czwartek, 12 marca 2015

Od Secret Star`a i Havany

CD.

Milczałem bardzo długo, a Havana pogrążyła się w myślach. Och, Havano żebyś ty tylko wiedziała...
- Nie uraziłaś mnie Havano - przerwałem ciszę. - Po prostu nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś wie co o sobie myślę. Raczej nie pokazuję tego każdemu. Właściwie nie pokazuję tego nikomu. Byłbym wdzięczny jakbyś zachowała to dla siebie.
Przeszliśmy kilka metrów w milczeniu.
- Havano...
- Secret...
Parsknęliśmy śmiechem, bo odezwaliśmy się w tym samym momencie.
- Ty pierwszy - powiedziała Havana.
- Chciałbym się upewnić, że wiesz co robisz, przyjmując mnie do stada. Jestem naprawę dziwny i być może niebezpieczny - uśmiechnąłem się, ale mój uśmiech nie sięgał oczu.
***
Odwzajemniłam uśmiech. Ja uważałam, że każdy koń ma w sobie cząstkę swoje oryginalnego ja, cząstkę, która jest jedyna w swoim rodzaju, a to coś sprawia, że każdy jest wyjątkowy. Ogier na pewno posiadał tą cząstkę siebie. Czy żałowałam? Odkąd założyłam to stado z moim poprzednim partnerem nigdy nie żałowałam, że kogoś przyjęłam do stada. Nawet taką Sharee.
-Sacret, na pewno wiem co robię i myślę... myślę, że jesteś cudownym koniem, a na pocieszenie powiem, że każdy ma swoje dziwactwa- uśmiechnęłam siew jego stronę pocieszająco.
-A ty o co chciałaś zapytać?- zmienił temat Star.
Zakłopotałam się.
-Ach, w sumie to o nic- spuściłam głowę, lecz zaraz potem ją uniosłam.
***
Nie naciskałem, wiedziałem że mi powie jak nadejdzie czas, czułem to. W między czasie doszliśmy do wzgórz. Było tu wprost idealnie szczególnie dla mnie.
- Jest perfekcyjnie - uśmiechnąłem się i tym razem śmiały mi się też oczy.
Znaleźliśmy duże drzewo pod którym się położyliśmy. Byliśmy zmęczeni całodniowym łażeniem po terenach stada.
- Havano, myślę że powinnaś znać prawdę o mnie. Co się działo zanim tu trafiłem. Obiecaj tylko, że nikomu tego nie powiesz.
- Obiecuję - przyrzekła klacz.
Opowiedziałem jej moją historię w szczegółach. Z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem oczy klaczy stawały się coraz większe. W końcu doszedłem do tego co się działo po moim odejściu z Rafinezji. Zaciąłem się na chwilę, a potem kontynuowałem bezbarwnym, wypranym z emocji głosem.
- Teraz wiesz wszystko. Znasz już moją historię i jej ciemną stronę. Jeśli zmieniłaś decyzję zrozumiem. Teraz mój los jest w twoich rękach.
Spojrzałem na klacz i zrozumiałem, że nadeszła pora na pytanie, które chciała zadać wcześniej. Jej oczy były szeroko otwarte, ale nie widziałem w nich strachu... Było w nich chyba... współczucie???
***
Tak, współczułam mu. Chciałam mu to powiedzieć, ale nie wiedziałam jak to ubrać ładnie w słowa. Przeszłości nie da się odwrócić i trzeba zainteresować się teraźniejszością, za to teraźniejszość nie jest najważniejsza i należy podążać w przyszłość ,przy okazji nie zapomnieć o przeszłości. To wszystko jest pogmatwane, nigdy tego nie rozumiałam.
-A więc czas na moje pytanie...- westchnęłam, uśmiechając się lekko- A więc... czy ty, na pewno chcesz dołączyć do mojego, raczej naszego stada, w sęsie to stado jest wszystkich członków., mówię to, bo...- zacięłam się, śmiejąc się na głos z mojego pogmatwanego języka w tej wypowiedzi.
Zawstydziłam się lekko.
***
- Myślę, że wiem co robię. Mam tylko nadzieję, że mnie stąd nie wyrzucisz. Havano - przeciągnąłem jej imię, wypowiadając je niemal jak pieszczotę - jesteś bardzo odważna. Mimo mojej historii, mimo tej dzisiejszej akcji nad Magiczną Zatoką przyjmujesz mnie do stada. Dziękuję za to, że dajesz mi szansę i za to, że pokazałaś mi dzisiaj, że mogę sobie wybaczyć to co się stało w Rafinezji i to co się stało później.
Klacz otworzyła lekko pysk, a jej oczy były szeroko otwarte ze zdumienia. Widziałem w nich jeszcze jedno uczucie, ale nie umiałem określić jakie. Dumę? Radość?
- Bardzo Ci dziękuję, Havi - powiedziałem cicho zdrabniając jej imię po raz pierwszy, co jeszcze bardziej zdziwiło klacz.
***
Nie ukrywam, wzięła mnie zaskoczenie. Na początku ogier wydawał się respektowy, poważny, ale teraz... odczuwałam jakieś dziwne fale. Jednakże byłam szczęśliwa, że ogier chciał zostać w moim, naszym stadzie.
-Nie ma za co i przyjemność po mojej stronie- zarumieniłam się i przy okazji na moja twarz wpłynął lekki uśmiech- Cieszę się, że mogłam ci pomóc, a tak na poboczu... To zbliżamy się do celu- uśmiechnęłam się już szerzej.
***
Uniosłem wysoko brwi. Nie zrozumiałem. Spojrzałem w niebo. Na krystalicznie czystym niebie przesuwały się leniwie białe obłoczki. Skupiłem się na chwilę na wyczarowaniu w chmur serca, bo czułem się tu szczęśliwy.
- Co to znaczy, że zbliżamy się do celu? - zapytałem po chwili.
Klacz spuściła głowę, a po chwili ją podniosła. W jej oczach zobaczyłem pewną dziwną mieszankę determinacji, smutku i radości. Milczała przez chwilę, a później odpowiedziała.
***
Uśmiechnęłam się tajemniczo w kierunku ogiera, który patrzył na mnie pytająco, a jego mina z każdą chwilą patrzenia na mnie była coraz bardziej zdezorientowana. Nie chciałam go trzymać w niepewności, toteż zaraz potem powiedziałam mu rąbek tajemnicy.
-To znaczy, że zobaczysz miejsce gdzie zazwyczaj nikt nie chodzi i gdzie prowadzę tylko swoich zaufanych ludzi- spojrzałam przed siebie, czując, że ogier ma chęć zadania mi miliona pytań.
-Znaczy, że...- nie skończył, rezygnując z dalszej wypowiedzi.
-Znaczy, że?- dokończyłam z ciekawością na niego, dając mu lekkiego kuksańca w bok.
Ogier zakłopotał się. A może raczej nie zakłopotał? Może tylko mi się wydawało? Jedno wiem na pewno... że nie wiem.
***
Och miałem milion pytań w głowie... Chciałem dokończyć, ale się bałem, że ją urażę. Patrzyłem na kształtny profil klaczy. Oczy miała w pięknym, ciemnym kolorze, trudnym do określenia. Pysk miała szlachetny. Wydawało mi się, że ma w sobie konia czystej krwi arabskiej jak ja. Ka byłem Arabem z krwi i kości. Moją rodzinę cechowały niepospolite maści. Mój brat był albinosem z niebieskimi oczami, matka była tej samej maści, ale z oczami zielonymi, ojciec był maści izabelowatej, a ja urodziłem się kary. Jej maść również była niezwykła. Sylwetkę miała kształtną, wysportowaną, bez zbędnych krągłości. Klacz była bardzo zamyślona więc nie zauważyła, że bezmyślnie się na nią gapię. No dobra nie do końca bezmyślnie... Okej, okej z premedytacją. Zdecydowałem się dokończyć wcześniejsze pytanie.
- Czy to znaczy, że trafiłem do ich grona? Ufasz mi? Należę do twoich zaufanych osób??
***
Zachichotałam pod nosem, lecz zaraz potem znów przybrałam lekko uśmiechniętą minę. Sama dopiero zdałam sobie sprawę, że zaufałam temu ogierowi... na prawdę...
-Tak- odparłam, nadal podśmiechując się.
Na twarz ogiera również wpłynął uśmiech, którego tak dawno oczekiwałam. W tym samym momencie coś w umyśle podpowiedziało mi, że mam stanąć i zawrócić. Moja mina spoważniała, a ja podniosłam uszy. Nie wiem co, ale mój szósty zmysł kazał mi jak najszybciej odejść stąd. Nie chciałam denerwować Secret`a. Nawet nie wiedziałąm czy to oby na pewno dobre przeczucia.
-Coś jest?- zapytał, budząc mnie z transu.
-Nie...- odparłam niepewnie.
Lecz on chyba widział moje zachowanie.
***
Patrzyłem na klacz z rosnącym smutkiem. Och Havano.. Ty też ode mnie uciekasz... Byłem głupi myśląc, że będziemy się mogli zaprzyjaźnić. Klacz patrzyła na mnie i mięśnie jej zesztywniały. Czułem, że czyta mi w myślach, ale nie powstrzymywałem tego. Nie chciałem. Za ten jeden dzień akceptacji, który mi dała oddałem jej tą możliwość. Dałem jej możliwość władania moim umysłem. Nie chciałem się bronić.
- Havano... mogę odejść... Nie musisz mnie... znosić.... Odejdę... Havano... - w moim głosie słychać było cierpienie, mimo że szeptałem.
Po policzkach płynęły mi pojedyncze łzy. Zadziwiające jak przywiązałem się do miejsca, w którym byłem akceptowany przez jeden dzień.
- Havano powiedz mi tylko co się stało, że zaczęłaś tak reagować, co przeważyło? - szepnąłem.
***
Przez chwile nie odzywałam się, patrząc nieruchomymi oczami na ogiera. Po chwili zrozumiałam, że cos do mnie mówił. Ogromnie się zawstydziłam, gdy tylko poczułam, że to coś z zewnątrz, nie on.
-Secret, to nie twoja wina i bardzo przepraszam za tą cała sytuacje, ale czuję, że to cos z zewnątrz- zasmuciłam się ogromnie, gdy zobaczyłam zrozpaczoną minę ogiera o jego łzy- To nie twoja wina- teraz ja powiedziałam szeptem- Ale lepiej chodźmy stąd, proszę- odparłam.
Ogier był zaskoczony.
-Nie odchodź, ty nic nie zrobiłeś, nie jesteś winny, a w twojej obecności... czuję się lepiej- powiedziałam szczerze- I od teraz zabraniam ci myśleć o sobie negatywnie, a tym bardziej o odejściu ze stada- chciałam rozluźnić atmosferę, lecz szósty zmysł nadal mówił mi, że mam uciekać- Secret... powinniśmy stąd iść, natychmiast- odparłam sztywno, rozglądając się na boki.
***
Ruszyłem za klaczą, stawiając równe kroki. Wykorzystałem kilka zaklęć ochronnych.
- Skoro mówisz że trzeba iść to idziemy - mój głos nadal nie odzyskał normalnego tonu.
 Zagalopowaliśmy i wróciliśmy do mojego nowego domu. Podobało mi się tu. Klacz przez całą drogę była pogrążona w myślach.
- Powiesz mi o czym myślisz? I co się takiego tam działo, że tak zareagowałaś?? - zapytałem cicho, żeby nie wyjść na ciekawskiego.
***
Odwróciłam głowę, wpatrzywszy się w ogiera i na chwilkę zostawiając myśli za sobą.
-Nie wiem- odparłam krótko- Widzisz... żywioł psychiki i umysłu, ciągnie za sobą wiele dziwnych rzeczy. Jedną nich jest coś w rodzaju szóstego zmysłu, który ma każda osoba, lecz i takich koni jak ja- mam na myśli mój żywioł- objawia się on często niż się zdaje lub co gorsza zamierza. Nie wiem co mnie zaniepokoiło, ale czułam, że musimy stąd iść, coś podpowiadało mi, że nie możemy zostać tam ani minuty dłużej. Czasem mam tak, że kiedy nie posłucham wewnętrznego głosu to czuję ból w głowie- wyznałam mu jedną z moich tajemnic- I to nawet ostry ból. Teraz chodziło mi bardziej o twoje dobro- przyznałam się, odwracając wzrok.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz