CD H. Havany
Szamani, szamani...znałem ich imiona, a także kilku z widzenia. Kiedy dotarłem do stada, w oczy rzuciła mi się kara klacz stojąca w cieniu młodej brzozy.
Zwolniłem kroku i niespiesznie zbliżyłem się do szamanki. Jeśli dobrze pamiętam, nazywa się Timeraire.
Skłoniłem się lekko, lecz ten gest spotkał się z niewiele rozumiejącym wzrokiem klaczy.
- Proszę wybaczyć, że przeszkadzam...- zacząłem sztucznym, oficjalnym tonem - przynoszę rozkaz od Havany.
Streściwszy szamance polecenie alfy wskazałem jej kierunek, w którym mieliśmy się udać.
***
- Insorto! - zawołała Havana.
Spojrzałem w stronę, z której dochodził jej głos. Zdawał się być przytłumiony, jakby nazbyt ostrożny.
Siwa klacz wynurzyła się z gąszczów borówkowych krzaków i zmierzyła wzrokiem moją karą towarzyszkę.
- Wzywałaś mnie, Havano - mruknęła Timeraire.
Alfa kiwnęła głową i wskazała na stary jesion. Dopiero teraz zauważyłem, że drzewo jest martwe. Jego liście zwisały bezwładnie z obeschłych gałęzi chylących się ku dołowi.
Klacze wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, po czym szamanka podeszła do wielkiej rośliny uważnie lustrując je wzrokiem.
Skuliłem uszy i machnąłem ogonem, co najwyraźniej nie uszło uwadze Havany. Nic jednak nie mówiła. Kiedy spostrzegła, że widzę jak mi się przygląda odwróciła wzrok i zbliżyła się do jesionu. Ja natomiast wciąż stałem spokojnie czekając na rozwój wydarzeń.
< Havanko?>
Kwak, jak tak zdoopiam opowiadania od Insorto to już coś bars nie tak o.O
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz