubi przebywać na łonie natury i obserwować jej piękno. Jej zaufanie bardzo ciężko zdobyć, ale gdy już komuś zaufa to jest bardzo zabawna. Jest bardzo sprytna i wytrwała. Jest świetną wojowniczką. Nigdy się nie poddaje bez walki... I nigdy z nikim nie przegrała bitwy, choć jest zwolenniczką pokoju i nienawidzi przelewów krwi. Woli załatwiać wszystko dyplomatycznie ale gdy trzeba potrafi walczyć i jest w tym naprawdę dobra. Choć nie lubi się tym chwalić..." Bo w końcu musi się zachowywać jak na damę przystało "... A przynajmniej tak mówiła jej matka. Zanim jeszcze się dowiedziała o jej mocach... Potrafi być też bardzo poważna. Czasami lubi pobyć sama. Zawsze staje w obronie słabszych i każdego potrafi pocieszyć. Mimo że jest silna to jest za razem delikatna. Jak mówiła o niej jej matka. Gdy komuś z jej najbliższych grozi niebezpieczeństwo, zrobi wszystko by ich obronić. Marzy o tym by ktoś ją pokochał lecz boi się że zostanie tylko wykorzystana....
Stanowisko: Strażniczka
Żywioł: Powietrze
Moce: Potrafi wywołać burze z piorunami, mgłę itp. Inaczej mówiąc wszystko związane z żywiołem.
Rodzina: Matka: Luna, Ojciec: Szedoł
Partner: Podoba jej się Secret Star ale raczej nie ma u niego szans...
Historia: Kiara ma ciężką przeszłość. Jej rodzice jej nie akceptowali bo władała powietrzem a oni byli zwykłymi końmi... Została wygnana gdy miała niecałe dwa lata. Podczas podroży wiele się nauczyła o życiu. Błąkała się w poszukiwaniu swojego miejsca w świecie. W końcu wkroczyła na tereny tego stada i postanowiła spróbować tu normalne życie wśród takich koni jak ona.
Właściciel: pusia9
Inne zdjęcia: 1

Od Figaro

CD Lady Queen

Leżałem poważnie ranny na ziemi i wykrwawiałem się na śmierć. Nagle pełna świadomość mi wróciła i poczułem ogromny gniew. A więc tak się bawimy? - pomyślałem. Niedługo to ty będziesz tak leżeć i będę ci wydłubywać oczy i ciął tę śliczną buźkę... Takich jak ona sztyletowałem, łamałem im kończyny i patrzyłem jak się wykrwawiali. Gdy dołączałem do tego stada nikt nie wiedział że w byłym stadzie byłem " mordercą ". Może i się trochę zmieniłem co do przelewów krwi.... ale gdy jestem wściekły... Znów zamieniam się w bezwzględnego mordercę ! I nikt mnie w tedy nie powstrzyma ! Nagle wstałem i wszystkie moje rany się uleczyły!!! To była moja tzw. ukryta moc " która prawie nigdy się nie przebudzała... Wściekły pogalopowałem za klaczą a w oczach miałem tylko nienawiść i chęć zabicia jej w najgorszy sposób !!! Znalazłem ją ! Pasła się jak gdyby nigdy nic na pastwisku sama. Spojrzała na mnie i nie mogła w to uwierzyć że nic mi nie jest ! Chciała się zaśmiać lecz gdy spojrzała mi w oczy... Zrozumiała że ma kłopoty!!! I to jakie !!! Kłopoty!!! Wywołałam burzę i wezwałem ostry jak brzytwa wiatr żeby krążył wokół nas jak tarcza by nie mogła uciec. W końcu zrozumiała że nie wolno było ze mną zaczynać wojny... Uderzyłem w nią piorunem a ona upadła na ziemię nie mogąc się wo gule ruszyć... Uderzyłem dwoma kopytami o ziemię i wezwałem mgłę ! Oplotła ją i nie mogła nic powiedzieć ani się ruszyć... Była zdana na moją łaskę ale nie zamierzałem jej tego darować !!! Może i jestem miłym dżentelmenem i wojownikiem... ale nikt nie wiedział o mnie że jeśli ktoś mi zajdzie za skórę... To czeka go najpewniej bolesna śmierć !!! Podszedłem do niej i nachyliłem się jej do ucha... po czym powiedziałem:
- A wiedziałaś że w byłym stadzie byłem mordercą ?! - zaśmiałem się a ta przerażona spojrzała mi we wściekłe oczy i zobaczyła w nich tylko chęć zemsty i zabicia w bestialski sposób ! Nagle znowu zacząłem mówić:
- Takie słodziutkie klaczki zabijałem ! Nawet wydłubywałem im oczy i ciąłem piękną buźkę.... - powiedziałem wściekłym głosem.
Nikt nie wiedział że wywołałem burzę i wezwałem powietrze bo sprawiłem by powietrze zagłuszało dźwięki dochodzące do stada... Tam było cicho i nikt nie wiedział o całym zdarzeniu... I nie będzie wiedział !!!
Wezwałem żywioł powietrza i przeciąłem skórę klaczy na grzbiecie, nogach i słodkim pyszczku... Klacz chciała krzyknąć i wezwać pomoc ale to było na nic.... Zwijała się z bólu a ja nie zamierzałem przestać dopóki się czegoś nie nauczy ta piękność....
Klacz jeszcze raz spojrzała na mnie i tym razem jakby błagała mnie o życie i zostawienie jej w spokoju... Jednak zobaczyła w moich oczach że jej jeszcze nie odpuszczę ! Mgła jeszcze bardziej ją oplotła i ścisnęła a ta zaczęła się powoli dusić z braku tlenu... Jeszcze raz użyłem powietrza zrobiłem to co poprzednio... jednak tym razem zadałem jej kilka ran kłutych w brzuch, szyję i nogi... Klacz chciała się wyrwać i krzyczeć z bólu jednak cóż... To było na marne...
Wyczułem jej strach.... To było wręcz żałosne.... Znowu się do niej nachyliłem i powiedziałem:
- Natrafiła kosa na kamień... - powiedziałem uśmiechając się a jej z oczu poleciały łzy...
Mogłem uleczyć klacz i pozwolić jej odejść ale nie chciało mi się tego robić... Chciałem zemsty !!! Krwawej zemsty !!! Klacz jeszcze raz na mnie spojrzała błagalnym wzrokiem... Jednak się tym nie przejmowałem. Widziała w moich oczach że nie obchodzi mnie to " błaganie o życie..."
Chciałem jej zadać zabójczy cios... ale stwierdziłem że jeśli jeszcze raz mi podpadnie... To z pewnością ją zabiję i już nie pomogą jej żałosne błagania !!! Klacz straciła mnóstwo krwi... Patrzyłem na nią i jeszcze raz do niej podszedłem:
- Jeśli jeszcze raz się to powtórzy... - powiedziałem poważnym i złym głosem. To zabiję cię w męczarniach !!! - krzyknąłem. A.... I jeszcze jedno ! Jeśli koto się o tym dowie to marny twój los !!! Jeśli się o tym dowiem... To z pewnością będziesz miała najgorsze piekło jakie sobie mogłaś wyobrazić...
Spojrzałem z góry na trzęsącą się klacz której łzy leciały z oczu... Puściłem ją i mogła się już w " miarę " ruszać... Jednak miała nogi jak z waty... Żałośnie się trzęsła... Popatrzyła się na mnie nic nie mówiąc i znowu do niej przemówiłem:
- Pamiętaj !!! Jeśli komuś się wygadasz bądź jeszcze raz ze mną zadrzesz... Zabiję cię w taki sposób... Jaki ci się nawet nie śniło... - powiedziałem wściekłym tonem i bardzo poważnym.
Klacz na mnie spojrzała i wymamrotała:
- To...to...t..o..to się już nie... nie powtórzy.... - powiedziała trzęsącym się głosem. Nagle upadła. Bo było wycieczenie z braku krwi.... I szoku jakiego doznała. Wyleczyłem ją i uspokoiłem szalejący żywioł.... Klacz była już cała uzdrowiona i nie miała żadnych ran jakby nic się nią stało...
Jeszcze raz na mnie popatrzyła tym przerażonym wzrokiem i uciekła na chwiejących się nogach... Ja w końcu się opanowałem i poszedłem na spotykanie. Jakby nigdy nic...

< Lady Queen ? Ty też wkurzyłaś Figara... :3 I lepiej dla niej żeby nie zadzierała z nim... :3 >

Od Lady Queen do Green Day'a

Leżąc na pastwisku i oddając się ciepłemu słońcu, które muskało moją sierść swymi delikatnymi promieniami, rozmarzyłam się. Z zamkniętymi oczyma w świadomym śnie wcieliłam się w mą wykreowaną postać i jak co dzień przeżywałam przygody. Śniąc na jawie zawsze robiłam  to samo. Przeżywałam dotkliwy paraliż senny, a potem poddawałam się moim najróżniejszym fantazjom.
Mą sielankę przerwał koń, który zechciał pożywić się akuratnie na moich kilkudziesięciu metrach kwadratowych. Z początku zignorowałam go, przecież tylko skubał soczystą trawę zakłócając mój spokój. 
Gdy podszedł zdecydowanie za blisko - i nawet się nie przywitał - wściekłam się. 
-Przepraszam, panie koniku, ale  próbuję się relaksować, nie widać?!
-Och, przepraszam! Ale z tego co wiem, to pastwisko należy do wszystkich obywateli Mysterious, nieprawdaż? -zakpił ironicznie.
Już chciałam mu tak chamsko odrzucić, by poczuł uderzenie kotletem na twarzy [Wuuut? >.<]
-Słuchaj, panie kolego. Jeżeli jeszcze raz pojawisz się przed moimi chrapami, to gorzko tego pożałujesz! - mówiąc to, obnażyłam zębiska i odchyliłam do tyłu uszy w znak gotowości do ataku. 
-Bo co mi zrobisz? 
Warknęłam.
Lekko poirytowana odwróciłam się i już całkowicie spokojna ułożyłam się na poprzednim miejscu. Koń wrócił do posiłku. Próbowałam go olać, ale nie dało się. Jak na złość ciamkał i mlaskał przeżuwając resztki traw. 
-Czy mógłbyś się zachowywać?!- wybuchnęła. -Czy ciebie mamusia nie uczyła, że to brzydko tak się zachowywać przy jedzeniu do jasnej ch****y? - warknęłam w gniewie. 


<Green? ^^>

Od Lady Queen



CD Figaro
 
Hmm.. książę śpieszy się do księżniczki? Nie porozmawia nawet ze mną... tego za wiele! 
Wkurzyłam się na ogiera. Jak śmiał?! Uraził mą dumę. To ja tu nadwyrężam krtań, by raczyć z nim się przywitać, a ten od tak mnie spławia?! No nie... nie z Lady Queen! 
Dał mi kosza, tak? Spławił mnie? Tak? Nie! Ze mną nie można tak pogrywać! 
~~~~~~
Rozwścieczona pobiegłam za niewdzięcznikiem. Ile sił w kopytach wbijałam swe podkowy w mokre podłoże odbijając się i gnając przed siebie. Kiedy zrównałam się z nim - byliśmy w jednej linii on przyśpieszył. Widział w moich oczach żądzę zemsty. 
Nagle ''zajechałam'' mu drogę. Ten nieświadom mojego postępowania uderzył z impetem w mój bok tłukąc sobie głowę. Upadł na ziemię i popatrzył na mnie. Chciał już brać nogi za pas, ale dostał tępy, mocny cios w swój pusty łeb. Ogier może i z manierami, ale na pewno niezdolny do walki. Ciekawe jak obroni kiedyś swą księżniczkę.. ach ciekawe! 
Widząc strach w jego głębokich ślepiach zaśmiałam się szyderczo i po raz kolejny zamachnęłam się, by moje uderzenie było wystarczająco mocne, by rozgnieść mu szczękę. Po tej jakże szybkiej czynności natychmiast stanęłam dęba i z siłą walnęłam ostrymi jak brzytwa kopytami w bok konia. Usłyszałam tylko głuchy chrzęst i cichy jęk rozpaczy. 
-I co? Masz już dość?! -wycedziłam przez zaciśnięte zęby sprzedając mu kolejny cios.
Pisnął cicho i błagalnie. 
Patrząc na ledwie żyjącego konia uśmiechnęłam się spode łba. Byłam z siebie dumna. Myślałam nawet o wygarbowaniu jego pięknej, siwej skóry i zrobieniu z niej miękkiego posłania. Ale po chwili namysłu stwierdziłam, że daruję mu życie. Może się pozbiera, może nie. 
Podniosłam już ogon i w geście triumfu udałam się wyciągniętym kłusem przed siebie. Ostatni raz spojrzałam na księżunia. Z jego oczu ciekły łzy, a z otwartych ran stróżkami lała się szkarłatna krew. 
-Bon Voyage! -pożegnałam się.
Z mojego pyska nie znikał szyderczy uśmieszek. Udałam się dzikim galopem zostawiając konającego konia na pastwę losu. 


<Figaro? :3  Lady się wkurzyła ._.>

sobota, 25 kwietnia 2015

Nowy ogier- Green Day

Do Mysterious Valley dołączył kolejny ogier! ^^ Bardzo cieszę się z Waszej aktywności i z tego, że nasz blog się rozwija :3 Życzymy ci drogi Green Day`u mile spędzonego czasu i dużo weny na opowiadania :D
 
Imię: Green Day
Płeć: Ogier
Wiek: 2 lata
Cechy charakteru: Tak wiele można o nim powiedzieć...może zaczniemy od najważniejszej cechy: ambicji, która go mało nie rozsadzi. Ci, którzy znają Day'a wiedzą, jak ciężko jest z nim wytrzymać właśnie przez ambicje. Green chce być stale lepszy, rozwijać się, doskonalić, wszystko ulepszać...ogólnie, to jest bardzo "do przodu"
Doskonały z niego wojownik, jeszcze lepszy taktyk, na co nie wskazuje jego aparycja. Cechuje go nieprzeciętna inteligencja, bystrość oraz spryt.
Day bywa wredny, cyniczny oraz sarkastyczny, co jednak trzeba mu wybaczyć. Ma w sobie coś takiego, że nie da się go nie lubić; on sam chętnie zawiera nowe znajomości, nie można się z nim nudzić!
Ten ogier to także nieprzeciętny aktor, który nie zna słowa "niemożliwe" (No dobra, zna, ale tylko w paru sytuacjach) Nieco nadpobudliwy, pozytywnie walnięty, znający swoją wartość i asertywny. Ta charakterystyczna ambicja sprawiła, że ma nad wyraz dominujący charakter.
Przyjacielski "w obejściu" otwarty na innych...Ach, jego się nie da tak po prostu opisać! Kryje w sobie bardzo wiele tajemnic, jego trzeba po prostu poznać!
Stanowisko: szpieg
Żywioł: Moc
Moce: Panuje nad wszystkim, co związane z żywiołem mocy.
Partner: Mimo, iż Green zdaje się być ogierem z ADHD któremu tylko dobra zabawa i kumple w głowie, ma w sobie coś z romantyka. W poprzednim stadzie przylgnęło do niego przezwisko "niewierny łobuz" co doskonale do niego pasuje. Mimo wszystko wie, że gdy natrafi się klacz, którą pokocha, tak naprawdę pokocha, z niewiernego łobuza zmieni się w dobrego partnera...chodź jego wybranka - nie oszukujmy się - musi posiadać anielską cierpliwość, stalowe nerwy i umiejętność "utemperowania go" w razie potrzeby.
Rodzina: Matka Gama, ojca nie zna, liczne rodzeństwo.
Historia: Green urodził się u ludzie, jednak nie zagrzał tam miejsca zbyt długo. Młody, krnąbrny ogierek po prostu nie pasował do spokojnego życia w stajni.
Któregoś dnia jeden ze stajennych nie domknął bramki na padoku. Niewiele myśląc, Day uciekł do pobliskiego lasu.
Samotna wędrówka nie trwała długo; znalazł stado dzikich koni, do którego dołączył.
Trzymał się ze swoją bandą, składającą się z młodych ogierów w jego wieku. Cieszył się powodzeniem wśród płci pięknej; mimo, iż nie potrafił dochować wierności jednej klaczy, inne wcale się nie zrażały. Przezwisko "niewierny łobuz" nadali mu członkowie tego właśnie stada.
Skoro było tak wspaniale, to dlaczego Green nie należy już do owego stada? Niech to pozostanie tajemnicą.
Właściciel: lilena11
Inne zdjęcia: 1 2 3 4 5


 

Od Figaro

CD Perły

Popatrzyłem na Perłę i starałem się jakoś poukładać słowa w jedną całość. Przypomniałem sobie jak ojciec mnie uczył traktować klacze jak prawdziwe damy i okazywać im należny szacunek jak i że klacze bardzo lubią romantyków... Zastanowiłem się na chwilę i wiedziałem mniej więcej jak zacząć rozmowę.
- No... Nigdy nic nie wiadomo. - uśmiechnąłem się do niej tajemniczo.
Ta spojrzała na mnie lecz po chwili zrozumiała co powiedziałem.
- Ty... Ty zrobiłeś to dla mnie?! - krzyknęła nagle ze zdziwieniem.
- Nie... - odparłem. Zrobiłem to dla tamtego ptak który siedzi na drzewie. - Ponownie się uśmiechnąłem.
- Bardzo śmieszne. - powiedziała i lekko się zarumieniła.
- Zobaczyłem kwiatek na łące więc się po niego schyliłem i włożyłem go klaczy w grzywę. Oczywiście zrobiłem to szybko i nawet tego nie zauważyła... Nagle zobaczyłem że nadbiegał brat Perły.
- Figaro?! Ty żyjesz?! - krzyknął ze zdziwieniem. Perła? Masz kwiatka w grzywie? - zapytał zdziwiony.
- Oczywiście że żyje. - odparła pewna siebie Perła. Zaraz.. - powiedziała. Jaki kwiatek? - zapytała i spojrzała na mnie.
Uśmiechnąłem się tylko i patrzyłem na klacz jak się lekko zarumieniła. Starała się to ukryć przez bratem ale chyba i ta to zauważył... Lecz mimo wszystko nic nie powiedział.

< Perła? >

Od Perły

CD Figaro

Spojrzałam na niego uradowana i zdziwiona.
- Ty...uciekłeś Kartuzowi?
Wydukałam patrząc się na niego.
- Pokonałem go.
Przez chwilę nie mogłam w to uwierzyć.
- Fi...Figaro. Dziękuję Ci!
Powiedziałam, kiedy doszłam do siebie.
- Nie ma za co, choć nie było łatwo.
Zaśmiał się. Nie wiedziałam jak mu dziękować.
- Ten czyn był bardzo szlachetny. Cały Ty...
Odeszłam kilka kroków naprzód. Szedł obok mnie.
- Długo mnie nie było, no nie?
Dodał. Uśmiechnęłam się.
- Więcej, niż dwa tygodnie. Ale nie musiałeś narażać się dla mnie i mojego brata. W końcu jestem tylko twoją koleżanką.
Wywnioskowałam po momencie.

< Figaro?>

Od Figaro

CD Lady Queen

Klacz uśmiechnęła się a ja odwzajemniłem uśmiech. Od razu wiedziałem że ta klacz nie jest w moim typie... No ale to w końcu klacz więc musiałem jej okazać należny szacunek jak każdej klaczy.
- Miło mi poznać Lady. - powiedziałem spokojnym i miłym tonem.
- Mi również. - oznajmiła.
- Więc... Lady. Masz już przydzieloną jaskinię? - zapytałem z grzeczności i zaciekawienia.
- Tak mam. - powiedziała trochę niepewnie.
- I jak ci się podobają tereny stada? - zapytałem zaciekawiony.
- Są naprawdę piękne. - powiedziała uśmiechając się lekko.
Nagle spojrzałem w niebo. Było już późno a ja byłem umówiony z Perłą. Postanowiłem się pożegnać z Lady bo jeszcze przed spotkaniem musiałem trochę zrobić rekonesans po terenach stada.
- Cieszy mnie to że już się zaaklimatyzowałaś Lady. Mam nadzieję że będziesz zadowolona z mieszkania tutaj.
- Raczej już tu zostanę ale nigdy nic jeszcze nie wiadomo. No ale na pierwszy rzut oka jest bardzo fajnie. - powiedziała lecz jakbym zobaczył pewną maskę...
- O ! Właśnie ! Muszę cię przeprosić Lady ale muszę już iść. Mam sporo do zrobienia dzisiaj. - powiedziałem i ruszyłem w swoją stronę. Zostawiając pasącą się klacz w spokoju.

< Lady Queen ? >

Od Rossy

CD Qerida

Uśmiech powoli i tajemniczo wchodził na moje chrapy. Czułam się jak wtedy, jak wtedy gdy Qerido stał się moim przyjacielem... To wszystko się przemieniło w coś piękniejszego niż tylko przyjaźń. Z przyjaźni miłość zawsze wynika, ale z miłości przyjaźń już nie.
Nosem wciągnęłam świeże powietrze, po czym wypuściłam je chrapami. Przymknęłam oczy i oddałam się na chwilę w inny świat, w tym w którym byłam tylko ja i nikt inny nie miał prawa mi go odebrać.
Po chwili powróciłam do żywych i spojrzałam na partnera. Pocałowałam go w policzek i podbiegłam do przodu. Odwróciłam się do niego.
- Wyścig? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Ciągle ta sama Rossa. - pokręcił głową ze śmiechem. - Oczywiście, że wyścig! Do tamtego drzewa. - wskazał głową.
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam twierdząco głową.
- Trzy, dwa, jeden... - zaczął ogier.
- Start! - krzyknęłam i wystartowałam.
Qerido szybko mnie dogonił i miał chwilową przewagę, jednak po chwili nie wiem skąd, ale no dostałam speeda i wyprzedziłam go przy czym dotarłam do mety.
-Pff... Dałem Ci fory. - prychnął.
- Jasne, jasne. - odparłam i podeszłam do niego. - To gdzie moja nagroda?
- Jaka nagroda? Nic nie było na temat nagrody! - zaprzeczył.
Pokręciłam głową.
- Żartowałam. - powiedziałam z uśmiechem.
Pocałowałam go delikatnie w chrapy i położyłam się na puchu kwiatów, które już rozkwitały w oczach.

Qeriś? Takie tam, nie udane : <

Od Lady Queen do Figaro

Przechadzałam się terenami stada jakim było Mysterious Valley. Faktycznie, czasem wszystkie zmysły zawodziły i trzeba było w całości polegać na ciele. Lub inaczej - na duszy. Po obejrzeniu wszystkich punktów w stadzie przyszedł czas na relaks. Przez wielu koni polecana była Mglista Polana - ponoć najbezpieczniejsze miejsce do odpoczynku. 
Udałam się właśnie na tę łąkę. Idąc swobodnym truchtem nie dostrzegłam żadnej sylwetki, która mogłaby przypominać mi konia. Zrelaksowana ułożyłam się pod drzewem wsłuchując się w cichy, lecz wyrazisty i piękny głos nieznanych mi ptaków. Zaczęłam skubać soczystą trawę i przyglądać się okolicy. Było tutaj cudownie. Otoczona byłam wieczną zielenią i ... tajemniczością?
Łąkę spowijała gęsta, zimna mgła, która otulając drzewa, krzewy, trawy i mnie zachowywała się niczym szal zlepiony z miękkiej wełny. Słońce nieśmiało przedzierało się przez zasłaniające je drzewa, muskając przy tym moją delikatną skórę, pokrytą jedwabistą sierścią. 
Nieśmiały ranek wreszcie dawał o sobie znać. Rozciągnęłam się więc i oczekiwałam, aż słońce wydrze się zza horyzontu i zacznie palić swym gorącem biedną Ziemię. Wtem usłyszałam ciche, niepewne stąpanie.
Wyczułam to dzięki niezwykle delikatnym zmyśle ... właśnie... zmyśle czego? Nazywałam to 6 zmysłem. To, że podobnie jak słonie potrafiłam wyczuć zbliżającego się wroga po drganiach ziemi - no i w porę zaatakować. Przygotowana byłam na ew. ucieczkę lub atak, ale gdy tylko ujrzałam wysokiego, siwego ogiera zmieniłam zdanie. Prezentował się dobrze. Nie sprawiał wrażenia ''złego''. Przekonał mnie do tego zdania swym postępowaniem.
-Witam, Madame. Zwę się Figaro. 
''Dżentelmen''- pomyślałam i od razu odrzuciłam myśl o ataku. Wyglądał na naprawdę porządnego faceta. Lubiłam ogierów, którzy szanowali klacze. Zdecydowanie ten do takich właśnie należał. 
Zazwyczaj byłam cyniczna i arogancka w stosunku do innych, ale tym razem odpuściłam i przywitałam się normalnie:
-Witam. Mam na imię Lady. Lady Queen. Możesz mówić mi Lady, jestem tu nowa.
Uśmiechnęłam się po raz pierwszy od kilku miesięcy. Po raz pierwszy w życiu nie sztucznie. Czyżby ogier zrobił na mnie tak dobre wrażenie? Nie.. to niemożliwe... 
Zresztą moja miła postawa nie mogła trwać długo. Prędzej czy później okazałabym swe prawdziwe oblicze...
 
<Figaro? >

piątek, 24 kwietnia 2015

Nowy banner ^^

A więc moi kochani członkowie MV doczekaliśmy się nowego banneru! Na samym początku chciałabym z całego serca podziękować OtherParadox (howrse.pl) za pracę włożoną w niego i za ten niesamowity prezent dla bloga. Bardzo proszę Was o to byście wkleili go na swoją prezentację, ponieważ jak każdy blog chcemy się rozwijać :3 Możecie wybrać też inny, ja do niczego nie zmuszam xD A oto on:
 
Jeszcze raz bardzo dziękujemy ci za ten podarunek :)
 
~Alfa Havana(izusia321)

Saszan, Faint i Souffle odchodzą

(zdjęcia niestety usunęły się. Mam nadzieję, że to żaden problem. Dziękuję)
Powód: Brak konta na howrse.pl, nie pisanie opowiadań ani odpowiadanie na moje wiadomości.

Sojusz z Crazy Dogs

Mamy kolejny sojusz! Dość nietypowy, ale jest :3 Jest to sfora psów o nazwie Crazy Dogs, którą zarazem gorąco polecam. Regulamin taki jak w przypadku innych sojuszów.
Oto banner bloga:
http://orig12.deviantart.net/a0b4/f/2015/106/c/9/otherparado__baner_by_meigrafika-d8pvgiv.png

Od Figara

CD Perły

Byłem zmartwiony tym wszystkim. Zwłaszcza gdy widziałem jak bardzo Perła się bała o własne życie. Jej i jej bratu groziło poważne niebezpieczeństwo. Co ja mogę zrobić żeby ich ochronić? Dobre pytanie myślałem sobie w głowie.
- Figaro! Ja... Ja naprawdę się boję... - powiedziała przerażona i chodziła w kółko po swojej jaskini.
Ja patrzyłem na nią i próbowałem coś w myśleć... ale ja już znałem aż za dobrze takie konie co d celu idą po trupach by osiągnąć swoje mroczne cele... W takim razie nie miałem żadnego wyboru... Musiałem pójść i zawalczyć z nim na śmierć i życie. Inaczej... Perła i jej brat już zawsze będą się oglądać za siebie... bojąc się każdego kroku.
- Perło! - zacząłem. Pokonam go i już nie będziecie się musieli martwić o własne życie. - powiedziałem spokojnie i odważnie bez żadnego strachu w głosie.
- Co?! Figaro! Ty nawet nie wiesz jaki on jest silny! - krzyknęła ze strachem w głosie.
- Perło. - powiedziałem spokojnie by ją trochę uspokoić. Nic mi nie będzie.
- Tak ci się tylko zdaje! powiedziała ponownie cała zestresowana.
- Nie bój się. - powiedziałem ciepłym głosem. Zostałem specjalnie wyszkolony do walczenia i w najgorszym przypadku zabijania takich złych koni.
- A co jeśli ci się nie uda? - zapytała dalej chodząc nerwowo po swojej jaskini.
- Nie martw się. - podszedłem do niej i ją przytuliłem żeby poczuła że nie pozwolę jej skrzywdzić. Trochę ją to uspokoiło więc postanowiłem bez zgody alf i ich wiedzy wyruszyć na poszukiwanie złego ogiera. Wyszedłem z jaskini Perły i udałem się na wyprawę.
***
Nikt nawet nie zauważył mojego zniknięcia. Z resztą byłem nowy i nikt mnie właściwie nie znał prócz Perły i alf ale nawet lepiej że nikt nie wie o mojej wyprawie. Martwiłem się tylko o Perłę. Nie wiedziałem gdzie szukać tego drania... Byłem już bardzo daleko od terenów stada... Szedłem chyba dwa tygodnie po rożnych terenach. Aż nagle zobaczyłem potężnego karego ogiera który najwidoczniej kogoś szukał. Podszedłem do niego kawałek i zmierzyłem go wzrokiem. Nie wiedziałem czy to ona ale kierowało mną jakieś dziwne przeczucie. Nagle ogier mnie zauważył i spytał:
- Kim jesteś? - zapytał groźnym głosem ale się go nie przestraszyłem.
- Mam na imię Figaro. - przedstawiłem się i nie spuszczałem oka z ogiera.
- Widziałeś może klacz koloru prawie cremello? Była ze swoim młodszym o kilka minut bratem....
Nagle zrozumiałem że to on ! Poczułem jak krew zaczęła się we mnie dosłownie gotować ! Wiedziałem że nie zmieni zdania co do zabicia ich...
- Wiem ale ci nie powiem. - odparłem odważnie i przybrałem pozycję bojową.
- Heh ! Ty głupcze ! Jestem o wiele silniejszy od ciebie ! I tak ich znajdę ! - krzyknął ogier po czym też przybrał pozycję bojową.
Nagle na niebie rozpętała się potężna burza ! Było jasne że to będzie walka tytanów ! Siły natury dobrze wyczuły co wisi w powietrzu. Nagle ogier użył mocy ognia i wycelował ją we mnie ! Udało mi się uskoczyć w bok i wezwałem swój żywioł powietrza ! Wycelowałem w niego lecz on także uskoczył w bok... Jednak nie spodziewał się że w momencie gdy będzie robił unik ja go ponowni zaatakuję !
Uderzyłem go w bok i dzięki żywiołowi powietrza zrobiłem mu ranę kłutą... Ten natychmiast użył ognia a ja odpowiedziałem na to powietrzem. Oczywiście żywioł ognia zyskiwał zawsze na sile gdy ktoś używał żywiołu powietrza... ale gdy ktoś potrafi dobrze użyć powietrza przeciwko żywiołowi ognia... Miał szansę wygrać i pokonać wroga....
Ja na szczęście byłem wyszkolony w tym celu więc miałem nad nim niewielką przewagę... Wykorzystałem szalejącą nad nami burzę i skierowałem piorun na ogiera ! Nie spodziewał się tego i piorun go trafił zadając poważne rany.... Jednak ku mojemu zdziwieni ona nadal był w stanie się podnieść ! Znowu rozpoczęła się walka ! Walczyliśmy tak przez całą noc aż nastał dzień... Nie mogliśmy już użyć naszych żywiołów bo byliśmy już za słabi...
Walczyliśmy już resztką sił. Nagle za sobą zobaczyłem ogromną dziurę a w niej ostre jak brzytwa kamieni które łatwo mogły zabić... Wystarczyło bym żebym tam wpadł i bym się na nie wszystkie nabił i marł... Zrozumiałem że ogier planował od samego początku mnie tu wrzucić ale nie spodziewał się że jestem aż tak dobrze wyszkolony...
Nagle rzucił się na mnie !!! Jednak udało mi się uskoczyć w bok a ogier wpadł prosto do tej dziury... Gdy tam spojrzałem... Zastałem już go martwego i wiszącego na ostrych kamieniach które go przebiły na wylot w każdym możliwym miejscu... To był straszny widok. Jednak zrozumiałem że już jest po wszystkim i ani Perle ani jej bratu nie groziło już niebezpieczeństwo...
***
Po długiej wędrówce w końcu udało mi się dotrzeć z powrotem na terytorium stada... Nawet nikt nie zauważył mojego zniknięcia... No... Po za Perłą i jej bratem. Szedłem w kierunku jej jaskini by jej powiedzieć że nie grozi im żadne niebezpieczeństwo... nagle usłyszałem jej płacz... Zmartwiony szybciej podbiegłem do jej jaskini i ją zobaczyłem.
- Zostaw mnie Akcent ! - krzyknęła zapłakana. Nie wiedziała że to ja bo miała zamknięte oczy...
Podszedłem do niej i nad nią stanąłem.
- Słyszałeś !!! - krzyknęła znowu. Zostaw mnie!
- Perło... - powiedziałem do niej ciepłym głosem. Co się stało? - zapytałem zmartwiony.
Ta nagle rozpoznała mój głos po czym szybko otworzyła oczy i rzuciła mi się na szyję mówiąc przy tym:
- Figaro! Myślałam że już cie nie zobaczę...

< Perła? >

czwartek, 23 kwietnia 2015

Nowa klacz- Lady Queen

Powitajmy serdecznie naszą kolejną klacz w stadzie- Lady Queen! :D Prawdziwa z niej królowa :3 Życzymy ci dużo weny i obyś spędziła wspaniałe chwile na tym blogu ;)
 
Imię: Jej pełne imię to Lady Queen, ale zazwyczaj przedstawia się jednym członem imienia.
Płeć: Klacz
Wiek: Zawsze mówiono, że kobiet nie pyta się o wiem, nieprawdaż?
Cechy charakteru: Lady Queen- to imię wszystko zdradza. Wiecznie uniesiony ogon, dumnie wypięta pierś, chód pełny gracji i uroku świadczą o niesamowicie eleganckiej i niesamowicie uwodzicielskiej, pociągającej klaczy pełnej wdzięku. Tak. Zawsze zachowuje się jak Madame. Uważa, że skoro jest klaczą to powinna być traktowana z należytym szacunkiem i ostrożnością. Lubi gdy ktoś traktuje ją jak prawdziwą Queen. Szanuje tych, którzy szanują ją, więc warto traktować ją należycie, bo może się zemścić...
Pod tą jakże dobrą wizytówką wyglądu kryje się klacz, z którą nikt nie chciałby zadzierać. Wygląd anioła jest tylko denną przykrywką. W jej wnętrzu kiedyś narodził się diabeł i już nic i nikt się tego nie pozbędzie.
Lady Queen to cyniczna, arogancka chamska klacz z piekła rodem. Uwielbia ironicznie odpowiadać, szydzić z nieszczęścia innych i patrzeć na cierpiących. Kocha zadawać ból i udrękę. Zazwyczaj to oblicze pokazuje tylko w gniewie, ale nierzadko te zachowania pojawiają się i niej na co dzień.
Ogółem stara się tolerować inne konie, choć i tak jej trudno... Czasami [czyt. bardzo rzadko] zdarza jej być miłą. Ten kto coś w niej poruszy może stać się jej ''przyjacielem''. Warto zdobyć jej zaufanie i przyjaźń, bo kiedy Lady Queen kogoś polubi, polubi go na zawsze. Będzie oddana i wierna do końca jej dni.
Stanowisko: Gdyby mogła, nie wybierałaby żadnego, ale skoro musi, wybierze Szamana. Magia i zaklęcia to dość znane jej tematy, mimo tego, że jest normalnym koniem.
Żywioł: Lady Queen poradzi sobie bez żywiołu. Rozprawi się z każdym nie mając mocy ''zabijania umysłem'' itp... Według niej jest to dziecinne i udawanie, że ma się siły z zaświatów jest po prostu żałosne i nie godne końskiej dumy.
Moce: Jedyną mocą jaką ma Lady to urok. Urok osobisty. Owinie wokoło kopyta każdego, którego tylko zechce, nie mówi tylko o ogierach, klaczami równie dobrze manipuluje. Ach! Nie można zapomnieć o umiejętności komunikowania się ze zmarłymi. Jednak... nie jest to moc, ale dar.
Partner: Lady Queen i partner, powiadasz? Ta klacz ma charakter i wątpi w to, że jakiś naiwniak z nią będzie. Jedynie co to może się zakochać - na to mu pozwoli. Nie tak łatwo ją zagiąć, nie jest to samica taka sama jak wszystkie. Potrafi pokazać pazury i nieszczęśnik, który będzie ją adorował, może skończyć nieciekawie.
Rodzina: Hmm... jej biologicznych rodziców nie uznaje za rodzinę. Nie uznaje nikogo.
Historia: Korzenie Lady Queen zapuszczone zostały jeszcze w dawno upadłym Stadzie Białej Róży. O ciąży matki nikt nie wiedział, więc wykorzystała to i pozostawiła swe dziecko na pastwę losu na jednym z najodleglejszych terenów stada. Oczywiście Lady Queen poradziła sobie i świetnie wtopiła się w tło. Nikt nie zauważył nowej klaczy w stadzie więc nie ogłoszono oficjalnie jej pobytu w nim. Szybko uciekła, by poznawać świat. Jej nienawiść do świata wyssana z mlekiem matki dała o sobie znać, gdy dorastała. Pojawił się okres buntu, który został do dzisiaj. Na jej drodze stawało wiele przeszkód, ale zręcznie je omijała doskonaląc przy tym świetną taktykę ucieczki, dobrą sztukę walki oraz wspaniałą umiejętność zabijania, którą wykorzystuje cały czas.
Na jej nieszczęście któregoś dnia pojawiło się Mysterious Valley. No i co tu dużo mówić.. została i teraz członkom tego stada zatruwa życie, mimo tego, że zawsze trzyma się na boku.
Właściciel: OtherParadox

Od Perły

CD Figara

-Świetnie. Z Tobą mogłabym biec o wiele dłużej niż sama. Poza tym było wspaniale.
Zaśmiałam się łobuzersko i uśmiechnęłam śmielej niż zwykle.
- Mnie się też podobało.
Dodał Figaro i już chciał ruszyć do jaskini.
- Czekaj! Możemy jeszcze iść na malutki spacerek do doliny rozmów?
Nie miałam dosyć jak na dziś, a nie było jeszcze tak ciemno.
- Jeśli chcesz, to pójdziemy.
Poszliśmy. Słońce zachodziło już za horyzont, ale zabawa trwała w najlepsze. Ciągle śmialiśmy się razem i biegaliśmy dookoła doliny. Była całkowicie pusta.
- Robi się coraz ciemniej.
Spojrzałam zaniepokojona na niebo.
- Wiem, za niedługo musimy wracać.
Ogier przystanął i patrzył w ten sam punkt co ja. Niebywałe, znamy się tak krótko i już widzę, że jesteśmy bardzo podobni, ale na swój sposób różni.
- Tak...
Zapatrzyłam się, ale po chwili potrząsnęłam głową.
- Idziemy już?
Zapytał chwilkę później.
- Ehym.
Potwierdziłam głową. Odprowadził mnie do jaskini. Było już strasznie i ciemno. Czułam strach nawet przy takim odważnym ogierze jak on.
- Też to słyszysz?
Zamarłam nagle z przerażenia.
- To tylko wiatr.
Uspokoił mnie. Jednak nie byłam pewna, czy to jest tylko wiatr.
- Na pewno?
Wolałam się upewnić.
- Przecież mój żywioł to właśnie powietrze. Rozpoznaję ten ruch.
Dotarliśmy do mojej jaskini. Dobijał się do niej Akcent.
- Perła, szukałem cię.
Podbiegł do mnie.
- A czego potrzebujesz?
Zapytałam się zdziwiona.
- Choć do jaskini, to ci opowiem.
Musiałam pożegnać się z Figaro, który poszedł do siebie. Mój brat opowiedział mi coś bardzo dziwnego, co dziś go spotkało. Sama mocno się przestraszyłam, ale również nie uwierzyłam mu do końca.
- Jesteś pewien, że tak na pewno było?
Zapytałam na koniec opowieści.
- Sam to przecież przeżyłem. Teraz ma to spotkać ciebie!
Panikował mój brat. Nie będę wychodziła z jaskini, to mnie to nie spotka.
- Nigdy więcej nie wyjdę z jaskini. Ty musisz z tym walczyć, jesteś mordercą i masz śmierć pod pełną kontrolą. Ja jestem za słaba.
Przyznałam bratu, choć pewnie o tym już wiedział.
- Musisz obudzić w sobie duszę wojownika, zamień się na ten czas z łagodnej medyczki na bezlitosną wojowniczkę.
Łatwo powiedzieć. Trudniej na pewno się zmienić.
- Ale ja nie potrafię! Ta misja nie jest dla mnie! Śpij dziś w mojej jaskini, sama się boję.
No i z tą myślą zasnęłam w trwodze. On nie mógł...ach nie będę o tym myśleć.
***
- Perła, to on.
Obudziło mnie wołanie z ukrycia brata. Rzeczywiście, stał sobie i najwyraźniej szukał nas.
- Ale on nie mógł tego zrobić, nie, nie wierzę.
Złapałam się za głowę.
- I jeszcze każe nam wyruszyć na misję...
Dodał mój brat.
- Nie dam rady! Idź z nim porozmawiać.
Popchałam Akcenta przed siebie. Rozmawiał z nim i nagle usłyszałam głos Figaro.
- Perła? Perła!?
Wołał mnie. Pokazałam mu się i podbiegł.
- Cicho. Wejdź. Dziś nie mogę wychodzić z jaskini, ON przyszedł. Zabije mnie i mojego brata!
Kazałam mu wejść do środka.
- Ale kto? ZABIJE?
Popatrzył na mnie z zakłopotaniem.
- Och, Figaro. Jeżeli dochowasz tego w tajemnicy będę Ci wdzięczna. Daleki kuzyn mojej matki. On już próbował ją zabić, ponieważ kiedy moja matka biegła nad wodopojem wpadła na jego syna...umarł, był cały połamany. Był jeszcze źrebakiem. Ten ogier nie ma litości i nadal pragnie zemsty, tym razem NA NAS.

< Figaro?>

Od Figaro

CD Perły

- Jasne. - powiedziałem chętnie i sie do niej uśmiechnąłem.
- No to chodźmy. - odparła po czym ruszyliśmy spokojnym tempem w stronę łąki. Trawa jak zwykle była przepyszna. Po tym jak się najedliśmy, poszliśmy na mały trening.
- Pobiegamy trochę? - zapytałem i się na nią popatrzyłem.
- Pewnie! Co powiesz na bieg z przeszkodami? - powiedziała uśmiechając się.
- Nie ma to jak bieg przełajowy.- odparłem.
- Do biegu gotów start ! - krzyknęła i ruszyła jak strzała.
Dałem jej małe fory po czym również po chwili wystartowałem. Nie minęło dużo czasu gdy ją w końcu dogoniłem i biegliśmy równo. Skakaliśmy przez kłody, gałęzie strumyki i wiele innych przeszkód. Oboje nie dawaliśmy za wygraną. Miło było poczuć wiatr we włosach i ogonie. Patrzyłem co jakiś czas na klacz i widziałem jak pięknie jej się błyszczy sierść w promieniach słońca...

Grzywa i ogon falowały na wietrze jak fale na morzu... Był to piękny widok. Cieszyłem się że w końcu klacz zaczyna się otwierać i nabierać pewności siebie. No a po za tym bardzo lubiłem z nią przebywać. No ale wracając do biegu... Cwałowaliśmy chyba przez trzy godziny bez przerwy... To był rekord ! Po skończeniu małego treningu poszliśmy do strumyka by się trochę ochłodzić i napić czystej i odświeżającej wody.
Resztę dnia jak zwykle przegadaliśmy i pożartowaliśmy. I jak zwykle odprowadziłem Perłę pod jej jaskinię.
- I jak było - zapytałem z uśmiechem i ciekawością klaczy.

< Perła? >

środa, 22 kwietnia 2015

Od Perły

CD Figara

Uśmiechnęłam się tylko do ogiera i pomachałam. Wreszcie położyłam się w mojej ukochanej jaskini, miejsca spoczynku. Nagle poczułam, że coś wplątało mi się w grzywę.
- Kwiatek...
Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze wiedziałam, że tylko Figaro mógł to zrobić. Ucieszyło mnie to, ale też rozbawiło i wywołało dziwne uczucie. Czułam się śmielej. Może wreszcie ktoś mnie docenił. Zaśmiałam się i zaczepiłam roślinkę między ucho, a grzywę. Zasnęłam i śniła mi się wielka łąka, ale nie pamiętam co było dalej...
***
Obudziłam się dość późnym rankiem. A raczej coś mnie obudziło. Był to jakiś łomot, czy trzask. Ktoś szedł w moją stronę, to było pewne. Przypuszczenia padały na Akcenta, on zawsze się tułał rano nie wiedząc co ze sobą począć.
- Akcent, czego znowu!
Wykrzyknęłam z zamkniętymi oczami. Dopiero kiedy je otworzyłam i usłyszałam cichy śmiech zorientowałam się, że to nie mój brat.
- Oł, przepraszam Cię Figaro...
Zerwałam się na równe nogi.
- Nie szkodzi.
Odpowiedział tylko.
- To...idziemy na śniadanie? Głodna jestem, a poza tym muszę skoczyć na poranny trening. Idziesz ze mną?

< Figaro?>

Od Sode No Shirayuki

CD Jupitera

- No świetnie - westchnęłam. Zawędrowaliśmy aż do Lasu Peeves. Nawet nie patrzyłam gdzie idę, a to miejsce wprawiało mnie w jeszcze gorszy nastrój niż miałam. Tuż przed nami przeleciał złośliwy poltergeist. Zdziwiłam się bo rzadko można je było zobaczyć. Zazwyczaj tylko jęczały i podkładały nogi przechodzącym koniom.
- Zniknął... - zauważył Jupiter wciąż przygotowany na nagłą niespodziankę. Kiwnęłam głową.
- To był poltergeist. Taki złośliwy duch, pewnie o nim słyszałeś. Ale to dziwne bo zazwyczaj siedzą w ukryciu.
- No tak, co nieco o nich wiem. Nie myślałem, że w tym stadzie można je znaleźć. - zaciekawił się Jupiter
- Lepiej stąd chodźmy. Jakoś nie mam dzisiaj ochoty paść ofiarą ich złośliwego dowcipu. - przewróciłam ze złością oczami - Chodźmy nad Zdradliwą Przystań. To moje ulubione miejsce w całym Mysterious Valley. - kiedy wyszliśmy z lasu z ulgą stwierdziłam, że wszystkie jęki i piski umilkły. Odetchnęłam z ulgą. Nie miałam ochoty ich dzisiaj wysłuchiwać.
- Jak jest nad Zdradliwą Przystanią? - spytał Jupiter w pewnym momencie. Zamyśliłam się na chwilę po czym odparłam
- Spokojnie.
- Spokojnie? - powtórzył. Kiwnęłam w odpowiedzi głową
- Chociaż "spokojnie" może nie pasuje aż tak. Na pewno jest tam cicho i tajemniczo. Często tam przychodzę.
- Masz jeszcze jakieś ulubione tereny w stadzie? - zaciekawił się ogier
- Oprócz Zdradliwej Przystani? Cóż... Na przykład Wodospad Dusz, gdzie poznałeś Havanę. I jeszcze Willa Mrocznej Damy, i Jezioro Roku. A czemu pytasz? - spytałam podejrzliwie
- Po prostu pomyślałem, że chętnie zwiedzę te miejsca. - odparł Jupiter uśmiechając się. Spojrzałam na niego kątem oka.
- W porządku, jak chcesz. - wzruszyłam kopytami i przyspieszyłam kroku.

< Jupiter? :3 >

Od Javier`a

Stałem przed wejściem na Most Donikąd. Wsłuchiwałem się w spokojny szum wiatru, płynącego z zewnątrz otaczającego mnie lasu. Każdy jego powiew napełniał mnie jakby tchnieniem i chęcią rozpoczęcia nowego życia. Zrobiłem krok w stronę mostu, stawiając kopyto na nim i czując zapach spróchniałych belek i ich skrzyp. Nagle poczułem czyjąś obecność.
-Jeśli jesteś kimś kto chce porozmawiać to odradzam. Nie lubię natręctwa- warknąłem, nie patrząc kto to.
-A ze mną porozmawiasz?- rozpoznałem głos Havany.
Odwróciłem się bez wyrazu. Cóż alpha to alpha, a skoro już z nią rozmawiałem kiedyś o bardziej poważniejszych sprawach...
Kiwnąłem głową i odwróciłem się, schodząc z mostu. Szum wiatru momentalnie ucichł. Pewno ona sprawiła żywiołem by nam nie przeszkadzał.
-A więc słucham- odparłem beznamiętnie, myśląc co może ode mnie chcieć alpha.
-Chciałam zobaczyć jak się czujesz i czy w ogóle żyjesz. Nie ukrywam... rzadko cię widuję, nawet wcale... Coś się stało?- zapytała z najzwyklejszym spokojem.
-Nie. Czemu miałoby się coś stać?- zdziwiłem się- Po prostu przez ostatni miesiąc nie mam ochoty pokazywać się publicznie- odwróciłem głowę z poważną miną.
-A ta blizna?- wskazała głową mój lewy bok podgardla- A raczej rana.
Zasłoniłem ją grzywą patrząc na nią przenikającym wzrokiem.
-To nie ważne... dawno to było...
-Powinieneś iść do medyka- przerwała mi.
Zagryzłem zęby. Nie zamierzałem iść do lekarza, a tym bardziej się jej słuchać, ale... szczerze mówiąc była jedyną osobą, z którą normalnie rozmawiam.
-Dobrze wiesz co ci odpowiem- odpowiedziałem, czując dziwne ukłucie w umyśle, lecz nie broniłem się przed tym- Zresztą... czemu przejmujesz się mną i moim życiem...- bardziej stwierdziłem niż spytałem.
Wzruszyła ramionami, chodź ja wiedziałem, że zna odpowiedź.
-Ta rana będzie się powiększać jeśli z nią nic nie zrobisz, a samą grzywą tego nie ukryjesz- zauważyłem na jej twarzy delikatny uśmiech- Zresztą... jesteś synem mojego byłego partnera...
-To już nie ważne...- poczułem ukłucie w duszy jakby powoli wlewano do niej nienawiść- Go tu nie ma. Ja zapomniałem to i ty powinnaś zapomnieć. Nie jesteśmy nawet rodziną. I mam to głęboko gdzieś gdzie on teraz jest. Najlepiej jakby zginął- to jedyna uciecha, którą bym miał- syknąłem i odwróciłem się tyłem, idąc w kierunku Bluszczolasu.
-Javier...- odparła błagalnym tonem i nagle jakby z bata strzelił pojawiła się między nami Sharee.
Stanąłem twardo, nadal czując miotanie się mojej cząstki duszy. Spotkałem tą klacz nie raz i dobrze wiedziałem, że ona szybko to wyczuje, chociaż... przy Havanie nic nie może zrobić, a tym samym swojej alpha.
-Przypadkowo słyszałam waszą ciekawą konwersację- zrobiła niewinną minę i stanęła na wzgórku, lecz można było zauważyć, że jej usta układają się w nieszczery i złośliwy uśmiech. Jej wyraz twarzy to zdradzał, jednak ona widocznie tego chciała.
-Z tego co wiem to powinnaś siedzieć w swojej Willi Mrocznej Damy i przypominam ci... zostałaś wyrzutkiem, nie masz prawa przebywać na tych terenach- w oczach Havany wstąpiła poważność i zaciętość.
-Oj... na prawdę? Zapomniałam, bardzo mi z tego powodu przykro- pokręciła głową robiąc niezwykle udaną zmartwioną minę. Szkoda, że nieszczerą.
-Zajmie to tylko chwilkę- zeskoczyła z pułki i podeszła do mnie, lustrując alphe wzrokiem.
Przyglądałem się jej cały czas. Wiedziałem, że coś knuje.
-Nie lepiej by ci było siedzieć na swoich terenach?- tym zdaniem ostrzegłem ją.
Skierowała swój wzrok na mnie, lecz nie wydała żadnego wyrazu wkurzenia czy też rozbawienia.
-Nie przyszłam przecież cię tu zabijać. Mam inne ofiary na oku- zachichotała szyderczo- To, że jestem wyrzutkiem i jestem z tego DUMNA...- podkreśliło ostatnie słowo- nie oznacza, że chcę zabić pierwszego napotkanego konia- zaśmiała się cicho pod nosem.
-Sharee...- warknęła Havana.
Kasztanka odwróciła się, posyłając jej mordercze spojrzenie.
-Jakbyś chciał jednak porozmawiać to wiesz gdzie mnie szukać. Mam dla ciebie propozycję... bardzo kusząca- uśmiechnęła się tajemniczo i zniknęła we mgle.
-Chodź- z transu wybudził mnie delikatny głos Havi, a na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
Bez oporu poszedłem za alphą, lecz ostatnie zdanie Sharee bardzo mnie zaintrygowało. Havanie może się to nie spodobać jeśli pójdę do niej, chociaż mam własne życie... A wracając do tematu ojca...

Havana lub Sharee?