CD Roxette
Nawet nie wiedziałem, że można przez to przejść. Instynktownie bałem się ognia jako koń mający inny żywioł. Pięknie, a ja tutaj siedziałem tyle czasu i prosiłem klacz o wypuszczenie, a mogłem sobie przejść, ot tak zwyczajnie.
- Dobra, to teraz albo zaufam Tobie i w razie kłamstwa zginę, albo będę prosił dalej.
Powiedziałem tak, aby klacz zadała kolejne pytanie. No i mi się udało.
- No to którą z opcji wybierasz?
Zapytała zataczając wokół 'pułapki' wielkie koła.
- Pewnie, że pierwszą.
Uśmiechnąłem się i rozpędziłem z dzikim krzykiem wypadając z pułapki.
- No i co?
Zapytała niby złośliwie Roxette.
- No i zaufałem Ci. No i się na Tobie nie zawiodłem, jak zawsze.
Odpowiedziałem idąc za Roxi. Było coś takiego, przez co ją uwielbiałem. Może poświęcenie, a może szaleństwo. A może cała Roxanne tak na prawdę mi się podobała? Cóż, serce nie sługa.
- Jak zawsze, czyli kiedy?
Powiedziała klacz.
- Czyli gdy mi uświadomiłaś, że nie warto żyć żywiołem i w ogóle dużo dla mnie zrobiłaś. Nie myślałem, że kiedykolwiek powiem to do kogoś, ale coś do Ciebie czuję...
Zarumieniłem się wychodząc z wody.
<Roxette? Allle jaja! Niezły koniec, przyznaj ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz