Spokojnym krokiem zmierzałem w stronę Mglistej Polany z zamiarem skubnięcia tam trawy, gdy w pewnym momencie usłyszałem głośną rozmowę. Niezbyt zainteresowany, spojrzałem w kierunku , z którego dochodziły głosy i niemalże natychmiast dojrzałem ich źródło, a były nim dwie klacze, wrzeszczące na siebie niemiłosiernie. Baby... Czy one nie potrafią żyć z nikim w zgodzie?? Kłótnia zaczęła się jednak przeradzać w szarpaninę i z krzyków dało się wyraźnie usłyszeć pojedyncze słowa, takie jak "rodzina", "zabiłaś" i "nienawidzę". Przeczuwając, że nie jest to kolejna głośna wymiana zdań przez klacze zakochane w tym samym ogierze, czy też coś podobnego, kłusem ruszyłem w ich kierunku. Kiedy byłem już zaledwie kilkanaście metrów od nich, ciemna klacz dość mocno popchnęła jaśniejszą, a ta upadła na ziemię. Zdawało mi się, że ta pierwsza szykuje się do skoku, zamierzając skończyć go na drugiej, jednak w tym momencie zagrodziłem jej drogę.
-Co ty wyprawiasz?!-ryknąłem w jej kierunku.-Uspokój się!
Popatrzyła na mnie jakby nieco zdezorientowana moim nagłym pojawieniem się, jednak zdziwienie po chwili przerodziło się w złość.
-A kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?!-wrzasnęła na mnie.
-Synem Alfy!-stanąłem nad nią i zmierzyłem chłodnym, a zarazem twardym spojrzeniem.
Feta? Tina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz