środa, 25 marca 2015

Od Secret Star`a i Havany

CD

Pokiwałam przecząco głową, odsuwając się od człowieka i patrząc błagająco w oczy ogiera. Poczułam jak coraz więcej łez napływa mi do oczu. Nie chciałam iść, nie chciałam uciec szczególnie bez Secret Star`a, bez niego. Ogier próbował być poważny, lecz ja nie zgadzałam się.
~Mam wrócić do stada bez Star`a? I co potem? Co niby mam zrobić?!~ krzyczałam na siebie w duchu, czując się coraz bardziej bezradna i mała w obliczu tej sytuacji.
***
Idź Havano! Ratuj się!! Klacz nie chciała. Ze zrezygnowaniem zapałem klacz za grzywę i pociągnąłem na największy padok. Grzegorz zrozumiał moje zamiary. Spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłem ramionami myśląc: Uparty babsztyl. Grzegorz pokiwał głową jakby rozumiał. Lubiłem go. Był inny. Kiedy zaciągnąłem Havi na potężną łąkę, spojrzałem pytająco na mężczyznę.
- Idź z nią. Zrobiłeś wszystko co dla niej mogłeś. Jak przekonasz ją żeby odeszła to może - zdawał się czytać mi w myślach.
Stanąłem jak najdalej od Havany. Byłem wściekły na nią. Ale dominującym uczuciem był przeraźliwy smutek, że klacz się dostała do niewoli.
***
Poczułam ukłucie w sercu. I to mocne. Czemu on nie chce iść skoro ludzie puszczają go wolno? Nie mogę tego przeżyć.
-Secret, nie zamierzam się stąd ruszyć ani na krok bez ciebie- powiedziałam stanowczo.
***
Warknąłem na nią. (WARKNĄŁEM?!)
- Havano to nie mnie puszczają. Puszczają CIEBIE. I ja nie odpuszczę puki nie będziesz wolna, choćby za cenę mojej wolności!
Wstrząsnąłem gniewnie grzywą. Klacz nie odezwała się więcej. Wpatrywała się we mnie z bólem w oczach. Rano przyszedł Grzegorz. Założył mi kantar i sprowadził z pastwiska. Puknąłem go lekko w ramię na powitanie. Uśmiechnął się i pogładził mnie po gwiazdce na czole. Westchnąłem. Tak bardzo chciałbym wrócić na wolność... z Havaną.
Znowu ktoś na mnie wsiadł. Puki kazali mi nieść głowę w konkretnym ustawieniu nie spoglądałem na Havanę. Bo to właśnie przy naszym pastwisku znajdował się plac treningowy. Kiedy chłopak, który na mnie jeździł wypuścił mi głowę natychmiast skierowałem wzrok na moją alfę. Nietrudno było dopatrzyć się w moich oczach tęsknoty. W połowie treningu, Grzegorz który to wszystko obserwował, przerwał nam. Kazał mnie rozsiodłać. Założył mi kantar i zaprowadził do bramy pastwiskowej. Stała przy niech Havana, której ból w oczach i myślach był wyraźny. Cierpiała widząc, że się poddałem. Ale ja wiedziałem, że tylko tak mogę dać jej wolność. Nagle Grzegorz zrobił nieoczekiwany ruch. Założył Havanie kantar tak szybko, że tego nie spostrzegliśmy. Zaprowadził nas na nieogrodzoną łąkę, poza terenem stadniny. Zdjął z nas kantary.
- Idźcie - powiedział,
Havana odbiegła i stanęła na skraju łąki. Czekała na mnie. Spojrzałem na Grześka. Dotknąłem pyskiem jego ręki. Moje nieme dziękuję.
- Idź za nią. Musisz ją naprawdę kochać, skoro chciałeś dać jej wolność wiedząc, że ty się nie uwolnisz. Chcę żebyś był szczęśliwy - powiedział, a po policzku spłynęła mu łza.
Byłem zdumiony? Ja? Kochałem Havanę? Nie... Ja tylko się o nią troszczyłem. Klacz nie słyszała moich myśli, zbytnio skupiła się na słowach Grzegorza. Podbiegłem do niej. Odwróciłem się jeszcze raz i spojrzałem na człowieka. Był dobry. Stanąłem dęba, mocno wierzgając przednimi nogami. Grzesiek uniósł rękę w geście pożegnania. Pobiegliśmy z Havaną w kierunku terenów stada. Żadne z nas się nie odzywało. Klacz była pogrążona w myślach.
***
Byłam zarazem szczęśliwa i wściekła. Nigdy nie czułam tak bardzo mieszanych nastrojów. Jednak nie mogłam z siebie to wyrzucić. Cisza bardzo mi przeszkadzała, lecz nie zamierzałam jej przerywać. Nie wiem co mnie napadło, ale trudno było mi ją przerwać. I tak też więc nie robiłam.
Powoli zbliżaliśmy się do terenów stada. Stanęłam na niewielkim wzgórku, a obok mnie stanął Secret. Wzięłam głęboki wdech, wypełniając płuca wolnością i zapachem terenów stada.
-Wreszcie w domu- szepnęłam, uśmiechając się lekko i zamykając oczy.
Po chwili usłyszałam głos ogiera.
***
- Ja pójdę do siebie - powiedziałem cicho.
Zanim klacz się odezwała pogalopowałem w kierunku wzgórz Namerai. Cały teren obrzuciłem zaklęciami ochronnymi, tarczy, zwodzącymi oraz wszystkimi, które w takim przypadku były przydatne.
- Mufilliato, asento, epresento, molaux don - mruczałem pod nosem.
Zadowolony uśmiechnąłem się. Teraz nikt nie widzi tego miejsca, a tylko ja sam. Wejść tu może tylko ten kogo tu wpuszczę, inaczej będzie mu się wydawało, że chodzi po zwykłej łące. Jednego nie uwzględniłem. Wiedziałem, że w każdej chwili może tu wejść Havana, ze względu, że byłem jej podwładnym. Po prostu chciałem, żeby ona mogła tu wejść w dowolnej chwili. Pomiędzy drzewami znalazłem jaskinię. Super! Nie dość że są wzgórza, drzewa, to jeszcze mam jaskinię! Uradowałem się w duchu. Wróciłem myślami do słów człowieka. Czemu powiedział, że kocham Havanę? Najpierw wyczułem jej myśli, dopiero później ją usłyszałem.
- Secret! - wołała Havana.
Wyłoniłem się z cienia, będąc w pełni świadomym, że ona przed chwilą również myślała o słowach Grzegorza. Byłem ciekawy czy jakoś to skomentuje. Nadal byłem na nią wściekły.
- Jestem - powiedziałem spokojnie, chociaż we mnie wrzało.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz