Po długim, mogłoby się wydawać, że bezcelowym galopie w końcu mogłem przyznać, że jestem na miejscu. Zatrzymałem się i wyjrzałem zza dużego drzewa. Przedemną rozciągała się soczyście zielona polana owiana delikatną mgłą. Wokół kilka koni spędzało swój wolny czas. Niektóre się pasły, inne wylegiwały, albo szybowały nad… Zaraz, co?!
Jakaś siwa klacz wyraźnie zadowolona latała sobie 2 metry nad ziemią... Niedaleko mały, srokaty źrebak wesoło bawił się płomieniem.
O matko, czyli to prawda... W tym stadzie naprawdę są tacy jak ja. Z radości już chciałem wbiec tam jak ostatni idiota, ale coś sobie przypomniałem. Jak ja muszę w tej chwili wyglądać? Kąpiel w jeziorze, galop przez piaski, potem mała "sprzeczka" z pumą... Otrzepałem się porządnie. No dobra, nie będę przecież stał do wieczora za tym głupim drzewem. Trzeba coś zrobić. "Ok, po prostu pójdę tam, przedstawię się, i poproszę kogoś, żeby mnie oprowadził - nic trudnego" - pomyślałem. Z podekscytowania zaczęły pojawiać się koło mnie małe iskierki. Parsknąłem.Uniosłem łeb do góry i pewnym krokiem ruszyłem przed siebie. Niedaleko zauważyłem całkiem ładną klacz, która wyglądała na lekko znudzoną. Podkłusowałem do niej.
- Hej, przepraszam, że ci przeszkadzam. Czy trafiłem do stada Mysterious Valley? - zapytałem
Jakaś klacz? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz