poniedziałek, 31 marca 2014

Od Jack'a

C.D. Rossy

- To Souffle - uśmiechnąłem się do córki - Za namowa Tamizy przygarnęliśmy go.
Nie byłem pewien jak Rossa zareaguje na tę wiadomość, ale to nie jej decyzja. I nic nie mogłem na to poradzić.
- Souffle, to moja córka Rossa - zwróciłem się do malucha.
Przyjrzałem sie ich zaciekawionym spojrzeniom. Mierzyli siebie wzrokiem i próbowali rozgryźć co siedzi w głowie drugiego.
- Mam nadzieję, że się dogadacie - dodałem.

Brak weny, przepraszam. Rossa? Souffle? 

Od Mystic`a

CD historii Nevady

-Hm... Więc tak. Mój charakter raczej trudno określić. Jestem raczej typem lekkoducha. Nie mogę usiedzieć w miejscu, ale i też, muszę się przyznać, bardzo mnie ciągnie to płci pięknej- uśmiechnąłem się szarmancko- Jestem typem flirciarza.
-Mam się bać?- zachichotała
-Jeśli chcesz- zaśmiałem się- Moja historia nie należy do nadzwyczajnych. Zwykły koń ze zwykłego stada. Matka mnie zostawiła, a ojciec opiekował się bardzo krótko. Szczerze... to radziłem sobie sam. Pod opiekę wzięła mnie moja ciocia, a potem dorosłem i opuściłem stado. Pop drodze spotykałem wiele pięknych klacz, do których niestety miałem słabość.  Miałem wiele partnerkami, ale okazało się, że są zwyczajne pustymi klaczami. Trafiłem w ręce ludzi, którzy wyćwiczyli mnie i stałem się oczkiem w głowie u ludzi. Tam pierwszy raz zakochałem się na zbój w klaczy. Miałem nawet syna, który teraz nie wiem gdzie jest,. Pewnie ułożył sobie życie. Moja była zmarła i postanowiłem uciec ze stajni, bo mi się znudziło życie tam. Po drodze spotkałem to stado. Zakochałem się po raz drugi w t...- zaciąłem się i odwróciłem szybko wzrok, patrząc na płomienie
-Zakochałeś się w kimś?- zdziwiła się
Nie odpowiedziałem, tylko przełknąłem głośno ślinę
-W sumie... to tak, ale... to moja taka tajna tajemnica... - zacząłem grzebać kopytem w ziemi.
-Nie wiem czy ona to odwzajemnia, ale mogę powiedzieć, że to najcudowniejsza klacz, którą spotkałem w życiu, oprócz mojej byłej partnerki. Jest piękna o niesamowitym charakterze... Po prostu cudo... ale co my tu tak zanudzamy- zaśmiałem się i spojrzałem na klacz.

<Nevada?>

Od Qerida

CD historii Rossy

-Już ci mówiłem, że jestem twoim przyjacielem, zresztą i tak nie miałbym nic do robienia. Chyba jesteś jedną z osób, które nie mająmnie dość, oczywiście jeśli nie masz mnie dość?- podniosłem brew
Zaśmiała się cicho i spojrzała na mnie, kręcąc głową
-Ciebie? Nigdy, jesteś przyajcielem, to raczej ty powinieneś mnie mieć dość- odpowiedziała
-Żartujesz sobie?- stanąłem przed nią.
-Nie- uśmiechnęła się tajemniczo.
-To ci powiem, że nie. Może tylko trochę- zażartowałem, lecz dostałem kopniaka w bok
-Żartowałem!- krzyknąłem i wybuchnąłem śmiechem
-To nie żartuj- zachichotała
Odwróciłem głowę i ruszyłem za Rossą. Wtem zauważyłem coś w dali.
-Co to?- zaciekawiłem się i pobiegłem w kierunku czegoś
-Qerido!- krzyknęła i pobiegła za mną.
Stanąłem przed wielkim jeziorem.
-Znalazłem! Teraz do domu- posłałem jej promieniujący uśmiech

<Rossa?>

Od Jack'a

C.D. Souffle

Słuchałem go uważnie i uśmiechałem się od czasu do czasu.To musiał być niezwykły sen.
- To niesamowity sen - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko - Ale zrozumieć musisz go sam. To przyjdzie z czasem, nie martw się. Sny odzwierciedlają pragnienia naszej duszy. Mnie bardzo często śni się morze. Wiesz narodziłem się pod wodą i moje serce zawsze będzie tam ciągnąć. Ale śni mi się także uśmiechnięta Tamiza i to powstrzymuje mnie od odejścia stąd.
Spojrzałem na horyzont, który od zawsze przyciągał mnie jak magnez. Po chwili spojrzałem na źrebaka i uśmiechnąłem się szeroko. Nie mogę przed nim zgrywać prawdziwego Bety. Przecież to ja rozkręciłem Alfę i przekonałem go, by nie przejmował sie opinią ludzi.
- A teraz się uśmiechnij, bo będziesz mnie gonił - szturchnąłem go łbem i rżąc radośnie ruszyłem kłusem po plaż.
W cieniu przy jaskini zobaczyłem sylwetkę Tamizy, która przyglądała się temu wszystkiemu. Więc wstała. Stanąłem dęba i raz jeszcze się zaśmiałem. Przecież nie mogę jej zawieść.

Souffle? Tamiza? 

Od Vito de Rain

CD Mocci

Milczałem zawzięcie, wcześniej postawiwszy przed sobą zadanie: nie będę się odzywał, jeżeli nie będzie tego wymagała sytuacja. Znając życie zaraz bym coś chlapnął...
Moja była partnerka sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała gdzie ma podziać wzrok, ja natomiast nieustępliwie i wytrwale na nią patrzyłem. Nie wiem czemu to właściwie miało służyć, ani co chciałem przez to osiągnąć, ale tak w istocie postępowałem. Milczałem i patrzyłem w nią twardo. Widziałem, że ciężko jej było to wytrzymać.
-Przejdziemy się?-spytałem nagle, nienaturalnym głosem, jednak w dalszym ciągu nie spuszczałem jej z oka. Wiedziałem, że ulegnie i pójdzie, choćby i nie chciała.

Mocca?

Od Mocci

CD Vito de Rain

-To jak tam? Gotowa?-zapytałam Coelsho drżącym głosem nieśmiało patrząc w stronę Vito.
-I to jeszcze jak!-aż podskoczyła-Idziemy?
-Emm...-zatkało mnie-Na pewno czegoś nie wzięłaś, a poza tym musisz pożegnać się z bratem.
-Faktycznie-zamyśliła się-Dasz mi pół godzinki?
-Śmiało-szepnęłam, a Coelsho pognała jak oparzona do środka.
Wtedy spojrzałam na byłego partnera. Rok. Przez ten czas prawie zapomniałam siły jego głosu. Zresztą i tak nie chciał mi jej przypomnieć, bo się nie odzywał.
-Wyrośli-powiedziałam drżącym głosem ledwo powstrzymując się przed upadkiem na rozchwianych nogach. Oddychałam głośno, jakbym przeprowadzała hiperwentylację. Bałam się odezwać choć słowem, ale chciałam z nim porozmawiać. On jednak nie ułatwiał mi zadania. Milczał.
-Przepraszam-spuściłam wzrok i cofnęłam się trochę.
-Nie bój się mnie-przemówił, a mnie wszystko zabolało. Zwłaszcza serce. Żyłam rok bez tego głosu. Żyłam rok we wspomnieniach.
-To ja może pójdę zobaczyć co u Coelsho-odezwał się Castiel. Vito odprowadził go wzrokiem.
-Nie boję się-odpowiedziałam znowu drżącym głosem, ale lekko uspokajając oddech-Tęskniłam.
Od razu ugryzłam się w język. Takich rzeczy nie mówi się byłemu partnerowi, nawet, jeśli uczucie dalej nie wygasło...

Vito?

Od Nevady

CD Mystic'a

-Ciężko jest opowiadać o swoim własnym charakterze...-odezwałam się po chwili namysłu.
-Chociaż spróbuj.-uśmiechnął się zachęcająco.
Skinęłam głową i zapatrzyłam się w pełgające radośnie jęzory ognia i snopy iskier, wystrzeliwujące co chwila w niebo.
-Lubię szalone rzeczy.-powiedziałam wreszcie, nadal wpatrując się w płomienie.-Ogółem wydaje mi się, że jestem dość szaloną osobą... Kiedyś chciałam się zakochać, ale tak... no wiesz, na zawsze... Zresztą mówiłam ci o tym. Teraz wydaje mi się, że kilka pojedynczych miłostek po drodze chybaby nie zaszkodziło...
Przytaknął w milczeniu.
-A historia?-spytał po chwili.
Zamyśliłam się. Chyba ja każdy nie do końca lubiłam wracać wspomnieniami do chwil, w które chciałoby się wrócić za wszelką cenę, a jednak robiłam to nad wyraz często.
-Razem z moim bratem, Arsenem, urodziłam się w haremie, który musiałam opuścić po dorośnięciu. Arsen jest ode mnie starszy, więc odszedł szybciej, a jednak znalazłam go przez niesamowity zbieg okoliczności. Razem trafiliśmy do Stada Błękitnego Księżyca, które jak wiesz, upadło. Aż wstyd przyznać, ale czasem wydaje mi się, że może dobrze się stało, bo dopiero tutaj odnalazłam swoje miejsce na ziemi... W każdym bądź razie trafiłam tu, no i... tutaj sobie żyję, a czy zostanę, to się okaże.-zamilkłam, wpatrując się w ogień, a po chwili podniosłam nieco wzrok i napotkałam spojrzenie Mystic'a. -A ty?-spytałam szybko.

Mystic?

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na ogiera. Westchnęłam.
- No wiem.. - odparłam.
Spojrzał na mnie. Zbliżyłam się do niego. Pocałowałam go w policzek.
- Chodźmy...- rzekłam.
Spojrzał na mnie. Stał jak wryty lecz po chwili się ruszył.
- Rossa co to było? - spytał.
- Całus w polik. - powiedziałam.
- Ale za co? - spytał.
- Za to że tu jesteś...- odparłam.

Qerido?



Od Qerida

CD historii Rossy

Spojrzałem na nią z wyrzutem. Nie mogła tak myśleć. Ja nie mama nikogo. Nie które konie też, a ona mi mówi, że nie ma dla kogo żyć. Westchnąłem głęboko.
-Masz dla kogo żyć. Ja nie mam nikogo, a ty? Nawet masz nowego brata i co? A przyjaciel, w sęsie ja? Nawet nie mów, że nie masz dla kogo istnieć, bo tak nie jest i ty bardzo dobrze o tym wiesz. Obydwoje wiemy- spoważniałem
Nie odpowiedziała tylko spuściła wzrok.
-Już chyba wiem o co chodzi. Przejmujesz się innymi? A miej gdzieś co oni o tobie myślą. Już nie smutaj, bo nie lubię- uśmiechnąłem się delikatnie.
-Ale...
-Ale ja tak zarządzam i bez dyskusji. Nie chcę słyszeć żadnego ale- przerwałem jej
-No to będzie przecież
-W ogóle mi się nie sprzeciwiaj- zachichotałem

<Rossa?>

Od Mystic`a

CD historii Nevady

Uśmiechnąłem się zadowalająco.
-O to mi chodziło- odparłem sam do siebie
Nevada zbliżyła się bardziej do ognia. Śnieg się nie topił, co uważam było bardzo fascynujące w tej krainie. Przynajmniej nic nie ucierpi. Podszedłem do drzewa i oparłem się o nie, stając blisko ognia.
-Teraz cieplej?- spytałem, spoglądając klacz
-Tak- odparła i spowrotem odwróciła wzrok w kierunku ognia.
-Opowiesz mi cos o sobie? Sorry, że tak pytam, ale wiesz... ciekawość. Myślę, że mnie rozumiesz- uśmiechnąłem się delikatnie i zmrużyłem oczy lekko, z powodu jaśniejącego ognia.

<Nevada? Znowuż brak weny ;_;>

niedziela, 30 marca 2014

Od Vito de Rain

CD Mocci

Minęło tyle czasu, odkąd spotkaliśmy się po raz ostatni... Bity rok. Niby stado nie jest aż tak obszerne, niemniej jednak nie widzieliśmy się ani razu. Zdawało mi się, że podświadomie celowo się unikaliśmy. Przez cały ten czas tak strasznie starałem się o niej zapomnieć... Nie wychodziło, a teraz dodatkowo poczułem, że cieszę się na jej widok. Tak, cieszę się, chociaż czułem też pewien rodzaj zawodu... Obiecała dzieciom, że będzie je odwiedzać regularnie, a tym czasem pojawiła się u nas tylko raz jedyny, podczas którego więcej rozmawiała ze mną, niż z nimi. Castiel stał teraz nieco na uboczu i przyglądał się matce z niepewnością i może nawet lekkim niesmakiem, natomiast Coelsho lgnęła do niej, jak pszczoła do miodu. Zupełnie jej nie rozumiałem... Matka odwiedziła ja tylko raz i nawet nie zapytała co u niej, a ja starałem się być zawsze blisko, a i tak w jej oczach jestem tym gorszym, choć starałem się ze wszystkich sił być wzorowym ojcem...
-Cześć.-mruknęła moja była partnerka, nie patrząc mi w oczy.
Skinąłem głową i poruszyłem ustami, wypowiadając nieme "cześć".

Mocca?

Od Tiny

CD Jaspera
Teraz już stałam na boku i przyglądałam się ogierowi. Był bardzo silny i widać, że postanowił doprowadzić moją siostrę do porządku. Oj, współczuje tego celu. To prawie graniczy się z cudem, uspokojenie Fety.
Doszło już do gorącej wymiany zdań przy której z ust ogiera padło:
-Jedno moje słowo i wylecisz stąd na zbity pysk...-syknął do niej.
Jednocześnie chciałam, aby ktoś porządnie wbił jej coś do łba, ale też nie chciałam się temu bezczynnie przyglądać. W takim razie odezwałam się:
-Feta, przestań. Proszę bardzo, nie kłóćcie się - poprosiłam ich. Nigdy nie lubiłam kłótni, wolałam pokojowe rozwiązania. Oboje spojrzeli się na mnie, tak dziwnie, że aż cała się zaczerwieniłam.
-Nie chcę abyście się kłócili... Po co marnować sobie na nią czas? - wskazałam na moją siostrę - Do jej malutkiego mózgu praktycznie nic nie wchodzi, więc nie wysilaj się Synu Alfy. Do niej nic nie dociera - wyjaśniłam szybko.
-Ty....- podeszła do mnie Feta - Jak możesz tak mówić! Odszczekaj to! - pisnęła jeszcze
-A co ja? Pies by szczekać? - prychnęłam w jej kierunku kpiąco

Jasper? Feta?

Od Sorrela

CD Castiela

-Och, no dobra-westchnąłem i ruszyłem powoli. Wcale nie uśmiechało mi się tam iść. Mocca będzie na pewno zła, jeśli się dowie, ale obietnica to obietnica...

* Jakiś czas później *

Pasłem się na łące przed jaskinią, kiedy zza drzew wyłonił się...
-Castiel!-przywitałem się z siostrzeńcem.
-Cześć wujku-odpowiedział.
-Nie mogę uwierzyć, że już dorosłeś-uśmiechnąłem się-Nie ma już małego Castiela, który nie słuchał rodziców.
-Oj wujku-skrzywił się-To przeszłość.
-Wiem, wiem-uśmiechnąłem się zadziornie-Tak jak to, że przestraszyłeś się i nie wszedłeś do Bluszczolasu.
-Zawsze będziesz mi to wypominał?-udał obrażonego.
-Niestety, młody, taki już jestem-odparłem tarmosząc go po grzywce.

Castiel?

Od Mocci

CD Vito de Rain

Wycofałam się szybko i speszona uciekłam. Łzy napełniły moje oczy.
"Nie potrafię przestać cię kochać"
Przynajmniej ja się nienawidziłam. I wolałam, żeby on też czuł do mnie nienawiść. Byłoby to dużo łatwiejsze do zniesienia, niż jego miłość. Wiedziałam, że go zraniłam. Bolało mnie to. Schrzaniłam mu życie. Nie potrafił o mnie zapomnieć i to było jego przekleństwo.

*Jakiś czas później*

Pierwszy raz od czasu felernej rozmowy zawitałam na polanę przed jaskinią. Było ciepło, a ptaki świergotały radośnie. Dostrzegłam parę skaczących z gałęzi na gałąź. Szkoda tylko, że ja nie czułam się taka radosna. Po chwili z jaskini wyłoniła się moja córka. Taka duża, dorosła. Za nią wyłonił się kolejny łeb. Castiel. Uśmiechnęli się i podeszli powoli. Nie wytrzymałam. Po moich policzkach spłynęły łzy wzruszenia.
-Wyrośliście-przytuliłam ich.
-Dlaczego nie przychodziłaś?-zapytała Coelsho, która teraz też nie mogła powstrzymać łez szczęścia.
-Nie... Nie mogłam. Nie chciałam się widzieć z tatą-wbiłam wzrok w kopyta. Musiałam zacząć ich traktować jak dorosłych, a dla matki jest to zawsze trudne.
Po paru sekundach ujrzałam inne kopyta, później długie nogi i smukłą szyję. W końcu spojrzałam w oczy, których dzisiaj tak bardzo chciałam uniknąć, a za które niedawno oddałabym wszystko... Dalej byłam na siebie zła, że zraniłam kogoś, kogo kocham...

Vito?



Coelsho i Castiel dorośli!

 http://foto-vik.ru/gallery/2009Elitar/slides/VIK4814.JPG
Imię: Coelsho
Płeć: Klacz
Wiek: 2 lata
Cechy charakteru: Coelsho jest bardzo zmienna. W jednej chwili szczęśliwa, a w drugiej wściekła. Łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Bardzo kocha matkę. Życie ją doświadczyło, więc jest ostrożna w kontaktach z innymi.
Stanowisko: Medyczka
Żywioł: Fauna
Moce: Rozmawia ze zwierzętami, zmienia się w dowolne zwierzę, drapieżniki jej nie atakują, zwierzęta wykonują jej prośby i polecenia
Partner: Boi się miłości, ale zawsze w jej sercu jest cicha nadzieja, że kiedyś będzie mogła w nią uwierzyć na nowo.
Rodzina: matka-Mocca, ojciec-Vito de Rain, bracia-Castiel i Pagasto, wujkowie-Sorrel i Nowel, ciocia-Tajga
Historia: Urodziła się w tym stadzie. Miała dobre dzieciństwo. Do czasu. Pewnego dnia, dowiedziała się, że ma jeszcze jednego brata. Jej ojciec zakończył wtedy związek z jej matką. Znienawidziła go za to i przestała wierzyć w miłość. Jej dalsze losy dopiero się rozgrywają...
Właściciel: aplerr 

wielkopolskie
Imię: Castiel
Płeć: ogier
Wiek: 2 lata
Cechy charakteru: Castiel to bardzo żywiołowy i energiczny ogier, a do tego urodzony optymista. Uwielbia się popisywać i wygłupiać, a przy tym zachować powagę, kiedy wymaga tego dana sytuacja. Jest bardzo odważny, choć owa odwaga często zaciera się z brawurą... Odznacza się też wyjątkową lojalnością i wiernością.
Stanowisko: strażnik
Żywioł: woda
Moce: może oddychać pod wodą, tworzyć rozmaite kształty z wody, kierować nią i na krótko zmieniać jej temperaturę
Partner: Szuka, ale na razie jakoś specjalnie nie ma nikogo na oku...
Rodzina: matka- Mocca, ojciec- Vito de Rain, brat- Pagasto, siostra- Coelsho, wujkowie -Sorrel i Nowel, ciocia- Tajga
Historia: Urodził się w Mysterious Valley niedługo po zakończeniu wojny ze Stadem Koni znad Morza. Jego dzieciństwo nie było szczególnie wesołe... Matka z ojcem rozstali się, kiedy miał kilka miesięcy, po tym, jak ojciec dowiedział się, że jego matka ma jeszcze jednego syna. Jego i jego siostrę wychowywał tata, choć matka widywała się z nimi najczęściej jak mogła. Mimo wszystko Castiel nie zatracił swojego wrodzonego optymizmu, choć nie można powiedzieć, że nie ma ojcu za złe jego odejścia od matki...
Właściciel: Soldier
Inne zdjęcia: 

Od Rossy

C.D Qerida.

Spojrzałam na niego.
- Po prostu... Ja sie zakochuje ale nikt nieodwzajemnia mojego uczucia... Ale to już nie ma sensu bo moje życie nie ma sensu...
- Ma sens! - krzyknął.
- Nie ma. - odparłam.
- Masz przyrodniego brata i prawdziwego brata w innym stadzie. Ciesz się. Masz ojca na którego możesz liczyć jest nawet Tamiza. - powiedział.
Spojrzałam na niego.
- Nie mam dla kogo żyć. Moje życie było cudowne ale w dzieciństwie. Teraz takie nie jest.

Qerido?Też nie miałam pomyśłu.

Od Nevady

CD Mystic'a

-Nie szkodzi.-uśmiechnęłam się do niego. -Lubię słuchać, jak ktoś ma coś sensownego do powiedzenia...
Szliśmy w zupełnej ciszy, przerywanej jedynie cichym szumem wiatru. Wzdrygnęłam się lekko, czując chłód, przeszywający moje ciało. Mystic musiał to zauważyć.
-Zimno ci?-spytał, zatrzymując się.
Skinęłam głową.
-Trochę, ale da się przeżyć.
Zamyślił się na krótką chwilę.
-W sumie ja też trochę zmarzłem. A więc zarządzam postój!-mówiąc to, zaczął intensywnie wpatrywać się w ziemię, a po chwili z tegoż miejsca buchnął ogień, oblewając wszystko dookoła pomarańczowym blaskiem.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

Mystic?

Od Vito de Rain

CD Mocci

Próbowałem odwrócić wzrok, ale nie mogłem. Zdawało mi się, że Mocca celowo stara się zatrzymać na sobie moje spojrzenie, a ja nie umiałem jakkolwiek temu zaradzić...
-Nie potrafię...-potrząsnąłem głową.
Zdawało mi się, że przez jej pysk przebiegł cień uśmiechu, jednak zaraz zgasł i już nie wrócił. Wreszcie udało mi się odwrócić łeb i popatrzyć na jaśniejący we wczesnych promieniach słońca las.
-Nie potrafię przestać cię kochać...-szepnąłem.

Mocca?

Od Mocci

CD Vito de Rain

-Coelsho poprosiła mnie, żebym z tobą porozmawiała-odparłam-Jest... rozdrażniona. Chce się z tobą pogodzić.
-Myślisz, że na prawdę jej o to chodzi?
-Chce, żebym pomogła wam się zacząć dogadywać-kontynuowałam nie zwracając uwagi na to, co mówi-Zamierzasz coś z tym zrobić?
-Ona tego nie chce. Wiesz, o co jej chodzi.
-Masz zamiar coś z tym zrobić?-powtórzyłam ostrzej.
-Staram się. Ona tego nie chce. Nienawidzi mnie. A tak ogólnie... dzieje się coś ważnego?-wydusił.
Wiedziałam ile kosztowało go to pytanie, więc nie zamierzałam go bagatelizować.
-Dużo mniej myślę o Pagasto...-zaczęłam.
-Dlaczego mi o nim nie powiedziałaś? Dlaczego musiało do tego dojść?-przerwał mi i po raz pierwszy popatrzył w oczy szukając w nich odpowiedzi.
A mnie zatkało. Zaczęłam szybciej oddychać, a oczy rozszerzyły mi się nienaturalnie. Zadrżała mu szczęka i identycznie powiększyły się oczy.
-Bałam się-szeptałam-Nie obchodził mnie nigdy. Nigdy bym z nim nie została. Ostatnio miałam chwile słabości. Kocham go, tak. Ale cieszę się, że odeszłam.
-Jasne-odpowiedział poważnie również szeptem.
-Czy ty mnie nienawidzisz?-mrugnęłam na setną sekundy tracąc z nim kontakt wzrokowy. Nie chciałam tego. Mogłam już nigdy nie zobaczyć tych oczu.

Vito?



Od Mystic`a

CD historii Nevady

Spojrzałem na nią, po czym odwróciłem wzrok, ruszając stępa i uśmiechając się szeroko.
-Ja? Wiesz... miałem kiedyś dłuższy związek, nawet syna, ale nie. Nie umiem i tak jak ty powiem ci, że nie potrafię być na stałe, lecz gdy naprawdę ktoś zdoła mnie pokochać to... Jeśli w ogóle ktoś zdoła. Jestem typem wędrownika, a raczej moja dusza. Jeśli chcesz wiedzieć, a serio ci ufam to byłem z wieloma klaczami, lecz każda patrzyła tylko na mój wygląd, a nie na charakter i sposób życia. Zawsze odchodziłem od nich. Nie mówię, że jestem wybredny, chociaż...- zaśmiałem się- Nie wyobrażam sobie życia w związku na stałe. Jednak umiem odwzajemnić uczucie i wiem kiedy ktoś mnie kocha bardzo, tak, że mógłby poświęcić życie albo tak, że tylko po to żeby być. U mnie było raczej to drugie. I jeśli chcesz ode mnie radę to najpierw patrz na charakter, potem na wygląd, a potem na odwzajemnione uczucie i czy ktoś czasem cię nie okłamuje. Z tego powodu dużo związków pada, wiem coś o tym. Chyba się rozgadałem- uśmiechnąłem się do niej

<Nevada? Rozgadałem się za bardzo...xd>

sobota, 29 marca 2014

Od Nevady

CD Mystic'a

-A kto powiedział, że szukam?-uśmiechnęłam się ironicznie. -Jestem samodzielna. Sama i dzielna, a jak wpadnie mi z buciorami w życie jakiś ogier, to może z tego nie wyjść nic pozytywnego... Czasami odnoszę wrażenie, że nie jetem stworzona do bycia partnerką, a już na pewno nie do taką na stałe... Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić siebie pośród gromadki rozwrzeszczanych źrebaków... Nie nadaję się do tego.-wyznałam mu.
-Bo młoda jesteś.-uśmiechnął się.-Chcesz się wyszumieć, to normalne.
-A ty?-podniosłam wzrok, przyglądając mu się uważnie. -Szukasz kogoś na stałe?

Mystic?

Od Jaspera

CD Fety

Zamierzałem brnąć w zaparte i zwyczajnie improwizować. Takim prostakom, jak ta klacz i tak niczego się nie przetłumaczy. Nie mają w sobie za grosz inteligencji, a kierują się głównie zgubną brawurą, co czyni z nich zwyczajnych imbecyli. Ta nie była inna, to się widzi na pierwszy rzut oka...
Nie chciałem jej mówić o tym, że nie jestem młodym Alfą, tylko synem Alfy i o tym, jak bardzo nienawidzę swojego ojca. Po co? Będę improwizował.
-Jedno moje słowo i wylecisz stąd na zbity pysk...-syknąłem do niej.

Feta? Tina?

Od Fety

 CD Tiny i Jaspera
-Ta, spadaj - syknęłam, wcelowując w nią moim tylnym kopytem. Specjalnie chybiłam o parę milimetrów, żeby ją tylko postraszyć. Odskoczyła w bok. Potem kłóciłyśmy się tak, że aż wrzało.
-Nienawidzę Cię - powiedziała znowu Tina - Nienawidzę z całych sił! Zabiłaś moją rodzinę, naszą rodzinę. Mamę, która nas kochała ponad wszystko. Nigdy Ci tego nie wybaczę! Jesteś bezwstydną morderczynią! - krzyknęła, szlochając
-No, łał odkrycie - westchnęłam i zaczęłam przymierzać się do ataku na nią. Prawie by się tak stało gdyby nie kasztanowaty ogier, który nagle wyrósł przed nami. Co to za jeden? Z choinki się urwał, czy co?
-Co ty wyprawiasz?!- ryknął w moim kierunku - Uspokój się!
-A kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?!-wrzasnęłam na niego. Co on sobie wyobraża? Rozkazywać mi? Dzieciak.
-Synem Alfy! - stanął przede mną i wypiął dumnie pierś, mierząc chłodnym spojrzeniem.
Aa, zarozumialec. ''Jestem synem alfy, patrzcie jaki jestem ważny!''. Zna się takich.
-I co z tego? - prychnęłam - Myślisz, że to coś zmienia? Myślisz, że jesteś lepszy? Grubo się mylisz, zarozumialcu. - dodałam jeszcze

Jasper?



Od Qerida

CD historii Rossy

-Po prostu... to nadal jest dla mnie świeże. Jeśli to odebrałaś źle to bardzo cię przepraszam- powiedziałem nie spuszczając oczu
-Tak, ale....- zacięła się
-Ale?- spytałem
-Nie ważne- odwróciła głowę
-Mów, przecież wiesz, że tego i tak nie zostawię- spojrzałem na nią
-No...- znowuż się zacięła
-Rossa, chcę cię pocieszyć- uśmiechnąłem się lekko

<Rossa? Nie miałam pomysłu>

Od Mystic`a

CD historii Nevady

-Pamiętaj, że ty również sobie grabisz- uniosłem brew- Mam większe doświadczenie w tych sprawach niż ty
-W jakim sęsie?- spojrzała na mnie
-A w takim iż, że mam większe- zmrużyłem lekko oczy
-Tak tylko, że to je tu jestem klaczą nie ty. No chyba, że cos nie wiem- zażartowała
-Bardzo śmieszne. Normalnie ubaw po pachy. Znajdź kogoś innego to kpin- uśmiechnąłem się złośliwie i stanąłem na twardym gruncie
-Nafochałeś się?- spytała, podchodząc
-Nie, czemu?- uniosłem wzrok udając obrażenie
-no oczywiście, że nie- odpowiedziała sarkastycznie
-W taki sposób nigdy nie znajdziesz faceta- uśmiechnąłem się złośliwie, a zarazem szarmancko i ruszyłem w kierunku niewielkiego drzewa.

<Nevada? xd>

Od Rossy


C.D Qerida.

Spojrzałam na niego. Westchnęłam tak cicho aby nie usłyszał. Lecz niestety usłaszał to. Spojrzał na mnie.
- Czy coś się stało? - zapytał.
- Tak.. To znaczy nie. - odparłam szybko.
- Rossa za długo Cię znam by nie poznać po tobie,że coś jest a to twoje kłamanie Ci jakoś nie idzie. - powiedział. - Mów co jest.
- Nie!
Spojrzał na mnie.
- Rossa mów! - mruknął.
- Nie.- odparłam.
- Tak!
- Nie.
- Tak.
- Nie!!!!
- Tak!!!
Tak też zaczęliśmy się prawie ,że przekrzykiwać. Popatrzył na mnie.
- No dobra powiem co mi jest. - mruknęłam.
- No wreszcie. - odparł.
- Kiedy wspomniałeś co się wydarzyło w SBK od razu stałeś się taki jakiś... No e...
- Jaki? - dopytywał się.
- No taki sztywny,nieczuły... Pozbawiony serca dla mnie. Zadowolony ,że Ci powiedziałam? - spytałam.

<Qerido?>



Od Nevady

CD Mystic'a

-Grabisz sobie..-stwierdziłam, kręcąc głową.-Oj, grabisz...
Posłał mi kolejny złośliwy uśmieszek.
-To źle?
Parsknęłam.
-Skoro jeszcze się pytasz, to znaczy, że nie doświadczyłeś nigdy gniewu klaczy... Życia nie znasz.
Uniósł brew.
-I tu cię zaskoczę. Przeżyłem już kilka takich "furii" i jak widzisz, jestem cały i zdrowy.
-Ale po tej możesz już nie być w jednym kawałku...-ostrzegłam, po czym bez zapowiedzi za pomocą mocy dmuchnęłam wiatrem w zaspę,obsypując ogiera śniegiem. Wybuchłam udawanym demonicznym śmiechem.

Mystic?

Od Szebry

CD Black Prince

Nadal rozbawiona patrzyłam na ogiera pokładającego się ze śmiechu.... jak na nieszczęście w pewnej chwili jak przewrócił się na drugi bok zaczął się turlać na stromej górce usłyszałam krzyk strachu z jego strony, sama się trochę przestraszyłam ale gdy zobaczyłam gdzie prowadzi "zjazd" odetchnęłam z ulgą, już po chwili Prince wpadł do wody po chwili i ja do niego dołączyłam
- Nie boisz się kąpać w tej wodzie? - zapytał - przecież to miejsce wypełnione jest magią
- Może trochę ale moim zdaniem jeśli będziemy się bać to tym bardziej wywołamy coś magicznego - oświadczyłam - przynajmniej ja tak uważam - dodałam i lekko się uśmiechnęłam

Black Prince?

Od Vito de Rain

CD Coelsho

Mocca przystanęła przede mną i tępo wbiła wzrok w ziemię. Dostrzegłem mocno zarysowane sińce pod jej oczami. A więc ona też nie spała...
-Cześć...-mruknęła cicho, po czym podniosła wzrok.
Tym razem to ja odwróciłem łeb, wymownie patrząc w stronę naszych dzieci. Po prostu nie mogłem znieść jej spojrzenia...
-Cześć.-odparłem nieco głośniej.-Nie idziesz do dzieci? Przecież chyba po to tutaj przyszłaś...

Mocca?

Od Coelsho


CD Vito de Rain

-I całe szczęście-mruknęłam-Możesz być pewny, że wtedy mnie już nigdy nie zobaczysz.
-Nie zapominaj o mnie. Nie odrzucaj-szepnął.
-Ty zrobiłeś to mamie. Ja to zrobię tobie.
-Dlaczego chcesz się na mnie zemścić za błędy matki i moje?
-Bo to przez ciebie straciłam rodzinę. Kiedy mama przyjdzie, poproszę ją, żeby mnie od ciebie zabrała.
Westchnął i przeszedł się parę razy po jaskini.
-Dobrze, poproś-powiedział w miarę spokojnie-Ale nie bądź rozczarowana, jeśli ci odmówi.
-Nie będę rozczarowana. Nawet jeśli odmówi mi teraz, to na pewno będzie chciała ze mną mieszkać, kiedy dorosnę.
-Zobaczymy-mruknął-A teraz idź spać.
Jasne. Łatwo mu mówić. On sobie zaśnie spokojnie. A mama? Nawet Castiel stracił swoją zwyczajną radość życia. Właściwie to co teraz robi mama? Myśli o nas tak jak ja o niej? Może próbuje zasnąć, albo spaceruje po jakimś lesie... Istniało mnóstwo scenariuszy. I jak dużo czasu może zająć myślenie? Całą noc? Czy może tylko godzinę? Aż wstyd było mi się przyznać, ale nie wytrzymałam... Byłam padnięta. Rano obudził mnie wrzask jakiegoś ptaka. Chyba zamieszkał tu jakiś lis, który teraz mordował okoliczne ptactwo. Ojciec, o dziwo, chyba nie spał. Wyglądał prawie tak samo jak mama po nieprzespanej nocy. Może trochę gorzej, ale w sumie to mnie nie obchodziło. Nie współczułam mu. Jak teraz musiała wyglądać mama? Zresztą, to i tak dzisiaj dostanę odpowiedź na to pytanie.
-Jak się czujecie?-zapytał ojciec, ale Castiel się nie odezwał.
-Niech cię to nie obchodzi-burknęłam.
-Pomyślałem, że może chcecie wiedzieć, że mama już przyszła.
-Mama? Już? Tak wcześnie?-zdziwiliśmy się.
Od razu wybiegłam przed jaskinię rozglądając się nerwowo dookoła. Dostrzegłam ją na polanie przed jaskinią. Popędziłam ile sił w nogach. I tak wydawało mi się, że za wolno. Od razu dostrzegłam u niej silne znaki niewyspania. Uśmiechnęła się blado, gdy nas zobaczyła.
-Mamo-rzuciłam się w jej objęcia-Tak bardzo mi cię brakowało.
Przytuliła nas, ale nic nie mówiła. Nie musiała.
-Zabierz mnie stąd. Nie chcę mieszkać z tatą-zaszlochałam.
-Kochanie-popatrzyła na mnie przepraszająco-Nie mogę. Choćbym nie wiem jak chciała.
-To chociaż z nim porozmawiaj. Proszę.
-Dobrze. Postaram się, żeby zaczął się z tobą dogadywać. Ale ty też tego musisz chcieć.
-Dobrze-odparłam, chociaż wcale nie chciałam się z nim godzić. Chodziło mi tylko o to, żeby porozmawiali.
Odprowadzałam mamę wzrokiem. Dokładnie śledziłam każdy jej krok. Szła powoli w stronę jaskini. Zatrzymała się przed wejściem. Zawahała się, nie wiedząc co robić. Po chwili wyszedł ojciec. Znów zobaczyłam ich razem i od razu się uśmiechnęłam. Ale po sekundzie zrozumiałam, że przecież są już tylko... nawet nie wiedziałam jak to określić. Ale cieszyłam się. Dopięłam swego. Rozmawiają.

Vito?



Od Midnight

CD Fety

Patrzyłam na nią z tym samym uśmieszkiem. Znałam jej zamiary. Prowokacja, oto, co zamierza osiągnąć. Nie uda jej się nic z tych rzeczy...
-A ta woda i "zabijające" spojrzenie, słonko, to nie magia?-spytałam, na powrót zaczynając wokół niej krążyć. -Nie jestem taką głupią, za jaką mnie uważasz...-ciągnęłam dalej -Chcesz mnie sprowokować i doprowadzić do tego, że kiedy ja porzucę magię na rzecz walki wręcz, ty użyjesz wobec mnie swoich mocy. Przykro mi, ale nawet, jeśli byś tak zrobiła, to i tak na wiele się to nie zda... Magiczny jest nie tylko mój umysł, ale i ciało. Takie "moce" nie są w stanie zrobić mi czegokolwiek. Rzuć we mnie wszystkie, a wątpię, żebym dostała choćby krwotoku z nosa.-uśmiechnęłam się ironicznie.

Feta?

Od Fety


CD Midnight
 
Rzuciłam w jej kierunku kulą zatrutej wody. Kula odbiła się od tarczy i musiałam zrobić unik, aby we mnie nie trafiła. Klacz zaśmiała się kpiąco.
-I co? - spytała - Poddajesz się?
-Co?? Wiesz, że to nie fair wykorzystywać magię? Zawsze wtedy jest się silniejszym! Bez magii, będziesz słaba jak mucha, która ma umrzeć. - prychnęłam, nieźle zdenerwowana
Spojrzała we mnie morderczym spojrzeniem.
-Ach, czyżby? Chcesz się przekonać? - spytała, śmiejąc się kpiąco
-Wyobraź sobie, że tak. Zabij mnie, chociaż na sto procent nie umiesz nawet podnieść kopyt na tyle, by przywalić mi. No co zrobisz? Nic? Ugryziesz mnie swoimi bielutkimi ząbkami? Nie, będziesz się bała je pobrudzić. Ojjoj, biedna damulka... - kpiłam z niej coraz bardziej, śmiejąc się niczym lew, który dojrzał swoją ofiarę. Oczy zapłonęły ogniem. Tyle to umie zrobić, co? Na więcej nie starczy jej odwagi. Ech, te słabe konie, które myślą, że są silne. Przerabiałam to setki razy....

Midnight?

Od Tiny

CD Fety

-Właśnie nie możesz, bo wyrzucą Cię ze stada - prychnęłam, unosząc głowę - Poza tym, nie chcę kończyć życia. Jest na to za piękne! Nadal chcę żyć, mimo, że zabiłaś moją rodzinę - dodałam jeszcze - I pamiętaj, nigdy Ci tego nie wybaczę. Nie chcę Cię znać.
Zaczęła się śmiać, jakby w tym było coś zabawnego.
-To mnie nie znaj. Po prostu idź. Nie chcesz znać, to idź. Mam cię dosyć, kolejna łagodna klaczka z Ciebie wyrosła? Nie znoszę takich dzieci - odparła
-To teraz ty słuchaj - zdenerwowałam się nie na żarty - Nie muszę Ci dogadzać i sobie iść. Nie bądź taką księżniczką. Uważaj, żeby Ci ta korona z głowy przypadkiem nie spadła gdy coś do mnie mówisz - powiedziałam, już bardziej opanowana

Feta?

Od Qerida

CD historii Rossy

Uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła uśmiech. Wtem usłyszałem głos.
-Nigdy się stąd nie wydostaniecie
Odwróciłem głowę i spojrzałem na obcego.
Teraz wyglądał całkiem inaczej. Miał niebieską maść i nie był koniem. Zresztą nawet nie wiem kim był. Szybko ulotnił się i to dosłownie. Rozpłynął się w powietrzu.
-Qerido... trochę tu strasznie- odparła Rossa
-Musimy stąd jak najszybciej uciec- powiedziałem do klaczy i ruszyłem stępa
-A co jeśli rzeczywiście tu zostaniemy?- podbiegła do mnie klacz
-nawet tak nie myśl. Kiedy szedłem widziałem jakąś wodę i możliwe, że to było właśnie te jezioro. Trzeba sprawdzić- odpowiedziałem szybko

<Rossa?>

Od Mystic`a

CD historii Nevady

-Tak... yhym... podobno umiemy się ślizgać- wymodelowałem tak głos, by był słyszalny jako żartobliwy, a zarazem kpiący.
-Cicho... Ja umiem- powiedziała i wstała, lecz po chwili znowuż upadła
-Następna gleba. Pomóc ci?- wstałem na nogi ostrożnie
-Nie, dam radę- uśmiechnęła się, lecz po chwili znowuż grzmotnęła boleśnie
-Tak to jest gdy chce się zrobić samemu, moja Zosiu Samosiu- pomogłem jej wstać
Spojrzała na lód, a potem zmieniła wyraz twarzy na pełen dumy.
-I co? Umiem- zachichotała cicho
-Z pomocą? Oczywiście, że tak- uśmiechnąłem się szarmancko
Zaśmiała się, a jej twarz uśmiechała się promiennie.
-Mogła byś się tak ciągle uśmiechać- spojrzałem na nią uważnie
-A niby to czemu?- zdziwiła się
-Bo wtedy ładnie wyglądasz, chociaż twoja maść za bardzo się zmywa z otoczeniem- zmarszczyłem lekko brwi
-Dobry kamuflaż przed drapieżnikami- zaśmiała się znowu
-Chociaż coś...- zażartowałem i ruszyłem po lodzie.
-Co to ma znaczyć ,,chociaż coś"- ruszyła za mną stępem
Odwróciłem na chwilę głowę i posłałem jej złośliwy uśmiech.

<Nevada?>

Od Rossy

C.D Qerida.

Popatrzyłam na nich.
- A...Ale tylko prawdziwy Qerido wie o mnie jedno..
Spojrzeli na mnie.
- Mianowicie? - spytał ten co przed chwilą przybiegł.
Westchnęłam.
- To co wydarzyło się w starym stadzie... - powiedziałam.
- No...E... - zaciął się ten co pierwszy powiedział.
Spojrzałam na drugiego.
- A ty wiesz? - zapytałam drugiego.
- Złapałem Cię nad przepaścią i powiedziałaś że mnie kochasz. - powiedział ten drugi.
Podeszłam do niego.
- To ty... - powiedziałam.
Przytuliłam się do niego.
- Przyniosłem kilka owoców. - rzekł.

Qerido? :3

Od Jaspera

Spokojnym krokiem zmierzałem w stronę Mglistej Polany z zamiarem skubnięcia tam trawy, gdy w pewnym momencie usłyszałem głośną rozmowę. Niezbyt zainteresowany, spojrzałem w kierunku , z którego dochodziły głosy i niemalże natychmiast dojrzałem ich źródło, a były nim dwie klacze, wrzeszczące na siebie niemiłosiernie. Baby... Czy one nie potrafią żyć z nikim w zgodzie?? Kłótnia zaczęła się jednak przeradzać w szarpaninę i z krzyków dało się wyraźnie usłyszeć pojedyncze słowa, takie jak "rodzina", "zabiłaś" i "nienawidzę". Przeczuwając, że nie jest to kolejna głośna wymiana zdań przez klacze zakochane w tym samym ogierze, czy też coś podobnego, kłusem ruszyłem w ich kierunku. Kiedy byłem już zaledwie kilkanaście metrów od nich, ciemna klacz dość mocno popchnęła jaśniejszą, a ta upadła na ziemię. Zdawało mi się, że ta pierwsza szykuje się do skoku, zamierzając skończyć go na drugiej, jednak w tym momencie zagrodziłem jej drogę.
-Co ty wyprawiasz?!-ryknąłem w jej kierunku.-Uspokój się!
Popatrzyła na mnie jakby nieco zdezorientowana moim nagłym pojawieniem się, jednak zdziwienie po chwili przerodziło się w złość.
-A kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?!-wrzasnęła na mnie.
-Synem Alfy!-stanąłem nad nią i zmierzyłem chłodnym, a zarazem twardym spojrzeniem.

Feta? Tina?

Od Fety

 CD Tiny
-Znowu ty - rzuciłam kpiącym tonem, a białka oczu błysnęły się groźnie - Po co ciągle za mną łazisz? Uwolniłam się od reszty naszej głupiej rodziny a ty ciągle chyba czekasz, aż i ty skończysz tam gdzie oni, co? To po co zwiewałaś? - dodałam jeszcze, zbliżając się do niej.
-Nie moja wina, że i ty tu trafiłaś - zaczęła się tłumaczyć
-Tylko winni się tłumaczą - odparłam tajemniczo
Zapadła cisza. No nareszcie cisza! Ach, jak ja nienawidzę towarzystwa. Wszyscy są tacy...mdli. A szczególnie moja tchórzliwa siostrzyczka.
-To co, ile będziesz tutaj sterczeć? - prychnęłam, zdenerwowana, że siostra jeszcze nie ruszyła swoich czterech liter gdzie indziej, ładniej mówiąc nie opuściła tego terenu.
-Ile mi się podoba. - odparła krótko
Chyba wszystkie konie tutaj tak mówią. Najpierw ta kara, teraz Tina... Jakaś moda chyba na to jest.
-A jeśli mi się podoba, to Cię zabiję. Zgoda? Chyba mogę, co? - spytałam - Nie no, na pewno mogę.

Tina? Czemu za mną ciągle krążysz? -,-''

Od Midnight

CD Fety

Zatrzymałam się jakieś pół metra od klaczy. Nasze łby niemal się ze sobą stykały, a oczy mierzyły morderczymi spojrzeniami. Po kilku sekundach cofnęłam się jednak o pół kroku i spojrzałam na nią z ironią.
-Zabij mnie.-rzuciłam w jej kierunku.-Oczywiście o ile potrafisz, w co szczerze wątpię...
Widziałam złość, gotującą ją od środka, jednak wyglądała, jakby rzeczywiście miała zamiar spełnić moje żądanie. W pewnym momencie jej oczy dziwnie błysnęły. Przeczuwając, co też za chwilę nastąpi, rzuciłam proste zaklęcie tarczy. Banalnie łatwe oczywiście dla tego, kto ma w sobie choć odrobinę magicznej krwi...
-Zdziwiona?-spytałam, uśmiechając się do niej.-Nie próbuj swoich sztuczek, tak ze mną nie wygrasz...

Feta? 

Od Fety


 CD Midnight

-A to czemu? - pisnęłam, patrząc w jej stronę nadal z tą samą wyższością. Oj, już jej nie lubię. Jest taka zarozumiała... I co ona mi może zrobić? No co, no co? Sama nie wie z kim zadarła. Nie wie, że zadarła z morderczynią wielu koni i oprócz tego wytrawną poszukiwaczką sarkastycznych uwag. Oj, będzie się działo.
-Lepiej abyś nie wiedziała, co mogę - syknęła, a jej grzywa zapłonęła ogniem. O, może się spali i po kłopocie będzie.
Jednak tak się nie stało. Grzywa płonęła, lecz ona sama nie. Trudno, jeszcze sobie z nią pogadam. Na pewno zaraz zmięknie i okaże się, że to uczuciowa klaczka. Na pewno - powtórzyłam w myślach.
-Ile będziesz tu tak sterczeć? - spytałam, rzucając jej groźnie spojrzenie
-Tyle, ile mi się podoba. - odparła, zbliżając się do mnie
-Nie podchodź bliżej - rzuciłam w jej kierunku.
Spojrzała na mnie kpiąco.
-A właśnie, że tak zrobię. - powiedziała
Spojrzałam jej prosto w oczy.
-Wiesz co? Daruj sobie udawanie, że jesteś taka twaaarda. Zaraz zmiękniesz, gdy tylko poczujesz ból zadany ode mnie. Nie masz ze mną żadnych szans! - zawołałam kpiąco

Midnight? Wiem, że jesteś silniejsza, ale ja tak po prostu Cię prowokuję xd

Od Tiny

Blizny przeszłości, widok umierającej siostry, taty, mamy i brata nadal mnie prześladował. Nic wtedy nie mogłam zrobić! A najbardziej dotąd bolał mnie fakt, że to wszystko wina Fety, mojej drugiej siostry. Zabiła ich bezwstydnie, bez wyrzutów sumienia.Tak po prostu? Tak. Nienawidzę jej za to.
Wędrowałam długo, dokładnie rok. Dzisiaj dowlokłam się do stada Mysterious Valley. I stało się coś w co nadal nie mogę uwierzyć... Przyjęli mnie do stada! Jestem jedną z nich! Więc może zaczynam właśnie lepszy dział w życiu?
Pasłam się na łące aż nagle dojrzałam jakąś klacz. Jej widok przeraził mnie. To... Feta!
-Feta? - wymsknęło mi się. Nie chciałam by na mnie spojrzała, ale właśnie w tym kierunku zerknęła. Chyba też się zdziwiła.
-Tina? Co ty tu robisz? - prychnęła niemiło
-Eee.... Jem trawę - powiedziałam i wróciłam do jedzenia trawy

Feta?

Nowa klacz- Tina!

 http://www.tapeta-padok-kon-klacz-kasztan.na-pulpit.com/zdjecia/padok-kon-klacz-kasztan.jpeg
Imię: Tina
Płeć: Klacz
Wiek: 4 lata
Cechy charakteru: miła, odpowiedzialna, towarzyska, przyjacielska, opiekuńcza, wierna, rodzinna, ambitna, odważna, śmiała, lubi biegać
Stanowisko: Nauczycielka źrebaków
Żywioł: Ziemia
Moce: dobrze dogaduje się ze zwierzętami, przyspiesza wzrost roślin, zmienia się w kamień, dobrze zna żywioł wodę i umie nim kierować, mimo, że sama ma żywioł ziemi.
Partner: szuka
Rodzina: mama, tata, jedna z sióstr i brat nie żyją. Wszystkich zabiła o rok młodsza siostra Tiny, Feta.
Historia: Dla Tiny życie początkowo było łaskawe. Przez 1 rok, była pełną życia klaczką, miała brata, siostrę i rodziców których kochała ponad wszystko. Po roku, wszystko się zmieniło. Mama urodziła jeszcze jedną klaczkę, której nadała imię Feta. Feta okazała się złem wcielonym, kochającej śmierć i zadawanie innym bólu. Zabiła swoich i Tiny rodziców paląc ich w szkarłatnym ogniu. Tina, Feta i dwójka ich rodzeństwa jeszcze została. Feta jednak nie skończyła jeszcze zabijania. Pod osłoną nocy zabiła drugą z sióstr a zaraz potem brata. Tina uciekła stamtąd, by nie stać się kolejną ofiarą. Rok błąkała się po świecie. Aż trafiła tu i pechowo trafiła na Fetę. Ma jednak nadzieje, że i ta zaczęła zupełnie inne życie.
Właściciel: Prest

Od Nevady

CD Mystic'a

-Rzeczywiście, ślizgasz się wprost wyśmienicie...-uśmiechnęłam się ironicznie.
Odpowiedział mi tym samym uśmieszkiem.
-Po czym tak wnioskujesz?
-Po załączonym obrazku, sprzed kilkunastu sekund...-odparłam, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
Prychnął.
-Ty też zaliczyłaś glebę.-przypomniał z wyrzutem.
-Ale nie po tym jak sama kogoś popchnęłam!-zaoponowałam natychmiast. -Pokażę ci, jak to się robi...-uśmiechnęłam się wrednie i tym razem to ja popchnęłam go tak, że po raz drugi solidnie przydzwonił w lód. Nie przewidziałam jednak jednego, drobnego szczegółu, a mianowicie tego, że rzeczywiście ciężko jest samemu utrzymać równowagę, chcąc pozbawić jej kogoś innego, w wyniku czego ja również chwilę później przygrzmociłam w lód z głuchym łoskotem.

Mystic? xd

Od Midnight

CD Fety

Zaczęłam krążyć wokół klaczy, niczym rozwścieczony lew wokół swojej ofiary, choć ja wcale rozwścieczona nie byłam. Bliżej mi było do rozbawienia, tak, takie występki bawiły mnie szczególnie... Kolejna klaczusia, która to myśli, że jest pępkiem świata i nikt nie jest w stanie nic jej zrobić? Ktoś chyba będzie musiał troszkę ją naprostować...
-Skąd ta pewność?-uniosłam brew, uśmiechając się ironicznie.
Zarzuciła grzywą, wpatrując się we mnie z wyższością. Szkoda, że nie wie, z kim zadarła...
-Po prostu to wiem.-prychnęła.
-Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna...-szepnęłam, zatrzymując się.

Feta?

Od Mystic`a

CD historii Nevady

-Jasne, że umiem, a wątpisz? A ty?- uśmiechnąłem się lekko
-Oczywiście, że tak. Więc pokaz- odparła szybko, z lekkim lekceważeniem w głosie
-Dobrze- odpowiedziałem i wszedłem na lód
Utrzymując równowagę, robiłem krok za krokiem. W końcu odwróciłem się do klaczy i spojrzałem dumnie.
-Pff...- fuknęła- Umiem lepiej- podniosła głowę i wbiła na lód
-No proszę, proszę... A jednak coś potrafisz?- zaśmiałem się
Szybko i boleśnie dostałem kuksańca w bok.
-To bolało- odpowiedziałem ze śmiechem
-Miało boleć- zachichotała
-Ach tak? No dobra- poślizgałem się do niej.
Szybko złapałem ją za boki i wywróciłem na lód, jednak zamiast się oddalić również zaliczyłem glebę.
-Nie uszło ci to na sucho- odparła rozbawiona
-Jak widać-uśmiechnąłem się do niej.

<Nevada?>

Od Qerida

CD historii Rossy

Nazbierałem trochę jabłek i kilka dobrych rzeczy. Postanowiłem wrócić, lecz droga dłużyła mi się bez końca. Szedłem i szedłem, wciąż nie widząc nigdzie ani miejsca skąd wyruszyłem, ani Rossy.
-*A wiec się zgubiłem...*- pomyślałem i westchnąłem głęboko.
po długich poszukiwaniach miejsca, znalazłem. W dali zobaczyłem śpiącą Rossę. Jednak nie była sama. Ku niej kroczył ktoś nieznajomy. Ruszyłem powoli w jego stronę. Dolinę opanowała mgła. Nic nie było widać, tym mi było trudniej dostrzec twarz obcego. Rossa się obudziła. Chyba do końca nie była świadoma kto to jest, bo uśmiechała się lekko, lecz patrzyła niepewnie, gotowa do obrony. Przyspieszyłem. W dali usłyszałem
-Qerido? To ty?
Już chciałem odpowiedzieć, lecz ktoś mnie uprzedził.
-Tak, to ja. Spokojnie- odpowiedziała postać
Stanąłem jak wryty. To był mój głos! Sylwetka przypominała mnie! On, a raczej to coś był mną! Chwilę stałem i wpatrywałem się w moja sylwetkę, lecz po chwili wyszedłem z transu i  ruszyłem jak torpeda do klaczy.
-Czemu cię tak długo nie było?- spytała Rossa
-Aaa... takie tam rzeczy. Przyniosłem coś do jedzenia- odpowiedziałem, a raczej to coś odpowiedziało.
-Czekaj!- krzyknąłem i podbiegłem do oszołomionej i kompletnie zdezorientowanej klaczy.
-Yyy... przepraszam, ale który z was to Qerido?- spytała, wstając na nogi odsuwając się powoli.
-Ja- powiedział obcy
Spojrzałem na niego i powiedziałem szybko:
-Rossa... to pułapka, on chce.. znaczy nie wiem co zamierza, ale cos niedobrego
-Nie wierz mu...!- krzyknęło to coś

<Rossa?>

Od Black Prince

CD opowiadania Szebry
- Wolałbym Prince - odparłem i ponownie wybuchłem nieopanowanym śmiechem
Szebra przypatrywała się mi z dziwną miną, co wywołało u mnie kolejny atak śmiechu.
- Kiedyś kary, teraz czerwony ogier - stwierdziła, poważnie, spokojnym tonem, jakby to było rzeczą bardzo ważną
Te słowa poskutkowały na mnie jak piorun i ponownie zaśmiałem się, upadając na ziemię. Leżałem tak na trawie, dopóki klacz nie stanęła nade mną
- Tak, to bardzo poważna choroba, trzeba cię zaprowadzić do lekarza.
Wybuchłem kolejną salwą śmiechu
Szebra?

Od Souffle

 CD Jack'a

Spojrzałem nieśmiało na Jack'a. Nadal byłem sztywny i nieufny, nie będąc pewnym jak mam się zachowywać. Być zwariowanym i radosnym jak każdy źrebak a może nadal być poważnym i sztywnym? Kiwnąłem głową, na znak, że się zgadzam na propozycję. Wyszliśmy z jaskini, niemalże bezszelestnie, nie budząc przy tym Tamizy. Droga na plażę zajęła nam dosyć krótko, ale jak dla mnie ciągnęła się w nieskończoność. Może z powodu panującej ciszy? Nie wiem. Do końca nie wiedziałem jak się odezwać. Przysłuchiwałem się więc koncertowi ptaków, które radośnie śpiewały o wiośnie. A było czego słuchać.
-A więc, jaki miałeś sen? - spytał nagle Jack
Ach, mój sen. Zapomniałbym o tym... Miałem dziwny, a jednocześnie piękny sen. Śniła mi się rodzina... Jakaś para koni, która się o mnie troszczyła. Jak wyrosłem później na silnego ogiera, spotykałem nowe przygody, poznawałem nowych przyjaciół. Ale i też moje dziwne spotkanie z mamą...Moją kochaną mamą, która zmarła rodząc mnie. Mówiła, że w przyszłości będą spotykać mnie dobre rzeczy, ale również dostanę od losu parę złych przygód, które nauczą mnie żyć. Dotąd nie wiem, o co w tym chodziło...
-Śniło mi się - zacząłem niepewnie - Moja przyszłość... Najpierw, jako źrebak, opiekowała się mną para koni. Dzięki nim wyrosłem na silnego konia. Miałem piękne, cudowne życie, najlepszych przyjaciół na każdym kroku...W pewnym momencie snu moja mama pod postacią ducha zeszła na ziemie i rozmawiała ze mną. Powiedziała, że będę miał dobre życie ale i spotkają mnie takie lekcje w życiu, że nauczę się prawdziwie żyć. I że one nie będą najpiękniejsze. Mówiła o próbie, w której stracę kogoś najbliższego dla mnie... - w ostatnim zdaniu przymknąłem aż oczy, z takiego jakby strachu - Nie wiem sam o co mogło jej chodzić...

Jack?

Od Fety

Szłam sobie po łące, rozglądając, czy nie ma tu jakiegoś życia do wybicia. Ale byłam sama. Obecnie, chciałam skończyć z zabijaniem innych koni a przerzucić się na wilki, pumy. Ot tak, inna śmierć. Lecz nagle na horyzoncie ujrzałam jakiegoś konia. ''Byleby ze mną nie gadał'' - pomyślałam zawzięcie.
Jednak zbliżał się do mnie. Kara klacz. Najeżyłam się cała.
-Co ty tu robisz? - spytała groźnym głosem
-Feta jestem, a co do tego co tu robię figa cię to obchodzi - pokazałam jej język
-Masz stąd iść! - zagroziła mi
-A co mi pyskata damulko zrobisz? - wyśmiewałam się z niej
-Oj, ty jeszcze nie wiesz? - spytała, otaczając mnie
-Co mam wiedzieć? Mało mnie obchodzi kim jesteś! - wrzasnęłam - Skoroś taka mądra, zabij mnie. Nie dasz rady. hahaha.

Midnight, cd.

Nowa klacz- Feta!

http://niespodzianka.pl/presents/dd55d17225178d637b5019d0a8d182a7.jpg
Imię: Feta
Płeć: Klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: wredna, chamska, uparta, niemiła, lubi być złośliwa, nie lubi innych, nie zawaha się zabić, odważna, śmiała i zła.
Stanowisko: Morderczyni
Żywioł: Śmierć
Moce: Jej moce są bardzo silne, tak więc uważaj! Potrafi zabić naprawdę szybko i boleśnie, zabija wzrokiem kiedy chce, zadaje ból spojrzeniem i najmniejszym dotknięciem. Ogólem, jest postacią bardzo nieciekawą.
Partner: Miała go kiedyś, ale zabiła.
Rodzina: Zabiła ich. Na świecie żyje tylko jej siostra Tina
Historia:No jaka ma być? Nie ma jej. Ot tak, zwykła morderczyni, zabijała każdego na swojej drodze. Dzięki niej matka, ojciec, siostra, brat, babcia, dziadek i nawet jej partner gniją w niebie (o ile ono istnieje). Teraz przyszła do Mysterious Valley. Czy tu się zmieni? Zobaczymy.
Właściciel: Trise



Od Nevady

CD Mystic'a

-Ciekawe marzenia.-uśmiechnęłam się. -Zwłaszcza to drugie... Wiesz, że chyba mnie zaraziłeś?
-Czym?-zaśmiał się.
-Tą swoją ciekawością.
-A to dobrze, czy źle?-spytał po chwili.
Przez moment nic nie odpowiadałam.
-Niby nic w tym złego, ale z ciekawością jednak nie można przesadzać, bo jeszcze mi zeskoczysz gdzieś z jakiegoś urwiska, żeby zobaczyć "jak jest tam, na górze".
-Mogę ci obiecać, że tego nie zrobię.-zapewnił z uśmiechem.
W pewnym momencie przystanęłam, patrząc przed siebie na połyskującą w świetle gwiazd taflę lodu.
-Umiesz się ślizgać?-spytałam, wskazując na jeziorko.-Oczywiście tak, żeby sobie nóg nie połamać...

Mystic? Witamy w klubie ;__;

Od Pride

 CD Nebieskiej
Opuściłam pysk, udając, że jem soczyście zieloną trawę. Czego ona ode mnie chce? Pokazała mi już, na co ją stać. Dlaczego niby mam jej wybaczyć? Mogę sobie znaleźć inną przyjaciółkę... Nie, ona była moją jedyną przyjaciółką w tym stadzie, jedyną osobą, której ufałam, a nie chciałam po prostu rozdrapywać ran.... nie chciałam mówić jej o tym wszystkim. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam pysk
- Ja ciebie też przepraszam - powiedziałam cicho - Zachowałam się samolubnie, miałaś prawo wiedzieć jak... jak wyglądało moje życie, a ja... ja po prostu nie potrafiłam, i dalej nie potrafię, tego zaakceptować. Żyję przeszłością i po prostu nie mogę... nie mogę w to uwierzyć, że coś takiego mogło się stać - szepnęłam - I wiedz..., że ja Cię traktuję jako przyjaciółkę...

Niebieska? Sory, że tak długo musiałaś czekać

Jack i Tamiza zostają przybranymi rodzicami!

Nasza para Beta zdecydowała się wziąć pod swoje skrzydła najmłodszego członka stada i została jego przybranymi rodzicami :) Tym samym pragnę ogłosić, że Souffle od teraz jest naszym Młodym Ogierem Beta! ^ ^
http://fc02.deviantart.net/fs70/i/2010/296/6/7/warmblood_filly_portrait_by_colourize-d31ciue.jpg

Od Rossy

Dzisiaj obudziłam się dość wcześnie. Poszłam na łąkę zjeść coś.
*Na łące.*
Dotarłam na miejsce i zastałam tam tatę i jakiegoś źrebaka. Patrzyłam na nich. Chciałam podejść ale coś mi nie pozwalało... Westchnęłam cicho. Schyliłam sie i zaczełam skubać trawę. Kilka minut minęło. Tata mnie nie widział lecz po chwili mnie dojrzał ten źrebak. Podbiegł do mnie. Popatrzyłam na niego. Jack zjawił się obok niego. Spojrzał na mnie.
- Cześć Rossa. - powiedział Jack.
- Hej tato. - odparłam.
Źrebak na mnie popatrzył.
-Jestem Souffle. - powiedział mały.
- A ja Rossa. - odparłam. - Tato kto to?

(Jack?Souffle? Sorry jeśli źle coś napisałam.)

Od Rossy



C.D Qerida.
Ogier odszedł w poszukiwaniu jedzenia. Leżałam brak sił,brak pożywienia ech... Rozejrzałam się dookoła. Słońce w pewnym momencie zamieniło się w Księżyc. Westchnęłam. Czekałam na Qerida dość długo. Lecz niestety. Byłam przemęczona. Wtem usnęłam. Głowa samowolnie upadła powoli na ziemię. Nie mogłam nic zrobić. Nie chciała mnie słuchać. Wtem zamknęłam oczy i tak usnęłam.
*Gdy się obudziłam.*
Ranem się obudziłam. Wstałam i się rozejrzałam. Nigdzie nie było ślado Qerida. Obiecał że wróci ale go dalej nie ma. Weatchnęłam. Ponownie się położyłam. Nie chciałam niczego robić. Leżałam aż nagle ujrzałam sylwetkę...

Qerido? XD


piątek, 28 marca 2014

Od Mystic`a

CD historii Nevady

Spojrzałem w górę i pomyślałem nad swoim marzeniem.
-Część się już spełniła, ale tak, mam pewne takie...- powiedziałem
-Jakie?- spytała, patrząc na mnie
Zwróciłem na nią spowrotem spojrzenie.
-A chcesz wiedzieć?
-Ja ci powiedziałam. To by wtedy było nie fair- odpowiedziała, uśmiechając się
-No dobrze... No więc, pierwsze to jest podobne do twojego. Spotkać klacz, która nie rzuciła by mnie z pierwszym lepszym lub za byle co, taką, która byłaby mi wierna do końca, chociaż niektórzy mówią, że ja bym nie mógł być z jedną, chociaż nie obchodzi mnie co oni mówią. Drugie natomiast jest takie, że... eh... trochę dziwne, ale ok. Zobaczyć co jest tam, w górze. Zawsze byłem ciekawy jak to być szczęśliwym i zobaczyć swój raj- spojrzałem  w górę na oświetlające słońce
-Chciałbyś umrzeć?- zdziwiła się
-Nie, ale... chciałbym zobaczyć i poczuć jak to być szczęśliwym, spotkać się z dawnymi przyjaciółmi... Wiesz o co mi chodzi. Jak na razie nie zamierzam się nigdzie indziej wybierać- zaśmiałem się
-No mam taka nadzieję- odwzajemniła uśmiech

<Nevada? Trochę krucho z weną...>

Od Jack'a

C.D. Tamizy

- Wiedziałem, że o to spytasz - uśmiechnąłem się do niej czule i poprawiłem jej grzywkę - Skoro tego właśnie chcesz..... Ja nigdy nie będę tobie przeciwny, a ten maluch wydaje się na prawdę...... uroczy? Oj wiesz o co mi chodzi - prychnąłem radośnie.
- Ci... - uciszyła mnie i podziękowała całusem - On śpi - zachichotała cichutko i wpatrzyła się w przestrzeń.
Leżeliśmy w ciszy, wpatrując się przed siebie. Ona patrzyła na źrebaka, a ja na fale obmywające złocisty piasek.
- Dziękuje... - szepnęła wreszcie - że się zgodziłeś.
Odwróciłem do niej łeb i spojrzałem w jej oczy. Cieszyła się, bo z tych oczu biła wielka radość. Jednak ta radość była mi jeszcze nie znana. Nie cieszyła się jak dziecko, nie tak, jak gdy się wydurnialiśmy. To była inna radość, która zaskoczyła mnie zupełnie, ale i napełniła dziwna błogością.
- Jak mógłbym się nie zgodzić - pocałowałem ją w czoło i położyłem łeb na piasku.
Tamiza zasnęła wtulona we mnie ze swoją głową na mojej szyi. Za to ja nie spałem. Spędziłem noc na rozmyślaniu jak się sprawdzę w roli takiego ojca. Niby ojcem już byłem, ale z dziećmi nie było mi dane przebywać. Gdy się urodziły nastąpiły komplikacje, ważniejsze okazały się dorosłe kobiety, który w tej chwili wydały mi sie samolubne. To wszystko doprowadziło do śmierci jednej z nich, co też było nie wesołe. Nie wiem co się stało z drugą. A dzieci straciły ukochaną matkę i został im znienawidzony ojciec. Miałem więc nadzieję, że to nie wpłynęło na mnie na tyle, by zrujnować ojcostwo zaszyte głęboko w mojej podświadomości.
- Będziemy wariować, tarzać się w śniegu, a ty będziesz kręciła głową i robiła mi wyrzuty, bym mógł cię ubłagać słodkim uśmiechem i byśmy mogli zdobyć przebaczenie równie słodkimi całusami.
Słowa, które kiedyś utrzymały mnie przy życiu powróciły niczym bumerang. Gdyby nie te słowa mógłbym wtedy nie wytrwać, jednak nie myślałem nigdy, czemu właśnie to wyobrażenie pozwoliło mi żyć.
Słońce pieściło pierwszymi promieniami taflę morza. Ja nadal wpatrywałem się tępo w brzeg. Wtem pod ścianą wyczułem ruch. Odwróciłem wzrok na źrebaka, który przeciągał sie ospale. Ucałowałem raz jeszcze Tamizę w czoło i po cichu wymknąłem do małego. Jego oczy były otwarte, ale wciąż leżał jak długi na ciepłym piasku.
- Wstawaj ranny ptaszku - uśmiechnąłem się - Nie budźmy jej jeszcze. Za dużo ma na głowie, by wstawać co dzień z samego rana. Przejdziemy się po plaży i porozmawiamy. Właśnie. Miałeś zapamiętać swój sen - posłałem mu jeszcze jeden uśmiech.
Kompletnie nie wiedziałem jak się zachować. Czy przystoi mi być i przy nim zwykłym, nienormalnym sobą? Za nic w świecie nie chciałem zrobić Souffle'owi krzywdy.

Souffle? 

Od Nevady

CD Mystic'a

Zamyśliłam się na chwilę.
-W zasadzie, to kiedyś miałam takie jedno...-odparłam po dłuższej chwili.
-A zdradzisz mi je?-uśmiechnął się szarmancko.
-Nie wiem, czy zasłużyłeś.-uniosłam jedną brew.
-A niby dlaczego miałbym nie zasłużyć?-obruszył się natychmiast.
-Bo trzeba było nie wywozić mnie na jakiś kompletny wygwizdów...-odparłam z uśmiechem.
-Puśćmy to w niepamięć.-zaśmiał się. -No więc jakie jest to twoje marzenie?
Westchnęłam cicho.
-No więc kiedyś za wszelką cenę chciałam się zakochać, ale tak wiesz... na zabój.
-To teraz już nie chcesz?-zdziwił się.
-Chcę, chcę...-zapewniłam szybko.-Tyle tylko, że już nie za wszelką cenę. Jeżeli kogoś poznam, to fajnie, a jak nie... Jak nie, to będę czekać dalej aż do skutku...-uśmiechnęłam się.-A ty?
-Co ja?
-No czy masz jakieś marzenie...

Mystic?

Od Tamizy

CD Souffle

Uśmiechnęłam się do Jack'a.
-Robi się późno.-zauważył.
Pokiwałam głową.
-Jutro wszystko ci pokażemy i opowiemy, a teraz spać. Po takim dniu pewnie jesteś zmęczony...-zwróciłam się do małego.
-Trochę.-przytaknął.
-A może jesteś głodny? Chcesz coś zjeść?-spytałam.
Jack uśmiechnął się do mnie, w sposób, który mógłby wyrażać tylko jedno: "Już ci się instynkt macierzyński odzywa..."
-Nie, dziękuję. Niedawno byłem na takiej łące i tam się najadłem.-odparł, uśmiechając się lekko i jakby trochę niepewnie.
Skinęłam głową.
-W takim razie chodź.-zwrócił się do niego Jack i ruszył przed siebie.
Uśmiechnęłam się raz jeszcze do źrebaka i również poszłam za partnerem. Wędrowaliśmy niezbyt długo, jako że nasza "kwatera" znajdowała się w pobliżu.
-Jesteśmy.-obwieścił po jakichś 10 minutach Jack, wskazując łbem na obszerną jaskinię tuż nad brzegiem morza.













Całą trójką weszliśmy do środka. Mimo ogromnych "dziur" i ubytków w ścianach, było tu zaskakująco ciepło, a do środka przez cały rok nie docierał ani deszcz, ani wiatr.
-Jak gorąco!-zachwycił się źrebak.
-Magia.-wyjaśniłam krótko.
-Ona jest na tych terenach wszędzie, sam się zdążysz o tym przekonać.-dodał mój partner.
Souffle kilkakrotnie obszedł jaskinię, przyglądając się jej z wyraźnym zdumieniem i zaciekawieniem. W końcu zatrzymał się pod jedną ze ścian.
-Mogę spać tutaj?-spytał, wskazując na ziemię.
-No pewnie.-uśmiechnęłam się.
Nie mieliśmy tu żadnych legowisk, gdyż były zupełnie niepotrzebne. Suchy, wiecznie ciepły piasek wystarczał w zupełności.
Mały ułożył się na nim, ziewnął przeciągle i uśmiechnął się do nas.
-No to... Dobranoc.-powiedział niepewnie.
-Dobranoc.-odparłam.
-Tylko zapamiętaj swój sen!-dorzucił Jack.-Podobno pierwsze sny na nowych miejscach się spełniają...
Po kilkunastu minutach źrebak spał już jak zabity. Oparłam głowę o szyję Jack'a.
-Ależ on uroczy...-westchnęłam.
Pokiwał głową. Na chwilę zapanowała cisza.
-Jack...-przerwałam ją, a mój szept potoczył się echem po jaskini.
-Hm?
-Nie myślałeś może...-urwałam, spoglądając mu w oczy.
-Nad czym?
-No...-znowu się zawahałam, szukając odpowiednich słów.-Chodzi mi o to, że może moglibyśmy mu... No wiesz...
-Zastąpić rodzinę? Chciałabyś zrobić z niego naszego przybranego syna?
Pokiwałam głową.

Jack?

Od Souffle

CD Jack'a
Spojrzałem na nich zdziwiony. Czy właśnie nie powiedzieli, że mogę u nich zostać? Czy chcę?
Nic mi się tak nie marzy, jak taka jakby przyszywana rodzina! Prawdziwej nigdy nie miałem, bo co mi z ojca i siostry którzy mnie nienawidzili i zostawili samemu sobie...
-Naprawdę mogę? - moje oczy zabłysły z podekscytowania na samą myśl, że to co myślę, może stać się naprawdę
-Gdybyśmy nie chcieli, nie proponowalibyśmy Ci tego - odparła Tamiza, uśmiechając się ciepło zarówno do mnie jak i do swojego partnera.
A więc to prawda.
Z tej całej radości musiałem, po prostu musiałem podskoczyć do góry.
-A ja się zgodzę, o ile to nie kłopot - powiedziałem w końcu, nadal trochę ostrożnie
-Żaden kłopot! - zapewnił mnie Jack
-Tak więc, zgadzam się - powiedziałem w końcu, teraz już uśmiechnięty i ani trochę nie speszony.

Jack? Tamiza?



czwartek, 27 marca 2014

Od Mystic`a

CD historii Nevady

-Niby czemu? Lubię patrzeć jak ktoś marzy, a sam też czasem mam głowę w chmurach, lecz... wiesz- uśmiechnąłem się
-Czyli ci nie przeszkadza?- spytała
-Skądże. Czemu miałoby mi przeszkadzać?- spojrzałem na nią pytająco
-No nie wiem... Niektórzy nie lubią osób marzących- odwróciła wzrok w drugą stronę.
-Mi to nie przeszkadza. Najważniejsze to spełniać marzenia. Masz jakieś marzenia?- zatrzymałem się przy świerku.
-Właściwie to...- zacięła się
-To?- podniosłem brew
-Po pierwsze nie patrz tak na mnie, bo mnie rozpraszasz- zachichotała
-Och, bardzo przepraszam ptysiu. Już nie będę- uśmiechnąłem się szarmancko.
Pokiwała głową i zamyśliła się.
-No więc? Masz jakieś marzenia czy nie?- powtórzyłem

<Nevada?>

Od Qerida

CD historii Rossy

-Nie rób tego. Jeszcze coś się stanie i jak ja wytłumaczę się twojemu tacie?- zachichotałem
-Coś wymyślisz- uśmiechnęła się.
-Yhym... Na pewno -odpowiedziałem sarkastycznie.
-Odpoczniemy i ruszamy dalej. Zresztą nie wiadomo co się mogłoby stać z twoją mocą. To miejsce mogłoby bardzo dobrze ją przekształcić i jeszcze odwróciłaby się w twoją stronę- odparłem
-Jakiś ty opiekuńczy- zaśmiała się
-Jestem głodny. Pójdę coś poszukać do jedzenia, ok?- spytałem i podniosłem się
-Dobrze, ale wrócisz nie długo?- podniosłą głowę
-Miałbym cię tam zostawić? Obiecuję, że zaraz wrócę- puściłem jej oczko i ruszyłem w stronę zapachu owoców.
No właśnie... owoce w takiej krainie. Jednak już nad tym nie myślałem. W dali było widać czerwone jabłka mimo śniegu. Zerwałem jedno i zjadłem.

<Rossa?>

Od Nevady

CD Mystic'a

-A dla mnie w marzeniach nie ma nic złego. Życie nimi jest zdecydowanie przyjemniejsze, niż zamartwianie się rzeczywistością...-powoli ruszyłam za ogierem.
-Interesująca teoria.-uśmiechnął się.-Ciekawe tylko jak sprawdza się w praktyce...
-A niby jak miałaby się sprawdzać?-podchwyciłam temat.
Głośno wypuścił powietrze, uwalniając przy tym spory kłąb pary i popatrzył w niebo usiane gwiazdami.
-No chociażby tak, że marzyciele nie kontrolują tego, kiedy chodzą z głową w chmurach, więc zaniedbują swoje życie realne, a to raczej nigdy nie wróży niczego dobrego...-zauważył.
-Ale zawsze pozostaje świat marzeń.-uśmiechnęłam się.
-Tyle tylko, że światem marzeń się np. nie najesz.-odparł, wyraźnie rozbawiony naszą dość bezsensowną rozmową.
-Niby dlaczego?-odparowałam.-Przecież nakarmisz nimi duszę...
-Możliwe.-skinął głową.-Ale ciała nie. Dobra, skończmy to filozofowanie, to nie w moim stylu...
Zaśmiałam się.
-Wybacz... Jestem marzycielką i gadułą, a to niezbyt trafne połączenie...

Mystic? ;]

Od Castiela

CD Sorrela

-Dobra, chyba starczy tych czułości...-oderwałem się od wujka, nerwowo rozglądając się po okolicy.
Ten poszedł w moje ślady i również się rozejrzał, po czym chytrze się uśmiechnął.
-Boisz się, że ktoś cię zobaczy? Spoko, nikogo nie ma, nie narobię ci wiochy.-uśmiechnął się przebiegle.
-Wcale nie mówię, że się ciebie wstydzę!-obruszyłem się.-Nikt nie ma takiego fajnego wujka jak ja, więc czemu miałbym się go wstydzić?
Parsknął śmiechem.
-Dobra, dobra, nie podlizuj się... I tak wiem, że chodzi ci tylko o to, żeby wyciągnąć mnie do Bluszczolasu... Naprawdę chcesz tam iść?-westchnął ciężko.
Energicznie pokiwałem głową.

Sorrel?

Od Vito de Rain

CD Coelsho

-Nigdzie nie pójdziesz!-oświadczyłem twardym, nieznoszącym sprzeciwu głosem, choć w rzeczywistości cały dygotałem od wewnątrz z bezsilności. -Nie będziesz się teraz szwendać po nocy, jeszcze tego by mi brakowało, żeby przez nią coś ci się stało!
Zmierzyła mnie morderczym spojrzeniem, a w jej oczach, mimo otaczającej nas zewsząd ciemności, dało się dostrzec błyski łez.
-Nienawidzę cię...-wysyczała przez zaciśnięte zęby i zdecydowanym krokiem ruszyła ku swojemu legowisku, a położywszy się na nim, odwróciła się do mnie tyłem. Wyraźnie dało się słyszeć jej stłumiony szloch.
Spojrzałem na Castiela, jakby oczekując od niego zrozumienia, jednak ten patrzył na mnie wyjątkowo niepewnie. Westchnąłem i podszedłem do córki.
-Odejdź!-krzyknęła przez łzy, kiedy spróbowałem się koło niej położyć.
-Coelsho...-szepnąłem bezradnie. -Zrozum, nikt nikogo tutaj o nic nie obwinia... Ja i mama nie jesteśmy już razem i nic na to nie poradzimy. Coś takiego jak zaufanie istnieje tylko przez pewien okres czasu, dopóki tego nie zniszczysz. Potem możesz robić wszystko, by to naprawić, ale blizny i tak pozostaną.
-Nieprawda!-zawołała, powstrzymując gwałtowny szloch.
Przez dłuższą chwilę milczałem.
-To tak, jak z gwoździami.-odezwałem się po jakimś czasie.-Jeżeli wbijesz je w deskę, a później wyciągniesz, to dziura i tak pozostanie i nie da się jej niczym załatać. Tak samo jest z zaufaniem. Możesz nie wiem jak bardzo starać się je odbudować, a ślad i tak zawsze pozostanie i nic na to nie poradzimy.-zrobiłem przerwę, wbijając spojrzenie w przeciwległą ścianę, na której tańczyły smugi księżycowego światła.-Mama i ja będziemy was zawsze kochać najbardziej na świecie i nic tego nie zmieni. Mama zgodziła się, żebyście ze mną zamieszkali, a niedługo i tak będziecie już dorośli, sama przecież doskonale o tym wiesz... Wtedy sama będziesz o sobie decydować, a mi nie będzie nic do tego.

Coelsho?

Od Coelsho

CD Vito de Rain

-Nie będzie nas odwiedzać-oświadczyłam twardo-Nie będzie odwiedzać mnie, bo...-gotowałam się cała od gniewu-Bo ja idę za nią.
-Nie, Coelsho-zaprotestował ojciec.
-Nie będziesz mi rozkazywać-parsknęłam-Nie umiałeś zadbać o własne życie, więc nie będziesz dbał o moje.
-Nie wolno ci tak mówić-warknął.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić-wysyczałam powoli każde słowo.
-Póki nie jesteś dorosła, będę-tupnął.
-Póki nie jestem dorosła będzie za mnie decydować matka!-wrzasnęłam.
-Mocci tutaj nie ma! Nie puszczę cię samej!-wybuchnął.
-Więc idź ze mną-warknęłam-No, na pewno ci powiedziała, gdzie idzie.
-Nie zaprowadzę cię do niej-oświadczył zasłaniając wyjście z jaskini.
-Też chcę zobaczyć się z mamą-powiedział Castiel stając obok mnie.
-Nie-oświadczył twardo.
Wnerwiona próbowałam go odepchnąć, ale tylko mnie wywalił.
-Nie!-ryknął pochylony-Nie pójdziesz!
-Jesteś egoistą-wysapałam-Nie jesteś moim ojcem. Już nigdy cię tak nie nazwę. Nienawidzę cię. Nie umiałeś wybaczyć mamie, że już doznała kiedyś miłości. Sądzisz, że jej łatwo? Najpierw straciła Leandora, później Mishon i Pagasto. Kiedy już w końcu była szczęśliwa zginął wujek. Odzyskała go, ale teraz znów straciła najważniejszą osobę. Ciebie. Martwię się o nią. Dlatego chcę z nią być. Ty już nie umiesz. Jeśli straci nas, już nie wytrzyma-pokręciłam głową-Takiej chcesz dla niej śmierci? Żeby już zawsze czuła się samotna?
-O czym ty mówisz?-sapnął ta... nie. Vito. Sapnął Vito.
-Za dużo samotności w jej życiu. Za dużo strat. Myślisz, że przejmuje się teraz, że ktoś straci ją?-obrzuciłam ojca, który się odsunął (Ojca? Wrrr... Nie umiem się przyzwyczaić...) spojrzeniem pełnym pogardy. Korzystając z okazji podeszłam do wyjścia.
-Jeśli choć trochę ci kiedyś na niej zależało to pozwól jej mieć chociaż mnie-szepnęłam-Nie odejdę stąd bez twojej zgody. Zostawiła mnie pod twoją opieką. Nie chcę jej zawieść.

Vito?

Od Vito de Rain

CD Mocci

Stanąłem przed jaskinią i głośno wypuściłem powietrze z płuc.
-Pięknie...-mruknąłem, patrząc za oddalającą się klaczą.
Miałem wrażenie, że jakaś część mnie odchodzi tam razem z nią i to bezpowrotnie. Bądź, co bądź, nadal ją kocham, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś "ale"! Najwidoczniej nie byliśmy sobie pisani, a nasze uczucie było tylko zwykłym, krótkim zresztą, zauroczeniem. Szkoda tylko, że najbardziej ucierpią na tym niczemu niewinne dzieci...
Odwróciłem się w prawo i zobaczyłem je szalejące na pobliskiej łączce. Nie mogły widzieć odejścia Mocci, bo od polany, którą ta szła, oddzielały je wysokie krzaki. Może to i lepiej.
Nabrałem powietrza i niepewnie ruszyłem w ich stronę, wlokąc się krok za krokiem. Co teraz będzie? Dam sobie radę sam? Przecież nie wychowam ich jak należy, to pewne, a do tego jeszcze czeka mnie z nimi rozmowa, bo przecież muszą wiedzieć, co się dzieje...
W pewnym momencie się zatrzymałem, żeby móc na nie popatrzeć. Te ich uśmiechy, radość z życia, energia... Żal mi było niweczyć to wszystko w jednej chwili, no bo przecież nie stanę tu i teraz przed nimi i nie oświadczę, że od dzisiaj mieszkają tylko ze mną, bo rozstałem się z ich matką...
Postanowiłem więc ułożyć się pod pobliskim drzewem, żeby raz jeszcze wszytko sobie przemyśleć, a jednocześnie kątem oka podpatrywać poczynania źrebaków.
Mocca...
To imię na pewno jeszcze długo będzie odbijać się echem w mojej pamięci i nijak nie da się nic z tym zrobić, na pewno też będę ją kochać już zawsze. Takiego kogoś nie da się wymazać z serca i pamięci. Nigdy. A jednak ilekroć tylko przyłapałem się na tym, że myślałem o jej poprzedniej rodzinie... coś ściskało mnie w gardle. Gdyby ten jej cały wcześniejszy partner nie zginął, ona najpewniej byłaby teraz tam z nim i z synem, a ja ślęczałbym tutaj sam i może to właśnie powinno się było stać. Zadałem niepotrzebny ból sobie, jej i naszym dzieciom, a przecież tak niewiele dzieliło nas od tego, żeby to nigdy się nie wydarzyło...
Rozpamiętując tak wszystko i układając w głowie najróżniejsze wątki, nawet nie spostrzegłem, że zaczyna się robić późno. Uświadomiły mi to dopiero moje dzieci, kiedy zorientowałem się, że leżą w trawie całkowicie wyczerpane i coś do siebie mówią. Wstałem, przeciągnąłem się i podszedłem do nich.
-Marsz mi do jaskini.-uśmiechnąłem się do nich.
O dziwo, nawet nie próbowały protestować i powlokły się za mną do groty, a że było to tylko może niecałe 100 metrów, niemalże od razu byliśmy na miejscu.
-A gdzie mama?-spytał Castiel, leżąc już na swoim posłaniu i patrząc na mnie półprzymkniętymi oczami.
-No właśnie.-ożywiła się Coelsho.
Westchnąłem, patrząc na nie przepraszająco. Zanim zacząłem cokolwiek mówić, podszedłem i ułożyłem się między nimi.
-Teraz będziecie mieszkać tylko ze mną.-wyjaśniłem, starając się zachować jak najłagodniejszy ton głosu.
-Gdzie jest mama?-powtórzyła z naciskiem Coelsho.
Popatrzyłem na nie przepraszająco.
-Mama i ja...-urwałem, zastanawiając się, jak to wszystko ująć.-Nie jesteśmy już razem. Mama nie będzie już z nami mieszkać, ale będzie was odwiedzać prawie codziennie.-odparłem.

Coelsho?

Od Rossy


C.D Qerida.

Spojrzałam na ogiera. Westchnęłam cicho. Spojrzał na mnie.
- Coś Ci się stało? - zapytał.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie. - powiedziałam.
Uśmiechnął się.
- Mam nadzieję ,że blisko jest to jeziorko... - powiedziałam.
Popatrzył na mnie.
- Też mam taką nadzieję. - odparł.
Po chwili doszliśmy do jakiegoś jeziorka. Spojrzał na mnie. A ja na niego.
- To tu? - zapytałam.
- Nie. - odparł.
Nagle położyłam się.
- Qerido zróbmy małą przerwę. - powiedziałam błagalnym głosem.
Kiwnął głową.
- No dobra. - rzekł.
Położył się koło mnie. Wtuliłam się w niego. To wszystko było jakieś pokręcone. Spojrzałam przed siebie.
- Qerido przecież mam żywioł wody i szybko moge odnaleźć to jeziorko do którego zmierzamy. Chodź nie wiem czy sił mi wystarczy...- powiedziałam.

Qerido?

Od Sorrela


CD Castiela

Widziałem, że temat dalej go trapi. Zastanawiałem się, co jeszcze mu powiedzieć.
-Wiesz-zacząłem, nie wiedząc zupełnie, co mam powiedzieć-Mama poszła z nami, bo nas kochała. Ale przychodzi czas, że w życiu pojawia się ktoś ważniejszy od rodzeństwa. W jej przypadku już tak się stało. Teraz kocha was. Ciebie, siostrę i tatę.
Zdziwiłem się, że powiedziałem coś takiego. Nie to, że tak nie myślę, ale nie myślałem, co mówię. To płynęło z głębi serca.
-A poza tym, zawsze masz mnie-dodałem.
-Zawsze?
-Dopóki śmierć mnie nie zabierze-przyrzekłem.
-Na pewno?
-Obiecuję.
-Kocham cię, wujku-przytulił się do mnie.
-Ja cię też, młody-uśmiechnąłem się-Ja cię też.

Castiel?



Od Jennifer

C.D Jaspera.

Spojrzałam na niego.
- Jessica...- westchnęłam.
Jasper na mnie spojrzał.
- Kocham ją ale ona i tak tam nie wytrzyma... - powiedziałam.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Ona potrzebuje przygód nie usiedzi w miejscu. Nie wiem za kim to ma ale i tak wiem że wyruszy w świat a nawet jeśli... I tak pewnie już wyruszyła w poszukiwaniu przygód. Nie dawnon ja widziałam. - rzekłam.

Jasper?

Od Mocci

CD Vito de Rain

-Nigdy nie szukałam mu ojca, którego nie miał-Powiedziałam spokojnie. Byłam całkowicie opanowana-A poza tym, mów za siebie. Ja ci ufam. Nie zamierzam też szukać Pagasto. I tak go nie znajdę, a nie chcę stracić Coelsho i Castiela.
-Masz jeszcze jakieś tajemnice?-wodził wzrokiem wszędzie, byle tylko nie patrzeć na mnie.
-Każdy ma swoje małe tajemnice-odparłam rezolutnie.
-Nie o to mi chodzi-mruknął.
-Nic ważnego-powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Dalej chcę zatrzymać dzieci. Możesz się z nimi widywać, nie zabronię ci.
-Jasne. Chciałabym zaprotestować, ale tutaj są dla nich lepsze warunki.
Zaczęłam iść w stronę wyjścia. Żegnałam się z tym miejscem na zawsze.
-Wytłumacz to dzieciom-dodałam drżącym głosem.
-Gdzie będziesz?-zapytał cicho.
-Znasz mnie na tyle dobrze, że powinieneś wiedzieć.
-Więc to faktycznie koniec-powiedział smętnie.
-Nie będę zachowywać się jak desperatka. Nie będę mówiła, że cię kocham i chcę zatrzymać, bo dobrze to wiesz. Ale dalej chcę, żebyś był szczęśliwy. Dlatego odchodzę. Bo tego chcesz.
To mówiąc wyszłam z jaskini i nie obracając się za siebie poszłam. Do ukochanego lasu.

Vito?

Od Qerida

CD historii Rossy

Spojrzałem na drzewo ze spokojem.
-Wydostaniemy się- pocieszyłam ją i zawołałem wiatr wschodni
Zaczął szeptać mi na uchu i po chwili ulotnił się gdzieś daleko.
-Wiem! Musimy znaleźć jakieś jezioro, które ma kształt liścia lipy. Przynajmniej to wiem z tego co mi powiedział.
-A w jakim kierunku?- spytała Rossa
-Chyba na zachód, ale pewny nie jestem. Cóż... chodźmy- uśmiechnąłem się lekko i machnąłem głową.
Klacz posłusznie ruszyła za mną. Szliśmy obok siebie. Czułem, że kopyta powoli mi odpadają. Spojrzałem na nie. Szron osadził się na nich i częściowo na koronkę i pęcinę. Z chrap wylatywał ciepły dym. Zaczynało się robić coraz zimniej. Jak już znajdziemy to jezioro to jeszcze do tego musimy czekać do nocy, ponieważ tylko wtedy możemy się stąd wyrwać.
-Nie jest ci zimno?- usłyszałem za sobą
-Trochę, a tobie?- spojrzałem na klacz
Pokiwała głową.
-Tak- odpowiedziała cicho.
-Nie długo będziemy, mam nadzieję.
-Przecież przed chwilą tego śniegu tu nie było- odparła
-To, że go przed chwilą nie było, nie znaczy, że teraz go niema, a chciałbym- pokwitowałem.

<Rossa?>

Od Mystic`a

CD historii Nevady

-Co to znaczy ,,on ma Rossę"?- spojrzałem
-No po prostu... nie ważne- stęknęła
-Dobra, już nie będę cię męczyć. A co myślisz o stadzie?- spytałem, znowuż odwracając wzrok
-Fajnie, podoba mi się. Jesteśmy zgrani, w miarę, więc jest super. A ty jakie masz zdanie?
-Ja? Ja nie narzekam. Mi się tu podoba. Ładne tereny, piękne panie- uśmiechnąłem się szarmancko, szturchając klacz w bok- I dużo członków. Podoba mi się
Zachichotała lekko zarumieniona.
-Ładnie wyglądasz w świetle gwiazd- skomplementowałem- Tak... czarująco, aż dech zapiera. Może chodźmy dalej, bo rozmarzymy się do końca- uśmiechnąłem się i ruszyłem przed siebie.

<Nevada?>

Od Jaspera

CD Jennifer

Klacz patrzyła na mnie z nieukrywaną nadzieją, a ja zmieszałem się lekko.
-To było prawie trzy lata temu...-skrzywiłem się ledwo widocznie.
Wbiła w ziemię zawiedzione spojrzenie.
-Wiem, ale...-urwała, wyraźnie przytłoczona.
Przewróciłem oczami, patrząc na nią z niezadowoleniem. Mam ją pocieszać? Niech zapomni, nawet tego nie potrafię, choćbym chciał...
-Dlaczego pytasz tylko o Johhnego? A Jessica? Ona cię już nie interesuje?-uniosłem brwi.

Jennifer?

Od Jennifer

C.D Jaspera.

Spojrzałam na niego.
- Ale w jakim sensie?- spytał.
- Muszę Ciebie o coś spytać. - odparłam.
Spojrzał ja mnie.
- A mianowicie o co?
Westchnęłam.
- Jako chyba jedyny widziałeś ostatni Johnny'ego... - powiedziałam.
Popatrzył na mnie pytająco.

Jasper?Brak weny

środa, 26 marca 2014

Od Jaspera

CD Jennifer

Popatrzyłem na klacz w zdumieniu. Tego typu pytania brzmiały dziwnie, zwłaszcza, kiedy są one wypowiadane z ust... matki dawnego przyjaciela.
-Twój syn miał na imię Johnny?-spytałem niepewnie.
Pokiwała głową, a ja poczułem, jak pewien rodzaj skrępowania obezwładnia mnie od wewnątrz. Matka mojego przyjaciela z dzieciństwa, która jest w wieku mojej matki zadaje mi pytanie "Może lepiej się poznamy?"... Więc co? Mam teraz zaprosić ją na spacer?
Po prostu gapiłem się na nią, nie bardzo wiedząc co powiedzieć, zupełnie jakbym zapomniał języka w gębie.

Jennifer?

Od Jack'a

C.D. Rossy

Uśmiechnąłem się do niej czule.
- Moja córeczka. Już nie taka mała.
Westchnąłem i wpatrzyłem sie w niebo. Granat pokrył nieboskłon, a na nim błyszczały już pierwsze gwiazdy. Podniosłem się mozolnie i otrzepałem z resztek wody. Potem pomogłem wstać Rossie.
- Późno już - stwierdziłem  - Muszę poszukać Tamizy - spojrzałem smutno na córkę - I przespać się. Lata już nie te.
- Nie gadaj tak - zachichotała.
- Możemy spotkać się jutro, pojutrze, kiedy zechcesz, ale ja potrzebuje snu - ziewnąłem - Do zobaczenia - ucałowałem ją w czoło.
Uśmiechnąłem sie jeszcze do córki i ruszyłem w stronę jaskini. Zmęczony i spragniony snu przy ukochanej. Przekroczyłem próg "domu" i rozejrzałem się w koło.
- Tamizo? Jesteś tu?
Zamknąłem oczy z nadzieją, że gdy je otworzę, będzie przy mnie.

Rossa? Tamiza?  

Od Jennifer

Dzisiaj obudziłam się wcześnie. Wstałam i wyszłam z jaskini. Poszłam nad stawek. Zaczełam jeść trawę i pić wodę. Nagle obok mnie stanął ogier. Popatrzyłam na niego. Pamiętam go jako źrebaka... W SBK był to syn Rose i Dęblina... Przyjaźnił się z moim synem. Patrzyłam tak chwilę jeszcze na niego.
- Hej jestem Jennifer. - powiedziałam w końcu.
Ogier na mnie spojrzał.
- Ja jestem Jasper. - odparł.
Uśmiechnęłam sie do niego.
- Czy ty kiedyś miałaś syna w SBK? - spytał po chwili.
- Tak. - odparłam. - Może lepiej sie poznamy?

(Jasper?)

Od Vito de Rain

CD Mocci

Przez chwilę patrzyłem w jej oczy, a ona patrzyła w moje. Żadne nie zamierzało odwrócić wzroku.
-Koniec.-odparłem krótko i bez zbędnych ceregieli.
Nastąpiła głucha cisza, którą zakłócały tylko śmiechy i krzyki naszych dzieci, bawiących się na zewnątrz. Postanowiłem więc się odezwać.
-Myślę, że teraz już ani ty nie masz zaufania do mnie, ani ja do ciebie, a bez tego nie ma związku. Trudno, było, minęło, nie ma. Tak będzie lepiej. Możesz sobie iść gdzie chcesz, nie wiem, znajdź sobie tego swojego Pagasto, poszukaj jakiegoś innego frajera, który chciałby zostać jego ojczulkiem, załóżcie sobie szczęśliwą rodzinkę, ale dzieci zostają ze mną.-oświadczyłem stanowczo.

Mocca?

Od Rossy

C.D Jack'a.

Śmiałam się. Po czym uniosłam wodę przed tatą. Stworzyłam krąg wodny. W środku byłam ja i tata. Uśmiechnęłam się.
- Teraz będzie pojedynek. - powiedziałam przez uśmieszek.
Tata się zaśmiał.
- No jasne. - odparł.
Po chwili wybiegłam z kręgu. I spuściłam wodę. Zalałam Jack'a. Lecz po chwili wybiegł z niego. Zaczął rzucać we mnie kulami wodnymi.
- Aa!!! - krzyknęłam.
Po chwili zaczęłam sie śmiać. Tata podbiegł a ja sie wywaliłam. Leżałam na plecach. Po czym Jack położył się koło mnie.
- Tato...
- Tak? - zapytał.
- Brakuje mi czasu spędzanego z tobą. Tęsknie za tobą i naszymi spotkaniami. - powiedziałam.
Tata na mnie spojrzał. Uśmiechnął się do mnie.

(Jack?;3)

Od Mocci

CD Vito de Rain

-Nie mam ochoty na takie gierki-syknęłam.
-A ja to niby o ten pocałunek z Nevadą miałem?-odparł niechętnie.
-Drażnię cię, co?-zapytałam kąśliwie-Nie możesz przeboleć, że mimo wszystkich przeciwności jestem nadal silna.
-Nie zaczynaj-szepnął nerwowo.
-Dzieci akceptują brata, ale ty nie potrafisz. On jest oznaką, że kiedyś byłam z kimś innym. Ale nie musisz się bać-powiedziałam ironicznie i twardym głosem dodałam-Nie znajdzie mnie. Nie szuka. Minęło za dużo czasu, więc nie masz się o co martwić.
-A co mnie to obchodzi-mruknął.
-Może nic, ale dla mnie on jest ważny. Tak samo jak ty. Więc chcę tylko wiedzieć, co z nami?

Vito?

Od Castiela

CD Sorrela

-Więc skoro żałuje, to teraz pewnie będzie chciała go znaleźć.-zerknąłem na wujka kątem oka. -Więc i tak nas zostawi.
Głośno wypuścił powietrze, patrząc gdzieś daleko, jakby oczekiwał, że gdzieś tam zobaczy Pagasto.
-Obiecuję ci, że nie zostawi.-zapewnił wreszcie.
-Skąd wiesz?-spytałem, niezbyt przekonany co do jego słów.
-Bo znam ją trochę dłużej, niż ty.-uśmiechnął się.
Pokiwałem głową, nadal jednak nie mogąc jakoś przezwyciężyć swoich wątpliwości.

Sorrel?

Od Sorrela

CD Castiela

-Wasza mama nigdy was nie zostawi-powiedziałem poważnie-Może ją z wami rozdzielić tylko śmierć. Z waszym bratem nie było tak samo. Wy zawsze macie tatę. A on już taty nie miał.
-Pokłócili się?-zapytał przestraszony.
-Nie-odparłem powoli-Jego tata zginął na wojnie kiedy Pagasto był jeszcze bardzo mały. Zapewne wiesz, że Nowela wygnano za rzekomą zdradę? Mama postanowiła iść z nami. Miała przyjaciółkę-dobierałem powoli słowa-Nazywała się Mishon i miała córeczkę, która bardzo lubiła się z Pagasto. Mama pomyślała, że to będzie dla niego najlepszy nowy dom.
-I nowa mama?-zapytał smutno Castiel, a ja się zawahałem. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
-Nie-wydusiłem w końcu-Pagasto bardzo kochał mamę, a Mishon traktował jak ciocię. Jestem pewny, że ją kocha, ale zawsze będzie synem Mocci.Tak jak ty. Mama żałuje, że go zostawiła. Dlatego na pewno was nie zostawi. Kocha was. Nie pozwoli, byście stracili ją lub ojca.

Castiel?



Od Vito de Rain

CD Mocci

Prychnąłem.
-Po co tu przyszedłeś?-spytała szorstko.
Minąłem ją, kierując się wgłąb jaskini.
-Chyba mam prawo zobaczyć się ze SWOIMI dziećmi??-spytałem, mocno akcentując przedostatni wyraz.
Zacisnęła usta.
-Cześć, łobuzy moje!-zawołałem, zbliżając się do dzieci.
Coelsho podbiegła natychmiast i wtuliła się we mnie, Castiel natomiast stał i patrzył z niesmakiem.
-Tato, nie mów do nas jak do dzieci...-powiedział z lekkim wyrzutem.
Zaśmiałem się serdecznie.
-Ależ oczywiście, przecież jesteście taaacy dorośli...-odparłem z uśmiechem.
W tym momencie podeszła do nas Mocca i chwilę przyglądała się w milczeniu, od czasu do czasu rzucając mi przelotne spojrzenia.
-Może pójdziecie pobawić się przed jaskinią?-odezwała się w końcu -Musimy z tatą porozmawiać.

Mocca?

Yamaray trafia do adopcji!

 
Imię: Yamaray (Ray)
Płeć: Ogier
Wiek: 5 lat
Cechy charakteru: Dobrze wychowany i inteligenty ogier. W stosunku do klaczy stara zachowywać się jak na prawdziwego dżentelmena przystało, lecz również kocha zabawę i niewinne żarty. Jedynie przy przyjaciołach może być prawdziwym sobą. Jest również pewny siebie i odważny, ale czasami ma swoje słabości i może ulec jakieś pięknej damie. Przez swój żywioł miewa czasami kłopoty psychiczne, niektórzy nawet mówią, że jest lekko upośledzony, chociaż może to prawda? Czasami zbyt leniwy, czasami zbyt energiczny, po prostu zakręcony.
Stanowisko: Szaman
Żywioł: Psychika
Moce: Psychiczne, Zamęt, Telekineza, Teleport, Widok Przyszłości, Zamiana Serc, Paranormalność, Pokój Sztuczek, Pożeracz Snów, Hipnoza, Amnezja, Psycho odporność
Partner: Nemezis 
Rodzina: Yamir, Yanmega
Historia: Wychowywałem się w królestwie Darkness, gdzie byłem księciem. Mój ojciec Yamir był potężnym karym ogierem a matka Yanmega była uroczą kasztanowatą klaczą z pobliskiego królestwa Brightness. Jak nakazują zwyczaje królewskie, książę musi wyjść za księżniczkę, żeby mógł godnie objąć tron.
Kiedy rodzice pełnili swoje królewskie obowiązki, ja w tym czasie spotykałem się z Avinashi. Gniada klacz była moją najlepszą przyjaciółką, lecz przyjaźń przerodziła się w coś więcej, krótko mówiąc... zakochałem się. Przez jakiś czas wszystko było dobrze, ale potem mój ojciec dowiedział się o miłości do zwykłej nic nie znaczącej klaczy. Przeze mnie Avi została wygnana... zniszczyłem jej wszystko. Nie mogłem się z tym pogodzić, za bardzo ją kochałem. Uciekłem... chciałem ją odnaleźć, lecz nie potrafiłem. Nie było jej, nigdzie jej nie było. Załamałem się, nie chciałem już żyć.
Obudziłem się w jakieś grocie, zajął się mną starszy koń, to on nauczył mnie wszystkiego i podstawił na nogi, lecz zmarł. Pochowałem go i ruszyłem przed siebie...
Właściciel: do adopcji

Od Yamaray'a

 CD Nemezis

Odwzajemniłem uczucia klaczy i zacząłem ocierać się łbem o jej szyję, po czym wyszeptałem:
- Wystarczy mi twoja obecność, twój dotyk, twój głos, ten piękny uśmiech i po prostu ty, bym był szczęśliwy. Niczego więcej od Ciebie nie wymagam, tylko miłości. - lekko się odsunąłem i spojrzałem na nią, w jej puste oczy... po czym dotknąłem ją delikatnie moimi chrapami.
- Kocham Cię Ray. - powiedziała delikatnym i spokojnym głosem.
- Ja Ciebie także, nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnąłem się. Nie wierzyłem w to, że mógłbym się zakochać... a teraz? Teraz nie wierzę w to jak bardzo się zakochałem, mógłbym oddać jej wszystko co mam, nawet to co najcenniejsze - życie.

Nemezis?

Od Castiela

CD Sorrela

Zrobiłem obojętną minę.
-Mnie tam wszystko jedno, w sumie i tak uważam, że mama się zgrywa...-odparłem.
-A to niby czemu?-spytał, wyraźnie zaciekawiony.
Westchnąłem, patrząc na niego ciężko.
-Oj, wujek... Ty to jednak mało rozumny jesteś...-stwierdziłem. -Mama na pewno tylko chciała pożartować sobie z taty i nas. No przecież jakbyśmy mieli brata, to on byłby tutaj z nami, a poza tym skoro tatuś nie jest jego tatą, to ja już nic nie rozumiem...
Tym razem to wujek westchnął i spojrzał na mnie jakby... ze współczuciem?
-Widzisz, to nie jest takie proste...-zaczął i urwał niemal natychmiast.
-No co ty wujek nie powiesz?-odparłem kąśliwie.
-Słuchaj.-popatrzył na mnie z zaciętością w oczach. -Mama nie mogła zajmować się waszym bratem, bo... Po prostu nie mogła. On jest teraz gdzieś daleko stąd, w innym stadzie, cały i zdrowy, ale nadal jest twoim bratem i zawsze nim będzie.
-Więc jak mama nie będzie mogła się nami zajmować, to nas też zostawi w tym innym stadzie?-podłapałem.

Sorrel?

Od Sorrela


CD Castiela

-Nie zabiorę cię tam-zaprzeczyłem.
-Oj, wujku-jęknął-Jeśli ty mnie tam nie zabierzesz, to przecież sam tam pójdę, a może i wyciągnę Coelsho.
-To jest szantaż-oburzyłem się.
-Uczciwa propozycja-odpowiedział dumnie.
-Wcale nie-poczochrałem go po czuprynie.
-Jeśli mnie tam zabierzesz, to ci coś powiem-powiedział poważnie.
-Co?
-Coś o mamie.
To mogło być wszystko, dlatego postanowiłem ustalić własne warunki.
-Najpierw mi powiesz. Jeśli uznam, że to interesujące zabiorę cię do Bluszczolasu i nic nie powiem rodzicom. Tylko na tych warunkach cię tam zabiorę.
-Zgoda-przytaknął-Mama powiedziała tacie, a później mnie i Coelsho, że mamy brata Pagasto. I się pokłócili.
-Chwila, chwila-stanąłem jak wryty-Powiedziała wam? I co ty na to?

Castiel?

Od Rossy

C.D Qerida.

Spojrzałam na niego. Po czym podbiegłam do niego. Rozglądałam się dookoła. Byłam nieco przerażona ale po chwili przeszło mi.
- Qerido chodź za mną. - powiedziałam.
Odwróciłam się i zaczęłam biec. Odwróciłam łeb i zobaczyłam że Qerido biegnie za mną. Uśmiechnęłam się delikatnie i znowu odwróciłam głowę w kierunku w którym biegnę. Po chwili dobiegliśmy do drzewa które jako jedyne było tu normalne. Spojrzałam na nie.
- Jak zapamiętałaś to miejsce? - spytał.
- Jakoś tak wyszło. - odparłam.
Spojrzałam na niego. Po czym spojrzałam na drzewo. Zaczęłam biec przed siebie. Po kilku minutach wybiegłam lasu. Lecz znowu jakoś znalazłam się koło tego drzewa. Qerido dalej stał.
- Qe...-zacięłam się.
Spojrzał na mnie.
- Jakim sposobem tu znowu jesteś?!
- Nie wiem. - odparłam.
Podeszłam do niego. Położyłam swoją głowę na jego szyje.
- Zaczynam się bać...- powiedziałam.


Qerido? Wena zaczyna uciekać ;___;

Od Mocci

CD Vito de Rain

Usłyszałam cichy stukot kopyt.
-O nie-pomyślałam i z bólem zamknęłam oczy.
-Gdzie tata?-zapytała Coelsho.
-Tata jest... na spacerze-nie wiedziałam jak inaczej to ująć.
-O, super, też chcę!-ożywił się Castiel.
-Sądzę, że woli być sam-tęsknie popatrzyłam na ścianę lasu-A wy musicie się wyspać.
Zagoniłam źrebaki do jaskini i ułożyłam na posłaniu obok mnie. Głowę miałam zwróconą ku wyjściu. Łudziłam się, że zobaczę jego sylwetkę, ale nic z tego. Powinnam powiedzieć mu wcześniej, ale wiedziałam, że wtedy się ode mnie odsunie. Ale czy teraz było lepiej? Dzieci już po chwili smacznie spały. Ja nie mogłam. Miałam na głowie za dużo problemów. Nieustające myśli o Pagasto, strach o przyszłość z Vito i narastająca gula w gardle na myśl o tym, co rano muszę powiedzieć dzieciom nie dawały mi choć na chwilę od siebie odpocząć. Noc upłynęła na czekaniu, rozmyślaniu i łzach. Ranek powitał mnie ciepłymi promieniami słońca. Dzieci zaczęły powoli się budzić.
-Co się stało, mamo?-zapytała zaspana Coelsho.
Musiałam faktycznie źle wyglądać, skoro dzieci to zobaczyły.
-Muszę wam coś powiedzieć-zaczęłam wolno-Ja i tata...-zastanawiałam się, jak stosownie to ująć-Tata jest na mnie zły, bo nie powiedziałam mu, że...-wzięłam głęboki wdech-Że macie brata.
-Jak to brata?-zdziwił się Castiel-Przecież Coelsho nie jest ogierem. No chyba, że o czymś nie wiem.
-Odwal się-warknęła klaczka.
-Coelsho!-zbeształam córkę-Przeproście się! Natychmiast.
-Przepraszam-powiedziała skruszona i spuściła głowę.
-Ja też przepraszam, siostrzyczko-powiedział Castiel przytulając się do niej.
-No dobrze-westchnęłam-Wasz brat nazywa się Pagasto-wróciłam do tematu-Wasz tata nie jest jego tatą, ale ja jestem jego mamą.
-Mamo...-zaczął Castiel powoli, ale ktoś mu przerwał.
-Gratulacje-usłyszałam za sobą ironiczny, pełny gniewu głos-Powiedziałaś im.
Więc wrócił. Wrócił.
-Bo nie jestem takim tchórzem, za jakiego mnie masz-odparłam nie odwracając się-Próbuję być dobra. Czasem mi po prostu nie wychodzi.

Vito?