wtorek, 31 marca 2015

Od Last Breath'a

CD Akcenta

Odwróciłem powoli głowę niemal niewzruszony, by przenieść pogardliwy wzrok na wilka uczepionego mojego ogona. Za sprawą jednego mojego spojrzenia, zapchlony agresor znieruchomiał, a jego futro pokryła warstwa szronu. Machnąłem dumnie ogonem, strząsając zamrożone cielsko z siebie. Wtedy dopiero, odwracając się niespiesznie, przeszyłem lodowatym wzrokiem nie grzeszącego inteligencją kasztanka. Stał wpatrzony we mnie z łobuzerskim uśmieszkiem na chrapach, w towarzystwie dwóch pozostałych wilków, szczerzących dumnie kły.
- No? To może teraz odpowiesz na moje pytanie jeśli łaska? - wysyczał bezczelnie w moją stronę. Chyba czas nauczyć ogierka pokory wobec lepszych.
 Położyłem uszy po sobie, uniosłem dumnie głowę i zbliżyłem się do zuchwalca na tyle blisko, że czuł na swojej twarzy mój zimny oddech. Spojrzałem mu w oczy, po czym jego szyja momentalnie się zmroziła i poczęła zamarzać na tyle szybko i intensywnie, że kasztanek w jednej chwili począł się dusić i dławić. Próbował oswobodzić się z niewidocznej lodowej przeszkody, ściskającej jego gardło. Na próżno. Przygwoździłem go do drzewa. Cały czas patrząc głęboko w jego źrenice, szepnąłem:
- Na przyszłość okazuj nieco więcej rozsądku w dobieraniu sobie przeciwników.
Po tych słowach, zlodowacenie opanujące jego szyję zelżało. Ogierek padł na ziemię, łapczywie nabierając w płuca i krztusząc się powietrzem.

<Akcent?>

poniedziałek, 30 marca 2015

Od Rossy

C.D Qerida

Patrzyłam uważnie na Qerida. Ostatnimi czasy, strasznie się zmienił. To stało się tak, niespodziewanie. Podeszłam do niego. Pocałowałam go w policzek. Uśmiechnęłam się lekko, odsunęłam się od partnera.
- Idę. - powiedziałam.
- Gdzie? - spytał.
- Na spacer. - odparłam.
Przytaknął głową. Chciałam iść sama, jednak Qerido się przyłączył.

Qeriś? Wenus brakus *^*

niedziela, 29 marca 2015

Sojusz

Zawarliśmy sojusz ze Stado Kryształowych Serc :) Zasady takie same jak w przypadku sojuszów(nie będę się już rozpisywać xD) ;D

Od Qerida

CD Rossy

O co jej chodziło? ,,Stosunki między nami się zmienią"... Mocno się nad tym zastanowiłem.
~To, że ona nie kocha cię tak mocno jak kiedyś...~ moja podświadomość zaczęła pleść głupoty.
Potrząsnąłem głową by oddalić tą myśl, jednak ona krążyła nadal w odmętach umysłu, który zadawał mi coraz to trudniejsze i głębsze pytania.
~Wyłącz myślenie~ skarciłem się w duchu.
Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Cieszyłem się, że Rossa umiała zaakceptować to co się dzieje, cała tą sytuację, ale tym zdaniem mnie ogromnie zmartwiła. Cały czas nie dawałem sobie z tym spokoju. Już kilkakrotnie chciałem zadać jakieś pytanie, lecz za każdym razem cofałem się i zamykałem.
Kolejną moja myślą było to czy jeszcze kiedyś będę tym samym, zabawnym i tętniącym życiem ogierem. Ostatnie czasy zauważyłem, że stałem się bardziej poważny... markotny i przygnębiony? I to jeszcze przed powrotem Nevady. Co się ze mną cholera dzieje!? Oparłem się o drzewo, nadal będąc w zamyśleniu, nie wiedząc co powiedzieć ani co zrobić. Poczułem uważne spojrzenie Rossy.

Rossa?

Od Havany

CD Nell Donny

Nie lubiłam wtrącać się w czyjeś życie. Wiedziałam o co chodzi i także przykro było mi patrzeć na Nevadę, ale myślę, że ona potrzebuję również czasu.
-Wiesz... raczej nie chciałaby bym komukolwiek mówiła. Tajemnica- wskazałam na serce i pokiwałam głową- I chyba nie będziemy jej przeszkadzać- odparłam.
Nevada odwróciła się w naszą stronę, lecz zaraz potem oddaliła się.
-Masz ochotę na przechadzkę nad Skalne Jezioro? Nie wiem czemu, ale naszła mnie taka myśl by tam pójść- zwróciłam się do Nell i zaczęłam iść w kierunku Jeziora.
Klacz chyba niechętnie kiwnęła głową i ruszyła za mną. Po chwili znaleźliśmy się nad pokrytym mgłą jeziorze.

Nell Donna? Przepraszam, że takie krótkie, ale nie mam pomysłu ;c

sobota, 28 marca 2015

Od Rossy

C.d Qerida

Zastanawiałam się co mam mu odpowiedzieć, jednak wiedziałam, że jeżeli nie chcę go stracić, nie chcę tego wszystkiego zrójnować to powinnam zaakceptować tą sytuację. Los chciał inaczej, ale teraz wiem jedno, choć mam pewne wątpliwości... Kocham go. A te słowa tak wiele dla mnie znaczą, teraz wiem, że to nie był błąd. Wzięłam głęboki wdech.
- Mogę to wszystko zaakceptować... Jednak pamiętaj, że i tak wszystko się zmieni. Stosunki między nami także już się zmieniły i zmieniać będą. Mam nadzieję, że jakoś to wszystko pogodzimy, bo na prawdę Cię kocham i nie chciałabym Ciebie stracić. - powiedziałam.
Qerido przytaknął głową, po chwili chciał o coś zapytać, ale widocznie odpuścił...

Qerido? Wena [*]

Od Lavory

CD Filjan

Spojrzałam na klacz z łzami w oczach.
- Ale to nie on mi o tym powiedział. Dopiero Havana podzieliła się ze mną tą informacją.
Powiedziałam drżącym głosem. Najbardziej bolała mnie myśl o tym, że mnie już nie kocha.
- Przykre... powiedział o tym tylko Havanie?
Zamyśliła się klacz. Ja hamowałam łzy, ale i tak chociaż parę musiało spłynąć mi na chrapy.
- Tylko. I teraz jestem bez partnera, a dzieci bez ojca.
Wtedy poleciało mi kilka łez. Z za drzewa wyczuwałam zapach mojej córki, Perły. Ona zawsze reaguje tak na emocje innych, albowiem emocje to jej żywioł.
- Mamo...
Podbiegła do mnie i widziała jak zalewam się powoli łzami. Przytuliła się do mnie.
- To twoja córka?
Zapytała mnie Filjan.
- Tak, to Perła. Gdzie jest Akcent z tymi swoimi przeklętymi wilkami śmierci?
Zapytałam córki, która zazwyczaj wie gdzie kręci się jej młodszy brat.
- Ach, on jest wszędzie gdzie panuje magia. Ale ostatnio był w swojej jaskini.
Otarła moje łzy. Użyła mocy, aby trochę mnie rozweselić.
- Filjan, może chcesz poszukać z nami mojego syna?
Podeszłam do klaczy. Okazało się, że już nie trzeba go szukać.
- O wilku mowa...
Powiedziała wrednie Perła do Akcenta idącego w naszą stronę. Oczywiście z wilkami, których imion nie pamiętam.
- Któż mnie tu obgaduje? Granix, bierz ją!
I najsilniejszy z jego wilków rzucił się na Perłę.
- Jejku, dzieci! Akcent, weź te przeklęte wilki.
Krzyknęłam z pogardą. Przecież są dorośli.
- Może pójdźmy w inne miejsce.
Zwróciłam się do Filjan.

< Filjan?>

piątek, 27 marca 2015

Od Filjan

Spacerowałam, podziwiając wczesnowiosenny krajobraz. Słońce świeciło mocno, a wszystkie rośliny zaczęły okrywać się zielenią. Ten widok był znacznie lepszy od zmarzniętej, starej, zimowej trawy. Po jakimś czasie dotarłam nad wodopój Lorangi. Podeszłam do błękitnej tafli, po czym schyliłam się i wypiłam kilka łyków. Gdy tylko podniosłam głowę, zauważyłam kilka metrów od siebie stojącą klacz. Nawet uosobienie takiego "geniuszu" jak ja, mogło by dostrzec, że jest bardzo smutna. Pustym wzrokiem wpatrywała się w swoje odbicie w wodzie. I choć na ogół nie lubię wtrącać się w czyjeś sprawy, postanowiłam podejść, by dowiedzieć się o co chodzi.
- Ymmm... Hej. - powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się lekko. Klacz spojrzała na mnie bez jakiegokolwiek wyrazu. - Wybacz, że się wtrącę, ale czy coś się stało? Nie wyglądasz dobrze... A tak poza tym jestem Filjan.
- Lavora. - odpowiedziała krótko klacz - Chodzi o to, że... - Klacz próbowała zmusić się do wyduszenia tego z siebie, choć widać było, że sprawia jej to wielki ból. - Mój partner odszedł...
Spojrzałam na nią ze współczuciem. W końcu ja też straciłam partnera. Castiela... On też odszedł. Teraz już się z tym pogodziłam, ale wolę sobie nie przypominać jak zachowywałam się po jego stracie.
- Współczuję Ci. - powiedziałam po chwili. - Potrafię sobie wyobrazić co czujesz, też to przeszłam. W tej sytuacji powiem Ci tylko, żebyś się nie załamywała. Czas leczy rany, nawet te, które wydają się nie do uleczenia. - A ja jestem tego żywym przykładem, dopowiedziałam w myślach, przypominając sobie wszystkich bliskich, którzy ode mnie odeszli i jak po tym cierpiałam.

(Lavora? Filjan służy dobrą radą xd)

Od Nell Donny

CD. Havany

Havana wreszcie przyszła. Długo na nią czekałam, ale myślę że opłacalnie. Kiedy wszystko było gotowe podeszłam do niej.
- Nell?
Usłyszałam jej głos.
-Havana?
Wymówiłam jej imię.
- Cześć. Jak tu ładnie. Sama dekorowałaś?
Zapytała mnie. Stanęłam obok niej.
- Tak sama. I jeszcze znalazłam jakieś owoce na kolację. Jeśli chce ci się jeść to możemy kilka wziąć.
 Uśmiechnęłam się do Havany.
- Chyba zjem parę. Miło, że mnie zaprosiłaś...
Ugryzła jedno z jabłek. Też spróbowałam. Były smaczniejsze niż zwykle.
Nie ma sprawy. Lubię robić tego typu przyjęcia.
Byłam już trochę śpiąca. Ale nie... najpierw trzeba się wyszaleć!
- Co teraz robimy?
Zapytała po chwili alfa. Nie miałam pomysłu, ale mogłyśmy przejść się i porozmawiać.
- Możemy iść na nocny spacer i trochę porozmawiać.
Ziewnęłam zakrywając chrapy.
- W sumie to dobry pomysł. Przejdźmy się po Zatoce Gwiazd parę razy.
Spodobała mi się myśl klaczy. Poszłyśmy więc tam. To rzut kamieniem stąd.
- Myślisz, że tam stoi ktoś z naszego stada?
Zobaczyłam samotną sylwetką stojącą nad taflą wody.
- Nie myślę, ale wiem! Znam ją! To Nevada.
Biała niczym duch klacz stała nad wodą. Zdawała się smutna.
- Czemu ona tak stoi? Smutno jej? Ma ciężkie życie?
Zadręczałam alfę pytaniami.

<Havana?>

Od Qerida

CD Rossy

Nadal czułem na nią złość, lecz nie umiałem się długo gniewać. Westchnąłem i odwróciłem się w jej stronę.
-Też cię kocham tylko po prostu MUSIMY zaakceptować tą sytuację. Nikomu z nas nie jest łatwo, ale nie powinniśmy się od siebie odwracać ani załamywać- patrzyłem na nią z ulgą- Nie chcę by to tak wyszło...
Klacz spuściła wzrok. Przytuliłem ją. Tym razem się nie opierała.
-Ale mam do cb ogromną prośbę i zarazem pytanie... Czy zaakceptujesz Nevadę? Nie musiscie być wielce przyjaciółkami ani nie musicie się lubić... po prostu źle mi jest gdy widzę, że jedna jest smutna i druga- wpatrzyłem się w jeden punkt.

Rossa?

Od Havany

CD Lavory

Spojrzałam w kierunku ogiera, który bez słowa odszedł. Z tyłu niezbyt widziałam, ale znałam go na pewno.
-To Harry, ogier z naszego stada. Chyba ma zły dzień skoro odszedł bez odpowiedzi- spojrzałam w kierunku Lavory.
Klacz pokiwała głową nadal patrząc w kierunku odchodzącego ogiera o z powrotem zwróciła wzrok na mnie.
-Nie martw się. Pamiętaj, że w razie czego masz mnie i dzieci, które zostały także bez ojca- pocieszałam ją.
-Harry!- krzyknęłam w stronę odchodzącego ogiera.
Lavora spojrzała na mnie potem skierowała wzrok na Harry'ego, który przed chwilą stanął i poszedł kilka kroków w naszym kierunku. Machnęłam głową by klacz za mną szła. Podszedłam do ogiera.
-Czemu jesteś taki markotny?- spytałam a obok mnie stanęła Lav.

Lavora? Harry?

czwartek, 26 marca 2015

Od Rossy

CD Qerida

Spojrzałam na niego.
- Zależy mi! - powiedziałam.
Poczułam w kącikach oczu łzy, zacisnęłam mocno powieki.
- Kocham Cię, rozumiesz? No chyba nie... Może dałbyś mi też czas na przemyślenie tego wszystkiego, może pomyślałeś o mnie, a nie tylko o sobie, co? - spytałam.
Qerido odwrócił głowę w drugą stronę. Odsunęłam się i pokręciłam tylko głową, po czym z żalem odeszłam. Przed samym wejściem do środka stajni, obróciłam się do niego.
- Mógłbyś trochę pomyśleć, mimo że ja o tym nie pomyślałam. - szepnęłam.
Ogier podniósł głowę, w jego oczach dało się dojrzeć iskierkę nadziei... Westchnęłam ciężko.
***
Kolejny dzień, znowu mogę spróbować, albo zostać tutaj na wieki. Całą noc nie spałam, nie mogłam... Ciągle myślałam o tym całym zdarzeniu. Wypuszczono mnie i wtedy... Teraz albo nigdy...
Jakoś udało się uciec. Biegłam do stada...
***
Dotarłam na miejsce. Zastałam Qerida nad jeziorkiem. Podeszłam do niego.
- Rossa... - usłyszałam. - Czy... Przemyślałaś to?
- Tak... Będzie mi z tym ciężko, ale jednak kocham Cię i nie chcę Cie zostawić. - szepnęłam.

Qerido? Na spontana, lecę na ang ;-;

Od Havany

CD Nell Donny

Uśmiechnęłam się do klaczy. To miłe z jej strony.
-Owszem, chyba znajde czas wieczorem. Mogę przyjść, przynajmniej się postaram- odparłam.
Po chwili pożegnałam się z Nell i ruszyłam w kierunku swojej jaskini.

Wieczorem

Miałam dużo do roboty, ale w końcu byłam wolna. Wiedziałam, że się spóźnię, ale przynajmniej przyjdę. Skoro obiecałam... W końcu dotarłam do Zatoki Gwiazd i jaskini Nell Donny. Zdążyła już wszytsko zrobić. Wejście było ładnie udekorowane, z wewnątrz pachniało wyśmienicie, a i klacz dodała kilka kolorów do otoczenia.
-Nell?- weszłam jednym krokiem do jaskini i rozejrzałam się.
-Havana?- usłyszałam z jeden z przegród jaskini głos.
Po chwili z ciemności wyłoniła się sylwetka klaczy.

Nell Donna?

Od Qerida

CD Nevady

Uśmiechnąłem się nie widocznie pod nosem. Nadal nie wiedziałem co myśleć, ale sytuacja jakby się rozluźniła. W głębi duszy cieszyłem się gdy zobaczyłem uśmiech na twarzy Nevady.
-Spokojnie... na pewno będzie zdrów jak ryba- odparłem patrząc na klacz.
-Tak, jest silny- podniosła wzrok.
-Jakby był jakiś problem to wiesz... możesz mnie poprosić, postaram ci pomóc, w końcu... to także moje dziecko- odparłem znów przyłapując się na nadmiernym rozmyślaniu.
Nevada nic nie odpowiedziała. Czułem tylko jak na mnie patrzy.
-Masz jaskinię? Pewnie nie... A ty powinnaś mieć teraz warunki do mieszkania. Jeśli chcesz, oczywiście nie musisz to mogę cię zaprowadzić i wybierzesz sobie grotę, którą chcesz- zaproponowałem Nevadzie.

Nevado?

Od Qerida

CD Rossy

Byłem wściekły na Rosse. Jak mogła sobie tak odejść i nic nie powoedzieć!? Rozumiałem jej sytuacje, bo nawet sam byłem załamany, ale... ale to wyglądało jakby się ode mnie odwróciła, wyrzekła się tego wszystkiego. Czułem, że coś się stało, dlatego pobiegłem śladem klaczy tak jak mnie wiatr poprowadził.

W pewnym momencie raptowanie się zatrzymałem. Kojarzyłem te tereny i pamiętałem, że ta droga prowadzi do stajni gdzie już rezydentowaliśmy. Jednak i tak pobiegłem w tym kierunku.

Moje myśli były nieomylne. Już w dali zobaczyłem Rosse rozmawiającą z ogierem, którego nie dawno poznaliśmy. Chyłkiem przemknąłem się obok i podbiegłem do ogrodzenia.
-Co ty tu robisz?- Rossa aż podskoczyła z zaskoczenia na mój widok i głos.
-Qerido... a ty?- powiedziała nadal zdumiona.
-To ja się ciebie pytam. Zgłupiałaś? Pchałaś się prosto w ręce ludzi!- byłem strasznie wkurzony.
Spojrzała na mnie.
-Uciekłaś jakbyś mnie odtrącała. Tak ja to odebrałem. Czy tobie na prawdę już na nas nie zależy???- spojrzałem na nią z bólem w oczach.

Rossa?

środa, 25 marca 2015

Od Secret Star`a i Havany

CD

Pokiwałam przecząco głową, odsuwając się od człowieka i patrząc błagająco w oczy ogiera. Poczułam jak coraz więcej łez napływa mi do oczu. Nie chciałam iść, nie chciałam uciec szczególnie bez Secret Star`a, bez niego. Ogier próbował być poważny, lecz ja nie zgadzałam się.
~Mam wrócić do stada bez Star`a? I co potem? Co niby mam zrobić?!~ krzyczałam na siebie w duchu, czując się coraz bardziej bezradna i mała w obliczu tej sytuacji.
***
Idź Havano! Ratuj się!! Klacz nie chciała. Ze zrezygnowaniem zapałem klacz za grzywę i pociągnąłem na największy padok. Grzegorz zrozumiał moje zamiary. Spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłem ramionami myśląc: Uparty babsztyl. Grzegorz pokiwał głową jakby rozumiał. Lubiłem go. Był inny. Kiedy zaciągnąłem Havi na potężną łąkę, spojrzałem pytająco na mężczyznę.
- Idź z nią. Zrobiłeś wszystko co dla niej mogłeś. Jak przekonasz ją żeby odeszła to może - zdawał się czytać mi w myślach.
Stanąłem jak najdalej od Havany. Byłem wściekły na nią. Ale dominującym uczuciem był przeraźliwy smutek, że klacz się dostała do niewoli.
***
Poczułam ukłucie w sercu. I to mocne. Czemu on nie chce iść skoro ludzie puszczają go wolno? Nie mogę tego przeżyć.
-Secret, nie zamierzam się stąd ruszyć ani na krok bez ciebie- powiedziałam stanowczo.
***
Warknąłem na nią. (WARKNĄŁEM?!)
- Havano to nie mnie puszczają. Puszczają CIEBIE. I ja nie odpuszczę puki nie będziesz wolna, choćby za cenę mojej wolności!
Wstrząsnąłem gniewnie grzywą. Klacz nie odezwała się więcej. Wpatrywała się we mnie z bólem w oczach. Rano przyszedł Grzegorz. Założył mi kantar i sprowadził z pastwiska. Puknąłem go lekko w ramię na powitanie. Uśmiechnął się i pogładził mnie po gwiazdce na czole. Westchnąłem. Tak bardzo chciałbym wrócić na wolność... z Havaną.
Znowu ktoś na mnie wsiadł. Puki kazali mi nieść głowę w konkretnym ustawieniu nie spoglądałem na Havanę. Bo to właśnie przy naszym pastwisku znajdował się plac treningowy. Kiedy chłopak, który na mnie jeździł wypuścił mi głowę natychmiast skierowałem wzrok na moją alfę. Nietrudno było dopatrzyć się w moich oczach tęsknoty. W połowie treningu, Grzegorz który to wszystko obserwował, przerwał nam. Kazał mnie rozsiodłać. Założył mi kantar i zaprowadził do bramy pastwiskowej. Stała przy niech Havana, której ból w oczach i myślach był wyraźny. Cierpiała widząc, że się poddałem. Ale ja wiedziałem, że tylko tak mogę dać jej wolność. Nagle Grzegorz zrobił nieoczekiwany ruch. Założył Havanie kantar tak szybko, że tego nie spostrzegliśmy. Zaprowadził nas na nieogrodzoną łąkę, poza terenem stadniny. Zdjął z nas kantary.
- Idźcie - powiedział,
Havana odbiegła i stanęła na skraju łąki. Czekała na mnie. Spojrzałem na Grześka. Dotknąłem pyskiem jego ręki. Moje nieme dziękuję.
- Idź za nią. Musisz ją naprawdę kochać, skoro chciałeś dać jej wolność wiedząc, że ty się nie uwolnisz. Chcę żebyś był szczęśliwy - powiedział, a po policzku spłynęła mu łza.
Byłem zdumiony? Ja? Kochałem Havanę? Nie... Ja tylko się o nią troszczyłem. Klacz nie słyszała moich myśli, zbytnio skupiła się na słowach Grzegorza. Podbiegłem do niej. Odwróciłem się jeszcze raz i spojrzałem na człowieka. Był dobry. Stanąłem dęba, mocno wierzgając przednimi nogami. Grzesiek uniósł rękę w geście pożegnania. Pobiegliśmy z Havaną w kierunku terenów stada. Żadne z nas się nie odzywało. Klacz była pogrążona w myślach.
***
Byłam zarazem szczęśliwa i wściekła. Nigdy nie czułam tak bardzo mieszanych nastrojów. Jednak nie mogłam z siebie to wyrzucić. Cisza bardzo mi przeszkadzała, lecz nie zamierzałam jej przerywać. Nie wiem co mnie napadło, ale trudno było mi ją przerwać. I tak też więc nie robiłam.
Powoli zbliżaliśmy się do terenów stada. Stanęłam na niewielkim wzgórku, a obok mnie stanął Secret. Wzięłam głęboki wdech, wypełniając płuca wolnością i zapachem terenów stada.
-Wreszcie w domu- szepnęłam, uśmiechając się lekko i zamykając oczy.
Po chwili usłyszałam głos ogiera.
***
- Ja pójdę do siebie - powiedziałem cicho.
Zanim klacz się odezwała pogalopowałem w kierunku wzgórz Namerai. Cały teren obrzuciłem zaklęciami ochronnymi, tarczy, zwodzącymi oraz wszystkimi, które w takim przypadku były przydatne.
- Mufilliato, asento, epresento, molaux don - mruczałem pod nosem.
Zadowolony uśmiechnąłem się. Teraz nikt nie widzi tego miejsca, a tylko ja sam. Wejść tu może tylko ten kogo tu wpuszczę, inaczej będzie mu się wydawało, że chodzi po zwykłej łące. Jednego nie uwzględniłem. Wiedziałem, że w każdej chwili może tu wejść Havana, ze względu, że byłem jej podwładnym. Po prostu chciałem, żeby ona mogła tu wejść w dowolnej chwili. Pomiędzy drzewami znalazłem jaskinię. Super! Nie dość że są wzgórza, drzewa, to jeszcze mam jaskinię! Uradowałem się w duchu. Wróciłem myślami do słów człowieka. Czemu powiedział, że kocham Havanę? Najpierw wyczułem jej myśli, dopiero później ją usłyszałem.
- Secret! - wołała Havana.
Wyłoniłem się z cienia, będąc w pełni świadomym, że ona przed chwilą również myślała o słowach Grzegorza. Byłem ciekawy czy jakoś to skomentuje. Nadal byłem na nią wściekły.
- Jestem - powiedziałem spokojnie, chociaż we mnie wrzało.
CDN

Od Lavory

Dziś jak zwykle wstałam i rozglądałam się po jaskini. Zdaje się, że Hermoso gdzieś wyszedł. Postanowiłam go poszukać. Wyszłam i najpierw zjadłam trochę trawy. Było jeszcze zimno i ciemno. Nie było go w całej okolicy. Zaczęłam się martwić. A co jeżeli coś mu się stało? Przecież on nigdy nie wychodzi z jaskini tak wczesnym rankiem. Postanowiłam zwrócić się do Havany. Zna lepiej okolicę i może mi pomóc w szukaniu partnera.
- Cześć Havana! Wiesz może gdzie jest Hermoso De Ereno?
Znalazłam ją nieopodal swojej jaskini.
- Nie powiedział ci? Chyba tylko ja zostałam o tym poinformowana.
Zdziwiła się klacz. Wyraźnie była zaniepokojona.
- Co się stało?
Podeszłam bliżej Havany z złą już miną.
- On wczoraj w nocy oznajmił mi, że odchodzi ze stada i idzie do siostry.
Załamałam się. Jak mógł mi nie powiedzieć? Może już mnie nie kocha? To nie może być prawda! Ale nie odszedłby bez słowa jakby nie kłamał cały ten czas. Od teraz już nie chcę go znać.
- I co ja mam robić?
Panikowałam, a z oczy polały mi się łzy.
- Przyjmij to do siebie i uspokój się. Pomogę ci.
Próbowała pocieszyć mnie alfa. Niewiele to dało.
- Lepiej będzie się zabić!
Wykrzyknęłam i pogalopowałam na Wdowie Wzgórze. Jeszcze raz spojrzałam w niebo i już miałam skakać, kiedy nagle ktoś pociągnął mnie za ogon. Nie znałam jego imienia, ale obok nadbiegła Havana i moje dzieci.
- Akcent! Perła! Dzieci, teraz tylko wy musicie mi dać sens życia.
Przytuliłam je do siebie. Niezmiernie interesowało mnie to, kto złapał mnie za ogon i uratował przed niezbyt mądrą chęcią śmierci.
- Kto to jest? Nie znam pana...
Spytałam alfy pokazując na ogiera.

< Havana?>

wtorek, 24 marca 2015

Nevada jest w ciąży

Data porodu: 1.04.2015r.
Matka: Nevada
Ojciec: Qerido

Hermoso De Ereno odchodzi

Powód: Decyzja właściciela

Od Hermoso De Ereno

Od Hermoso De Ereno

Postanawiam odejść z tego stada. Po prostu uważam, że powinienem być z siostrą. Nie radzi sobie sama i muszę dołączyć do stada, w którym ona jest omegą. Nie powiem nic Lavorze, nie chcę jej załamywać. Dzieci radzą już sobie same. Ona niech cieszy się tym życiem i tyle. Tylko powiedziałem to alfie i poszedłem w stronę stada, tego naszego rodzinnego. Teraz może czasem będę was odwiedzał? Może przyjdę jeszcze podziękować za wszystko? Może jeszcze kiedyś powrócę. Muszę na razie oswoić się z zaistniałą sytuacją w rodzinie, u Seniority. Ona ma ciężej i chcę jej tylko pomóc zamieszkując u niej. Jej nowy źrebaczek jeszcze potrzebuje opieki i w ogóle, a ona jest omegą i wszystkim musi się martwić z betami i alfami. Wyszedłem już daleko poza nasze tereny i tak jak mówiłem wrócę kiedyś.

Od Nevady

CD Qerida

-Posłuchaj mnie.-zwróciłam się do niego twardym, rzeczowym tonem. Widziałam w jego oczach panikę, a przecież któreś z nas musiało zachować trzeźwość umysłu. Jeżeli nie on to ja, no trudno. -Nie mam zamiaru niczego rozbijać, nie żądam od ciebie żebyś rozstawał się z Rossą. Chcę tylko i wyłącznie żebyś był ojcem dla naszego źrebaka, jasne? Nic więcej. Po prostu zaakceptuj fakt dokonany i pomóż mi go wychować, tylko tego od ciebie oczekuję. Rozumiesz?
Skinął głową, sprawiając wrażenie niesamowicie przytłoczonego całą tą sytuacją. W zasadzie nie ma co się dziwić, wcale nie spodziewałam się, że będzie tym wszystkim zachwycony...
-To już niedługo...-zwiesiłam głowę, wbijając wzrok w ziemię.
Przez chwilę milczał.
-Nie widać po tobie.-odezwał się wreszcie nieco spokojniejszym tonem.
-Wiem, podobno to nic złego, zdarza się. Ale mały ma jeszcze trochę czasu na podrośnięcie, może tylko sprawia pozory takiego drobnego.-uśmiechnęłam się promiennie. Może czas i okoliczności nieszczególnie sprzyjały, ale jednak mimo wszystko naprawdę cieszyłam się z perspektywy zostania mamą.

Qerido?

Od Rossy

C.D Qerida

Odsunęłam się od niego. Chciałam coś powiedzieć, ale momentalnie gula w moim gardle mi nie pozwoliła i stałam cicho. W pewnym momencie bez słowa odeszłam od Qerida. Skierowałam się w stronę jaskini, nie "naszej" tylko do swojej. Tylko teraz tam mogłam mieć spokój, nie widziałam partnera... Jeżeli mogę nazwać nas "parą". Nie wiem co teraz czuję, jestem zagubiona. Najchętniej bym odeszła ze stada, ale nie mogę tak od razu... Potrzebuję czasu, na to wszystko...
***
Kolejne dni mijały dość spokojne, Qerido nie rozmawiał ze mną. Chyba zrozumiał, że potrzebuję czasu... No właśnie, chyba. No nie ważne. Kiedy przesiadywałam na Mglistej polanie zobaczyłam partnera. Szedł z Nevadą. Nie chcąc aby mnie zobaczyli, weszłam znowu do lasu. Wiedziałam, że dużo ryzykuję, ale wolę to niż tamto.
Chodziłam po lesie, w końcu doszłam do wniosku, że znowu się zgubiłam. Jedynym moim "źródłem" pomocy była woda, którą wyczuwałam dość niedaleko...
***
W końcu dotarłam do jakiegoś "wyjścia" z lasu. Jednak tam gdzie wyszłam okazało się błędem. Chciałam zawrócić, ale nie zdążyłam... Znowu ludzie. Tylko nie oni... Szybko im poszło ze złapaniem mnie. W sumie nic dziwnego. Jestem słaba. Nie stawiałam im żadnych oporów. Po prostu się oddałam.
- Ej czy to nie ta sama co wtedy? - spytał jeden, który mi się przyglądał.
Tamten tylko pokiwał twierdząco głową. W sumie.... Może Uran jeszcze tam jest? Niestety ale tego nie wiem...
Po kilku minutach znowu byłam tam gdzie ostatnio. Nic szczególnego, wszystko tak samo. Na pastwisku dostrzegłam tego samego ogiera co niedawno poznałam. Uśmiechnęłam się lekko. Wypuszczono mnie. Podeszłam do niego.
- Rossa co tu robisz? - spytał patrząc na mnie.
- Ech... Złapali mnie, ale chyba to będzie lepiej. - wyszeptałam.

<Qerido?>

niedziela, 22 marca 2015

Od Silver`a

Wreszcie wyszedłem z jaskini medyków, żegnając się z innymi i pogalopowałem w kierunku swojej groty. Czułem nie małe zmęczenie z powodu nieprzespanej nocki, ale za to byłem w doskonałym humorze. Kłusowałem spokojnie po kolejnych terenach, rozglądając się dookoła. Wtem zauważyłem swoją starą znajomą, Cello. Uśmiechnąłem się na jej widok.
-Cello!- krzyknąłem, a gdy tylko klacz podniosła głową i wyszukała mnie wzrokiem i wymachnęła głową na powitanie.
Odwzajemniłem gest i pogalopowałem w jej stronę. Po chwili znalazłem się obok niej.
-Dawno cię nie widziałem- odparłem, podchodząc bliżej.
-Ja ciebie również. Co tu robisz?- zapytała, stajać naprzeciwko mnie.
-Szczerze mówiąc to kierowałem się w stronę jaskini, ponieważ skończyłem swoja zmianę, ale jak cię zobaczyłem to pomyślałem, że nic nie szkodzi podejść i się przywitać- uśmiechnąłem się wesoło- A ty? Co robisz tu tak sama?- zaciekawiłem się.
-A, nic...- odparła, spuszczając na chwile oczy- Właśnie szłam coś zjeść i się przejść, ale usłyszałam znajomy głos..- zachichotała.
-To może razem coś zjemy i przejdziemy się? Co prawda miałem dwie nocki nieprzespane, ale... chyba dam radę i postaram się nie zasnąć w czasie drogi- roześmiałem się pod nosem.

Cello?

Od Nell Donny

CD Havany

Nie oglądałam terenów w ich stadzie. Miejsce, w którym rosły same owoce zainteresowało mnie najbardziej. Moimi ulubionymi owocami były jabłka oraz granat i figi, ale zdaje się, iż tam będą rosły tylko te pierwsze.
- Nie mam nic przeciwko. Możesz oprowadzić po okolicach.
Nawet zaskoczyłam się gościnnością Havany. Mój ród niestety, był często niemiły dla innych. Staram się opanować tą wadę. Jak na razie mi to nawet wychodzi.
- A więc idźmy w najbliższe miejsce, jest tam trochę niebezpiecznie, ale poradzimy sobie. Jest to Woskowy Las.
Hmmm... Woskowy Las. Nic mi to nie mówiło, jednak kiedy weszłam do niego ujrzałam ogień. Drzewa...z wosku. Są tu bardzo magiczne miejsca. Ogień parzył mnie w kopyta i trochę mnie to denerwowało.
- Trochę tu gorąco, nieprawdaż? Pójdźmy gdzie indziej.
Zaczęłam lekko dyszeć.
- No to zwiedzimy Aleję Niebios.
Havana gwałtownie zawróciła. Pobiegłam za nią. W Alei Niebios nie było wody. Strasznie dziwaczne miejsce. Od razu wyczułam tu magię.
- To nie jest spokojne miejsce. Kryje dużo tajemnic. Idźmy dalej.
Oznajmiła alfa. Kiedy tylko tam weszłyśmy zobaczyłyśmy gładką taflę wody. Tylko te drzewo było strasznie niepokojące. Oddychałam coraz szybciej. Korzenie drzewa zdawały się łapać mnie za nogi. Zaczęłam kopać nerwowo nic nie mówiąc.
- Potrzebujesz pomocy?
Zapytała mnie klacz.
- Dziękuję, już sobie poradziłam.
Uśmiechnęłam się do zawsze chętnej pomocy Havany.
- To może stąd już idźmy? Na przykład do Lasu Peeves?
Słyszałam dużo o tym lesie, bo jest on rozległy i inne stada również mają do niego dostęp. Mogę opanować świsty wiatru moimi mocami.
- Oczywiście.
Pokłusowałam przodem. Byłyśmy niego blisko i już widziałam Las.
Słyszałyśmy okropne szepty. Jak z horroru! Zmieniłam je chwilowo na szum morza. Ze spokojem zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się. W strasznym miejscu unosiła się za moją sprawą słodka melodia śpiewu ptaków. Musiałyśmy niestety iść dalej. Nie ma czasu do stracenia! Zmieniłam dźwięki na te normalne i straszne i wszystko wróciło do normy. Teraz stanęłyśmy tylko przed Zdradliwą Przystanią.
- Lepiej tam nie wchodzić. Popatrz tylko, wszystko się tu chwieje!
Klacz ostrzegła mnie, a ja lubię słuchać tych bardziej doświadczonych.
- Wierzę, wierzę.
Okropne wrażenie robiło wszystko wokół, włącznie z wodą. Taka szara i smutna.
Teraz mam chętkę na wyluzowanie się. Powiedziałam o tym alfie, a ona zaczęła mnie gdzieś ciągnąć. Łąka Pragnień. Śliczny widok, nawet można powiedzieć, że to raj. Dużo różu i parę zakochanych parek.
- Tak tu pięknie! Jak ogrody w pałacu po których tak kochałam biegać.
Wyznałam jej wrażenie z przeszłości.
- Cieszę się, że to miejsce przypadło ci do gustu.
Odpowiedziała tylko. Cały czas spoglądałam na karą klacz. U jej boku stał gniady ogier.
- To... gdzie teraz?
Otrzepałam się i zapytałam Havany.
- Może w tą stronę! Tu jest Pustynia Królików, takie miejsce dla źrebaków. Nie mamy tu żadnych jak na razie.
Przeszłyśmy szybko przez miejsce pełne piachu. Teraz stanęłyśmy na uboczu górki. Dalej była zatoczka. Na sam jej widok zaczęłam się śmiać. Miała taki dziwny kształt i taką pozytywną magię.
- Magiczna Zatoka.
Wymamrotała alfa. Zaczęłam wąchać kwiaty rosnące obok wody. Dałam jej znak głową "Idziemy dalej!". Do dalszego miejsca przyciągnął mnie zapach róż. No tak. W tym miejscu w sumie nie zauważyłam ani róży, ale tak nimi pachniało.
- Cóż to za zapachy?
Powiedziałam szybko.
- Czujesz róże... bo to Aleja Róż. Ale nie znajdziesz tu nawet marnego fiołka.
Zaśmiała się cicho Havana. Trochę tam pobyłyśmy. Pusto wszędzie, chyba poszli coś przekąsić. Głód już dawno mi doskwierał, ale trzymałam się jakoś. Przeszłam za ten teren i wiatr nawiał na mnie piasek. Moim oczom ukazała się piękna plaża.
- Jak nazywa się to miejsce?
Moje oczy błyszczały słysząc ukochaną wodę. Od razu rzuciłam się na wodę i zanurzyłam się w niej.
- To jest Rajska Plaża. Nie jesteś przypadkiem głodna?
Odeszła lekko od tematu.
- Nie, jakoś się obejdę bez tego.
Wyszłam z wody, uznałam to za niestosowne.
- Czy na pewno chcesz iść do strasznego miejsca, które zwą Willą Mrocznej Damy?
Zapytała po chwili przemyślenia.
- Jestem gotowa na wszystko, a strażnik musi poznać wszystkie tereny.
Ukłoniłam się jej po czym puściłam ją pierwsza. Teraz czułam się jak wierny poddany i ktoś na prawdę ważny. Odkryłam swoje poczucie ważności.
- A więc chodź.
I nagle powiało chłodem. Weszłyśmy do śnieżnego miejsca. W rzece płynęła prawdziwa krew. Byłam pod wrażeniem. Natura nie mogła stworzyć czegoś tak potwornego. A przynajmniej ta krew była dziełem żywej istoty. Było tu strasznie i głucho.
- Może lepiej wyjdziemy już?
Po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie, nie. To nie były dreszcze, ale prawdziwy dotyk jak wiatr. Alfa pokiwała głową i wybiegłyśmy ostrożnie. Znalazłyśmy się przy jeziorze. Na jednej z skał był wykuty napis : " Skalne Jezioro". Popatrzyłam na Havanę po czym na napis. Tak, to miejsce to Skalne Jezioro.
- Cicho, tu lepiej nic nie mówić. Skały mają uszy.
Szepnęła tak, abym tylko ja to usłyszała. Przytaknęłam i poszłyśmy dalej.
- Nie patrz w tę taflę wody. Jezioro Roku potrafi nieźle nabroić, a ja nie wiem co masz na sumieniu i jaka jesteś na prawdę. Ono pokarze tobie i innym twoje sekrety.
Ostrzegała mnie Havana. I że ona to wszystko zna i pamięta. Wolałyśmy oddalić się od tego miejsca, tak zadecydowałyśmy.
- To jedno z moich ulubionych miejsc. Wodospad Dusz. Można tu usłyszeć głosy przodków...
Popatrzyła na mnie. Jednak ja nie wiedziałam co miała na myśli klacz. Może kiedyś zrozumiem?
- Nic nie słyszę i nie czuję w tym miejscu. Idźmy gdzieś, gdzie jest przerażająco!
Zażądałam i znowu się zapomniałam. NIE JA TU ŻĄDZĘ! Muszę uświadomić to mojemu mózgu. I poszłyśmy tam gdzie chciałam. Powiedziała tylko, że to Most Donikąd. Mrozi krew w żyłach! Niby taki zwykły most, a widok z góry tak mnie przeraził, że wolałam się oddalić.
- To co? Wolisz Dolinę Rozmów?
Klacz zobaczyła, że się cofam.
- Nazwa mnie mniej przeraża! Możemy iść...
Dobiegłam do Havany. Dolina Rozmów była zapełniona. Wszyscy rozmawiali i świetnie się tam bawili. Tylko, że byłam już strasznie głodna.
- Głód kładzie mnie na ziemię. Pokaż mi tą Jesienną Ścieżkę.
Zamknęłam oczy i podeszłam do alfy, która zaczęła rozmowę z inną klaczą. Jednak zaraz przestała i poszłyśmy po owoce. Mniam! Już od progu przywitały mnie liście i smakowite jabłka! Zjadłam w sumie chyba z dziesięć. Teraz mogłam iść dalej.
- To idziemy dalej?
Zobaczyłam, że robi się już ciemno.
- Zanim nie ma jeszcze nocy musimy wszystko obejść.
I zaprowadziła mnie do miejsca, które nazywano Wdowim Wzgórzem. Okropny widok. Klif niczym ukrojony kawałek ciasta ostro się zakańczał. Jak można tam zginąć? Niektórzy już pewnie próbowali i udało im się. Brrr... nie było za dużo czasu i poszłyśmy dalej.
- Co teraz Havana?
Spytałam ją znów.
- Myślę, że Mglisty Bluszczolas. Dla pełnoletnich nie ma tam strachu. Tylko źrebaki mają się czego tam bać.
I rzeczywiście. Szary i ponury las okazał się nawet przyjemnym miejscem na odpoczynek lub mały spacer, a nawet drzemkę. Jednak długo nie da się tam wytrzymać, bo strasznie szybko nudzi się taki spacer. Więc już jest całkiem ciemno i poszłyśmy w niby wspaniałe miejsce nazwane Zatoką Gwiazd. Co zobaczyłam? Przepiękny widok! Milczałyśmy wpatrując się w trzy niesamowite planety i tysiące gwiazd. Jakby nie było jeszcze jednego terenu do poznania zasnęłabym tam. Zanim tak się jednak stało Havana zeszła z kamienia i poszła jeszcze ze mną do nieznanego za dobrze im terenu- Mglistej Polany. Nocą nie wyglądała efektownie. Nikt tu nie chodził, większość spała. Ptaki nie śpiewały, też już weszły do gniazd. Tajemnicze miejsce.
- Havano, chcę dziś nocować nad Zatoką Gwiazd. Zapraszam i ciebie. Zechcesz przyjść?

< Havana?>

Od Qerida

CD Nevady

O mało chyba nie upadłem na ziemię ze zszokowania. Nevada?! W ciąży!? Do tego ze mną!? Totalnie mnie zatkało. Głos uwiązł mi w gardle. Mogłem wydawać tylko ochrypłe dźwięki. Zresztą i tak nie wiedziałem co mówić ani jak zareagować.
-Przecież tyle czasu minęło... - powiedziałem szeptem, czując jak uginają się pode mną nogi.
Spuściłem głowę i wbiłem wzrok w ziemię.
-Wiem, że to nieprawdopodobne, ale... taki jest fakt. Ja też do końca nie rozumiem, znaczy rozumiem, ale...- również było jej ciężko.
-Co zrobić?- pomyślałem głośno, lecz klacz chyba zrozumiała to jako pytanie zadawane do niej.
-Nie wiem- powiedziała łamiącym głosem- Ja nie chcę niczego rozwalać...- odparła szeptem i dalej jej również uwiązł głos w gardle.
~Co dalej!?~ krzyczałem na siebie w duchu.

Nevada? Kolejne krótkie ;-;

Od Qerida

CD Rossy

Naprawdę mi zależy, tylko... tylko teraz kompletnie nie wiem co robić. Nie zamierzam stracić Rossy, ale gdybym odtrącił Nevadę, było by to ogromnie nie w porządku. Przeklęta honorowość!
-Musisz mi uwierzyć Rossa... Musisz zaufać, tak jak ja zaufałem tobie. I przede wszystkim nie martw się. Nie zamierzam cię zostawić tak jak inni- zmusiłem by spojrzała mi prosto w oczy.
Wtuliła siew moją szyję, lecz ja czułem, że nadal nie wie co robić. Zresztą miałem to samo. Poczułem krople łez na swojej skórze. Chyba nigdy nie byłem tak zdezorientowany jak teraz. Po raz kolejny nie wiedziałem co robić, a tym bardziej co mówić.

Rossa? Sorki, że krótkie...

Od Havany

CD Nell Donny

Zaskakująco klacz, zarazem zaintrygowała mnie wiadomość, że nigdy nie jadła ani siana ani trawy. Jednak dla mnie niezbyt się to liczyło. Przyjmowałam do stada każde konie, nawet te bardzo odmienne. Myślę a nawet mam nadzieję, że klacz zadomowi się tu.
-Na prawdę nigdy nawet nie smakowałaś?- pytałam bez ukrycia zaskoczenia.
Klacz kiwała głową przecząco.
-Hmm... A więc jeśli ci to odpowiada, jest teren gdzie rosną przeróżne owoce. Nazywa się Jesienna Ścieżka. Panuje tam zawsze jesień, z czego wynika, że owoców, które dojrzewają w tą porę roku jest w bród. Oczywiście... chyba będziesz się musiała przyzwyczaić, jednakże gdybyś miała jakieś pytania, zastrzeżenia bądź problem, to przyjdź do mnie- poleciłam się.
-Dziękuję ci- odparła.
-Oglądałaś już tereny? Pewnie jeszcze nie... Mogę cię oprowadzić jeśli nie masz nic przeciwko temu. Przy okazji pokażę ci Jesienną Ścieżkę- uśmiechnęłam się szeroko.

Nell Donna?

Od Havany

CD Rahman`a II

-Dziękuję- odparłam z ulgą i spojrzałam z wdzięcznością na ogiera, lecz po chwili odwróciłam wzrok.
Zapadła cisza. Żadne z nas się nie odezwało. Słońce delikatnie muskało promieniami moją twarz. Do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
-Pokażę ci drzewo nad Wodospadem Dusz, gdzie słychać głosy przodków i dawnych koni, lecz nie tylko. Czasem gdy wytęży się słuch słychać głosy przyrody- uśmiechnęłam się delikatnie- Piszesz się na to?- zapytałam z nadzieją.
Ogier zamyślił się przez chwile i kiwnął głową na znak, że idzie.

Rahman?

Od Nell Donny

Samotna i niedoceniona wyszłam poza tereny mojego stada, w którym minutę temu byłam alfą. Nikt przy mnie nie został. I nagle przypomniało mi się stado o którym mówił mi samiec beta. Nie miałam wyboru. Będę tam żyć nie będąc alfą czy królową. To dla tak rozpieszczonej klaczy jak ja trochę nie możliwe, ale może poznam kogoś z takim samym żywiołem jak mój? A może od razu spotkam alfę? Moje przeczucia się spełniły, już przy granicach spotkałam ją.
- Witam panią.
Zaczęłam się z nią witać.
- Nazywam się Havana i jestem tu alfą.
Z początku trochę się zapomniałam, że to nie ja tu jestem najważniejsza, ale po chwili się ukłoniłam.
- Ach, a ja jestem Nell Donna z królewskiego rodu, jaśnie pani.
Uśmiechnęłam się tak po królewsku.
- Co cię tu sprowadza?
Zapytała zakłopotana klacz.
- Opowiem alfie mą historię. Urodziłam się w królewskiej stajni, uciekłam. Wszyscy traktowali mnie tam jak księżniczkę. Jako sprośna i kapryśna księżniczka znudziło mi się takie życie. Postanowiłam zrobić swoje stado i udało mi się. Zostałam tam alfą. Jednak stado się rozbiło i kazali mi odejść. I teraz dotarłam tu. Jaśnie alfa mnie przyjmie?
Skończyłam na pytaniu.
- Tak.
Popatrzyła na mnie z szacunkiem.
- Dobra pani, ma pani jakieś przysięgi czy pasowanie na księ...znaczy członka?
Ciągle myślałam o tym zamku. Nie mogłam się odzwyczaić.
- Nie, nie mamy. To nie zamek.
Zaśmiała się delikatnie.
- A może raczy pani zaprowadzić do jadalni i podać coś na stół?
Nie wiedziała o co mi chodzi.
- Eeee... my jemy trawę, tą z ziemi.
Zaskoczyła mnie totalnie.
- Muszę się dostosować. Jak to się je? Bo mnie wychowywano na kukurydzy i marchwi.
Patrzyłam na zielone niteczki wyrastające z ziemi.
- Zrywasz zębami i gryziesz.
Spróbowałam wyrwać to szczęką. Kawałek ziemi wyrwał się razem z trawą.
- I co? Udało mi się?
Połknęłam zielone źdźbła i ziemia przyczepiona do nich odpadła.
- Można tak powiedzieć. Smakowało?
Powiedziała Havana z niepewną miną.
- Okropne!
Z trudem przełknęłam resztki trawy.
- Na prawdę nigdy nie jadłaś trawy?!
Krzynęła.
- Ani siana. A co?

< Havana?>

sobota, 21 marca 2015

Nowa klacz- Nell Donna

Powitajmy w stadzie nową klacz rasy fryzyjskiej :D Głowa mnie trochę boli, więc po raz kolejny zero pomysłów na powitania. Tak jak zwykle... dużo weny i mile spędzonego czasu na blogu ;3
 
Imię: Nell Donna
(Mówcie do niej Nell, Nella lub Donna. Ewentualnie wymyśl dla niej nazwę.)
Płeć: Klacz
Wiek: 4 lata
Cechy charakteru: Jest to delikatna i czuła na słowa klacz. Uwielbia zaszywać się w cichym kącie i używać swoich mocy. Nie jest zła ani złośliwa. Wręcz miła i bardzo energiczna. Zawsze potrafi logicznie rozwiązać problemy i zna wszystkie języki świata. Uczyła się ich całe życie. Potrafi normalnie porozmawiać, ale i ona ma swoje humorki. Nie lubi rozmawiać o sobie. Marzy, by mieć wielu przyjaciół i aby przeżywać z nimi wspaniałe przygody. Jednak wie, że nie uda jej się zaprzyjaźnić. Cierpi na częste problemy z przełykiem. Kiedy jej się nudzi bierze się do ostrej zabawy. Czasem mimo swoich lat zachowuje się jak zwykły źrebak. Nie lubi przemądrzałych koni, które ją dominują i tych zachłannych. Często płacze i wychodzi poza tereny stada. Ma bowiem taki plan dnia. Poranny trening, jedzenie i wychodzenie poza tereny. Pilnuje, czy nie dzieje się za nimi coś złego. Nigdy nie używa swoich kopyt do ranienia innych. Pochodzi z królewskiego rodu, więc może trochę się rządzić, ale szanuje i ma respekt do alfy. Sama była nią w swoim stadzie. Często pozostaje sama i właśnie wtedy brakuje jej prawdziwych przyjaciół i rodziny. Nie cierpi hałasu i harmidru. Boi się wielu rzeczy, ale nie jest nieśmiała. Raczej odważna i pełna wigoru. Donna ma też dużo wad, jest roztrzepana i czasem nierozsądna. Przez nadmierną śmiałość ma czasem niemałe kłopoty. W jej łbie tkwi tysiąc pomysłów na minutę. Często woli ich jednak nie wykonywać. Nie potrafi rozmawiać z ogierami i źrebakami, często uważają ją za dziwną i woli nie pokazywać się z tej strony.
Stanowisko: Strażniczka
Żywioł: Myślała, że nie ma. Ale go odkryła i jest to DŹWIĘK.
Moce: Wszystko co związane z żywiołem.
Partner: Nie myśli, że ktoś ją zechce...
Rodzina: Nie pamięta.
Historia: Urodziła się w królewskiej stajni. Tak samo jak jej dwadzieścia pokoleń w tył itd. Konie uznawali tam za królewskie. Jednak znudziło jej się już po roku królewskie życie. Uciekła i założyła swoje stado koni. Było w nim bardzo dużo koni. Została tam alfą i żyła przez trzy lata. Zakochiwała się w innych ogierach, żyła tak jak wszyscy. Tylko, że wszyscy padali jej do kopyt jako królowej i alfie. Była z tego bardzo dumna i zaczęła prowadzić wojny o tereny. Było to największe stado i najbardziej waleczne jak miewam. Cały czas wygrywali z innymi i wreszcie się zagalopowali. Malutkie stado pokonało ich i rozbiło totalnie. Królowa Nell Donna nie wiedziała co ma począć i prowadziła więcej wojen. Wkrótce nie wytrzymała i kazała koniom się rozejść. Dołączyły do innych stad i zostawili ją. Donna była wygnana daleko, na co najmniej tysiąc kilometrów od najbardziej odległych terenów nowego i mocnego stada. Zrezygnowana klacz chciała wrócić do króla, ale już nigdy nie odnalazła swojej królewskiej, ludzkiej rodziny. A mogła mieć u nich lepiej niż sama na wolności... Postanowiła odszukać stada Mysterious Valley o którym tak wiele słyszała. Wiedziała tylko, że ma się kierować na północ. Długo uciekała i biegła w lasy, obok gór i rzek. Wreszcie odnalazła alfę, Havanę. Powiedziała jej o swoim życiu, a ta ją przyjęła do swojego stada.
Właściciel: oliwiaklima8
Inne zdjęcia: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Od Akcenta

CD Iris

- Ciociu Iris, jest to śmierć.
Rzekłem do przestraszonej klaczy.
- Już nie jesteś tym samym ogierem co wcześniej...
Odpowiedziała z złą miną.
- Tak. Jestem zły i samotny.
Pobiegłem do mojej siostry. Bardzo jej nie lubię. Starsza klacz odeszła najwyraźniej obrażona.
- Akcent, wiem że nie za bardzo się lubimy, ale mógłbyś coś dla mnie zrobić? Wynagrodzę ci to.
Powiedziała Perła. To dobra okazja by się na niej zemścić.
- Umowa stoi. Ale, ale. Coś za coś. W takim razie jak ja wykonam twoje zadanie, to ty pójdziesz po innych morderców i powiesz im, że woła ich alfa.
Uśmiechnąłem się szyderczo. Perła nie cierpi morderców, boi się ich. Nie zrobi tego w życiu.
- D-d-dobra. A ty pójdziesz do mamy i powiesz, że chcę iść z nią na kolejną wyprawę.
To nie równało się z moim planem i trochę było mi jej żal.
- Ok, idę to zrobić i potem ty.
Pobiegłem szybko w stronę mamy. Nie wyglądała na za szczęśliwą.
- Coś się stało mamusiu?
Zawsze byłem z nią zżyty.
- Nie, nic. Czego chcesz?
Wyraźnie słyszałem niepokój w jej głosie.
- Perła chce wyruszyć z tobą na wyprawę.
Zaśmiałem się drwiąco.
- Może iść.
Odpowiedziała mi matka bez uczuciowo.
- Teraz twoja kolej.
Uśmiechnąłem się do Perły. Przełknęła ślinę i pobiegła w stronę Rossy, Liv, Rocko, Last Breath i Black Angel'a. Ja miałem dużo wolnego czasu na spotkanie z moim najlepszym przyjacielem- czarnym łabędziem Tenorino Albayo De Nearon Quinel (Tenorem). Rozumieliśmy się doskonale i znaliśmy swoje języki, ale to łabędź mówił w języku koni.
- Hej Tenor!
Krzyknąłem. Mój przyjaciel mieszka na Rajskiej Plaży.
- Cześć koniu! Co u ciebie, Akcent? Nie gadaj, że znów przywlokłeś tu te wilki!
Tenor aż wyskoczył z wody.
- No co ty? Zjadłyby cię.
Zachichotałem złośliwie i przywołałem Granixa- najsilniejszego z moich wilków śmierci.
- Granix, wyluzuj. Nawet nie myśl, że na obiad zjesz dziś łabędzie udka!
Przestraszony Tenorino prawie wzniósł się w powietrze.
- Ciesz się, że to nie Cerber.
Wycwaniłem się.
- A może zawołasz wszystkie tysiąc wilków?
Drwił ze mnie łabędź. A niech wie, że tak nawet przyjaciele nie mogą ze mną zadzierać.
- Hangar! Fergos! Angello! {...}
Wołałem wszystkich po kolei. W tym stadzie wilków wszystkie bez wyjątku słuchają mnie jak alfę. Zamieszkują nasze najmroczniejsze tereny takie jak Las Peeves, Willa Mrocznej Damy i niektóre mieszkają przy Wodospadzie Dusz. Zawsze gdzie indziej możesz je spotkać, są niegroźne do czasu kiedy je o to nie poproszę.
- Stary! Błagam! Boję się ich.
Prosił mnie mój przyjaciel.
- Ojej, a ja chciałem z nimi pospacerować! Spoko, jeszcze nie kazałem im być agresywnymi. Muszę iść Tenor. Pa!
Ptak wyszedł z wody i dał znak głową.
Teraz mam ochotę odwiedzić jakiegoś mordercę. Może... Last Breath'a!
Razem z moimi najbardziej nieułożonymi wilkami ( ma takie tylko trzy : Angus, Bardox i Neron). Jak miewam jest w najbardziej samotnym i smutnym miejscu w Mysterious Valley. Wreszcie go znalazłem.
- Siema. Coś dziś pozabijamy?
Podszedłem do ogiera. Gardzi nami, więc jego reakcja jest pewna. Zignorował mnie.
- Ej, no weź. Angus, załatw to.
Powiedziałem do jednego z moich wilków śmierci. Ten złapał go zębami mocno za nogę i szarpał za ogon.
- Może teraz coś powiesz?
 Zaśmiałem się drwiąco.

< Last Breath?>

Od Nevady

CD Qerida

Widziałam jak ogier się denerwował. Przestępował z nogi na nogę, co chwila mimowolnie zarzucając łbem i tocząc dookoła rozbieganym wzrokiem.
-Możemy się przejść?-spytałam spokojnie, wymownie wskazawszy pyskiem Rossę.
Qerido również na nią spojrzał, a gdy ta skinęła głową w geście przyzwolenia, przytaknął i ruszyliśmy.
Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, a była to cisza zdecydowanie należąca do tych niezręcznych. Wiatr wplątywał nam się w grzywy, a pogoda najwyraźniej zaczynała psuć. My jednak szliśmy dalej i cały czas w upartym milczeniu.
-Pytałeś mnie dlaczego wróciłam.-zaczęłam w końcu, patrząc na niego poważnie. Głos jednak nadal miałam łagodny, a przynajmniej na taki się siliłam.
-Owszem, pytałem.-zgodził się, patrząc przed siebie pustym wzrokiem.
Zatrzymałam się. Qerido również.
-Jestem w ciąży.-powiedziałam bez zbędnych ceregieli.
Ogier zmieszał się niemiłosiernie, widziałam to po nim. Przez chwilę otwierał i zamykał pysk jak ryba wyrzucona na ląd, ale z jego ust nie padały żadne słowa.
-No... no cóż... Wobec tego gratuluję.-wypalił wreszcie.
Westchnęłam cicho.
-Qerido, ja jestem w ciąży z tobą.

Qerido?

piątek, 20 marca 2015

Perła i Akcent dorastają!

Imię: Perła
Płeć: Klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Zwariowana i śmiała. Jednak jest też pogodna i przyjacielska.
Nie lubi samotności, ale przyjaźń i ryzyko, które wydaje się opłacalne. Boi się złych koni.
Do tych miłych podchodzi bardzo chętnie jak i się zapoznaje.
Jest zabawna i nie łatwo zdobyć jej zaufanie, a dopiero co zawładnąć jej uczuciami.
Perła jest odważna, czasem pełna emocji co wiąże się z jej niesamowitym żywiołem.
Pomaganie innym to dla tej lekko stukniętej klaczy pełna przyjemność. Umie skutecznie przekonywać, jest chytra i przebiegła. Powinna zostać psychologiem lub w najgorszym przypadku psychiatrą, ale woli być medykiem.
Niestety, kiedy jej się nudzi zaczyna interesować się za bardzo sprawami innych koni, co często wydaje się złe.
Jest to klacz straaaasznie tajemnicza dla tych, którzy mało lub wcale jej nie znają.
Droczy się często ze swoim "kochanym" braciszkiem młodszym o kilka minut - chodzi tutaj o Akcenta.
Kiedy ktoś ją rani zdaje się na swoje bardzo pomocne moce, odwagę i ryzyko. Tak oddaje raniącym jej uczucia.
Nie lubi kiedy ktoś ją poucza, chociaż stara się wtedy przynajmniej słuchać tą osobę.
Kiedy ratuje życie drugiemu koniu zawsze potem jest oszołomiona, że to właśnie jej, prostej klaczy, się udało wybrnąć z takiego kłopotu.
Szanuje starszych osobników stada, swoich rodziców i alfę. W trudniejszych chwilach potrafi jednak być złośliwa.
Czasem zachowuje się jeszcze jak źrebię, roczniak , taki po prostu nie dorosły koń tylko taki koński nastolatek.
Odkryła, że na jej humor i emocje działa najbardziej pogoda i napięcie w danej sytuacji.
Jeżeli pozna wspaniałego ogiera wywołuje u niego zazdrość, lecz bez pomocy magii aby zobaczyć co do niej czuje.
Zna się bardzo dobrze na uczuciach, miała za źrebięcia z nimi niesamowity kontakt, uczucia jak i emocje to jej mocne strony.
Popisywanie się przed innymi to nie w jej stylu, ale jeżeli trzeba to niestety musi się czymś pochwalić.
Szybko zaprzyjaźni się zapewne z końmi na tym samym stanowisku co ona, czyli medyk.
Często zaszywa się w kąt i myśli o przyszłości i o różnych dręczących tę klacz sprawach, chyba każdy dorosły koń je ma.
Nigdy i to na pewno przenigdy nie kłamie na korzyść innych, nie przekazuje zbędnych wiadomości innym, niczym poczta.
W końcu to chyba nie ona jest podróżnikiem- posłańcem tylko jej matka, Lavora no nie?
Nie lubi fałszywców działających tylko na swoją korzyść, innymi słowem egoistów.
Jeżeli ktoś ma problem i do niej z nim przyjdzie, ona wysłucha pocieszy a może nawet użyje swych mocy.
Wierzy, że po każdym upadku trzeba wstać i nie załamywać się od razu, oraz że prawdziwego uczucia nie zdmuchniesz jak domek z kart.
Kim jest? Jest świrniętą, ale pogodną i przyjacielską medyczką , która zawsze podniesie na duchu i wierzy w uczucia.
Kiedyś dawno, dawno temu była leniwa , ale z czasem trochę nauczyła się opanować swój charakter.
Lubi odgłosy strumieni, rzeczek i innych takich odprężających i relaksujących odgłosów.
Powiedzmy, że ta klacz jest teraz niesamowita i wytrzymała po matce, myśli logicznie po ojcu i jest do rodziców nie podobna wyglądem.
Tak, ona jest tylko maści cremello, ale nie ma za bardzo połysku w kolorze kremowym i uznawana jest często za jasno siwą.
Jednak jest uparta i wie swoje i według niej ona jest po prostu troszkę za ciemna jak na cremello, ale nie przejmuje się tym.
Wyzywasz ją do walki? Nie lubi cię? Jeśli spełniasz jedno z tych rzeczy to chętnie się z tobą pobije lub pokopie.
Wagarin! Rany po jej ciosach są bolesne i niekiedy nawet śmiertelne.A więc przed użyciem zapoznaj się z treścią charakteru dołączonego do formularzarza... gdyż każdy kopniak właściwie wykonany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu. Może być coś piękniejszego od kwiatów?
Dla Perły raczej tylko zapach trawy i może koniczyny całej w aksamitnych kropelkach rosy lub ewentualnie szronu.
Oj, jaka ona jest wybredna. Nie zje byle czego, to musi być na jej podniebienie czyli prawdziwe przysmaki alf.
Skąd się u niej wziął taki apetyt na wprost królewskie jedzenie? Sama nie wie, ale byle siana nie zje!
DLA INFORMACJI DLA TYCH Z LEKKA ZAGUBIONYCH ONA POTRAFI LECZYĆ RÓWNIEŻ "UMYSŁOWO"(CZYTAJ: MOCE!).
Jest to klacz, która potrafi robić różne odważne dziwactwa i tego typu.
Trochę nie rozumie koni nieśmiałych, które są samotnikami i które nie chcą zdobyć żadnych przyjaciół i znajomych.
Perła jest bardzo(jak na swój wiek i "rasę" SP)wysoka i szybka. Może po rodzicach, a może przez treningi.
Jednak jest ona troszeczkę, tak tyci, tyci chciwa. Potrafi prosić, ale również wykorzystywać itp.
Dla niej nie liczy się wiek, wielkość , maść, rasa i historia tylko liczy się doskonałość umysłu i dobra zabawa.
Ma też duże umiejętności pracy w terenie i poznała już wszystkie miejsca w Mysterious Valley.
Jest świetnym i mądrym ( w sensie, że zorientowanym i dokładnym) przewodnikiem dla nowych członków tego stada.
Potrafi nieźle nagadać i to jest jej słaby punkt. Po prostu pech czyni, że zawsze spotyka niebezpieczne i złe konie.
Nie potrafi wytłumaczyć jakie to przyjemne ratować inne i potrzebujące medyków konie.
Lubi doradzać chorym. Uważa się za piękną i mądrą, ale wszystko zależy od zdania innych koni.
Dlatego często zadaje klaczom dziwne pytania typu "Czy w mojej grzywce nie ma błota?" i " Czy mój ogon lśni czy na odwrót?".
Na takie pytania często padają odpowiedzi "Nie martw się, nie idziesz na randkę" co zawsze ją denerwuje i krępuje.
Wprost kocha swoje zwariowane i pełne zdrowych pomysłów życie. Jej najgorsze uczucie to przygnębienie i smutek.
Cieszy się, że w dzieciństwie wszyscy ją kochali i że bardzo dobrze je przeżyła jak to nieczęsto bywa.
Ma potrzebę wyjawiania sekretów prawdziwym przyjaciołom, bo ma dość dużo denerwujących tajemnic i sekretów.
Czy ktoś zobaczy ją w tak wielkim stadzie? Niemożliwe, bo ona niczym się za bardzo nie wyróżnia oprócz żywiołu...
Nie lubi wulgarnych koni. Mordercy również nie przypadają jej do gustu, bo często są czarnymi charakterami.
Jeśli o tym już mowa, to ona nie potrafi zabijać ani koni, ani innych zwierząt czy nawet ludzi. To trochę ohydne i niedozwolone!
Przygody to od dzieciństwa jej pasja. Wierzy, że marzenia się spełniają od zawsze i warto czasem pomarzyć.
Ale trzeba się też wyluzować, wrzucić na luz lub chociaż odstresować się w odludnym miejscu.
Jeżeli ktoś koniecznie chce czegoś się od niej nauczyć lub dowiedzieć to niech pyta, a nie zabłądzi. Raczej nie zabłądzi.
Nie przepada za końmi z żywiołem ogień, nie lubi jak robi się za gorąco w jej otoczeniu, więc ostrzegam.
Na koniec dodam, że jej praca bardzo ją ciekawi i jest w niej dostępna od samego rana po ciemną noc w razie nagłego wypadku.
Stanowisko: Medyk
Żywioł: Emocje
Moce:
- Potrafi opanować złe emocje.
- Zmniejszyć strach.
- Wywołać przygnębienie.
- Wywołać radość.
- Skutecznie ośmielić zawstydzonych.
- Odkochać zakochanego.
- Przynieść kilkunastominutową ulgę cierpiącemu.
- Zestresowanych potrafi zrelaksować.
- Przewrażliwionych trochę uspokoić.
- Wywołać radość w postaci śmiechu.
- Zamieszanych naprowadzić umysłowo na odpowiednią drogę.
- Zmotywować innych.
- Przywrócić chęć do życia.
- Wywołać chwilowe poczucie się młodszym.
- Pomieszać koniom w głowach na dziesięć dni.
- Oraz wszystko inne związane z tym żywiołem.
Partner: Zobaczymy kto ofiaruje jej prawdziwą miłość.
Rodzina:
Matka- Lavora
Ojciec- Hermoso De Ereno
Brat- Akcent
Historia: Urodziła się tu w Mysterious Valley. Jej rodzice nie są w tym stadzie od początku. Razem z bratem i rodzicami mieszka tu. Oczywiście od początku życia, jak inaczej jeśli się tu urodziła?
Właściciel: oliwiaklima8

 
 
Imię: Akcent
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Jest to tajemniczy ogier. Ma to coś przez co wydaje się bardzo interesujący dla innych koni. Nie łatwo się zakochuje. Trudno się z nim nawet zapoznać, bo i tak nigdy nic nie będziesz o nim wiedział. Ciągle nowe sekrety i tajemnice. Tajemnica to wprost jego drugie imię! Nie lubi udawać takiego jakim nie jest. Niczego się nie boi i ogólnie jest bardzo odważny. Zakochał się w tobie? Ciesz się! Lepszego nigdy nie znajdziesz. Niby z niego taka szara myszka, ale kiedy go lepiej poznasz dowiesz się o nim więcej. Jest ciekawy przygód i zabawny. Twierdzi, że nie ma dużo zalet, a na pewno nie tak dużo jak jego siostra. Cieszy się jednak z wszystkiego co ma i co odziedziczył po swoich rodzicach. Nie cierpi swojej siostry. Jednak bardzo lubi te niezauważone w towarzystwie klacze i ogiery. Sam często zostaje bez towarzystwa tylko gdzieś w tle. Nie spotyka swojej siostry, jest on bowiem z nią mocno skłócony. Lubi wszystko robić sam bez ograniczeń. Pływanie to jego żywioł nie mówiąc już o naturze. Uważa ją za wspaniałą i wszechmocną. Bardzo dobrze patrzy na starszych, woli ich od młodszych od siebie. Nigdy nie kłamie, to znaczy stara się. Nie ma też jakiegoś plugawego języka. Jego charakteru nie da się teoretycznie opisać. Waleczny i niezmiernie odważny. Jest samotnikiem i uważa, że może odmienić go tylko prawdziwa miłość. Nie zawarł nigdy żadnego związku i nie zna źrebiąt, stąd nie wie jak się nimi opiekować. Śmiały i można powiedzieć, że jest leniem :) Skryty i nie cierpi być szpiegowany. Lubi i potrafi zabijać, wprost mordować. Jest agresywny i wybuchowy. Za źrebięcia zabił sam kilka zwierząt, w tym przypadkowo źrebaka z wrogiego stada i tu zaczęły się jego poważne wybryki. Woli już o nich nie opowiadać. Jako źrebię był dobry i delikatny. Nic mu nie zostało z dawnych cech charakteru. Bez powodu jednak nie zabija. Ma przyjaciela, dość nietypowego. Jest nim czarny łabędź o imieniu Tenor( Tenor to tylko skrót, jego całe imię brzmi : Tenorine Albayo De Nearon Quinel). Jest to wredny i zachłanny ptak, jednak nie lubi czynić źle i jest bardzo mądry. Uwielbia udzielać dobrych rad i nigdy nie trzyma dzioba na kłódkę. Ale wracając do Akcenta muszę dać jedno malutkie ostrzeżenie- jest inteligentny, a raczej nawet chytry. Jeżeli coś mu się nie spodoba musi to zmienić i wierzy w to, że wszystkich bez względu na wiek i wolę da się zmienić i zmusić do czegoś. Oczywiście oprócz niego. Diabeł wcielony, ale potrafi się zachować kiedy na serio mu się przypodobasz. Nie zna słowa litość i kiedy go spotkasz licz się ze słowami, pod żadnym pozorem się z niego nie wyśmiewaj i tego typu, bo on jak powie coś poważnie to zawsze to robi. A więc załóżmy, że zażartowałeś z niego i on powiedział, że cię zabije. Potraktujesz go jak wariata? On jest zdolny zrzucić cię z wysokości. Więc jak już się zdarzyło to co masz robić? Uciekać, unikać go jak tylko możesz lub dać się posłusznie zabić. Jeśli go poznasz dowiesz się, że potrafi być dżentelmenem i kulturalnym, grzecznym koniem, bo i takie konie lubi. Najczęściej dostosowuje się do twojego charakteru, a potrafi to zrobić bardzo dobrze. Często ma muchy w nosie, jak go rozbawisz należy ogłosić cię mistrzem świata, lub jego wybranką. Żeby nie zranić uczuć innych stara się śmiać z nieudanych żartów i zawsze pomóc, uznać. Chętnie zapoznaje się z złymi końmi co różni go od Perły. Dla niego charakter jednak nie robi dużego problemu, bo każdego da się zmienić. Nie bój się go, jest mordercą ale przy pierwszym spotkaniu z pewnością mu nie odbije i nie będzie próbował cię zabić zanim cię nie pozna. A to może troszkę dłużej trwać... Nie lubi mówić o sobie i nie jest samolubny, jednak trochę chamski i egoistyczny. Taki nieposłuszny nikomu zły i samotniczy dziad. Po matce ma bardzo delikatny żołądek i układ pokarmowy. Musi brać zioła przez całe życie ( to też po Lavorze). Lubi robić dziwne rzeczy takie jak chodzenie po drzewach itp. Potrafi zmieniać się w śmierć i ma swoich pomocników ( 1000 czarnych wilków , zna i pamięta imię każdego z nich), pomagają mu w zadaniach i pracy. Do czasu kiedy ich pan(Akcent)nie każe im atakować są milusie i kochane. Możesz spotkać jednego, lub parę z nich na innych terenach i masz gwarantowane, że nic ci nie zrobią. Nie żywią się mięsem, ale żyją z żywiołu i mocy Akcenta.
Stanowisko: Morderca
Żywioł: Śmierć
Moce:
- przesłać kogoś do świata zmarłych
- rozmawiać ze zmarłymi
- sprawić, by ktoś umarł ( nie koń)
- zmienić się w śmierć ( straszenie to jego praca dorywcza)(Śmierć jest biała i otoczona wilkami- pomocnikami; zdjęcie na dole)
- wywołać dusze
- stać się niewidzialnym niczym duch
- teleportacja
- wywołanie krwotoku
- zamienienie krwi w ropę
- czytanie w myślach ( również u zmarłych)
- kontaktować się z władcą świata zmarłych( jest on niewidzialny, jest wiartem i można do niego mówić tylko w jego języku, którego mało kto zna)
- wskrzesić kogoś kogo bardzo kochał(przypaść mu do gustu to nie lada wyzwanie) na kilka dni, potem musi go zabić z własnych rąk
- i dużo innych
Partner: Szuka
 Rodzina:
Matka- Lavora
Ojciec- Hermoso De Ereno
Siostra- Perła
Historia: Urodził się tu w Mysterious Valley. Jego rodzice nie są w tym stadzie od początku. Razem z siostrą i rodzicami mieszka tu. Oczywiście od początku życia, jak inaczej jeśli się tu urodził?
Właściciel: oliwiaklima8
Inne zdjęcia:
Jako śmierć
Jako śmierć II
Oko śmierci
Jego przyjaciel
Najsilniejszy z jego wilków- Granix



PS: Przepraszam za małe opóźnienie...






 

Od Iris

CD Akcenta

Podbiegłam widząc co narobił źrebak.
- Ty... GO ZABIŁEŚ!
Wykrzyknęłam kiedy poszli ci z wrogiego stada.
- Nie chciałem! Miałem rzucić w niego małym kamyczkiem, ale w zęby wśliznął mi się wielki!
Bronił się mały. No i rzeczywiście, chciał tak zrobić. Widziałam, bo go szpiegowałam. Żadna klacz o dobrych zmysłach nie wypuściłaby źrebaka poza tereny.
- Wierzę ci. Ale ciebie to cieszy. Nie będziesz dobrym koniem...
Powiedziałam po chwili ciszy. Akcentowi zbierało się na łzy.
- Więc po co mam tu zostać?
Pobiegł w stronę wrogiego stada całkiem zrezygnowany. No i co tam znalazł? Cały świeżo po narodzinach miot wilków! Ale jaki miot!? Opuszczony i składający się z tysiąca wilczków!
Musieliśmy je zabrać, nie mam serca zostawić maluchy na pastwę losu.
Młody codzienne w tajemnicy przed innymi karmił wilki. Nikt nie wiedział czym, ale wyrosły na dorodne i nader silne okazy. Wszystkie prawie jednakowe, czarne jak smoła. Zżył się z drapieżnikami. Nie wyglądało to dobrze. Po kilku miesiącach odwiedziłam ich ponownie.
- I co z wilkami?
Zapytałam już nieco wydoroślałego Akcenta.
- Lepiej niż ciocia myśli. Aha, odkryłem też swój żywioł!
Tymi słowami bardzo mnie przeraził.
- Mogę wiedzieć jaki to żywioł?
Zaczęłam drżeć z przejęcia.

< Akcent?>

czwartek, 19 marca 2015

Od Akcenta

CD Iris

Dziś mama musi coś załatwić i tata idzie do pracy, więc zostajemy z panią Iris. Jest to bardzo miła i często odrzucana starsza klacz. Ja i Perła bardzo ją lubimy i mówimy czasem na nią ciocia. A więc ciocia Iris ciągle opowiada nam wymyślone historyjki. Pomysły wylatują z jej głowy szybciej od wiatru. Mówi, że jest bardzo stara i mogłaby być naszą pra-prababcią. Ale jak na razie to jest naszą opiekunką. Chodzi z nami na spacery, bo ruch to zdrowie. Właśnie do nas przyszła.
- Dzień dobry!
Wykrzyknęliśmy równocześnie z Perłą.
- Cześć moje drogie dzieci.
Imion naszych nigdy nie zapamiętywała naszych imion.
- Co dziś będziemy robić, ciociu Iris?
Skakałem z ciekawości.
- Co tylko zechcecie. Mogę opowiedzieć wam bajkę i pójdziemy na letni spacerek. Już za kilka dni wiosna.
Iris dokładnie nie pamiętała różnych dat. Mam szalony pomysł, tylko muszę się ją o to zapytać.
- Iris, jestem już duży i odpowiedzialny. Mogę wyjść na spacer niedaleko za nasze tereny, tak całkiem sam?
Zapytałem słodkim głosikiem.
- Jeżeli musisz... ale tyko na kilka metrów od granicy.
Ostrzegła mnie klacz.
- Dobrze, dobrze.
Wykrzyknąłem i wystartowałem poza nasze tereny. Było tam ciekawiej i tajemniczej niż tu. Wyszedłem po cichutku już poza nasze tereny. Zobaczyłem inne konie. Nie widziały mnie więc schowałem się za krzaki. Był tam inny źrebak. Rzuciłem w niego kamyczkiem. Niestety w głowę. Wtedy źrebię padło na ziemię, a ja nie wiedziałem co mam robić. Zastygłem i potem śmiałem się. Wydawało mi się to przyjemne. Przyszli po niego inni, pewno medycy i mówili, że nie przeżył. Zamurowało mnie. Dostał kamieniem w głowę. Od tego momentu zabijanie to dla mnie pestka. Nagle podbiegła do mnie Iris.

< Iris?>

poniedziałek, 16 marca 2015

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na nich. Nie miałam już siły na to wszystko. Postanowiłam zrezygnować z tego wszystkiego i nadzwyczajnie ustąpić im. Odeszłam jak najdalej od nich. Nie wiem czemu, ale kierowałam się w stronę końca wszystkich terenów. Wiedziałam, że jeżeli bym je przekroczyła bym nie była już w stanie tu powrócić. Po prostu miałam tego powoli dość. Wszystko się zaczyna, ale wszystko ma swoje końce. Wiedziałam, że związek z Qeridem dużo zmieni w moim życiu. Rozejrzałam się dookoła. W pewnym momencie przede mną znalazł się Uran. Ogier który pomógł nam... Właśnie "NAM" jeżeli w ogóle jesteśmy razem z Qeridem. Znaczy jesteśmy, ale teraz coś przeczuwam wszystko się inaczej skończy. Może jednak ojciec miał rację? Nie powinnam się mieszać w żadne związki. To wszystko nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Kiedy znowu spojrzałam gdzie widziałam Urana go nie było. Pewnie zwidy, znowu.
***
Nie wiem ile spędziłam czasu nad myśleniem, ale nim się zorientowałam zapadł wieczór. Wróciłam do "naszej" jaskini. Po nim ani śladu. Czy coś tu było moje? Nie. Więc wyszłam z jaskini, a po chwili usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Zacisnęłam mocno powieki i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Parę łez spłynęło po moich policzkach. Miłość nie jest dla mnie. W pewnym momencie mnie zatrzymano na siłę. Otworzyłam oczy. Qerido stał i patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, który był dla mnie najbardziej męczący.
- Zostaw mnie... - szepnęłam odwracając głowę w drugą stronę.
- Co się dzieje? - spytał.
- Nic się nie dzieje. Po prostu wiem, że to wszystko nie ma dalszego sensu. Wiem to po prostu!
- Rossa! Gdyby mi nie zależało to by było całkiem inaczej, ale mi zależy jasne? Nie możesz niczego zaprzepaścić bo nagle zjawiła się Nevada. Może i jest to moja była partnerka, ale... - nie dokończył.
Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam czy mu wierzyć czy też nie. Chciałam odejść, ale nie mogłam. Nie chciałam go stracić. Ale w tym momencie nie mogę się do niego przytulić i udać, że nic się nie dzieje. Teraz to ja już niczego nie rozumiem.

< Qerido?>

Od Rahmana II

CD Havana

- Nie jestem obrażony. Trudno obrazić się w takiej chwili jak ta. Rozumiem cię i to doskonale. Słuchaj ja doskonale wiem, że nosisz wielki trud na barkach i po prostu chciałem powiedzieć, że bardzo cię lubię ale to nie od razu to o czym myślisz.
Uśmiechnąłem się. Jestem dziwny i z wszystkim potrafię się zgodzić.
- I to nie od razu musi być...
Przerwała w połowie.
- Nie. Mogę do ciebie przychodzić, wychodzić na spacery. Dla mnie to znaczy, że komuś na kimś zależy.

< Havana? krótkie, sorka>

Od Havany

CD Rahmana II

Rzeczywiście przyjęłam to z niemałym zaskoczeniem. Tak trudno teraz mi było cokolwiek powiedzieć. Ogierowi rzeczywiście na mnie zależało, widząc po jego minie, ruchach i... i myślach. Nie wiedziałam co robić.
-Rahman... Nie będę mówiła, że jesteś wspaniałym ogierem, bo taki jesteś i pewnie nie chcesz żadnych takich gadek, ale... Ale jestem nauczona mówić prosto i szczerze... Cieszę się, że tobie na mnie zależy, chociaż komuś, ale...- jąkałam się, nie wiedząc jak mu to wytłumaczyć- Nie jestem w stanie związać się na razie z ogierem. Jest wiele innych klaczy, które są lepsze ode mnie... Po prostu musisz to zrozumieć... Nie chcę cię urazić i jeśli teraz odejdziesz... to wiec, że nie będę urażona, zrozumiem to...- spuściłam głowę, pogrążona w smutku i myślach.

Rahman? Sorki, że takie krótkie... :/

Od Qerida

CD Nevady

Nerwowym ruchem kiwnąłem głową, na znak, że się zgadzam. Nie wiedziałem co teraz nastąpi ani o czym chce mi powiedzieć Nevada. Przez ten cały czas tyle się wydarzyło. Tyle rzeczy, których nie można już odwrócić... Przestępowałem z nogi na nogę, oczekując głosu Nev i rozmowy, ważnej rozmowy. Nie była ona określona, lecz ja sam dobrze czułem, że będzie to poważna. Po raz kolejny poczułem jak mój charakter gwałtownie się zmienił. Stałem się poważny i... i bałem się. Nie wiedziałem co mnie czeka ani jak to sobie ułożyć w głowie. Mina Nevady w dodatku nie wyglądała na radosną, tak samo mina mojej partnerki.

Nevada? Rossa?

Od Secret Star`a i Havany

CD

Wmurowało mnie. Od tak dawna nikt się o mnie nie troszczył... Havano, Havano, co ty robisz? Powinnaś przestać zanim będzie za późno. Zamyśliłem się, zupełnie zapominając, że klacz co pewien czas nieświadomie lustruje moje myśli. Zatrzymała się na dźwięk jednej z nich.
- Secret?
Również się zatrzymałem. Wiedziałem co klacz usłyszała. Ale nie mogłem tego zmienić.
- Tak, Havano?
- Naprawdę?
- Nie jestem pewien, ale myślę, że tak.
***
Wpatrzyłam się w ogiera, a właściwie w jego pełne głębi oczy. W tym samym momencie coś chwyciło mnie za serce. Jakby dawne bóle i wspomnienia przybyły na nowo. Staliśmy samotnie na małej polance, wokół nas szumiały drzewa i ćwierkały ptaki. Szczerze mówiąc, żadne z nas się nie odezwało. Zapadła głucha cisza, której nawet wiatr nie zagłuszył. Ja nadal miałam wbity i spokojny wzrok w Secret`a.
***
Patrzyłem na klacz i doświadczałem dziwnego uczucia. Wszystko co się do tej pory liczyło - ja, moi zmarli rodzice, cały świat - po prostu wszystko, ciach ciach ciach, uleciało. Liczyły się w tym momencie tylko ciemne oczy klaczy, która przyniosła mi ukojenie po kilkuletnim cierpieniu. Byłem jej wdzięczny, bardzo wdzięczny. Lekkim ruchem położyłem u smukłych nóg klaczy bukiet z różowo-białych róż. Pachniały oszałamiająco. W jej oczach widziałem lekkie zaskoczenie, ale i inne uczucie, ciężkie do opisania. Ból? Być może. Nie chciałem sprawdzać jej myśli. Wdzięczność połączona z odrobiną romantyzmu i gotowy prezent dla klaczy która dała mi nadzieję na lepsze życie i lepszego mnie.
***
Uśmiechnęłam się lekko, patrząc na bukiet róż. Był piękny. Przekręciłam lekko głowę na bok, lecz po chwili spojrzałam na ogiera, pełnym szczęścia wzrokiem.
-Dziękuję. Ja też dla ciebie coś mam, ale musimy iść w inne miejsce- odpowiedziałam i pociągnęłam lekko Star`a za grzywę.
Zdziwiony, zaciekawiony i chyba radosny poszedł za mną, po chwili zrównując krok ze mną. W pysku trzymałam bukiet róż, który po drodze zostawiłam u siebie w jaskini w dobrze oświetlonym miejscu by szybko nie zwiędły. Potem ruszyłam w kierunku Rajskiej Plaży.
-To co chcę ci wręczyć to bardzo rzadka rzecz. Może i to dziwnie wygląda, że klacz wręcza ogierowi podarunek, ale czuję się do tego zobowiązana- posłałam mu ciepłe spojrzenie i uśmiech.
***
Ciekawie przyglądałem się klaczy. Chwilę krzątała się przy czymś, a potem odwróciła się z niepewnym uśmiechem. W pysku trzymała przedmiot zawinięty w liście. Uśmiechnąłem się, ale zżerała mnie ciekawość. Co u licha dla mnie przygotowała? Patrzyłem na klacz z rosnącym zaciekawieniem. Z lekką niepewnością na twarzy podała mi podarunek. Rozpakowałem go. Jejku... To co ujrzałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
***
Czekałam tylko aż ogier rozpakuje prezent. Sama nie mogłam się doczekać... jego reakcji. Miałam pewne wątpliwości czy oby na pewno podarunek mi się uda. To była zwyczajna... poprawka, niezwyczajna muszla z morza. Była tylko w głębinach, lecz posiadała specyficzną moc. Samym wyglądem pokazywała to. Nigdy nikt nie widział takiej muszli. Patrzyłam na podarek, potem skierowałam wzrok na ogiera.
-Podoba ci się?- spytałam z cieniem wątpliwości- Wiesz... to magiczna muszli, mówiąc tak w skrócie i trochę niekonkretnie. Posiada wiele magicznych właściwości, lecz na każdego i dla każdego działa inaczej. Sama nie wiem do końca jak konkretnie działa- rozbudowałam wypowiedź, nie widząc w sumie co dalej opowiedzieć Secret`owi.
***
Ta magia rozgrzewała. Ciepło pochodzące z muszli rozchodziło się po całym moim ciele. Ten przedmiot był idealnym prezentem dla mnie - konia, którego życie kręciło się dookoła magii.
- Dziękuję, jest piękna. Idealna dla mnie - patrzyłem z wdzięcznością na Havi.
Klacz zarumieniła się i uśmiechnęła z radością. Spojrzała jeszcze raz na muszlę z trudnym do odgadnięcia wyrazem oczu.
- Cieszę się, że ci się podoba Secret.
Spojrzałem na klacz z uśmiechem. Jej oczy pociemniały i płonął w nich ogień. Czekaj... Ogień? Ogień czego? Klacz wyglądała jakby była pod wpływem silnych uczuć albo... magii.... Szybko przejrzałem rzucone w pobliżu nas zaklęcia. Rzucone było jedno. Zaklęcie Imperius. Jasny gwint! Kto je rzucił? Przez chwilę tonąłem w magii otaczającej to zaklęcia, aż uświadomiłem sobie, że to ja je rzuciłem. Kiedy? Nie miałem pojęcia. Zdjąłem z klaczy czar. Jej oczy odzyskały normalną barwę.
- Co... to było? - zapytała.
- Przez przypadek rzuciłem zaklęcie Imperiusa na ciebie. Właściwie lepsze określenie to klątwa. Wydaje mi się, że to ma jakiś związek z tą muszlą. Uwalnia ona pokłady magii, które są we mnie. I uwalnia też pragnienia mojej magii. Tak więc muszę bardziej kontrolować moją magię, bo rzuciłem przed chwilą nieświadomie bardzo potężną klątwą, którą umie rzucić bardzo niewielu. Właściwie znałem tylko trzech po za mną.
***
Patrzyłam na ogiera przez chwile, próbując zrozumieć to wszystko, potem zaczęłam niewidocznie kiwać głową. Nie pamiętałam nic przez tamtą chwilę, tylko moje uważne spojrzenie w muszli.
-Nie chcę nic mówić, ale może lepiej jak ją odłożymy- uśmiechnęłam się, jednak on był pełen wątpliwości.
-Masz racje- zgodził się ogier i razem ruszyliśmy w kierunku jego jaskini.
Gdy byliśmy na miejscu, Secret schował porządnie muszle, szepnął pod nosem jakieś zaklęcie, chyba ochronne i wyszedł z jaskini, gdzie na niego czekałam.
-Zrobione. Muszla zabezpieczona, raczej nikt....- przerwał widząc mnie rozglądającą się dookoła- Co jest?- spytał.
-Ludzie- szepnęłam i skierowałam wzrok na Star`a.
***
Przeleciałem umysły dookoła było ich dwunastu. Czterech nas widziało. Szlag! O zaklęciu zwodzącym nie było mowy. Musimy uciekać. Porozumiewaliśmy się w umyśle. Przydają się takie żywioły. Oboje znaliśmy ustawienie ludzi. Było szczelne. Szanse na ucieczkę minimalne. W tej chwili miałem w głowie tylko jedną myśl, którą starannie ukrywałem przed Havaną. Wiedziałem, że mi na to nie pozwoli. I wiedziałem, że ona wie, że coś przed nią ukrywam. Musiałem ją uratować. Nie mogłem pozwolić jej złapać. Ona miała na głowie stado. Ja byłem nowym koniem. Nikomu nie potrzebnym. Spojrzałem na klacz i w umyśle przedstawiłem swój plan bez najważniejszej jego części, o którym Havi nie miała wiedzieć. Klacz zaaprobowała mój pomysł. Rzuciliśmy się do biegu. W kluczowym momencie rzuciłem się na ludzi. Zacząłem kopać, gryźć i wierzgać. Zaabsorbowałem całą ich uwagę. Zauważyłem w między czasie przerażone, ale jakże śliczne oczy Havi.
- Uciekaj! - warknąłem.
Nagle poczułem lasso na szyi.
- Uciekaj! Bo inaczej zrobiłem to na darmo!
Klacz spojrzała na mnie ze smutkiem i zniknęła w krzakach.
***
Nie wiedziałam co robić. Nie wiedziałam co myśleć. Biegłam przed siebie. Poczułam jak po policzku spływa łza. Zatrzymałam się natychmiastowo i zaczęłam rozglądać się nerwowo. Przestępowałam z nogi na nogę. Coś w środku krzyczało:
~Idź tam! Pomóż mu! Przecież to twój członek stada, zarazem przyjaciel, Biegnij do niego i mu pomóż!~
Jednak zarazem drugi głos się odzywał:
~Nie! Przecież on sam mówił, że to wszystko wtedy pójdzie na marne... Ty masz stado, a ono ma ciebie, w dodatku... nie ma żądnego konia na innym wyższym stanowisku~
Mój oddech był nierównomierny, coraz trudniej brałam powietrze do płuc. Kilka razy patrzyłam w stronę gdzie po raz ostatni widziałam Secret`a. W końcu po chwili ruszyłem galopem z powrotem. Bałam się, że ogier będzie na mnie ściekł, ale gdy zakładałam to stado, gdy mój poprzedni partner mnie zostawił, obiecałam, że od tamtego czasu nie zostawię ani jednego członka, ani jednego konia z mojego stada na pastę losu, a już na pewno w rękach ludzi. Zebrałam się w sobie, otarłam łzy i pogalopowałam w kierunku ludzi.
***
Zabrali mnie do pięknej stajni. Boksy były tam czyste, idealnie wypielęgnowane, woda świeża, siano pachnące. Po prostu perfekcyjnie. Ale na wolności lepiej. Z ukłuciem bólu pomyślałem o Havanie. Udało jej się uciec. Cieszyłem się z tego. Do boksu, w którym stałem podeszło kilku ludzi.
- Piękny ogier - powiedział najwyższy mężczyzna, ubrany ,,na bogato''.
Wyciągnął do mnie rękę. Co ja mam z tym zrobić?
- Nie bój się mały, nie zrobię ci krzywdy - powiedział cicho, ale wyraźnie.
Wstrząsnąłem grzywą i podszedłem bliżej drzwi. Człowiek pokiwał zachęcająco głową, a oczy miał życzliwe. Dotknąłem pyskiem jego ręki. On zaczął powoli głaskać mnie po głowie.
- Jestem Grzegorz. Nazwę cię Black Moon. Będą po tobie wspaniałe źrebaki. Spróbujcie go zajeździć, chcę zobaczyć go dzisiaj w skokach luzem.

 Biegałem po dużym owalu. Drogę na zewnątrz miałem zagrodzoną. Ludzie zachwycali się moim ruchem. Postawili przeszkodę, którą z łatwością przeskoczyłem. Stawiali wyżej i wyżej, a ja bez wysiłku przeskakiwałem ze sporym zapasem. Byli zachwyceni. Mówili, że będę świetnym reproduktorem. Później na mnie ktoś wsiadł. Był miły i lekko trzymał za to żelastwo, które oni nazywali wędzidłem, które włożyli mi do pyska. Nie buntowałem się. Szybko załapałem, że każą mi nieść głowę w dole, pokazywać pełnię ruchu, że podoba im się jak trzymam ogon wysoko. Nie mogli zrozumieć jak mogłem być dzikim koniem skoro byłem posłuszny pod siodłem.

 Postawili mnie do boksu. Na drzwiach do niego wisiała tabliczka z napisem Black Moon. Westchnąłem. Jak bardzo pragnąłem znaleźć się koło Havany, bez tych durnych ograniczeń, mając wolną wolę. Nagle w ciemnościach nocy zobaczyłem parę oczu, które znałem.

CDN

Od Akcenta

Tak pierwsze dni takiego źrebaka jak ja to dopiero jest wyzwanie! Poznanie wszystkiego i wszystkich. Mama oprowadziła na już dużo razy po terenach. Dziś idę na króliki do Pustyni Królików. Bez mamy ani taty, tylko ja z siostrą. Ona ciągle bawi się sama i nudzi mi się to. Muszę kogoś poznać, bo oprócz alfy i swojej rodziny znam tylko nauczycielkę i dwie opiekunki. Tina- tak na imię ma nauczycielka źrebaków, nauczyła nas kulturalnego zachowania i innych, bo nasi rodzice muszą pracować. Dlatego właśnie czasem zostajemy z panią Iris lub Ixacą. Pilnują nas. Muszę poznać kogoś odjazdowego na przykład strażnika! To dopiero musi być praca. Patroluje, czy wszystko dobrze, a jak coś jest źle to moja mama lub pani której nie znam o imieniu Strzała muszą wyruszyć w podróż jako posłańcy. No i spotkałem pewną czarną klacz. U boku stał jakiś znajomy mojego ojca.
- Dzień dobry pani...
Urwałem, bo nie poznałem jej imienia.
- Alestria Von Meteorite
Uśmiechnęła się.
- Ojej, długie imię. Ja jestem po prostu Akcent.
Przyznając szczerze nie potrafiłem wymówić imienia tej oto pani. Zapamiętałem tylko Alestria.

< Alestria?>

piątek, 13 marca 2015

Od Nevady

CD Qerida

Przez krótką chwilę mierzyłam go wzrokiem, ogier natomiast usilnie unikał patrzenia mi w oczy.
-Powiedzmy, że miałam swoje powody.-odezwałam wreszcie, nie wdając się w szczegóły.
Skinął jedynie głową. Nastała dość krępująca cisza.
-Możemy porozmawiać?-spytałam, nerwowo zerkając na stojącą nieopodal Rossę, dając mu tym samym do zrozumienia, że wolałabym jednak wymienić z nim kilka słów na osobności.
Qerido również spojrzał przelotnie na partnerkę i przeniósł wzrok na mnie. Przeszły mnie dreszcze, kiedy w końcu przez moment nasze spojrzenia się spotkały.

Qerido? Moje to dopiero krótkie... Wybacz, szkoła potrafi być okrutna ;(

Od Rahmana II

CD Havany

Dziś nie za ładny dzień na spacer czy siedzenie na dworze. Nie mogę przestać myśleć o Havanie. Dlaczego? Tego właśnie nie wiedziałem. Nie mogę zasnąć chociaż wszyscy jeszcze śpią. Podszedłem do śpiącej alfy.
- Havana, idziesz ze mną na spacer w góry?
Ugryzłem ją lekko w ucho.
- Nie budź mnie. Może później?
Obróciła się na drugi bok.
- Może być.
Prychnąłem.
- Albo może być teraz...
Wstała wzdychając.
- No to idziemy.
Pobiegłem do przodu. Zaspana alfa snuła się powoli.
- Nie tak szybko.
Podbiegła trochę do przodu.
- Przepraszam.
Zniżyłem głowę.
- E... za co?
Zdziwiła się nieco alfa.
- Z wielu powodów. Na przykład, że jestem taki wredny, budzę gryząc w uszy, szarpię za grzywę i inne. Na prawdę taki nie jestem.
Wymieniłem jej niektóre.
- To czemu tak robiłeś?
Zapytała podchwytliwie.
- Nie mogę ci powiedzieć. To znaczy mogę, ale nie wiem jak to przyjmiesz. Ach, ok. Zależy mi na tobie.
Odwróciłem wzrok.

< Havana?>

Od Perły

CD Havany

- Co ma pani na myśli?
Zobaczyłam jak mój brat biegnie w moją stronę.
- Nie wszystkie konie mają dobre zamiary. Niektóre po prostu nie cierpią źrebaków, inne są złe. Nie mówię tylko o koniach z naszego stada. Jest też Sangre, ale o nim opowie wam już mama.
Powiedziała pani Havana.
- O, kto to przyszedł. Akcent!
Przewróciłam oczami.
- Dzień dobry. Perła, mama cię szuka i musimy już wracać.
- To idziemy!
I pobiegliśmy do rodziców.

< KONIEC>

czwartek, 12 marca 2015

Od Secret Star`a i Havany

CD.

Milczałem bardzo długo, a Havana pogrążyła się w myślach. Och, Havano żebyś ty tylko wiedziała...
- Nie uraziłaś mnie Havano - przerwałem ciszę. - Po prostu nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś wie co o sobie myślę. Raczej nie pokazuję tego każdemu. Właściwie nie pokazuję tego nikomu. Byłbym wdzięczny jakbyś zachowała to dla siebie.
Przeszliśmy kilka metrów w milczeniu.
- Havano...
- Secret...
Parsknęliśmy śmiechem, bo odezwaliśmy się w tym samym momencie.
- Ty pierwszy - powiedziała Havana.
- Chciałbym się upewnić, że wiesz co robisz, przyjmując mnie do stada. Jestem naprawę dziwny i być może niebezpieczny - uśmiechnąłem się, ale mój uśmiech nie sięgał oczu.
***
Odwzajemniłam uśmiech. Ja uważałam, że każdy koń ma w sobie cząstkę swoje oryginalnego ja, cząstkę, która jest jedyna w swoim rodzaju, a to coś sprawia, że każdy jest wyjątkowy. Ogier na pewno posiadał tą cząstkę siebie. Czy żałowałam? Odkąd założyłam to stado z moim poprzednim partnerem nigdy nie żałowałam, że kogoś przyjęłam do stada. Nawet taką Sharee.
-Sacret, na pewno wiem co robię i myślę... myślę, że jesteś cudownym koniem, a na pocieszenie powiem, że każdy ma swoje dziwactwa- uśmiechnęłam siew jego stronę pocieszająco.
-A ty o co chciałaś zapytać?- zmienił temat Star.
Zakłopotałam się.
-Ach, w sumie to o nic- spuściłam głowę, lecz zaraz potem ją uniosłam.
***
Nie naciskałem, wiedziałem że mi powie jak nadejdzie czas, czułem to. W między czasie doszliśmy do wzgórz. Było tu wprost idealnie szczególnie dla mnie.
- Jest perfekcyjnie - uśmiechnąłem się i tym razem śmiały mi się też oczy.
Znaleźliśmy duże drzewo pod którym się położyliśmy. Byliśmy zmęczeni całodniowym łażeniem po terenach stada.
- Havano, myślę że powinnaś znać prawdę o mnie. Co się działo zanim tu trafiłem. Obiecaj tylko, że nikomu tego nie powiesz.
- Obiecuję - przyrzekła klacz.
Opowiedziałem jej moją historię w szczegółach. Z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem oczy klaczy stawały się coraz większe. W końcu doszedłem do tego co się działo po moim odejściu z Rafinezji. Zaciąłem się na chwilę, a potem kontynuowałem bezbarwnym, wypranym z emocji głosem.
- Teraz wiesz wszystko. Znasz już moją historię i jej ciemną stronę. Jeśli zmieniłaś decyzję zrozumiem. Teraz mój los jest w twoich rękach.
Spojrzałem na klacz i zrozumiałem, że nadeszła pora na pytanie, które chciała zadać wcześniej. Jej oczy były szeroko otwarte, ale nie widziałem w nich strachu... Było w nich chyba... współczucie???
***
Tak, współczułam mu. Chciałam mu to powiedzieć, ale nie wiedziałam jak to ubrać ładnie w słowa. Przeszłości nie da się odwrócić i trzeba zainteresować się teraźniejszością, za to teraźniejszość nie jest najważniejsza i należy podążać w przyszłość ,przy okazji nie zapomnieć o przeszłości. To wszystko jest pogmatwane, nigdy tego nie rozumiałam.
-A więc czas na moje pytanie...- westchnęłam, uśmiechając się lekko- A więc... czy ty, na pewno chcesz dołączyć do mojego, raczej naszego stada, w sęsie to stado jest wszystkich członków., mówię to, bo...- zacięłam się, śmiejąc się na głos z mojego pogmatwanego języka w tej wypowiedzi.
Zawstydziłam się lekko.
***
- Myślę, że wiem co robię. Mam tylko nadzieję, że mnie stąd nie wyrzucisz. Havano - przeciągnąłem jej imię, wypowiadając je niemal jak pieszczotę - jesteś bardzo odważna. Mimo mojej historii, mimo tej dzisiejszej akcji nad Magiczną Zatoką przyjmujesz mnie do stada. Dziękuję za to, że dajesz mi szansę i za to, że pokazałaś mi dzisiaj, że mogę sobie wybaczyć to co się stało w Rafinezji i to co się stało później.
Klacz otworzyła lekko pysk, a jej oczy były szeroko otwarte ze zdumienia. Widziałem w nich jeszcze jedno uczucie, ale nie umiałem określić jakie. Dumę? Radość?
- Bardzo Ci dziękuję, Havi - powiedziałem cicho zdrabniając jej imię po raz pierwszy, co jeszcze bardziej zdziwiło klacz.
***
Nie ukrywam, wzięła mnie zaskoczenie. Na początku ogier wydawał się respektowy, poważny, ale teraz... odczuwałam jakieś dziwne fale. Jednakże byłam szczęśliwa, że ogier chciał zostać w moim, naszym stadzie.
-Nie ma za co i przyjemność po mojej stronie- zarumieniłam się i przy okazji na moja twarz wpłynął lekki uśmiech- Cieszę się, że mogłam ci pomóc, a tak na poboczu... To zbliżamy się do celu- uśmiechnęłam się już szerzej.
***
Uniosłem wysoko brwi. Nie zrozumiałem. Spojrzałem w niebo. Na krystalicznie czystym niebie przesuwały się leniwie białe obłoczki. Skupiłem się na chwilę na wyczarowaniu w chmur serca, bo czułem się tu szczęśliwy.
- Co to znaczy, że zbliżamy się do celu? - zapytałem po chwili.
Klacz spuściła głowę, a po chwili ją podniosła. W jej oczach zobaczyłem pewną dziwną mieszankę determinacji, smutku i radości. Milczała przez chwilę, a później odpowiedziała.
***
Uśmiechnęłam się tajemniczo w kierunku ogiera, który patrzył na mnie pytająco, a jego mina z każdą chwilą patrzenia na mnie była coraz bardziej zdezorientowana. Nie chciałam go trzymać w niepewności, toteż zaraz potem powiedziałam mu rąbek tajemnicy.
-To znaczy, że zobaczysz miejsce gdzie zazwyczaj nikt nie chodzi i gdzie prowadzę tylko swoich zaufanych ludzi- spojrzałam przed siebie, czując, że ogier ma chęć zadania mi miliona pytań.
-Znaczy, że...- nie skończył, rezygnując z dalszej wypowiedzi.
-Znaczy, że?- dokończyłam z ciekawością na niego, dając mu lekkiego kuksańca w bok.
Ogier zakłopotał się. A może raczej nie zakłopotał? Może tylko mi się wydawało? Jedno wiem na pewno... że nie wiem.
***
Och miałem milion pytań w głowie... Chciałem dokończyć, ale się bałem, że ją urażę. Patrzyłem na kształtny profil klaczy. Oczy miała w pięknym, ciemnym kolorze, trudnym do określenia. Pysk miała szlachetny. Wydawało mi się, że ma w sobie konia czystej krwi arabskiej jak ja. Ka byłem Arabem z krwi i kości. Moją rodzinę cechowały niepospolite maści. Mój brat był albinosem z niebieskimi oczami, matka była tej samej maści, ale z oczami zielonymi, ojciec był maści izabelowatej, a ja urodziłem się kary. Jej maść również była niezwykła. Sylwetkę miała kształtną, wysportowaną, bez zbędnych krągłości. Klacz była bardzo zamyślona więc nie zauważyła, że bezmyślnie się na nią gapię. No dobra nie do końca bezmyślnie... Okej, okej z premedytacją. Zdecydowałem się dokończyć wcześniejsze pytanie.
- Czy to znaczy, że trafiłem do ich grona? Ufasz mi? Należę do twoich zaufanych osób??
***
Zachichotałam pod nosem, lecz zaraz potem znów przybrałam lekko uśmiechniętą minę. Sama dopiero zdałam sobie sprawę, że zaufałam temu ogierowi... na prawdę...
-Tak- odparłam, nadal podśmiechując się.
Na twarz ogiera również wpłynął uśmiech, którego tak dawno oczekiwałam. W tym samym momencie coś w umyśle podpowiedziało mi, że mam stanąć i zawrócić. Moja mina spoważniała, a ja podniosłam uszy. Nie wiem co, ale mój szósty zmysł kazał mi jak najszybciej odejść stąd. Nie chciałam denerwować Secret`a. Nawet nie wiedziałąm czy to oby na pewno dobre przeczucia.
-Coś jest?- zapytał, budząc mnie z transu.
-Nie...- odparłam niepewnie.
Lecz on chyba widział moje zachowanie.
***
Patrzyłem na klacz z rosnącym smutkiem. Och Havano.. Ty też ode mnie uciekasz... Byłem głupi myśląc, że będziemy się mogli zaprzyjaźnić. Klacz patrzyła na mnie i mięśnie jej zesztywniały. Czułem, że czyta mi w myślach, ale nie powstrzymywałem tego. Nie chciałem. Za ten jeden dzień akceptacji, który mi dała oddałem jej tą możliwość. Dałem jej możliwość władania moim umysłem. Nie chciałem się bronić.
- Havano... mogę odejść... Nie musisz mnie... znosić.... Odejdę... Havano... - w moim głosie słychać było cierpienie, mimo że szeptałem.
Po policzkach płynęły mi pojedyncze łzy. Zadziwiające jak przywiązałem się do miejsca, w którym byłem akceptowany przez jeden dzień.
- Havano powiedz mi tylko co się stało, że zaczęłaś tak reagować, co przeważyło? - szepnąłem.
***
Przez chwile nie odzywałam się, patrząc nieruchomymi oczami na ogiera. Po chwili zrozumiałam, że cos do mnie mówił. Ogromnie się zawstydziłam, gdy tylko poczułam, że to coś z zewnątrz, nie on.
-Secret, to nie twoja wina i bardzo przepraszam za tą cała sytuacje, ale czuję, że to cos z zewnątrz- zasmuciłam się ogromnie, gdy zobaczyłam zrozpaczoną minę ogiera o jego łzy- To nie twoja wina- teraz ja powiedziałam szeptem- Ale lepiej chodźmy stąd, proszę- odparłam.
Ogier był zaskoczony.
-Nie odchodź, ty nic nie zrobiłeś, nie jesteś winny, a w twojej obecności... czuję się lepiej- powiedziałam szczerze- I od teraz zabraniam ci myśleć o sobie negatywnie, a tym bardziej o odejściu ze stada- chciałam rozluźnić atmosferę, lecz szósty zmysł nadal mówił mi, że mam uciekać- Secret... powinniśmy stąd iść, natychmiast- odparłam sztywno, rozglądając się na boki.
***
Ruszyłem za klaczą, stawiając równe kroki. Wykorzystałem kilka zaklęć ochronnych.
- Skoro mówisz że trzeba iść to idziemy - mój głos nadal nie odzyskał normalnego tonu.
 Zagalopowaliśmy i wróciliśmy do mojego nowego domu. Podobało mi się tu. Klacz przez całą drogę była pogrążona w myślach.
- Powiesz mi o czym myślisz? I co się takiego tam działo, że tak zareagowałaś?? - zapytałem cicho, żeby nie wyjść na ciekawskiego.
***
Odwróciłam głowę, wpatrzywszy się w ogiera i na chwilkę zostawiając myśli za sobą.
-Nie wiem- odparłam krótko- Widzisz... żywioł psychiki i umysłu, ciągnie za sobą wiele dziwnych rzeczy. Jedną nich jest coś w rodzaju szóstego zmysłu, który ma każda osoba, lecz i takich koni jak ja- mam na myśli mój żywioł- objawia się on często niż się zdaje lub co gorsza zamierza. Nie wiem co mnie zaniepokoiło, ale czułam, że musimy stąd iść, coś podpowiadało mi, że nie możemy zostać tam ani minuty dłużej. Czasem mam tak, że kiedy nie posłucham wewnętrznego głosu to czuję ból w głowie- wyznałam mu jedną z moich tajemnic- I to nawet ostry ból. Teraz chodziło mi bardziej o twoje dobro- przyznałam się, odwracając wzrok.

CDN