CD Mocci
Minęło tyle czasu, odkąd spotkaliśmy się po raz ostatni... Bity rok. Niby stado nie jest aż tak obszerne, niemniej jednak nie widzieliśmy się ani razu. Zdawało mi się, że podświadomie celowo się unikaliśmy. Przez cały ten czas tak strasznie starałem się o niej zapomnieć... Nie wychodziło, a teraz dodatkowo poczułem, że cieszę się na jej widok. Tak, cieszę się, chociaż czułem też pewien rodzaj zawodu... Obiecała dzieciom, że będzie je odwiedzać regularnie, a tym czasem pojawiła się u nas tylko raz jedyny, podczas którego więcej rozmawiała ze mną, niż z nimi. Castiel stał teraz nieco na uboczu i przyglądał się matce z niepewnością i może nawet lekkim niesmakiem, natomiast Coelsho lgnęła do niej, jak pszczoła do miodu. Zupełnie jej nie rozumiałem... Matka odwiedziła ja tylko raz i nawet nie zapytała co u niej, a ja starałem się być zawsze blisko, a i tak w jej oczach jestem tym gorszym, choć starałem się ze wszystkich sił być wzorowym ojcem...
-Cześć.-mruknęła moja była partnerka, nie patrząc mi w oczy.
Skinąłem głową i poruszyłem ustami, wypowiadając nieme "cześć".
Mocca?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz