poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Ikaleta

CD H. Sunny Shine

- Hm...no więc urodziłem się wraz z Merkucjo i Tayarem w niewielkim stadzie koni, nasza matka była zielarką, natomiast ojciec wojownikiem, choć to chyba mało istotne. Zapewne zostalibyśmy tam do końca życia gdym nie...- tu lekko zawahałem się i zaczerwieniłem. Dobrze, że na mojej maści tak tego nie widać...- Eeee, no właśnie...wolałbym to pominąć, tak więc znaleźliśmy się w ludzkiej stajni. Właścicielka wzięła nas za trzy latki, choć w ów czas wszyscy troje byliśmy młodsi, i podjęła decyzje o zajeżdżeniu.
 W stajni nie było jakoś najgorzej, a do tego zajeżdżania tak naprawdę wcale nie doszło. Jednak tam nie moglibyśmy zostać zbyt długo - za dużo ograniczeń, za dużo ludzi, za mało swobody...
 Udało nam się uciec, choć może "uciec" to mocne słowo. Po prostu znalazłem dziurę w płocie, chłopaki poszli za mną i zgubiłem drogę, a oni...ee...powiedźmy, że oni nie byli wtedy do końca sobą. Trochę się powłóczyliśmy i dotarliśmy tu. Nic nadzwyczajnego.
 Klacz kiwnęłam głową. Spojrzałem w niebo i z ulgą stwierdziłem, że najgorszy upał mamy już za sobą.

< Sunny? Przepraszam, że taka marnota: zaczyna się rok szkolny, więc z czasem jest coraz gorzej > 

piątek, 28 sierpnia 2015

Nieobecność

WTSW(Alestria von Meteorite, Vendela von Meteorite, Cloud von Meteorite, Black Angel, Ixaca, Tancred, Chryse, Resa, Rothen de la Pearl i Wiadar) będzie nieobecna do odwołania.

Od Sharee

CD Sode No Shirayuki

Zauważyłam błądzącą po terenach klacz już od dawna, lecz nie czułam większej ochoty na drażnienie się z nią ani z innymi końmi, które niezwykle nudzą się tego dnia, a była pewnie ich znacząca większość. Ja, w przeciwieństwie do innych nigdy się nie nudziłam. Umiałam sobie znaleźć rozrywkę, która od razu stawia na nogi. Jednakże wracając do nieznajomej klaczy, a raczej tak przeze mnie znanej, że się w głowie nie mieści.
-Witaj, widzę, że mnie już poznałaś? Cieszy mnie to niezmiernie- uśmiechnęłam się dość uszczypliwie i szeroko, pokazując białe zęby.
-Jak widzisz twoja reputacja coraz bardziej się poszerza i nie maleje- wtrąciła, mając nadal opanowaną minę.
-Mam skakać z radości lub cieszyć się z tego... byle jakiego powodu?- zadałam jej pytanie retoryczne- Jakoś nie uszczęśliwia mnie bycie sławną. Coraz to nowsze konie przychodzą by sprawdzić czy rzeczywiście jestem taka... straszna, jak oni to mówią. Śmieszy mnie to zupełnie- przekręciłam oczami, wracając do swojego obojętnego tonu głosu- A ty jesteś pewnie jedną z nich?- prychnęłam z pogardą.
-Nie- zaprzeczyła, nasilając ton głosu.
Co prawda nie była to mocna reakcja, na co mogłam zareagować w dwa sposoby. A jednak wyczułam w niej pewne spięcie. Jest jeszcze jedna grupa koni, która przychodzi tu z ciekawości... te ,,brutalniaki", jak ich nazywam chcą się ze mną zmierzyć nie tylko na czyny, ale i na słowa, próbują złamać w wszelaki sposób, a nie mają pojęcia, że doprowadzają mnie tą swoją gierką do łez. Myślą, że jestem ich marionetką tymczasem to ja bawię się nimi.
-A więc czego chcesz?- popatrzyłam na nią z góry.

Sode?
No mam nadzieje, że będziesz aktywna... xD

Od Oscara

CD Silver'a
Zastanawiałem się dłuższą chwilę. Ogier nie był wcale taki zły i najwidoczniej chciał mnie oprowadzić. W głębi ducha wolałem trzymać się sam i sam oglądnąć tereny. Postanowiłem, że przystanę na jego propozycje.
-Niech będzie.-mruknąłem do niego niby od niechcenia.
-Na pewno?-zapytał się ogier.
-Tak, tak.-dodałem milszym tonem-Możemy ruszać. To gdzie najpierw mnie zaprowadzisz?
-Może...-zastanowił się Silver-Do Pustyni Królików!
-Pustyni Królików?-zdziwiłem się i prychnąłem.
***
I tak minął nam cały dzień na zwiedzaniu terenów stada. Muszę przyznać, że były ogromne i każdy znajdzie swoje ulubione miejsce. Mi się najbardziej spodobało się Wdowie Wzgórze. Gdy zwiedzaliśmy ostatni teren mruknąłem do ogiera:
-Dzięki, że mnie oprowadziłeś.
< Silver? Bak weny :c >

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Sode No Shirayuki

Dość długo mnie nie było, jednak teraz postaram się być aktywniejsza :D

do Sharee

To był kolejny, spokojny dzień w Mysterious Valley. Kolejny dzień, który nie miał dla mnie znaczenia. Obudziłam się jak zwykle w kiepskim humorze. Rzadko kiedy, miałam lepszy humor. Rozejrzałam się po okolicy. Byłam na Mglistej Polanie. Ostatniej nocy, nie chciało mi się wracać do jaskini, więc położyłam się wśród drzew na skraju lasu. Powoli zaczynało przybywać tu koni. Nie miałam ochoty tu zostawać w takim tłumie, więc wycofałam się powoli do lasu. Ruszyłam w stronę Wodospadu Dusz. Tam mało kto się pojawiał, więc pomyślałam, że spędzę tam spokojnie dzień. Jednak pomyliłam się. Gdy dotarłam na miejsce, ktoś już tam był. I zdawało mi się, że ten ktoś cieszy się tak samo ze spotkania jak ja.
- Witaj Sharee. - powiedziałam swoim zwykłym, codziennym, chłodnym tonem.

<Sharee? takie nijakie ale zawsze cuś xD >

środa, 26 sierpnia 2015

Od Spartana

CD od Green Day'a

 Ruszyliśmy z miejsca, zaciekawieni tajemniczym, czerwonym kształtem, migającym co raz między drzewami, z drugiej strony Jeziora. Kłusem okrążyliśmy wodę, po czym zwolniliśmy kroku i idąc spokojnym stępem, rozglądaliśmy się na boki w poszukiwaniu postaci.
 - Tam jest! - wykrzynąłem, wskazując łbem za rozłożysty dąb. Podeszliśmy powoli i z należytą ostrożnością do drzewa. Co to może być?
 Kiedy oboje zajrzeliśmy za pień dębu, oniemieliśmy z zaskoczenia.
 - Koniki!
 Naszym oczom ukazało się ludzkie dziecko. Nie jestem specjalistą, ale na oko miało około 6 lat. Podeszło z ufnością do Green Day'a i zaczęło bawić się jego chrapami z głośnym śmiechem.
<Green Day?>

Od Flower Desert

CD Corriento


Nie wierzyłam w to, co się właśnie stało. To pytanie...o mało nie upadłam z wielkiego wrażenia! Ja mam być z Nim...raczej na zawsze? To takie romantyczne. Muszę się zgodzić. Do tego jeszcze dał mi piękny prezent - naszyjnik z diamentowym serduszkiem.
- Tak! Chcę być Twoją partnerką.
Powiedziałam śmiałym głosem, co do mnie niepodobne.
- A więc...
Złożył chrapy do pocałunku. Pocałowałam Go.
- Możemy chyba u mnie zamieszkać?
Uśmiechnęłam się czekając na odpowiedź.
- Oczywiście, możemy.
Potakiwał głową raz po raz.
- Wiesz, nigdy nie myślałam, że przez jeden pocałunek zdarzy się na raz tyle rzeczy...ale mi to pasuje.
Zaśmiałam się. Byłam bardzo zadowolona z posunięcia swojego, jak i Corriento. Zawsze marzyłam o takim związku jak ten. Miłość od pierwszego wejrzenia, szybkie potoczenie się sprawy... Wyszliśmy z wody, ponieważ było już późno. Położyliśmy się obok siebie i zasnęliśmy.

***
Jak zwykle rano coś mnie obudziło. Tym czymś był tym razem zapach świeżej trawy. Domyślałam się, że Corr coś robi na śniadanie, ale udawałam, że spałam. Niestety nie udało mi się to, bo po jakimś czasie usłyszałam:
- Już możesz otworzyć oczy.
Wstałam i na dzień dobry cmoknęłam ogiera.
- Dobrze, że zmajstrowałeś śniadanie, bo jestem taka głodna...
Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Jakaś mucha końska ugryzła mnie w zad, aż się spłoszyłam...
- A więc jedz do woli.
Uśmiechnął się i chyba też chciał jeść.

<Corriento? Nie mam też dużo czasu..>

Od Sunny Shine

CD H. Ikaleta

-Ok. To wracamy na plażę.-uśmiechnęłam się mogąc zapomnieć o śmierciach.
Zawróciliśmy na ścieżkę i ruszyliśmy w stronę Rajskiej Plaży. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie zanurzę się w zimnej wodzie.
-Ruszamy kłusem?-spytałam chcąc szybciej dotrzeć na miejsce.
Ogier kiwnął głową przytakująco i przyspieszyliśmy. Nie minęło dużo czasu, kiedy stanęliśmy na gorącym piasku.
-Parzy!-wykrzyknęłam i wbiegłam galopem do zimnej wody.
Ikalet poszedł w moje ślady. Ochlapałam go wodą. Oddał mi i wtedy pożałowałam, że zaczęłam.
-Bitwa na chlapanie!-krzyknęłam.
Po chwili już nic nie widziałam, ponieważ obraz mąciły mi fale słonej wody. Odwracając łeb chlapałam na prawo i lewo, byleby chlapać. Usłyszałam śmiech i otworzyłam oczy. Ikalet stał daleko od zasięgu wody spod moich kopyt i śmiał się ze mnie. No tak, tyle się nachlapałam i wszystko na marne.
-No dobra, wygrałeś!-oznajmiłam dysząc ze zmęczenia.
Wyszłam na brzeg i podeszłam do kawałka plaży oblanego cieniem. Położyłam się na zimnym piasku. Ogier dołączył do mnie. Wytarzałam się oblepiając się cała piaskiem.
-Opowiedz mi coś o sobie. Tak naprawdę to słabo cię znam.-powiedział Ikalet.
-Hmmm...Urodziłam się gdzieś u ludzi i zostałam sprzedana do szkółki jeździeckiej. Tam było okropnie. Dorosłam w tym miejscu i jeździły na mnie dzieci. Szarpały za wędzidło i kopały mnie po bokach, więc stawałam dęba i wierzgałam. Dawano mnie więc tylko tym doświadczonym, bo mi nie działali na nerwy. Mało było tych doświadczonych, więc sprzedali mnie Elisabeth, takiej dziewczynce. Nie było mi tam źle. Było nawet fajnie.-tu przerwałam na chwilę, żeby złapać oddech.-Ale pewnego dnia Elisabeth wróciła do domu cała poraniona i w ogóle. Wzięła mnie wyprowadziła ze stajni na polną drogę, przytuliła, po czym zaczęła odpędzać. Płakała. Nie wiedziałam o co chodzi, ale pobiegłam przed siebie. Potem trafiłam tutaj.
-Niezła historia.-skomentował ogier.
-Teraz ty.-spojrzałam na niego.

<Ikalet?>

Od Ikaleta

CD H. Sunny Shine

  To wszystko wydawało mi się takie nierealne - nie było mnie przecież tak niedługo, a kiedy wróciłem Amber po prostu nie ma?
 Nie tyle dziwiła mnie sama śmierć, co śmierć tej właśnie klaczy.
 Pochyliłem łeb nad Wodospadem Dusz. Nie znałem Amber tak dobrze, jednak jestem typem konia, który bardzo szybko się przywiązuje, a przecież...
- Amber miała siostrę, prawda? Flower, jeśli dobrze pamiętam. Wiesz może, jak ona się czuję? - spytałem, na co moja towarzyszka pokręciła głową.
 W tym momencie można by było się przyczepić - przecież nie znałem Flower, więc dlaczego interesuje mnie to, jak się czuje?
 Cóż, dlatego, że wiem jak to jest stracić rodzeństwo.
- Chodźmy stąd, nie powinniśmy przebywać nad Wodospadem zbyt długo - mruknąłem monotonnie.
 Kiedy oddaliliśmy się od tego miejsca, stanąłem rozglądając się po okolicy.
- Mieliśmy iść gdzieś gdzie można się schłodzić...Rajska Plaża? Inne miejsca chyba niezbyt nadają się do pluskania w wodzie...

< Sunny? >

Od Angel Shy

Wstałam wcześnie rano.  Ponieważ w swojej jaskini nie miałam nic do jedzenia, udałam się na najbliższą łąkę. Większość koni chyba jeszcze spało, więc pasłam się spokojnie. Na skraju łąki razem z wiatrem kołysały się czerwone maki, a cała łąka była usiana stokrotkami i innym kwieciem. Powietrze przepełniał słodki zapach roślin. Użyłam swojej mocy, która pozwalała mi rozmawiać z roślinami. Zaraz usłyszałam wesołe głosiki. Pełno było na tej łące rozmów. Kłótnie, plotki i inne... Najbardziej lubię to, jak kwiaty rozmawiają o mnie. "Ta klacz to jakaś dziwna jest. Całe dnie spędza sama."-najczęściej mawiały róże."Może jakaś arogancka i zła, że nikt jej nie lubi?"-zastanawiały się stokrotki. "Na pewno jakaś ją tragedia spotkała, że taka sama ciągle jest."-stwierdzały maki. Czasami od ich opinii śmiać mi się chce. Usłyszałam rozmowę dwóch fiołków:
-Powinna sobie wreszcie znaleźć jakąś przyjaciółkę. Sprawia niemiłe wrażenie, że całe dnie nas podsłuchuje.-powiedział pierwszy.
-Podsłuchuje nas niby? Sprytne, bardzo sprytne...-odparł drugi.
No to mnie fiołki rozgryzły. Może rzeczywiście powinnam sobie poszukać przyjaciela? Tylko jakiego... Z moją nieśmiałością będzie trudno. Postanowiłam, że jutro kogoś poznam. Tak, jutro.
***
Obudził mnie śpiew ptaków. Wstałam z przekonaniem, że coś mam zrobić. A no tak, znaleźć przyjaciela! Przede mną nie lada zadanie. Zjadłam coś i ruszyłam. Oceniłam, że nie jest już wcześnie i jakieś konie powinny gdzieś być. Muszę znaleźć tylko takiego, który będzie przyjacielski, bo jak takiego nie znajdę to będzie jeszcze trudniej. Ok. Niewidzialność i idziemy. Chwila. Jeśli chcę rozmawiać w ogóle z jakimś koniem to powinien nie zauważyć. W takim razie widzialność i idziemy. Szłam w ciepłych promieniach słońca, które ocieplały mi grzbiet. Zapowiadał się ciepły dzień. Postanowiłam iść na plażę.
***
 Stanęłam na ciepłym piasku i podniosłam wzrok. Na plaży nikogo nie było, więc postanowiłam zaczekać. Gdzieś w oddali rozległ się krzyk mew. Fale przyjemnie szumiały. Nagle usłyszałam stukot kopyt. Na plażę wszedł jakiś siwy ogier. Szedł pewnie i nie wyglądało na to, żeby chciał zwrócić na mnie uwagę. Nie, to nie właściwy koń. Szybko stałam się niewidzialna. Ogier przeszedł obok mnie, a potem zniknął w oddali. Ogarnęły mnie wątpliwości. A co jeśli nie ma tu nikogo, kto chciałby się ze mną zaprzyjaźnić? Nie, nie poddaję się. Czekam dalej.

C.D.N.

Od Sunny Shine

CD H. Ikaleta

~W grobie~pomyślałam smutno, ale powstrzymałam się przed taką odpowiedzią.
-To ty nie wiesz...-westchnęłam, a ogier posłał mi pytające spojrzenie.-Amber nie żyje.
-Ale jak to?-spytał zdezorientowany.
-Umarła na jakiś nowotwór, nie znam szczegółów.
Atmosfera szybko zmieniła się na smutną i zadumaną. Jak to jest, że koń pełen życia nagle umiera...To nie fair. I to bardzo. Amber była zawsze taka wesoła, uśmiechnięta.
-Możemy pójść do jej grobu nad Wodospadem Dusz, dawno tam nie byłam.-zaproponowałam.
-Dobrze. Ja nawet się z nią nie pożegnałem.-Ikalet ruszył w tamtą stronę.
Szliśmy w milczeniu pogrążeni w myślach. Wreszcie stanęliśmy przy wodospadzie.
-Jej grób chyba jest tam...-rozglądnęłam się.
Cała ja. Kompletnie zapomniałam gdzie to jest.
-Chodź, poszukamy go.-stwierdził ogier.
Rozeszliśmy się w dwie strony. Szukaliśmy tak trochę, aż w końcu znalazłam właściwy nagrobek. Zawołałam Ikaleta i razem stanęliśmy nad kamiennym blokiem.

<Ikalet?Wena mnie opuściła.>

Od Corriento

CD Flower Desert


Opowiedziałem wszystko mojej Flower i uśmiechnąłem się. Powiedziała, że potrafię zauroczyć taką klacz jak Ona. To akurat było zgodne z prawdą. Po chwili...pocałowała mnie. Ale speszyła się i uciekła.
- Czekaj!
Pobiegłem za Nią.
- Na co? Chcesz mnie jeszcze widzieć?
Zalała się łzami.
- Posłuchaj mnie. Dla mnie nie jest wcale za wcześnie. Przecież ja Cię kocham, a Ty chyba mnie też... Miałaś prawo to zrobić i nie obwiniaj się...
Powtórzyłem wcześniejszy pocałunek, ale ten był bardziej namiętny i długi.
- Tak ogólnie to świetnie całujesz, mała.
Przybliżyłem się do Desert. Puściłem Jej oko i pogłaskała mnie po grzywie.
- Mam pomysł.
Powiedziała nagle klacz.
- Jaki?
Zaciekawiłem się od razu.
- Zrobimy sobie w jaskini coś w stylu łazienki w jaskini. Trzeba byłoby wykorzystać Twoją moc.
Wykopaliśmy małą dziurę w podłożu i nalałem tam wody. Była ciepła i dodałem kilka bąbelków. Wyglądało to jak jacuzzi. Weszliśmy do wody wypróbować czy oby nie jest za zimna, albo za gorąca. Okazała się w sam raz. Miałem coś dla Flower.
- Spędzimy tu wieczór, przyniosłem owoce i coś dla Ciebie...
Siedzieliśmy w tej wodzie i jedliśmy kolację. Potem stanąłem przed Nią i zacząłem mówić:
- Ukochana, chciałabyś zostać moją partnerką?
Włożyłem Jej piękny naszyjnik na szyję. Wyglądał tak, tylko, że miał dłuższy łańcuszek.

<Flowerku? Zgodzisz się?>

wtorek, 25 sierpnia 2015

Od Havany

CD Solitario

Ostatnią rzeczą co widziałam jest upadający nieznajomy ogier oraz krew, która odbijała się jaskrawym kolorem na tle białego śniegu. Ta krew nie była od rzeki. Podeszłam szybko do ogiera, lekko przestraszona i sprawdziłam czy żyje. Ku mojemu zdziwieniu i obawom nic nie wskazywało na jakiekolwiek życie w nieznajomym. Podniosłam głowę. Coś mi się tu nie zgadzało... Skoro on jest martwy to czemu słyszę jego myśli. Mówią, że mózg jako ostatni gaśnie przy śmierci, jednakże nie wierzę by ogier umarł... przynajmniej w pewnym słowa znaczeniu. Nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem. Wzbudziło to we mnie jeszcze większe zdziwienie i coś nowego... Pomimo, że nie należał on do stada ani go nie znałam, nie miałam serca zostawić go tutaj, nawet jeśli jest martwy. Swoimi mocami wezwałam lekarza i szamana.
Na pomoc przyszli Ikalet oraz Sahara. No tak... lepszego medyka to tu już nie ma. Pokręciłam głową z dezaprobatą, lecz było to w ramach żartu. Jednak nie teraz czas na dowcipy. Uśmiechnęłam się lekko do obydwoje.
-Niezwykłe...- usłyszałam jak Ikalet mówi sam do siebie po dokładnym zbadaniu ogiera.
-Co takiego?- zaciekawiłam się.
-Ogier żyje, ale... nie żyje- dodała zdziwiona Sahara.
-Zabierzemy go do groty w jaskini medyków- nakazał Ikalet.
***
-Jest strasznie wychudzony i poraniony. Gdzie on łaził?- medyk co chwila sprawdzał jego stan.
-Chyba się powoli wybudza- tym razem odezwała się Sahara.
Rzeczywiście ogier powoli otwierał oczy. Nadal był odurzony, a jego myśli kłębiły się wokół niego niczym zjawy. Podeszłam bliżej.
-Jak się czujesz?- spytałam, patrząc na niego- Jesteśmy w jaskini medyków, nie masz się czego obawiać. Zabraliśmy cię tu, ponieważ...- zawahałam się, widząc jak ogier ogląda się to tu to tam- Ponieważ byłeś bardzo słaby. Pamiętasz coś? Cokolwiek?- warto było spróbować zapytać, aczkolwiek nie chciałam go zbytnio przemęczać.

Solitario?

Od Green Day'a

CD H. Spartana

- Ech, chłopie, żeby to tylko "czasem" - pokręciłem głową.
Istotnie, nie spotkałem - i pewnie nie spotkam - żadnej klaczy, którą choć w połowie bym zrozumiał. A trochę ich było...
 Zanurzyłem chrapy w chłodniej wodzie, co po chwili powtórzył Spartan.
Gdy unosiłem głowę, duży, czerwony kształt przemknął koło wielkiego buku.
- Ej, widziałeś to? - spytałem.
 Przez chwilę obaj wpatrywaliśmy się we wskazane przeze mnie miejsce, jednak ruch się nie powtórzył.
- Nie, nic nie widziałem - mruknął - chyba za długo stałeś w tym upale...
- Hm...może masz racje...- powiedziałem bez przekonania.
Przez chwile nic się nie działo, wraz ze Spartanem byliśmy zajęci podgryzaniem trzcin, a wokół panowała głucha cisza.
- Hej, faktycznie coś tam jest! - zawołał mój towarzysz.
Na mój pysk wszedł uśmiech pt. "A nie mówiłem?!"
- To jak, idziemy sprawdzić? - spytałem.

< Spartan? Sorry, nie miałam pomysłu >

Od Ikaleta

CD H. Sunny Shine

 Wiatr stawał się coraz silniejszy.
Zamknąłem oczy starając się skupić na żywiole klaczy. Mój żywioł umożliwiał mi wiele rzeczy, między innymi kontrolowanie mocy innych.
 Poczułem nagłe gorąco i po chwili wiatr zaczął ustawać. Powietrze to żywioł, z którym nie raz miałem okazje się spotkać, toteż potrafiłem go w miarę kontrolować.
- Wybacz mi Sunny - powiedziałem gdy wiatr ustał. - Nie miałem wyjścia. Już oddaje.
 Klacz rzuciła mi pytające spojrzenie, lecz po chwili zrozumiała. Zamknęła na chwilę oczy gdy jej moce wróciły, a potem szybko wbiła wzrok w ziemię.
- Przepraszam za to...trochę mnie poniosło...- mruknęła.
- No co ty! - powiedziałem entuzjastycznie - To było super! Może trochę zbyt mocne, ale fajne.
  Sunny spojrzała na mnie najpierw z wahaniem, później odwzajemniła mój uśmiech.
Podszedłem do ślimaka i lekko trąciłem go chrapami pomagając wrócić na drzewo.
- To ja jednak proponuję przejść się nad jakieś miejsce z wodą.
Klacz kiwnęła głową i razem ruszyliśmy przez suchą polankę.
- Sunny...niedawno wróciłem do stada, Havana wysłała medyków na wyprawę. Odkąd wróciłem nie widziałem Amber, a chciałbym się chociaż przywitać...wiesz może, gdzie ją znajdę?

< Sunny? >

Od Flower Desert

CD Corriento

Obudziłam się z pewnym niepokojem zerkając na podłogę i nasłuchując. Cisza, głucha cisza. Ani chichotu, ani tupot kopyt w galopie. Podniosłam wzrok. Zaczęłam szukać Corr'a, ale nie mogłam nigdzie Go znaleźć. Zobaczyłam serce na ścianie. Aż oblałam się rumieńcem, ale nie mogłam zbyt długo o tym myśleć. Dopiero teraz zobaczyłam zwój papieru na podłożu. Rozwinęłam zwój i przeczytałam drżącym głosem tekst:

Kochana Flower!

Z bardzo wielkim żalem muszę Cię opuścić... Ale całe szczęście, że tylko na tydzień, więcej bez Ciebie bym nie przeżył. Chciałbym być z Tobą, ale niestety my, strażnicy wybieramy się wszyscy na tydzień do odległego stada, zaprzyjaźnionego z nami. Potrzebują pomocy, nie mają strażników, ale za tydzień dołączy do nich pół stada, które rozpadło się dawno temu. Wszyscy z nich zostaną strażnikami, więc będzie po kłopocie i będę mógł do Ciebie wrócić. 


                                                                                   Corriento

Przestraszyłam się nie na żarty. Rozstania z przyjaciółmi są okropne. W tym przypadku musiał przecież pogalopować z innymi strażnikami we wskazane miejsce. Nie opuściłby mnie dla czystej zabawy, znam Go. Corriento nigdy jeszcze mnie nie zawiódł, a znamy się dobry miesiąc. Chociaż w Jego przypadku widać, że jest lojalnym przyjacielem i wspaniałym towarzyszem. Jednak ja chcąc, nie chcąc zareagowałam na ten list bardzo emocjonalnie. Najpierw poczułam złość, potem zawód, następnie smutek, rozpacz i zaczęłam płakać. Po dwóch dniach tylko z niecierpliwością czekałam w samotności na Corr'a. Byłam spokojna, choć zniecierpliwiona.

***
Po tygodniu wreszcie nadszedł ten dzień. Nie chciałam się spóźnić, ale tak się niestety stało. Wszyscy strażnicy, też Corriento, wrócili. 
- Flower?
Poczułam skubnięcie w szyję. Wstałam i padłam Mu w ramiona.
- Jak tam, mój żołnierzu? Ile ja wycierpiałam bez Ciebie.
Zalałam się łzami wzruszenia. Ech, muszę ciągle płakać?
- Współczuję Ci. Mimo iż byłem z innymi czułem samotność.
Oznajmił mi ogier.
- Ja również. Jakbym mogła, to poszłabym z Tobą.
Uśmiechnęłam się wreszcie szczęśliwa. 
- Przejdźmy się może, poopowiadam Ci wszystko.
Poszliśmy na mały spacerek.
- Wiesz, powiem szczerze, że potrafisz zauroczyć klacz taką jak ja...
Przytuliłam Go i nagle...pocałowałam Go.
- Ja...przepraszam. Wiem, znamy się tylko miesiąc, to zbyt wcześnie...lepiej jak już pójdę.
Zmieszałam się i uciekłam.

<Corriento?>


Od Solitario

  Śnieg powoli opadał na ziemię, jakby miał nieskończenie wiele czasu na podróż z góry do dołu.
 Gałęzie drzew nie poruszały się, jakby wiatr nie miał nad nimi żadnej władzy. W zasadzie jedyny ruch, jaki odróżniał ten krajobraz od zwykłego nieruchomego obrazu to śnieg.
 Wiatr co jakiś czas rozwiewał niewielkie płatki na wszystkie strony świata.
 Moja grzywa zaczęła już pokrywać się szronem. Stojąc tak na środku wielkiego, ośnieżonego pola zupełnie straciłem poczucie czasu.
 Biały puch przykrywał moje nogi po kolana. Ponownie wróciłem do rzeczywistości po długiej zadumie.
Rana na tylnej nodze znów zaczynała nieprzyjemnie piec, co przypomniało mi o celu podróży. Nie wiedziałem, gdzie i kiedy wzbogaciłem się o długie, głębokie rozcięcie na tylnej kończynie, lecz dobrze pamiętałem, że powinienem znaleźć coś, co pozwoli mi je opatrzyć. Choć patrząc z innej strony...czy nie jest za późno...?
 Z pewnym trudem uniosłem przednią nogę i zacząłem przedzierać się przez śnieżne zaspy. Las pokryty śniegiem zdawał mi się odległy i tak bliski jednocześnie. Zamknąłem oczy i potrząsnąłem głową jakby to miało pomóc...jakby cokolwiek miało pomóc...
 Po pewnym czasie zobaczyłem koło siebie wysokie, brunatne drzewo. Różniło się od pozostałych; silnych, dumnych dębów, smukłych brzóz czy posępnych jesionów. Stojąca koło mnie roślina była pozbawiona życia. Wysokie niegdyś gałęzie teraz chyliły się ku ziemi, a czarny pień wciąż śmierdział spalenizną.
 Gdzieś przede mną rozległ się oślepiający błysk. Zacisnąłem oczy i jęknąłem. Wiedziałem, co teraz nastąpi...
***
   Małe, kare źrebie radośnie brykało między zielonymi świerkami, a za każdym razem, gdy machnęło przednią nogą drzewa kołysały się niespokojnie, co jeszcze bardziej cieszyło młodego konia.
 Tuż za nim galopowała izabelowata klacz, lecz nie miała nawet odrobiny entuzjazmu źrebaka. W jej błękitnych oczach błyskał strach.
- Tyle razy mówiłam, abyś tu nie wchodził! - syknęła zasłaniając drogę karemu.
- Przepraszam, Arabello...- mruknął niechętnie.
 Przed moimi oczami przeleciał siwy dym, a zaraz po nim poczułem zapach spalenizny, który nasilał się coraz bardziej. Spojrzałem w stronę, z której leciał dym, lecz nic tam nie zobaczyłem. Gdy jednak chciałem powrócić do spoglądania na klacz i źrebaka, ich także nie było.
 Jedyne, co ujrzałem, to zgliszcza. Płonące zgliszcza, smętny pomnik dawnego lasu.
 Gdzieś daleko rozległo się żałosne rżenie. Grzywka opadająca mi na oczy na chwilę zasłoniła krajobraz. Podczas tej krótkiej, ulotnej chwili znów zobaczyłem żywą zieleń trawy, spokojne gałęzie świerków i kolorowy rumianek.
 Nieznany, nagły strach zaczął ogarniać moje ciało. Zastygłem w bezruchu nie mogąc już zrobić ani kroku. Chciałem uciec z tego miejsca, tak bardzo chciałem biec byle dalej stąd, lecz jakaś nieznana siła stanowczo mi tego zakazywała.
 Rżenie powtórzyło się, tym razem znacznie bliżej, a po chwili z dymu wyłoniła się sylwetka wychudzonego, karego źrebaka.
- Arabello...- jęknął, a jego oczy w jednej chwili zaszły łzami.
 Bezwiednie upadł na kolana obok ciała izabelowatej klaczy.
 Podmuch wiatru podniósł chmurę popiołu, która zagrodziła mi widoczność. Szyderczy śmiech rozlegający się w tle, i znowu ten błysk...
***
 Gwałtownie otworzyłem oczy i nie mogąc utrzymać się na nogach, runąłem na śnieg.
 Mój szybki oddech był jedynym dźwiękiem w wielkim lesie.
- Dlaczego mi to robisz...! - jęknąłem nim straciłem dech.
 Zacząłem zachłannie łapać powietrze, a moje oczy zaszły mgłą.
Czy wizja, którą przed chwilą ujrzałem była prawdziwa, czy też to kolejny utwór mojej udręczonej wyobraźni?
- Dlaczego...dlaczego dajesz mi nadzieję...-wycharczałem.
Moje serce biło szybko i niespokojnie, niczym u spłoszonego zająca.
- Te kłamstwa trzymają cię przy życiu! - syknął czyjś głos brutalnie rozcinając otaczającą mnie ciszę. Najpierw wydał mi się szyderczy, złośliwy i gniewny, potem zaś troskliwy i łagodny.
 Zamknąłem zaszłe mgłą oczy próbując się uspokoić. Śnieg i drzewa nie robiły sobie nic z mojego cierpienia. Zimne płatki w zetknięciu z moim rozgrzanym ciałem roztapiały się i trochę je chłodziły.
  Gdy doszedłem do siebie na tyle by unieść głowę zorientowałem się, że jestem w innym lesie niż przed chwilą. A może to to samo miejsce, tylko ja znowu go nie pamiętam...?
 Przede mną ciągnęła się ścieżka. Ciemne gałęzie pokryte od góry śniegiem leżały przy drodze odgradzając ją od lasu.
  Ten obraz bardzo mnie przeraził. Wywoła jakiś dawno skrywany lęk i spotęgował go.
 Fala gorąca, a potem nagły chłód rozpłynęły się po moim ciele. Zimny dreszcz przebiegł po kręgosłupie niczym wąż.
- Ja tu kiedyś byłem...- wyszeptałem drżącym, oleistym głosem, który nie umiał nawet wybić się ponad tą nie naturalną ciszę.
  W moich oczach pojawiło się parę ciężkich łez. Nie wiedziałem, czy to strach czy też tęsknota za czymś nieokreślonym przejmuje nade mną kontrolę.
 Coś zakuło mnie w piersi powodując długi, przeszywający ból.
 Spokój tego miejsca przytłaczał mnie. Nie wiem, czego dokładnie się bałem, lecz ten strach mnie paraliżował. Zacząłem szybciej oddychać jakby szykując się do biegu.
 Wstałem z postanowieniem szybkiej ucieczki, desperacko chciałem zerwać się na równe nogi i galopem uciec jak najdalej stąd., lecz nie mogłem zrobić żadnego szybszego kroku. Rozcięcie na tylnej nodze ponownie dało o sobie znać, lecz to nie ono powstrzymywało mnie od biegu. Wiedziałem, że muszę iść przed siebie tą straszną drogą, i to najwolniej jak mogę.
 Wciąż się oszukuję wierząc, że na tym świecie jest jeszcze jakiekolwiek bezpieczne miejsce...
 Krople ciemniej krwi znaczyły moją trasę kapiąc prosto na nieskażoną niczym, niewinną biel śniegu. Zacisnąłem szczękę i oczy. Cierpienie było jednym moim towarzyszem. Towarzyszem, na którego byłem skazany do końca życia...
***
   Zapach krwi wypełniał powietrze wokół mnie. Woń była zbyt silna, aby należała do mnie.
Śnieg w tym miejscu zdawał się być inny, lecz czy rzeczywiście taki był, czy też to kolejny wytwór mojej wyobraźni - nie wiem.
 Stanąłem nad niewielkim jeziorkiem marszcząc nos. To nie było zwykłe jezioro...
 Z początku myślałem, że czerwona barwa wody to tylko moje wyobrażenie, kolejne kłamstwo. Lecz w miarę zbliżania się zobaczyłem i poczułem, czym to miejsce różni się od pozostałych - bajoro wypełniała bladoczerwona maź - krew.
 Moje oczy zaczęły tracić kontakt z rzeczywistością. Wszystko rozmazało się i zamgliło, jednak byłem do tego przyzwyczajony.
 Opuściłem łeb zmuszając się do powąchania czerwonego płynu. Musiałem mieć pewność, że to nie woda, której szukałem od tak dawna.
 Cichy szmer gdzieś w tyle sprawił, że moje mięśnie napięły się gotowe do biegu. Nie, nie teraz, proszę, choć chwilę spokoju...
- Co tu robisz? - spytał łagodny, miękki głos.
 Odwróciłem się i ujrzałem rozmazany, ciemny kształt który stopniowo zaczął nabierać ostrości. Tuż za mną stała siwa klacz, którą chyba trochę zdziwił mój widok.
 Od wielu dni nie jadłem, wciąż ścigany marzyłem jedynie o bezpiecznym miejscu. Jedzenie zawsze schodziło na drugi plan.
- Jesteś niewidomy? - w jej głosie słychać było jakby troskę. Ponownie - czego zapewne pożałuję - zaufałem złudzeniu. Znów chciałem wierzyć, że nic mi nie zrobi.
 Pokręciłem głową.
- Mgła, która w tej chwili zakrywa moje oczy nie jest z nimi w żaden sposób powiązana. Pojawia się i znika kiedy ma na to ochotę. - powiedziałem beznamiętnym głosem.
 Chwila ciszy, którą przerywał jedynie śnieg co jakiś czas spadający z drzew. Chwila, po której w mojej głowie zaczęło wrzeć. Nie, proszę, nie teraz...
- Wybacz mi najście - mruknąłem melancholijnie - czy mógłbym...mógłbym wiedzieć, gdzie jestem?
 Zacisnąłem oczy chcąc zignorować ból, lecz tym razem nie pozwolił mi na to. W mojej głowie rozległ się rozpaczliwy krzyk, a tuż po nim setki różnych głosów. Nie mogąc znieść tego natłoku myśli zachwiałem się i upadłem na ziemię. Tym razem - o dziwo - nie bolało, lecz było znacznie bardziej wyczerpujące.
 Nadzieja znowu została mi najpierw dana, a później brutalnie wyrwana.
- Wierzysz, że choć na chwilę zapomnisz? - diaboliczny rechot w mojej głowie był ostatnim, co pamiętam.

< Havano, dokończysz? >

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Heaven

CD Rothen`a de la Pearl

Skierowałam pytające spojrzenie na Rothen`a. Może brakuje jednak mu tej magii, choć ja ją wyczuwam. Małą ilość, ale jest. Panuje nad każdym terenem stada Mysterious Valley. Ogier chwilę się przyglądał aż w końcu oczy mu zabłysły i odparł z dumą.
-Wiem czego tam brakuje. Chodź za mną- nakazał i ruszył kłusem z górki.
Chwilę patrzyłam jak Rothen zbliża się ku dolinie między drzewami aż w końcu i ja ruszyłam się z miejsca doganiając go.
-Stań tu- rozkazał, natomiast on sam oddalił się kawałek dalej i przyjrzał się z uwagą.
Podniosłam uszy ciekawa o co mu chodzi.
-Tak, to jest to- podszedł z szerokim uśmiechem na twarzy- Brakuje tu trochę ciebie- posłał jedne ze swoich spojrzeń.
Odwróciłam się. To było miłe z jego strony, jednak wątpię bym pozbyła się kompleksów. Nawet najbardziej wyniosłe komplementy na mnie nie działają. Przez całe życie uczyłam się jak z tym żyć, a gdy jestem, u kresu pojawia się ktoś kto mówi mi, że ja i moje moce są piękne. Właśnie... żywioł. Ostatnio tak błogi i spokojny może z każdą chwilą wybuchnąć. Bałam się tego bardziej teraz niż kiedykolwiek i cokolwiek innego.
-Nie powinieneś prawić mi takich komplementów- odpowiedziałam, spuszczając wzrok nie ze smutku czy żalu, lecz bardziej ze strachu spojrzenia komuś prosto w oczy. Tak... moje moce są okrutne do wszystkich. Jestem ich własnym więźniem, manipulowanym, wiecznym pośmiewiskiem i przedmiotem drwin- To i tak bez sensu- dodałam po chwili.

Rothen?

Od Mystic`a

CD Cloud`a von Meteorite

Odprowadziłem brata Alestrii wzrokiem. Chyba nie przyjął tego partnerstwa dość entuzjastycznie. Zamienił dwa zdania i odszedł. Przeniosłem wzrok na partnerkę. Vendela stała tuż obok.
-Czy mi się zdaje czy twój brat nie jest zbyt uradowany tą wiadomością?- zwróciłem się do klaczy, przygarniając  ją delikatnie do siebie.
-Wydaje ci się, Mystic...- powiedziała, lecz zdawało mi się, że można było wyczuć cień wątpliwości w jej głosie.
przekierowała wzrok w dany punkt, gdzie zniknął jej brat.
-To jak Vendela... chyba idziemy się najeść... córeczko...- trochę dziwnie się z tym czułem, a jeszcze bardziej gdy to powiedziałem.
Alestria pewnie się ucieszyła z zaakceptowania sytuacji, Vendeli też zabłysły oczy, aczkolwiek nie wiedziałem czy mogę tak mówić. Z drugiej strony nadal zastanawiałem się nad obojętną reakcją Cloud`a. Z transu wybudził mnie głos jednej z klaczy.

<Vendela? Alestria? Wybacz, że musiałaś czekać...>

Od Sharee

CD Tayar`a

Przez moją twarz przeszedł zawadiacki uśmiech. Duma niewątpliwie wypływała ode mnie na zewnątrz. Mówią, że pewność siebie to przyczyna kłopotów i kolejny krok do piekła. O ile nie ma się go tu na ziemi. Dla mnie ono jest wszędzie, aczkolwiek nie zgłębiajmy się w sprawy etyczne.
-Czyżbym awansowała na wyższy stopień, mówiąc, że lubisz ze mną prowadzić zawiłe konwersacje na temat nie inny niż obrabianie dup innych członków stada i przekomarzanie się. Widzę, że to twoja rozrywka- posłałam mu kolejne uważne spojrzenie, jakbym chciała zapamiętać każdy dokładny detal jego ciała.
-Niewątpliwe, że twoja również...- odgryzł się.
Zaśmiałam się pod nosem, wciągając głęboko powietrza do płuc.
-Ostatnio miałam przemiłe spotkanie z moimi ulubionymi stworzeniami chodzącymi na tej planecie, ,,twardzielami". Nie powiem było całkiem przyjemnie- odwróciłam się, lekko zaskakując ogiera rozpoczynającym się opowiadaniem, aczkolwiek słuchał uważnie, nadal opanowany jakby ktoś rzucił na niego urok i sam zatrzymał czas- Wreszcie mogłam się wyszaleć na tej pustyni nudów i nic nie robienia. Słodka była z nich parka. Doszły mnie słuchy, że planują coś w rodzaju zamachu... Nie przysłuchiwałam się dokładnie, bo szczerze powiedziawszy mnie to rozbawiło. Po dziś dzień widzę ich miny gdy ich obezwładniłam- roześmiałam się głośno- Tacy byli zawzięci, że myślałam aby im dać drugą szansę, ale... niestety, szanuję osoby, które mają szacunek do mnie, a oni... cóż wiele mówić... nie grzeszyli grzecznością i kulturą- skróciłam troche wersję, co jakiś czas uśmiechając się rozbawiona na myśl o tych dwoje- Zresztą mam pewną zasadę, której się trzymam zawsze i wszędzie. Nie rozpoczynasz walki, ja również jej nie zacznę- odpowiedziałam, a na mój pysk znów wrócił obojętny wyraz.

Tayar?
Mi też wena się skończyła...

Od Sunny Shine

CD Ikaleta

-Przecież już dzisiaj pytałeś co tam...-odpowiedziałam mu.-A u ciebie coś słychać?-dodałam.
-Nic ciekawego.-odparł przeżuwając trawę.
Spojrzałam na ślimaka na którego przed chwilą gapił się Ikalet. Rzeczywiście, bardzo ciekawy...
-Ale gorąco-stwierdziłam.
-Bardzo.-przytaknął ogier.
Spojrzałam na niego i znowu poczułam to dziwne uczucie. MIŁOŚĆ. Co?!! Jaka miłość??!! Nie!!! Że niby ja? Że co??
-Idziemy gdzieś?-zapytałam, żeby odwrócić moje myśli od tego tematu.
-Ok, ale gdzieś gdzie nie jest tak gorąco.
Zamyśliłam się. W sumie tu też nie musi być gorąco.
-Nie będzie tu gorąco. Umiem wywołać wietrzyk. Taki przyjemny wietrzyk.-uśmiechnęłam się.
-No to pokaż co potrafisz.
-Ok.
Skupiłam się bardzo mocno. Musiało się udać. Tej mocy jeszcze nie opanowałam za bardzo, no, ale niby dlaczego miałoby się nie udać? Skupiłam się jeszcze mocniej i poczułam, że działa.
-Działa!-wykrzyknęłam szczęśliwa.-Jest wietrzyk!
Ikalet spojrzał na mnie i zrozumiał, że dopiero co tak naprawdę nauczyłam się kontrolować swoją moc. Nagle mocno zawiało. Drzewa ugięły się pod siłą wiatru, a ślimak spadł z swojej gałązki.
-Bardzo przyjemny ten wietrzyk!-ogier starał się przekrzyczeć wiatr.
-Spokojnie, zaraz to naprawię!-odkrzyknęłam próbując przybrać taki wyraz pyska, żeby Ikalet wiedział, że nad wszystkim panuję.
Tyle tylko, że ja nad niczym nie panowałam. Kompletnie nie wiedziałam co robić. No to się popisałam...

< Ikalet? Ale wymyśliłam XD>

Od Tayar'a

CD H. Sharee

Kąciki moich ust uniosły się lekko tworząc ciekawy grymas.
- Ależ naturalnie. - przyznałem - lecz tym razem chciałbym usłyszeć to od Ciebie, Sharee...
Moja rozmówczyni chyba zdziwiła się słysząc swoje imię, lecz owe lekkie zdziwienie szybko ją opuściło. Jej mięśnie napięły się, jednak nie do walki. Wręcz machinalnie stworzyły postawę, która zdawała się być doskonale wyćwiczona. Sharee używała jej, aby oznajmić całemu światu swoje zamiary od pierwszego spotkania.
Na pysku klaczy ponownie zawitał jadowito-złośliwy uśmieszek.
- Cóż, rozważę tę propozycję - mruknęła ponownie chcąc zabrzmieć tak, jakby niewiele interesowała ją ta kwestia. Ten ton także miała wyćwiczony...wyćwiczony tak dobrze, że pewnie nie jeden się na niego nabierał.
- Zastanawia mnie jeszcze jedno - kasztanka obróciła się i spojrzała mi prosto w oczy, aby spotęgować swoje słowa - każdy koń należy do jakiejś "subkultury". Są klaczki, które trzymają się razem, źrebaki, te nieśmiałe ofermy, i - jak wcześniej wspomniałam - pożal się borze "twardziele". Nie wydajesz mi się kimś, kto należy do którejkolwiek z tej grup...
- Och, pytamy wprost...widzę postępy...
Błysk w oczach Sharee dał mi jakże subtelny sygnał, że zrozumiała aluzję.
- Złośliwość to cecha osób inteligentnych, Sharee. Lubię się z Tobą drażnić, bo tylko z Tobą jest to możliwe.
Klacz chwilę patrzyła na mnie beznamiętnym spojrzeniem, ja zaś nic nie mówiłem. Pauza w tym miejscu wydała mi się stosowna.
- A co do Twojego pytania, jestem pod tym względem podobny do Ciebie. Nie staram się być na siłę inny po to tylko, aby przynależeć do jakiejś grupy. Ci "twardziele" o których wspomniałaś tak naprawdę są zbyt słabi, aby być sobą - dlatego udają silnych. Kiedy jest się słabym popychadłem, najlepiej zamaskować to przez oszustwo. Świat widząc twoją pewność siebie, choćby i udawaną, odwróci się na chwilę aby kopnąć kogoś innego. Dlatego udają. Ale masz racje - największymi "twardzielami" jak to ujęłaś są Ci, których nie ruszy byle sytuacja.

< Sharee? Hm...chyba nie miałem weny...>

Od Rothen'a de la Pearl CD. Heaven

Ruszyłem za moją nową znajomą , rozglądając się uważnie dookoła i wchłaniając uroki otaczającego mnie krajobrazu. Spowodowało to, że kiedy wreszcie się zatrzymała, wpadłem na nią.
-Przepraszam.- rzuciłem, spuszczając lekko wzrok.
-Nic nie szkodzi, ale na następny raz lepiej uważaj.- powiedziała z lekkim uśmiechem, majaczącym w kącikach ust.
-Jasne.- zapewniłem szybko i zapytałem, aby zatuszować jakoś tą nieręczną sytuację.- Czy to jest właśnie Magiczna Zatoka?
-Owszem.- potwierdziła.- Jak Ci się podoba?
-Szczerze powiedziawszy wolałbym coś z większą ilością roślin, ale i tu jest nieźle.- odparłem, wytwarzając małą lilię i zakładając ją sobie za ucho.
-Widzę, że Twoim żywiołem są roślinny lub natura.- stwierdziła klacz, przypatrując się mu.
-Ten drugi.- wyjawiłem i zaindagowałem.- A Twój?
-A jak myślisz?- odparła pytaniem na pytanie.
Zastanowiłem się dłuższą chwilę w milczeniu, po czym spróbowałem:
-Magia.
Heaven pokręciła jednak głową.
-Kombinuj dalej.- zachęciła, ruszając żwawo naprzód.
-Śnieg.
-Wciąż nie, ale jesteś już całkiem blisko.- oświadczyła z pewną dozą tajemniczości w głosie.
-Już wiem!- wykrzyknąłem uszczęśliwiony ze swojego odkrycia.- Lód!
-Bingo!- potwierdziła ze śmiechem.
-Pasuje do Twojego nieziemskiego wyglądu.- stwierdziłem znów z tym przeklętym, nowozelandzkim akcentem.
-Miło mi, że tak uważasz, ale uważam, że przesadzasz.
-Naprawdę nigdy w życiu nie widziałem kogoś takiego jak Ty!- zapewniłem ją.
-W takim razie mało jeszcze widziałeś.- ucięła stanowczo wszelkie dyskusje na temat swojej urody.
-Pewnie masz rację... - westchnąłem.
Po kilku następnych minutach, które upłynęły nam w całkowitej ciszy, dotarliśmy do doliny usłanej licznymi kamieniami, na której rosło dość sporo drzew.
-Chciałeś rośliny, to masz.- rzuciła moja przewodniczka.- Jesteśmy w jednym z najmniej magicznych miejsc na terenach tego stada- Dolinie Rozmów.
-I tu jest znacznie lepiej przynajmniej patrząc na ten aspekt, ale wciąż mi czegoś brakuje.- stwierdziłem.

<Heaven?>

Od Ikaleta

CD H. Sunny Shine

 Po kilku minutach drogi dotarliśmy do niewielkiej leśnej polany pełnej trawy, która była choć trochę zielona. Przez panującą ostatnio suszę ciężko było znaleźć takie miejsce.
 Duży, brązowy ślimak wspinał się po pniu młodego dębu, co niezwykle mnie zainteresowało. Sunny zanurzyła pysk w kępie zielonych roślin, podczas gdy ja wpatrywałem się w powolną wędrówkę małego zwierzaka.
- Em...Ikalet? - głos klaczy wyrwał mnie zamyślenia. No tak. Mogłem wyglądać trochę głupio.
- Tak? Przepraszam, trochę odpłynąłem...
 Sunny uśmiechnęła się ironicznie i kiwnęła głową.
 Chwilę poskubaliśmy trawę w milczeniu, jednak nie mogłem wytrzymać zbyt długo.
- Tak właściwie, to co słychać? Dawno się nie widzieliśmy...

< Sunny, jak mówiłem...nie mam ani pomysłu, ani weny :> >

Nowy ogier- Solitario

Ostatnio bardzo dużo ogierów dołącza co mnie cieszy niezmiernie, a więc drogi Solitario, odmieńcu ty jeden... życzymy ci wszyscy tego co życzę zawsze przy dołączaniu nowego konia xD
 
Imię: Solitario
Płeć: ogier
Wiek: 2 lata, choć trudno stwierdzić, czy to prawdziwy wiek.
Cechy charakteru: Charakter tego ogiera nie jest rzeczą łatwą do opisania. Zacznijmy od tego, co zdaje się być najważniejsze: w pewnym momencie swojego życia Solitario zgubił coś niezwykle ważnego, coś, co niewielu umie nazwać, lecz nikt nie umie bez tego żyć. Niektórzy twierdzą, że ten ogier zagubił się i utracił sens życia. Inni? Jak wyżej - inni nie potrafią nazwać tego, co zgubił Solitario podczas ziemskiej wędrówki.
Zamknięty w sobie, cichy i spokojny ogier żyjący w świecie, którego nie ma, lub też nigdy nie było. Stale popadający w nostalgię, tracący kontakt ze światem.
Jego spojrzenie jest zawsze puste, odległe, szkliste, bez wyrazu, emocji czy jakichkolwiek uczuć. Nie da się nic z niego wyczytać. Choć idąc w zaparte...jego oczy są smutne. Nigdy nie ujrzysz w nich choćby promienia wesołości. Smutek i cienie jakiejś dawnej, strasznej krzywdy - to jedyne, co można w nich dojrzeć.
Zdaje się być niemową, w dodatku bez pamięci. Nie jest to prawda, chodź Solitario może sprawiać takie wrażenie.
Jest dobrym mówcom, choć sam tak nie uważa. W ogóle nic o sobie nie myśli - jakakolwiek próba spytania go "jaki jesteś" spełznie na niczym. Chodź wydaje się to dziwne, ten ogier nie zna sam siebie, zdaje się być duchem uwięzionym w cielesnej powłoce, który zgubił się w świecie, do którego nie należy.
Stanowisko: Ciężko jest znaleźć jakiekolwiek stanowisko dla kogoś takiego jak on. Jeśli jednak musi coś wybrać, niech będzie strażnikiem.
Żywioł: Kiedyś panował nad niezwykle potężnym "żywiołem nad żywiołami" - tak przynajmniej mu mówiono. Jak jest teraz? Teraz nie panuje nad żadnym konkretnym żywiołem. Podobno poprzedni tak bardzo go zniszczył, że...cóż, stał się tym, czym się stał.
Moce: Solitario nie zna swoich mocy. Pojawiają się i znikają, więc ciężko je określić w jakikolwiek sposób.
Partner: Popatrz na niego, na jego charakter i sam odpowiedź sobie na pytanie - czy taki ogier mógłby szukać partnerki? Czy mógłby szukać jakiegokolwiek kontaktu z innymi?
Rodzina: Rodzina...szczerze mówiąc nic nie pamięta. Owszem, czasem powracają do niego strzępy przeszłości - chodź kto wie, czy nie są to jedynie wytwory jego wyobraźni? - w których da się wyróżnić parę koni, jednak czy to właśnie jego rodzina? Pewnie nigdy się tego nie dowie.
Historia:
Niełatwa kwestia...
Niełatwa, gdyż w pewnym momencie życia Solitario w pewien sposób "przestał żyć". Oderwał się od otaczającego świata tak bardzo, że gdy ponownie do niego wrócił, nie umiał i wciąż nie umie się w nim odnaleźć. Najprawdopodobniej owa wegetacja jest zasługą jego żywiołu.
Solitario niewiele ze swojego życia pamięta. Nie, nie stracił pamięci. Cała rzecz, jak działa się w życiu tego nietypowego ogiera jest niezwykle trudną do opisania. Nie ma i nigdy nie było pewnych faktów w życiu tego ogiera.
Właściciel: lilena11

Od Black Angel'a CD. Smile

-Spokojnie, to tylko ja- Black Angel.- powiedziałem, próbując powstrzymać własne emocje, które od pojawienia się Havany koniecznie chciały wyrwać się z mojego wnętrza na zewnątrz.
-Możesz powiedzieć po co mnie gonisz?!- zapytała chłodno klacz.
-Chociażby po to, aby poinformować Cię, że nie jestem w ogóle zadowolony z tego, że to właśnie Havana nas uratowała.- wyjaśniłem i dodałem z naciskiem.- Powinniśmy to zrobić sami.
-Co chcesz niby przez to powiedzieć?!- zaindagowała, przystając i patrząc mi prosto w oczy, czego żadnemu innemu koniowi, a zwłaszcza klaczy był nie przepościł, a już zwłaszcza po takim upokorzeniu, które spotkało mnie przed chwilą.- Przecież tej całej Sharee nie da się pokonać za pomocą mocy!
Uśmiechnąłem się chytrze i wyjawiłem jej swoją koncepcję:
-Mogliśmy połączyć nasze moce i zaatakować ją razem.
-Przypominam Ci, że władamy zupełnie innymi dziedzinami.- napomknęła.
-Owszem, ale ona z pewnością nie spodziewałaby się ataku z dwóch stron naraz.- stwierdziłem.
-Skąd możesz mieć taką pewność?- zaciekawiła się, ruszając znów powoli naprzód.
-Ponieważ większość samotników dawno już zapomniała o takim czymś jak połączenie sił przeciwko wspólnemu wrogowi.- wyjaśniłem.
-Przecież Ty tez do nich należysz.-zauważyła.  
-Po prostu cenię sobie swoją prywatność, a to zupełnie co innego.- odparłem.
-Taaa... Jasne.- powiedziała, wywracając oczami.
Postanowiłem to zignorować i kontynuowałem wcześniejszy wątek:
-W dodatku przez całe dotychczasowe życie towarzyszyła mi siostra, która za nic nie chciała i nadal nie chce przyjąć do wiadomości, iż już dawno powinna się ode mnie odczepić.
-Może po prostu zbyt zawile jej to tłumaczyłeś...
Tak rozmawiając, wyszliśmy na otoczony mgłą, Wdowi Klif, na którym zamajaczyła nam siwa sylwetka jakiejś klaczy.
-Pewnie znów jakaś przewrażliwiona członkini naszego stada przyszłą tu zakończyć swoje życie.- stwierdziła Smile.
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, samica zaczęła się powoli do nas zbliżać, a kiedy znalazła się dostatecznie blisko rozpoznałem w niej...moją dawno niewidzianą matkę. Na szczęście to ona zdecydowała się zacząć rozmowę, dając mi chwilę czasu na poskromienie uczuć.
-Czyli Szafir miał racje twierdząc, że znajdę Cię na którymś z tego typu terenów...
Tu przeniosła swe spojrzenie na mą towarzyszkę, która szepnęła do mnie:
-Znasz ją?
-To jest moja dawno niewidziana matka o imieniu Chryse, która chyba zdecydowała się z jakiegoś powodu do nas dołączyć.- odszepnąłem, a kara klacz, obrzuciła moją rodzicielkę chłodnym spojrzeniem.
-A mówili, że nie zastanę Cię z żadną klaczą, ale ja im nie wierzyłam... W końcu mój mały Black nie mógł się, aż tak zmienić...
-Nie jestem już małym źrebakiem!- wykrzyknąłem oburzony, ledwie hamując się, aby nie puścić w jej stronę czarnych, powodujących długotrwałe swędzenie oparów.
-Dobra, dobra... Lepiej przedstaw mi swoją piękną towarzyszkę...
Wystarczyło mi jedno spojrzenie na ,,,moja piękną towarzyszkę", aby mniej więcej przewidzieć, co za chwilę nastąpi i modlić się w duchu, aby Chryse zdążyła się w porę przed tym obronić.

<Smile?>

Od Sunny Shine

CD Ikaleta

Obudziły mnie promienie słoneczne wesoło wpadając do mojej jaskini. Wstałam i szeroko ziewnęłam. Wyszłam przed jaskinię i rozglądnęłam się zaspanym wzrokiem. Zaczęłam rozmyślać, co będę dzisiaj robić. Postanowiłam, że pójdę na plażę. Zaburczało mi w brzuchu. Westchnęłam. Co to ma niby być? Koń już oczami wyobraźni widzi siebie na plaży, a tu nagle burczenie w żołądku.
-O, nie. Nie będę cię słuchać.- powiedziałam do samej siebie.-Wcale nie jestem głodna!
Ruszyłam w stronę Rajskiej Plaży. Drzewa szumiały cicho. Nie minęło dużo czasu, a na horyzoncie pojawiło się morze. Przystanęłam patrząc w dal. Ziewnęłam. Już powieki zaczęły mi się zamykać,ale rozbudził mnie krzyk mew. I całe szczęście. W końcu ile można spać. Weszłam na plażę i nagle poczułam, że wpadam na kogoś.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - powiedziałam jeszcze zaspanym głosem i spojrzałam na konia.-O, cześć, Ikalet.-rozpoznałam kasztana.
-Cześć, Sunny. Co tam?-spytał.
-A, nic ciekawego.-nie zadałam mu takiego samego pytania, bo pewnie nic się nie wydarzyło.
-Co robisz?-zapytałam.
-Stoję sobie, rozmyślam, takie tam....
-A ja wpadam na inne konie. Taka zabawa.-uśmiechnęłam się.
Zaburczało mi w brzuchu. Tym razem przyznałam sobie rację. Zaczynał doskwierać mi głód.
-Głodna?-spytał i nie czekając na odpowiedź dodał-Ja też. Chodźmy pojeść trawy.
Zgodziłam się chętnie i poszliśmy na najbliższą łąkę.

< Ikalet?>

Od Silver`a

CD Oscara

Uśmiechnąłem się szeroko pod nosem. Chyba on jest pierwszą osobą, która kiedykolwiek takie coś o mnie powiedziała. Spokojny i opanowany... rzeczywiście byłem od jakiegoś czasu zmęczony, ale nie myślałem, że aż tak.
-Dziękuję- odparłem, nie ukrywając zadowolenia z komplementu- Nigdy nie spotkałem się z koniem, który mógłby tak mnie określić. Zazwyczaj określają mnie mianem denerwującego lekkoducha i nie ukrywam, że taki również jestem. Chyba lepiej jak ci to oznajmię- na moim pysku pozostał lekki zarys zawadiackiego uśmiechu- Widziałeś może jeszcze inne tereny stada?- spytałem z ciekawością i zarazem nadzieją, że nie będę musiał wracać do nudnego życia.
Oscar przeniósł na mnie wzrok, jakby zamyślając się nie chwilę. Ja nie czekając na odpowiedź, a widząc, że raczej nie zwiedził i nie zapoznał się z nimi, zaproponowałem mu to.
-Wiesz... oprowadzanie nowych członków w naszym stadzie to już raczej prawie tradycja- spojrzałem w niebo, ruszając powoli stępem- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu bym został twoim chwilowym przewodnikiem?- spojrzałem na niego, upewniając się czy ogier nie chciałby sam tego zrobić.

Oscar?

Od Corriento

CD Flower Desert

Było mi wstyd, że tak na Nią naskoczyłem. Chciałem raczej zaskoczyć...tak miło. Klacz z rozpędu zapytała gdzie idziemy, ale ja na dziś miałem inne plany.
- Wiesz co? Dziś mimo pogody siedzimy w jaskini. Zapraszam Cię na herbatę.
Uśmiechnąłem się. Desert powoli wstawała.
- Dzięki.
Poszliśmy powoli. Specjalnie dziś udałem się po zioła, aby zaparzyć ten gorący napój.
- Jest ziołowa, spróbuj...
Nalałem na znalezioną drewnianą tackę.
- Całkiem niezła.
Stwierdziła Flower.
- Sam się napiję, jak mówisz, że dobra.
Powąchałem zielono - szarą herbatę.
- Przydałoby się też zjeść porządne śniadanie, nieprawdaż?
Klacz przypomniała mi o czymś ważnym.
- A właśnie...mam śniadanie, owoce.
Wyjąłem je i opłukałem w wodzie. Zjedliśmy dużo jabłek, po kilku gruszkach, a nawet na rajskiej plaży rosło kilka bananów. Moim zdaniem dzisiejszy początek dnia był wyśmienity. A przynajmniej jedzenie. Nawet nie zauważyliśmy kiedy słońce powędrowało bardzo wysoko.
- Chyba już jest południe. O, teraz.
Stwierdziłem i przypomniałem sobie o pracy.
- Coś miałeś robić, bo ja iść na trening obrońców...
Powiedziała zawiedziona Flower.
- A ja na trening strażników.
Zaśmialiśmy się w tym samym czasie.
- Czyli chyba będziemy się widzieć.
- Tak, kto pierwszy na trening!
Biegłem, ale i tak chciałem Jej dać szansę.

***
Po naszych treningach byliśmy wykończeni. Musieliśmy coś zjeść, bo nie było łatwo. W pracy nigdy nie jest łatwo. Musimy przygotowywać się w razie niebezpieczeństwa. Ale ja mało kiedy jestem wzywany na straż. Chyba byłem tylko raz.
- Ej, zjedź trochę trawy, zaraz padniesz.
Wpadła na mnie Ona.
- Tak, wiem. Ty już się najadłaś?
Widziałem jak Flower je, i znowu jak na konia mało zjadła.
- Tak, nie było przecież takiej tragedii.
Czekała na mnie, aż zjem. Minęło trochę czasu. Udaliśmy się do Jej jaskini.
- Zaczyna padać deszcz. Dobrze, że zdążyliśmy coś zjeść do wieczora, bo zapowiada się na burzę.
Położyłem się w przytulnej grocie.
- W każdym razie nie mamy nic na kolację. Przebiegnij się do swojej jaskini, Ty chyba masz...
Poleciałem z wiatrem do miejsca, w którym trzymam jedzenie. Zabrałem połowę i pomknąłem do Desert.
- Mam. Zjemy to, ale za jakieś dwie godzinki. Teraz jest zbyt wcześnie.
Odłożyłem to jedzenie na później oczywiście.
- Dobrze, to co robimy?
Spytała klacz.
- Nie mam pojęcia, kochana Flower. Może porozmawiajmy chwilkę?
Zgodziła się i zadała mi pierwsze pytanie.
- Jakie masz podejście do źrebiąt?
Powiedziała. Zastanowiłem się.
- To dla mnie potworki z innych planet, nic o nich nie wiem, a dobrym ojcem nie będę.
Westchnąłem. Chciałbym być inny, ale niestety, takiego mnie stworzono.
- Teraz ja: wiesz, że mam ochotę wycałować Cię całą i nazwać moją księżniczką?
Spojrzałem po Niej niegrzecznym wzrokiem.
- Proszę bardzo.
Zaśmiała się. Wykonałem zadanie i potem zjedliśmy kolację.
- Byłbym Ci wdzięczny, jakbyś pozwoliła mi tu przenocować.
Spojrzałem w piękne oczy klaczy.
- Pewnie, ale tylko noc.
Szepnęła. Położyłem się blisko Niej. Zasnąłem prawie natychmiastowo.
***
Napisałem klaczy list, że nie będzie mnie przez tydzień, że wezwano mnie do pracy. Dowiedziałem się tego po wstaniu z jaskini. Nie chciałem budzić Flower Desert. Namalowałem kredą na ścianie serce i musiałem odejść. Było mi żal, ale musiałem.

<Flower? Coraz mniej czasu, wiesz jak to z tym rokiem szkolnym, a przynajmniej z początkiem...>

niedziela, 23 sierpnia 2015

Od Oscara

CD Silver'a
-Niedawno... Dokładnie dzisiaj.-mruknąłem z lekką niechęcią.
Nigdy nie lubiłem mówić o sobie... A tym bardziej przy obcych, chociaż ogier wydawał się miły.
-A ty?-dodałem.
-Ja tak samo jak ty.-lekko się uśmiechnął-Też dzisiaj.
-Jeśli mogę spytać... Ile masz lat?-spytałem.
-2 lata, a co?-po jego minie był lekko zdziwiony.
Cóż... Nie od tak pyta się koni o wiek.
-Jak na swój wiek jesteś spokojny i dosyć wyrozumiały.-stwierdziłem-Rzadko spotyka się takie konie.
<Silver?>

Od Spartana

CD od Green Day'a

 - To co, może się ścigniemy? - zaproponowałem. Zdobycie towarzystwa od razu dodało mi wigoru i bardzo poprawiło humor.
 - Pewnie, czemu nie - Day przystał na propozycję. Być może nie z wielkiej chęci na wyścig, ale ze zwykłej nudy, lecz mi to wcale nie przeszkadzało.
 Bez specjalnego ustalania mety, czy trasy, ruszyłem z miejsca żwawym cwałem. Mój gniady towarzysz, nie zastanawiając się długo, poderwał się z miejsca by dorównać mi kroku. Na moich chrapach natychmiast pojawił się uśmiech. Być może nie byłem orłem w szybkości biegu - o czym świadczyła łatwość z jaką Green Day mnie dogonił - ale przynajmniej nie staliśmy w miejscu marudząc na pogodę. Gdy zauważyłem, że ogier zaczął znacznie mnie wyprzedzać, skręciłem gwałtownie na prawo, zanosząc się śmiechem, gdy gniady wykrzykiwał jakim to jestem oszustem. Po chwili takiego szaleńczego biegu i spontanicznego skręcania w losowe drogi, nogi przyniosły nas nad Jezioro Roku. Nieco zsapany zatrzymałem się.
 - Wygrałem! - wykrzynął Day, wbiegając rozpędzony do chłodnej wody, rozchlapując ją na boki. Rozbryzg wywołany przez niego ochlapał także siwą klacz zwaną Lady Queen.
 - Sorki - krzyknąłem w jej stronę. - Nie zauważyliśmy cię.
 Oburzona klacz prychnęła z pogardą w naszą stronę, po czym z gracją oddaliła się od Jeziora.
 - Ahh te klacze - westchnąłem. - Czasem są kompletnie niezrozumiałe.

<Green Day?>

sobota, 22 sierpnia 2015

Od Silver`a

CD Oscara

Błąkałem się samotnie po terenach stada, niezbyt wiedząc co mam ze sobą samym robić. Dołączyło ostatnio bardzo dużo osób, a i tak niezbyt często widziałem kogoś. Nawet w jaskini u medyków coraz mniej koni przychodziło. Akurat szedłem w kierunku Zatoki Gwiazd gdy spostrzegłem z dala nieznajomą postać konia. Podbiegłem do niej, i niespodziewanie się odezwałem. Ogier odwrócił wzrok, lustrując mnie na wylot, lecz kiwnął głową na znak, że się zgadza,
-Tutaj jest tak tajemniczo- odparł.
-Jak w większości w Mysterious Valley. Pełno tu takich krain- odpowiedziałem i stanąłem trochę dalej na przód od ogiera- Nazywam się Silver- odwróciłem głową, posyłając mu przyjazne spojrzenie.
-Oscar, miło mi- również się przedstawił.
-Chyba nie dawno dołączyłeś?- spytałem z czystej ciekawości.

Oscar?

Od Heaven

CD Rothen'a de la Pearl

Zaskakujące, że spotkałam tu kogoś kto spokojnie spacerował sobie po terenach, acz kolwiek mogłam z jego wypowiedzi wywnioskować, że jest nowy. Spojrzałam początkowo na niego nieufnie, stając w pewnej bezpiecznej odległości, jednak chyba nie było powodów do obaw. Z czystej grzeczności postanowiłam się również przedstawić.
-Heaven. Tak, nie wyglądasz na tutejszego -stwierdziłam, przyglądając mu się uważnie.
-W sumie to nawet nie wiem gdzie dokładnie jestem- odpowiedział, uśmiechając się.
-Stado Mysterious Valley, dokładnie Jesienna Ścieżka- odpowiedziałam mu na jego pytanie- Pewnie chciałbyś spotkać się z alfą i omówić sprawę dołączenia?- spuściłam wzrok.
-W sumie... szczerze mówiąc tak. Zaprowadziłabyś mnie do niej?- podszedł bliżej.
-Oczywiście, tylko to trochę daleka droga stąd- odparłam, dumnie unosząc głowę.
-Nic nie szkodzi. Zobaczę pewnie dużo pięknych terenów- rozejrzał się.
Kiedyś już oprowadzałam ogiera i nie wyszło mi to na dobrze. Przestraszyłam się powtórki z tamtej chwili i miałam pewne wątpliwości co do przedstawiania Rothen`owi terenów. Nie byłam zbyt dobrą przewodniczką, ale skoro nowy członek.. Nie wypada tak go zostawiać na obcych mu jeszcze terenach.
-Chodź za mną- odwróciłam się- Większość Jesiennej Ścieżki już zwiedziłeś, przed nami Magiczna Zatoka. Mam nadzieję, że ci się spodoba- posłałam mu niewidoczny uśmiech i zaczęłam iść żwawym tempem.

Rothen?

Od Green Day'a

CD H. Spartana

Słońce prażyło niemiłosiernie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że przyjście tu było dobrym pomysłem. Niestety, nikogo nie spotkałem...znowu.
 Wbiegłem do morza chłodząc nogi i ledwie zdążyłem machać nogą, żeby się ochlapać, gdy usłyszałem najpierw dudnienie kopyt na piasku, a później w wodzie.
  Odwróciłem głowę w stronę, z której dochodził dźwięk rozchlapywanej wody.
W moim kierunku zmierzała siwa sylwetka. Spojrzałem za siebie, lecz nikogo tam nie było - koń musiał biec do mnie, ale w jakim celu?
- Wreszcie ktoś, kto nie jest drzewem! - zawołał wesoło.
 Ach, więc o to chodzi! Siwy miał najwyraźniej ten sam problem, co ja przed chwilą.
- Widzę, że kolega też się nudzi - rzuciłem gdy stał przede mną. - Jestem Green Day, chyba cię kiedyś widziałem...
- Spartan - ogier kiwnął głową na potwierdzenie, choć wciąż nie mogłem sobie przypomnieć, skąd znam tego gościa.

< Spartan? Nie mam pomysłu...>

Od Havany

CD Rébellion'a Qui Insorto

Skoro wkręciłam go w tą akcje to wypadałoby mu wszystko dokładnie wytłumaczyć. Zresztą i tak nie długo ogłosiłabym to całemu stadu, jednak za nim nie przemyślę tego nie będę nic nikomu mówiła. oprócz oczywiście Insorto.
-Czuj się jak u siebie w domu- powiedziałam z uśmiechem.
Ogier wszedł do środka jaskini.
-Chodź dalej- powiedziałam, wskazując kierunek głową.
Weszliśmy do korytarza, w którym panował półmrok. Postanowiłam zaprowadzić go do sali strategicznej, a raczej ja ją tak nazywałam. Weszliśmy do groty gdzie wisiało pełno map, starych i nowych, planów, strategii oraz innego typu takich rzeczy. Insorto rozglądał się z ciekawością. Posłałam mu kilka spojrzeń, po czym podeszłam do skalnej półki gdzie leżała stara mapa.
-Podejdź śmiało- poczułam jak ogier się waha- To stara mapa terenów stada Mysterious Valley. Nie ma nawet tu Mglistej Polany, która wówczas należała do innego stada. Każdy teren rozdzielony jest przerywaną linią. O, popatrz... Zdradliwa Przystań,  Aleja Niebios, Płonący Las...- wymieniałam- Jednak poza naszymi terenami znajduje się jeszcze coś. Nie dawno, o czym dowiedziałam się także krótko przed naszym kolejnym spotkaniem, obok Lasu Peeves osiedliło się pewne obce nam stado, niestety... nie jest zbyt przyjaźnie nastawione. Nazywa się Stado Błyszczących Oczu, a ich nazwa wzięła się właśnie od członków, którzy mają niebieskie oczy. Tylko ci są przyjmowani do tego stada. Ich alfa, a raczej jak oni nazywają go generałem był u mnie w odwiedziny. Liczył na to, że zostanie naszym sprzymierzeńcem, lecz weszłam do jego umysłu. Zdarzyło się to przypadkowo, ale gdyby nie ta wpadka... wpuścilibyśmy do siebie kolejnego mordercę, łaknącego terenów. A my akurat mamy bardzo dobre położenie strategiczne. Nie zgodziłam się. Generał się zdenerwował i obiecał, że tego pożałuję. To jego konie chodzą sobie bez uprawnień po naszych terenach. Sprawdzają nas i obserwują. Od jakiegoś czasu to czułam, jednak nie myślałam, że groźby spełnią się tak szybko- opowiedziałam wszystko dokładnie ogierowi- Wokół nas oczywiście nie tylko znajduje się to stado. Jest także wiele innych, niestety są także niektórzy również wrogo nastawieni. Nie mówię, że wszystkie. Obawiam się, że wkrótce zaatakują i wypowiedzą wojnę. A wydarzenia z ostatnich dni na to wskazują. Czekaja tylko na właściwy moment- odsunęłam się od mapy, czekając na reakcje Insorto.

Insuś? Może być? ^^

Od Spartana

CD od Green Day'a

 Chodziłem smętnie w jakże upalny dzień bez celu, od jednego do drugiego terenu Mysterious Valley. Bardzo mało osób spotykałem po drodze co było bardzo dobijające, zwłaszcza dla tak towarzyskiego ogiera jak ja. Odwiedzałem każde miejsce po kolei, jakbym zwiedzał je po raz pierwszy. Tak naprawdę, to było mi całkowicie obojętne, gdzie idę. Zależało mi tylko na znalezieniu jakiegoś towarzystwa. Ta samotność ogarniająca mnie z wszech stron, powodowała jeszcze większe przygnębienie. Po dokładnym przeszukaniu Mglistej Polany, zakląłem pod nosem już poważnie zirytowany:
 - Cholera! Dlaczego nigdzie nikogo nie ma! Ani żywej duszy!
 Ze wzburzenia rzuciłem się cwałem przed siebie, nie obmyślając nawet trasy, którą chcę podążyć. Po prostu biegnąc miałem wrażenie, że mam jakiś cel, że przynajmniej nie stoję bezczynnie i nie czekam na szczęście. Nogi same zaniosły mnie po jakimś czasie, jak się okazało na Rajską Plażę. Dlaczego akurat tu? To wiedzą tylko one. Być może po prostu chciały dać tym do zrozumienia, że potrzebują szybkiej ochłody w jakże gorący dzień, jakim był tendzisiejszy. Wgalopowałem do wody, rozchlapując ją na boki. Kiedy już zanurzyłem się po szyję, odwróciłem się w stronę lądu, gdzie ujrzałem sylwetkę pewnego ogiera. Nareszcie ktoś żywy!
<Green Day?>

Od Rothen'a de la Pearl

Moje serce zaczęło bić w dopiero rozpoczynającej swoją działalność i pewnie z tego powodu dość małej, nowozelandzkiej stadninie, w rodzinie wierzchowców pochodzących od wielokrotnych czempionów. Spędziłem w niej szczęśliwie pierwsze pół roku życia. Po tym okresie zmarł, prawdopodobnie w wyniku zatrucia, mój ojciec. Jako doskonale rozwijający się źrebak o świetnych genach, miałem go w niedalekiej przyszłości zastąpić w roli jednego z niewielu ogierów rozpłodowych.
Gdy tylko dorosłem na tyle, aby właściciel mógł mnie odłączyć od matki, trafiłem do odosobnionej zagrody, w której miałem spędzić resztę życia jako maszynka do rozrodu. Tak się jednak nie stało, gdyż po niecałym roku tej monotonnej pracy, zaczęło mi się nudzić i postanowiłem uciec. W końcu przez ile można non stop się rozmnażać...? Do tego celu zdecydowałem się wykorzystać osłonę nocy, gdy wszyscy będą już z pewnością głęboko spać i nikt mnie na tym nie przyłapie. 
Kiedy na granatowym niebie zawitały pierwsze gwiazdy,a w oknach domu pogasły światła, zacząłem zataczać kółka po zagrodzie, a gdy osiągnąłem już odpowiednią prędkość, zbliżyłem się do jej krańca i przeskoczyłem na drugą stronę. Jeszcze chyba nigdy się tak nie czułem... Byłem taki rześki i wolny. Właśnie wolny... Jak to słowo dziwnie smakuje w ustach kogoś urodzonego przy ludziach... 
Teraz mogłem już bez problemu ruszyć na poszukiwanie dzikiego stada koni, do którego przyjęliby kogoś takiego jak ja... Tak też uczyniłem, nawet się nie odwracając w stronę miejsca mego dotychczasowego życia.
Po tygodniu od mojej ucieczki przypadkiem do moich uszu doszły słuchy, iż w stadzie o nazwie Mysterious Valley przebywa część mojej rodziny. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem za wskazówkami w jego stronę.
Po paru miesiącach dotarłem do wyściełanej jesiennymi liśćmi, długiej alei i zacząłem nią powoli kroczyć. Nim przeszedłem jednak pięć metrów, moim oczom ukazała się piękna niby jakaś nieziemska istota, siwa klacz o sierści błyszczącej niby najszlachetniejsze klejnoty. Poczułem, że na jej widok moje serce przyśpiesza, a ja sam nie jestem w stanie oderwać od niej spojrzenia. Na całe szczęście to ona zaczęła iść do mnie, a kiedy się zrównaliśmy, zapytała dźwięcznym głosem:
-Kim jesteś i czego tutaj chcesz?
Przez chwilę nie mogłem jakoś znaleźć żadnej odpowiedzi na to, wydawałoby się proste pytanie. Gdy w końcu mi się to udało, odrzekłem z nowozelandzkim akcentem, który nie wiedzieć czemu, zawsze pojawiał się w tego typu chwilach:
-Nazywam się Rothen de la Pearl, ale możesz mi mówić po prostu Rothen. Jak już pewnie się domyśliłaś po moim akcencie, pochodzę z Nowej Zelandii, a przybyłem tu w poszukiwaniu rodziny.

<Heaven? Będziesz tak miła, aby kontynuować?>      


Od Ikaleta

 Parę dni temu Merkucjo zaczął mi opowiadać o jakimś niezwykle pięknym miejscu, które znalazł podczas spaceru.
- Mówię ci, tak cudownej polany jeszcze nie widziałem! - opowiadał z wielkim entuzjazmem w głosie.
 Zaczął mi nawet opisywać wszystko, co się na owej polance znajdowało, jednak szybko straciłem orientacje w tym wszystkim i przestałem słuchać poprzestając na skinięciach głową i "mhm" wtrącanym co jakiś czas.
 I od tego czasu brata nie widziałem, więc pewnie siedzi w tej swojej dolince i odkrywa dalsze jej zakamary.
  Tayara również nie spotkałem od dłuższego czasu, lecz w jego przypadku to normalne: Tay nie przepada za towarzystwem innych koni, więc jeśli miałbym go spotkać to raczej na jakimś odludziu, gdzie nie zapuszcza się wielu członków stada. Nigdy nie zrozumiem tej jego aspołeczności...
Chłodny wiatr rozwiewał mi i tak już zmierzwioną grzywę, a fale Rajskiej Plaży oblewały kopyta. Zamknąłem oczy rozkoszując się ciepłem słońca na moim pysku.
 Gdzieś w głębi lasu krążył inny koń, co jakiś czas przystając i wpatrując się w bezkres morza. Zastanawiałem się, czy podejdzie, czy też będzie tak stał, a kiedy miałem się odwrócić, coś lekko pchnęło mnie w bok.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - powiedziała zasapana klacz stojąca tuż obok.

< Ktoś?>

Od Green Day'a

 Wlokłem się smętnie po terenach stada starając się znaleźć coś, co choć na chwilę pozwoliłoby mi przestać myśleć o...no właśnie, o czym? Ech, gdybym chociaż umiał to określić!
 Znajoma gniada sylwetka majaczyła gdzieś na skraju lasu. Przez chwile wpatrywałem się w nią usiłując przypomnieć sobie, skąd ją znam.
 Ach, no tak, jak mogłem zapomnieć! Kiara - gdy tylko zobaczyła, że ją obserwuje - odwróciła się i zniknęła w lesie. Westchnąłem głęboko i rozejrzałem się dookoła. Przyjście do Doliny Rozmów w taki skwar było wspaniałym pomysłem!
 Niechętnie przystanąłem pod gubiącym złote liście jesionem. Nienawidziłem upałów - w przeciwieństwie do śnieżyc czy też ulew były bardzo ograniczające. Niewiele koni wychodziło ze swoich przyjemnie chłodnych jaskiń w południe, i choć wcale im się nie dziwię, to było trochę uciążliwe.
 Potrząsnąłem głową odganiając od siebie parę much. Cóż, jeśli taka duchota ma swoje plusy, to jednym z nich jest niewątpliwie ograniczenie populacji tych małych, latających potworów.
 Nie wiele czasu wytrzymałem stojąc bezczynnie. Odczekałem, aż słońce choć trochę schowa się za chmurami i ruszyłem galopem w stronę lasu. Niedaleko stąd jest Rajska Plaża. Jeśli kogoś dziś spotkam to tylko tam, a jeśli nie, to chociaż się ochłodzę.

< Ktoś chce kontynuować? >

Od Rébellion'a Qui Insorto

CD H. Havany

 Gdy dotarliśmy na skraj lasu, Havana zatrzymała się i przez chwilę wpatrywała w spowitą mgłą polanę.
- Dalej muszę iść sama. Nie wiem, jak długo zajmie mi narada, ani co usłyszę. Proszę, zostań tu i poczekaj na mnie. - po tych słowach po prostu przeszła parę kroków i zniknęła w gęstej mgle.
 Miałem wrażenie, że coś mnie omija. Narada? Narada z kim?
Alfy Północy często zasięgały rad Starożytnych Wojowników ze Stada Księżyca. Może w Misterious Valley było podobnie? Havana wspominała w końcu o rozmowie z kimś...
 Położyłem się na wilgotnej trawie pod młodym dębem i wpatrywałem w mgłę.
***
- Rébellion? Jesteś tu jeszcze? - znajomy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Ciemne, granatowe niebo było pozbawione gwieździstego blasku, a chłód nocy otaczał mnie z każdej strony. Czy naprawdę tak długo tu siedziałem?
 Smukła sylwetka Havany wynurzyła się z mglistej otoczki. Wstałem, aby mogła mnie zobaczyć, a gdy to się stało na twarzy klaczy pojawiła się wyraźna ulga.
- Dobrze. - stwierdziła nawiązując do poprzedniego pytania. - nie mam dobrych wieści, Insorto...- dodała tajemniczo, a wyraz jej pyska zupełnie się zmienił; zdawał się być zachmurzony, jakby zamyślony lecz jednocześnie obecny. Moją uwagę przykuło jednak rozczarowanie, które alfa starała się ukryć.
 Coś w głębi lasu poruszyło się, a chwilę potem na łąkę umknął spłoszony zając.
- To nie jest dobre miejsce na rozmowę, Havano. - powiedziałem łagodnie widząc, że klacz chce kontynuować.
- Niebawem może nam zabraknąć bezpiecznych miejsc na cokolwiek - stwierdziła kręcąc głową, jakby informowała mnie o jakiejś ponurej tajemnicy.
 ***
 Po rozmowie którą odbyła, Havana zdawała się być osłabiona. Całą drogę szła zamyślona, jakby nieobecna. Choć przyznam, że byłem ciekaw całej tej sytuacji nie zamierzałem o nic pytać. Przynajmniej nie teraz.
- Wejdź, chcę ci coś pokazać - rzekła klacz gdy dotarliśmy do jej jaskini.

< Havciu? :3 >
 

Od Chryse ed Emerald

Moje serce zaczęło bić w liczącej kilkaset koni, austriackiej stadninie słynącej głównie z doskonałych wierzchowców wyścigowych, które wygrywały prawie wszystkie możliwe zawody.
Kiedy osiągnęłam pierwszy rok życia zostałam zakupiona przez japońskiego właściciela małego ośrodka agroturystycznego, który w dodatku zaczął dopiero niedawno prosperować. Jako, że mój nowy właściciel chciał się jak najszybciej wzbogacić na swoich podopiecznych, sprowadzał z całego świata tylko takie koniowate, co do których miał stuprocentową pewność, iż będą doskonałą inwestycją, zarówno w zakresie rywalizacji sportowej, jak i świetnych genów.
To pierwsze postanowił sprawdzić w moim wypadku już po miesiącu mego pobytu u niego. Wtedy to wystawił mnie po raz pierwszy w zawodach młodych koni przełaju, w którym zajęłam trzecie miejsce, za co on otrzymał brązowy medal i dość dużą sumę pieniędzy. Teraz mógł już być pewien, że byłam rzeczywiście warta tego, co za mnie zapłacił, a przy dobrym wytrenowaniu jeszcze więcej. Szybko wprowadził mi, więc codziennie, parogodzinne ćwiczenia na hali oraz wybiegu, a po sześciu miesiącach zapisał mnie do tej samej konkurencji po raz drugi. Tym razem zdobył dzięki mnie i jego córce, która tym razem mnie także dosiadała- złoty krążek i trzy razy większe wynagrodzenie. Tak trwało przez prawie kolejne dwa lata, kiedy to zostałam po raz pierwszy pokryta, przez co przez jakiś czas nie mogłam startować. Kiedy jednak po niecałym roku na świat przyszły moje pierwsze dzieci przez około dwa i pół miesiąca Japończyk pozwolił się mi nimi opiekować, a później znowu zaczął wystawiać w przełajach. Trwało to tym razem jednak tylko pół miesiąca, gdyż po tym okresie zmarł mój partner, a ja się z tego powodu załamałam i przestałam stawać na podium.
Zawiedziony mężczyzna postanowił sprzedać mnie do rzeźni. Na całe szczęście byłam już wtedy na tyle znana i piękna, że szybko zainteresowali się mną ludzie dobrego serca, którzy zdecydowali się mnie wykupić.
Tak oto trafiłam do Fundacji Skrzydlatych Serc, zajmującej się podobnymi przypadkami do mojego. To tylko dzięki nim po pięciu latach powróciłam wreszcie do dawnego optymizmu. Kiedy się to dokonało, zostałam wypuszczona na wolność i natychmiast zaczęłam szukać stada, do którego zostałabym przyjęta.
Po sześciu miesiącach doszły mnie słuchy, że moje dzieci przebywają w Mysterious Valley i wiedziona instynktem macierzyńskim, zdecydowałam się je odszukać.
Po następnym pół roku wędrówki dotarłam do spowitej w blasku licznych, niebieskich światełek zatoki. Nie mając innego wyjścia, zaczęłam się w nią zagłębiać. Po przejściu kilku metrów, ujrzałam trochę przed sobą karego ogiera o białej grzywie i takim samym ogonie. Wytworzywszy wokół siebie w razie czego barierę ochronną, zaczęłam zbliżać się powoli w jego stronę. Kiedy już do niego dotarłam, ozwałam się z nutką nieufności w głosie:
-Nazywam się Chryse ed Emerald i przybywam tutaj z Japonii w poszukiwaniu córki- Ixacy i syna- Black Angel'a. Doszły mnie słuchy, że powinni się tutaj znajdować.

< Szafir? Kontynuuj, proszę.>    

Nieobecność

Samotna(Smile) będzie nieobecna od 23.08. do odwołania

Nowy ogier- Rothen de la Pearl

Witamy kolejnego szanownego ogiera w naszym gronie :) Życzymy ci tego samego co wszystkim :3
 
Imię: Rothen de la Pearl (W skrócie: Rothen)
Płeć: ogier
Wiek: 2 lata
Cechy charakteru: Jako, ze jest jeszcze bardzo młody, jego charakter wciąż jeszcze się kształtuje. Na razie jest pełnym optymizmu i poczucia humoru, tryskającym żywiołowością i pełnią sił ogierem. Cechuje się także dużą jak na samca wyrozumiałością oraz troskliwością. Inne konie określają go jako dość dobrego, niezwykle walecznego i odważnego stratega. Na całym świecie, a zwłaszcza na pięknych damach stara się sprawić wrażenie lekko szalonego i tajemniczego oraz wrażliwego towarzysza.
Stanowisko: wojownik
Żywioł: natura
Moce: Na razie większość z nich jest mu nieznana i posługuje się głównie wywoływaniem burzy z piorunami.
Partnerka: Marzy o zbliżeniu się choć trochę do Heaven, ale czy mu się to uda...?
Rodzina: prababcia/Chryse, babcia/Ixaca, dziadek/Black Angel, matka/Talestia, ojciec/Sarrin i kilkoro jego potomstwa (poza stadem)
Historia: Przyszedłem na świat w dopiero rozpoczynającej swą działalność, nowozelandzkiej stadninie koni jako syn koni pochodzących z rodzin czempionów. Jako, że mój ojciec po pół roku zmarł (Prawdopodobnie z powodu zatrucia.), miałem go zastąpić, gdy osiągnę odpowiedni wiek jako jeden z niewielu ogierów rozpłodowych. Gdy tylko dorosłem na tyle, aby właściciel mógł mnie odłączyć od matki, trafiłem do odosobnionej zagrody, w której miałem spędzić resztę życia jako maszynka do rozrodu. Tak się jednak nie stało, gdyż po niecałym roku tej monotonnej pracy, zaczęło mi się nudzić i postanowiłem uciec. Do tego celu postanowiłem wykorzystać osłonę nocy, gdy wszyscy z pewnością będą już głęboko spać i nikt mnie na tym nie przyłapie. Kiedy na granatowym niebie zawitały pierwsze gwiazdy, a w oknach domu pogasły światła, zacząłem zataczać kółka po zagrodzie, a kiedy osiągnąłem odpowiednią prędkość, przeskoczyłem ją i pognałem na poszukiwanie nowego miejsca do życia. Tak się przypadkiem złożyło, że po jakimś tygodniu do moich uszu doszły słuchy, iż w stadzie o nazwie Mysterious Valley przebywa część mojej rodziny. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem za wskazówkami w jego stronę. Po paru miesiącach dotarłem na miejsce.
Właściciel: WTSW

Od Flower Desert

CD Corriento

Ogier odprowadził mnie do jaskini. Nagle o czymś mi się przypomniało. Musiałam Mu o tym powiedzieć, bo przecież jest już całkowicie ciemno, a nie mogłabym spojrzeć mojej siostrze w oczy, gdybym umarła. Miałam przychodzić do Niej codziennie, do Wodospadu Dusz.
- Corr, muszę iść nad Wodospad Dusz. Moja siostra tam na mnie czeka.
Powiedziałam i poszłam. On udał się za mną. Kiedy dotarliśmy położyłam się przed Jej 'grobem'.
- Ona...umarła?
Zdziwił się Corriento.
- Tak, przez nowotwór. A miała urodzić źrebaka...
Westchnęłam.
- Życie jest niesprawiedliwe, moja droga Flower.
Położył się obok mnie i przytulił mnie.
- Wiem. Dobrze o tym wiem, już nieraz mnie zawiodło.
Łkałam parząc na moje słowa napisane moim kopytem na tabliczce na 'nagrobku'.
- Ale przynajmniej mamy siebie. Póki siebie mamy... chodź już.
Poszliśmy z powrotem. Weszłam do mojej jaskini i usłyszałam.
- Dobrej nocy.
To właśnie słyszałam.
- Tobie też.
Uśmiechnęłam się i położyłam się spać.

***
Poranek. Tak piękna pora dnia, kiedy złote słońce wychyla się zza horyzontu. Niebo z czerni przechodzi w blady fiolet, aż wreszcie jest takie, jak powinno być, czyli błękitne. Potem budzą się małe chmurki zapowiadające dobrą pogodę. Mówiąc dobrą miałam na myśli słoneczną, bo przecież nawet burze są potrzebne. Wychyliłam się powoli z jaskini mając nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie równie piękny, jak ten wczorajszy. Powędrowałam gdzieś za moją jaskinię w poszukiwaniu zmoczonej rosą, świeżej trawy. Zaczęłam napełniać pusty żołądek moim śniadaniem. Coś wyrwało mnie z tej sielanki, jakiś szelest za mną. Ktoś się na mnie skradał. Myślałam, że to jakiś zły koń. Odsunęłam się, a potem uciekłam do wnętrza mojej groty. Ten koń biegł za mną i zobaczyłam cień w swojej jaskini. Schowałam się udając, że jeszcze śpię. Podchodził do mnie coraz bliżej, bałam się otworzyć oczy. Poczułam czyjś oddech i...ktoś pocałował mnie w czoło.
- Corr? Nie strasz mnie więcej...
Odetchnęłam z ulgą.
- Przecież tylko chciałem Cię spotkać.
Zaśmiał się.
- Gdzie idziemy?

<Corriento?>

piątek, 21 sierpnia 2015

Nowa klacz- Chryse

Powitajmy w stadzie nową klacz- Chryse :D Chyba nie muszę mówić, że serdecznie ci życzymy wesołych chwil :3
 
Imię: Chryse (czyt. Krisi) ed Emerald (W skrócie: Chryse)
Płeć: klacz
Wiek: 10 lat
Cechy charakteru: Chyba należałoby zacząć od tego, iż nie zawsze była taka jak teraz. Na początku jak chyba każdy koń wierzyła, iż ten świat jest zbiorowiskiem cudów i szczęścia. Dość szybko jednak przekonała się, że jest zupełnie inaczej. Wtedy to właśnie stała się bardzo nieufna i podejrzliwa oraz chłodno nastawiona względem obcych. Za wszelką cenę starała się wywrzeć na nich wrażenie niezwykle samodzielnej i nie potrzebujących opieki ani współczucia innych klaczy. Niestety rzadko jej się to udawało. Najczęściej bowiem górę nad tą maską brało jej prawdziwe ja, w którym to była pełną uczuciowości i współczucia istotą o lekko szalonym usposobieniu. Chryse cechuje się również wielką odwagą i walecznością oraz upartością w dążeniu co celu. Przez innych określana jest jako niezrównana optymistka, której prawie nic nie jest w stanie załamać psychicznie. Na większość ataków, czy to słownych czy fizycznych odpowiada uśmiechem i poczuciem humoru, co często wręcz jeszcze bardziej rozjusza i nakręca pozostałe konie.
Stanowisko: szamanka
Żywioł: magia
Moce: Oj, przez swoje dość długie życie odkryła ich całe mnóstwo, ale najczęściej wykorzystywała wytwarzanie tarczy odbijającej wszelkie ataki przeciwko jej przeciwnikowi.
Partner: Jeżeli ktokolwiek zainteresuje się klaczą w jej wieku i będącą jednocześnie matką oraz babką, to ona najprawdopodobniej chętnie go przyjmie.
Rodzina: córka/Ixaca, syn/Black Angel, wnuczki i wnukowie (w większości poza stadem)
Historia: Na świat przyszła w wielkiej, austriackiej stadninie koni słynącej głównie z doskonałych koni wyścigowych. Kiedy osiągnęła pierwszy rok życia została sprzedana japońskiemu właścicielowi małego ośrodka agroturystycznego, u którego spędziła szczęśliwie około trzy lata życia. Po tym okresie zmarł jej partner, a ona bardzo posmutniała, przez co przestałą wygrywać jakiekolwiek zawody. Jej nowy pan zdecydował się, nie zważając na jej niedawno narodzone dzieci i obecny stan psychiczny, wywieść ją do rzeźni. Na całe szczęście Chryse była na tyle piękna i znana, że zwróciła na siebie w porę uwagę ludzi dobrego serca, którzy postanowili ją wykupić. Tak oto trafiła do Fundacji Skrzydlatych Serc, zajmującej się podobnymi przypadkami. Spędziła w nim kolejne pięć lat powoli powracając do dawnego optymizmu. Kiedy to się dokonało, została wypuszczona na wolność i natychmiast zaczęła szukać stada, do którego zostałaby przyjęta. Po sześciu miesiącach doszły ją słuchy, że jej dzieci przebywają w Mysterious Valley i zdecydowała się je odszukać. Tak oto po następnym pół roku dotarła tutaj.
Właściciel: WTSW

Od Smile CD Sharee

Syknęłam, wpatrując się z wściekłością w miejsce, gdzie klacz zniknęła. Ignorując alfę i Black Angel'a ruszyłam przed siebie, przysięgając w myślach zemstę klaczy. Mocami się jej nie da pokonać, a więc zrobię to inaczej. Ja zawsze stawiam warunki i to się nie zmieni.
 - Gdzie idziesz? - usłyszałam głos Havany
Odwróciłam pysk i spojrzałam na nią niechętnie.
 - Nie łudź się, Havano. Nie jestem ci wdzięczna. Nie pomogłaś mi - uśmiechnęłam się krzywo do klaczy, nawet nie spojrzawszy na Black'a.
Zniknęłam w zaroślach, postanawiając poświęcić następne kilka dni na trening. A potem dopiero pokaże Sharee, że ze Smile się nie zadziera. Ze Smile, którą sama Śmierć odwiedza, ze Smile, która rozbiła i wymordowała całe stada, ze Smile, która nie cofnie się przed niczym, aby dokonać zemsty. Szłam tak przed siebie, wściekła i zdeterminowana. Zabiją ją. Pożałuje tej chwili, gdy zaatakowała nie tą klacz co trzeba.
 - Smile! - głos dochodził z daleko, jakby przez mgłę - Smile, poczekaj!
Głos jeszcze kilka razy się odezwał, aż w końcu zamilkł. I nagle kątem oka ujrzałam czarną sylwetkę. Zatrzymałam się gwałtownie i ustawiłam w pozycji obronnej.
 - Kim jesteś?! - krzyknęłam głosem przepełnionym złością i nienawiścią - Wyjdź, albo zabije cię na miejscu!
Z zarośli wyszedł Black Angel.
(Black?)

Od Oscara

CD kogoś chętnego
Właśnie przed chwilą dołączyłem do Stada. Stada Mysterious Valley jeśli się nie mylę... Dziwna nazwa... Odszedłem od Alfy żwawym krokiem, żeby nie zadawała mi zbędnych pytań. Wybrałem się na przechadzkę po terenach. Muszę się z nimi zapoznać. Podczas spaceru omijałem wiele koni, które uważnie mi się przyglądały. Ja nawet na nich nie zerknąłem. Cały czas zastanawiałem się czy dobrze postąpiłem. Zawsze dawałem sobie radę sam. W dodatku jest tu tak wiele koni... Mam nadzieję, że znajdzie się jakieś ponure miejsce gdzie nie będzie, aż tak tłoczno. Właśnie przechodziłem przy Zatoce Gwiazd. Zatrzymałem się i przez chwilę wpatrywałem się w gwiazdy.
-Piękne miejsce prawda?
Ktoś chętny? c:

Od Sharee

CD Black Angel`a

Tak łatwo było nabrać tych dwojga. Po chwili zaśmiałam się złowrogo, całkowicie luzując mięśnie. Dobra... skoro zaczęli jatkę to teraz nastała chwila na mnie. Każdy ma swoje pięć minut, a ta parka już to wykorzystała. Słodkie, niewinne duszyczki...
Spojrzałam na nich oboje z błyskiem w oku i złośliwym, kpiącym uśmieszkiem. Widać było ich zdziwienie, które ukrywali głęboko w sobie. Wszystkie swoje moce, które wykorzystali znikły. Jakże zabawna mina była karego ogiera...
-A więc kochani moi... Pokażę Wam jak to się robi- rzuciłam w ich kierunku moce, które na mnie rzucili.
Klacz walnęła o pień drzewa, jej głowa zawisła w dół, a z pyska zaczęła kapać krew. Ogier natomiast... to co zrobił mi tak się działo jemu. Osad, który wytworzył zaczął wżerać mu się w skórę. Stanęłam dumnie na nogach, zbliżając się do niego. Chciał na mnie ruszyć, ale z ziemi wyrosły ciernie, które oplotły jego nogi aż do ud i łopatek, boleśnie wbijając się w jego skórę i przybierając barwę krwi. Spokojnie podeszłam do niego, widząc jak na jego pysku rysuje się grymas wściekłości oraz bólu. Usłyszałam jak klacz wstaje i mamrocze coś pod nosem, próbując rzucić na mnie zaklęcie, ale nie udało się. Jak mi przykro... Znowuż dostała w pysk i upadła, a przygniatająca ją roślinność uniemożliwiła ruch.
-Zajmę się tobą później- rzuciłam jej obojętnie i z powrotem skierowałam wzrok na ogiera, szeptając mu:
-I co? Opłacało się atakować? Przecież to nie ja zaczęłam... pamiętaj... szacunek dla każdego... Mamusia nie uczyła?- przyglądałam się mu.
-Zginiesz!- krzyknął i zaatakował, lecz ja szybko przeteleportowałam się i stanęłam obok niego, wykręcając w tajemniczy sposób mu kopyto. Krzyknął na całe gardło, a pod jego szyją pojawiła się dziwna, fioletowa roślina. Spojrzał na nią.
-Wiesz co to jest?- zapytałam, a roślina oplotła moje ciało, po czym znów wróciła a miejsce pod szyją ogiera- To Szafrak... o jego istnieniu wie bardzo mało osób, a o jego działaniu jeszcze mniej- mówiłam zagadkowym tonem- Jedno dotknięcie... najpierw jest opuchlizna, potem cieknąca krew, a ostatecznie... nie muszę mówić co- uśmiechnęłam się, okrążając Black Angel`a.
-Zostaw go!- usłyszałam wściekły krzyk Smile.
Nie zwracałam większej uwagi. Poczułam tylko lekkie ukłucie w środku głowy. Znowuż próbuje swoich czarów na mnie.
Przekręciłam oczami i na chwilę zostawiłam ogiera, podchodząc do klaczy.
-Myślisz, że czuję do was respekt? A wy myślicie, że możecie mnie zabić?- spytałam opanowanym głosem- Uważasz się za morderczynię?- podniosłam ją swoimi mocami, przygważdżając do drzewa- To się kotku grubo mylisz...- syknęłam.
W tym samym momencie usłyszałam za sobą czyjś głos.
-Sharee! Puść ją!- uśmiechnęłam się zadowolona gdy tylko rozpoznałam czyj to ton.
-Havana... nasza szanowna alfa- odwróciłam się, opuszczając Smile na ziemię, która z gruchotem upadła- Ile to latek? Dwa? Odkąd się ostatnio widziałyśmy?- zwróciłam się do niej. Czyżby nie miała żadnej ochrony wokół siebie, nikogo kto by mógł jej pomóc. Nierozważnie...
-Wiesz, że masz częściowy zakaz przebywania na tych terenach- podeszła.
-A kto mi zabroni? Nie jesteś moją alfą... już nie- odpowiedziałam obojętnie.
-Idź precz...- odparła.
Początkowo chciałam kontynuować dyskusję jednak...
-Ależ naturalnie...- uśmiechnęłam się- Usuwam się w cień- zapadłam się pod ziemię i zniknęłam, zostawiając trzy konie same.

Smile? Black Angel? Havana?

Od Black Angel`a

CD. Smile

-Myślałaś, że tak łatwo jest pokonać kogoś takiego jak ja?- zaindagowała wściekle Sharee, wpatrując się w moją towarzyszkę.
-A właściwie za kogo Ty się uważasz?!- odparła hardo tamta i dorzuciła.- Jesteś takim samą nędzną istotą jak większość!
Jej przeciwniczka w odpowiedzi odrzuciła tylko głowę do tyłu i zaczęła się gromko śmiać, a ja poczułem, że nie mogę stać tak dłużej, w ogóle nie reagując. Postąpiłem, więc parę kroków w jej kierunku i zapytałem chłodno:
-Co Cię tak niby bawi?!
Kasztanowata klacz spojrzała na mnie zdziwiona i zamiast odpowiedzieć na moje pytanie, rzuciła słodko, co jeszcze bardziej mnie rozsierdziło:
-No... Nareszcie nasz Książę z Bajki zdecydował się jakoś bronić swej pięknej Księżniczki.
-Po pierwsze nie uważam się za jakiegoś chol*** monarchę, a po drugie: o coś Cię chyba pytałem!- odparłem, stwarzając wokół siebie czarną, błyskająca miejscami zawiesinę.
-A może ja nie mam zamiaru Ci na nie odpowiadać?!
-A powinnaś...-stwierdziłem, wbijając w nią metaliczne spojrzenie i przekierowując, wytworzoną przed chwilą chmurę na nią.
Sharee chyba się tego z mojej strony nie spodziewała, bo tylko wpatrywała się w nią zdziwiona, a kiedy osad otoczył jej ciało i zaczął się powoli wżerać w jej ciało, skręciła się lekko i zaczęła piszczeć oraz się drapać, czym wywołała krzywy uśmiech na naszych pyskach.
-Mam nadzieję, że brak ochrony przed zimnem, nauczy Cię na jakiś czas, że na pytania się odpowiada.- syknąłem, zwiększając warstwę mieszaniny.

< Smile/Sharee, która z Was zechce odpowiedzieć?>


PS. Pisałam to, odpowiadając jednocześnie na nadchodzące wiadomości, więc nie jestem pewna jak wyszło i za wszelkie błędy z góry przepraszam.

Od Corriento

CD Flower Desert

Staliśmy po kolana, oczywiście te końskie w wodzie. Miałem dla Flower Desert prezent. Pewnie ucieszy się. Dla ukochanej wszystko. Założyłem Jej to na szyję. Można już się domyślić, że był to naszyjnik. Klacz uśmiechnęła się i spojrzała na błyskotkę.
- Spójrz na nią, podoba Ci się?
Zapytałem.

- Jest śliczny, dziękuję!
Przytuliła się do mnie. Znowu położyliśmy się obok siebie na piasku. Malowałem coś kopytami. Wpadłem na pomysł, ale Desert musiała mi pomóc.
- Hej, pomożesz mi namalować na tym piasku takie duże serce? To będzie ładnie wyglądać.
Klacz się zgodziła. Z uśmiechami na chrapach namalowaliśmy po pół serca. I rzeczywiście - to było bajeczne. nasz portret przypominał dzieło jakiegoś... co najmniej malarza.
- Może idźmy już spać? Jestem taka zmęczona...
Ziewnęła klacz.
- Tak, dobranoc.
Odprowadziłem Ją do jaskini. Wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć.

<Flower? Nie mam weny.>

Nowy ogier- Oscar

A, więc dołączył kolejny członek w naszym stadzie :D Niezmiernie się cieszę i jestem dumna z aktywnych osób :3 Życzymy ci drogi Oscarze miłych chwil na naszym blogu.
 
Imię: Oscar
Płeć: Ogier
Wiek: 8 lat
Cechy charakteru: Oscar jest samotnikiem. Zawsze trzyma się na uboczu. Nie lubi być w centrum uwagi. Lubi ponure miejsca i te piękne. Szczerze mówiąc nie lubi wielu rzeczy, a lubi nieliczne. Nie przepada za przedmiotami, które kojarzą mu się z wesołością. Jednak nie znaczy to, że jest ponurakiem. Po prostu nie każdemu lepszemu ukazuje radość. Dużo uczuć kryje w środku, ale potrafi je pokazać. Bywa sarkastyczny i ironiczny. Nie dla każdego jest miły. Nie rzuca słów na wiatr i nie ocenia innych, gdy ich nie pozna. Cały czas zakrywa swoje [podobno] piękne oczy długą grzywka z przodu, a mimo tego zauważa dużo rzeczy, których inny nie zauważają. Jest bardzo spostrzegawczy. Nie każdy koń potrafi się z nim zaprzyjaźnić, a jako przyjaciel Oscar jest innym koniem. Jest miły, troskliwy, pomocny... Jednak stanie się jego przyjacielem jest trudnym zadaniem. Wyróżnia się ogromną siłą i inteligencją oraz szybkością. Jest strasznie odważny, nie cierpi tchórzy. Nie da się go przechytrzyć. Ma wspaniały wzrok i słuch.
Stanowisko: Wojownik
Żywioł: Ból
Moce: Wszystko co związane z żywiołem.
Partner: Uważa, że jest za stary i się do tego nie nadaje. W dodatku nikt go za żadne skarby świata nie pokocha.
Rodzina: Nie pamięta ich imion.
Historia: Oscar urodził się w pewnym skromnym gospodarstwie. Gdy skończył 3 lata zaczął pomagać rolnikowi na polu. Po pewnym czasie jakiś facet odkupił go i wziął do wyścigów. Pewnego dnia ktoś podpalił ich stajnię. Oscarowi udało się uciec. Po długiej samotniej podróży natknął się na stado i dołączył.
Właściciel: Rudolfik

Od Smile CD Sharee

Krok do tyłu, przerażona mina. Łatwizna. Sharee z łatwością dała się nabrać. Wybuchła śmiechem i ruszyła w moim kierunku. Black Angel spojrzał na mnie zdumiony.
 - Taka groźna Smile boi się? Cóż to za zaskoczenie! - klacz rechotała zadowolona - Biedna, poszkodowa... - zamilkła,zwijając się z bólu.
Teraz ja stanęłam nad klaczą, uśmiechając się triumfalnie. W ciągu kilku lat włóczęgi swoje moce wytrenowałam do perfekcji, tak też było z wtargnięciem do umysłu i sprawianie bólu poprzez myśli. Mogłam to robić tak łatwo, jak chodzić. I w mgnieniu oka powalać przeciwnika na ziemię, pod moje kopyta. Schyliłam pysk.
 - Nie zadzieraj lepiej ze mną, kochana. Ja się dopiero rozkręcam, nawet nie wiesz, ile stad rozpadło się przeze mnie. Ile koni zostało zamordowanych. Dla swojego dobra, trzymaj się ode mnie z daleka.
Odwróciłam się do niej tyłem i mój uśmiech zniknął na widok Black Angel. Nagle przestałam czuć dumę myśląc o tych wszystkich morderstwach. Nim zdążyłam jednak coś powiedzieć, usłyszałam ledwo dosłyszalny szelest. To Sharee się podnosiła.
(Black Angel? Sharee?)

czwartek, 20 sierpnia 2015

Od Sharee

CD. Smile

Zaśmiałam się arogancko w ich stronę, wyszczerzając śnieżnobiałe zęby i o mało nie płacząc z rozbawienia. Rzeczywiście musi mieć taką złą sławę, że gdy spytam jakiegokolwiek konia, odpowie mi, że jej nie zna. Gdy skończyłam się śmiać, widząc jak zbiłam z tropu słodką parkę karych koni, na moim pysku ostał tylko tajemniczy, zawadiacki uśmiech.
-Ja w przeciwieństwie do ciebie nie potrzebuję złej sławy by mnie rozpoznał ktoś, zresztą do czego mi ona potrzebna skoro wolę ukrywać swoją osobowość w cieniu. Tylko tchórze się tym szczycą, bojąc się o własne dupy za przeproszeniem, że stracą reputację- pokręciłam głową, nadal czując rozbawienie.
-Sugerujesz, że jestem tchórzem?- uniosła się.
Nie odpowiedziałam, za to mój uśmiech rozszerzył się. Przekierowałam tym razem z wolna spojrzenie na towarzyszącego ogiera, który siedział cicho niczym mysz pod miotłą.
-Wyglądacie razem tak ładnie... Nie wierzę, że taki ktoś jak ty Smile może spotykać się z jakimś ogierem, a Black Angel...? Taki zły aż po wskroś ogier z klaczą? Nie podejrzewałam...- w moim głoście można było wyczuć cynizm i kpinę.
-Czego tu chcesz!- wrzasnęła klacz.
-Ja? Ach, przecież niczego- odwróciłam wzrok i zmieniając ton głosu na uprzejmy, słodki i niewinny. Uwielbiałam tak robić- A wracając do reputacji... to źle, że o mnie nie słyszałaś. A pan szanowny Black Angel wypowie się w tej sprawie czy może od razu zaatakuje... fizycznie czy też może psychicznie...?- podniosłam brew do góry.
Ogier stał z poważną miną, przyglądając się mnie uważnie i jakby obliczając szanse czy też porównując umiejętności, za to nasza słodka Smile... z jej wzroku wręcz kapała wściekłość i arogancja, a także duma i pewność siebie. Czułam jakby z chęcią się na mnie rzuciła i rozszarpała na strzępy. Mój wzrok wędrował ku ogierowi, potem znów spoczywał na klaczy i tak w kółko.

Black Angel? Smile? Kontynuujcie ^^