Poczułam wbijającą się w moją pierś końską głowę, która jakby nigdy nic rąbnęła we mnie jak głaz.
-Ślepa?! -wykrzyknęłam.
-Ja.. ja prze...przepraszam! -zaczęła się jąkać.
-ŚLEPA!? -warknęłam tak donośnie jak tylko potrafiłam.
-Nie... -odpowiedziała kasztanowata klacz kuląc się.
-A może jednak zamówić ci wizytę u okulisty, moja droga?
-Nie potrzebuję. -powiedziała i przewróciła oczyma.
Tupnęłam nogą, a ta lekko się spłoszyła, położyła po sobie uszy i odwróciła ode mnie głowę w geście uległości.
Wypięłam dumnie pierś i podniosłam wysoko głowę. Otarłam z brudu okalanego łba moją nieskazitelną sierść po czym powiedziałam pełna dumy:
-Pozwól, że pójdę. Żegnam.
-Bywaj... -powiedziała skruszonym głosem.
Ruszyłam wolnym, ociężałym kłusem przed siebie. Zaraz wyprzedziła mnie samica, z którą wcześniej wymieniłam kilka słów.
-Widzę, że my w tym samym kierunku... -rzekłam z przymrużonymi oczami.
<Rox? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz