czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Flower Desert

Dzisiejszy dzień nie był zbyt zimny. Jak na lato przystało. Słońce już od świtu było jasne i na niebie nie było ani jednej chmurki. To nie mogło wróżyć złej pogody. Chociaż ja wiem? Może nagle nadejdzie burza? Z tą porą roku bywa różnie. Ba, jest zmienna jak...pogoda. Jeszcze niech zacznie śnieg padać, nie zdziwię się. I tak po kilku godzinach tego dumania wykryłam kilka szarych chmur. Zaczął padać deszcz. Jednak nie był całkiem zimny i nie była to żadna ulewa. Pokropi i przestanie. Lepiej poszukam Ryana, ciekawe gdzie on jest... Jego jaskinia jest pusta, większość terenów już przekłusowałam, dobrze się porozglądałam...no nie ma go, czy co? Chyba się nie rozpłynął w powietrzu. Za to zobaczyłam jasną grzywę kogoś, kto najwidoczniej schował się w choinkach. Spodobało mi się to odkrycie, bo sama mam jasną grzywę. Zobaczyłam jeszcze nogę...koń był brudnokasztanowaty. Ja jestem jasnokasztanowata, więc trochę się różnimy. Wtedy chyba wyczuł moją obecność, bo gwałtownym ruchem odwrócił się i spojrzał na mnie. Po chwili cofnął się i widziałam tylko chrapy.
- Ja przepraszam, że tak niepokoję, ale podoba mi się pańska grzywa. Jest tak biało-kremowa jak moja. Po prostu przykuła moją uwagę...
Nie dostałam odpowiedzi, ale poczułam, że ogier mi się przygląda.
- Tak w ogóle jestem Flower Desert. Może już pójdę...
Dodałam, aby przynajmniej wiedział kim jestem.
- Czekaj. Jestem Szafir.
Wyszedł już całkowicie z choinek.
- Całkiem ładne imię. Wiesz co? Może pójdziemy nad Wodopój Lorangi, ochłodzimy się...nie mam zbytnio z kim przebywać, moja siostra siedzi z takim ogierem, a mój przyjaciel gdzieś chyba poszedł.
Powiedziałam wreszcie trochę mniej zakłopotana.

<Szafir?>

1 komentarz: