C.D Qerida
Szliśmy w dobrze znanym mi kierunku, chociaż mi się tak tylko zdawało. O dziwo się nie pomyliłam, była to łąka pragnień. Wszystko wydawało się żywsze i piękniejsze jednocześnie. Uśmiech pojawił się na moich chrapach, ten prawdziwy uśmiech, a nie ten, który używam od kilku tygodni, a może i nawet miesięcy. Qerido widocznie to zauważył i schylił głowę po jeden kwiat, i go zerwał. Wpiął mi go za ucho i posłał mi szeroki uśmiech.
- Dziękuję. - szepnęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę, czując jak rumieńce pojawiają się na moich policzkach. Niby ich nie widzieć aż tak, ponieważ mam ciemną maść. Jednak są lekkie przejawy tego.
Qerido zrobił tak, iż znowu zostałam zmuszona do patrzenia w jego piękne, ciemne oczy.
- Rossa... - zaczął.
Patrzyłam na niego pytająco.
- Cieszę się, że wreszcie się tak uśmiechasz, tak szczerze. - powiedział.
Przytaknęłam głową. Pocałowałam go delikatnie w chrapy, po czym się odsunęłam od niego.
- Dziękuję, za wszystko. - szepnęłam.
< Qeriś? Już w domku : ( >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz