C.D Qerida
Szliśmy przed siebie, Qerido nie miał chyba pomysłu gdzie byśmy mogli pójść. No cóż. Ja też w sumie nie miałam zielonego pojęcia, gdzie byśmy mogli pójść. Westchnęłam cicho.
- Rossa… - zaczął ogier.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, jednak ten zamilkł jak grób. Pokręciłam głową i przyśpieszyłam kroku. Nie wiem czemu, ale byłam zmęczona i to strasznie. Wyczekiwanie na niego się dłużyło, a teraz spacer bez celu to ja usnę kiedyś. No, ale cii… Jestem zmęczona, ale nie mogę mu tego pokazać, bo od razu nakaże mi wrócić do jaskini i może mnie przypilnuje, żebym spała. Jeju, jest słodki. Ale jego troskliwość mnie czasem wnerwia, ale nie umiem się na niego gniewać.
- Moglibyśmy iść nad Wdowie wzgórze? – spytałam.
- Czemu akurat tam? – dopytał się.
- Nie pamiętam abym tam kiedykolwiek była, a chce zobaczyć jak tam jest. Prooszę. – zrobiłam słodkie oczka.
- Ugh… No dobrze. – powiedział.
Pocałowałam go w policzek i pogalopowałam w tamtejsze strony.
***
Biegłam nie czekając na ogiera, trochę się rozpędziłam. Nie wyhamowałam na zakręcie i było duże bum z drzewem, ale jakoś się ogarnęłam dość szybko. Qerido przybiegł od razu, jakby wiedział, że coś się stało aby gdzieś dalej ode mnie, ale nic nie mówię. Od razu zadawał mi setkę pytań typu „Jak się czujesz?” , „Nic Ci nie jest?” , „Ale na pewno dobrze się czujesz?” i tak dalej i tak dalej… Bym tego mogła wymieniać hu hu… Ale to słodkie i miłe z jego strony, gdy tak się o mnie martwi.
- Idziemy dalej? – spytałam.
Qerido?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz