Dziś jak zwykle wstałam i rozglądałam się po jaskini. Zdaje się, że Hermoso gdzieś wyszedł. Postanowiłam go poszukać. Wyszłam i najpierw zjadłam trochę trawy. Było jeszcze zimno i ciemno. Nie było go w całej okolicy. Zaczęłam się martwić. A co jeżeli coś mu się stało? Przecież on nigdy nie wychodzi z jaskini tak wczesnym rankiem. Postanowiłam zwrócić się do Havany. Zna lepiej okolicę i może mi pomóc w szukaniu partnera.
- Cześć Havana! Wiesz może gdzie jest Hermoso De Ereno?
Znalazłam ją nieopodal swojej jaskini.
- Nie powiedział ci? Chyba tylko ja zostałam o tym poinformowana.
Zdziwiła się klacz. Wyraźnie była zaniepokojona.
- Co się stało?
Podeszłam bliżej Havany z złą już miną.
- On wczoraj w nocy oznajmił mi, że odchodzi ze stada i idzie do siostry.
Załamałam się. Jak mógł mi nie powiedzieć? Może już mnie nie kocha? To nie może być prawda! Ale nie odszedłby bez słowa jakby nie kłamał cały ten czas. Od teraz już nie chcę go znać.
- I co ja mam robić?
Panikowałam, a z oczy polały mi się łzy.
- Przyjmij to do siebie i uspokój się. Pomogę ci.
Próbowała pocieszyć mnie alfa. Niewiele to dało.
- Lepiej będzie się zabić!
Wykrzyknęłam i pogalopowałam na Wdowie Wzgórze. Jeszcze raz spojrzałam w niebo i już miałam skakać, kiedy nagle ktoś pociągnął mnie za ogon. Nie znałam jego imienia, ale obok nadbiegła Havana i moje dzieci.
- Akcent! Perła! Dzieci, teraz tylko wy musicie mi dać sens życia.
Przytuliłam je do siebie. Niezmiernie interesowało mnie to, kto złapał mnie za ogon i uratował przed niezbyt mądrą chęcią śmierci.
- Kto to jest? Nie znam pana...
Spytałam alfy pokazując na ogiera.
< Havana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz