Przechadzałam się właśnie po terenach. Zmierzałam do ulubionego miejsca,
jakim była Zdradliwa Przystań. Ilekroć chciałam pójść na spacer szłam
właśnie w jej kierunku. Wdychałam głęboko powietrze. Było wilgotne,
ponieważ nie tak dawno padał deszcz. Przedziwna ta pogoda, jest wiosna, a
tutaj ciągłe ulewy... Znudziło mi się samotne wędrowanie, więc
zawołałam jakieś zwierzę do towarzystwa. Ku mojemu rozradowaniu po
chwili pojawił się zając, którego ostatnio bardzo polubiłam. Ruszał
wesoło pyszczkiem, jakby przed chwilą coś zajadał.
-Witam przyjacielu-uśmiechnęłam się szeroko-Zechciałbyś mi potowarzyszyć? Idę w stronę Zdradliwej Przystani.
Zając w odpowiedzi doskoczył do mnie w paru susach i wyprzedził.
Zachichotałam. Zawsze śmieszyły mnie jego długie uszy. Nie minęło pięć
minut, kiedy w oddali dostrzegłam smukłą sylwetkę. Przypatrzyłam się
dokładnie. Super. Ktoś ze stada. Dokłusowałam do konia, aby przypadkiem
mi nie uciekł. Ale chyba nie miał takiego zamiaru. Dostrzegł mnie i
spokojnie poczekał.
-Cześć, jestem Souffle-przedstawił się.
-Młody Beta?-popatrzyłam nań z niedowierzaniem. Pokiwał łbem.
-A tobie jak na imię?-zapytał.
-Jestem Coelsho. Córka Mocci.
-A...?-zaczął, ale mu ucięłam.
-Nie. Tylko Mocci.
Souffle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz