C.D. Souffle
- Tamiza - przytuliłem ukochaną z całych sił - Cały dzień cię nie było - pocałowałem ją - Nie cierpię stanowiska Bety pod tym względem. Za dużo czasu poświęcamy stadu, a za mało sobie.
- Oj Jackie, Jackie.... Nim mi przerwiesz - dodała, widząc, że już otwieram pysk - muszę ci kogoś przedstawić.
Odwróciła się w stronę, z której przyszła. Był tam mały źrebak i najwidoczniej zamierzał odejść.
- Souffle - krzyknęła swoim dźwięcznym głosem.
Mały natychmiast się odwrócił i podszedł do nas. Zmierzyłem go badawczym wzrokiem. Po prawdzie miałem do czynienia z dziećmi, ale to swoja matkę kochały i zbuntowały się przeciw porzucającemu ojcu. Syn nigdy mi nie wybaczył, a córka dała drugą szansę. Dorosły pod okiem matki, nie moim.
- Więc nazywasz się Souffle? - spytałem.
Źrebak skinął głową. Wyglądał przyjaźnie, acz zdawało mi się, że jest zakłopotany.
- Jestem Jack - uśmiechnąłem się.
- Jack - zaczepiła mnie Tamiza.
Spojrzałem na nią pytająco. W jej oczach zobaczyłem coś, czego dotąd nie widziałem. Uśmiechnęła się do mnie słodko.
- On nie ma nikogo. Może... u nas zanocować? - spytała, a ja miałem wrażenie, że na tym się nie skończy.
- Jeśli tylko zechce? I nie chcę słyszeć, że to dla nas kłopot, bo chodzi o ciebie - uśmiechnąłem się do malucha. Zapraszamy do nas - skłoniłem się do niego, a moja partnerka wydała się usatysfakcjonowana.
Souffle? Tamiza?
- Tamiza - przytuliłem ukochaną z całych sił - Cały dzień cię nie było - pocałowałem ją - Nie cierpię stanowiska Bety pod tym względem. Za dużo czasu poświęcamy stadu, a za mało sobie.
- Oj Jackie, Jackie.... Nim mi przerwiesz - dodała, widząc, że już otwieram pysk - muszę ci kogoś przedstawić.
Odwróciła się w stronę, z której przyszła. Był tam mały źrebak i najwidoczniej zamierzał odejść.
- Souffle - krzyknęła swoim dźwięcznym głosem.
Mały natychmiast się odwrócił i podszedł do nas. Zmierzyłem go badawczym wzrokiem. Po prawdzie miałem do czynienia z dziećmi, ale to swoja matkę kochały i zbuntowały się przeciw porzucającemu ojcu. Syn nigdy mi nie wybaczył, a córka dała drugą szansę. Dorosły pod okiem matki, nie moim.
- Więc nazywasz się Souffle? - spytałem.
Źrebak skinął głową. Wyglądał przyjaźnie, acz zdawało mi się, że jest zakłopotany.
- Jestem Jack - uśmiechnąłem się.
- Jack - zaczepiła mnie Tamiza.
Spojrzałem na nią pytająco. W jej oczach zobaczyłem coś, czego dotąd nie widziałem. Uśmiechnęła się do mnie słodko.
- On nie ma nikogo. Może... u nas zanocować? - spytała, a ja miałem wrażenie, że na tym się nie skończy.
- Jeśli tylko zechce? I nie chcę słyszeć, że to dla nas kłopot, bo chodzi o ciebie - uśmiechnąłem się do malucha. Zapraszamy do nas - skłoniłem się do niego, a moja partnerka wydała się usatysfakcjonowana.
Souffle? Tamiza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz