niedziela, 27 września 2015

Nowa odsłona Mysterious Valley

Moi drodzy członkowie Mysterious Valley...
zdecydowałam się stworzyć nowy blog. Oczywiście znajduje się pod innym adresem, który podam za chwilę. Chcę tylko powiedzieć, że mam nadzieję iż spodoba się Wam nowa odsłona bloga oraz, że aktywność nie zmaleje przez ostatni przypadek. A teraz chciałabym przejść do najważniejszej części postu.
Wraz z nowym blogiem wprowadziłam kilka ulepszeń do zakładek, które już możecie oglądać. Ci, którzy chcą nadal należeć do społeczności bloga proszę o ponowne wysłanie formularza swojej postaci na pocztę howrse.pl - izusia321 oraz swój gmail lub e-mail. Pozwalam także wprowadzić poprawki lub pozmieniać kilka rzeczy w formularzu, który zamierzacie wysłać mi. W nowym Mysterious Valley są również etykiety. Wy, jako autorzy bloga macie obowiązek przydzielenia opowiadania do odpowiedniej etykiety, dlatego na sam początek opowiadania będę wstawiała ja, a za nie długo przydzielę każdemu autora. Pojawili się również zastępczy administratorzy. Są to normalne konie w stadzie, zajmujące stanowisko tak jak wszyscy. Podjęłam decyzję i na tą chwilę zastępczym administratorem zostaje wiki i nata, która bardzo pomogła mi w podjęciu decyzji. Skoro jestem już w tym punkcie, chcę również podziękować wszystkim tym, którzy byli ze mną i za próby uratowania bloga. Musicie wiedzieć, że Wasze komentarze nie poszły na marne, a mnie mocno wsparliście na duchu. Cieszy mnie fakt, że mam tak wspaniałą załogę na blogu. Nowy adres Mysterious Valley to....
...
(chwila napięcia xD)
...
Już teraz serdecznie zapraszam! :D
 
~Alfa Havana(izusia321)
 

piątek, 25 września 2015

Od Contesimo

Kilka dni temu rozpocząłem nowy rozdział w życiu. Wkroczyłem na nieznaną mi ścieżkę, którą chcę iść dalej. Nie wiem, co mnie pchnęło w tą stronę, ale czuję, że dobrze zrobiłem dołączając do tego stada. Do mojego nowego domu. Mam nadzieję.
Idę przez jeszcze nieznane mi tereny. Havana obiecała, że mi je pokaże, gdy tylko będzie miała czas. Na razie muszę sobie radzić sam, bo nie ciągnie mnie do innych koni. Jak na razie wszystkie miejsca, które widziałem są naprawdę... zachwycające, fascynujące. Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście są to tereny należące do The Mysterious Valley, nie wiem nawet gdzie się one kończą. 
Pozostawiam za sobą ślady kopyt na wilgotnym piasku. Woda co jakiś czas rozmywa je, ale odkąd odkryłem, że jest lodowata zwiększyłem odległość od niej. Wdycham świeże powietrze i wzdycham z zadowoleniem. Przyjemnie tu. Odprężająco. 
Przede mną pojawia się most. Już z daleka widać, że nie jest stabilny, zbudowany z szarego drewna, stary i zniszczony pociąga mnie bardziej niż łąka usiana różowymi kwiatkami. Nie zastanawiam się długo, wchodzę bez wahania na most. Deski skrzypią pode mną. Spoglądam na wodę, w której dostrzegam swoje odbicie zniekształcone przez delikatne fale. Gdy patrzę trochę dalej widzę pod wodą porośnięte glonami słupy podtrzymujące całą konstrukcje. A gdy patrzę przed siebie nie widzę końca mostu. Tylko jasno wyznaczoną ścieżkę. I znów nie czekam ani chwili tylko ruszam przed siebie. Idę i idę, wypatrując miejsca, gdzie pomost się kończy, ale z każdą minutą, godziną pojmuję coraz wyraźniej, że nie doczekam się tego momentu. Coraz bardziej rozumiem, że to nie jest zwykła konstrukcja zbudowana przez ludzi i pozostawiona, ale to coś... niezwykłego. Magicznego. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale czuję, że to miejsce jest wyjątkowe, niezwykłe, jakby stworzone tylko dla mnie. 
Nawet nie zauważam gdy zapada noc. Gwiazdy mrugają nade mną, a zza chmur wyłania się księżyc w nowiu. W końcu dochodzę do wniosku, że powinienem wracać, jednak gdy zawracam i staję tyłem do otwartych wód przysięgam sobie, że kiedyś tu wrócę. I to nie raz. 
Znów stoję na brzegu i patrzę na zarys pomostu, z którego właśnie zszedłem. Nadal panuje tu spokój, do którego dołączyło tylko nierówne pohukiwanie sowy i szelest liści poruszanych wiatrem. Księżyc zniknął za ciemnymi chmurami, więc niewiele teraz widzę. Mimo to miejsce nadal wydaje mi się wyjątkowe. Zupełnie inne od całej reszty terenów. Piękne. Niebezpieczne. 
Wracam spokojnie do jaskini za wodospadem, którą odkryłem całkiem przypadkiem dwa dni temu w miejscu gdzie rzeka, przechodząca przez tereny spływa ze skał obok Wdowiego Wzgórza. Wiem jak się nazywa to miejsce, bo usłyszałem jak ktoś rozmawiał o tym terenie. Można powiedzieć, że urządziłem tą jaskinie, ale to nieprawda, bo pozostawiłem ją taką jaką ją zastałem. To moja kryjówka, nie dom. Dom jest tam, gdzie rodzina. Więc ja nie mam domu. Albo jeszcze nie wiem, że mam. Noc spędzam właśnie w tej jaskini. 
Budzę się cały zmarznięty i wygłodniały, mimo to nie rozpalam ognia. Jeśli się poruszam będzie mi cieplej, wiec czym prędzej wychodzę z kryjówki i ruszam przed siebie w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłbym coś zjeść. Nieświadomie dochodzę do ciemnego lasu, porośniętego bluszczem. Błąkam się z pół godziny po nim, gdy nagle słyszę za sobą trzask gałązki. Prostuję się.
 - Kim jesteś? - słyszę głos dochodzący zza mnie
Odwracam się i patrzę prosto w oczy ogierowi mniej więcej w moim wieku.
 - Nie widziałem cię wcześniej w tym stadzie - dodaje nieznajomy
 - Contesimo, niedawno dołączyłem - wyjaśniam
(Javier? dokończysz?)

czwartek, 24 września 2015

Od Snowflake

CD Spartan


Przepiękne miejsce z tej Jesiennej Ścieżki... Tyle tutaj jesieni, że nawet w wiosnę kiedy się tu wejdzie zapach jesienny pozostaje. Ba, nawet kolory. Wszystko, co jesienne. Zauważyłam jabłoń. Zerwałam dwa jabłka i podarowałam jedno mojemu towarzyszowi. Muszę przyznać, że ogier był wielkim dżentelmenem, polubiłam go od razu kiedy do mnie podszedł. Chyba lubi towarzystwo klaczy, chociaż jest młody.
- Usiądźmy.
Powiedział wskazując pod drzewo.
- Z wielką chęcią.
Odpowiedziałam chichocząc. Ogier tymczasem zabrał się za zdobywanie większej ilości jabłek. Dopiero kiedy miał ich z dwadzieścia zwrócił się do mnie.
- Zjadłaby Pani ze mną obiad?
Spytał grzecznie.
- Oczywiście. I przestań mówić do mnie pani, bo czuję się z tym dziwnie. Chociaż muszę przyznać, że jesteś uroczy...
Zabrałam się za jedzenie.

<Spartan? Wena odeszła hen daleko...do szkoły na matmę.>

środa, 23 września 2015

Od Spartana

CD od Snowflake

 - Ależ oczywiście - odparłem. - Ze smutkiem nie do twarzy takiej piękności.
 Oczy klaczy zajaśniały w uśmiechu. Były śliczne.
 - Mógłbym może zaproponować Pani wspólny spacer? - zapytałem uprzejmie.
 Klacz nie wahając się długo, przystała na moją propozycję. Ruszyliśmy więc wolnym stępem przed siebie. Snowflake wyglądała na szczęśliwą, że ktoś rozpoczął z nią rozmowę i teraz gawędziła w najlepsze. Całkiem miło się nam rozmawiało. W pewnym jednak momencie przerwała nasz dialog, by zadać pytanie:
 - A gdzie my tak dokładnie idziemy?
 - Hmmm - zastanowiłem się chwilę. - Dziś pierwszy dzień jesieni. Co Pani powie na odwiedziny z tej okazji Jesiennej Ścieżki?
 - Nie mam nic przeciwko.
 Skierowaliśmy więc nasze kroki już w nieco ściślej określone miejsce. Opuszczające tereny stada lato dawało o sobie znać jednymi z  ostatnich promieni słonecznych, przebijających się spomiędzy koron drzew i padających tuż pod nasze kopyta, a ich blask pięknie odbijał się w ciemnych oczach mojej uroczej towarzyszki.
 <Snowflake?>

wtorek, 22 września 2015

Ważna informacja

Witajcie kochani. Mam nadzieję, że przeczyta ten post spora większość, ponieważ pojawił się poważny problem. A więc już wam tłumaczę:
Nie będę bawiła się w wielkie opisywanie, ale rzecz w tym wszystkim jest taka, że utraciłam administratora do bloga, a więc edytowanie zakładek jest niemożliwa, a niestety byłam jedynym administratorem na blogu, więc nie ma kto przywrócić mi pełnego dostępu. Mam tylko autora i mogę wstawiać opowiadania. Czytałam na ten temat w pomocy Bloggera, ale wnioskując z tego co jest tam napisane nic nie da się już zrobić. A więc teraz zwracam się do Was moi drodzy... Jeśli wiecie jak to odwrócić to śmiało pisać na moją pocztę na howrse.pl(izusia321), gmail(izabelamoczado@gmail.com), lub zwyczajnie w komentarzach pod tym postem. Ja na razie widzę jedno rozwiązanie: usunąć teraźniejszy blog i przenieść go na inny adres. Stworzyć nowy, odrębny o tej samej nazwie, nieco ulepszony, niestety tło bloga i nagłówek musi się zmienić. Tą decyzję zostawiam Wam do podjęcia.
 
~Alfa Havana(izusia321)

Od Havany

CD Fikandra i Atencja

Dostałam zgłoszenie od strażnika, że dwa konie kręcą się w okolicach terenów stada. Początkowo miałam iść z dwoma strażnikami, którzy mnie poinformowali, lecz wolałam sprawdzić to sama, dyskretnie. Miałam szczerze mówiąc zrezygnować z dalszych poszukiwań, ciągle kręcąc się za śladami kopyt, lecz w ostatniej chwili poczułam uderzenie w przednie nogi, gdy wychodziłam zza krzewów. Spojrzałam w dół, przywołując z powrotem zgubioną orientację. Zobaczyłam przed sobą źrebaka, który patrzył na mnie z dołu swoimi dużymi oczami, cofając się powoli, za to drugi koń zasłonił go swoim ciałem, patrząc na mnie uważnie i usprawiedliwiając młodego za ten wypadek.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Od zawsze lubiłam źrebaki, a ten nie robił wyjątku. Zaskakiwała mnie ich entuzjastyczna obojętność nawet w takich ciężkich przypadkach.
-Nic się nie stało, każdemu się zdarza na kogoś wpaść, nawet dorosłym koniom, a tym bardziej takim dzieciom- zachichotałam pod nosem, widząc jak uszy źrebaka postawiają się do przodu, a wyraz twarzy jakby sam mówił o oburzeniu z powodu mojego wypowiedzenia.
-Na prawdę on nie chciał- upierał się przy tym starszy brat, wnioskując z ich podobieństwa.
-Wiem i rozumiem. Ja także się zapatrzyłam i wyszłam przypadkowo, nie rozglądając się na boki, więc częściowo to również moja wina- nie chciałam by ogier miał z tego powodu wyrzuty- To chyba was zauważył patrol strażników. Dwa konie, jeden źrebak drugi nieco starszy...- zamyśliłam się na chwilę.
-Myśleliśmy, że jesteśmy niezauważalni- powiedział sam do siebie starszy.
Młody natomiast dawno wychylił się zza ciała brata, który nawet tego nie zauważył i przyglądał się mi z ciekawością, nie odrywając ani na chwilę wzroku. Przeniosłam na niego wzrok.
-Jak się nazywasz?- zapytałam optymistycznie.
-Atencjo- odparł- A to Friko- szybko dodał.- Znaczy Fikander- poprawił się- Jest moim starszym bratem- odparł z dumą w głosie.
Zanim jego brat zdążył coś powiedzieć, wtrąciłam mu w wypowiedź:
-Miło mi. Nazywam się Havana- tym razem spojrzałam na Fikandra.

Fikander? Atencjo? :3

Od Contesimo

CD Havany
 Przez chwilę milczałem, patrząc na klacz, która widocznie zmartwiła się widokiem powalonego drzewa. Zmarszczyłem brwi. Rzadko kiedy spotyka się takie konie, które przejmują się drobnymi sprawami, nawet wyrwanym z ziemi drzewem.
 - Powiedzmy, że postanowiłem zobaczyć resztę świata - skrzywiłem się nieznacznie. Havana widocznie nie zdziwiła się tą odpowiedzią - Często słyszysz tego typu historyjki, prawda?
Uśmiechnęła się lekko
 - No, muszę przyznać, że tak.
Kiwnąłem pyskiem, Spodziewałem się tego. Wiele koni stara się ukryć swoją historię, a ja nie jestem wyjątkiem. Zapanowała cisza, w której szliśmy przez jakiś czas, dopóki nie postanowiłem się odezwać.
 - Mogę się spytać, jak się nazywa miejsce, do którego mnie prowadzisz? - spytałem, patrząc w jej stronę
 - Dolina Rozmów - odparła beztrosko Havana, na co ja podniosłem brwi. Od samego początku wydawała się być klaczą bardzo spostrzegawczą, więc chyba zauważyła, że nie jestem chętny do rozmów. Czyżbym się pomylił?
 - Spokojnie, nie martw się - zaśmiała się, widząc moją minę - Nie będę cię męczyć rozmowami z innymi.
 - To dobrze - kąciki ust lekko mi się podniosły, jednak tego ledwo widocznego ruchu do uśmiechu nie można zaliczyć
(Havana?)

Od Atencjo i Fikandra

 - Atencjo -

 - Friko, gdzie my właściwie idziemy? - spytałem chyba po raz setny.
Mój brat tylko zmarszczył brwi i znowu przybrał ten zachmurzony wyraz pyska. Zdawało mi się, że zacisnął też wargi. Wiedziałem już, że nie odpowie.
 Westchnąłem najgłośniej jak to tylko możliwe, lecz nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Mówiłem ci, żebyś mnie nie zdrabniał. - wymamrotał w końcu.
Fri...Ech, Fikander nie lubi, kiedy mówię do niego zdrobniale. Zupełnie tego nie rozumiem, bo kiedy mama tak go nazywała nigdy nie protestował.
- Dlaczego odeszliśmy od stada? - kontynuowałem, a kiedy brat znowu przemilczał moje słowa, wbiłem wzrok w ziemię i podobnie jak on zmarszczyłem brwi. - Mama będzie zła, że poszliśmy bez niej i taty...
 Fikander na chwilę otworzył szerzej oczy i na ułamek sekundy zastygł w bezruchu, jakby ktoś poraził go prądem.
- Dlaczego oni nie idą z nami? Firko, musisz mi kiedyś powiedzieć...
- Nie dziś. - powiedział przez zaciśnięte zęby, choć w jego głosie nie było złości. Ton jego głosu wyraźnie oznajmił mi, że to koniec rozmowy, jednak nie zamierzałem się poddać.
- Skoro nie dziś, to kiedy?
- Przyjdzie na to czas. Wtedy.
 Posłałem mu typowo obrażone spojrzenie, a ponieważ nie zareagował ponownie spojrzałem na ziemię. Dlaczego on wiecznie traktuje mnie jak dziecko? Mam już 6 miesięcy, nie jestem źrebakiem, który nic nie łapie!
 Reszta drogi minęła nam w ciszy. Ja byłem obrażony, a mój brat nie miał zamiaru rozmawiać. Odkąd ruszyliśmy jest jakiś inny...

- Fikander -

 Ukradkiem spojrzałem na złego brata. Chciałbym mu powiedzieć. Chciałbym, żeby to zrozumiał, ale jest jeszcze zbyt młody. Jest jeszcze dzieckiem, nie powinienem zadręczać go śmiercią rodziców.
 Jednak jego pierwsze pytanie nie dawało mi spokoju - dokąd idziemy? Ach, żebym to wiedział!
Miałem nadzieję, że choć teraz nam się poszczęści i znajdziemy bezpieczne miejsce...
***
 - Atencjo...- delikatnie szturchnąłem pyskiem śpiącego brata.
Źrebak powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie zaspany.
- Jest za wcześnie...jeszcze chwilę...- ziewnał
- Młody, idziemy dalej, wstawaj.
 Szkoda mi było go budzić, lecz zdaje mi się, że gdzieś w okolicy są konie - jeśli się sprężymy, dotrzemy tam przed świtem.
 Atencjo niechętnie wstał mi otrzepał się z resztek leśnej ściółki.
- Friko...
 Skuliłem uszy na dźwięk zdrobnienia. Ech, to nie jego wina... nie powinienem mu tego wypominać, lecz to było silniejsze ode mnie. Wcześniej mówiła mi tak tylko matka, cała reszta zwracała się do mnie z pełną powagą - "Fikandrze". Chyba sądzili, że naprawdę jestem sporo starszy niż w rzeczywistości. Cóż, teraz faktycznie bardziej przypominałem surowego dorosłego konia niż "nastolatka" Chociaż...może zawsze tak było...?

- Atencjo -

  Niechętnie wlokłem się za Fikandrem. Byłem jeszcze bardzo śpiący, podczas gdy mój brat żwawo kroczył przed siebie.
 Nie wiem kiedy przed moimi oczami pojawiła się błękitna iskierka.
Cofnąłem się, lecz to dziwne coś powtórzyło mój ruch. Zdawało się wpatrywać się we mnie, co było trochę przerażające.
- Frikooo...- jęknąłem.
Mój brat westchnął ciężko, lecz szedł dalej.
- Mówiłem Ci: postój zrobimy po drodze, i przestań zdrabniać moje imię. A ...- odwrócił się i po chwili zmarszczył brwi.- Co to jest?
 Niepewnie pokręciłem głową.
 Niebieski płomyczek podleciał w górę, lecz po chwili znowu wylądował na moich chrapach.
- Nie ruszaj się - polecił brat i zaczął iść w moją stronę.
 Iskierka podleciała w górę, a ja poczułem nagłą chęć gonienia jej. Zerwałem się do galopu niemal wpadając na brata.

- Fikander -

- Atencjo! - krzyknąłem natychmiast zrywając się do biegu.
 Ku mojemu zdziwieniu nie mogłem dogonić brata. Ojciec twierdził, że młody jest w okresie, w którym kształtują się jego moce, a więc ta super prędkość to pewnie ich wina.
 Problem pojawił się, gdy na drodze źrebaka stanęła siwa klacz, której chyba nie zauważył, bo już po chwili leżał na ziemi.
- Atencjo! - syknąłem po raz kolejny posyłając mu karcące spojrzenie.
 Odruchowo zasłoniłem go własnym ciałem i spojrzałem na klacz, już znacznie łagodniej, choć wciąż szykując się do ewentualnej obrony źrebaka.
- Przepraszam cię za niego. Nie zauważył cię...

< Havanka? ^^ >

Od Angel Shy

CD. swojej historii

Nie minęło dużo czasu gdy na horyzoncie pojawił się inny ogier. Szedł spokojnie i rozglądał się na boki, a za nim radośnie wierzgał źrebak. Uśmiechnęłam się. Ten źrebak był taki słodki! Ogier skierował się w moją stronę. No tak, przecież byłam niewidzialna. Walczyłam z samą sobą, aby nie użyć mojej mocy. Konie były coraz bliżej, aż wreszcie ogier odezwał się:
-Witaj, jestem Fikander, a to Atencjo.-głową wskazał źrebaka, który akurat gonił za motylem.-Jest tu może jakieś stado w okolicy?
-J...jest.-odpowiedziałam cichutko, na szczęście mój rozmówca mnie usłyszał.
Po wyrazie jego pyska widać było, że próbuje mnie zachęcić do dalszego mówienia.
-Mysterious Valley.-poinformowałam próbując skłonić mój język do dalszego mówienia.- A ja jestem Angel Shy-dodałam tak cicho, że ledwo siebie usłyszałam.
-Co proszę?-koń wyraźnie nie dosłyszał.
-Angel Shy...
-Miło mi.-uśmiechnął się.

<Fikander?>

Od Timeraire

CD H. Javier`a

- Dam sobie radę. - stwierdziłam po chwili ciszy i spojrzałam przez siebie. - Skoro twierdzisz, że tak bardzo pokazuje, iż nie lubię Twojego towarzystwa może przyda mi się samotny spacer.
 Nie czekając na odpowiedź Javier`a ruszyłam przed siebie. Ogier stał bez ruchu i przyglądał mi się tak długo, aż moja sylwetka zniknęła we mgle otaczającej mokradła.
****
 Moje nogi były całe pokryte zaschniętym błotem aż po kolana, podobnie jak końcówki grzywy i ogona. Zachciało mi się samotnych spacerków...
 Duma to jedna z cech, która czasem okazuje się równie przydatna co utrudniająca życie. Gdybym poszła z Javier`em, pewnie już dawno siedziałabym w jaskini. W suchej jaskini.
 Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze wiedziałam, że bym tego nie zrobiła. Jestem jednym z tych koni, które wolą się przewrócić niż poprosić o pomoc.
 Nie lubię pomocy i gardzę czyjąkolwiek łaską. Jestem oddzielnym bytem, który doskonale radzi sobie sam.
Mimo to ostatnie słowa Javiera wciąż siedziały w mojej głowie. Był inny niż wszyscy, których spotkałam do tej pory. Nie namawiał mnie na siłę, nic nie kazał i słusznie zauważył, że jesteśmy podobni.
 Potrząsnęłam głową chcąc odpędzić od siebie te myśli. Zmęczenie mąciło mi w głowie.
Przed wejściem do jaskini spojrzałam za siebie. Odkąd uciekłam z rodzinnego stada, wciąż miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie, a w tej chwili wyjątkowo się ono nasiliło.
 Westchnęłam i ostatni raz spojrzałam na zachmurzone, nocne niebo. To będzie długa noc...

< Javier? Tak, wiem, "troszkę" mi się opóźniło i do doopy, ale cały świat był przeciwko temu opowiadaniu :< >

Od Qerida

CD Rossy

Spojrzałem na nią podejrzliwie. Jej uśmiech wszystko zdradzał. Coś planowała, dobrze o tym wiedziałem.
-Co ty knujesz?- wyprzedziłem ją nieco.
-A czy mówiąc ,,chodź na spacer" coś kombinuję?- zdziwiła się.
-A bo ja wiem?- odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie- Może ty chcesz iść do tej doliny ze źrebakami?- przyszło mi do głowy.
-Skądże...- wydawało mi się, że stara się to porządnie ukryć.
-Jeśli tego chcesz mogę cię tam zaprowadzić- zwolniłem tempa to jej kroku.
Posłała mi karcące spojrzenie. Odpowiedziałem jej tym samym. Parsknęła, odwracając oczy. Uśmiechnąłem się pod nosem i zauważając uciekającą wiewiórkę.
-Popatrz!- krzyknąłem i pobiegłem za nią.
-Qerido! Zaczekaj!- krzyknęła za mną.
Nim się obróciłem, Rossa zniknęła mi z pola widzenia za drzewami. Zatrzymałem się z dylematem, odwracając głowę w przeciwnym kierunku od drogi ucieczki rudego gryzonia. W tym samym momencie zobaczyłem znajome wejście do jaskini. Tylko, że... było jeszcze bardziej ponure niż przedtem.
Wkrótce tuż obok mnie pojawiła się moja partnerka.
-Padło ci chyba na głowę- odpowiedziała zdyszana i po chwili spojrzała w tym samym kierunku co ja, milcząc.
-Coś mi tu nie pasuje- pokręciłem głowę i ruszyłem pierwszy ku wejściu jaskini.
Czuć było z niej odór siarki, wilgoci i pleśni. Posłałem siwce przenikliwe spojrzenie po czym ruszyłem w głąb jaskini.
-Qerido... - zaczęła.
-Trzymaj się za mną- stanąłem twardo na ziemi, dumnie się prostując i stawiając uszy do przodu, powoli wchodząc w mrok jaskini.

Rossa?

Od Havany

CD Contesimo

Przyglądałam się ogierowi uważnie. Dla mnie nie wyglądał on dobrze. Od razu było widać, że jest zmęczony i potrzeba mu odpoczynku, lecz mogłam też się mylić. Postanowiłam zaproponować mu coś.
-Może to pytanie będzie nietaktowne, ale masz ochotę na przechadzkę?- spytałam, lustrując ogiera wzrokiem- Znam miejsce dosyć spokojne. Może przy okazji zapoznasz się z naszymi terenami skoro jesteś nowym członkiem stada- odwróciłam się, czekając aż on podejdzie bliżej- Przy okazji... Nazywam się Havana- spojrzałam na niego kątem oka.
W tym samym momencie koń zatrzymał się przy mnie, patrząc na mój pysk i jakby lekko się skłaniając.
-Contesimo- odparł swoim męskim głosem- Więc prowadź.
Ruszyłam pierwsza, myśląc nad miejscem w które mogłabym go zaprowadzić. Ostatnio odkryłam pewne miejsce w Dolinie Rozmów gdzie można było spokojnie porozmawiać. Aż dziwne w takim terenie, że może istnieć nieodkryte miejsce, ale nie można się temu dziwić.
-A więc Contesimo...- zaczęłam, omijając stary pień powalonego drzewa przez ostatnią burzę- Jak się tu znalazłeś?- zaczęłam, patrząc z troską na wyrwany konar oraz wystające korzenie.

Contesimo?

Od Contesimo

Spuszczony pysk, skołtuniona grzywa, zaniedbana sierść, przekrwione oczy. Tak, rzeczywiście pięknie się prezentowałem. Samotny, zaniedbany ogier, wlokący się przez nieznane mu tereny. Każdy by chciał mnie przyjąć. Na pewno.
Podniosłem wyżej pysk, aby się rozejrzeć. Las od kilku godzin nie kończył się, zdawał się ciągnąć bez końca. Aż do tej chwili. Zauważyłem, że drzewa trochę się rozrzedzają, pojawia się coraz więcej śladów zwierząt. W tym ślady kopyt. Z ich ilości doszedłem do wniosku, że gdzieś w pobliżu znajduje się dosyć liczne stado. Pierwszy zamysłem było zboczenie z obranego kursu i ominąć je, jednak wreszcie zmieniłem zdanie. Postanowiłem dołączyć. Przynajmniej na jakiś czas.
Do moich uszu doszedł cichy trzask, który zawsze towarzyszy złamanej gałązce. Szybko wyprostowałem się i omiotłem wzrokiem otoczenie. Nie zdążyłem się przypatrzeć wszystkiemu, gdy z krzaków wyszła klacz. Z jej postawy od razu wyczułem pewność siebie.
 - Kim jesteś? - spytała nieufnie, ale głośno i pewnie
Nie warto z nią zadzierać. To już wiedziałem, zanim sie odezwała.
 - A ty kim? - byłem od niej wyższy, więc patrzyłem na nią z góry
 - Ja tu zadaję pytania, to moje tereny - odparła, patrząc na mnie wyzywająco
Czyli jednak sie nie myliłem. Jest tu stado, a to prawdopodobnie jest alfa. Spojrzałem na nią badawczo. Była ładna, biła z niej odwaga i pewność. Po chwili ciszy odezwałem się:
 - Contesimo. Chcę dołączyć do stada...?
 - The Mysterious Valley - dokończyła, już się uśmiechając - I oczywiście, możesz dołączyć.
 - Dziękuje - nie odwzajemniłem uśmiechu
(Havana?)

Od Rossy

C.D Qerida

W sumie to było takie niespodziewane spotkanie kiedyś… Nie planowałam tego, ale no los to sam „szykował”. Jednak także pamiętam, że kiedy się zaprzyjaźniliśmy to mój ojciec nie był z tego taki zadowolony, w końcu on i Qerido się przyjaźnili… A po długim czasie córeczka tatusia była w związku z jego przyjacielem, heh… Pamiętne czasy. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na partnera.
- To było przypadkowe. Nawet nie wiedziałam, że mój ojciec się z tobą przyjaźnił. Nigdy się nie chwalił z kim się trzyma. – powiedziałam.
- W końcu i tak później się dowiedziałaś. – powiedział całując mnie w czoło.
Odeszłam od ogiera, odwróciłam się tyłem i weszłam bardziej w głąb jaskini, było tak tutaj ciemno, że można było słodko drzemać i się chować.
Położyłam się na ziemi i oparłam o ścianę jaskini. Rozejrzałam się i dopiero teraz zorientowałam się, że przede mną stał Qerido.
- Pamiętasz tamtą dolinę gdzie były źrebaki? – spytałam.
Spojrzał na mnie i się lekko uśmiechnął.
- To było z tą jaskinią co przypadkiem byliśmy na tej dolinie gdzie było pełno źrebaków i opiekunki? – spytał.
Pokiwałam głową, to było niby tak dawno… A nadal o tym pamiętamy. W sumie też przykro mi się zrobiło bo sama chciałabym mieć własne źrebaki, ale no cóż to jest tylko kwestia czasu i losu. Zamknęłam oczy i poczułam jak ktoś delikatnie ciągnie mnie za grzywę.
- Rossiu nie śpij. – zdrobnił moje imię i się uśmiechnął.
- No co? – spytałam wstając.
- Deszcz ucichł. – wyburczał.
Wyszłam pierwsza z jaskini i co? Deszczyk, deszczyk, deszczyk… W sumie mżawka. Posłałam mordercze spojrzenie ogierowi, ale ten tylko się głupio uśmiechnął, wybiegł z jaskini i zaczął kłusować w kółko. Radośnie rżał aż w końcu się poślizgnął i prawie się przewrócił. Podbiegłam do niego.
- Nie biega się po błocie, dobrze o tym wiesz. – powiedziałam.
- Pff… Ale ja lubię. – burknął.
- To chodź na spacer. – zaproponowałam.

 Qerido?

Od Qerida

CD Rossy

Spojrzałem w niebo, wychylając lekko głowę z jaskini. Kilka kropel spadło a moje chrapy. Deszcz nie zamierzał ustąpić. Przed chwilą suchy piasek, zaczął nieprzyjemnie kleić się do kopyt.
-Chyba rzeczywiście posiedzimy sobie tu trochę- moja mina skwaśniała.
-Nie jest tak źle- posłała mi uśmiech Rossa- Zawsze mogło być gorzej.
-Z tobą zawsze najlepiej, ale lepiej żebyś nie wykrakała burzy- posłałem jej złośliwy uśmiech,
-To nie ja posiadam żywioł powietrza i potrafię rozpętać burzę- spojrzała na mnie kąśliwie, podchodząc do wyjścia z jaskini- Jest na tyle zimno, że nie musisz powodować wiatru.
-South jest południowym, śródziemnomorskim wiatrem. Zrobi ci się cieplej- przytuliłem ją.
-Lepiej gdybyś odgonił te wszystkie chmury- potrząsnęła głową.
-Jesień robi to co do niej należy. Nie mogę wcinać się w żywioł natury, który nikt nie pokona. Ja jestem tylko nielicznym koniem panującym nad wiatrem. Nie posiadam nieograniczonej wiedzy z tych mocy. Za to może ty byś mogła sprawić żeby deszcz przestał padać- spojrzałem na nią z zapaloną żarówką- W końcu posiadasz ten żywioł wody czy też nie?- chciałem specjalnie ją sprowokować.
-Inteligencie... nie myśl tak dużo, bo ci się głowa przegrzeje- zachichotała pod nosem.
-Deszcz to też woda- wzruszyłem ramionami, udając, że nie wiem o co jej chodzi.
-Mogę sprawić, że cię fala zmyje, ale tego nie zrobię, ponieważ automatycznie i ja się zmoczę- parsknęła.
Zaśmiałem się, po raz kolejny patrząc w niebo. Do mojej głowy zaczęły napływać myśli i wspomnienia z dawnych czasów. Przy niektórych się uśmiechałem, a niektóre były smutkiem wtrącającym się w życie.
-A pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?- chyba zaskoczyłem ją tym pytaniem. Wpatrywała się we mnie przez chwil, nic nie odpowiadając.

Rossa?

Rossa zmienia wygląd

Oto i ona:

Od Rossy

CD. Qerida

Kiedy dotarłam na sam dół zatrzymałam się, a Qerido o mało na mnie nie wpadł. W porę się przesunęłam i ten przebiegł tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się lekko.
- Więc teraz wymyślaj. – powiedziałam kładąc się na ziemię.
Przymknęłam lekko powieki i odpłynęłam w moje myśli, które jak zwykle miały jakieś „problemy”. Co by było gdyby… I te sprawy. Jednak zastanawiało mnie to czy kiedykolwiek będę miała rodzinę, ale taką „pełną”, w której byłyby źrebaki, ale nie ważne. Kwestia czasu… Ojciec pewnie bardzo chciałby mieć jakiś takich „małych ciekawskich”. Właśnie „chciałby”… Nie będę wracała do tej całej sytuacji. Zostanę przy teraźniejszości. Nie warto wracać do przeszłości, do smutnych chwil. Eh…

Z moich myśli wyrwał mnie głos Qerida:
- Ejejej… Wstawaj, nie śpij mi tutaj! Idziemy teraz się przejść dalej! – powiedział radośnie.
Podniosłam się i otrzepałam z piasku, a raczej błota. Ogier biegł radośnie i pełny pozytywnej energii przed siebie. Był taki słodki jak tak się cieszył. Szłam za nim i czułam jak krople wody padają na grzywę, a potem na resztę ciała. Czyli pada, znowu… Szybko ruszyłam tam gdzie widziałam partnera, który wbiegł do jakieś jaskini. Wbiegłam tuż za nim.
- Wiedziałem, że będzie padać więc… Przesiedzimy sobie tutaj. – powiedział.
- Okey. – odparłam. – Co będziemy robić?
- Hm… Można by biegać w deszczu, ale z naszym „szczęściem” – dało się usłyszeć sarkazm w jego głosie na ostatnie słowo – pewnie byśmy coś zrobili, typu wpadli na coś albo wywalimy się na błocie więc nie, ale…
Spojrzałam na niego pytająco.
- Jak przestanie tak padać to możemy iść na chwilę do lasu. – powiedział.
- Trochę poczekamy na to. – skwitowałam.

 Qerido?

Od Qerida

CD Rossy

Rajska Plaża to był dobry pomysł. Rzadko kto też tam chodził, więc ucieszyłem się sam na myśl o wolnym terenie i naszej dwójce. Wyłącznie sami... Szczerze dawno nie bywałem na takich terenach, szczególnie w jesień, kiedy to zazwyczaj padał deszcz, a woda była za zimna do kąpieli.
Różyłę za Rossą, doganiając ją wolnym kłusem, przy tym uśmiechając się jak uradowane dziecko nie tylko z jej propozycji, ale i z wygranej. Jak to moja kochana partnerka mówi: ''Jak facet wygra to nigdy tego nie zapomni, a gdy przegra to będzie naburmuszony na cały świat". W sumie miała sporo racji.
-I co zamierzasz tam robić?- spytałem z ciekawości, patrząc na nią z boku.
Wzruszyła ramionami jakby jej było to obojętne. Przewróciłem oczami. Klacz szturchnęła mnie w bok.
-O co ci chodzi? Przecież jako dobry mąż i facet to ty powinieneś wymyślać rozrywkę- naburmuszyła się.
-To ty chcesz tam iść...
-I ty również- spojrzała na mnie przenikliwie.
-No... tak...- nie dało się tego ukryć, a z jej umiejętnością wyczucia mnie tym bardziej.
-Właśnie, więc nie marudź. O popatrz, już jesteśmy!- podbiegła kłusem do klifu, skąd było słychać już szum fal i zapach morskiej bryzy.
-Najpierw trzeba zejść z tej górki- straciłem swój optymizm, dopiero czując zmęczenie po biegu.
-A więc na co czekasz? Idziemy- uśmiechnęła się szeroko w moją stronę i nie patrząc, że dróżka jest tuż obok nas, ruszyła przed siebie.
Zaśmiałem się pod nosem, lekko kręcąc głową. Adrenalina uderza do głowy, więc ruszyłam za nią.

Rossa?
Spox ;3

Od Rossy

CD. Qerida

Chciałam biec jeszcze szybciej, ale wiedziałam, że wtedy nie wyrobię się na zakrętach i nie dotknę żadnego z drzew. Więc jak na razie będę biegła tak w miarę aby być i szybciej od Qerida i dotknąć wszystkie drzewa na drodze…
Biegłam tuż przed partnerem, ale momentalnie mnie wyprzedził i dotknął pierwszy drzewa, a następnie ja.
~
Kiedy było już ostatnie drzewo biegłam łeb w łeb z ogierem, wiedziałam, że któreś z nas wygra… Jednak nie wiedziałam dokładniej kto.
Przyśpieszyłam i byłam bliska mety, aż tu nagle wyprzedził mnie partner. Wygrał wyścig i zaczął biegać jak oszalały z radości krzycząc zwycięsko „Wygrałem!” W końcu podbiegłam do niego.
- Tak wygrałeś. – powiedziałam uśmiechając się w jego kierunku.
Ogier na mnie spojrzał i się szeroko uśmiechnął.
- Jeszcze jedna kon… - nie dokończył bo mu się wcięłam w słowo.
- Nie, wolę odpocząć. – powiedziałam lekko zdyszana.
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Może by tak się przejść na Rajską plażę? Teraz będzie najlepiej. Ponownie spojrzałam na niego.
- Może Rajska plaża? – zapytałam cicho.
- Hm… Czemu nie? – odparł i podszedł do mnie.
Pocałowałam go w policzek i ruszyłam przed siebie.

Qerido? Przepraszam, że tak długo :<

poniedziałek, 21 września 2015

Nowe konie- Fikander i Atencjo

Powitajmy nowych ogierów w stadzie, dwóch braci- Fikandra i jego młodszego brata Atencja :D
 
Imię: Fikander
Płeć: ogier
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Hm...wiele można o nim powiedzieć, lecz postaram się streścić:
Fikander to młody koń, choć zarówno po jego budowie jak i zachowaniu nie można tego powiedzieć. W niedługim czasie bardzo się zmienił, szczególnie przez ostatnie miesiące - opieka nad bratem spowodowała, że stał się jeszcze bardziej opiekuńczy, odpowiedzialny i dojrzały.
Choć Fikander wygląda na wojownika i walczy całkiem nieźle, żaden ze znajomych nie nazwałby go w ten sposób. Nie, ten ogier to dusza artysty, myśliciela, filozofa...i to jeszcze jakiego!
Jest bardzo inteligentny, wrażliwy, lecz także umiejący doskonale maskować emocje.
Rodzice oraz byłe stado mówiło o nim "ten starszy, odpowiedzialniejszy" co faktycznie dobrze go odpisuje. Fikander to ogier, któremu możesz powierzyć własne życie i być pewien, że zrobi wszystko co w jego mocy aby Ci pomóc.
Przez tą swoją dojrzałość i powagę znacznie wyróżniał się i wciąż chyba wyróżnia od rówieśników. Jest zdecydowanie zbyt poważny jak na swój wiek, choć nie znaczy to, że nie ma poczucia humoru!
Jest empatyczny i zazwyczaj chętny do pomocy, choć jako realista (a może trochę pesymista?) czasem lubi sobie pomarudzić.
To także trochę nieśmiały koń, co jest chyba cechą charakterystyczną istot o artystycznej duszy.
Mimo wszystko to wciąż jeszcze koński nastolatek, choć zdecydowanie inny niż większość. Warto go poznać...dlaczego? O tym przekonaj się sam.
Stanowisko: opiekun źrebaków
Żywioł: Chyba nikogo nie zdziwi, że ten wrażliwiec o artystycznej duszy "panuje" nad naturą.
Moce: Żywioł natury to ogromne możliwości, nie byłoby miejsca, aby je tu spisać więc mówiąc w skrócie - wszystko, co związane z naturą.
Partner: Osoby takie jak on chyba w szczególności potrzebują bratniej duszy. Fikander łatwo nawiązuje kontakty, lecz zanim się zakocha minie trochę czasu. Jego rodzice mówili, że każdemu z nas pisana jest jakaś osoba i chyba w głębi duszy w to wierzy - kiedy pokocha, nie będzie to ślepa, cukierkowa miłość polegająca na prawieniu sobie komplementów. Nie, będzie to miłość zupełnie innego formatu - prawdziwa miłość.
Rodzina: Jego rodzina nie żyje. Katastrofę w poprzednim stadzie przeżył tylko jego brat - Atencjo.
Historia: Fikander urodził się w niewielkim stadzie dzikich koni i zapewne zostałby tam do końca życia, gdyby nie katastrofa w postaci ludzi.
Nie ma sensu opisywać tego, co zastał młody Fikander powracając z patrolu, nie teraz. Udało mu się znaleźć niemającego o niczym brata, Atencjo, i zabrać go jak najdalej od miejsca, w którym i oni mieli zginąć. Dotarli tu i jak widać zostali.
Właściciel: NegoLupo
 
 
Imię: Atencjo
Płeć: ogier
Wiek: 6 miesięcy
Cechy charakteru: Atencjo to zupełne przeciwieństwo brata - narwany, wiecznie pełen energii lekkoduch z którym nierzadko ciężko się dogadać przez roztrzepanie i lekkie ADHD.
To jeden z tych koni, które zanim pomyślą zrobią a później pożałują. Ma także talent do wpadania w kłopoty, choć jest też lubianym przez los szczęściarzem i zawsze umie z nich wybrnąć.
Nie zna słowa "ryzyko" czy też "niebezpieczeństwo" musi sam wszystko sprawdzić aby się przekonać, że naprawdę nie warto.
Póki co ciężko coś więcej o nim powiedzieć, ponieważ jest jeszcze bardzo młody, jego charakter wciąż się kształtuje.
Żywioł: Jest jeszcze zbyt młody aby cokolwiek określić.
Moce: Nie ma jeszcze żywiołu, a więc stałych mocy również.
Partner: Zbyt młody
Rodzina: W tym stadzie ma tylko brata - Fikandra.
Historia: Wraz z bratem odszedł ze stada, w którym się urodził, lecz szczerze mówiąc nie wie dlaczego. Mysterious Valley było pierwszym stadem które napotkali i tu zostali.
Właściciel: NegroLupo

Od Rudej

 Zimny wiatr poruszał gałęziami zmarzniętych świerków. Po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz. Świetnie, naprawdę super...może niech jeszcze zacznie padać?
 Spojrzałam w niebo lekko się krzywiąc. Cóż, chmury wyglądały tak, jakby faktycznie miało zacząć padać. Westchnęłam cicho i spuszczając głowę zaczęłam iść przed siebie.
Poranne mgły osnuły całą okolicę, choć tu, w iglastym lesie, było ich najmniej. Zmarznięta i lekko oszroniona trawa chrzęściła pod moimi kopytami, a zimny, przeszywający wiatr rozwiewał grzywkę. Mhh, zdecydowanie wolę lato!
 Nagle do moich uszu dobiegło rozpaczliwe rżenie. Stanęłam jak wryta nasłuchując.
Dźwięk powtórzył się, tym razem jakby bliżej.
 Oblała mnie fala gorąca. Ostatnio takie rżenie słyszałam w poprzednim stadzie, kiedy któreś ze źrebiąt szukało swojej matki. Matki, która zapewne została zabita wcześniej, razem z resztą stada.
 A może tylko mi się wydawało? Może wtedy to tylko moja wyobraźnia...?
 Wyobraźnia wyobraźnią, ale ktoś ewidentnie kręcił się po okolicy. Wiatr zagwizdał między wysokimi gałęziami posępnych świerków jakby chciał nadać temu miejscu atmosferę grozy. Taaaak, wybitnie jej tu teraz potrzebowałam!

< Ktoś dokończy?>

Od Snowflake

CD Spartan

Z samego rana pobiegłam zjeść śniadanie. Trawa dziś była niesamowicie świeża, dlatego nie byłam sama. Kilka innych członków stada pasło się obok mnie niby nie zwracając na mnie uwagi, ale co jakiś czas czułam na sobie czyjś wzrok. Cóż, ktoś, kto jeszcze nie zdążył mnie poznać uzna mnie za nietypową, a ja jestem taka jak inni. Większość koni chce być spostrzeganych za nietypowe - jednak nie ja. Po niedługim czasie podszedł do mnie siwy ogier. Podniosłam głowę. Przywitał się ze mną, powiedział, że ma na imię Spartan i spytał o moje imię.
- Witaj Spartanie. Jestem Snowflake.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Piękna dzisiaj pogoda.
Spojrzał na słońce i małe obłoczki.
- To prawda.
Ogier przeszedł kilka kroków w przód i nagle zatrzymał się ze zdziwieniem.
- Co to jest?
Wskazał pod moje kopyta. Na kawałku ziemi, na którym stałam utworzyła się krucha warstwa lodu.
- Och, przepraszam. To niekontrolowane działanie mojego nowego żywiołu. Z mojego poprzedniego zmieniła się na lód.
Starałam się rozmrozić ten lód.
- A jaki był wcześniej?
Zaciekawił się.
- Woda. A...twój, Spartanie? Jaki masz żywioł?
- Ogień.
Odparł. Moja rodzina znienawidziła mnie za mój żywioł. Od pokoleń każdy koń posiadał ogień, ja nie odziedziczyłam tego. Musiałam udawać, szybko wytwarzać ogień kamykami, aby pokazać, że potrafię to i owo. Jednak wszystko się wydało kiedy zalałam boks ojca. Nie rozumiem ich, byli niesprawiedliwi.
- Coś się stało?
Spytał zakłopotany Spartan.
- Nie. Nic takiego, niezbyt chcę do tego wracać.
Westchnęłam.

<Spartan?>

niedziela, 20 września 2015

Od Spartana

 W powietrzu można już wyczuć zbliżającą się jesień. Ciepła temperatura jeszcze się utrzymywała, lecz liście już szykowały się powolutku do opadnięcia z drzew. Wiatr zawiał mocniej, targając moją grzywą na boki. Spacerowałem sobie po Dolinie Rozmów, podgryzając jasnozielone, długie źdźbła zadawającej nigdy nie kończyć się trawy. Po względnym rozejrzeniu się dookoła, można było dostrzec kilka pasących się koni. Kilkoro nawet kojarzyłem z imienia. Po prawej, między głazami odpoczywała Strzała. Dalej, idąc wzdłuż horyzontu można było dostrzec sylwetkę Secret Stara, żywo z kimś rozmawiajacego. Z kolei z lewej strony, pod rozłożystym dębem pałaszowała śniadanie Twyla w towarzystwie Black Angela i jeszcze jakiegoś siwka. Ja niestety przemierzałem Dolinę w samotności. Jednak do czasu.
 Zagapiony w trawiaste podłoże w poszukiwaniu najsmaczniejszych listków, w ostatniej chwili zahamowałem przed wpadnięciem na klacz ciekawej maści.
 - Witaj - przywitałem się grzecznie, skłaniając nisko. - Jestem Spartan, a jakie Pani nosi imię?
<Snowflake?>

sobota, 19 września 2015

Od Flower Desert

CD Corriento

Już prawie tydzień nie widziałam się z Corriento. Podobno jest na mnie śmiertelnie oburzony o obrażony. Moje kochane dzieci urodziły się dwa dni temu. Ogierek i klaczka. Teraz postanawiam nasłać na niego moje dzieci, żeby dały mu wiadomość od mojej osoby.
- Kochane, proszę, idźcie dziś do tej jaskini i dajcie tatusiowi tę wiadomość. Ja pójdę nad wodę.
Zgodziły się i od razu wykonały polecenie, a ja relaksowałam się w wodzie. Napisałam Corr'owi, że niech zobaczy, że to jego dzieci i już nigdy nie musi ich widzieć, za to mnie jeszcze zobaczy, jak będę chciała mu dać w pysk za to co mi zrobił.
- Idealnie to wymyśliłam.
Prychnęłam sama do siebie.
Poczułam nagle czyjeś towarzystwo, nie takie zwykłe, jakby na przykład gdzieś w pobliżu mnie kręciła się alfa, czy inny normalny koń. Nieco się bałam.
- Halo!
Nikt mi nie odpowiadał.
- Jest tutaj ktoś?
Powiedziałam jeszcze bardziej przerażona. Poczułam czyjś oddech, głęboki i złowrogi. Zaczęłam się trząść i dygotać. Obracałam się nerwowo, po czym poślizgnęłam się i wpadłam do wody. Po jakimś czasie wyczerpana z braku powietrza dusiłam się na lądzie.
- Mogę ci pomóc.
Usłyszałam głos, który wcześniej już słyszałam. To Silent Killer. Poczułam ukłucie nożem w klatce piersiowej, kiedy doszedł do serca zwijałam się z bólu.
- To koniec.
Zaśmiał się i ostatnie co widziałam to jego uśmiech.

***
Otworzyłam oczy. Byłam przy Amber.
- Widziałaś?
Powiedziałam padając w objęcia siostry.
- Niestety tak...najgorsze było to, że myślałaś, że się pośliznęłaś.
Zdziwiłam się tymi słowami.
- A tak nie było?
Spytałam.
- Nie, popchnął cię.
Odpowiedziała Amber.
- Tęskniłam za Tobą, a teraz...już nie żyjemy. Co z moimi dziećmi?
Przeraziłam się.
- Objaw się naszej matce, ona powinna się nimi zaopiekować.
Po kilku dniach o wszystkim jej opowiedziałam. Był mój pogrzeb, heh, sama widziałam. Jakże to dziwne uczucie, kiedy z nieba patrzysz na ceremonię pogrzebania swojego dawnego ciała. Ech, szkoda, że tak się stało...

Nowy ogier- Contesimo

Witamy naszego nowego ogierka w stadzie :D Powiem ci Samotna, że mnie tym niesamowicie zaskoczyłaś xD Baw się u nas dobrze :3
 
Imię: Contesimo (Jego prawdziwe imię inaczej brzmi, jednak nie wyjawia go nikomu)
Płeć: Ogier
Wiek: 3,5 lata
Cechy charakteru: Contesimo to koń o bardzo dużym temperamencie, wybuchowy, bywa czasem arogancki. Wiele koni go podziwia, za to, że nie boi się być sobą i nie przejmuje się innymi. Niegdyś był bardzo towarzyskim koniem, może nadal jest tak, ale ta część jest głęboko ukryta. Teraz zamknął się w sobie, czas wolny spędza sam. Uważny obserwator mógłby zauważyć, że bardzo posmutniał, ale i wydoroślał przez ostatni rok. Jest wrażliwy na czyjś ból, jednak nie lubi gdy ktoś mu współczuje. Uważa, że nie potrzebuje litości. Uparty, inteligentny i pomysłowy. Odważny i waleczny, nie zawaha się przed walką. Jak każda istota żywa kocha, czuje, nienawidzi. Niestety przeszłość jego sprawiła, że czuje coraz wielką nienawiść i odrazę do świata. Jest zdolny zabić. Czasem pod wpływem emocji robi coś, czego potem żałuję, nie potrafi sobie poradzić ze swoim wybuchowym (bardzo wybuchowym) temperamentem. Niecierpliwy, nie lubi czekać i szybko się denerwuje. Nie chce się do tego przyznać, ale potrzebuje towarzystwa, aby być szczęśliwym. Albo kogoś, kto mu zastąpi grupkę znajomych. Dumny, tak, ten koń jest strasznie dumny i honorowy, choć czasem nie cofnie się przed oszustwem. Wiele koni uważa, że jest świetnym przywódcą i nadaje się do tego. Odpowiedzialny i nieustępliwy. Rzadko się śmieje.
Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Psychika, Magia
Moce: Czytanie w myślach, telepatia, sprawianie bólu za pomocą wzroku, hipnoza, do pewnego stopnia potrafi się posługiwać podstawowymi żywiołami, zmienianie wspomnień na swoją korzyść, niewidzialność.
Partner: Contesimo potrzebuje partnerki, która by w niego uwierzyła, choć nie przyznaje się do tego.
Rodzina: Rodzina? Nie żyje nikt z jego rodziny, o ile dobrze pamięta.
Historia: Contesimo kiedyś był otwartym koniem, miał grupkę przyjaciół. Pewnego dnia tajemnica jego rodziny, którą przez lata ukrywali, wydała się, a jego znajomi, szydząc z niego odeszli. Wściekły Contesimo, nie mógł powstrzymać emocji i zabił dwóch z nich, a gdy wrócił do rodziny zastał wszystkich martwych. Wszystkich. Zrozpaczony, czując odrazę do samego siebie odszedł, zupełnie zamykając się w sobie. Więcej nie szukał znajomych, wręcz zniechęcał innych do siebie. W końcu dotarł do tego stada i mając nadzieję na ciche życie dołączył tutaj.
Właściciel: Samotna

piątek, 18 września 2015

Flower Desert oźrebiła się

Dawno nie widziałam tu postu... a więc zapoczątkuję ten weekend wiadomością o narodzinach źrebaków Flower Desert i Corriento.
 
Imię: Carnival
Płeć: ogier
Wiek: kilka miesięcy
Cechy charakteru: Dość nieśmiały, ale miły i zrównoważony źrebak. Ciężko lepiej ocenić jego charakter w takim wieku.
Rodzina: Prababki: Brasill, Candy, Lavora, Aszira
Pradziadowie: Dżaks, Hermoso De Ereno, Car, Tenessee
Babcie: Lavora i Elenor
Dziadkowie: Figaro i Corallino
Mama: Flower Desert
Ojciec: Corriento
Historia: Urodził się tu.
Właściciel: oliwiaklima8
 
Imię: Luna
Płeć: klacz
Wiek: kilka miesięcy
Cechy charakteru: Dosyć nieśmiała, lecz miła i dobra klacz.
Rodzina: Prababki: Brasill, Candy, Lavora, Aszira
Pradziadowie: Dżaks, Hermoso De Ereno, Car, Tenessee Babcie: Lavora i Elenor
Dziadkowie: Figaro i Corallino
Mama: Flower Desert
Ojciec: Corriento
Historia: Urodził się tu.
Właściciel: oliwiaklima8

poniedziałek, 14 września 2015

Od Corriento

CD Flower Desert


Poszliśmy już do naszej wspólnej jaskini zapominając o tamtym typie. Nie lubię takich koni jak on, czy tam demonów, czy jak się nazwał. Chociaż z początku również myślałem, że to Sangre, ale to chyba przecież nie możliwe, żeby ten ogier kochał którąkolwiek klacz. Może kiedyś był inny? Któż to wie lepiej niż on sam. Lepiej nie wtrącać się zbyt dużo w te sprawy.
- Kochanie, co jest...
Nagle Flower skuliła się z bólu.
- Ach, to chyba źrebaczki chcą już być tu z nami. To już niedługo, ale jeszcze nie dziś.
Ostatnio dowiedzieliśmy się, że źrebaki będą dwa, a w sumie co mi tam - i tak nie będę się nimi zajmował. Może i jestem ojcem, ale jestem właśnie tylko ojcem. Ja tylko kocham Flower, nie moja wina, że będę miał z nią dzieci.
- Muszą jeszcze z dwie doby poczekać.
Powiedziałem oschle.
- Nie chcesz mnie wspierać?
Spytała zawiedziona klacz.
- Ciebie tak, ale je nie!
Dalej uparcie trzymałem się swojego.
- Jesteś okropny!
Krzyknęła klacz i rozpłakała się. Musiałem kilka godzin to przemyśleć, zanim doszedłem do wniosku jaki jestem głupi.
- Przepraszam.
Westchnąłem i zwróciłem się do Desert.
- Nie musisz w sumie ich nawet widzieć.
Obróciła się i gdzieś odeszła.
- Gdzie idziesz?
- Wyprowadzam się, wrócę jak się uspokoisz.
Te słowa mnie przeraziły.
- Ale...nie.
Dotknąłem Ją lekko.
- Mam tego dość! Żegnam, zajmij się sobą.
Uciekła gdzieś w głąb lasu i wiedziałem, że nie mogę gonić Jej, bo się jeszcze bardziej zirytuje...

<Flower?>

niedziela, 13 września 2015

Od Sunny Shine

CD Ikaleta

Słońce chyliło się już ku zachodowi. Zrobiło się chłodniej. Nagle zerwał się silny wiatr. Ikalet popatrzył na mnie pytającym spojrzeniem.
-No co, to nie ja!!!Ten wiatr to nie ja!-wykrzyknęłam obracając się przodem do wiatru, aby rozwiał moją grzywkę z oczu.
Lunął deszcz. Ciężkie krople bębniły o mój grzbiet. Momentalnie zrobiło się zimno.
-Chyba już wolę jak mi gorąco.-wyznałam szczękając zębami.
-Chodź do mojej jaskini!-krzyknął ogier i ruszył galopem.
-Poczekaj! Do mnie jest bliżej.-zatrzymałam ogiera.
-A ja ci mówię, że do mnie będzie szybciej.-spojrzał na mnie wyczekująco.
-A nie do mnie...
-Nie, do mnie.-odparł.-Zobaczysz.
-No dobrze. Prowadź!
Ruszyliśmy galopem. Biegłam za Ikaletem z łatwością dotrzymując mu kroku. Po chwili byliśmy w jaskini, ale zdecydowanie dłuższej chwili niż gdybyśmy biegli do mojej. Otrzepałam się z wody chlapiąc na wszystko dookoła, łącznie z moim towarzyszem.
-Ups.-zaśmiałam się.-Od razu lepiej. Nieźle leje.-stwierdziłam patrząc na strugi deszczu.
Kiwnął głową. W jaskini było ciepło i przytulnie, chociaż co chwilę wpadał zimny wiatr.

<Ikalet? Brak weny...>

piątek, 11 września 2015

Od Smile - CD Black Angel'a

 - Nikt nie musi mnie przedstawiać, nie jestem małym źrebakiem - wysyczałam, zaciskając zęby, aby nie wybuchnąć
 - A więc jak się nazywasz? - tym razem matka Black Angel'a skierowała się do mnie, uśmiechając się bezstrosko
Poczułam coraz silniejszą wściekłość, która narodziła się z głęboko ukrywanej nienawiści do takich wesołków ja ta klacz przede mną. Spojrzałam na nią, miażdżąc ja wzrokiem. Napięłam mięśnie, gotowa do szybkiego wystartowania w pogoń, jednak Black Angel, który stał tuż obok mnie, widocznie wyczuł co się dzieje, bo zrobił krok do przodu, jakby chciał nas odgrodzić.
Chryse patrzyła na mnie wyczekująco, jakby nadal czekała na moje imię. Podniosłam wyżej głowę, patrząc na nią wyzywająco, odwzajemniła spojrzenie. I po raz kolejny poczułam chęć zaatakowania jej, jednak Black, który stał już naprzeciwko mnie i patrzył raz na mnie raz na matkę zupełnie uniemożliwiał mi to. Zapanowała długo cisza, przez którą cały czas wpatrywałam sie w Chryse. Wreszcie Black Angel odezwał się, jednak ja byłam szybsza. Skoczyłam, zanim zdążył dokończyć słowo. Klacz nie zdążyła nawet zerwać się do ucieczki.
(Black Angel?)

środa, 9 września 2015

Flower Desert jest w ciąży

Gratulujemy ci serdecznie i życzymy aby wszystko poszło bardzo dobrze :D
 
Matka: Flower Desert
Ojciec: Corriento
Data porodu: 16.09.2015r.

wtorek, 8 września 2015

Od Flower Desert

CD Corriento


Corriento powiedział, że nie lubi dzieci. No, ok, ojcowie nie angażują się w wychowywanie, a po roku - dwóch latach już po kłopocie. Coś czuję, że nie będzie to takie straszne, jak się wydaje. Przecież maluchy uczą się chodzić i biegać kilka minut po urodzeniu, no maksymalnie godzinę. Porozumiewać się praktycznie też potrafią prawie od początku życia. Wystarczy zapewnić jedzenie, nauczyć je zdobywać, bronić i uczyć jak się broni. To nie jest dużo i półroczne źrebię jest w stanie odbiec od niebezpieczeństwa ma kilka metrów.
- Będę z nim, lub z nimi, a Ty nie musisz się przejmować. Będą bawić się z dala od Ciebie, tylko przynajmniej wieczorami poświęcaj im trochę czasu.
Postanowiłam stanowczo.
- No, ok. Postaram się, jak mówiłem.
Przytaknął i wrócił do swoich spraw. Ech, a ja jestem najszczęśliwszą klaczą na świecie...mogę wdychać powietrze przepełnione moim małym szczęściem i delektować się myślą o rodzinie. Mam to w genach, jestem bardzo rodzinna, a tak powinna wyglądać normalna rodzina. Kochający partner i potomstwo. Mam nadzieję, że długo pożyję w takiej wspaniałej rodzinie. Ech, dziś też muszę odwiedzić Amber. Pobiegłam więc nad Wodospad Dusz i zwierzyłam się Jej.
- Hej, Amber...ech...- przeczyściłam kopytem 'nagrobek' - Wiesz, jestem w ciąży. Jak Ty. Jeśli da się tam, w niebie mieć dzieci, to pewnie już masz źrebaka. Ale to raczej niemożliwe.
Nagle coś zwróciło moją uwagę. Było czarne i wysokie i przypominało...
- Sangre?!
...demona. Cofałam się powoli. Bałam się.
- Bardzo blisko, kochana. Dziadziuś Sangre przekazał mi dużo z wyglądu.
Na mojej szyi zacisnęła się lodowa obręcz.
- Puść mnie!
Krzyknęłam próbując uciec.
- Nie, nie, nie. Klacze w ciąży są przeze mnie szczególnie dręczone...
Lód zmienił się w metal.
- Ratunku!
Wyrywałam się. Nagle zza drzew wybiegł Corr. Skopał ogiera, który chyba dał już sobie spokój, bo puścił mnie. Wtedy uciekliśmy.
- Dlaczego to robisz?
Spytałam na koniec.
- Nie pytaj, tak zostałem wychowany.
Zaśmiał się bezlitośnie.
- Szkoda, że takie konie idą złą drogą.
Powiedziałam.
- Poprawka, demony.
Zagwizdał i oddalił się. Wzruszyłam ramionami i poszliśmy do jaskini.

<Corr?>

Od Corriento

CD Flower Desert


Popatrzyłem na klacz. No...ostatnio trochę się zmieniła, ale żeby aż tak? Nagle przyszło mi na myśl coś okropnego.
- Zdradziłaś mnie?!
Do moich oczu napływały łzy.
- Nie, głuptasie...to Ty jesteś ojcem.
Zamurowało mnie. Nigdy nie byłem ojcem.
- Wiesz, jeśli mam nim być będę surowy. I ja muszę powiedzieć...niezbyt lubię dzieci. Ale może czasem będę pomagał w wychowywaniu.
Powiedziałem na koniec całując klacz w czoło.
- Możesz być surowy, ale nie krzycz, bo będzie w przyszłości nieśmiałe.
Odpowiedziała dość poważnie.
- No, dobrze. Ok, postaram się. Ale więcej czasu Ty z nim będziesz.
Dopowiedziałem jeszcze. Ach, muszę się z tym pogodzić...będę miał dziecko. To nie jest dobry moment, może zbytnio się do Niej zbliżyłem, ale wygląda na szczęśliwą.



<Flower? Brak czasu, weny i wszelkich pomysłów...>

poniedziałek, 7 września 2015

Od Flower Desert

CD Corriento

Musiałam o czymś ważnym powiedzieć ogierowi. Jeżeli oczywiście miał zostać ze mną do końca musiał to zrozumieć. Westchnęłam. Bałam się Jego reakcji, odrzucenia.
- Corr, ale musisz zrozumieć...
Westchnęłam jeszcze kilka razy.
- Nie krępuj się.
Ośmielał mnie ogier.
- Ale ja nie wiem...bo Ty możesz nie zrozumieć.
Byłam bardzo zakłopotana tą całą aferą z powodu...zaraz się dowiecie.
- Postaram się zrozumieć, choć często nie rozumiem samic.
Uśmiechnął się tak czarująco...że musiałam już powiedzieć.
- Byłam niedawno u swojej mamy. Zaczęła dziwnie patrzeć na mnie, na moje zachowanie i nagłe zmiany w charakterze. I przebadała mnie...JESTEM W CIĄŻY.
Czekałam na reakcję ogiera. Bardzo się bałam, czułam się okropnie.
- Wiesz, że mówiłem, że nie będę dobrym ojcem?
Powiedział stanowczym tonem.
- Tak, ale ja się będę nim opiekować.
Zasmuciłam się.
- Zaakceptuj to, nigdy nie byłeś ojcem, a może będziesz dobrym.
Powiedziałam jeszcze.

<Corr?>

sobota, 5 września 2015

Od Corriento

CD Flower Desert

Powoli podszedłem do klaczy, a raczej też do jedzenia. Chciałem zobaczyć, czy zostawi mi chociaż resztki tego, co zje. O dziwo Flower chyba na mnie czekała. Ja jednak tylko się uśmiechnąłem i zaśmiałem się pogodnie odsuwając się.
- Hej, to dla Ciebie kochanie.
Pocałowałem Ją za uchem.
- A Ty...nie jesteś głodny?
Zawahała się jeszcze chwilkę, ale zaczęła jeść.
- Zjem potem, po Tobie.
Przytuliłem Ją i dałem Jej wreszcie się posilić. Ona jest taka uczuciowa...jestem w Niej zakochany po uszy, właśnie między innymi dlatego.
- Skończyłam. Teraz Ty, proszę.
Odsunęła się z delikatnym uśmieszkiem.
- Dobrze, już się posilę, jeżeli takie to dla Ciebie ważne.
Byłem dumny z tego, że znalazłem tak troskliwą partnerkę.
- A Ciebie nie obchodzi to, czy coś jem, czy zdycham z głodu?
Spojrzała na mnie nieufnym spojrzeniem.
- Ależ...nie o to chodzi, kochana... Przecież nie robiłbym Ci jedzenia, gdyby mnie to nie obchodziło.
Tłumaczyłem, bo niezbyt wiedziałem co zrobić. Jej wzrok złagodniał.
- W sumie, - zaczęła - masz rację.
Trochę się speszyła, ale zaraz próbowałem Ją ośmielić. Trochę podgryzałem Jej grzywę, w włosy włożyłem koniczynę i kilka pięknych mleczy i raz po raz całowałem po chrapach.
- Corriento?
Nagle w Jej oczach wymalował się dziwny strach...

<Flower? Nie wiem o czym pisać.>

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Ikaleta

CD H. Sunny Shine

- Hm...no więc urodziłem się wraz z Merkucjo i Tayarem w niewielkim stadzie koni, nasza matka była zielarką, natomiast ojciec wojownikiem, choć to chyba mało istotne. Zapewne zostalibyśmy tam do końca życia gdym nie...- tu lekko zawahałem się i zaczerwieniłem. Dobrze, że na mojej maści tak tego nie widać...- Eeee, no właśnie...wolałbym to pominąć, tak więc znaleźliśmy się w ludzkiej stajni. Właścicielka wzięła nas za trzy latki, choć w ów czas wszyscy troje byliśmy młodsi, i podjęła decyzje o zajeżdżeniu.
 W stajni nie było jakoś najgorzej, a do tego zajeżdżania tak naprawdę wcale nie doszło. Jednak tam nie moglibyśmy zostać zbyt długo - za dużo ograniczeń, za dużo ludzi, za mało swobody...
 Udało nam się uciec, choć może "uciec" to mocne słowo. Po prostu znalazłem dziurę w płocie, chłopaki poszli za mną i zgubiłem drogę, a oni...ee...powiedźmy, że oni nie byli wtedy do końca sobą. Trochę się powłóczyliśmy i dotarliśmy tu. Nic nadzwyczajnego.
 Klacz kiwnęłam głową. Spojrzałem w niebo i z ulgą stwierdziłem, że najgorszy upał mamy już za sobą.

< Sunny? Przepraszam, że taka marnota: zaczyna się rok szkolny, więc z czasem jest coraz gorzej > 

piątek, 28 sierpnia 2015

Nieobecność

WTSW(Alestria von Meteorite, Vendela von Meteorite, Cloud von Meteorite, Black Angel, Ixaca, Tancred, Chryse, Resa, Rothen de la Pearl i Wiadar) będzie nieobecna do odwołania.

Od Sharee

CD Sode No Shirayuki

Zauważyłam błądzącą po terenach klacz już od dawna, lecz nie czułam większej ochoty na drażnienie się z nią ani z innymi końmi, które niezwykle nudzą się tego dnia, a była pewnie ich znacząca większość. Ja, w przeciwieństwie do innych nigdy się nie nudziłam. Umiałam sobie znaleźć rozrywkę, która od razu stawia na nogi. Jednakże wracając do nieznajomej klaczy, a raczej tak przeze mnie znanej, że się w głowie nie mieści.
-Witaj, widzę, że mnie już poznałaś? Cieszy mnie to niezmiernie- uśmiechnęłam się dość uszczypliwie i szeroko, pokazując białe zęby.
-Jak widzisz twoja reputacja coraz bardziej się poszerza i nie maleje- wtrąciła, mając nadal opanowaną minę.
-Mam skakać z radości lub cieszyć się z tego... byle jakiego powodu?- zadałam jej pytanie retoryczne- Jakoś nie uszczęśliwia mnie bycie sławną. Coraz to nowsze konie przychodzą by sprawdzić czy rzeczywiście jestem taka... straszna, jak oni to mówią. Śmieszy mnie to zupełnie- przekręciłam oczami, wracając do swojego obojętnego tonu głosu- A ty jesteś pewnie jedną z nich?- prychnęłam z pogardą.
-Nie- zaprzeczyła, nasilając ton głosu.
Co prawda nie była to mocna reakcja, na co mogłam zareagować w dwa sposoby. A jednak wyczułam w niej pewne spięcie. Jest jeszcze jedna grupa koni, która przychodzi tu z ciekawości... te ,,brutalniaki", jak ich nazywam chcą się ze mną zmierzyć nie tylko na czyny, ale i na słowa, próbują złamać w wszelaki sposób, a nie mają pojęcia, że doprowadzają mnie tą swoją gierką do łez. Myślą, że jestem ich marionetką tymczasem to ja bawię się nimi.
-A więc czego chcesz?- popatrzyłam na nią z góry.

Sode?
No mam nadzieje, że będziesz aktywna... xD

Od Oscara

CD Silver'a
Zastanawiałem się dłuższą chwilę. Ogier nie był wcale taki zły i najwidoczniej chciał mnie oprowadzić. W głębi ducha wolałem trzymać się sam i sam oglądnąć tereny. Postanowiłem, że przystanę na jego propozycje.
-Niech będzie.-mruknąłem do niego niby od niechcenia.
-Na pewno?-zapytał się ogier.
-Tak, tak.-dodałem milszym tonem-Możemy ruszać. To gdzie najpierw mnie zaprowadzisz?
-Może...-zastanowił się Silver-Do Pustyni Królików!
-Pustyni Królików?-zdziwiłem się i prychnąłem.
***
I tak minął nam cały dzień na zwiedzaniu terenów stada. Muszę przyznać, że były ogromne i każdy znajdzie swoje ulubione miejsce. Mi się najbardziej spodobało się Wdowie Wzgórze. Gdy zwiedzaliśmy ostatni teren mruknąłem do ogiera:
-Dzięki, że mnie oprowadziłeś.
< Silver? Bak weny :c >

czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Sode No Shirayuki

Dość długo mnie nie było, jednak teraz postaram się być aktywniejsza :D

do Sharee

To był kolejny, spokojny dzień w Mysterious Valley. Kolejny dzień, który nie miał dla mnie znaczenia. Obudziłam się jak zwykle w kiepskim humorze. Rzadko kiedy, miałam lepszy humor. Rozejrzałam się po okolicy. Byłam na Mglistej Polanie. Ostatniej nocy, nie chciało mi się wracać do jaskini, więc położyłam się wśród drzew na skraju lasu. Powoli zaczynało przybywać tu koni. Nie miałam ochoty tu zostawać w takim tłumie, więc wycofałam się powoli do lasu. Ruszyłam w stronę Wodospadu Dusz. Tam mało kto się pojawiał, więc pomyślałam, że spędzę tam spokojnie dzień. Jednak pomyliłam się. Gdy dotarłam na miejsce, ktoś już tam był. I zdawało mi się, że ten ktoś cieszy się tak samo ze spotkania jak ja.
- Witaj Sharee. - powiedziałam swoim zwykłym, codziennym, chłodnym tonem.

<Sharee? takie nijakie ale zawsze cuś xD >

środa, 26 sierpnia 2015

Od Spartana

CD od Green Day'a

 Ruszyliśmy z miejsca, zaciekawieni tajemniczym, czerwonym kształtem, migającym co raz między drzewami, z drugiej strony Jeziora. Kłusem okrążyliśmy wodę, po czym zwolniliśmy kroku i idąc spokojnym stępem, rozglądaliśmy się na boki w poszukiwaniu postaci.
 - Tam jest! - wykrzynąłem, wskazując łbem za rozłożysty dąb. Podeszliśmy powoli i z należytą ostrożnością do drzewa. Co to może być?
 Kiedy oboje zajrzeliśmy za pień dębu, oniemieliśmy z zaskoczenia.
 - Koniki!
 Naszym oczom ukazało się ludzkie dziecko. Nie jestem specjalistą, ale na oko miało około 6 lat. Podeszło z ufnością do Green Day'a i zaczęło bawić się jego chrapami z głośnym śmiechem.
<Green Day?>

Od Flower Desert

CD Corriento


Nie wierzyłam w to, co się właśnie stało. To pytanie...o mało nie upadłam z wielkiego wrażenia! Ja mam być z Nim...raczej na zawsze? To takie romantyczne. Muszę się zgodzić. Do tego jeszcze dał mi piękny prezent - naszyjnik z diamentowym serduszkiem.
- Tak! Chcę być Twoją partnerką.
Powiedziałam śmiałym głosem, co do mnie niepodobne.
- A więc...
Złożył chrapy do pocałunku. Pocałowałam Go.
- Możemy chyba u mnie zamieszkać?
Uśmiechnęłam się czekając na odpowiedź.
- Oczywiście, możemy.
Potakiwał głową raz po raz.
- Wiesz, nigdy nie myślałam, że przez jeden pocałunek zdarzy się na raz tyle rzeczy...ale mi to pasuje.
Zaśmiałam się. Byłam bardzo zadowolona z posunięcia swojego, jak i Corriento. Zawsze marzyłam o takim związku jak ten. Miłość od pierwszego wejrzenia, szybkie potoczenie się sprawy... Wyszliśmy z wody, ponieważ było już późno. Położyliśmy się obok siebie i zasnęliśmy.

***
Jak zwykle rano coś mnie obudziło. Tym czymś był tym razem zapach świeżej trawy. Domyślałam się, że Corr coś robi na śniadanie, ale udawałam, że spałam. Niestety nie udało mi się to, bo po jakimś czasie usłyszałam:
- Już możesz otworzyć oczy.
Wstałam i na dzień dobry cmoknęłam ogiera.
- Dobrze, że zmajstrowałeś śniadanie, bo jestem taka głodna...
Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Jakaś mucha końska ugryzła mnie w zad, aż się spłoszyłam...
- A więc jedz do woli.
Uśmiechnął się i chyba też chciał jeść.

<Corriento? Nie mam też dużo czasu..>

Od Sunny Shine

CD H. Ikaleta

-Ok. To wracamy na plażę.-uśmiechnęłam się mogąc zapomnieć o śmierciach.
Zawróciliśmy na ścieżkę i ruszyliśmy w stronę Rajskiej Plaży. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie zanurzę się w zimnej wodzie.
-Ruszamy kłusem?-spytałam chcąc szybciej dotrzeć na miejsce.
Ogier kiwnął głową przytakująco i przyspieszyliśmy. Nie minęło dużo czasu, kiedy stanęliśmy na gorącym piasku.
-Parzy!-wykrzyknęłam i wbiegłam galopem do zimnej wody.
Ikalet poszedł w moje ślady. Ochlapałam go wodą. Oddał mi i wtedy pożałowałam, że zaczęłam.
-Bitwa na chlapanie!-krzyknęłam.
Po chwili już nic nie widziałam, ponieważ obraz mąciły mi fale słonej wody. Odwracając łeb chlapałam na prawo i lewo, byleby chlapać. Usłyszałam śmiech i otworzyłam oczy. Ikalet stał daleko od zasięgu wody spod moich kopyt i śmiał się ze mnie. No tak, tyle się nachlapałam i wszystko na marne.
-No dobra, wygrałeś!-oznajmiłam dysząc ze zmęczenia.
Wyszłam na brzeg i podeszłam do kawałka plaży oblanego cieniem. Położyłam się na zimnym piasku. Ogier dołączył do mnie. Wytarzałam się oblepiając się cała piaskiem.
-Opowiedz mi coś o sobie. Tak naprawdę to słabo cię znam.-powiedział Ikalet.
-Hmmm...Urodziłam się gdzieś u ludzi i zostałam sprzedana do szkółki jeździeckiej. Tam było okropnie. Dorosłam w tym miejscu i jeździły na mnie dzieci. Szarpały za wędzidło i kopały mnie po bokach, więc stawałam dęba i wierzgałam. Dawano mnie więc tylko tym doświadczonym, bo mi nie działali na nerwy. Mało było tych doświadczonych, więc sprzedali mnie Elisabeth, takiej dziewczynce. Nie było mi tam źle. Było nawet fajnie.-tu przerwałam na chwilę, żeby złapać oddech.-Ale pewnego dnia Elisabeth wróciła do domu cała poraniona i w ogóle. Wzięła mnie wyprowadziła ze stajni na polną drogę, przytuliła, po czym zaczęła odpędzać. Płakała. Nie wiedziałam o co chodzi, ale pobiegłam przed siebie. Potem trafiłam tutaj.
-Niezła historia.-skomentował ogier.
-Teraz ty.-spojrzałam na niego.

<Ikalet?>

Od Ikaleta

CD H. Sunny Shine

  To wszystko wydawało mi się takie nierealne - nie było mnie przecież tak niedługo, a kiedy wróciłem Amber po prostu nie ma?
 Nie tyle dziwiła mnie sama śmierć, co śmierć tej właśnie klaczy.
 Pochyliłem łeb nad Wodospadem Dusz. Nie znałem Amber tak dobrze, jednak jestem typem konia, który bardzo szybko się przywiązuje, a przecież...
- Amber miała siostrę, prawda? Flower, jeśli dobrze pamiętam. Wiesz może, jak ona się czuję? - spytałem, na co moja towarzyszka pokręciła głową.
 W tym momencie można by było się przyczepić - przecież nie znałem Flower, więc dlaczego interesuje mnie to, jak się czuje?
 Cóż, dlatego, że wiem jak to jest stracić rodzeństwo.
- Chodźmy stąd, nie powinniśmy przebywać nad Wodospadem zbyt długo - mruknąłem monotonnie.
 Kiedy oddaliliśmy się od tego miejsca, stanąłem rozglądając się po okolicy.
- Mieliśmy iść gdzieś gdzie można się schłodzić...Rajska Plaża? Inne miejsca chyba niezbyt nadają się do pluskania w wodzie...

< Sunny? >

Od Angel Shy

Wstałam wcześnie rano.  Ponieważ w swojej jaskini nie miałam nic do jedzenia, udałam się na najbliższą łąkę. Większość koni chyba jeszcze spało, więc pasłam się spokojnie. Na skraju łąki razem z wiatrem kołysały się czerwone maki, a cała łąka była usiana stokrotkami i innym kwieciem. Powietrze przepełniał słodki zapach roślin. Użyłam swojej mocy, która pozwalała mi rozmawiać z roślinami. Zaraz usłyszałam wesołe głosiki. Pełno było na tej łące rozmów. Kłótnie, plotki i inne... Najbardziej lubię to, jak kwiaty rozmawiają o mnie. "Ta klacz to jakaś dziwna jest. Całe dnie spędza sama."-najczęściej mawiały róże."Może jakaś arogancka i zła, że nikt jej nie lubi?"-zastanawiały się stokrotki. "Na pewno jakaś ją tragedia spotkała, że taka sama ciągle jest."-stwierdzały maki. Czasami od ich opinii śmiać mi się chce. Usłyszałam rozmowę dwóch fiołków:
-Powinna sobie wreszcie znaleźć jakąś przyjaciółkę. Sprawia niemiłe wrażenie, że całe dnie nas podsłuchuje.-powiedział pierwszy.
-Podsłuchuje nas niby? Sprytne, bardzo sprytne...-odparł drugi.
No to mnie fiołki rozgryzły. Może rzeczywiście powinnam sobie poszukać przyjaciela? Tylko jakiego... Z moją nieśmiałością będzie trudno. Postanowiłam, że jutro kogoś poznam. Tak, jutro.
***
Obudził mnie śpiew ptaków. Wstałam z przekonaniem, że coś mam zrobić. A no tak, znaleźć przyjaciela! Przede mną nie lada zadanie. Zjadłam coś i ruszyłam. Oceniłam, że nie jest już wcześnie i jakieś konie powinny gdzieś być. Muszę znaleźć tylko takiego, który będzie przyjacielski, bo jak takiego nie znajdę to będzie jeszcze trudniej. Ok. Niewidzialność i idziemy. Chwila. Jeśli chcę rozmawiać w ogóle z jakimś koniem to powinien nie zauważyć. W takim razie widzialność i idziemy. Szłam w ciepłych promieniach słońca, które ocieplały mi grzbiet. Zapowiadał się ciepły dzień. Postanowiłam iść na plażę.
***
 Stanęłam na ciepłym piasku i podniosłam wzrok. Na plaży nikogo nie było, więc postanowiłam zaczekać. Gdzieś w oddali rozległ się krzyk mew. Fale przyjemnie szumiały. Nagle usłyszałam stukot kopyt. Na plażę wszedł jakiś siwy ogier. Szedł pewnie i nie wyglądało na to, żeby chciał zwrócić na mnie uwagę. Nie, to nie właściwy koń. Szybko stałam się niewidzialna. Ogier przeszedł obok mnie, a potem zniknął w oddali. Ogarnęły mnie wątpliwości. A co jeśli nie ma tu nikogo, kto chciałby się ze mną zaprzyjaźnić? Nie, nie poddaję się. Czekam dalej.

C.D.N.

Od Sunny Shine

CD H. Ikaleta

~W grobie~pomyślałam smutno, ale powstrzymałam się przed taką odpowiedzią.
-To ty nie wiesz...-westchnęłam, a ogier posłał mi pytające spojrzenie.-Amber nie żyje.
-Ale jak to?-spytał zdezorientowany.
-Umarła na jakiś nowotwór, nie znam szczegółów.
Atmosfera szybko zmieniła się na smutną i zadumaną. Jak to jest, że koń pełen życia nagle umiera...To nie fair. I to bardzo. Amber była zawsze taka wesoła, uśmiechnięta.
-Możemy pójść do jej grobu nad Wodospadem Dusz, dawno tam nie byłam.-zaproponowałam.
-Dobrze. Ja nawet się z nią nie pożegnałem.-Ikalet ruszył w tamtą stronę.
Szliśmy w milczeniu pogrążeni w myślach. Wreszcie stanęliśmy przy wodospadzie.
-Jej grób chyba jest tam...-rozglądnęłam się.
Cała ja. Kompletnie zapomniałam gdzie to jest.
-Chodź, poszukamy go.-stwierdził ogier.
Rozeszliśmy się w dwie strony. Szukaliśmy tak trochę, aż w końcu znalazłam właściwy nagrobek. Zawołałam Ikaleta i razem stanęliśmy nad kamiennym blokiem.

<Ikalet?Wena mnie opuściła.>

Od Corriento

CD Flower Desert


Opowiedziałem wszystko mojej Flower i uśmiechnąłem się. Powiedziała, że potrafię zauroczyć taką klacz jak Ona. To akurat było zgodne z prawdą. Po chwili...pocałowała mnie. Ale speszyła się i uciekła.
- Czekaj!
Pobiegłem za Nią.
- Na co? Chcesz mnie jeszcze widzieć?
Zalała się łzami.
- Posłuchaj mnie. Dla mnie nie jest wcale za wcześnie. Przecież ja Cię kocham, a Ty chyba mnie też... Miałaś prawo to zrobić i nie obwiniaj się...
Powtórzyłem wcześniejszy pocałunek, ale ten był bardziej namiętny i długi.
- Tak ogólnie to świetnie całujesz, mała.
Przybliżyłem się do Desert. Puściłem Jej oko i pogłaskała mnie po grzywie.
- Mam pomysł.
Powiedziała nagle klacz.
- Jaki?
Zaciekawiłem się od razu.
- Zrobimy sobie w jaskini coś w stylu łazienki w jaskini. Trzeba byłoby wykorzystać Twoją moc.
Wykopaliśmy małą dziurę w podłożu i nalałem tam wody. Była ciepła i dodałem kilka bąbelków. Wyglądało to jak jacuzzi. Weszliśmy do wody wypróbować czy oby nie jest za zimna, albo za gorąca. Okazała się w sam raz. Miałem coś dla Flower.
- Spędzimy tu wieczór, przyniosłem owoce i coś dla Ciebie...
Siedzieliśmy w tej wodzie i jedliśmy kolację. Potem stanąłem przed Nią i zacząłem mówić:
- Ukochana, chciałabyś zostać moją partnerką?
Włożyłem Jej piękny naszyjnik na szyję. Wyglądał tak, tylko, że miał dłuższy łańcuszek.

<Flowerku? Zgodzisz się?>

wtorek, 25 sierpnia 2015

Od Havany

CD Solitario

Ostatnią rzeczą co widziałam jest upadający nieznajomy ogier oraz krew, która odbijała się jaskrawym kolorem na tle białego śniegu. Ta krew nie była od rzeki. Podeszłam szybko do ogiera, lekko przestraszona i sprawdziłam czy żyje. Ku mojemu zdziwieniu i obawom nic nie wskazywało na jakiekolwiek życie w nieznajomym. Podniosłam głowę. Coś mi się tu nie zgadzało... Skoro on jest martwy to czemu słyszę jego myśli. Mówią, że mózg jako ostatni gaśnie przy śmierci, jednakże nie wierzę by ogier umarł... przynajmniej w pewnym słowa znaczeniu. Nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem. Wzbudziło to we mnie jeszcze większe zdziwienie i coś nowego... Pomimo, że nie należał on do stada ani go nie znałam, nie miałam serca zostawić go tutaj, nawet jeśli jest martwy. Swoimi mocami wezwałam lekarza i szamana.
Na pomoc przyszli Ikalet oraz Sahara. No tak... lepszego medyka to tu już nie ma. Pokręciłam głową z dezaprobatą, lecz było to w ramach żartu. Jednak nie teraz czas na dowcipy. Uśmiechnęłam się lekko do obydwoje.
-Niezwykłe...- usłyszałam jak Ikalet mówi sam do siebie po dokładnym zbadaniu ogiera.
-Co takiego?- zaciekawiłam się.
-Ogier żyje, ale... nie żyje- dodała zdziwiona Sahara.
-Zabierzemy go do groty w jaskini medyków- nakazał Ikalet.
***
-Jest strasznie wychudzony i poraniony. Gdzie on łaził?- medyk co chwila sprawdzał jego stan.
-Chyba się powoli wybudza- tym razem odezwała się Sahara.
Rzeczywiście ogier powoli otwierał oczy. Nadal był odurzony, a jego myśli kłębiły się wokół niego niczym zjawy. Podeszłam bliżej.
-Jak się czujesz?- spytałam, patrząc na niego- Jesteśmy w jaskini medyków, nie masz się czego obawiać. Zabraliśmy cię tu, ponieważ...- zawahałam się, widząc jak ogier ogląda się to tu to tam- Ponieważ byłeś bardzo słaby. Pamiętasz coś? Cokolwiek?- warto było spróbować zapytać, aczkolwiek nie chciałam go zbytnio przemęczać.

Solitario?

Od Green Day'a

CD H. Spartana

- Ech, chłopie, żeby to tylko "czasem" - pokręciłem głową.
Istotnie, nie spotkałem - i pewnie nie spotkam - żadnej klaczy, którą choć w połowie bym zrozumiał. A trochę ich było...
 Zanurzyłem chrapy w chłodniej wodzie, co po chwili powtórzył Spartan.
Gdy unosiłem głowę, duży, czerwony kształt przemknął koło wielkiego buku.
- Ej, widziałeś to? - spytałem.
 Przez chwilę obaj wpatrywaliśmy się we wskazane przeze mnie miejsce, jednak ruch się nie powtórzył.
- Nie, nic nie widziałem - mruknął - chyba za długo stałeś w tym upale...
- Hm...może masz racje...- powiedziałem bez przekonania.
Przez chwile nic się nie działo, wraz ze Spartanem byliśmy zajęci podgryzaniem trzcin, a wokół panowała głucha cisza.
- Hej, faktycznie coś tam jest! - zawołał mój towarzysz.
Na mój pysk wszedł uśmiech pt. "A nie mówiłem?!"
- To jak, idziemy sprawdzić? - spytałem.

< Spartan? Sorry, nie miałam pomysłu >

Od Ikaleta

CD H. Sunny Shine

 Wiatr stawał się coraz silniejszy.
Zamknąłem oczy starając się skupić na żywiole klaczy. Mój żywioł umożliwiał mi wiele rzeczy, między innymi kontrolowanie mocy innych.
 Poczułem nagłe gorąco i po chwili wiatr zaczął ustawać. Powietrze to żywioł, z którym nie raz miałem okazje się spotkać, toteż potrafiłem go w miarę kontrolować.
- Wybacz mi Sunny - powiedziałem gdy wiatr ustał. - Nie miałem wyjścia. Już oddaje.
 Klacz rzuciła mi pytające spojrzenie, lecz po chwili zrozumiała. Zamknęła na chwilę oczy gdy jej moce wróciły, a potem szybko wbiła wzrok w ziemię.
- Przepraszam za to...trochę mnie poniosło...- mruknęła.
- No co ty! - powiedziałem entuzjastycznie - To było super! Może trochę zbyt mocne, ale fajne.
  Sunny spojrzała na mnie najpierw z wahaniem, później odwzajemniła mój uśmiech.
Podszedłem do ślimaka i lekko trąciłem go chrapami pomagając wrócić na drzewo.
- To ja jednak proponuję przejść się nad jakieś miejsce z wodą.
Klacz kiwnęła głową i razem ruszyliśmy przez suchą polankę.
- Sunny...niedawno wróciłem do stada, Havana wysłała medyków na wyprawę. Odkąd wróciłem nie widziałem Amber, a chciałbym się chociaż przywitać...wiesz może, gdzie ją znajdę?

< Sunny? >

Od Flower Desert

CD Corriento

Obudziłam się z pewnym niepokojem zerkając na podłogę i nasłuchując. Cisza, głucha cisza. Ani chichotu, ani tupot kopyt w galopie. Podniosłam wzrok. Zaczęłam szukać Corr'a, ale nie mogłam nigdzie Go znaleźć. Zobaczyłam serce na ścianie. Aż oblałam się rumieńcem, ale nie mogłam zbyt długo o tym myśleć. Dopiero teraz zobaczyłam zwój papieru na podłożu. Rozwinęłam zwój i przeczytałam drżącym głosem tekst:

Kochana Flower!

Z bardzo wielkim żalem muszę Cię opuścić... Ale całe szczęście, że tylko na tydzień, więcej bez Ciebie bym nie przeżył. Chciałbym być z Tobą, ale niestety my, strażnicy wybieramy się wszyscy na tydzień do odległego stada, zaprzyjaźnionego z nami. Potrzebują pomocy, nie mają strażników, ale za tydzień dołączy do nich pół stada, które rozpadło się dawno temu. Wszyscy z nich zostaną strażnikami, więc będzie po kłopocie i będę mógł do Ciebie wrócić. 


                                                                                   Corriento

Przestraszyłam się nie na żarty. Rozstania z przyjaciółmi są okropne. W tym przypadku musiał przecież pogalopować z innymi strażnikami we wskazane miejsce. Nie opuściłby mnie dla czystej zabawy, znam Go. Corriento nigdy jeszcze mnie nie zawiódł, a znamy się dobry miesiąc. Chociaż w Jego przypadku widać, że jest lojalnym przyjacielem i wspaniałym towarzyszem. Jednak ja chcąc, nie chcąc zareagowałam na ten list bardzo emocjonalnie. Najpierw poczułam złość, potem zawód, następnie smutek, rozpacz i zaczęłam płakać. Po dwóch dniach tylko z niecierpliwością czekałam w samotności na Corr'a. Byłam spokojna, choć zniecierpliwiona.

***
Po tygodniu wreszcie nadszedł ten dzień. Nie chciałam się spóźnić, ale tak się niestety stało. Wszyscy strażnicy, też Corriento, wrócili. 
- Flower?
Poczułam skubnięcie w szyję. Wstałam i padłam Mu w ramiona.
- Jak tam, mój żołnierzu? Ile ja wycierpiałam bez Ciebie.
Zalałam się łzami wzruszenia. Ech, muszę ciągle płakać?
- Współczuję Ci. Mimo iż byłem z innymi czułem samotność.
Oznajmił mi ogier.
- Ja również. Jakbym mogła, to poszłabym z Tobą.
Uśmiechnęłam się wreszcie szczęśliwa. 
- Przejdźmy się może, poopowiadam Ci wszystko.
Poszliśmy na mały spacerek.
- Wiesz, powiem szczerze, że potrafisz zauroczyć klacz taką jak ja...
Przytuliłam Go i nagle...pocałowałam Go.
- Ja...przepraszam. Wiem, znamy się tylko miesiąc, to zbyt wcześnie...lepiej jak już pójdę.
Zmieszałam się i uciekłam.

<Corriento?>


Od Solitario

  Śnieg powoli opadał na ziemię, jakby miał nieskończenie wiele czasu na podróż z góry do dołu.
 Gałęzie drzew nie poruszały się, jakby wiatr nie miał nad nimi żadnej władzy. W zasadzie jedyny ruch, jaki odróżniał ten krajobraz od zwykłego nieruchomego obrazu to śnieg.
 Wiatr co jakiś czas rozwiewał niewielkie płatki na wszystkie strony świata.
 Moja grzywa zaczęła już pokrywać się szronem. Stojąc tak na środku wielkiego, ośnieżonego pola zupełnie straciłem poczucie czasu.
 Biały puch przykrywał moje nogi po kolana. Ponownie wróciłem do rzeczywistości po długiej zadumie.
Rana na tylnej nodze znów zaczynała nieprzyjemnie piec, co przypomniało mi o celu podróży. Nie wiedziałem, gdzie i kiedy wzbogaciłem się o długie, głębokie rozcięcie na tylnej kończynie, lecz dobrze pamiętałem, że powinienem znaleźć coś, co pozwoli mi je opatrzyć. Choć patrząc z innej strony...czy nie jest za późno...?
 Z pewnym trudem uniosłem przednią nogę i zacząłem przedzierać się przez śnieżne zaspy. Las pokryty śniegiem zdawał mi się odległy i tak bliski jednocześnie. Zamknąłem oczy i potrząsnąłem głową jakby to miało pomóc...jakby cokolwiek miało pomóc...
 Po pewnym czasie zobaczyłem koło siebie wysokie, brunatne drzewo. Różniło się od pozostałych; silnych, dumnych dębów, smukłych brzóz czy posępnych jesionów. Stojąca koło mnie roślina była pozbawiona życia. Wysokie niegdyś gałęzie teraz chyliły się ku ziemi, a czarny pień wciąż śmierdział spalenizną.
 Gdzieś przede mną rozległ się oślepiający błysk. Zacisnąłem oczy i jęknąłem. Wiedziałem, co teraz nastąpi...
***
   Małe, kare źrebie radośnie brykało między zielonymi świerkami, a za każdym razem, gdy machnęło przednią nogą drzewa kołysały się niespokojnie, co jeszcze bardziej cieszyło młodego konia.
 Tuż za nim galopowała izabelowata klacz, lecz nie miała nawet odrobiny entuzjazmu źrebaka. W jej błękitnych oczach błyskał strach.
- Tyle razy mówiłam, abyś tu nie wchodził! - syknęła zasłaniając drogę karemu.
- Przepraszam, Arabello...- mruknął niechętnie.
 Przed moimi oczami przeleciał siwy dym, a zaraz po nim poczułem zapach spalenizny, który nasilał się coraz bardziej. Spojrzałem w stronę, z której leciał dym, lecz nic tam nie zobaczyłem. Gdy jednak chciałem powrócić do spoglądania na klacz i źrebaka, ich także nie było.
 Jedyne, co ujrzałem, to zgliszcza. Płonące zgliszcza, smętny pomnik dawnego lasu.
 Gdzieś daleko rozległo się żałosne rżenie. Grzywka opadająca mi na oczy na chwilę zasłoniła krajobraz. Podczas tej krótkiej, ulotnej chwili znów zobaczyłem żywą zieleń trawy, spokojne gałęzie świerków i kolorowy rumianek.
 Nieznany, nagły strach zaczął ogarniać moje ciało. Zastygłem w bezruchu nie mogąc już zrobić ani kroku. Chciałem uciec z tego miejsca, tak bardzo chciałem biec byle dalej stąd, lecz jakaś nieznana siła stanowczo mi tego zakazywała.
 Rżenie powtórzyło się, tym razem znacznie bliżej, a po chwili z dymu wyłoniła się sylwetka wychudzonego, karego źrebaka.
- Arabello...- jęknął, a jego oczy w jednej chwili zaszły łzami.
 Bezwiednie upadł na kolana obok ciała izabelowatej klaczy.
 Podmuch wiatru podniósł chmurę popiołu, która zagrodziła mi widoczność. Szyderczy śmiech rozlegający się w tle, i znowu ten błysk...
***
 Gwałtownie otworzyłem oczy i nie mogąc utrzymać się na nogach, runąłem na śnieg.
 Mój szybki oddech był jedynym dźwiękiem w wielkim lesie.
- Dlaczego mi to robisz...! - jęknąłem nim straciłem dech.
 Zacząłem zachłannie łapać powietrze, a moje oczy zaszły mgłą.
Czy wizja, którą przed chwilą ujrzałem była prawdziwa, czy też to kolejny utwór mojej udręczonej wyobraźni?
- Dlaczego...dlaczego dajesz mi nadzieję...-wycharczałem.
Moje serce biło szybko i niespokojnie, niczym u spłoszonego zająca.
- Te kłamstwa trzymają cię przy życiu! - syknął czyjś głos brutalnie rozcinając otaczającą mnie ciszę. Najpierw wydał mi się szyderczy, złośliwy i gniewny, potem zaś troskliwy i łagodny.
 Zamknąłem zaszłe mgłą oczy próbując się uspokoić. Śnieg i drzewa nie robiły sobie nic z mojego cierpienia. Zimne płatki w zetknięciu z moim rozgrzanym ciałem roztapiały się i trochę je chłodziły.
  Gdy doszedłem do siebie na tyle by unieść głowę zorientowałem się, że jestem w innym lesie niż przed chwilą. A może to to samo miejsce, tylko ja znowu go nie pamiętam...?
 Przede mną ciągnęła się ścieżka. Ciemne gałęzie pokryte od góry śniegiem leżały przy drodze odgradzając ją od lasu.
  Ten obraz bardzo mnie przeraził. Wywoła jakiś dawno skrywany lęk i spotęgował go.
 Fala gorąca, a potem nagły chłód rozpłynęły się po moim ciele. Zimny dreszcz przebiegł po kręgosłupie niczym wąż.
- Ja tu kiedyś byłem...- wyszeptałem drżącym, oleistym głosem, który nie umiał nawet wybić się ponad tą nie naturalną ciszę.
  W moich oczach pojawiło się parę ciężkich łez. Nie wiedziałem, czy to strach czy też tęsknota za czymś nieokreślonym przejmuje nade mną kontrolę.
 Coś zakuło mnie w piersi powodując długi, przeszywający ból.
 Spokój tego miejsca przytłaczał mnie. Nie wiem, czego dokładnie się bałem, lecz ten strach mnie paraliżował. Zacząłem szybciej oddychać jakby szykując się do biegu.
 Wstałem z postanowieniem szybkiej ucieczki, desperacko chciałem zerwać się na równe nogi i galopem uciec jak najdalej stąd., lecz nie mogłem zrobić żadnego szybszego kroku. Rozcięcie na tylnej nodze ponownie dało o sobie znać, lecz to nie ono powstrzymywało mnie od biegu. Wiedziałem, że muszę iść przed siebie tą straszną drogą, i to najwolniej jak mogę.
 Wciąż się oszukuję wierząc, że na tym świecie jest jeszcze jakiekolwiek bezpieczne miejsce...
 Krople ciemniej krwi znaczyły moją trasę kapiąc prosto na nieskażoną niczym, niewinną biel śniegu. Zacisnąłem szczękę i oczy. Cierpienie było jednym moim towarzyszem. Towarzyszem, na którego byłem skazany do końca życia...
***
   Zapach krwi wypełniał powietrze wokół mnie. Woń była zbyt silna, aby należała do mnie.
Śnieg w tym miejscu zdawał się być inny, lecz czy rzeczywiście taki był, czy też to kolejny wytwór mojej wyobraźni - nie wiem.
 Stanąłem nad niewielkim jeziorkiem marszcząc nos. To nie było zwykłe jezioro...
 Z początku myślałem, że czerwona barwa wody to tylko moje wyobrażenie, kolejne kłamstwo. Lecz w miarę zbliżania się zobaczyłem i poczułem, czym to miejsce różni się od pozostałych - bajoro wypełniała bladoczerwona maź - krew.
 Moje oczy zaczęły tracić kontakt z rzeczywistością. Wszystko rozmazało się i zamgliło, jednak byłem do tego przyzwyczajony.
 Opuściłem łeb zmuszając się do powąchania czerwonego płynu. Musiałem mieć pewność, że to nie woda, której szukałem od tak dawna.
 Cichy szmer gdzieś w tyle sprawił, że moje mięśnie napięły się gotowe do biegu. Nie, nie teraz, proszę, choć chwilę spokoju...
- Co tu robisz? - spytał łagodny, miękki głos.
 Odwróciłem się i ujrzałem rozmazany, ciemny kształt który stopniowo zaczął nabierać ostrości. Tuż za mną stała siwa klacz, którą chyba trochę zdziwił mój widok.
 Od wielu dni nie jadłem, wciąż ścigany marzyłem jedynie o bezpiecznym miejscu. Jedzenie zawsze schodziło na drugi plan.
- Jesteś niewidomy? - w jej głosie słychać było jakby troskę. Ponownie - czego zapewne pożałuję - zaufałem złudzeniu. Znów chciałem wierzyć, że nic mi nie zrobi.
 Pokręciłem głową.
- Mgła, która w tej chwili zakrywa moje oczy nie jest z nimi w żaden sposób powiązana. Pojawia się i znika kiedy ma na to ochotę. - powiedziałem beznamiętnym głosem.
 Chwila ciszy, którą przerywał jedynie śnieg co jakiś czas spadający z drzew. Chwila, po której w mojej głowie zaczęło wrzeć. Nie, proszę, nie teraz...
- Wybacz mi najście - mruknąłem melancholijnie - czy mógłbym...mógłbym wiedzieć, gdzie jestem?
 Zacisnąłem oczy chcąc zignorować ból, lecz tym razem nie pozwolił mi na to. W mojej głowie rozległ się rozpaczliwy krzyk, a tuż po nim setki różnych głosów. Nie mogąc znieść tego natłoku myśli zachwiałem się i upadłem na ziemię. Tym razem - o dziwo - nie bolało, lecz było znacznie bardziej wyczerpujące.
 Nadzieja znowu została mi najpierw dana, a później brutalnie wyrwana.
- Wierzysz, że choć na chwilę zapomnisz? - diaboliczny rechot w mojej głowie był ostatnim, co pamiętam.

< Havano, dokończysz? >

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Heaven

CD Rothen`a de la Pearl

Skierowałam pytające spojrzenie na Rothen`a. Może brakuje jednak mu tej magii, choć ja ją wyczuwam. Małą ilość, ale jest. Panuje nad każdym terenem stada Mysterious Valley. Ogier chwilę się przyglądał aż w końcu oczy mu zabłysły i odparł z dumą.
-Wiem czego tam brakuje. Chodź za mną- nakazał i ruszył kłusem z górki.
Chwilę patrzyłam jak Rothen zbliża się ku dolinie między drzewami aż w końcu i ja ruszyłam się z miejsca doganiając go.
-Stań tu- rozkazał, natomiast on sam oddalił się kawałek dalej i przyjrzał się z uwagą.
Podniosłam uszy ciekawa o co mu chodzi.
-Tak, to jest to- podszedł z szerokim uśmiechem na twarzy- Brakuje tu trochę ciebie- posłał jedne ze swoich spojrzeń.
Odwróciłam się. To było miłe z jego strony, jednak wątpię bym pozbyła się kompleksów. Nawet najbardziej wyniosłe komplementy na mnie nie działają. Przez całe życie uczyłam się jak z tym żyć, a gdy jestem, u kresu pojawia się ktoś kto mówi mi, że ja i moje moce są piękne. Właśnie... żywioł. Ostatnio tak błogi i spokojny może z każdą chwilą wybuchnąć. Bałam się tego bardziej teraz niż kiedykolwiek i cokolwiek innego.
-Nie powinieneś prawić mi takich komplementów- odpowiedziałam, spuszczając wzrok nie ze smutku czy żalu, lecz bardziej ze strachu spojrzenia komuś prosto w oczy. Tak... moje moce są okrutne do wszystkich. Jestem ich własnym więźniem, manipulowanym, wiecznym pośmiewiskiem i przedmiotem drwin- To i tak bez sensu- dodałam po chwili.

Rothen?

Od Mystic`a

CD Cloud`a von Meteorite

Odprowadziłem brata Alestrii wzrokiem. Chyba nie przyjął tego partnerstwa dość entuzjastycznie. Zamienił dwa zdania i odszedł. Przeniosłem wzrok na partnerkę. Vendela stała tuż obok.
-Czy mi się zdaje czy twój brat nie jest zbyt uradowany tą wiadomością?- zwróciłem się do klaczy, przygarniając  ją delikatnie do siebie.
-Wydaje ci się, Mystic...- powiedziała, lecz zdawało mi się, że można było wyczuć cień wątpliwości w jej głosie.
przekierowała wzrok w dany punkt, gdzie zniknął jej brat.
-To jak Vendela... chyba idziemy się najeść... córeczko...- trochę dziwnie się z tym czułem, a jeszcze bardziej gdy to powiedziałem.
Alestria pewnie się ucieszyła z zaakceptowania sytuacji, Vendeli też zabłysły oczy, aczkolwiek nie wiedziałem czy mogę tak mówić. Z drugiej strony nadal zastanawiałem się nad obojętną reakcją Cloud`a. Z transu wybudził mnie głos jednej z klaczy.

<Vendela? Alestria? Wybacz, że musiałaś czekać...>

Od Sharee

CD Tayar`a

Przez moją twarz przeszedł zawadiacki uśmiech. Duma niewątpliwie wypływała ode mnie na zewnątrz. Mówią, że pewność siebie to przyczyna kłopotów i kolejny krok do piekła. O ile nie ma się go tu na ziemi. Dla mnie ono jest wszędzie, aczkolwiek nie zgłębiajmy się w sprawy etyczne.
-Czyżbym awansowała na wyższy stopień, mówiąc, że lubisz ze mną prowadzić zawiłe konwersacje na temat nie inny niż obrabianie dup innych członków stada i przekomarzanie się. Widzę, że to twoja rozrywka- posłałam mu kolejne uważne spojrzenie, jakbym chciała zapamiętać każdy dokładny detal jego ciała.
-Niewątpliwe, że twoja również...- odgryzł się.
Zaśmiałam się pod nosem, wciągając głęboko powietrza do płuc.
-Ostatnio miałam przemiłe spotkanie z moimi ulubionymi stworzeniami chodzącymi na tej planecie, ,,twardzielami". Nie powiem było całkiem przyjemnie- odwróciłam się, lekko zaskakując ogiera rozpoczynającym się opowiadaniem, aczkolwiek słuchał uważnie, nadal opanowany jakby ktoś rzucił na niego urok i sam zatrzymał czas- Wreszcie mogłam się wyszaleć na tej pustyni nudów i nic nie robienia. Słodka była z nich parka. Doszły mnie słuchy, że planują coś w rodzaju zamachu... Nie przysłuchiwałam się dokładnie, bo szczerze powiedziawszy mnie to rozbawiło. Po dziś dzień widzę ich miny gdy ich obezwładniłam- roześmiałam się głośno- Tacy byli zawzięci, że myślałam aby im dać drugą szansę, ale... niestety, szanuję osoby, które mają szacunek do mnie, a oni... cóż wiele mówić... nie grzeszyli grzecznością i kulturą- skróciłam troche wersję, co jakiś czas uśmiechając się rozbawiona na myśl o tych dwoje- Zresztą mam pewną zasadę, której się trzymam zawsze i wszędzie. Nie rozpoczynasz walki, ja również jej nie zacznę- odpowiedziałam, a na mój pysk znów wrócił obojętny wyraz.

Tayar?
Mi też wena się skończyła...

Od Sunny Shine

CD Ikaleta

-Przecież już dzisiaj pytałeś co tam...-odpowiedziałam mu.-A u ciebie coś słychać?-dodałam.
-Nic ciekawego.-odparł przeżuwając trawę.
Spojrzałam na ślimaka na którego przed chwilą gapił się Ikalet. Rzeczywiście, bardzo ciekawy...
-Ale gorąco-stwierdziłam.
-Bardzo.-przytaknął ogier.
Spojrzałam na niego i znowu poczułam to dziwne uczucie. MIŁOŚĆ. Co?!! Jaka miłość??!! Nie!!! Że niby ja? Że co??
-Idziemy gdzieś?-zapytałam, żeby odwrócić moje myśli od tego tematu.
-Ok, ale gdzieś gdzie nie jest tak gorąco.
Zamyśliłam się. W sumie tu też nie musi być gorąco.
-Nie będzie tu gorąco. Umiem wywołać wietrzyk. Taki przyjemny wietrzyk.-uśmiechnęłam się.
-No to pokaż co potrafisz.
-Ok.
Skupiłam się bardzo mocno. Musiało się udać. Tej mocy jeszcze nie opanowałam za bardzo, no, ale niby dlaczego miałoby się nie udać? Skupiłam się jeszcze mocniej i poczułam, że działa.
-Działa!-wykrzyknęłam szczęśliwa.-Jest wietrzyk!
Ikalet spojrzał na mnie i zrozumiał, że dopiero co tak naprawdę nauczyłam się kontrolować swoją moc. Nagle mocno zawiało. Drzewa ugięły się pod siłą wiatru, a ślimak spadł z swojej gałązki.
-Bardzo przyjemny ten wietrzyk!-ogier starał się przekrzyczeć wiatr.
-Spokojnie, zaraz to naprawię!-odkrzyknęłam próbując przybrać taki wyraz pyska, żeby Ikalet wiedział, że nad wszystkim panuję.
Tyle tylko, że ja nad niczym nie panowałam. Kompletnie nie wiedziałam co robić. No to się popisałam...

< Ikalet? Ale wymyśliłam XD>

Od Tayar'a

CD H. Sharee

Kąciki moich ust uniosły się lekko tworząc ciekawy grymas.
- Ależ naturalnie. - przyznałem - lecz tym razem chciałbym usłyszeć to od Ciebie, Sharee...
Moja rozmówczyni chyba zdziwiła się słysząc swoje imię, lecz owe lekkie zdziwienie szybko ją opuściło. Jej mięśnie napięły się, jednak nie do walki. Wręcz machinalnie stworzyły postawę, która zdawała się być doskonale wyćwiczona. Sharee używała jej, aby oznajmić całemu światu swoje zamiary od pierwszego spotkania.
Na pysku klaczy ponownie zawitał jadowito-złośliwy uśmieszek.
- Cóż, rozważę tę propozycję - mruknęła ponownie chcąc zabrzmieć tak, jakby niewiele interesowała ją ta kwestia. Ten ton także miała wyćwiczony...wyćwiczony tak dobrze, że pewnie nie jeden się na niego nabierał.
- Zastanawia mnie jeszcze jedno - kasztanka obróciła się i spojrzała mi prosto w oczy, aby spotęgować swoje słowa - każdy koń należy do jakiejś "subkultury". Są klaczki, które trzymają się razem, źrebaki, te nieśmiałe ofermy, i - jak wcześniej wspomniałam - pożal się borze "twardziele". Nie wydajesz mi się kimś, kto należy do którejkolwiek z tej grup...
- Och, pytamy wprost...widzę postępy...
Błysk w oczach Sharee dał mi jakże subtelny sygnał, że zrozumiała aluzję.
- Złośliwość to cecha osób inteligentnych, Sharee. Lubię się z Tobą drażnić, bo tylko z Tobą jest to możliwe.
Klacz chwilę patrzyła na mnie beznamiętnym spojrzeniem, ja zaś nic nie mówiłem. Pauza w tym miejscu wydała mi się stosowna.
- A co do Twojego pytania, jestem pod tym względem podobny do Ciebie. Nie staram się być na siłę inny po to tylko, aby przynależeć do jakiejś grupy. Ci "twardziele" o których wspomniałaś tak naprawdę są zbyt słabi, aby być sobą - dlatego udają silnych. Kiedy jest się słabym popychadłem, najlepiej zamaskować to przez oszustwo. Świat widząc twoją pewność siebie, choćby i udawaną, odwróci się na chwilę aby kopnąć kogoś innego. Dlatego udają. Ale masz racje - największymi "twardzielami" jak to ujęłaś są Ci, których nie ruszy byle sytuacja.

< Sharee? Hm...chyba nie miałem weny...>