Dzisiejszy dzień zaczął się jak każdy inny. Szybko wstałam gdy się obudziłam i poszłam najeść się do syta. Później szybka kąpiel i kilka łyków wody. Ale zważając na to, że do pracy dziś nie muszę iść, bo teraz działają wojownicy postanowiłam przedłużyć przyjemności. Woda...jakże ją uwielbiam! To żywioł mojej przybranej siostry Amber. Ale mój w ogóle nie łączy się z żadnym, do niczego nie jest podobny. Nagle usłyszałam czyjeś kroki i jakieś głosy. Echo za moją mocą stało się bardziej słyszalne. Konie zdziwiły się najwyraźniej, bo umilkły. Zauważyłam trójkę ogierów. Zlekceważyli mnie, ale widzieli co zrobiłam. Przechadzałam się w wodzie jakby nigdy nic również na nich nie zważając.
- Ale dziś gorąco...
Jęknął jeden z nich idąc dalej. Wyszłam z wody. Popatrzyłam na nich i tupnęłam. Nagle rozległa się nad nimi smuga cienia. Przez chwilę przystanęli, ale ja przeskoczyłam już przez wodę i pobiegłam. Ale gdzie? Tego nie wiedziałam nawet ja. Zauważyłam, że jestem coraz bardziej cicha, małomówna i tym samym jakby wredna. Cóż, zmiany to zmiany. Zachodzą w nawet najpoczciwszej duszy. Zmieniłam się w cień w nadziei, że nikt mnie nie zobaczy i nie przyczepi się do mnie. Weszłam do tej samej wody, co poprzednio. Moim nieszczęściem zleciało się wokół mnie jeszcze więcej osób, aby zobaczyć kim jestem. Niektóre konie krzyczały, nie zniosłam tego.
- CISZA! TO JA, FLOWER DESERT. NIE JESTEM WROGIEM, JAK WIDZICIE.
Przemieniłam się w moją osobę. Wszyscy zaczęli rozchodzić się. Zrobiło mi się jakoś tak ciężej na sercu.
- Przepraszam. Nie lubię kiedy jest głośno.
Powiedziałam na koniec. Pobiegłam do swojej jaskini. Przesiedziałam tam do wieczora. Nagle usłyszałam jakby pukanie.
- Ryan, nie mam humoru...
Podeszłam do wejścia jaskini i zauważyłam tą samą trójkę koni, co po południu. Wiedziałam o co chodzi. Tupnęłam drugim kopytem i cień nad nimi zniknął.
- Tak w ogóle...jesteś Flower Desert? Słyszeliśmy...
Zaczął jeden cichym głosem.
- Tak, to ja. Dawno nikt się mnie o to nie pytał, obchodzę tylko Ryana i Amber.
Odeszłam w głąb jaskini. Z grzeczności mogłabym poznać ich imiona. Ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić do jaskini wszedł jeden...siwy.
- Właśnie. A jak Was zwą?
Zapytałam.
- Jestem Merkucjo, tamten to Ikalet, a ten Tayar. Jesteśmy braćmi.
Powiedział siwek. Popatrzyłam na rudego Ikaleta i ciemno gniadego Tayara.
- Och, wy jesteście braćmi, a ja muszę załatwiać przyszywane siostry... wejdźcie proszę. Samotność mi doskwiera...
<Merkucjo? Ikalet? Tayar? Dokończ ktoś.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz