Leżąc na pastwisku i oddając się ciepłemu słońcu, które muskało moją sierść swymi delikatnymi promieniami, rozmarzyłam się. Z zamkniętymi oczyma w świadomym śnie wcieliłam się w mą wykreowaną postać i jak co dzień przeżywałam przygody. Śniąc na jawie zawsze robiłam to samo. Przeżywałam dotkliwy paraliż senny, a potem poddawałam się moim najróżniejszym fantazjom.
Mą sielankę przerwał koń, który zechciał pożywić się akuratnie na moich kilkudziesięciu metrach kwadratowych. Z początku zignorowałam go, przecież tylko skubał soczystą trawę zakłócając mój spokój.
Gdy podszedł zdecydowanie za blisko - i nawet się nie przywitał - wściekłam się.
-Przepraszam, panie koniku, ale próbuję się relaksować, nie widać?!
-Och, przepraszam! Ale z tego co wiem, to pastwisko należy do wszystkich obywateli Mysterious, nieprawdaż? -zakpił ironicznie.
Już chciałam mu tak chamsko odrzucić, by poczuł uderzenie kotletem na twarzy [Wuuut? >.<]
-Słuchaj, panie kolego. Jeżeli jeszcze raz pojawisz się przed moimi chrapami, to gorzko tego pożałujesz! - mówiąc to, obnażyłam zębiska i odchyliłam do tyłu uszy w znak gotowości do ataku.
-Bo co mi zrobisz?
Warknęłam.
Lekko poirytowana odwróciłam się i już całkowicie spokojna ułożyłam się na poprzednim miejscu. Koń wrócił do posiłku. Próbowałam go olać, ale nie dało się. Jak na złość ciamkał i mlaskał przeżuwając resztki traw.
-Czy mógłbyś się zachowywać?!- wybuchnęła. -Czy ciebie mamusia nie uczyła, że to brzydko tak się zachowywać przy jedzeniu do jasnej ch****y? - warknęłam w gniewie.
<Green? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz