Spacerowałam, podziwiając wczesnowiosenny krajobraz. Słońce świeciło mocno, a wszystkie rośliny zaczęły okrywać się zielenią. Ten widok był znacznie lepszy od zmarzniętej, starej, zimowej trawy. Po jakimś czasie dotarłam nad wodopój Lorangi. Podeszłam do błękitnej tafli, po czym schyliłam się i wypiłam kilka łyków. Gdy tylko podniosłam głowę, zauważyłam kilka metrów od siebie stojącą klacz. Nawet uosobienie takiego "geniuszu" jak ja, mogło by dostrzec, że jest bardzo smutna. Pustym wzrokiem wpatrywała się w swoje odbicie w wodzie. I choć na ogół nie lubię wtrącać się w czyjeś sprawy, postanowiłam podejść, by dowiedzieć się o co chodzi.
- Ymmm... Hej. - powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się lekko. Klacz spojrzała na mnie bez jakiegokolwiek wyrazu. - Wybacz, że się wtrącę, ale czy coś się stało? Nie wyglądasz dobrze... A tak poza tym jestem Filjan.
- Lavora. - odpowiedziała krótko klacz - Chodzi o to, że... - Klacz próbowała zmusić się do wyduszenia tego z siebie, choć widać było, że sprawia jej to wielki ból. - Mój partner odszedł...
Spojrzałam na nią ze współczuciem. W końcu ja też straciłam partnera. Castiela... On też odszedł. Teraz już się z tym pogodziłam, ale wolę sobie nie przypominać jak zachowywałam się po jego stracie.
- Współczuję Ci. - powiedziałam po chwili. - Potrafię sobie wyobrazić co czujesz, też to przeszłam. W tej sytuacji powiem Ci tylko, żebyś się nie załamywała. Czas leczy rany, nawet te, które wydają się nie do uleczenia. - A ja jestem tego żywym przykładem, dopowiedziałam w myślach, przypominając sobie wszystkich bliskich, którzy ode mnie odeszli i jak po tym cierpiałam.
(Lavora? Filjan służy dobrą radą xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz