CD Smile
Szłam starając się, aby moje kopyta nie robiły śladów. Kara klacz, mój śmiertelny wróg, podążała za mną. Gdybym była widzialna wyglądało by to jak jakaś dziwna zabawa źrebaków typu "Rób to, co ja". Ale z żadnej perspektywy nie było to zabawą. Serce tak łomotało mi w piersi, że miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy. Oddychałam ledwo co, byleby nie dać do zrozumienia klaczy, że jestem blisko. Bałam się przyśpieszyć, ona mogła to przecież usłyszeć. Bałam się cokolwiek zrobić, więc tylko szłam. Wydawało mi się, że kara mogłaby tak iść za mną w nieskończoność, aż wreszcie padnę i będzie mogła wyczuć, gdzie tak dokładnie jestem. Głowa bolała mnie od myślenia. Świadomość, że ona jest za mną o krok dodawała mi odwagi do dalszego stawiania nóg. Jedna za drugą, jedna za drugą, aby tylko nie zgubić rytmu, bo mnie dopadnie. A jak mnie dopadnie to już będzie koniec. Na zawsze. Robiło się już ciemno, a my niestrudzenie szłyśmy dalej. Mogłam przyśpieszyć, zatrzymać się, skręcić, cokolwiek, ale nie robiłam tego. Strach pozwalał mi tylko na brnięcie do przodu. Zaburczało mi w brzuchu. Parsknięcie klaczy, jeszcze większy strach.
< Smile?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz