niedziela, 28 czerwca 2015

sobota, 27 czerwca 2015

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Kiary

CD Ikaleta
Wiedziałam że ktoś się znajdzie i mnie nakryje... westchnęłam lekko i popatrzyłam na ogiera który szybko się znalazł koło mnie pytając:
-  Co ty tu robisz w środku nocy? Coś...coś się stało? - spytał ze zdziwieniem i jednocześnie lekką troskom w głosie.
Spojrzałam na niego słabym spojrzeniem. Nie spałam już od ponad tygodnia co sprawiło że byłam kompletnie wyczerpana. Byłam również mniej uważna i miałam lekko zwolniony refleks... Dużo myślałam nad tym co ogier mi ostatnio powiedział. Chciałam jego towarzystwa ale z drugiej strony się bałam że znowu zostanę wystawiona do wiatru lub że komuś przeze mnie stanie się krzywda... Może i za bardzo przesadzałam ale mój własny strach już mnie przerastał.... Nie mogłam już tego wytrzymać. Moje sny najlepiej o tym świadczyły. Byłam blada, słaba, niewyspana a na dodatek czułam się strasznie. Jednak wracając do pytania Ikaleta...
- Sama nie wiem... - powiedziałam słabym głosem.
Ikalet popatrzył na mnie jeszcze dziwniej. I prawdę mówiąc wcale mnie nie dziwiła jego reakcja... Zwłaszcza że zachowywałam się jak jakaś idiotka! Może przez brak snu się tak zachowywałam? Naprawdę nie wiem... W każdym bądź razie zwiesiłam lekko głowę ale nie był to najlepszy pomysł bo głowa zaczęła mi strasznie pulsować z bólu! Szybko podniosłam głowę i zaczęłam mówić do Ikaleta:
- Posłuchaj Ikalet... - zaczęłam. Przepraszam cie za ostatnio... Wiem że głupio się zachowywałam i zachowuję nadal ale... Jak to powiedzieć? Powiem ci po prostu że to po części z bezsilności i tego że już nie daję sobie z tym wszystkim rady... Z resztom nie ważne.... Przepraszam że cie obudziłam. - powiedziałam po czym stanęłam ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Ogier przez chwilę stał i nic nie mówił. Chyba próbował zrozumieć moje słowa. Gdy już chyba coś chciał powiedzieć... nagle poczułam jak robi mi się słabo... Zaczęło mi się kręcić w głowie a ból głowy gwałtownie się wyostrzył! Nigdy nie czułam takiego bólu... Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i już po tem nie wiedziałam co się dalej działo.

< Ikalet? Ne miałam za bardzo pomysłu... >

Od Roxette

CD. Akcenta

- Twoja księżniczka ostatecznie zechce się zgodzić na odpoczynek, krótki odpoczynek. - uśmiechnęłam się niby złośliwie.
- Osz, Ty! - zaśmiał się ogier i spróbował uszczypnąć mnie w bok, ale odbiegłam od Niego kawałek śmiejąc się przy tym. Uśmiech nie znikał z naszych twarzy, a zachowaniem dorównywaliśmy źrebakom. Niespodziewanie, po mojej chwili triumfu, Akcent dogonił mnie w mgnieniu oka.
- To co, księżniczko moja ukochana, idziemy do naszej jaskini? - zaproponował.
- A bardzo chętnie, księciuniu mój kochany, prowadź zatem! - uśmiechnęłam się szeroko i opuściliśmy plażę.

(Akcent? Wena mnie opuściła :c)

Od Ikaleta

CD H. Kiary

 Kiara obróciła się patrząc na mnie co najmniej tak, jakbym był duchem.
- Ikalet!? Śle...śledziłeś mnie?! - fuknęła.
- Ym...nie...Nawet nie wiedziałem, że tu mieszkasz. - ruchem głowy wskazałem na jaskinię Kiary.
Klacz była wyraźnie zła, że się tu kręcę. Nie rozumiem tylko, dlaczego. Najpierw sama proponuje mi spacer, później sama chce iść ze mną na plażę i nagle stwierdza, że w sumie to nie chce już ze mną przebywać wymawiając się w dziwny sposób.
- Ty nic nie rozumiesz - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Och...czy nie powinienem się teraz obrazić? Albo strzelić focha? Tak, foch to chyba dobre rozwiązanie.
- Rozumiem więcej, niż się wydaje - westchnąłem teatralnie - tylko Twoje zachowanie wydaje mi się trochę...
 Kiara pokręciła głową z dezaprobatą i długim, głośnym westchnięciem przerwała moją wypowiedź.
- Nie rozumiesz. Jeśli tu zostaniesz...jeśli będziesz się mnie trzymał, to zginiesz!
 Zamrugałem. Mówienie do mnie jak do miesięcznego źrebięcia zaczynało mnie irytować.
- Wiesz, Kiaro, jestem dużym chłopcem. Umiem o siebie zadbać. - mruknąłem grobowym głosem - jeśli nie chcesz mojego towarzystwa, wystarczy powiedzieć.
 Zachowanie klaczy wydawało mi się dziecinne. Tak, dziecinne do dobre słowo. Rzuciłem jej ostatnie, pełne dezaprobaty spojrzenie i powlokłem się do lasu.
***
 W nocy obudził mnie dziwny huk. Podniosłem głowę i zastrzygłem uszami chcąc wyłapać jego źródło, jednak jedyne, co usłyszałem to cisza.
 Zamierzałem kontynuować sen, kiedy dźwięk się powtórzył, lecz tym razem znacznie ciszej.
Ostrożnie wstałem i wyszedłem przed jaskinie.
~Jeśli to ty, Merkucjo, to przysięgam, że zabije! ~ pomyślałem wspominając, jak to mój brat uwielbiał mnie budzić jeszcze w stajni czy starym stadzie.
 Ku mojemu zdziwieniu na skraju lasu ujrzałem sylwetkę...gniadej klaczy?
- Kiara? - spytałem chyba bardziej siebie niż ją.
Klacz odwróciła głowę i zastygła w bezruchu.
Nie jestem typem konia, który długo chowa urazę, choć nigdy nie zapominam. Zdziwiło mnie zachowanie Kiary: niedaleko stąd są granice, a ona zdaje się robić wszystko, byle tylko nikt jej nie zauważył.
 Ruszyłem do galopu chcąc jak najszybciej znaleźć się obok gniadej. Ona dobrze wiedziała, że wiem, kim jest, toteż nie starała się uciekać.
- Co ty tu robisz w środku nocy? - spytałem nie kryjąc zdziwienia, lecz jednocześnie z troską. - Coś...coś się stało?

< Kiarko? >

Od Akcenta

CD Roxette

Moja ruda - tak jak ja -  i kochana Roxanne znów mnie pocałowała i od razu po tym zacząłem cwałować bardzo szybko. Klacz już prawie mnie doganiała. Ale, że była w tyle zwolniłem do wyciągniętego kłusa. Śmiałem się głośno patrząc na ścigającą mnie klacz. Wydawała mi się najpiękniejszą na świecie, bo taka była. Jak można było zranić tak wyjątkową i niesamowitą klacz? Dziwi mnie to, że we wcześniejszych warunkach wreszcie wyrosła na tak mądrą i odpowiedzialną. Widać szczęście w życiu i do Niej i do mnie zbliżało się bardzo powolnymi krokami, ale muszę przyznać, że jest wielkie.
- Mam cię!
Krzyknęła Roxette gdy nagle zwolniłem.
- To już stop, muszę odpocząć.
Zaśmiałem się i dyszałem chwilkę.
- No... ostatecznie się zgadzam...
Uśmiechnęła się Roxette.
- Ach, tak? A jak moja księżniczka coś robi to ja zawsze ładnie czekam.
Droczyłem się z Nią.
- Powiedzmy.
Zaśmiała się niby złośliwie.
- No nie...ja tylko mówię prawdę!
Odwróciłem wzrok czekając na to, co zrobi klacz.

<Roxi?>

Nieobecność

WTSW(Alestria von Meteorite, Vendela von Meteorite, Cloud von Meteorite, Ixaca, Resa, Tancred oraz Black Angel) będzie chwilowo nieobecna na blogu.

Nieobecność

WerusiaK(Angel Shy i Sunny Shine) będzie nieobecna od 26.06.-08.07.2015r.

Od Twyli

CD Arot'a
Byłam już zmęczona i miałam przygotowaną odpowiedź.
- Arot, powinieneś już dobrze wiedzieć co Tobie odpowiem, ale jeżeli nie, słuchaj. Od kąd się z Tobą spotkałam po raz pierwszy do teraz i jeszcze puźniej kochałam, kocham i będę kochała Cię na dobre i złe.- powiedziełam i ukłoniłam się ogierowi.
Przez chwilę było ciszej niż zwyle. Patrzyłam na Arota, a on na mnie. Było cicho, cicho i jeszcze raz cicho... staliśmy na przeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy, a cisza nadal nie ustawała. W końcu, gdy usłyszałam cykanie świerszcza, mocno przytuliłam Arot'a. Usiedliśmy obok gasnącego ognia. Tam usnęliśmy...
<Arot? Weny mi zabrakło...>

środa, 24 czerwca 2015

Od Figaro

CD Perły
Z wielką chęciom poszliśmy do Akcenta i jej partnerki; Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyliśmy śmiejącego Akcenta i Roxette. Spojrzeliśmy na siebie z Perłą i się uśmiechnęliśmy. Zapukaliśmy po czym weszliśmy do środka jaskini.
- Hej! - przywitał nas Akcent.
- No... Bracie widzę że w końcu dopadła cie strzała amora... - powiedziała Perła uśmiechając się.
- Ta...no... Chyba tak. - powiedział Akcent.
- Oj nie wstydź się tak.. - powiedziałem.
Nagle Akcent odwrócił głowę w kierunku Roxette a ona na niego patrzyła. chyba im w czymś przerwaliśmy... więc szybko zagadałem Perłę i wyszliśmy żegnając się z Akcentem i jego partnerkom. I uśmiechnąłem się do Akcenta na znak że zrozumiałem że chcą się sobą nacieszyć sami... Gdy wyszliśmy wrośliśmy do swoich codziennych obowiązków.

< Perła? Wena mnie całkowicie opuściła... >

Od Arota

CD Twyly
Twyla już była dość zmęczona ale moja niespodzianka jeszcze nie została zdradzona. Gdy już posprzątaliśmy klacz chciała iść do jaskini ale zagrodziłem jej drogę. Ta bardzo się zdziwiła i patrzyła na mnie pytająco.
- Jeszcze moja niespodzianka - powiedziałem po czym zasłoniłem klaczy oczy i ruszyliśmy. Droga nie była długa... Gdy doszliśmy na Rajską Plażę, odsłoniłem klaczy oczy a jej ukazało się: ognisko, ciepłe posłanie, płatki róż i innych kwiatów, romantyczne świece i wiele innych. Twyla zaniemówiła na chwilę. Żeby się ocknęła pocałowałem ją delikatnie w usta i powiedziałem:
- A to mój prezent! Wszystkiego najlepszego kochanie. - powiedziałem po czym dałem znak kopytem klaczy że puszczam ją przodem. Ukłoniłem się przy tym i łobuzersko uśmiechnąłem. Klacz poszła przodem rozglądając się dookoła. Chciała coś powiedzieć ale ja jej przerwałem...
- Twylo... - zacząłem. Czy chciałabyś zostać moją partnerkom? - zapytałem po czym uklęknąłem patrząc jej w oczy. To trochę wyglądało jak oświadczyny ale chciałem spędzić całe życie z Twylą... Z niecierpliwościom i jednocześnie strachem czekałem na jej odpowiedź.

< Twyla? ^^ >

Od Twyli

Normalnie mnie ZAMUROWAŁO! Te wszystkie dekoracje i w ogóle. Byłam w prost zachwycona, a w zasadzie jestem. Arot, Amber, Flower zobaczyłam też Perłę, która jest przybraną matką Amber, czyli jakby moją też. Było świetnie. Bardzo dobrze się bawiliśmy i najwyraźniej wszystko szło zgodnie z planem Arot'a i Amber. Już pod koniec imprezy do mojej jaskini weszła znajoma mi postać. Szara klacz wstąpiła do jaskini. Do głowy przyszła mi tylko jedna myśl. To była moja siostra, jedyna siostra! KONSTELACJA we własnej osobie! Arot chyba nie miał tego w planie, bo wyraźnie się zdziwił. Stał jak wryty, bo moja siostra nie była raczej w jego, w moim typie...

Długo jeszcze trwała impreza.
*Po zakończeniu*
Gdy wszyscy już wyszli zaczęłam sprzątać, Arot rzecz jasna mi pomugł i dziwił się, że chcę posprzątać. W końcu około 23:30 udo mi się zakończyć tą robotę.
(Arot?)

Od Gold Maus

Dreptałam spokojnie przez alejkę... chyba nazywała się Alejką Róż czy jakoś tak. Szłam i szłam i smutno mi bardzo było, ale jestem nieśmiała i raczej samotna. Nigdy nie miałam przyjaciół i tylko rodzeństwo znałam. Czas jednak to zmienić! Gdy tak sobie dalej szłam nagle natknęłam się na jakiegoś konia. Raczej ogiera... popatrzyłam na niego i jakoś tak zbladłam. Nie mogłam się odezwać, bo jedym ogierem jakiego do tąd widziałam był Pablo, który też czasami mnie potrafi wystraszyć. Stałam wpatrzona w ogiera nie wiedząc co i jak powiedzieć. Czułam, że zaraz nogi się pode mną załamią. Szybko przełknęłam ślinę miejąc nadzieję, że ogier odezwie się pierwszy i tak było. Usłyszałam głos nieznajomego i od razu ożyłam.
- Witaj mam na imię Ikalet, a Ty?- zapytał rozbawiny moim przerażeniem ogier
- Jja, jestem Gold Maus...- powiedziałam nieśmiało
Ogier tylko się zaśmiał.
- Gdzie jesteśmy?- zapytałam
- W alei róż.- powiedział
Nagle usłyszałam jakiś okropny huk. To był nadlatujący ptak, a raczej dinozaur... w tych czasach? To jest dinozaur zrobiony przez ludzi, taka maszyna na pilot. Z wielkim hukiem przeleciała i wypuśniła nade mną jakąś wielką kulę. Była bardzo twarda... w tedy Ikalet skoczył i jakby odrzucił kulę do potwora. Ten padł na ziemię jak skała i się rozbił.
- Dziękuję, I I Ikalet...- ukłoniłam się.

<Ikalet?>

Od Arota

CD Twyly
Gdy Amber nagle wbiegła do mojej jaskini cała zdyszana już wiedziałem o co zapyta:
- Nie domyśliła się niczego? - zapytała.
- Jak na razie nie ale już zaczyna główkować... - odparłem.
- To co robimy? - zapytała.
- Planuję małą imprezę tylko dla tych.. no... Dla rodziny i najbliższych znajomych. Co ty na to?
- Mi pasuje! A co jej dasz? - zapytała z ciekawościom.
- Zobaczy moją niespodziankę gdy już będzie po imprezie i wszyscy sobie pójdą;
- Ty i te twoje zaloty... - powiedziała przewracając oczami.
- Ty też kiedyś będziesz przez to przechodzić.. - powiedziałem i się lekko zaśmiałem. A teraz zobacz co robi Twyla! Nie może się dowiedzieć o niespodziance!
- Dobra...dobra... już idę! - powiedziała po czym wybiegła galopem z jaskini.
Ja natomiast zacząłem zbierać wszystkich z rodziny i przyjaciół w stadzie i objaśniłem im wszystko. Każdy wiedział co ma robić. Zaczęliśmy wszystko przygotowywać! Kwiaty, dekoracje, prezenty, jedzenie itp. Gdy już nadszedł czas nagle usłyszałem że Twyla się zbliża więc szybko się wszyscy schowaliśmy i czekaliśmy aż podejdzie bliżej. Gdy była już na miejscu i stała jak słup nagle wyskoczyliśmy krzycząc:
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN!

< Twyla? Przepraszam że tak późno... >

Od Twyli

CD Arot'a

Ze snu zbudził mnie głos Arot'a.
- Kocham cię!- powiedział
Otworzyłam oczy.
- Ja ciebie też!- wstałam
- Nie chciałem ciebie budzić.- szepnął
- Nie spałam już...- westchnęłam
Arot zaczął kręcić się po jaskini.
- Czegoś szukasz?- zapytałam
- Nie, nie...- powiedział nagle
- Arot?- zaczęłam pytanie
- Dobra... szukam moich kamieni.- wymyślił na poczekaniu
- Tych co tam leżą?- zapytałam wskazując kamienie
- Ttak...- spuścił głowę
- Wiem, że nie oto ci chodzi, ale ok. Nie chcesz mówić to nie.- zaśmiałam się i wyszłam z jaskini
Powoli dreptałam po ścieżce i słuchałam jak ptaszki pięknie śpiewają. Nagle usłyszałam stukot kopyt. Coraz głośniejszy i głośniejszy. Szubko się odwróciłam. Zobaczyłam Amber wchodzącą do jaskini Arot'a. Spoko... ciekawe co robili?

Arot?

Od Roxette

CD. Akcenta

- Nikt nigdy mnie tak nie nazwał... - westchnęłam patrząc w te Jego patrzaje... Uwielbiam w nie patrzeć...
- Widać nigdy nie doceniali tego, co mają... - przytulił mnie.
- I zawsze chcieli mieć więcej... - dodałam wtulając się w Akcenta.
- Takie konie niestety także bywają. - westchnął ogier.
- I nic na to nie poradzisz... - również westchnęłam.
- Starczy tego. - powiedział z entuzjazmem. Odkleiłam się od Niego i popatrzyłam nie rozumiejąc, o co chodzi.- Nie pozwolę Ci dłużej smutać. - uśmiechnął się.
- Kochany jesteś. - odwzajemniłam gest.
- Wiem... - wyszczerzył się.
- I bardzo skromny! - dopowiedziałam.
- To też wiem! - zaśmiał się. Oboje oczywiście żartowaliśmy z tego. - Wracając do tematu... - podszedł do mnie i... - Berek! - uszczypnął mnie zębami w bok po czym odbiegł kawałek.
- Nie znudziło Ci się? - spytałam z ironią. Podszedł troszkę bliżej i odparł z uśmiechem na pysku:
- Z Tobą nigdy mi się nie nudzi.
- Mi również... - zerwałam się z miejsca, podbiegłam do Niego i pocałowałam Go raz jeszcze.

(Akcent, jakiś rozwój akcji XD? Nie moja wina, że dzisiaj nie miałam chemii, była tylko ta między Rox i Akcentem XD)

Roxette i Akcent zostają parą

Koniec roku szkolnego to i na miłość czas przychodzi :D Roxette i Akcent zostali parą. Wszyscy członkowie życzą Wam udanego związku oraz powodzenia :3
 
Roxette
Akcent

Od Perły

CD Figaro


Zjawiliśmy się w jaskini. Byłam bardzo zmęczona, ale najedzona i wprost rozpieszczona. Ta mała randka była urocza, taka urocza, że nie wiem, jak podziękować mojemu kochanemu Figaro. Nie mogę opisać tego słowami, zbyt ciężkie nawet dla uczonych. W naszej przytulnej, lecz kamiennej jaskini, dosyć dużej wielkości było mi ciepło na wygodnym posłaniu. Po takim przeżyciu, najedzeniu się i zmęczeniu łatwo zasnąć. A więc kilka minut później już spałam.

***
Kolejnego dnia wstałam późno, nawet jak na mnie bardzo późno. A raczej obudził mnie wreszcie Figaro. Nie miałam Mu tego za złe tym bardziej, że miałam tego dnia iść rano do pracy. A dokładnie za około pół godziny.
- Hej, nie miałaś czasem iść do pracy?
Przywitał mnie i zarazem obudził Figaro.
- No pewnie, że miałam! Dzięki, że mnie obudziłeś kochany.
Pocałowałam Go szybciutko i wyszłam w nie lada pośpiechu z mieszkania. Trochę się spóźniłam, ponieważ musiałam jeszcze coś zjeść i lekko omyć się w rzece kilometr od jaskini. Wreszcie dotarłam. Mieliśmy jako medycy punkt pracy, taką jakby lecznicę, ale można było przychodzić prywatnie do nas po pracy. Dziś nie było zbytnio dużo roboty. Nagle zobaczyłam Akcenta zmierzającego w stronę lecznicy.
- Cześć siostro.
Powiedział z nietypowym uśmieszkiem na pysku.
- Hej. Cóż ci tak wesoło, ha?
Zaśmiałam się. Akcent westchnął w zadowoleniu.
- Mam partnerkę, Roxette.
Odpowiedział, co bardzo mnie zdziwiło.
- No wreszcie. Gratulacje, powiedz Flower, że ma ciocię.
Uśmiechnęłam się równie szeroko.
- Ja tu przyszedłem nie bez powodu. I nie tylko po to, by powiedzieć o Roxette. Od jakiegoś czasu męczy mnie katar...
Przebadałam ogiera i prawie natychmiastowo wiedziałam, co mu dolega.
- Alergia. Zalecenia to zwracanie uwagi na rośliny, z którymi obcujesz gdy twój stan się pogarsza. W razie objawów kilka ziół i gotowe.
Stwierdziłam i mój brat poszedł. Po pracy opowiedziałam o wszystkim Figaro.
- Serio, ma partnerkę! Może pójdziemy ich odwiedzić?

<Figaro?>

Od Akcenta

CD Roxette

Cóż, wariatem to jestem, ale to serce wybiera ten odpowiedni moment. A ten był najodpowiedniejszym w naszej znajomości. Taka mała randka, Ona znała moje uczucia, a ja jej. Więc jak tu nie zareagować szybko, a dość nierozsądnie? Na co czekać? Może i jestem szybki, ale zapewnię mojej Roxi wszystko, co tylko będę mógł.
- Ty mnie też nieraz potrafisz pocieszyć lepiej niż wszystkie dobra tego świata...
Odpowiedziałem klaczy.
- O, to chyba mamy tak samo...
Stwierdziła i zarumieniła się lekko. Podszedłem do Niej i delikatnie poprawiłem grzywkę, po czym jeszcze raz pocałowałem.
- Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek znajdę kogoś takiego, jak Ty, Roxanne.
Powiedziałem dość poważnie, aby poczuła, że to płynie prosto z serca.
- Naprawdę?
Uśmiechnęła się, a ja tylko pokiwałem głową na tak.
- Oczywiście, nie będę okłamywał sensu mojego życia...
Odpowiedziałem dość zalotnym głosem.

<Roxi? Nie mam dużo czasu na opka, ale może od piątku wena przyjdzie... Powinnaś meldować się z chemii, a nie z matmy XD!>

Od Flower Desert

CD Amber

Amber gdzieś poszła i chyba wiedziałam nawet gdzie. Ja za to widziałam, jak Ryan przechodzi obok nas i patrzy się w moją stronę. Zmienił się od czasu kiedy Go poznałam. Nawet wygląda jak troszeczkę niższy koń, ale cóż. Osiołki z natury już są takie, że nie osiągają wysokości konia, ale mnie to nie przeszkadza. Nagle podszedł do mnie lekko zdenerwowany Wiadar.
- Gdzie poszła Amber?
Spytał ogier rozglądając się dookoła.
- Sama nie wiem. Poszukamy Jej?
Westchnęłam. Zbyt dobrze znałam Amber aby nie wiedzieć gdzie jest. Obawiam się, że też wiem co robi. I to najwyraźniej przeze mnie...
- Tak, dobry pomysł.
Odpowiedział i niby nie wiedząc gdzie jest doprowadziłam go do tego miejsca.
- Jest tu. Mam też trochę inny pomysł...
Szepnęłam tak, żeby siostra nie słyszała.
- Jaki?
Zaciekawił się.
- Idź do Niej sam. Ona powinna w takiej sytuacji lepiej zrozumieć ciebie, niż mnie.
Nadal szeptałam i odeszłam trochę. Wpuściłam ogiera do małej skrytki, w której siedziała Amber.

<Amber?>

Od Smile

CD Black Angel'a
Zrównałam się z ogierem i przez chwilę szliśmy w całkowitej ciszy. Przyzwyczaiłam się już, że w jego obecności więcej mówię, niż w całym moim dotychczasowym życiu, więc to milczenie przyprawiało mnie o ciarki. Kątem oka zerknęłam na Black Angel'a, który szedł przed siebie z wbitym wzrokiem w jakiś odległy punkt. Szczerze mówiąc, nawet nie potrafię zrozumieć, czemu mu zaufałam. Wszystkie moje uprzedzenia do innych, cele, motta łączyły się w jednym punkcie: Nie ufaj nikomu, nie daj się zabić. W takim razie dlaczego nadal trzymam się boku ogiera?
 - Powiedz mi... - zaczęłam niepewnym głosem - Od kiedy tutaj jesteś?
 - Chodzi ci o to, kiedy dołączyłem do stada? - zwolnił nieco kroku - Już jakiś czas... Nie potrafię określić dokładnie - zdobył się na lekki uśmiech
Kiwnęłam pyskiem, rozumiejąc co ma na myśli. To tak, jak z moim wiekiem, wiem, ile tak około mam, ale nie jestem tego pewna. Albo tak mi się tylko wydaje. Prychnęłam, zirytowana swoimi przemyśleniami.
(Black Angel?)

Od Figaro

CD Perły
- Nie ładnie... - powiedziałem robiąc łobuzerski uśmiech.
Klacz tylko się uśmiechnęła i patrzyła na mnie. A gdy chciała się obrócić złapałem ją i przewróciłem delikatnie na plecy. Ta po chwili krzykneła:
- Figaro! - krzykneła śmiejąc się.
Patrzyłem jej w oczy przez chwilę po czym ja delikatnie pocałowałem w usta mówiąc przy tym:
- Wiesz jak bardzo cię kocham? - zapytałem tuląc ja do siebie.
- Oj chyba wiem... - droczyła się ze mną.
- Chyba powiadasz? - zapytałem lekko pociągając ją na grzywę.
- Wracajmy do jaskini... - powiedziała nagle i ziewnęła.
Kiwnąłem głowom i poszliśmy do naszej jaskini. Perła położyła się na swoim posłaniu a ja zaraz się zjawiłem obok niej. Podroczyliśmy się jeszcze trochę śmiejąc się i spędzając czas romantycznie po czym oboje poszliśmy spać.

< Perła? Wena mnie opuściła... >

Od Roxette

CD. Akcenta

Niezmiernie zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie spodziewałam się bowiem, że spyta o to tak szybko. Pewnie dla Was to szaleństwo, ale ja byłam całkowicie pewna swojej odpowiedzi.
- Matko, Akcent! Ja też Cię kocham! - krzyknęłam i przytuliłam opiera.
- I? - dopytywał się nadal.
- Iiii... - przedłużałam, trzymając Go w niepewności. - Zostanę Twoją partnerką! - odparłam wreszcie.
- Naprawdę? - upewniał się jeszcze. W odpowiedzi skinęłam łbem. - To świetnie! - ucieszył się. W Jego oczach widać było szczere uczucie, szczerą miłość.
- Nikt nie uszczęśliwia mnie tak, jak Ty... - westchnęłam.

(Akcent? Melduję się z matmy XD)

Od Amber


CD Flower
- Yyy... jak za kim? Za tamtym ogierem? Niby dlaczego?!
Zapytałam
Siostra jak zwykle zrobiła tą swoją wszystko widzącą minę.
- Dobra! To jest Wiadar. Przyjechał tu z Meksyku. Raczej inaczej się dostał, ale pochodzi z Meksyku z wioski Indiańskiej. Był koniem samego wodza!
Zaśmiałam się
- Widzisz, Amber ja myślałam, że ty się z nikim nie spotykasz, a tu jakie zdziwienie!
Zaśmiała się Flower
- Ale Ty masz tylu znajomych! Wszyscy się chcą z Tobą spotkać, a ja co? Ja spotykam się tylko kilka dni z Sunny... ty już poznałaś pół stada, a ja zaledwie dwie... trzy, osoby.
Westchnęłam i w tedy przyszedł jakiś ogier co zagadał do Flower
- Fajnie masz, też bym tak chciała!
I jedna łza, druga, trzecia spływały mi po nosie. Poszłam tam gdzie ostatnio siedziała i płakała Flower. Ale ona nie ma nigdy problem...
Spuszczałam łzy i coraz więcej wpływało mi ich do nosa. Siedziałam tak kilka minut. Potem usłyszałam, że idą tu dwie osoby. Flower na sto, a ten kolejny to kto?
<Flower? Weny brak...>

Od Amber

CD Wiadar'a
- Czy ty ufasz ludziom?- zapytałam
Wiadar chciał coś odpowiedzieć, ale mu przerwałam.
- Przepraszam, że ci przerywam, ale może masz ochotę wpaść do mnie wieczorem? Teraz jestem troszkę zajęta, a później chętnie Cię przyjmę.- powiedziałam
Wiadar tylko kiwnął głową i oboje zaczęliśmy kierować się w tą samą alejkę.
- Ty pierwszy...- wydusiłam z siebie, bo jakoś nie mogłam złapać tchu
- Panie przodem.- powiedział grzecznie
Weszłem pierwsza i szybko wyszłam z pięknej altany. Było tam ślicznie! W końcu dowiedziałam się gdzie mieszka Wiadar. Jego jaskinia stała obok mojej!
- Pa, Wiadar!- krzyknęłam i straciłam ogiera z oczu, bo wszedł do jaskini
Musiałam szybko nazbierać jedzenia. Wejdę do Tajemniczego ogrodu i czegoś na zbieram.
*Wieczorem*
Dopiero co wróciłam i przygotowałam jedzenie, a usłyszałam znajomy mi głos. To był Wiadar.
- Witam, Cię w moim królestwie!- zaśmiałam się
- Ślicznie tutaj masz, a skąd bierzesz te smakołyki i te ozdoby?- zapytał
- A Ty takich nie mas?- zapytałam ze zdziwieniem
- Niestety nie...- przyznał się
- Jak chcesz to jutro rano pomogę Ci to wszystko przygotować...- zaproponowałam z wielką nadzieją w oczach, że powie TAK... może ktoś wreszcie mnie polubił???
<Wiadarku?>

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Flower Desert

CD Amber

Byłam bardzo zadowolona, że spotkało nas takie szczęście. Po pierwsze udało nam się wydostać, po drugie ludzie nas docenili i dali nam pyszne jedzenie. Odeszli.
- Mniam! Ale pyszne rzeczy!
Oblizałam się i przystąpiłam z Amber do jedzenia warzyw.
- Prawda...pycha.
Uśmiechnęłam się klacz w moją stronę.
- Wracajmy do jaskiń. Robi się już ciemno.
Powiedziałam po kilku minutach jedzenia.
- Tak, poza tym może na nas czyhać tu kolejne niebezpieczeństwo.
Zauważyła Amber. I słusznie, poszłyśmy do swoich jaskiń. Przed pójściem spać zaśpiewałam tylko piosenkę i zasnęłam.

***
Następnego dnia wstałam bardzo wypoczęta, nie wiem tylko dlaczego. Przecież zasnęłam dość późno jak na mnie, a mimo to wyspałam się. Ale już od rana czułam, że sucho mi w gardle i muszę się czegoś napić. Tym czymś musiała być woda, bo cóż by tutaj innego? Z mleka już chyba każdy dawno wyrósł, a rosa mnie nie napoi. Gdy poszłam po trochę wody zauważyłam, że ktoś za mną idzie. Usłyszałam jakiś znajomy głos i od razu przypuściłam, że to moja mama, lub tata. Ale jednak nie. Oni nie zachowują się tak głośno, nawet jak mnie szukają, czy czegoś ode mnie potrzebują. A więc musiał być to ktoś inny. Nagle zobaczyłam wyłaniającą się z krzewów Amber. Kiwnęłam jej głową na powitanie, ale ona jakby za kimś patrzyła. Zastanawiałam się, kto to mógłby być. Przecież chyba z nikim się nie spotyka, ale mogę się mylić.
- Za kim tak patrzysz, siostra, ha?
Powiedziałam dość cicho, żeby inni nie usłyszeli.

<Amber? Nie wiem Havano, czy mogę tutaj wstawić piosenkę z Youtube, jakby co skasuj :3. Jeszcze z takim przypadkiem jak moim się nie spotkałam, a więc pytam. >

Od Perły

CD Figaro

Nie mogłam już dłużej wytrzymać udając obrażoną, tym bardziej, że Figaro mnie prowokował.
- No weź daj kobiecie poudawać obrażoną.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam Go.
- A niby dlaczego?
Wyszczerzył się głupkowato.
- A bo tak! Wiesz Ty co...
Zaczęłam łaskotać ogiera delikatnie po nogach. Śmiał się tak, że aż nie umiał złapać oddechu.
- Przestań...he,he.
Śmiał się nadal.
- A niby dlaczego?
Spytałam złośliwie.
- Bo...tak! Hi, hi, to łaskocze!
Krzyknął tak głośno, że pewnie niejedni zastanawiali się kto to wieczorem tak hałasuje.
- Ci... Wszyscy słyszeli jak krzyczysz.
Zaśmiałam się i wreszcie przestałam Go łaskotać.
- No i będą wiedzieć dlaczego.
Odpowiedział cwaniaczek.
- Taki Tyś cwany? A, hi, hi.
Uśmiechnęłam się szeroko i kopnęłam delikatnie i lekko w nogę.

<Figaro? Weny braaaaak, nadal, wykorzystałam limit>

Od Mystic`a

CD Alestrii von Meteorite

Spojrzałem na dwie rozentuzjazmowane klacze i kiwnąłem głową. Dobrze wiedziałem, że nawet jeślibym się nie zgodził to i tak by postawiły na swoim. Jaka matka taka i córka, również na odwrót. Z resztą ten plan był bardzo mądrze przemyślany.
-Tylko macie na siebie uważać- zatrzymałem je.
Vendela bez największego namysłu kiwnęła głową i ruszyła w stronę Cloud`a. Alestria natomiast posłała mi buziaka w policzek. Przewróciłem oczami i ruszyłam do roboty.
Zrobiliśmy tak jak Alestria mówiła. Wszystko poszło idealnie. Była mała pomyłka, lecz szybko się z niej wyrwaliśmy. Wątpię by jednak ludzie tak łatwo odpuścili.
-Musimy uciec- krzyknąłem do Alestrii i w tym samym momencie pogalopowałem razem z Vendelą w stronę lasu.
Moja partnerka oraz jej brat pognali tuż za nami.

Alestria? Vendela? Cloud? Wybacz za ten brak weny :<

Od Havany

CD Rébellion'a Qui Insorto

Stałam pogrążona w myślach, wpatrując się w gładką taflę wody, która nie poruszyła się pod wpływem niczego, nawet listka. Rzuciłoby się tam kamień lub gałąź, a ona i tak by pozostała niewzruszona. Próbowałam sobie wszystko poukładać, wszystkie zebrane fakty, które ostatnie czasy zebrałam. Różnorodne sprawy, obowiązki do spełnienia... Tyle tego było, jednak najważniejszą w tej chwili byli intruzi na naszych terenach. Doskonale wiedziałam co to za stado.
-Havano!- usłyszałam męski głos, dobiegający z boku.
Odwróciłam powoli głowę i z poważną miną spojrzałam na podchodzącego Insorto. Mogłam się domyślić w jakiej sprawie przyszedł. Nie musiałam czytać jego myśli by wiedzieć o co może chodzić.
-Havano... - powtórzył, przełykając ślinę i próbując uspokoić swój oddech jak i łomot bicia serca- Oni wrócili, są na terenach. widziałem ich, tym razem tylko dwóch- oznajmił i stanął przodem do jeziora, lecz nadal utrzymywał swoje spojrzenie na mnie.
Teraz dopiero zauważyłam jaki wysoki jest. Niemal co był źrebięciem, a już zrobił się wyższy ode mnie.
-A więc jednak...- szepnęłam niby sama do siebie, lecz wyczułam ogrom pytań, które posyłał mi mentalnie ogier.
Spojrzałam mu  prosto w oczy.
-Chodź ze mną. Przydasz mi się i to bardzo. Wybacz za te rozkazy, ale to pilna sprawa, a tylko ty będziesz mi mógł pomóc- odwróciłam się i ruszyłam w kierunku Mglistej Polany.
-Oczywiście, że pójdę z tobą tylko... przepraszam, że zapytam... Czemu Mglista Polana?- stanęłam, lecz nie odwracałam głowy.
-Bo tylko tam będę mogła porozmawiać- powiedziałam tajemniczym głosem i ruszyłam dalej- Idziesz?- posłałam mu lekki uśmiech, gdy wyczułam, że nadal stoi w tym samym miejscu, próbując mnie rozszyfrować.
Podbiegł do mnie kłusem i zatrzymał się dopiero gdy jego kopyta zrównały się z moimi.
-Zawsze jesteś taka tajemnicza?- spytał, próbując rozluźnić atmosferę.
Zaśmiałam się pod nosem.
-Na szczęście nie zawsze...- moja twarz wykrzywiła się w kolejny uśmiech i razem pogalopowaliśmy w stronę Mglistej Polany.

Insorto? Kończaj ^^

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na Qerida, pokręciłam tylko głową.
- Niech Ci będzie. – powiedziałam.
Poszliśmy do naszego „pierwszego toru przeszkód”. Najpierw miałam ja zacząć, westchnęłam i się zgodziłam. Podeszłam do startu i po chwili zaczęłam szybko przemieszczać się między krzakami. Nim się dało zorientować byłam już przy Qeridzie, czyli tam gdzie jest meta. Spojrzałam na niego.
- Teraz ty. – mruknęłam z uśmieszkiem na chrapach.
On tylko prychnął, podniósł wysoko głowę i poszedł na start. Spojrzał na mnie, potem na tor i wystartował. Zaczął się szybko przemieszczać między krzakami, nie dotykając żadnego ani nie pomijając. Znalazł się przede mną z szerokim uśmiechem na chrapach. Prychnęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Jest remis. – powiedziałam.
- Wiem. – odparł i mnie szturchnął głową. – Idziemy dalej.

Qerido? Nie miałam pomysłu xd

Od Akcenta

CD Roxette

Och, ta Roxi uwodzi świetnie. A ja tylko wymyślam kolejne pytania, na które będzie mogła zalotnie odpowiedzieć. Popatrzyłem na moją....przyjaciółkę? Już chyba nie mogę jej tak nazwać.
- Dowiem się. Prędzej, czy później. Wolę prędzej. Ale powiem, że całujesz świetnie, Roxi.
Flirt trwał dalej. Westchnąłem z rozmarzeniem i jeszcze raz uszczypnąłem ją zębami.
- Hi, hi, trzeba mieć to coś...
Zaśmiała się klacz.
- Trzeba, ale Ty masz to coś. Nawet coś więcej niż to coś.
Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Serio?
Zarumieniła się lekko.
- Tak, zdecydowanie. Wiesz, mam dwie wiadomości. Jedną dobrą, a druga jest pytaniem.
Powiedziałem tajemniczym tonem głosu.
- A więc?
Zaśmiała się.
- Drugie. Roxi, ja nigdy nie spotkałem wspanialszej klaczy od Ciebie, kocham Cię! A pierwsze...miałabyś zaszczyt zostać moją partnerką?

<Roxette? Uuuu...>

Od Green Day'a

CD Rudej

 Kiedy mieszkałem w stajni, widziałem całą masę koni, na których jeździli ludzie. Często zastanawiałem się, dlaczego owe konie pozwalają się dosiadać?
 Stojąca koło mojego boksu kobieta przypięła mi do kantara krótką linkę.
- Lepiej, żebym to ja się nim zajęła. - oznajmiła - dziewczynki nie powinny bawić się w oporządzanie ogiera. Zajmijcie się kasztanką.
 Dziewczyny westchnęły, ale zajęły się Rudą.
- Green, co one robią? - spytała niespokojnie klacz.
- Czyszczą, Rudziu, czyszczą - zachichotałem widząc jej nerwowe spojrzenie.
Kiedy kobieta nacisnęła ręką na moją pęcinę, posłałem jej zdziwione spojrzenie.
- Popracujemy na tym później - stwierdziła i obróciła się biorąc dziwny, czerwono-zielony materiał.
"Pan Piotr" patrzył na poczynania obu "grup" dość sceptycznie. Z rękami na piersi, oparty o jeden z boksów nie miał chyba najmniejszej ochoty sprawdzać, czy damy na siebie wsiąść.
- Ogier gotowy. - zawołała kobieta z wyższością patrząc na dziewczyny.
- Klacz TEŻ - zapewniła jedna z nich.

< Ruda, wiem, wiem...TROSZKĘ mi się zeszło xD >

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Nowe klacze- Gold Maus i Panna Cotta

Powitajmy w stadzie dwie siostry- Gold Maus i Panna Cottę(jeśli się odmienia to przepraszam z błąd). Życzymy dużo weny oraz mile spędzonego czasu na blogu. Powodzenia! :D
 
dapple grey horse | horse # jumping # i need this horse in my life
Imię: Gold Maus
(Nazywana czasem: Mink, Miszka, Maus, Gold, GM, a przez rodzeństwo Norka)
Płeć: klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: GM jest spokojną klaczą. Zawsze pogodna i chętna do pomocy. Jest zybka oraz bardzo zwinna. Pomimo wyglądu nie jest mroczną klaczą. Uwielbia ciszę i naturę. Woli przebywać w towarzystwie innych koni niż sama.
Stanowisko: Medyk
Żywioł: Psychika
Moce: Wszystko co związane z żywiołem...
Partner: Zawsze uważała, że miłość to coś pięknego. Gdy ujżała jednak Silver'a zaczęła wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia...
Rodzina: Zna jedynie rodzeństwo:
-brat: Pablo
-siostry: Panna Cotta, Scarlett, Norka
 Historia: Nie można za wiele napisać. Norka wraz ze swoim rodzeństwem urodzili się na terenach stada. W tajemniczym portalu pomiędzy światami. Ich rodzice zostali złapani przez ludzi. Panna Cotta, Pablo i Norka przez kilka lat ukrywali się na trrenach MV, ale dopiero teraz dołączyli.
Właściciel: Mufik
Inne zdjęcia: 1 2
---
 
Bashkir Curly Horse Stag Creek Sedelia
Imię: Panna Cotta
Płeć: klacz
Wiek: 4 lat
Cechy charakteru: Panna Cotta jest żywiołową klaczą. Bardzo śmiała i zawsze wszędzie jej pełno. Uwielbia wyścigi i zabawy z innymi końmi. Znacznie różni się od swojego rodzeństwa. Pomimo, że jest bardzo energiczna to ma w sobie dużo cierpliwości.
Stanowisko: Podróżniczka
Żywioł: Wiosna
Moce: Wszystko co związane z żywiołem.
Partner: Powiem tak... bardzo podoba jej się Green Day.
Rodzina: Zna tylko rodzeństwo:
-brat: Pablo
-siostry: Norka, Scarlett, Gold Maus
Historia: Nie można za wiele napisać. Cotta wraz ze swoim rodzeństwem urodziła się na terenach stada. W tajemniczym portalu pomiędzy światami. Ich rodzice zostali złapani przez ludzi. Panna Cotta, Pablo i Norka przez kilka lat ukrywali się na terenach MV, ale dopiero teraz dołączyli.
Właściciel: Mufik

Od Amber

CD Flower
- Henryk? Widzisz te klacze?!
Zapytała ze zdziwieniem w oczach
- To nie możliwe!
Szepnął
- A jednak, to dzikie klacze... niedaleko muszą mieć stado!
Uśmiechnęła się pani
- Musimy chronić te konie... Myślałem, że już dawno nie ma dzikich koni! Dobrze, że nasze stowarzyszenie ochrony dzikich koni istnieje!
Powiedział pan
Pani, która jak się okazało miała na imię Helen zmarszczyła brwi i kontem oka popatrzyła na mnie.
- Ta klacz jest ranna. Wygląda jakby złamała nogę.
Powiedziała i powolutku się do mnie zbliżyła
Z początku się bałam, ale potem zrozumiałam, że skoro jest ze stowarzyszenia te nie zrobi mi nic złego. Dałam się pogłaskać, a potem nawet założyć bandaż. Noga przestawała mnie boleć i mogłam już lekko na nią stawać. To były jakieś czary...
- Klacze... wiem, że nie ufacie ludziom, ale nikomu nie zdradzimy wiadomości o stadzie. Codziennie będziemy przychodzili i przynosili jedzenie.
Powiedziała i wyjęła cały koszyk owoców i warzyw. Wszystkie wysypała na jakąś białą tacę i powoli się odsunęła i dodała:
- Te dwie klacze uratowały naszą córkę...
(Flower? Przepraszam, że tyle czekałaś...)

Od Ikaleta

CD H. Amber

- Przyjaciółmi? - powtórzyłem przymykając jedno oko.
 Amber energicznie kiwnęła głową nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie, Amber, nie jesteśmy. - zaprzeczyłem. - przyjaciel to ktoś, komu bezgranicznie ufasz, wiesz, że możesz powierzyć mu każdą tajemnicę i cóż...rozumiesz bez słów. A my znamy się zaledwie od wczoraj. Nie wiem, jak to wygląda w przypadku Sunny ale według mnie naszej relacji absolutnie nie można nazwać przyjaźnią.
 Klacz kiwnęła głową. Wydawała się zawiedziona moją odpowiedzią, jednak nie zamierzałem kłamać - przyjaźń to coś więcej niż jeden spacer i parę krótkich rozmów.
Sunny milczała; nie jestem pewien czy to dlatego, że podzielała moje zdanie, czy wręcz przeciwnie.
 Wszyscy troje zwróciliśmy się w stronę lasu, kiedy do naszych uszu dotarł tętent kopyt.
- Ikalet! - zawołał uradowany Merkucjo. Obdarzył mnie swoją uwagą tylko przez chwilę, bowiem jego wzrok prawie że natychmiast wylądował najpierw na Sunny, potem na Amber.
- Ekhem...- chrząknąłem ostentacyjnie.
- Co? Ach, tak! Obiecałeś, że mi pomożesz, pamiętasz? - brat zmierzył mnie czujnym wzrokiem.
- Oczywiście, że pamiętam! - zapewniłem szybko i zwróciłem się do klaczy - bardzo Was przepraszam, dziewczyny. Z bratem lepiej nie dyskutować.
 Siwy parsknął i przewrócił oczami, ale nic nie powiedział.
Amber i Sunny kiwnęły głowami. Po ich uśmiechach wywnioskowałem, że się nie gniewają.
- Rozumiem, wiem, jak to jest z rodzeństwem - zapewnił Amber.
Posłałem im przepraszające spojrzenie oraz pogodny uśmiech i ruszyłem za bratem.

< Dziewczyny, jeśli chcecie kontynuujcie opowiadanie, ale już beze mnie >

Od Amber CD Sunny

Szlibyśmy tak jeszcze długo i długo, gdy nagle z krzaków wyszła młoda wilczyca. Dobrze wiedziałam, że jest zwinna i nawet jak zaczniemy uciekać ona nas dogoni. W końcu się odezwałam. Szybko i odważnie...
- Czego chcesz?!- parsknęłam
- Ło, ło, ło... co tak agresywnie młoda!?- krzyknęła
- Przepraszam, ale nie będziesz się do mnie tak odzywała!- powiedziałam
- Amber, to jest wilk... zwinny i szybki, to się może źle skończyć!- pszestrzegł mnie Ikalet
- Dobrze mówi twój kolega, a może ktoś więcej?- zaśmiała się
Tego było już za wiele! Podbiegłam do wadery i przygniotłam jej ogon kopytem. Ta głośno pisnęła i powiedziała błagalnym głosem:
- Dobrze, dobrze... proszę nie zabijaj mnie!- załkała
Popatrzyłam na nią jak na głupią. Co, ja? Zabić?
- Mam na imię Amber, to jest Ikalet, a ta jasna klacz to Sunny, jak ty się nazywasz? Możemy się zaprzyjaźnić, prawda?- popatrzyłam na Ikaleta i Sunny, a onie twierdząco pokiwali łbem
- Jestem Mashta...- powiedziała nieśmiało
*Następnego dnia*
- Czy my jesteśmy przyjaciółmni?- zapytałam Ikaleta i Sunny
(Ikalet? Sunny?)

Od Figaro

CD Perły

- A więc udajemy obrażoną....No to zobaczymy jak bardzo jesteś obrażona. - powiedziałem i łobuzersko się uśmiechnąłem.
Perła dalej stała w miejscu i udawała obrażoną ale ja nie dałem się jej na to nabrać. Znałem moją perełkę i wiedziałem jak mam postępować. Księżyc i gwiazdy mocno świeciły. Piasek na plaży zaczął się ochładzać a morze lekko się uspokoiło. Podszedłem do mojej ukochanej i powtórzyłem:
- A więc udajemy obrażoną...Ciekawe na jak długo? - zapytałem po czym zbliżyłem się do niej i zacząłem ją przytulać i całować po szyi i tak w dół... Chyba nie musze pisać co zamierzałem. W każdym bądź razie na początku nadal udawała obrażoną ale później zobaczyłem w jej kącikach ust lekki uśmiech. I co dalej? To oczywiste. Kontynuowałem swoje całowanie i przytulanie.

< Perełko? Jak romantycznie się zrobiło >

Od Roxette

CD. Akcenta

W momencie, gdy Akcent oderwał się ode mnie zrozumiałam coś dla mnie bardzo ważnego. Mianowicie to, że komuś jeszcze na mnie zależy... Niewiele się zastanawiając zerwałam się z miejsca i ja Jego pocałowałam. Nieco dłużej, niż On mnie. w momencie, gdy oderwałam się od Akcenta zaczęło dziać się coś dziwnego... Włączył się mój samozapłon... Ciekawe, dlaczego?
- Czyli jednak mentor miał rację... - westchnęłam.
- Zwykle tak się nie dzieje, prawda? - spytał ogier.
- Ta-ak... To znaczy... - mówiłam niepewnie, a Jego spojrzenie mi nie pomagało... - Zwykle, gdy mam napady złości i to takie porządne, a w tej chwili nawet bym nie pomyślała, żeby coś Ci zrobić... złego. - wyjaśniłam.
- A dobrego? - dopytywał się dalej.
- Myślę, że wkrótce się przekonasz. - odparłam zalotnie.

(Akcent? Coraz ciekawsze robi się ta historia ^^)

niedziela, 21 czerwca 2015

Od Perły

CD Figaro

Gdy przybyłam na miejsce byłam zachwycona. Ogień...ciepły i łagodny. Palił się, a podmuch wiatru zakłócał go nieco. Później te wszystkie smakołyki, mniam! Ale jestem głodna.
- To jest wspaniałe! Dziękuję kochanie.
Całowałam go namiętnie po szyi i polikach.
- Nie ma za co...
Zarumienił się trochę.
- Właśnie, że jest!
Zaczęłam się z nim droczyć.
- Nie ma!
Zaśmiał się łobuzersko.
- Jest!
Krzyknęłam i przewróciłam ogiera na plecy. Wycałowałam i wróciłam do jedzenia smakołyków.
- Co do jedzenia to nie mam zastrzeżeń.
Powiedziałam marszcząc brwi.
- Owszem krytyku kuchenny.
On nie miał dość żartów.
- Ach, to taki jest mój Figaro? Ja Ci zaraz pokażę!
Zarżałam udając obrażoną.

<Figaro? Wena ma dziś pogrzeb...>

Od Figaro

CD Perły

Gdy prowadziłem Perłę na kolacje przypomniało mi się jak kiedyś się poznaliśmy... Na początku naszej znajomości nie wiedziałem że coś więcej z tego będzie, ale potem zaczęło się rodzić między nami silne uczucie zwane miłością. Nie sądziłem że coś takiego mnie spotka dlatego byłem mile zaskoczony gdy związałem się z Perłą. Gdy dotarliśmy na miejsce kazałem otworzyć Perle oczy po czym ta zobaczyła: Ognisko, kwiaty, pyszne jedzenie i wyścielone posłania.
- I jak? Podoba się skarbie? - zapytałem z łobuzerskim uśmiechem. Po kolacji liczyłem na coś więcej; A raczej bardziej romantycznego.

< Perła? >

Od Flower Desert

CD Merkucjo

Wstałam dziś bardzo wcześnie rano. Nie wiem dlaczego, ale coś ciągnęło mnie zgrabnym kłusem przed siebie. Dotarłam wreszcie na jakieś pole i aż przystanęłam aby podziwiać widok wschodu słońca. Och, jakże to było piękne. Nic nie mogło się z tym równać, a przynajmniej mnie się tak wydawało. Patrząc tak w górę i kłusując dalej wpadłam na pewnego...nie, na Merkucja. Już go znałam, więc nie muszę pytać o imię i nazywać go 'pewnym ogierem'.
- Och, przepraszam, nie zauważyłem cię!
Powiedziałam hamując tuż przed jego nogą. Chyba i tak trochę go zabolała. Najpierw zilustrował mnie nie wiedząc chyba, że mnie zna. Pod słońce widać było tylko moją jakby białą postać.
- Kim jesteś?
Ogier chyba rozpoznał mój głos.
- Flower Desert. Nie pamiętasz jak zaprosiłam do jaskini Ikaleta i ciebie?
Powiedziałam. Coś mnie tutaj zatrzymało, tak, że nie chciałam iść dalej. Może obecność kogoś mi znajomego? A może coś innego? Nie miałam pojęcia.
- Pamiętam, tylko nie widziałem cię dobrze pod światło.
Odpowiedział Merkucjo.
- Ok, nieważne. Może...przejdziemy się na spacer? Taki piękny poranek...

<Merkucjo? Brak weny, a jednak się za to wzięłam.>

Od Perły

CD Figaro

Po małym spacerku miałam dużo czasu, więc mogłam się chyba zgodzić na kolację.
- No pewnie!
Krzyknęłam i pocałowałam Figaro.
- To na razie idź do jaskini. Muszę wszystko przygotować.
Posłał mi łobuzerski uśmiech. Po drodze spotkałam moją Flower.
- Hej mamo.
Powiedziała zatrzymując się.
- Cześć Flower Desert. Piękna dziś pogoda, nie?
Zagadałam ją trochę, bo przygotowania do kolacji zwykle trwają trochę długo.
- Całkiem niezła. Co robisz?
Spytała po chwili.
- Czekam aż wasz tata zrobi nam romantyczną kolację. A ty już kogoś poznałaś? Może o czymś nie wiem?
Uśmiechnęłam się zadając te wszystkie pytania.
- Nie, ale zdaje się, że Amber aż kilku.
Szepnęła Flower i spojrzała na Amber. Dawno nie widziałam moich córek, więc wyściskałam je i poszły dalej. A ja do jaskini i zostało mi czekać. Nagle powrócił Figaro.
- Wstań i zamknij oczy. Będę Cię prowadził.
Zaśmiał się i poszliśmy.

<Figaro?>

sobota, 20 czerwca 2015

Od Arota

CD Twyly

Gdy moja ukochana spała, ja starałem się wymyślić coś na jej urodziny! To nie było łatwe bo chciałem żeby było to coś wyjątkowego! Coś magicznego! Po chwili wpadłem na pomysł! Wieczorem miałem zamiar pokazać moją niespodziankę urodzinową na Twyly. Położyłem się obok niej po czym ją przytuliłem i zasnąłem.
***
Następnego dnia obudziłem się dość późno ale nie chciałem wstawać. Było mi tak wygodnie... Po za tym wiedziałem że jeśli się ruszę to obudzę moją ukochaną a tego nie chciałem robić. Pocałowałem ją lekko w czoło po czym powiedziałem szeptem:
- Kocham cię! - powiedziałem po cichu.

< Twyla? >

Od Figaro

CD Perły

Gdy trochę się oddaliliśmy od jaskini Akcenta zatrzymaliśmy się pod naszą jaskinią po czym powiedziałem:
- Łoł! Twój brat się zmienił! - powiedziałem z uśmiechem na ustach.
- Kiedyś musiało to nastąpić - odparła również się uśmiechając.
- Ach! Miłość! Miałem wielkie szczęście że spotkałem cię na swojej drodze! - powiedziałem po czym ją pocałowałem.
Perła się tylko uśmiechnęła i wtuliła się we mnie. Cieszyłem się że mam teraz rodzinę! Moje cerce skakało z radości każdego dnia gdy się budziłem każdego dnia obok mojej cudownej ukochanej. A gdy patrzyłem na córki... Cieszyłem się, że mogły się wychować w takich miejscu jak MV. Popatrzyłem na Perłę, po czym powiedziałem:
- Co powiesz na romantyczną kolacje tylko dla nas? - zapytałem z łobuzerskim uśmiechem.

< Perła? Trochę brak weny :C >

Od Kiary

CD Ikaleta

Zastanowiłam się przez chwilę po czym odparłam:
- Owszem jest takie jedno miejsce. - powiedziałam do ogiera.
- Jakie? - zapytał z zainteresowaniem.
- Takim miejscem jest Rajska Plaża. To świetne miejsce do ochłodzenia się i wypoczynku. - odparłam po czym zaczęłam dalej skubać trawę.
- Jest coraz większa susza... - powiedział po czym zaczął się dookoła rozglądać.
Podniosłam głowę i zrobiłam to samo co on. Ikalet miał rację. W tym roku susza była bardzo silna i dość przytłaczająca. Żar z nieba cały czas podnosił i tak już wysoką temperaturę. Co sprawiało że zapasy żywności bardzo się skurczyły. Było to bardzo niepokojące ale miałam jakieś przeczucie że niedługo spadnie duża ilość deszczu, która znowu przywróci wszystko do normy... Miałam po prostu takie przeczucie. Gdy spojrzałam w niebo odechciało mi się jeść. Postanowiłam że pójdę na Rajską Plażę bo było tak gorąco że skóra powoli zaczynała mnie palić i coraz bardziej bolała mnie głowa...
- Wiesz co... Ja chyba pójdę na plażę się trochę schłodzić. - powiedziałam do ogiera.
- Też mam zamiar tam pójść. - powiedział po czym oboje ruszyliśmy.
Przez pewien czas oboje się nie odzywaliśmy bo nie wiedzieliśmy jak zacząć rozmowę. W końcu postanowiłam zrobić pierwszy krok po czym zapytałam:
- I jak Ci się podoba w stadzie? - zapytałam.
- Coraz bardziej mi się tu podoba. - odpowiedział.
- To fajnie. - odparłam.
- Mogę cię o coś spytać? - zapytał nie patrząc na mnie.
- Zależy o co... - powiedziałam również nie patrząc na niego.
- Dlaczego starałaś się przede mną ukryć że boisz się ognia? - zapytał zaciekawiony.
- To długa historia Ikalet... Ty także mnie od razu nie oceniaj po moim zachowaniu. Uwierz mi że ja w przeciwieństwie do ciebie przeżyłam piekło... Dopiero tutaj moje życie w miarę wraca do normy... - powiedziałam po czym popatrzyłam na niego.
- Rozumiem. - odparł krótko.
- Posłuchaj. - powiedziałam po czym stanęłam i popatrzyłam się na niego. A ten zrobił to samo co ja tylko że się trochę zdziwił... Proszę cię o jedno. Nie próbuj odkryć mojej historii....
- Przecież nic takiego nie robię... - odparł zdziwiony.
- Teraz nie...ale zrozum mnie że lepiej będzie jeśli nigdy nie poznasz mojej przeszłości. Nie ze względu na mnie tylko na twoje życie.
- Na moje życie... - zdziwił się ogier.
- Nieważne. I tak nie zrozumiesz... - powiedziałam po czym znowu ruszyłam przed siebie.
- O co ci w ogóle chodzi? - zapytał już lekko podenerwowany.
Ja znowu stanęłam po czym wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Lepiej będzie jak nasze drogi się rozejdą. I to teraz. Jestem zagrożeniem dla wszystkich... - powiedziałam po czym wymawiając końcówkę zdania ugryzłam się w język.
- Jakim zagrożeniem? - spytał zaciekawiony.
- Nieważne! Wybacz Ikalet ale muszę już wracać... Mam sporo spraw na głowie. - powiedziałam po czym szybko zaczęłam iść w kierunku mojej jaskini. Byłam na siebie wściekła że mu tak dużo powiedziałam! Co się ze mną dzieje?! Dlaczego mu tyle powiedziałam?! Nie... Muszę dzisiaj odejść ze stada... Dziś w nocy gdy będą wszyscy spali... Ten strach mnie już przytłacza a na  dodatek naraziłam teraz Ikaleta!!! I nie tylko jego... Jeśli moje sny są prawdą... To muszę jakoś odciągnąć od stada zabójców którzy mnie ścigają. Raczej nikt by nie zauważył gdybym na parę dni zniknęła ze stada... Nie wiedziałam tego na pewno ale musiałam spróbować! chciałam ochronić stado... MV stał się moim domem. I muszę teraz go bronić. Poszłam do swojej jaskini po czym czekałam na odpowiedni moment. Gdy już wszyscy zasnęli ruszyłam. Szłam bardzo cicho i uważnie stawiałam kroki żeby nikogo nie obudzić... W tedy, nie wiadomo skąd pojawił się Ikalet!!! Czyżby mnie śledził?!

< Ikalet? Prawie jak jakiś dramat; Powstrzymaj Kiarę przed podjęciem głupiej decyzji; Bo jej sny nie mówią prawdy że jest ścigana; >

Od Black Angel`a

CD Smile

-Mylisz się, chociaż sam się dziwię, że prowadzę z Tobą rozmowę tak łatwo i długo. Zwykle kończą się one najdłużej po kilkunastu minutach, zwłaszcza gdy mam do czynienia z nową- i piękną, dodałem w myślach-klaczą.
-Czyli mogę się czuć wyróżniona.- stwierdziła z nutką dumy i zdziwienia.
-Tak, masz rację.- przyznałem z lekkim rozbawieniem i dorzuciłem.- Może Cię trochę oprowadzę?
-A skąd wiesz, że bym tego chciała?- zapytała, przekrzywiając głowę.
-Domyślam się i jednocześnie proponuję przechadzkę do jednego z najrzadziej odwiedzanych miejsc, czyli Willi Mrocznej Damy.
-Brzmi nieźle.- zauważyła.- Ale musisz wiedzieć, że idę tam tylko z tego powodu.
-Jasne.- odparłem znów się śmiejąc.
-No to w takim razie ruszajmy, bo nie mam zamiaru spędzać tutaj całego dnia.- powiedziała klacz znów kryjąc się za maską chłodu, którą tak często obserwowałem u siebie.
Nie odpowiedziałem, tylko ruszyłem żwawo na przód, mając nadzieję, że moja znajoma ruszy tym razem za mną. Nie myliłem się, bo już po kilku minutach zrównała się ze mną.

< Smile?>

Od Alestrii von Meteorite

CD Mystic'a

Odpowiedziałam mojemu partnerowi lekko przerażonym spojrzeniem. Za nic nie chciałam trafić z powrotem do ludzi. Zbyt dobrze zdawałam sobie sprawę, co by to oznaczało. Znowu musiałabym skakać przez przeszkody i rodzić im dzieci. Ciekawe czy chociaż pozwoliliby mi zostać z Vendelą i Mystic'em? I jak przeżyłby kolejne rozstanie Cloud? Swoją drogą ciekawe gdzie on się on aktualnie znajduje...? Miałam nadzieję, że w jakimś bezpieczniejszym miejscu. Niestety prawie w tym samy momencie usłyszałam coś okropnego. Mianowicie....jego pełne walki, owiane nutką strachu rżenie. Tym razem to ja posłałam przyszywanemu ojcu mojej córki proszące spojrzenie i oświadczyłam szeptem:
-Mają Cloud'a. Musimy mu jakoś pomóc.
-Masz rację, ale na pewno nie przydamy mu się, jeżeli sami zostaniemy przez nich schwytani.
-Chcesz powiedzieć, że zamierasz tutaj tak sterczeć aż nie odjada wraz z nim?
-Nie, ale za nim się wyłonimy, musimy obmyślić jakiś plan działania.
-Jasne, ale musimy go wykoncypować jak najszybciej.
-To może zacznijmy od tego, czym możemy im się przeciwstawić?
-Wydaje mi się, że jedynie kopytami i naszymi mocami.
-Tyle, że moja się do tego nie nadaje.- stwierdziła smętnie Vendela.
Niestety musiałam przyznać jej rację. Prze kilka minut panowała całkowita cisza, aż w końcu przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Postanowiłam go wyjawić:
-Na początek ja oślepię ludzi, ty Mystic- podpalisz najbliższe rośliny, zaś Vendela....pomoże wyswobodzić się swojemu wujkowi. Co o tym myślicie?
-Ja jestem za.- odrzekła klacz.

< Mystic, jakie jest Twoje zdanie?>

Od Angel Shy

CD Smile

Szłam starając się, aby moje kopyta nie robiły śladów. Kara klacz, mój śmiertelny wróg, podążała za mną. Gdybym była widzialna wyglądało by to jak jakaś dziwna zabawa źrebaków typu "Rób to, co ja". Ale z żadnej perspektywy nie było to zabawą. Serce tak łomotało mi w piersi, że miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy. Oddychałam ledwo co, byleby nie dać do zrozumienia klaczy, że jestem blisko. Bałam się przyśpieszyć, ona mogła to przecież usłyszeć. Bałam się cokolwiek zrobić, więc tylko szłam. Wydawało mi się, że kara mogłaby tak iść za mną w nieskończoność, aż wreszcie padnę i będzie mogła wyczuć, gdzie tak dokładnie jestem. Głowa bolała mnie od myślenia. Świadomość, że ona jest za mną o krok dodawała mi odwagi do dalszego stawiania nóg. Jedna za drugą, jedna za drugą, aby tylko nie zgubić rytmu, bo mnie dopadnie. A jak mnie dopadnie to już będzie koniec. Na zawsze. Robiło się już ciemno, a my niestrudzenie szłyśmy dalej. Mogłam przyśpieszyć, zatrzymać się, skręcić, cokolwiek, ale nie robiłam tego. Strach pozwalał mi tylko na brnięcie do przodu. Zaburczało mi w brzuchu. Parsknięcie klaczy, jeszcze większy strach.

< Smile?>

Od Sunny Shine

CD Amber

-No jasne!-odpowiedziałam.
Nie obchodziło mnie, że coś złego może się stać. Niby co? Tam było tak magicznie, pięknie. W powietrzu unosił się słodki zapach nie wiem czego. Ikalet też chciał iść, co mnie ucieszyło. Nie chciałam się z tego powodu cieszyć, ale nie mogłam przestać. Dlaczego się cieszę? Zamiast Ikaleta mógł być tu równie dobrze jakiś inny koń! Takie myśli nie dawały mi spokoju. Jasne promienie słoneczne wpadały przez liście drzew na leśną dróżkę oświetlając ją słabo. Wyglądało na to, że jest dopiero ranek, a przecież przed chwilą chcieliśmy jeść kolację. Jakieś dziwne małe istoty chichotały wesoło w krzakach. Przystanęłam i zaczęłam się im przyglądać. Każda mieniła się innym kolorem tęczy. Siedziały na soczyście zielonym mchu. Nie zauważyły mnie. Chciałam jeszcze trochę na nie popatrzeć, ale Amber z Ikaletem byli już daleko. Dogoniłam ich.
-Gdzie ty byłaś?-spytała Amber.
-Zapatrzyłam się na kwiatki....-powiedziałam.
Nie chciałam, aby wiedzieli czemu się przyglądałam, a może raczej komu. Ścieżka prowadziła teraz przez polanę obficie oblaną słońcem.

< Ikalet? Amber?>

Od Merkucja

Słońce powoli wyłaniało się zza chmur rozświetlając okolicę i przeszywając poranną mgłę otulającą trawę jeszcze mokrą od rosy.
 Uwielbiałem poranki.
Mało komu chciało się wychodzić z jaskini tak wcześnie...ech, gdyby tylko wiedzieli, jak wiele tracą...
 Tuż nad łąką zaczynały krążyć jaskółki.
Drobne, czarne ptaki wprowadziły życie i energie do nowo powstałego, pięknego dnia.
 Westchnąłem, całkowicie zauroczony obrazem, jaki miałem przed sobą. Nic nie może się równać z czerwcowymi porankami...
 Lekki, ciepły wiatr muskał moją grzywę, oraz wprawiał w ruch delikatne maki i źdźbła trawy na których wciąż jeszcze spoczywały drżące krople rosy.
 Spłoszony motyl poderwał się do lotu przelatując tuż nad moim nosem. Nosem, do którego dotarł właśnie pewien niezwykły, przepiękny zapach: róże.
 Z rozkoszą wciągnąłem powietrze do płuc i przymknąłem oczy.
Do energicznych jaskółek dołączyły wróble, skowronek, kosy i szpak. Ten ostatni przysiadł na najwyższej, suchej już gałęzi jednej z brzóz i rozpoczął swój koncert. Ach, każdy, kto choćby raz słyszał śpiew szpaka musi się ze mną zgodzić: nie ma nic piękniejszego, nic bardziej kojarzącego się z wiosną niż pieśni tego właśnie ptaka.
 To wszystko tworzyło tak wspaniałą całość, idealną harmonię, której - zdawało mi się - nic nie było w stanie zakłócić.
Kiedy ponownie spojrzałem w stronę horyzontu, słońce znajdowało się znacznie wyżej niż przed paroma chwilami. Na moich oczach rodził się nowy dzień. Niezwykle piękny dzień...
 Poranki są ulotne i kruche, niczym szczęście i radość, choć może dlatego są takie piękne? Krótkie, ulotne chwile zdają się być najpiękniejszymi i najbardziej wyjątkowymi...
- Och, przepraszam, nie zauważyłam cię! - usłyszałem, a słowa te poprzedziło mi nagłe uczucie bólu w okolicach tylnej nogi.
 Obejrzałem się i przez chwile trwałem w bezruchu. Lśniącymi oczami lustrowałem zjawisko prawie tak piękne, jak miniony już poranek.

< Ktuś dokończy? [Jako, że piękne zjawisko, to raczej klacz xD] >

Od Rébellion'a Qui Insorto

 Ciężki paraliż ogarnął moje nogi, gdy zbliżałem się do kresu Wdowiego Wzgórza. To miejsce fascynowało mnie, a zarazem przerażało jeszcze za czasów, gdy byłem źrebakiem.
 Walcząc z własnym ciałem zrobiłem jeszcze jeden, trudny krok przed siebie. Zawsze sądziłem, że mój umysł i ciało stanowiły jedność. Teraz jednak mogłem się przekonać, jak bardzo się myliłem.
 Wyglądało to tak, jakby cały mój korpus oraz kończyny toczyły zaciekłą walkę z umysłem. Umysłem, który chciał iść przed siebie nie ważąc na niebezpieczeństwo. Ciało, chcąc przejąć rolę tego myślącego trzeźwo, wzbraniało mu tego z całych sił.
 Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tak wielkim "buntem". Moja matka mawiała, że wygrać walkę ze sobą to wygrać wszystko. Zyskać pełną kontrolę nad samym sobą - to dopiero sukces.
 Nie rozumiałem jej wtedy...
 Do moich uszu dotarł stłumiony szum fal. Tam, za tym klifem, przykryte gęstymi chmurami czeka morze. Wolne, dzikie, nieposkromione...lecz jednocześnie łagodne i ciche. Ta spójność zawsze mnie intrygowała...
 Wynegocjowałem jeszcze jeden, niełatwy krok w przód.
Zamknąłem oczy i w całości oddałem się atmosferze Wzgórza.
Wiatr smagał moją grzywę targając ją na wszystkie strony świata. Mewy krzyczały, zataczając koła nad gęstymi chmurami i Wzgórzem, gdzieś wysoko rozległ się orli krzyk.
 Wysoka trawa poruszała się pod wpływem siły żywiołu, jednak robiła to dziwnie spokojnie; wiatr czołgając się między źdźbłami próbował zmusić ją do posłuszeństwa: niespokojnego, szybkiego tańca. Ona jednak pozostawała nieugięta; lekkie, miarowe huśtanie zdawało się być wyrazem buntu, który i tak nie ma sensu na dłuższą metę.
 Poczułem, jak moje nogi zaczynają się osuwać, lecz nie do przodu. Nie, one się cofały, przenosząc ciężar ciała na piętki, chcąc dać mi znak, że robię głupstwo, że w ogóle nie powinno mnie tu być.
 Właśnie dlatego stałem. Aby udowodnić sobie, iż mam pełną kontrole nad tym, co robię.
- ,,Dziś tylko morze przetacza piach i echa dawnych snów..." - słowa, które usłyszałem sprawiły, że natychmiast szeroko otworzyłem oczy.
 Nagła fala chłodu oblała całe moje ciało. Zastygłem w bezruchu; ciężko powiedzieć, czy to dlatego, że sam tak chciałem, czy też zmusiły mnie do tego odruchy wyrobione jeszcze podczas wojny. "Jeśli słyszysz czyjś głos - stań, i słuchaj, bo to może być ostatnie, co usłyszysz..."
 Napiąłem wszystkie mięśnie i ze złością ogarnąłem wzorkiem całą okolicę. Po strachu, który w pierwszej chwili próbował mną zawładnąć zostało tylko wspomnienie.
- Pokarz mi się! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby - Nie możesz się wiecznie chować!
 Poddanie się strachowi było w moich oczach czymś nie do przyjęcia, okropnym dyshonorem, lecz teraz to nie strach przejmował nade mną kontrolę, a złość i frustracja.
 W uszach zadźwięczała mi jedna ze starych melodii Północy. Słyszałem także szum drzew, okropny i nader głośny szum, choć w najbliższej okolicy żadnego drzewa nie było.
 Czułem się jak wyjęty z kontekstu: tocząc zaciekłą walkę wewnętrzną stałem - z pozoru niewzruszony - na końcu Wdowiego Wzgórza, które - podobnie jak ja w tej chwili - łączyło w sobie tyle spójności.
 Wiatr rozwiał moją grzywkę i musnął lewy bok. Czułem, że moje nogi zawiesiły broń - zamiast się cofać wrosły w podłoże.
- Dlaczego mi to robicie?! - krzyknąłem najgłośniej, jak tylko mogłem.
 Mewy latające nade mną rozdzierały powietrze swoimi krzykami, zdawały się nie zwracać na mnie uwagi, zbyt zajęte swoimi sprawami.
 Nie usłyszałem odpowiedzi.
 Zacisnąłem oczy, aby choć na chwilę znaleźć się dalej od tego krzyku, do wiatru, morza, szumu w uszach i starej melodii.
 Niestety, nie było mi dane zaznać spokoju.
Czułem się jak źrebak, bezradny źrebak, który parzy, lecz nie rozumie; który nie wie, co się wokół niego dzieje. Intuicja podpowiada mu, że powinien coś zrobić, jednak umysł nie jest jego sprzymierzeńcem: milczy.
 Poczułem, jak do moich oczu zaczynają napływać łzy. Ich powodem nie była złość, ani tym bardziej strach. Nie, ich przyczyną było jedno z najgorszych uczuć - bezradność.

CDN

Od Akcenta

CD Roxette

Popatrzyłem w miejsce wskazane przez Roxi. Rzeczywiście, była to zatoka, ale nie byle jaka... była to Magiczna Zatoka. Uwielbiałem w młodości bawić się tam z siostrą. Ale teraz wiem na czym polega magia tego miejsca i na razie nie zdradzę tego klaczy. Sama się wkrótce przekona.
- Tak, zatoka. Magiczna Zatoka.
Odpowiedziałem tajemniczym głosem.
- No dobra, ale na czym polega jej magia?
Zapytała Roxanne. Oczywiście nie mogłem odpowiedzieć.
- E, tam. Samotnicy poczują tam brak towarzystwa, ale jeszcze pary...
Zakryłem sobie szybko pysk. Miałem nie mówić -_-.
- Co? Mów, mów.
Zaciekawiła się klacz. Jeszcze tego brakowało.
- No...mówią, że pary mogą przeżyć tam coś bardziej zbliżającego. Ale my się inaczej zabawimy...
Powiedziałem tak samo tajemniczo i uśmiechnąłem się zalotnie. Jeszcze nie mogłem uwierzyć w słowa mentora o tym 'rozpalaniu w sobie tego czegoś'. Ale Jej bezgranicznie ufałem. A najbardziej w takich momentach. Ale od teraz chyba już zawsze.
- No to dobrze. Już jestem ciekawa jak.
Zaśmiała się Roxy. Ja przygotowałem szybko smakołyki i zrobiłem kolację. Myślę, że romantyczną kolację.
- Gotowe. To znaczy zaraz będzie druga część.
Uszczypnąłem klacz lekko zębami w bok.
- Mniam. Marchew, jabłka, siano, rzepa i trawa. Co tu wybrać?
Zamyśliła się Roxette patrząc na mnie tak inaczej niż zawsze.
- Możesz wszystko. Mnie zadowolą resztki.
Powiedziałem siadając. Po kolacji nagle zerwałem się z miejsca i...pocałowałem Roxi delikatnie i krótko.

<Roxi? Aha, aha. I co? Ciekawie, nie?>

Od Roxette

CD. Akcenta

Zamurowało mnie... Pierwsza myśl, która mi przyszła to głowy to: "Ty se, chopie jaja robisz...", ale po chwili to przetrawiłam i myśl zmieniła się na: "Wow...". Mowę mi odebrało... Po chwili jednak chrząknęłam i odezwałam się:
- Pamiętasz te wszystkie... moje umiejętności?
- Trudno zapomnieć, a co to ma do... - nie skończył, bo mu przerwałam.
- Tak, tak wiem o co chodzi. Do tej pory bardzo rzadko ich używałam, bo... nie do końca potrafiłam... - przyznałam.
- To znaczy? - spytał niepewnie.
- Mój mentor mówił, że aby rzeczywiście zacząć używać pełnej mocy trzeba...
- Trzeba co? - dopytywał się.
- Ciężko to określić... rozpalić coś w sobie, czy jakoś tak... - usiłowałam mu wytłumaczyć w miarę jasno.
- A co to ma wspólnego ze mną? - zapytał nieco podejrzliwie.
- Mocy zaczęłam używać po tym, jak Cię spotkałam, więc domyśl się. - uśmiechnęłam się nieco... flirciarko? Może trochę... - A co to za dziwna zatoka? Tam się coś świeci, czy mi się wydaje? - zmieniłam temat, aczkolwiek, odkąd zrobiło się nieco ciemniej, bardzo ciekawiło mnie co tam jest.

(Akcent? Jestem ciekawa, jak to się skończy :D)

Od Smile

CD Angel Shy
Zaniosłam się głośnym śmiechem, tak bardzo podobnym do śmiechu wariatki, że niektórzy brali mnie za chorą psychicznie. Ta myśl wywołała u mnie tak wielkie rozbawienie, że miałam ochotę znaleźć tych, którzy tak myśleli i po prostu dać im do zrozumienia, że się mylili. Zabić ich.
 - Znajdę cię! - krzyknęłam na cały głos - Choćbym miała przeszukać całe tereny tego twojego zapchlonego stada, to i tak cię znajdę! - mój krzyk niósł się jeszcze długo przez las.
Nawet gdybym miała iść po trupach, wybić to stado, znajdę tą, która mi się przeciwstawiła i okłamała. I ją zabiję. Podejrzewam, że gdyby teraz jakiś koń ujrzałby w moich oczach ten dziki błysk, mord, uciekłby gdzie pieprz rośnie. Zaśmiałam się znów krótko i urywanie, czując jak przepełnia mnie siła i energia. Tego właśnie chcę, strachu przede mną, trwogi, że napotka się na mnie.
 - Zemszczę się - szepnęłam sama do siebie, idąc śladami klaczy, która mimo, że była niewidzialna zostawiała ślady w wilgotnej ziemi. Niedługo dojdzie do rzezi
(Angel Shy?)

Od Smile

CD Black Angel'a
 - A może ja nie chcę się integrować z innymi? - przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały, moje twarde, jego rozbawione.
 - To jak wytłumaczysz to, że nadal ze mną rozmawiasz? - spytał, wbijając we mnie uważny wzrok - I to, że wcale ci nie przeszkadza rozmowa z moją osobą?
Prychnęłam, powstrzymując uśmiech. Fakt, że spędzanie czasu z Black Angel'em sprawiało mi radość, bardzo mnie niepokoił. Pamiętam, jak kiedyś ojciec powiedział, że nigdy nie znajdę stworzenia, które będzie chciało ze mną rozmawiać, a teraz stojąc obok ogiera, z którym dogaduję się, czuję złośliwą satysfakcję, że rodzic się mylił.
 - To, że jeszcze sterczę obok ciebie nie znaczy, że inni mogą zawierać ze mną przyjaźnie - uśmiechnęłam się lekko - Chyba, że masz już dość i nie chcesz więcej spędzać ze mną czasu - natychmiast spoważniałam.
Gdyby teraz przyznał mi rację i odwrócił się, nie miałabym do niego pretensji. Znaliśmy się dopiero kilka godzin, a już zdążyłam zaatakować jego alfę i kilka razy powiedzieć coś, co on mógł źle odebrać i po prostu się obrazić. A mimo to stał nadal przede mną i lustrował mnie uważnym wzrokiem.
 (Black Angel?)

piątek, 19 czerwca 2015

Od Mystic`a

CD Vendeli von Meteorite

Mogłem się spodziewać, że Vendela nie posłucha nas, a w szczególności mnie. Od razu czułem, że zrobi swoje i zrobiła... tylko szkoda, że została złapana przez ludzi. Na szczęście nie było ich dużo, mogłem zainterweniować i tym samym sam nie wpaść w ich ręce. Poczułem skupiony wzrok Alestrii. Cicho podszedłem do miotającej się Vendeli. Stanąłem niedaleko mniej. Zauważyła mnie. Posłałem w stronę dwóch ludzi płomyk, który tlił się ledwo po powierzchni ziemi. Jednak przy stopach facetów z płomyczka przerodził się w płomień i wybuch. Ludzi ogromnie się zdziwili, luzując na chwilę uścisk na linie, a kara klacz wykorzystując sytuację wyrwała się nim. Puściłem jeszcze kilkakrotnie ostrzeżenie w rodzaju płomieni i wybuchów i ruszyłem z powrotem w krzaki.
-Już myślałam, że się nie uda- usłyszałam głos ulgi z ust mojej partnerki.
-Ja też- przytuliłem ją i pocałowałem w czoło, po chwili skierowałem wzrok na Vendelę stojącą obok i trzymającą coś za pomocą magii.
-Tak bałam się o ciebie- powiedziała w jej stronę Alestria.
-Wiem mamo..- odparła ze skruszeniem córka- Ale nie mogłam tego zostawić- już chciała nam pokazać przedmiot, którego tak mocno chroniłaś, lecz w tej samej chwili usłyszeliśmy warkot silnika i głos ludzi.
Coś bardzo mnie zaniepokoiło. Głosy było słychać wszędzie jakby ludzie nas otoczyli. Stanąłem gotowy do kolejnego ataku, słaniając ciałem Alestrię i Vendelę, które także się rozglądały dookoła.
-Niech nikt nie waży się drgnąć- szepnąłem i postawiłem do góry uszy by nasłuchiwać nawet najmniejszego szmeru liści.
-To ludzie?- usłyszałem pytanie z ust Vendi.
Kiwnąłem głową i skierowałem oczy na Alestrię.

Alestrio? Vendelo?

Od Akcenta

CD Roxette

Nawet nie wiedziałem, że można przez to przejść. Instynktownie bałem się ognia jako koń mający inny żywioł. Pięknie, a ja tutaj siedziałem tyle czasu i prosiłem klacz o wypuszczenie, a mogłem sobie przejść, ot tak zwyczajnie.
- Dobra, to teraz albo zaufam Tobie i w razie kłamstwa zginę, albo będę prosił dalej.
Powiedziałem tak, aby klacz zadała kolejne pytanie. No i mi się udało.
- No to którą z opcji wybierasz?
Zapytała zataczając wokół 'pułapki' wielkie koła.
- Pewnie, że pierwszą.
Uśmiechnąłem się i rozpędziłem z dzikim krzykiem wypadając z pułapki.
- No i co?
Zapytała niby złośliwie Roxette.
- No i zaufałem Ci. No i się na Tobie nie zawiodłem, jak zawsze.
Odpowiedziałem idąc za Roxi. Było coś takiego, przez co ją uwielbiałem. Może poświęcenie, a może szaleństwo. A może cała Roxanne tak na prawdę mi się podobała? Cóż, serce nie sługa.
- Jak zawsze, czyli kiedy?
Powiedziała klacz.
- Czyli gdy mi uświadomiłaś, że nie warto żyć żywiołem i w ogóle dużo dla mnie zrobiłaś. Nie myślałem, że kiedykolwiek powiem to do kogoś, ale coś do Ciebie czuję...
Zarumieniłem się wychodząc z wody.

<Roxette? Allle jaja! Niezły koniec, przyznaj ^^>

Od Flower Desert

CD Ikalet

Oczywiście nie miałam pojęcia gdzie był Tayar. Tylko przypuszczenia. Nie oceniałam go źle, nie. Sama jestem nieco dziwna, a więc inni pewnie oceniają mnie. Nagle zjawił się Merkucjo.
- Jestem z kawałkiem drewna. Powinno na razie usztywnić.
Powiedział kładąc pod moją nogę równy kawał drewna.
- Co do Tayara...ja go nie oceniam źle. I przepraszam jeśli na to wyszło...
Powróciłam do wcześniejszego wątku.
- To chyba dobrze...
Powiedział Merkucjo. Nawet nie słyszał naszej rozmowy, ale.
- Ał, boli.
Syknęłam w stronę Ikaleta, który próbował ułożyć moją nogę pod innym kontem.
- Może idźmy do jakiejś jaskini?
Zapytałam po chwili.
- Oczywiście, do twojej.
Odpowiedział pospiesznie Ikalet. Też byłam za tym. Dotarliśmy. Teraz mogłam odpoczywać sobie do woli.
- Zimno tu, ogień wygasł.
Zauważył Merkucjo.
- No to idź po drewno.
Spojrzał na niego z złośliwym uśmieszkiem. Merkucjo poszedł, niechętnie. Gdy wrócił wszystko rozjaśniło się w mojej jaskini.

<Ikalet? Weny brak :c>

Od Flower Desert

CD Amber

Zbliżyłam się powoli do małej dziewczynki. Płakała, pewnie się zgubiła. Pogłaskała mnie, dawno nie czułam takiego uczucia. Ludzie są zdrajcami, ale potrafią dobrze zaopiekować się zwierzętami. Ale ja jestem dzika. Jednak pozwoliłam małej wejść na mój grzbiet. Poszłam powoli do jaskini mojej matki z dziewczynką na grzbiecie.
- To jest ta mała.
Powiedziałam do Amber, ale bardziej do mamy.
- Ona jest człowiekiem. Po co ją tu przyniosłaś?
Powiedziała do mnie mama.
- Ależ jakbym ją tam zostawiła to ona umarłaby z głodu. Musimy znaleźć jej dom. Ile może mieć lat?
Zapytałam, a moja matka przyglądała się złotowłosej dziewczynce.
- Około pięciu. Ludzie dorośleją wolniej niż konie. Pewnie potrafi mówić.
Dziewczynka właśnie miała coś powiedzieć. Skuliła się w kącie i płakała.
- Do mamusi...
Zawyła bezradnym głosem.
- Widzisz, jest jeszcze mała. To okropne jak tak młode stworzenie zgubi się samo.
Powiedziałam kładąc się obok małej i przytulając swoje chrapy do jej brzucha. Objęła moją głowę i gładziła grzywę. Nazwała mnie swoim koniem.
- Mogę chyba być troszeczkę oswojona, no nie?
Uśmiechnęłam się w stronę Amber.
- Oby nie za bardzo, jeszcze od nas odejdziesz.
Powiedziała z powagą mama.
- Mamo, błagam cię, ja nie dam się złapać, oni nie będą mnie ujeżdżać. Ewentualnie dam się pogłaskać. To chyba nie tragedia.
Popatrzyłam na nią z wyrzutem i wzięłam się za odnoszenie małej w miejsce, gdzie ją znalazłam.
- Aniu! Aniu, gdzie jesteś?!
Usłyszałam dyszenie i wołanie. Głos dorosłego człowieka...tak. To jej rodzice. Mała siedziała na moim grzbiecie. Położyłam się blisko kobiety wołającą dziewczynkę. Popatrzyła na mnie z zdziwieniem w oczach i przytuliła swoją córkę. Za mną stała Amber. Nie widziałam jej jeszcze, ale czułam wyraźnie jej zapach.

<Amber?>

Od Rébellion'a Qui Insorto

CD H. Havany

Zamyślony, a właściwie myślami wciąż w historii Havany, kiwnąłem głową.
- Co zamierzasz zrobić? - spytałem, gdy już przeanalizowałem słowa klaczy.
- Na tę chwilę nic...czas pokaże, jakie działania musimy podjąć. - oznajmiła.
W jej głosie wyczułem pewną obawę. Kiedy mówiła "czas pokaże..." nie patrzyła mi w oczy. Jej wzrok był odległy, jakby zagubiony.
 Ufałem Havanie. Byłem pewien, że doskonale wie, co robi. Z resztą...wtrącanie się było niegodne z moją naturą. Nie pytany rzadko kiedy zabierałem głos w sprawie.
- Gdybyś mnie potrzebowała, jestem do Twoich usług - powiedziałem kłaniając się.
Klacz odpowiedziała skinięciem głowy i lekkim uśmiechem.
- Wiem, Insorto...będę pamiętać- mruknęła, a wraz z tymi słowami z jej pyska zniknął tajemniczy uśmiech.
****
Susza, która nawiedziła Misterious Valley zbierała coraz większe żniwa. Zielone listki, które ledwo zdążyły poznać ciepło słońca, chłód nocy, blask gwiazd czy siłę wiatru leżały teraz na ziemi.
 Pochyliłem łeb delikatnie przesuwając nosem kolejną suchą gałąź. Jeśli niedługo nie zacznie padać, czeka nas poważna klęska żywiołowa.
 Uniosłem głowę odruchowo napinając mięśnie, gdy do moich uszu dotarł dźwięk łamanych gałązek.
Spłoszony szarak pokonywał łąkę długimi susami.Skuliłem uszy i ponownie spuściłem głowę. Nie mogłem zwalczyć chęci zachowania ciszy i nasłuchiwania - choćby przez chwilę.
 Gdy nic poza wiatrem nie mąciło spokoju lasu, kontynuowałem spacer.
Niebo zaczynało szarzeć, co dawało pewne nadzieje na deszcz. Niestety, każdy, kto choćby parę miesięcy spędził obserwując przyrodę wiedział, iż takie ułożenie chmur zwiastuje jedynie burzę, która przyniesie jedynie grzmoty i pioruny.
 Gdzieś za mną ponownie rozległ się szmer. Zmarszczyłem brwi i ostrożnie spojrzałem w tamtą stronę. Przyznam, że spodziewałem się kolejnego szaraka, lub - zważywszy na to, co zaszeleściło - łani, bądź czegoś podobnego.
 Zamarłem, gdy moim oczom ukazały się dwa, kare konie.
Jeden z nich nerwowo machał nogą, jakby chcąc coś odkopać. To zachowanie wydawało mi się głupie: są w końcu w półmartwym lesie, szelest, jaki wywołuje nawet stąpanie po dywanie suchych liści jest niebezpieczny dla kogoś, kto chce pozostać niezauważony, tymczasem oni w ogóle na to nie ważyli.
 Powoli zacząłem się cofać. Obcy nie byli daleko. Stara oszla, kilka młodych brzóz i szeroka leszczyna dzieliły nas od siebie.
 Kiedy byłem pewien, że nie łatwo mnie dojrzeć, stanąłem i obserwowałem.
Wyższy ogier stanął na czatach, podczas gdy niższy nie przestawał uderzać kopytem w ziemię.
Choć cała scena zapewne nie trwała długo, mnie dłużyła się niemiłosiernie.
- Będą wiedzieć - mruknął wyższy - spadamy stąd, zanim ktoś nas tu zobaczy.
- Nie zobaczy - odparł grobowo niższy - lecz to ty dowodzisz. Prowadź.
 Długo trwało, zanim zniknęli w lesie. Potrząsnąłem głową i obróciłem się na zadzie. Z początku wolny, spokojny stęp przerodził się w najpierw w niespokojny kłus, później miarowy galop.
- Havano! - zawołałem.
 Siwa klacz stała nad Jeziorem Lorangi. Wyglądała nierzeczywiście; jej głowa zwisała nad taflą wody, grzywa bezwładnie opadała w dół, a mięśnie - chodź napięte - pozostawały niewzruszone. Zdawała się być duchem, lub figurą stworzoną ze szkła.
- Havano...oni wrócili. Spotkałem ich w lesie, niedaleko stąd. - oznajmiłem nieco zdyszany.

< Havanka...bardzo przepraszam za koniec, ale nie mogłam skończyć tego opowiadania, więc uznałam, że głupia końcówka będzie lepsza niż jej brak xD >

Od Roxette

CD. Akcenta

- Przepraszam, mówiłeś coś, bo chyba nie dosłyszałam... - rzuciłam z uśmieszkiem po nosem.
- Już nie będę! Obiecuję! Błagam wypuść mnieeee! - "prosił" teatralnie ogier.
- Nooo, nie wiem... - mruknęłam zastanawiając się.
- Przysięgam, nie będę! - obiecywał mi.
- Ale jesteś pewny? - spytałam trzymając go dalej w pułapce.
- Tak, tak, tak! Pewny jestem! - przekonywał mnie i w tym momencie bez trudu przeszłam przez krąg ognia do "więzienia" Akcenta.
- Hmmm... zastanówmy się chwilę... - udawałam zamyśloną.
- Ale nad czym tu się zastanawiać?! Wypuść mnie i tyle! - nadal mnie przekonywał. Wyszłam tą samą drogą, co weszłam do ognistego kręgu i powiedziałam:
- Nie widzisz? Przecież możesz bez problemu tędy przejść! Więc w czym problem? - popatrzył na mnie przez chwilkę z wyrzutem, po czym wyszedł niepewnie tędy, co ja.
- Ale-ee jaa-ak? - zająkiwał się.
- Normalnie, taka sztuczka z zachodzącym słońcem. - odparłam z dumą.

(Akcent? Bad Roxi XD)

Zmniejszona aktywność i nieobecność

mat114(Tayar) zgłasza zmniejszoną aktywność na blogu i nieobecność od 27.06-14.07.

Od Wiadara

CD. Amber

-Witaj o nieznajoma.- rzekłem na powitanie.- Na imię mi Wiadar.- dodałem szybko, jako że zgodnie z zasadami dobrego wychowania, powinien się najpierw przedstawić ogier.
-Miło mi poznać. Chyba jesteś tu od niedawna, bo jak do tej pory, nigdy Cię jeszcze nie zauważyłam. A tak, w ogóle to jestem Amber.
-Ładne imię.- pochwaliłem.
-Dziękuję.- powiedziała moja nowa znajoma z lekkim uśmiechem.
-Miałaś rację, rzeczywiście przybyłem na te tereny niedawno, bo dopiero trzy dni temu. Moim rodzinnym miejscem jest Meksyk, a dokładniej jedna z tamtejszych wiosek Majów.
-Czyli to stąd te pióra....
-Owszem, należałem do samego syna wodza.
-W takim razie musisz mieć jakieś nadzwyczajne umiejętności.- stwierdziła klacz i po chwili dorzuciła.- Wiadar to też nie jest Twoja prawdziwe imię. Mam rację?
-Widzę, że znasz się trochę na tamtejszych obyczajach. Przez Indian byłem nazywany Szalonym Wiatrem.
-Domyślam się, w takim razie, że Twoim żywiołem jest właśnie wiatr.
-Masz racje. Toki Kava, który mnie zawsze dosiadał, miewał czasami przez to problemy. Zwłaszcza, gdy byłem młody i nie potrafiłem go w pełni kontrolować. Nie raz zdarzało mi się wywołać cyklon, który zmiatał go dosłownie z siodła.
Amber roześmiała się, wyobrażając sobie najwidoczniej tę scenę i oświadczyła:
-Ja sama steruję wodą.
-A jakie stanowisko piastujesz?- zaindagowałem, chcąc ją lepiej poznać.
-Opiekunki źrebiąt. Ty zaś jesteś...
-Obrońcą Alf.- odrzekłem z lekką dumą.
-Musisz być bardzo silny, odważny i waleczny.
-Jeśli tak rzeczywiście jest, zawdzięczam to tylko solidnej indiańskiej tresurze.- odrzekłem skromnie.

< Amber?>

Od Black Angel`a

CD. Smile

Na usta cisnęło mi się pytanie: ,,Jesteś pewna?", ale postanowiłem go nie wymawiać na głos, gdyż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie zostałoby ono dobrze przyjęte. Po prostu klacz była za dumna lub, podobnie jak ja, za bardzo doświadczona przez życie, aby zareagować spokojnie i udzielić na nie miłej odpowiedzi. Zamiast tego, powiedziałem:
-Rozumiem, ale gdybyś jednak zmieniła zdanie, od razu zamienię się w słuch.
W odpowiedzi zostałem tylko obrzucony spojrzeniem, zawierającym mieszaninę irytacji, zdziwienia i, jeśli dobrze odczytywałem, lekkiej nutki rozbawienia.
-A tak w ogóle, skro chcesz tutaj zostać...- zacząłem, ale mi przerwała.
-Mówiłam już, że będę tutaj przelotnie.
-Powiedzmy.- rzekłem ze śmiechem, wywołanym jej ciągłym uporem-Jednak powinnaś sobie wybrać, mimo wszystko, jakieś stanowisko.- dokończyłem.
-Szczerze wątpię, aby miało to w ogóle sens, bo każde z nich niesie za sobą jakieś obowiązki, co ograniczyłoby moją wolność. A ona jest dla mnie ważna ponad wszystko.
-No cóż, muszę Ci przyznać rację.- stwierdziłem niechętnie i dorzuciłem szybko.- Ale jego posiadanie niesie też pewne plusy.
-Jest bardzo ciekawa jakie.- odrzekła sarkastycznie.
-Na przykład pomaga się zintegrować z innymi końmi. Zwłaszcza takim samotnikom jak...my.

< Smile. Wena uciekła.>

Od Ikaleta

CD H.Kiary

  Leniwie przeżuwałem kępy trawy, które udało mi się znaleźć niedaleko stąd. Susza, jaka nawiedziła tereny Misterious Valley uniemożliwiała rośliną odpowiedni rozrost, i nie mówię tu tylko o tych, których potrzebują szamani i medycy. Od rana kręciłem się po dolinach stada szukając czegoś, do jedzenia.
 W końcu poczułem, że chyba na kogoś wpadłem. Uniosłem łeb, a gdy zobaczyłem Kiarę uśmiechnąłem się słabo. Wygląda na to, że ona również nie miała łatwej nocy.
- Cześć - ziewnąłem.
 W odpowiedzi klacz wymamrotała coś pod nosem i wróciła do trawy.
 Nieco sennym wzrokiem ogarnąłem najbliższą okolicę. Było niesamowicie gorąco, kompletnie bezwietrznie, a do tego okropnie sucho.
 Ponieważ Kiara najwyraźniej niespecjalnie chciała zaczynać rozmowę, zrobiłem to ja:
- Słuchaj, nie znasz może jakiegoś miejsca, gdzie można było się schłodzić? To bajoro, w które wpadłem wczoraj było trochę przymałe. Nie ma tu może jakiegoś jeziorka, lub czegoś takiego? - spytałem.

< Kiara? Jak widać brakowało mi pomysłu >

 


Od Amber

CD Flower
- Flower, obok tej bramy jest jeszcze kawałek płotu, który jest niższy. Podejdziemy i go po prostu przeskoczymy!
Powiedziałsm, a Flower tylko kiwnęła głową i zaczęła skakać.
Po chwili obie byłyśmy już wolne. Niestety nasze szczęście trwało krótko, ponieważ o kilka centymetrów przed nami coś lekko, jslakby wybuchło. Ktoś zaczął do nas strzelać! Nie zdążyłam nic powiedzieć. Mocne, gorące coś udeżyło w moją nogę. Drugia ognista kulka trafiła w moje ucho.
Flower gdy spostrzegła, że ja już nie biegnę zaczęła się wracać, a w tedy i ona oberwał. Naszczęście tylko w ucho. Bardziej lekko niż ja. Udało mi się jakoś wstać, bo dostałam w przednią, prawą kończynę. Zaczęłam uciekać najszybciej jak to możliwe. W pewnym momencie kogoś zauważyłam.
- Flower, patrz!
Szepnęłam i wskazałam maleńką dziewczynkę siedzącą a samym środku lasu.
- I co my teraz zrobimy, Flower?
Zapytałam siostry z nadzieją, ża ma jakiś pomysł.
- Nic, to człowiek.
Powiedziała obojętnie co było do niej nie podobne.
- Flower, to jeszcze dziecko! Zapytajmy się mamy, a jak się nie uda to Havany...
- No dobrze ty idź do mamy, a ja popilnuję dziewczynki.
Ruszyłam galopem do mamusi, żecz jasna takim galopem jakim mogłam, czyli nie szybkim. Gdy jednak doszłam do jaskini Perły i opowiedziałam o dziecku Perła odpowiedziała tak:
<Perła? Flower?>

czwartek, 18 czerwca 2015

Od Ikaleta

CD H. Flower Desert

   - Ał...chyba złamałam nogę - jęknęła klacz, a mnie oblała fala gorąca.
Ludzie zawsze mówili, że koń ze złamaną nogą to martwy koń.
- N-nogę? - powtórzyłem gorączkowo starając się coś wymyślić.
Na szczęście z odsieczą przybył Merkucjo. Rzucił mi ponaglające spojrzenie oraz przypomniał, że oboje jesteśmy medykami.
- Ach, faktycznie! Za...zapomniałem...
Siwy przewrócił oczami i przyjrzał się pułapce, jaką stanowiła wyrwa w ziemi.
- Słuchaj, a jakby tak napuścić tam wody? - mruknął.
- E, słaby pomysł...mając złamaną nogę nie bardzo miałbym ochotę pływać - wtrąciłem inteligentnie, jak na mag. med. (^^) przystało. - Co z ciebie za lekarz?
- Ja przynajmniej pamiętam, że nim jestem!
- Hej, chłopaki! - głos Flower ponownie przerwał naszą ciekawie zapowiadającą się sprzeczkę. - Nie żeby coś, całkiem przyjemnie mi się tu siedzi, ale wolałabym już wyjść.
 Rozejrzeliśmy się po okolicy. Otaczał nas las, co zapewne moglibyśmy wykorzystać.
- Flower, nigdzie się nie ruszaj, zaraz wracamy! - zawołałem.
Klacz westchnęła, ale nic nie powiedziała.
- Rozdzielamy się, postaraj się znaleźć coś, co pomoże jej wyjść z tej dziury. - poleciłem.
Na szczęście chodzenie po lesie nie trwało długo. Moją uwagę zwrócił powalony pień starego dębu. Gdyby tak zatargać go do Flower...
- Ikalet, to nie ma sensu - westchnął Siwy, który wyrósł koło mnie jak spod ziemi. - Nic tam nie zatargamy.
 Miał racje. Ani wielkiego, starego pnia, ani też wielkich głazów nie byliśmy w stanie tam zanieść.
- Wiesz, jak tak teraz sobie myślę...moglibyśmy wrócić do tego planu z wodą...- przyznałem niechętnie, na co Merkucjo odpowiedział uśmieszkiem pt. "A nie mówiłem?" - ale trochę go przerobimy. Obaj wejdziemy do tej dziury, podsadzimy Flower, a sami wypłyniemy.
 Nie czekając dłużej pogalopowaliśmy w stronę pułapki, w której uwięziona była klacz.
- Em...skaczesz? - zagaiłem.
- Myślałem, że ty chcesz pierwszy...
- Ja? Skądże...siwce przodem...
W końcu ustaliliśmy, że wchodzimy razem. Kiedy już znaleźliśmy się na dole, przedstawiliśmy Desert nasz plan.
- Oprzyj się o nasze grzbiety, spróbujemy cię unieść - oznajmił Merkucjo.
 Flower niepewnie postawiła kopyta najpierw na moim, później na grzbiecie Siwego.
- Na trzy. Raz...dwa...trzy...! - jęknąłem lekko uginając się pod ciężarem klaczy.
 Flower była już na górze. Teraz tylko wydostać siebie...
Merkucjo nie czekał, aż się otrząsnę. Tupnął nogę w podłoże, spod którego wytrysnęła woda, która niedługo potem wyniosła nas na górę. Otrzepałem się przez chwile z wyrzutem patrząc na brata, potem jednak obaj przypomnieliśmy sobie o Flower.
- Tu niedaleko powinny być zioła...- zacząłem.
- I coś do unieruchomienia...- dodał Merkucjo.
- Przynieś coś, a ja z nią zostanę. - poleciłem. Siwy kiwnął głową i odbiegł.- Jak się czujesz?
- No...jak na to, że mam złamaną nogę, to chyba nie najgorzej. 
Noga wyglądała w porządku, o ile można tak powiedzieć o złamanej kończynie.
- Słuchaj, jest taka jedna sprawa, a raczej prośba...widziałem, jak patrzyłaś na tego ogiera w zaroślach.
- Em...Tayar'a?
- Mhm...z tym, że to po pierwsze nie był Tay. O ile pamiętam ma dziś jakieś spotkanie z alfą. Po drugie...wiem, że Tayar nie jest łatwy, ale proszę, nie oceniaj go pochopnie. Wiele przeżył, uwierz mi, że ma prawo taki być.
Zanim klacz zdążyła odpowiedzieć, usłyszeliśmy tętent kopyt, a chwile po nim z lasu wynurzył się Merkucjo.

< Flowerku? Sorry, ciężko trochę z weną>

Od Flower Desert

CD Amber

Popatrzyłam w górę. Rzeczywiście, pułapka! Ale, świetnie żeśmy się dały złapać...
- Co my teraz zrobimy?
Krzyknęłam przerażona.
- Nie mam pojęcia! Może przejdźmy przez ten labirynt.
Zabrałam się do roboty. Szłam przed siebie, aż nagle zobaczyłam jakiś posąg. Bardzo wysoki.
- Amber! Idź w stronę posągu!
Wpadłam na pomysł i krzyknęłam do klaczy.
- Jakiego posągu?
Spojrzałam na drzewo. Cień padał na północ, więc posąg stał między zachodem, a południem.
- Kieruj się na południowy - zachód!
Powiedziałam i sama poszłam w stronę posągu. Nagle zobaczyłam, że my jesteśmy oddzielone! Stoimy w innych labiryntach!
- Widzę Cię! Musimy przeskoczyć ten żywopłot, bo inaczej nie wydostaniemy się z tego miejsca, a raczej pułapki nigdy.
Powiedziałam z ulgą w głosie, bo zobaczyłam siostrę. Rozpędziłam się i łup! Prawie udało mi się przeskoczyć. Trochę zniszczyłam żywopłot i teraz jest nieco niższy. Teraz ponowiłam próbę. Udało mi się, ale zaklinowałam nogę między metalowymi prętami. Amber też była już obok mnie. Pomogła mi wyjąć nogę i szukałyśmy wyjścia.
- Brama!
Krzyknęła Amber. Jednak brama była tak wysoka, że nie mogłyśmy przeskoczyć, nie miała dziur i była stalowa. Była zamknięta na klucz.
- No nie!
Krzyknęła klacz.
- Houston, mamy problem.
Zażartowałam. Cóż, dobra mina do złej gry...

<Amber?>

Od Akcenta

CD Roxette

Wiedziałem, że klaczy spodoba się pomysł z wyprawą tutaj. Chyba nie widziała jeszcze Rajskiej Plaży. Rozglądała się dookoła i patrzyła na piękne, połyskujące i cicho szumiące morze. Było tak bardzo piękne, że coś mi przypominało...
- Roxette, a może wejdziemy do wody? Uwielbiam pływać.
Zapytałem niedowierzającej klaczy.
- Ale do tej, tutaj przed nami?!
Krzyknęła zaskoczona.
- Myślę, że tak.
Odparłem patrząc na Nią z nadzieją.
- Spróbujmy...
Odpowiedziała i powoli zbliżyła się do połyskującego morza. Na tle zachodu słońca wyglądało olśniewająco. Ja bez wahania wszedłem do wody jako pierwszy. Roxette powoli stawiała kroczki do przodu. Wreszcie z łobuzerskim uśmieszkiem ochlapałem Ją.
- Hej!
Krzyknęła i zaśmiała się. Poszła za mną. Woda nie była głęboka, ale dość zimna.
- Coś mówiłaś?
I ochlapałem Roxi jeszcze raz. Ta udając zirytowaną pobiegła za mną i nagle na wodzie ( tak, właśnie tak) ukazał się ogień. Otoczyła mnie z każdej strony za pomocą mocy.
- Ale jak...?
Spojrzałem ze zdumieniem na klacz.
- No właśnie tak. Na chwilkę Cię uwięziłam, abyś przestał z tym chlapaniem.
Zaśmiała się i odeszła nieco dalej.
- Ok, ok. Już nie będę! No wypuść mnieeeeeeeee!
Powiedziałem z uśmiechem na pysku.

<Roxette? Krejzol Akcent XD>

Od Amber

CD Flower
- Flower, Flower!?
Krzyczałam
Nikogo, ani niczego znajomego nie widziałam
- Amber!
Usłyszałam cichą odpowiedź Flower
- Jestem w ogrodzie!
Krzyknęłam
- Ja też!
Dostałam odpowiedź
To było dziwne. Obie znajdujemy się w ogrodzie, ale się nie widzimy...
- Amber nie...
Nie wierzyłam własnym oczom. To ludzie, to wszystko jakieś sztuczne labirynty z pułapkami. Popatrzyłam do góry. Same sitki i kamienie...
- Flower to pułapka! To ludzie ją zrobili!
Krzyknęł
(Flower?Wena pada...)

środa, 17 czerwca 2015

Od Roxette

CD. Akcenta

Zamurowało mnie i ledwo wykrztusiłam krótkie:
- Wow...
- Co, nie? To jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałem w życiu... - westchnął Akcent.
- Ja, w swoim życiu, nigdy nie widziałam czegoś piękniejszego. Zresztą nie miałam okazji nacieszyć swych oczu zbyt pięknymi widokami... - rzuciłam.
- Mówisz poważnie? - spytał ogier. W odpowiedzi kiwnęłam twierdząco głową. - To będę musiał Ci je pokazać. - dodał z "uśmiechem" w głosie.
- Naprawdę mógłbyś? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Pewnie, że tak. - odparł bez zastanowienia Akcent.
- Dobrze, ale zostańmy tu jeszcze chwilę... - poprosiłam z westchnieniem, co spowodowało u ogiera lekki uśmiech. Wpatrywaliśmy się jeszcze w przepiękny krajobraz alei. - To jak to miejsce się nazywa? - przypomniałam po chwili podziwiania widoku.
- Aleja Róż. - zaśmiał się Akcent. - Idziemy dalej? - zaproponował po paru minutach. Pokiwałam twierdzącą głową i wyszliśmy z alei.
- To gdzie teraz? - rzuciłam. Po chwili zastanowienia Akcent zapytał:
- Widziałaś kiedyś morze lub ocean?
- Raczej nie... A co to takiego? - spytałam całkiem poważnie.
- To taka... "wielka woda", a zresztą, chodź to Ci pokażę! - powiedział z satysfakcją i popędził przed siebie, a ja za Nim.
- Dokąd zmierzamy? - zapytałam krzycząc przed siebie, żeby usłyszał.
- Na tak zwaną Rajską Plażę. - odkrzyknął ogier. Nie bardzo wiedziałam co to takiego, ale z zaufaniem biegłam za Nim. Po kilkunastu minutach stwierdziłam, że było warto. Na miejscu zobaczyliśmy coś niesamowitego...


















(Akcent?)

Od Kiary

CD Ikaleta
Gdy pożegnałam się z Ikaletem zaczęłam gorączkowo myśleć. Miał rację. Nie znałam go więc nie powinnam go osądzać. Na dodatek było w nim coś co mnie intrygowało... Nie wiedziałam co to ale wydawało się to dziwne a za razem bardzo interesujące. Chętnie bym go bliżej poznała. Postanowiłam że następnego dnia znowu się z nim spotkam bo prawdę powiedziawszy nie był w cale takim nudziarzem, jak wydawało mi się za pierwszym razem... Może jednak kiedyś się zaprzyjaźnię z nim? Co ja wygaduję!? Ja i przyjaźń!? To chyba nie możliwe... Z resztą kto by chciał się ze mną przyjaźnić? Ech... Przez moją bolesną przeszłość miałam teraz bardzo duże problemy w życiu. Niestety gdy dołączałam do MV nie powiedziałam całej prawdy o mojej bolesnej historii. Nie mogłam tego zrobić...
To było dla mnie zbyt bolesne. Po za tym. Kto by chciał wysłuchiwać o czyjś przeżyciach skoro inni majom własne problemy życiowe... Tak! Teraz pamiętam! Mianowicie jak kiedyś walcząc z wrogim stadem zostałam zaatakowana ogniem. To nie był zwyczajny płomień... Wszyscy moi koledzy doszczętnie w nim spłonęli i tylko ja zdołałam się uratować. To się stało gdy byłam jeszcze w innym stadzie. Nie wiedziałam w tedy o MV. Moja historii którą opowiedziałem Havanie była tak na prawdę tylko wierzchołkiem góry lodowej... Tyle bólu i cierpienia mnie spotkało w życiu że raczej nikt tego nie zrozumie... To przez mój bolesny los stałam się taka dziwna. Mianowicie stałam się zamkniętą w sobie klaczą która boi się nawiązywać relacji z innymi, mimo iż tego w głębi duszy pragnę.
 Dlaczego mnie spotkał taki los? Pytałam samom siebie. Ikalet i jego bracia zapewne nie mieli takiej przeszłości jak ja... Mimo wszystko nawet powoli zaczęłam go lubić. Czy jestem już gotowa na zawieranie znajomości i przyjaźni? A może jednak to tylko mrzonka.... Sama tego nie wiedziałam. Od kąt Ikalet i jego bracia pojawili się w MV zauważyłam że bardzo dużo klaczy zaczęło się kręcić wokoło Ikaleta i jego braci.
 Dziwiło mnie to szczerze mówiąc. Nie rozumiałam jak inne klacze mogą się trochę podkochiwać skoro ich nawet nie znały. A może to ja jestem dziwna? Może nie potrafię dostrzec tego co inni... Mimo iż podobał mi się na początku Green to raczej to nie była miłość... Raczej bym powiedziała że chwilowe zauroczenie. Teraz już więcej nie popełnię takich błędów. Jeśli kiedyś będę chciała być z kimś to będzie musiał sobie na to porządnie zasłużyć... Nie czułam urazy do Greena. Tak na prawdę to go nawet trochę rozumiałam...Ech... koniec tych rozmyśleń! Muszę już wracać do domu bo jest już późno.
Spojrzałam w nocne niebo i uświadomiłam sobie że tak stoję od paru godzin w jednym miejscu. Byłam już zmęczona więc poszłam spokojnie do mojej jaskini i choć trochę wypocząć. Miałam nadzieję że jeszcze trochę pobędę z Ikaletem. Chciałam go trochę bliżej poznać... A po za tym był jedynym koniem z MV który w miarę normalnie ze mną porozmawiał. Może trochę dostrzegł że jestem w miarę w porządku. W końcu jako jedyny ze mną zagadał bo inni i ja sama zaczęłam unikać wszelkiego towarzystwa przez moją bolesną przeszłość.
Bardzo chciałam się zmienić. Chciałam w końcu mieć przyjaciół tak jak za dawnych czasów ale w głębi serca bałam się że znowu stracę bliskie mi osoby i że będę musiał kolejny raz przeżywać ból po stracie bliskich mi osób. Gdy doszłam do mojej jaskini nie mogłam uwierzyć że tak mało czasu mi to zajęło... Nieważne.
Położyłam się spać ale gdy zaczął mi się śnić koszmar że zabójcy z wrogiego stada mnie chcą zabić, obudziłam się z przerażeniem. Szybko oddychałam a po skórze leciały mi strugi potu ze strachu. Nie mogłam w to uwierzyć.
Przyjdą po mnie! I to już niedługo! Znowu zaczęłam sobie przypominać dawne dzieje mojego byłego stada do którego kiedyś dołączyłam.... Gdy byłam w innym stadzie napadło na nas wrogie stado które zwało się " stadem przeznaczenia ". Mieli dziwną nazwę ale byli oni tak okrutni że żadne inne stado nie mogło się z nimi równać. Wyróżniali się wielkim okrucieństwem jak i że każdy z ich stada miało żywioł śmierci....
 Jednak nie to było dziwne! Wszyscy członkowie tamtego stada mieli czarną sierść! Konie z tamtego stada nie czuły bólu i uwielbiały przeważnie zabijać. Gdy na nas napadli zabili wszystkich... Gdy uciekałam w żałosnej próbie uratowania swego życia, przewróciłam się i boleśnie się przy tym w tedy zraniłam. W tedy zza krzaków wyszedł jeden z karych koni.
Ku mojemu zdziwieniu mnie nie zabił! Tylko pozwolił mi uciec... Niestety przez to iż pozwolił mi uciec sam został zabity przez swoich towarzyszy. Oczywiście moja historia jest dużo dłuższa ale nie będę zanudzać... W każdym razie od dawna śniły mi się koszmary że właśnie konie z tego stada mnie szukają i chcą zabić. Bałam się że to może niedługo nastąpić.... Bałam się jednak o bezpieczeństwo stada... Byłam dla nich zagrożeniem! Bałam się że jeśli konie z MV dowiedzą się o mojej całej historii będą chciały mnie wyrzucić albo coś znacznie gorszego!
***
Następnego dnia wyszłam z jaskini po czym poszłam na łąkę i zaczęłam jeść. Nagle koło mnie znalazł się Ikalet.I chyba coś chciał mi powiedzieć:

< Ikalet? Sorki że takie długie ale wena mnie trochę poniosła... >