Upał niemiłosiernie dawał się we znaki, dosłownie plując żarem z nieba. Powietrze było gęste i wręcz zalegało w płucach, co bynajmniej nie było przyjemnym uczuciem. Stałam przy brzegu Smoczego Oka, patrząc w lustro jeziora dosyć niemrawym wzrokiem. Zrobiłam jeszcze kilka kroków, wzdrygając się lekko, gdy zimna woda przyjemnie oblewała mi kopyta i pęciny, wokół których odważnie przepływały ławice małych rybek. Kopnęłam w wodę raz, potem drugi i kolejny. Lubiłam patrzeć, jak woda, pomimo chwilowego rozbryzgu, nadal pozostawała gładka jak lustro, nie rysując na powierzchni żadnych kręgów. Drzewa lekko szumiały na wietrze, co tylko dopełniało sielanki. Nie wiedzieć czemu, mimo wszystko nie potrafiłam się zdobyć na uśmiech. Coś zalegało w moim sercu niczym drzazga, nie dając spokoju. Nie znosiłam tego uczucia. Niepotrzebnie burzyło spokój, potrafiło zniszczyć najbardziej wyjątkowe chwile, bezlitośnie odbierając im urok.
Z każdą chwilą moja irytacja rosła. Z powodu przygnębienia? Ile czasu można się użalać nad sobą? Czas wydorośleć i wziąć się za siebie, Nevada.
Z zamyślenia wyrwał mnie cichy szelest i już w tym momencie wiedziałam, że nie jestem sama.
Imitując pewność siebie, odwróciłam się.
Ktoś coś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz