Wstałam dzisiaj rano acz nie chętnie. Poszłam na spacer po nowym
stadzie. Jen mnie oprowadziła po stadzie za co jestem jej bardzo
wdzięczna. Mówiła mi o Księciu i źrebakach żal mi jej. Ech ten mój
bracki... Tata ciesze sie że jest szczęśliwy. Ale co z mamą...? Żyje ? A
może nie? Nie dowiem sie już. Szłam przed siebie i spotkałam tatę.
Spojrzał na mnie.
- Cześć tato - rzekłam
- Rossa ? To ty żyjesz? - zapyt z niedowierzaniem
- Tak
Podniosłam łeb do góry zamiast spojrzeć ojcu w oczy dojrzałam ogiera.
Tego któremu zaufałam którego pokochałam ponad wszystko. On wrócił!
Ojciec mi sie przyglądał.
- Ross żyjesz ?- zapytał
Spojrzałam na tatę ominęłam go cwałem ruszyłam przed siebie czułam że
mój ojciec na mnie patrzy. Miałam wszystko gdzieś. Liczył sie tylko
Qerido. Podbiegłam do niego jak najszybciej. Nie myślałam że tak sie
zachowam.
- Rossa? -:zapytał
- Tak ?
- Ty tu należysz?
- Oczywiście - odparłam
Uśmiechnął się do mnie. Ja odwzajemniłam ten uśmiech. W sumie dzięki niemu zaczęłam sie uśmiechać.
(Qerido?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz