Słońce powoli wyłaniało się zza chmur rozświetlając okolicę i przeszywając poranną mgłę otulającą trawę jeszcze mokrą od rosy.
Uwielbiałem poranki.
Mało komu chciało się wychodzić z jaskini tak wcześnie...ech, gdyby tylko wiedzieli, jak wiele tracą...
Tuż nad łąką zaczynały krążyć jaskółki.
Drobne, czarne ptaki wprowadziły życie i energie do nowo powstałego, pięknego dnia.
Westchnąłem, całkowicie zauroczony obrazem, jaki miałem przed sobą. Nic nie może się równać z czerwcowymi porankami...
Lekki, ciepły wiatr muskał moją grzywę, oraz wprawiał w ruch delikatne maki i źdźbła trawy na których wciąż jeszcze spoczywały drżące krople rosy.
Spłoszony motyl poderwał się do lotu przelatując tuż nad moim nosem. Nosem, do którego dotarł właśnie pewien niezwykły, przepiękny zapach: róże.
Z rozkoszą wciągnąłem powietrze do płuc i przymknąłem oczy.
Do energicznych jaskółek dołączyły wróble, skowronek, kosy i szpak. Ten ostatni przysiadł na najwyższej, suchej już gałęzi jednej z brzóz i rozpoczął swój koncert. Ach, każdy, kto choćby raz słyszał śpiew szpaka musi się ze mną zgodzić: nie ma nic piękniejszego, nic bardziej kojarzącego się z wiosną niż pieśni tego właśnie ptaka.
To wszystko tworzyło tak wspaniałą całość, idealną harmonię, której - zdawało mi się - nic nie było w stanie zakłócić.
Kiedy ponownie spojrzałem w stronę horyzontu, słońce znajdowało się
znacznie wyżej niż przed paroma chwilami. Na moich oczach rodził się
nowy dzień. Niezwykle piękny dzień...
Poranki są ulotne i kruche, niczym szczęście i radość, choć może dlatego są takie piękne? Krótkie, ulotne chwile zdają się być najpiękniejszymi i najbardziej wyjątkowymi...
- Och, przepraszam, nie zauważyłam cię! - usłyszałem, a słowa te poprzedziło mi nagłe uczucie bólu w okolicach tylnej nogi.
Obejrzałem się i przez chwile trwałem w bezruchu. Lśniącymi oczami lustrowałem zjawisko prawie tak piękne, jak miniony już poranek.
< Ktuś dokończy? [Jako, że piękne zjawisko, to raczej klacz xD] >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz