CD Qerida
Patrzyłam z uśmiechem na mojego wyjątkowo nieporadnego synka. To szczególne ciepło, którego nie czułam od wielu miesięcy teraz na nowo rozgrzewało moje serce. Śmiało mogłam powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą klaczą na świecie. Pocałowałam Denivera w czoło i wstałam. Qerido spojrzał na mnie pytająco.
-Może pójdzie za mną.-wyjaśniłam.
Uśmiechnął się i również wstał. Najdelikatniej jak tylko było to możliwe trącił małego pyskiem.
-Idź, Deni.-zachęcił go.
Mały sprawiał wrażenie jakby jeszcze nie do końca wiedział co się wokół niego dzieje. Spojrzał na mnie błędnym wzrokiem, zrobił krok tymi swoimi pajęczymi nóżkami i... i już leżał w trawie. Z jego małych, czarnych jak paciorki oczu biło jawne oburzenie.
-Chodź do mamy.-szepnęłam, czując jak do oczu napływają mi łzy.
I przyszedł, aczkolwiek po wielu próbach. Mój mały atleta.
Qerido również wydawał się być wzruszony.
-Odprowadzisz nas do jaskini?-spytałam.
Qerido? Na Denivera jeszcze przyjdzie czas :d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz