poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Corriento

CD Flower Desert

Było mi wstyd, że tak na Nią naskoczyłem. Chciałem raczej zaskoczyć...tak miło. Klacz z rozpędu zapytała gdzie idziemy, ale ja na dziś miałem inne plany.
- Wiesz co? Dziś mimo pogody siedzimy w jaskini. Zapraszam Cię na herbatę.
Uśmiechnąłem się. Desert powoli wstawała.
- Dzięki.
Poszliśmy powoli. Specjalnie dziś udałem się po zioła, aby zaparzyć ten gorący napój.
- Jest ziołowa, spróbuj...
Nalałem na znalezioną drewnianą tackę.
- Całkiem niezła.
Stwierdziła Flower.
- Sam się napiję, jak mówisz, że dobra.
Powąchałem zielono - szarą herbatę.
- Przydałoby się też zjeść porządne śniadanie, nieprawdaż?
Klacz przypomniała mi o czymś ważnym.
- A właśnie...mam śniadanie, owoce.
Wyjąłem je i opłukałem w wodzie. Zjedliśmy dużo jabłek, po kilku gruszkach, a nawet na rajskiej plaży rosło kilka bananów. Moim zdaniem dzisiejszy początek dnia był wyśmienity. A przynajmniej jedzenie. Nawet nie zauważyliśmy kiedy słońce powędrowało bardzo wysoko.
- Chyba już jest południe. O, teraz.
Stwierdziłem i przypomniałem sobie o pracy.
- Coś miałeś robić, bo ja iść na trening obrońców...
Powiedziała zawiedziona Flower.
- A ja na trening strażników.
Zaśmialiśmy się w tym samym czasie.
- Czyli chyba będziemy się widzieć.
- Tak, kto pierwszy na trening!
Biegłem, ale i tak chciałem Jej dać szansę.

***
Po naszych treningach byliśmy wykończeni. Musieliśmy coś zjeść, bo nie było łatwo. W pracy nigdy nie jest łatwo. Musimy przygotowywać się w razie niebezpieczeństwa. Ale ja mało kiedy jestem wzywany na straż. Chyba byłem tylko raz.
- Ej, zjedź trochę trawy, zaraz padniesz.
Wpadła na mnie Ona.
- Tak, wiem. Ty już się najadłaś?
Widziałem jak Flower je, i znowu jak na konia mało zjadła.
- Tak, nie było przecież takiej tragedii.
Czekała na mnie, aż zjem. Minęło trochę czasu. Udaliśmy się do Jej jaskini.
- Zaczyna padać deszcz. Dobrze, że zdążyliśmy coś zjeść do wieczora, bo zapowiada się na burzę.
Położyłem się w przytulnej grocie.
- W każdym razie nie mamy nic na kolację. Przebiegnij się do swojej jaskini, Ty chyba masz...
Poleciałem z wiatrem do miejsca, w którym trzymam jedzenie. Zabrałem połowę i pomknąłem do Desert.
- Mam. Zjemy to, ale za jakieś dwie godzinki. Teraz jest zbyt wcześnie.
Odłożyłem to jedzenie na później oczywiście.
- Dobrze, to co robimy?
Spytała klacz.
- Nie mam pojęcia, kochana Flower. Może porozmawiajmy chwilkę?
Zgodziła się i zadała mi pierwsze pytanie.
- Jakie masz podejście do źrebiąt?
Powiedziała. Zastanowiłem się.
- To dla mnie potworki z innych planet, nic o nich nie wiem, a dobrym ojcem nie będę.
Westchnąłem. Chciałbym być inny, ale niestety, takiego mnie stworzono.
- Teraz ja: wiesz, że mam ochotę wycałować Cię całą i nazwać moją księżniczką?
Spojrzałem po Niej niegrzecznym wzrokiem.
- Proszę bardzo.
Zaśmiała się. Wykonałem zadanie i potem zjedliśmy kolację.
- Byłbym Ci wdzięczny, jakbyś pozwoliła mi tu przenocować.
Spojrzałem w piękne oczy klaczy.
- Pewnie, ale tylko noc.
Szepnęła. Położyłem się blisko Niej. Zasnąłem prawie natychmiastowo.
***
Napisałem klaczy list, że nie będzie mnie przez tydzień, że wezwano mnie do pracy. Dowiedziałem się tego po wstaniu z jaskini. Nie chciałem budzić Flower Desert. Namalowałem kredą na ścianie serce i musiałem odejść. Było mi żal, ale musiałem.

<Flower? Coraz mniej czasu, wiesz jak to z tym rokiem szkolnym, a przynajmniej z początkiem...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz