sobota, 22 sierpnia 2015

Od Rothen'a de la Pearl

Moje serce zaczęło bić w dopiero rozpoczynającej swoją działalność i pewnie z tego powodu dość małej, nowozelandzkiej stadninie, w rodzinie wierzchowców pochodzących od wielokrotnych czempionów. Spędziłem w niej szczęśliwie pierwsze pół roku życia. Po tym okresie zmarł, prawdopodobnie w wyniku zatrucia, mój ojciec. Jako doskonale rozwijający się źrebak o świetnych genach, miałem go w niedalekiej przyszłości zastąpić w roli jednego z niewielu ogierów rozpłodowych.
Gdy tylko dorosłem na tyle, aby właściciel mógł mnie odłączyć od matki, trafiłem do odosobnionej zagrody, w której miałem spędzić resztę życia jako maszynka do rozrodu. Tak się jednak nie stało, gdyż po niecałym roku tej monotonnej pracy, zaczęło mi się nudzić i postanowiłem uciec. W końcu przez ile można non stop się rozmnażać...? Do tego celu zdecydowałem się wykorzystać osłonę nocy, gdy wszyscy będą już z pewnością głęboko spać i nikt mnie na tym nie przyłapie. 
Kiedy na granatowym niebie zawitały pierwsze gwiazdy,a w oknach domu pogasły światła, zacząłem zataczać kółka po zagrodzie, a gdy osiągnąłem już odpowiednią prędkość, zbliżyłem się do jej krańca i przeskoczyłem na drugą stronę. Jeszcze chyba nigdy się tak nie czułem... Byłem taki rześki i wolny. Właśnie wolny... Jak to słowo dziwnie smakuje w ustach kogoś urodzonego przy ludziach... 
Teraz mogłem już bez problemu ruszyć na poszukiwanie dzikiego stada koni, do którego przyjęliby kogoś takiego jak ja... Tak też uczyniłem, nawet się nie odwracając w stronę miejsca mego dotychczasowego życia.
Po tygodniu od mojej ucieczki przypadkiem do moich uszu doszły słuchy, iż w stadzie o nazwie Mysterious Valley przebywa część mojej rodziny. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem za wskazówkami w jego stronę.
Po paru miesiącach dotarłem do wyściełanej jesiennymi liśćmi, długiej alei i zacząłem nią powoli kroczyć. Nim przeszedłem jednak pięć metrów, moim oczom ukazała się piękna niby jakaś nieziemska istota, siwa klacz o sierści błyszczącej niby najszlachetniejsze klejnoty. Poczułem, że na jej widok moje serce przyśpiesza, a ja sam nie jestem w stanie oderwać od niej spojrzenia. Na całe szczęście to ona zaczęła iść do mnie, a kiedy się zrównaliśmy, zapytała dźwięcznym głosem:
-Kim jesteś i czego tutaj chcesz?
Przez chwilę nie mogłem jakoś znaleźć żadnej odpowiedzi na to, wydawałoby się proste pytanie. Gdy w końcu mi się to udało, odrzekłem z nowozelandzkim akcentem, który nie wiedzieć czemu, zawsze pojawiał się w tego typu chwilach:
-Nazywam się Rothen de la Pearl, ale możesz mi mówić po prostu Rothen. Jak już pewnie się domyśliłaś po moim akcencie, pochodzę z Nowej Zelandii, a przybyłem tu w poszukiwaniu rodziny.

<Heaven? Będziesz tak miła, aby kontynuować?>      


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz