poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Black Angel'a CD. Smile

-Spokojnie, to tylko ja- Black Angel.- powiedziałem, próbując powstrzymać własne emocje, które od pojawienia się Havany koniecznie chciały wyrwać się z mojego wnętrza na zewnątrz.
-Możesz powiedzieć po co mnie gonisz?!- zapytała chłodno klacz.
-Chociażby po to, aby poinformować Cię, że nie jestem w ogóle zadowolony z tego, że to właśnie Havana nas uratowała.- wyjaśniłem i dodałem z naciskiem.- Powinniśmy to zrobić sami.
-Co chcesz niby przez to powiedzieć?!- zaindagowała, przystając i patrząc mi prosto w oczy, czego żadnemu innemu koniowi, a zwłaszcza klaczy był nie przepościł, a już zwłaszcza po takim upokorzeniu, które spotkało mnie przed chwilą.- Przecież tej całej Sharee nie da się pokonać za pomocą mocy!
Uśmiechnąłem się chytrze i wyjawiłem jej swoją koncepcję:
-Mogliśmy połączyć nasze moce i zaatakować ją razem.
-Przypominam Ci, że władamy zupełnie innymi dziedzinami.- napomknęła.
-Owszem, ale ona z pewnością nie spodziewałaby się ataku z dwóch stron naraz.- stwierdziłem.
-Skąd możesz mieć taką pewność?- zaciekawiła się, ruszając znów powoli naprzód.
-Ponieważ większość samotników dawno już zapomniała o takim czymś jak połączenie sił przeciwko wspólnemu wrogowi.- wyjaśniłem.
-Przecież Ty tez do nich należysz.-zauważyła.  
-Po prostu cenię sobie swoją prywatność, a to zupełnie co innego.- odparłem.
-Taaa... Jasne.- powiedziała, wywracając oczami.
Postanowiłem to zignorować i kontynuowałem wcześniejszy wątek:
-W dodatku przez całe dotychczasowe życie towarzyszyła mi siostra, która za nic nie chciała i nadal nie chce przyjąć do wiadomości, iż już dawno powinna się ode mnie odczepić.
-Może po prostu zbyt zawile jej to tłumaczyłeś...
Tak rozmawiając, wyszliśmy na otoczony mgłą, Wdowi Klif, na którym zamajaczyła nam siwa sylwetka jakiejś klaczy.
-Pewnie znów jakaś przewrażliwiona członkini naszego stada przyszłą tu zakończyć swoje życie.- stwierdziła Smile.
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, samica zaczęła się powoli do nas zbliżać, a kiedy znalazła się dostatecznie blisko rozpoznałem w niej...moją dawno niewidzianą matkę. Na szczęście to ona zdecydowała się zacząć rozmowę, dając mi chwilę czasu na poskromienie uczuć.
-Czyli Szafir miał racje twierdząc, że znajdę Cię na którymś z tego typu terenów...
Tu przeniosła swe spojrzenie na mą towarzyszkę, która szepnęła do mnie:
-Znasz ją?
-To jest moja dawno niewidziana matka o imieniu Chryse, która chyba zdecydowała się z jakiegoś powodu do nas dołączyć.- odszepnąłem, a kara klacz, obrzuciła moją rodzicielkę chłodnym spojrzeniem.
-A mówili, że nie zastanę Cię z żadną klaczą, ale ja im nie wierzyłam... W końcu mój mały Black nie mógł się, aż tak zmienić...
-Nie jestem już małym źrebakiem!- wykrzyknąłem oburzony, ledwie hamując się, aby nie puścić w jej stronę czarnych, powodujących długotrwałe swędzenie oparów.
-Dobra, dobra... Lepiej przedstaw mi swoją piękną towarzyszkę...
Wystarczyło mi jedno spojrzenie na ,,,moja piękną towarzyszkę", aby mniej więcej przewidzieć, co za chwilę nastąpi i modlić się w duchu, aby Chryse zdążyła się w porę przed tym obronić.

<Smile?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz