Cały mokry szedłem ramie w ramie z Tayarem, który od czasu wyjścia ze stajni nie odezwał się ani słowem. Zawsze tak robił. Niby nie był obrażony, a jednak nie chciał z nami gadać.
Ikalet szedł parę kroków przed nami. Chodź myślę, że nie powinien nas prowadzić, w obecnej sytuacji dobrze zrobił. Całkiem niedawno - tradycyjnie przez niego - zaliczyliśmy kąpiel w mało przyjemnym, bagnistym jeziorku.
- Tayuś...wodorost ci zwisa...- wtrąciłem najdelikatniej, jak umiałem.
Mój gniady brat spiorunował mnie wzorkiem, lecz potrząsnął głową aby pozbyć się rośliny.
Wysunąłem się trochę na przód zrównując z Ikaletem.
- Jak długo zamierzasz tak iść? - w przeciwieństwie do Tayara nie umiałem długo być zły. Poza tym uznałem, że lepiej dla nas wszystkich będzie, jeśli ktoś wreszcie porozmawia z Ikaletem.
Brat obrzucił mnie wdzięcznym spojrzeniem.
- Wiesz...ostatnio idąc przed siebie dotarliśmy do ludzi, więc może...- zaczął.
- Wiesz, ostatnio idąc przed siebie dotarliśmy do bagien, płonącego lasu, ludzi, watahy wilków...mam wymieniać dalej? - wtrąciłem.
Ikalet parsknął i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Gdybyś był tak sceptycznie nastawiony do świata, do tej pory siedzielibyśmy zamknięci w boksach - mruknął.
Stanąłem pozwalając się wyprzedzić.
Rozejrzałem się po polanie, którą właśnie przemierzaliśmy. Uwielbiałem to robić. Tym bardziej, że w miejscu, w którym właśni byliśmy było na co popatrzeć!
Mój wzrok zatrzymał się na kwitnących kwiatach bzu. Biało - fioletowe kiście wydzielały niesamowicie piękny zapach. Westchnąłem rozmarzony i zapewne wpatrywałbym się w te cudowne drzewko, gdyby nie Tayar.
< Tayarku, co zrobiłeś? :< >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz