CD Roxette
Westchnąłem. Roxanne miała rację. I to jaką. Ale jeśli ona na prawdę to zrobi to ja...stracę i ciało i jedyną osobę w życiu, która chce mnie ratować.
- To moje przeznaczenie, ale...
Zamknąłem oczy i z trudem powstrzymałem się od łez.
- Ale co?
Zapytała klacz ciepłym tonem głosu.
- Nie zależy mi na mnie, a jak ja umrę to ty też skoczysz, sama mówiłaś. Chcę tego darować...tym razem i sobie i Tobie. Nie wiem jak Ci dziękować.
Spojrzałem w piękne oczy klaczy. Byłem jej wdzięczny.
- Możesz tylko czasem się hamować i nie wierzyć w jakieś przeznaczenia.
Powiedziała już spokojniejszym głosem.
- Żaden koń śmierci...
Nie zdążyłem dokończyć.
- Ale ty możesz być inny. To nie żywioł Tobą włada, tylko ty.
Te słowa uspokoiły mnie bardzo i już nie wiedziałem, czy będę używał żywiołu.
- Tak. To prawda. I od teraz będę się mu sprzeciwiał.
Podniosłem głowę i zacisnąłem zęby. Spojrzałem w górę. Parsknąłem na niebo, w którym tylko ja widziałem różne duchy zmarłych.
- Więc rób to co chcesz. A chcesz się mu sprzeciwiać.
Wtórowała mi jeszcze klacz. Nagle stało się coś dziwnego. Wewnątrz mnie coś zaczęło się 'gotować'.
- Och, nie mam pojęcia jak Ci dziękować!
Przytuliłem znienacka klacz. Zaczerwieniłem się i odskoczyłem.
- Przepraszam, tak jakoś wyszło...
Byłem zawstydzony, nie znałem jej reakcji.
<Roxette?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz