Wstałam wcześnie rano. Ponieważ w swojej jaskini nie miałam nic do jedzenia, udałam się na najbliższą łąkę. Większość koni chyba jeszcze spało, więc pasłam się spokojnie. Na skraju łąki razem z wiatrem kołysały się czerwone maki, a cała łąka była usiana stokrotkami i innym kwieciem. Powietrze przepełniał słodki zapach roślin. Użyłam swojej mocy, która pozwalała mi rozmawiać z roślinami. Zaraz usłyszałam wesołe głosiki. Pełno było na tej łące rozmów. Kłótnie, plotki i inne... Najbardziej lubię to, jak kwiaty rozmawiają o mnie. "Ta klacz to jakaś dziwna jest. Całe dnie spędza sama."-najczęściej mawiały róże."Może jakaś arogancka i zła, że nikt jej nie lubi?"-zastanawiały się stokrotki. "Na pewno jakaś ją tragedia spotkała, że taka sama ciągle jest."-stwierdzały maki. Czasami od ich opinii śmiać mi się chce. Usłyszałam rozmowę dwóch fiołków:
-Powinna sobie wreszcie znaleźć jakąś przyjaciółkę. Sprawia niemiłe wrażenie, że całe dnie nas podsłuchuje.-powiedział pierwszy.
-Podsłuchuje nas niby? Sprytne, bardzo sprytne...-odparł drugi.
No to mnie fiołki rozgryzły. Może rzeczywiście powinnam sobie poszukać przyjaciela? Tylko jakiego... Z moją nieśmiałością będzie trudno. Postanowiłam, że jutro kogoś poznam. Tak, jutro.
***
Obudził mnie śpiew ptaków. Wstałam z przekonaniem, że coś mam zrobić. A no tak, znaleźć przyjaciela! Przede mną nie lada zadanie. Zjadłam coś i ruszyłam. Oceniłam, że nie jest już wcześnie i jakieś konie powinny gdzieś być. Muszę znaleźć tylko takiego, który będzie przyjacielski, bo jak takiego nie znajdę to będzie jeszcze trudniej. Ok. Niewidzialność i idziemy. Chwila. Jeśli chcę rozmawiać w ogóle z jakimś koniem to powinien nie zauważyć. W takim razie widzialność i idziemy. Szłam w ciepłych promieniach słońca, które ocieplały mi grzbiet. Zapowiadał się ciepły dzień. Postanowiłam iść na plażę.
***
Stanęłam na ciepłym piasku i podniosłam wzrok. Na plaży nikogo nie było, więc postanowiłam zaczekać. Gdzieś w oddali rozległ się krzyk mew. Fale przyjemnie szumiały. Nagle usłyszałam stukot kopyt. Na plażę wszedł jakiś siwy ogier. Szedł pewnie i nie wyglądało na to, żeby chciał zwrócić na mnie uwagę. Nie, to nie właściwy koń. Szybko stałam się niewidzialna. Ogier przeszedł obok mnie, a potem zniknął w oddali. Ogarnęły mnie wątpliwości. A co jeśli nie ma tu nikogo, kto chciałby się ze mną zaprzyjaźnić? Nie, nie poddaję się. Czekam dalej.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz