poniedziałek, 16 marca 2015

Od Secret Star`a i Havany

CD

Wmurowało mnie. Od tak dawna nikt się o mnie nie troszczył... Havano, Havano, co ty robisz? Powinnaś przestać zanim będzie za późno. Zamyśliłem się, zupełnie zapominając, że klacz co pewien czas nieświadomie lustruje moje myśli. Zatrzymała się na dźwięk jednej z nich.
- Secret?
Również się zatrzymałem. Wiedziałem co klacz usłyszała. Ale nie mogłem tego zmienić.
- Tak, Havano?
- Naprawdę?
- Nie jestem pewien, ale myślę, że tak.
***
Wpatrzyłam się w ogiera, a właściwie w jego pełne głębi oczy. W tym samym momencie coś chwyciło mnie za serce. Jakby dawne bóle i wspomnienia przybyły na nowo. Staliśmy samotnie na małej polance, wokół nas szumiały drzewa i ćwierkały ptaki. Szczerze mówiąc, żadne z nas się nie odezwało. Zapadła głucha cisza, której nawet wiatr nie zagłuszył. Ja nadal miałam wbity i spokojny wzrok w Secret`a.
***
Patrzyłem na klacz i doświadczałem dziwnego uczucia. Wszystko co się do tej pory liczyło - ja, moi zmarli rodzice, cały świat - po prostu wszystko, ciach ciach ciach, uleciało. Liczyły się w tym momencie tylko ciemne oczy klaczy, która przyniosła mi ukojenie po kilkuletnim cierpieniu. Byłem jej wdzięczny, bardzo wdzięczny. Lekkim ruchem położyłem u smukłych nóg klaczy bukiet z różowo-białych róż. Pachniały oszałamiająco. W jej oczach widziałem lekkie zaskoczenie, ale i inne uczucie, ciężkie do opisania. Ból? Być może. Nie chciałem sprawdzać jej myśli. Wdzięczność połączona z odrobiną romantyzmu i gotowy prezent dla klaczy która dała mi nadzieję na lepsze życie i lepszego mnie.
***
Uśmiechnęłam się lekko, patrząc na bukiet róż. Był piękny. Przekręciłam lekko głowę na bok, lecz po chwili spojrzałam na ogiera, pełnym szczęścia wzrokiem.
-Dziękuję. Ja też dla ciebie coś mam, ale musimy iść w inne miejsce- odpowiedziałam i pociągnęłam lekko Star`a za grzywę.
Zdziwiony, zaciekawiony i chyba radosny poszedł za mną, po chwili zrównując krok ze mną. W pysku trzymałam bukiet róż, który po drodze zostawiłam u siebie w jaskini w dobrze oświetlonym miejscu by szybko nie zwiędły. Potem ruszyłam w kierunku Rajskiej Plaży.
-To co chcę ci wręczyć to bardzo rzadka rzecz. Może i to dziwnie wygląda, że klacz wręcza ogierowi podarunek, ale czuję się do tego zobowiązana- posłałam mu ciepłe spojrzenie i uśmiech.
***
Ciekawie przyglądałem się klaczy. Chwilę krzątała się przy czymś, a potem odwróciła się z niepewnym uśmiechem. W pysku trzymała przedmiot zawinięty w liście. Uśmiechnąłem się, ale zżerała mnie ciekawość. Co u licha dla mnie przygotowała? Patrzyłem na klacz z rosnącym zaciekawieniem. Z lekką niepewnością na twarzy podała mi podarunek. Rozpakowałem go. Jejku... To co ujrzałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
***
Czekałam tylko aż ogier rozpakuje prezent. Sama nie mogłam się doczekać... jego reakcji. Miałam pewne wątpliwości czy oby na pewno podarunek mi się uda. To była zwyczajna... poprawka, niezwyczajna muszla z morza. Była tylko w głębinach, lecz posiadała specyficzną moc. Samym wyglądem pokazywała to. Nigdy nikt nie widział takiej muszli. Patrzyłam na podarek, potem skierowałam wzrok na ogiera.
-Podoba ci się?- spytałam z cieniem wątpliwości- Wiesz... to magiczna muszli, mówiąc tak w skrócie i trochę niekonkretnie. Posiada wiele magicznych właściwości, lecz na każdego i dla każdego działa inaczej. Sama nie wiem do końca jak konkretnie działa- rozbudowałam wypowiedź, nie widząc w sumie co dalej opowiedzieć Secret`owi.
***
Ta magia rozgrzewała. Ciepło pochodzące z muszli rozchodziło się po całym moim ciele. Ten przedmiot był idealnym prezentem dla mnie - konia, którego życie kręciło się dookoła magii.
- Dziękuję, jest piękna. Idealna dla mnie - patrzyłem z wdzięcznością na Havi.
Klacz zarumieniła się i uśmiechnęła z radością. Spojrzała jeszcze raz na muszlę z trudnym do odgadnięcia wyrazem oczu.
- Cieszę się, że ci się podoba Secret.
Spojrzałem na klacz z uśmiechem. Jej oczy pociemniały i płonął w nich ogień. Czekaj... Ogień? Ogień czego? Klacz wyglądała jakby była pod wpływem silnych uczuć albo... magii.... Szybko przejrzałem rzucone w pobliżu nas zaklęcia. Rzucone było jedno. Zaklęcie Imperius. Jasny gwint! Kto je rzucił? Przez chwilę tonąłem w magii otaczającej to zaklęcia, aż uświadomiłem sobie, że to ja je rzuciłem. Kiedy? Nie miałem pojęcia. Zdjąłem z klaczy czar. Jej oczy odzyskały normalną barwę.
- Co... to było? - zapytała.
- Przez przypadek rzuciłem zaklęcie Imperiusa na ciebie. Właściwie lepsze określenie to klątwa. Wydaje mi się, że to ma jakiś związek z tą muszlą. Uwalnia ona pokłady magii, które są we mnie. I uwalnia też pragnienia mojej magii. Tak więc muszę bardziej kontrolować moją magię, bo rzuciłem przed chwilą nieświadomie bardzo potężną klątwą, którą umie rzucić bardzo niewielu. Właściwie znałem tylko trzech po za mną.
***
Patrzyłam na ogiera przez chwile, próbując zrozumieć to wszystko, potem zaczęłam niewidocznie kiwać głową. Nie pamiętałam nic przez tamtą chwilę, tylko moje uważne spojrzenie w muszli.
-Nie chcę nic mówić, ale może lepiej jak ją odłożymy- uśmiechnęłam się, jednak on był pełen wątpliwości.
-Masz racje- zgodził się ogier i razem ruszyliśmy w kierunku jego jaskini.
Gdy byliśmy na miejscu, Secret schował porządnie muszle, szepnął pod nosem jakieś zaklęcie, chyba ochronne i wyszedł z jaskini, gdzie na niego czekałam.
-Zrobione. Muszla zabezpieczona, raczej nikt....- przerwał widząc mnie rozglądającą się dookoła- Co jest?- spytał.
-Ludzie- szepnęłam i skierowałam wzrok na Star`a.
***
Przeleciałem umysły dookoła było ich dwunastu. Czterech nas widziało. Szlag! O zaklęciu zwodzącym nie było mowy. Musimy uciekać. Porozumiewaliśmy się w umyśle. Przydają się takie żywioły. Oboje znaliśmy ustawienie ludzi. Było szczelne. Szanse na ucieczkę minimalne. W tej chwili miałem w głowie tylko jedną myśl, którą starannie ukrywałem przed Havaną. Wiedziałem, że mi na to nie pozwoli. I wiedziałem, że ona wie, że coś przed nią ukrywam. Musiałem ją uratować. Nie mogłem pozwolić jej złapać. Ona miała na głowie stado. Ja byłem nowym koniem. Nikomu nie potrzebnym. Spojrzałem na klacz i w umyśle przedstawiłem swój plan bez najważniejszej jego części, o którym Havi nie miała wiedzieć. Klacz zaaprobowała mój pomysł. Rzuciliśmy się do biegu. W kluczowym momencie rzuciłem się na ludzi. Zacząłem kopać, gryźć i wierzgać. Zaabsorbowałem całą ich uwagę. Zauważyłem w między czasie przerażone, ale jakże śliczne oczy Havi.
- Uciekaj! - warknąłem.
Nagle poczułem lasso na szyi.
- Uciekaj! Bo inaczej zrobiłem to na darmo!
Klacz spojrzała na mnie ze smutkiem i zniknęła w krzakach.
***
Nie wiedziałam co robić. Nie wiedziałam co myśleć. Biegłam przed siebie. Poczułam jak po policzku spływa łza. Zatrzymałam się natychmiastowo i zaczęłam rozglądać się nerwowo. Przestępowałam z nogi na nogę. Coś w środku krzyczało:
~Idź tam! Pomóż mu! Przecież to twój członek stada, zarazem przyjaciel, Biegnij do niego i mu pomóż!~
Jednak zarazem drugi głos się odzywał:
~Nie! Przecież on sam mówił, że to wszystko wtedy pójdzie na marne... Ty masz stado, a ono ma ciebie, w dodatku... nie ma żądnego konia na innym wyższym stanowisku~
Mój oddech był nierównomierny, coraz trudniej brałam powietrze do płuc. Kilka razy patrzyłam w stronę gdzie po raz ostatni widziałam Secret`a. W końcu po chwili ruszyłem galopem z powrotem. Bałam się, że ogier będzie na mnie ściekł, ale gdy zakładałam to stado, gdy mój poprzedni partner mnie zostawił, obiecałam, że od tamtego czasu nie zostawię ani jednego członka, ani jednego konia z mojego stada na pastę losu, a już na pewno w rękach ludzi. Zebrałam się w sobie, otarłam łzy i pogalopowałam w kierunku ludzi.
***
Zabrali mnie do pięknej stajni. Boksy były tam czyste, idealnie wypielęgnowane, woda świeża, siano pachnące. Po prostu perfekcyjnie. Ale na wolności lepiej. Z ukłuciem bólu pomyślałem o Havanie. Udało jej się uciec. Cieszyłem się z tego. Do boksu, w którym stałem podeszło kilku ludzi.
- Piękny ogier - powiedział najwyższy mężczyzna, ubrany ,,na bogato''.
Wyciągnął do mnie rękę. Co ja mam z tym zrobić?
- Nie bój się mały, nie zrobię ci krzywdy - powiedział cicho, ale wyraźnie.
Wstrząsnąłem grzywą i podszedłem bliżej drzwi. Człowiek pokiwał zachęcająco głową, a oczy miał życzliwe. Dotknąłem pyskiem jego ręki. On zaczął powoli głaskać mnie po głowie.
- Jestem Grzegorz. Nazwę cię Black Moon. Będą po tobie wspaniałe źrebaki. Spróbujcie go zajeździć, chcę zobaczyć go dzisiaj w skokach luzem.

 Biegałem po dużym owalu. Drogę na zewnątrz miałem zagrodzoną. Ludzie zachwycali się moim ruchem. Postawili przeszkodę, którą z łatwością przeskoczyłem. Stawiali wyżej i wyżej, a ja bez wysiłku przeskakiwałem ze sporym zapasem. Byli zachwyceni. Mówili, że będę świetnym reproduktorem. Później na mnie ktoś wsiadł. Był miły i lekko trzymał za to żelastwo, które oni nazywali wędzidłem, które włożyli mi do pyska. Nie buntowałem się. Szybko załapałem, że każą mi nieść głowę w dole, pokazywać pełnię ruchu, że podoba im się jak trzymam ogon wysoko. Nie mogli zrozumieć jak mogłem być dzikim koniem skoro byłem posłuszny pod siodłem.

 Postawili mnie do boksu. Na drzwiach do niego wisiała tabliczka z napisem Black Moon. Westchnąłem. Jak bardzo pragnąłem znaleźć się koło Havany, bez tych durnych ograniczeń, mając wolną wolę. Nagle w ciemnościach nocy zobaczyłem parę oczu, które znałem.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz