Z dnia na dzień rosłem jak na drożdżach pod czujnym okiem Tamizy i
Jack'a. Pokochałem ich jak prawdziwych rodziców, których w gruncie
rzeczy prawie nie miałem. Uwielbiałem zabawy z przybraną siostrą, Rossą.
Wydawała się być takim jak ja, wiecznym źrebięciem pełnym energii.
Jednak w końcu wyrosłem nie do poznania. Wprawdzie sierść nadal mieniła
się miedzią w słońcu, jednak byłem wysoki i już nie taki chudy, jaki tu
dotarłem. Urosłem zdrowo, na dosyć poważnego konia, ale pełnego energii w
gruncie rzeczy.
Przechadzałem się w poszukiwaniu kogoś z kim mógłbym spędzić swój wolny
czas. Gdy ujrzałem znaną mi sylwetkę klaczy, aż podskoczyłem z radości.
Wprawdzie nie była to Rossa, której szukałem lecz Tamiza. Dotąd nie za
bardzo wiem jak się do niej zwracać. Mamo? Tak mi jakoś dziwnie. Zawsze
zwracam się do niej Tamizo.
-Cześć Tamizo! - zawołałem tonem pełnym radości.
Tamiza? Nie mam za bardzo pomysłu na opowiadanie, ale chciałam do Ciebie napisać ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz