poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Green Day`a

CD Kiary

Machnąłem ogonem odganiając grupkę komarów, które w tym roku pojawiły się wyjątkowo wcześnie! I w wyjątkowo dużej ilości...
Jaskinia, którą Havana przydzieliła Kiarze była całkiem duża. Mieściła się na skraju lasu, lub na końcu łąki. Jak kto woli.
Klacz wyprzedziła mnie i radosnym krokiem przekroczyła próg swojego nowego domu.
Uśmiechnąłem się zadziornie w jej kierunku, jednak nie mogła tego widzieć; stała wpatrzona w coś głębie jaskini.
- To ja już pójdę. - powiedziałem i skierowałem się w stronę ścieżki, którą przyszliśmy.
Kiara odpowiedziała coś nie zrozumiałego i zniknęła w ciemności.
W międzyczasie zdążyło się porządnie ściemnić. Spacerowałem ze wzrokiem wbitym w ziemię i rozmyślałem.
Dziwnie szybko dotarłem do Doliny Rozmów, a stamtąd już tylko przysłowiowe parę kroków dzieliło mnie od lasu i polany, na której mieścił się mój dom.
Byłem bardzo wdzięczny Havi za jaskinię, jaką mi przydzieliła. Zapewne zrobiła to nieświadomie, jednak nie mogła lepiej wybrać! Miejsce, w którym mieszkałem było wtulone między dwa, stare drzewa wiśniowe, których rozłożyste gałęzie dawały dużo przyjemnego cienia. Teraz, gdy wiśnie kwitły widok miałem naprawdę nieziemski. Uśmiechnąłem się do siebie i z rozkoszą nabrałem powietrza do płuc. Zapach białych kwiatów okrywających drzewa był wprost upajający.
Wokół ścian jaskini rosła lawenda. Nie mam pojęcia, skąd się tu wzięła, jednak bynajmniej mi to nie przeszkadzało! Chodź jeszcze nie zakwitła, zarówno w ciągu dnia jak i wieczorem kręciły się koło niej spore grupy owadów. Pszczoły zrezygnowały już z "okupowania" rośliny, jednak dużym, opasłym bąkom nie przeszkadzała późna pora. Ich basowe bzyczenie wypełniało ciszę tego miejsca.
Gdzieś pod wiśniami rosły dwa, niewielkie krzaczki. Wydaje mi się, że to jaśminy, jednak jest jeszcze za wcześnie, aby to stwierdzić. Westchnąłem i wszedłem do jaskini.
Na polanę wyszło parę szaraków. Zające - gdy tylko stwierdziły, że jest bezpiecznie - zaczęły się wesoło ganiać i podskakiwać wzwyż.
Trawa pokrywająca polankę również bardzo mi się podobała; zioła, kilka gatunków traw oraz moje ukochane polne kwiaty tworzyły niezwykły obraz nawet teraz, gdy nie wszystko kwitło.
Ponownie westchnąłem i potrząsnąłem głową. Ta wrażliwa, nieco romantyczna część mnie rzadko dawała o sobie znać. Jednak jak można nie wzruszyć się takim widokiem?
****
Brykałem po lesie radośnie rozdając kopniaki na prawo i lewo. Roznosiła mnie energia!
Las Peeves nie był może zbyt lubianym przez konie miejscem, jednak duża ilość powalonych drzew, dołków, górek i innych przeszkód dawała mi teraz idealną okazje do wyszalenia się.
Strzeliłem z dwu rury od tak, dla zabawy, kiedy coś za mną jęknęło żałosne. Zastygłem w bezruchu i powoli obróciłem głowę. No tak...Havana mówiła, że żyje tu sporo demonów, które lubią pozostawać niewidzialne.
Nie mniej nie zamierzałem przerwać spaceru; ucieszyłem się jeszcze bardziej gdy okazało się, że jest z kim walczyć. Jeszcze w starym stadzie walki z innymi ogierami były moją ulubioną rozrywką. Tylko dwóch przeciwników dało radę mnie pokonać.
Oczywiście, kolejny mój ambitny plan zakładał takie zrównanie ich z ziemią, żeby nikt nie miał wątpliwości, kto tu rządzi.
Stanąłem dęba uderzając kopytami w powietrze. Uśmiechnąłem się zadziornie i znów zagalopowałem. Doskonale wiedziałem, że ktoś mnie goni, co dodawało mi pędu.
Przeskoczyłem przez powalony dąb i zatrzymałem się. Coś obok zaśmiało się szyderczo, i po chwili poczułem nagłe uderzenie gorąca na brzuchu.
Dostałem z liścia od demona!
- Ach, więc to tak!? - uśmiechnąłem się łobuzersko sam do siebie, lecz zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, do moich uszu dotarło rozrywające powietrze, długie wycie.
Moi przeciwnicy zniknęli.
Tupnąłem nogą i zarżałem cicho na znak, że nie zamierzam uciekać. Stworzenie, które wypłoszyło demony nie kazało długo na siebie czekać. Suche, zżółknięte liście leszczyny zaszeleściły i wyłoniło się z nich doskonale znane mi zwierzę.
Pierwsze, co rzuciło mi się o czy to potężne, silne łapy i rudo-szara sierść. Wilk, który stał na przeciwko mierzył mnie wzrokiem dużymi, połyskującymi oczami.
Potrząsnąłem głową tak, by grzywka zakrywająca mi oczy odsłoniła je i również wbiłem wzrok w oczy drapieżnika. Żaden z nas nie miał zamiaru atakować. Z wilkami łączyła mnie pewna niezwykła więź, mająca związek jeszcze z poprzednim stadem.
Zwierzę otworzyło pysk i wysunęło język w dość specyficznym, wilczym uśmiechu. Odsunąłem się na bok dając mu możliwość przejścia. Drapieżnik lekko skinął głową i zerwał się do biegu. Mogłem kontynuować..."trening"?
****
Kiarę spotkałem całkiem przypadkiem, przy wodopoju. Klacz podbiegła do mnie z szerokim uśmiechem i ostrożnie wtuliła się w moją szyję.
Przywykłem do tego gestu, chodź dość dawno go nie doświadczyłem. To również jedna z tych rzeczy, których mi brakowało podczas wędrówki.
Nie trwało to jednak długo; Kiara cofnęła się i zaczęła mówić:

< Kiara? >

3 komentarze:

  1. Czy ten super ogier nie szuka przypadkiem partnerki????

    OdpowiedzUsuń
  2. Aham... czuję się jak na portalu e-darling

    ~Poirytowana Groszkowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co zastanawiam sie czy dołączyć i jakby Green Day szukał partnerki to dolączylabym klaczą -_-

      Usuń