CD Havany
Gdy tylko zobaczyłem, że ogier mnie ominął i poszedł do Havany, chciałem natychmiast za nim pobiec, jednak zatrzymał mnie Jack.
-Poczekaj, na razie przecież nic się nie dzieje, daj im pogadać. Może muszą sobie coś wyjaśnić.-powiedział, zagradzając mi drogę -Przecież tam jest Tamiza, przy niej nic jej nie zrobi...
Przez chwilę byłem skłonny przyznać mu rację, dopóki nie zobaczyłem wyrazu oburzenia na pysku Havany. Wtedy puściły mi wszelkie hamulce i nawet Jack nie zdołał mnie zatrzymać. Pogalopowałem do ogiera, a kiedy byłem już przy nim, stanąłem dęba i grzmotnąłem go kopytami w bok. Upadł.
-Dęblin!-krzyknęła moja partnerka. Była wyraźnie przerażona. Ogier leżał na ziemi, dysząc ciężko. Zapewne nie skończyłoby się na jednym ciosie, gdyby nie Jack, który wyrósł jakby z podziemi i odciągnął mnie na bok.
-Mówiłem, żebyś się do niej nie zbliżał!-wrzasnąłem w stronę ogiera.
Mystic?
piątek, 31 stycznia 2014
Od Nevady
CD Qerida
-Nie wiem, Qerido... Nie mam na to siły...-odparłam, przełykając łzy.
-Fizycznej, czy psychicznej?-spytał, przestępując z nogi na nogę.
-Psychicznej...-odparłam po krótkiej chwili milczenia.
-Czyli pół biedy, gorzej byłoby z fizyczną. A więc wstajemy i bez wymówek!-trącił mnie pyskiem.
Pokręciłam głową.
-Ja naprawdę...-zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć, gdyż poczułam solidnego kopa -Au! Za co?!
-Mówiłem, że bez wymówek!-zawołał rozbawiony -Chodź, chyba, że chcesz się narazić na utratę i sił fizycznych.
Niechętnie dźwignęłam się na nogi, niemniej jednak czułam falę wdzięczności wobec Qerida, za to, że był teraz ze mną i nie uciekł... Nie stchórzył.
Qerido?
-Nie wiem, Qerido... Nie mam na to siły...-odparłam, przełykając łzy.
-Fizycznej, czy psychicznej?-spytał, przestępując z nogi na nogę.
-Psychicznej...-odparłam po krótkiej chwili milczenia.
-Czyli pół biedy, gorzej byłoby z fizyczną. A więc wstajemy i bez wymówek!-trącił mnie pyskiem.
Pokręciłam głową.
-Ja naprawdę...-zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć, gdyż poczułam solidnego kopa -Au! Za co?!
-Mówiłem, że bez wymówek!-zawołał rozbawiony -Chodź, chyba, że chcesz się narazić na utratę i sił fizycznych.
Niechętnie dźwignęłam się na nogi, niemniej jednak czułam falę wdzięczności wobec Qerida, za to, że był teraz ze mną i nie uciekł... Nie stchórzył.
Qerido?
Od Vito de Rain
CD Mocci
Trochę zdezorientowało mnie jej zakłopotanie. Co to może oznaczać?? Może... może ona nie odwzajemnia tego, co czuję wobec niej ja?.. Nie potrafiłem rozszyfrować jej milczenia, ani też samemu się odezwać. Serce podjechało mi do gardła, całkowicie blokując słowa, które miałem zamiar wypowiedzieć. Moja odwaga mordercy nagle gdzieś się zawieruszyła, po raz kolejny pozostawiając małego, bezbronnego źrebaka w ciele dorosłego ogiera. W pewnym momencie Mocca podniosła wzrok i to on zadecydował o wszystkim. Nie mogłem stchórzyć, nie teraz, kiedy ona i tak dowiedziała się już o wszystkim. Teraz nie ma odwrotu. Znów spuściła głowę, jednak zaraz podniosłem ją swoim pyskiem i zbliżyłem swoje usta do jej. Początkowo chyba próbowała się cofnąć, jednak nie pozwoliłem jej na to i po chwili poddała się. Całowałem ją aż do utraty tchu, a po wszystkim spojrzałem w jej piękne oczy... Już wiedziałem. Kocham ją i tylko ją. Najmocniej, najszczerzej i najgoręcej.
-Mocca...-zacząłem, wpatrując się w nią intensywnie, by nie próbowała uciec gdzieś wzrokiem -Kocham cię i nic tego nie zmieni, jesteś dla mnie wszystkim. Bez ciebie nie daję sobie rady, wtedy wszystko zamienia się w nic. Mam tylko ciebie i tylko ty jesteś mi potrzebna do szczęścia. Kocham cię Mocca, naprawdę cię kocham...
Mocca? A mi został tylko tydzień ;_;
Trochę zdezorientowało mnie jej zakłopotanie. Co to może oznaczać?? Może... może ona nie odwzajemnia tego, co czuję wobec niej ja?.. Nie potrafiłem rozszyfrować jej milczenia, ani też samemu się odezwać. Serce podjechało mi do gardła, całkowicie blokując słowa, które miałem zamiar wypowiedzieć. Moja odwaga mordercy nagle gdzieś się zawieruszyła, po raz kolejny pozostawiając małego, bezbronnego źrebaka w ciele dorosłego ogiera. W pewnym momencie Mocca podniosła wzrok i to on zadecydował o wszystkim. Nie mogłem stchórzyć, nie teraz, kiedy ona i tak dowiedziała się już o wszystkim. Teraz nie ma odwrotu. Znów spuściła głowę, jednak zaraz podniosłem ją swoim pyskiem i zbliżyłem swoje usta do jej. Początkowo chyba próbowała się cofnąć, jednak nie pozwoliłem jej na to i po chwili poddała się. Całowałem ją aż do utraty tchu, a po wszystkim spojrzałem w jej piękne oczy... Już wiedziałem. Kocham ją i tylko ją. Najmocniej, najszczerzej i najgoręcej.
-Mocca...-zacząłem, wpatrując się w nią intensywnie, by nie próbowała uciec gdzieś wzrokiem -Kocham cię i nic tego nie zmieni, jesteś dla mnie wszystkim. Bez ciebie nie daję sobie rady, wtedy wszystko zamienia się w nic. Mam tylko ciebie i tylko ty jesteś mi potrzebna do szczęścia. Kocham cię Mocca, naprawdę cię kocham...
Mocca? A mi został tylko tydzień ;_;
Od Pride
CD opowiadania Vito de Rain
- A ja mam nawet lepszy pomysł - oczy mi zabłyszczały, gdy sobie przypomniałam nasze codzienne treningi - Biegi Kąciki jego ust podniosły się wysoko do góry. Ja również się uśmiechnęłam, zadowolona - Jasne, to nawet lepszy pomysł - zgodził się - Bo się zarumienię - zaśmiałam się lekko - Tylko... - Tylko? - Mogłabym najpierw coś... przekąsić? - spytałam nieco zmieszana - Bo wiesz... - Wiem, wiem - przytulił mnie przyjacielsko - Chodźmy... gdzie chcesz iść? Spuściłam wzrok - Właściwie... to ja jeszcze nie widziałam terenów - wyjaśniłam (Vito? o 3, w sobotę *_* XD) |
||
Od Mocci
CD Vito de Rain
Biegłam przed siebie. Wiatr i śnieg targały moją grzywę. Nie zauważyłam wystającego konaru drzewa. Przekoziołkowałam przez niego i wpadłam do rowu. Leżałam tam trochę. Dobiegł mnie niewyraźny głos, ale... byłam pewna. Vito mówił... Nie, nie, nie. Przesłyszałam się. Umysł płata mi już figle z zimna. Ale nie chciało mi się ruszać z tego miejsca. Kiedy jest wiosna musi tu być cudownie. Błękitne niebo i jasnozielone liście powiewające delikatnie na wietrze. Zdecydowanie marzę o wiośnie. Całkiem tu wygodnie. Kopuła z korzeni tworzy okrycie przed spadającym śniegiem.Widać stąd duży kawałek lasu. Chyba tam zasnęłam. Obudzilam się jakiś czas później i krzyknęłam. Za chwilę jednak się uspokoiłam. Czarne oczy wpatrujące się we mnie z ciekawością należały do Vita. I wtedy znów poczulam niepokoj. Przypomniałam sobie, co wczoraj słyszałam. Wstałam powoli i spojrzałam nieśmialo na ogiera.
-Vito, czy ty wczoraj krzyczałeś, że... Że mnie kochasz?-spuściłam glowę i patrzylam się uparcie w przednie kopyta.
Pewnie brzmiałam idiotycznie.
Vito? Ferie mi się zaczęły ^^
Biegłam przed siebie. Wiatr i śnieg targały moją grzywę. Nie zauważyłam wystającego konaru drzewa. Przekoziołkowałam przez niego i wpadłam do rowu. Leżałam tam trochę. Dobiegł mnie niewyraźny głos, ale... byłam pewna. Vito mówił... Nie, nie, nie. Przesłyszałam się. Umysł płata mi już figle z zimna. Ale nie chciało mi się ruszać z tego miejsca. Kiedy jest wiosna musi tu być cudownie. Błękitne niebo i jasnozielone liście powiewające delikatnie na wietrze. Zdecydowanie marzę o wiośnie. Całkiem tu wygodnie. Kopuła z korzeni tworzy okrycie przed spadającym śniegiem.Widać stąd duży kawałek lasu. Chyba tam zasnęłam. Obudzilam się jakiś czas później i krzyknęłam. Za chwilę jednak się uspokoiłam. Czarne oczy wpatrujące się we mnie z ciekawością należały do Vita. I wtedy znów poczulam niepokoj. Przypomniałam sobie, co wczoraj słyszałam. Wstałam powoli i spojrzałam nieśmialo na ogiera.
-Vito, czy ty wczoraj krzyczałeś, że... Że mnie kochasz?-spuściłam glowę i patrzylam się uparcie w przednie kopyta.
Pewnie brzmiałam idiotycznie.
Vito? Ferie mi się zaczęły ^^
Od Qerida
CD historii Nevady
Spojrzałem na klacz. W głębi serca ucieszyłem się, że ją widzę.
-Cześć uśmiechnąłem się wesoło- Cop tutaj robisz?
-Pewnie to samo co ty- odpowiedziała
-Widziałem ciebie, lecz myślałem, że to inna klacz- wpatrzyłem się jeszcze raz w sylwetkę Nev.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie trochę jakby przygnębiona.
-Coś się stało?- spytałem
-N... nie, nic- odpowiedziała i odwróciła wzrok.
Uśmiechnąłem się tajemniczo. Nienawidzę jak ktoś jest smutny.
-Wiesz czego nie lubię?- spytałem, patrząc w bok.
-Nie
-To ci powiem. Nie cierpię gdy ktoś chodzi smętny i ponury, nie uśmiechając się. A ty taka teraz jesteś. Mi nie wmówisz, że nic nie jest. A wiesz na co mam teraz ochotę? Na porządny galop. Tam prosto. Gdzie wieje wiatr. Gdy galopuję wszystkie problemy na chwile znikając- rzekłem, patrząc nadal w dal.
-Mogę panience zaproponować galop?- uśmiechnąłem się szarmancko, kłaniając się lekko.
Spojrzałem na klacz. W głębi serca ucieszyłem się, że ją widzę.
-Cześć uśmiechnąłem się wesoło- Cop tutaj robisz?
-Pewnie to samo co ty- odpowiedziała
-Widziałem ciebie, lecz myślałem, że to inna klacz- wpatrzyłem się jeszcze raz w sylwetkę Nev.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie trochę jakby przygnębiona.
-Coś się stało?- spytałem
-N... nie, nic- odpowiedziała i odwróciła wzrok.
Uśmiechnąłem się tajemniczo. Nienawidzę jak ktoś jest smutny.
-Wiesz czego nie lubię?- spytałem, patrząc w bok.
-Nie
-To ci powiem. Nie cierpię gdy ktoś chodzi smętny i ponury, nie uśmiechając się. A ty taka teraz jesteś. Mi nie wmówisz, że nic nie jest. A wiesz na co mam teraz ochotę? Na porządny galop. Tam prosto. Gdzie wieje wiatr. Gdy galopuję wszystkie problemy na chwile znikając- rzekłem, patrząc nadal w dal.
-Mogę panience zaproponować galop?- uśmiechnąłem się szarmancko, kłaniając się lekko.
<Nevada?>
Od Qerida
CD historii Rossy
Spojrzałem na nią dziwnie. To zabolało. To jak się odezwała. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
-Rossa... nie wiem co ci powiedzieć,
ale ja nie będę cię prosił na kolanach. To bolało- ostatnie
zdanie powiedziałem wręcz szeptem.
Czułem jak do oczu napływają mi łzy. Nie chciałem tracić przyjaźni. Jednak ona...
Spuściłem głowę. Nie miałem siły. Po policzku spłynęła łza. Wytarłem ją szybko.
-Nie wiem co w ciebie wstąpiło. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi...- zaciąłem.
Odwróciłem się. Kolejna łza spłynęła z oka, zatapiając się w śnieg. Wiatr powiał zimno. Wyczytał wszystko. Wziąłem głęboki oddech. W pewnej chwili nie chciało mi się żyć, chciałem być gdzieś gdzie mógłbym spokojnie galopować przez łąkę i nie mieć problemów. Podniosłem głowę i spojrzałem na chmury.
-Czemu tak nie może być!? Czemu!?- krzyknąłem na głos.
Teraz dopiero łzy rozpływały się na mojej sierści. Pokręciłem głową, jakbym zaprzeczał.
Spojrzałem na nią dziwnie. To zabolało. To jak się odezwała. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
Czułem jak do oczu napływają mi łzy. Nie chciałem tracić przyjaźni. Jednak ona...
Spuściłem głowę. Nie miałem siły. Po policzku spłynęła łza. Wytarłem ją szybko.
-Nie wiem co w ciebie wstąpiło. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi...- zaciąłem.
Odwróciłem się. Kolejna łza spłynęła z oka, zatapiając się w śnieg. Wiatr powiał zimno. Wyczytał wszystko. Wziąłem głęboki oddech. W pewnej chwili nie chciało mi się żyć, chciałem być gdzieś gdzie mógłbym spokojnie galopować przez łąkę i nie mieć problemów. Podniosłem głowę i spojrzałem na chmury.
-Czemu tak nie może być!? Czemu!?- krzyknąłem na głos.
Teraz dopiero łzy rozpływały się na mojej sierści. Pokręciłem głową, jakbym zaprzeczał.
<Rossa?>
Od Havany
CD historii Mystic`a
Pokręciłam głową. Jak on śmie mi grozić.
-Słuchaj...- powiedziałam przez łzy- Jako Alfa nie powinnam się tak odzywać, ale nie mam wyboru. Spadaj, zostaw mnie. Co ode mnie chcesz? I tak nawet nie myśl, że uda ci się mnie zdobyć. Mam partnera, kórego kocham i nikogo innego- powiedziałam i odwróciłam się.
-Czekaj!- krzyknął za moimi plecami.
-Co ode mnie chcesz?- spytałam już trochę złośliwie.
-Nie chciałem tak powiedzieć- stęknął
Wyczytałam z jego myśli, że mówi nie prawdę. Kłąmał... Nienawidzę jak ktoś kłamie. Jednak prawdą było to, że się we mnie zakochał i nie odpuści. Trudno... Ja kocham tylko i wyłącznie Dęblina. Dała bym się obciąć za niego. W pewnym sęsie było mi szkoda Mystic`a.
-Nie mam już nic do powiedzenia- szepnęłam i odwróciłam się.
Znowuż mnie złapał. Jednak opanował się, ponieważ ku niemu już zdążał Dęblin, a Tamiza cały czas stała obok...
Pokręciłam głową. Jak on śmie mi grozić.
-Słuchaj...- powiedziałam przez łzy- Jako Alfa nie powinnam się tak odzywać, ale nie mam wyboru. Spadaj, zostaw mnie. Co ode mnie chcesz? I tak nawet nie myśl, że uda ci się mnie zdobyć. Mam partnera, kórego kocham i nikogo innego- powiedziałam i odwróciłam się.
-Czekaj!- krzyknął za moimi plecami.
-Co ode mnie chcesz?- spytałam już trochę złośliwie.
-Nie chciałem tak powiedzieć- stęknął
Wyczytałam z jego myśli, że mówi nie prawdę. Kłąmał... Nienawidzę jak ktoś kłamie. Jednak prawdą było to, że się we mnie zakochał i nie odpuści. Trudno... Ja kocham tylko i wyłącznie Dęblina. Dała bym się obciąć za niego. W pewnym sęsie było mi szkoda Mystic`a.
-Nie mam już nic do powiedzenia- szepnęłam i odwróciłam się.
Znowuż mnie złapał. Jednak opanował się, ponieważ ku niemu już zdążał Dęblin, a Tamiza cały czas stała obok...
<Mystic? Dęblin?>
Od Nevady
CD Vito de Rain
Dobrze wiedziałam, że przecież on kocha Moccę, niemniej jednak te słowa wypowiedziane z jego ust zabolały dwukrotnie mocniej. Nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż bezradność w sprawach, na których nam najbardziej zależy... Mimo wszystko starałam się zachować dobrą minę do złej gry.
-Jasne...-uśmiechnęłam się kwaśno -Przepraszam, Vito...-wyszeptałam.
Spojrzał na mnie z bólem, ale nie zdążył nic powiedzieć, gdyż znowu się odezwałam.
-Pójdę już i proszę... Nie zatrzymuj mnie, ja... Ja chcę być teraz sama.-poczułam, jak łamie mi się głos i pobiegłam przed siebie, nie patrząc na ogiera.
Łzy zalewały mi oczy, a świat stał się jedną szarą breją. Po co się w to wpakowałam?? Dlaczego to zrobiłam?? Wyszłam na kompletną idiotkę... To nie mogła być miłość, co najwyżej zauroczenie, a ja przez to zniszczyłam taką przyjaźń... Nevada, co ty najlepszego zrobiłaś?! Galopując tak, zobaczyłam kłusującego z naprzeciwka konia. Nie miałam ochoty widzieć się z kimkolwiek, toteż skręciłam nagle w jakąś pustą jaskinię. Zaszyłam się w kącie, nie kontrolując już łez i szlochów. Po chwili usłyszałam kroki.
-Jest tu kto?-spytał obcy, a jakby znajomy głos.
Nie odezwałam się.
Sylwetka konia, której nie mogłam rozpoznać przez panujące ciemności, ruszyła w moim kierunku i zatrzymała się nade mną.
-Coś się stało?-spytał tajemniczy przybysz.
Już miałam odpowiedzieć coś niekoniecznie miłego, jednak spojrzałam na nieznajomego i całkowicie wyleciało mi to z głowy. On również wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczyma.
-Nevada?-spytał.
-Qerido?
Qerido?
Dobrze wiedziałam, że przecież on kocha Moccę, niemniej jednak te słowa wypowiedziane z jego ust zabolały dwukrotnie mocniej. Nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż bezradność w sprawach, na których nam najbardziej zależy... Mimo wszystko starałam się zachować dobrą minę do złej gry.
-Jasne...-uśmiechnęłam się kwaśno -Przepraszam, Vito...-wyszeptałam.
Spojrzał na mnie z bólem, ale nie zdążył nic powiedzieć, gdyż znowu się odezwałam.
-Pójdę już i proszę... Nie zatrzymuj mnie, ja... Ja chcę być teraz sama.-poczułam, jak łamie mi się głos i pobiegłam przed siebie, nie patrząc na ogiera.
Łzy zalewały mi oczy, a świat stał się jedną szarą breją. Po co się w to wpakowałam?? Dlaczego to zrobiłam?? Wyszłam na kompletną idiotkę... To nie mogła być miłość, co najwyżej zauroczenie, a ja przez to zniszczyłam taką przyjaźń... Nevada, co ty najlepszego zrobiłaś?! Galopując tak, zobaczyłam kłusującego z naprzeciwka konia. Nie miałam ochoty widzieć się z kimkolwiek, toteż skręciłam nagle w jakąś pustą jaskinię. Zaszyłam się w kącie, nie kontrolując już łez i szlochów. Po chwili usłyszałam kroki.
-Jest tu kto?-spytał obcy, a jakby znajomy głos.
Nie odezwałam się.
Sylwetka konia, której nie mogłam rozpoznać przez panujące ciemności, ruszyła w moim kierunku i zatrzymała się nade mną.
-Coś się stało?-spytał tajemniczy przybysz.
Już miałam odpowiedzieć coś niekoniecznie miłego, jednak spojrzałam na nieznajomego i całkowicie wyleciało mi to z głowy. On również wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczyma.
-Nevada?-spytał.
-Qerido?
Qerido?
Od Rossy
CD Qerida
Westchnęłam.
- No dobra - powiedziałam nie pewnie.
Zaczęłam galopować w raz z ogierem. Spojrzał na mnie.
- Czy coś się stało? - zapytał zatrzymując się.
Zatrzymałam się dalej. Obróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na ogiera z daleka. Nie chciałam mu nic mówić. Ale cóż jak on zawsze nalega to nie da mi spokoju.
- Tak coś się stało - powiedziałam tak aby usłyszał.
Podszedł bliżej ja się cofnęłam.
- Rossa co jest? - zapytał ponownie
- Nic już nie jest takie samo jak kiedyś... - rzekłam
Zdziwił się.
- Ale co ty mówisz?
Spojrzał na mnie i znowu podszedł bliżej.
- Nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Radośnie i miło , nigdy nie powrócą tam te chwile co były kiedyś...
- Ale co ty gadasz?
- Nie ważne - powiedziałam
Odwróciłam się i zaczęłam cwałować jak najszybciej nie chciałam by widział mnie. Pewnie uważa mnie za tępą dzidę... Ech moje życie jest zniszczone nie przez niego ale przeze mnie. Zasłużyłam sobie. Nie patrząc przed siebie wpadłam na drzewo. Walnęłam głową ale szybko się cofnęłam. Potrząsnęłam łbem i poszłam dalej. Lecz niestety ogier stanął przede mną i nie chciał mnie przepuścić.
- Odsuń się - powiedziałam do niego
- Nie.
- Czego chcesz?! - zapytałam patrząc w jego oczy
Westchnął i powiedział:
< Qerido? >
Westchnęłam.
- No dobra - powiedziałam nie pewnie.
Zaczęłam galopować w raz z ogierem. Spojrzał na mnie.
- Czy coś się stało? - zapytał zatrzymując się.
Zatrzymałam się dalej. Obróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na ogiera z daleka. Nie chciałam mu nic mówić. Ale cóż jak on zawsze nalega to nie da mi spokoju.
- Tak coś się stało - powiedziałam tak aby usłyszał.
Podszedł bliżej ja się cofnęłam.
- Rossa co jest? - zapytał ponownie
- Nic już nie jest takie samo jak kiedyś... - rzekłam
Zdziwił się.
- Ale co ty mówisz?
Spojrzał na mnie i znowu podszedł bliżej.
- Nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Radośnie i miło , nigdy nie powrócą tam te chwile co były kiedyś...
- Ale co ty gadasz?
- Nie ważne - powiedziałam
Odwróciłam się i zaczęłam cwałować jak najszybciej nie chciałam by widział mnie. Pewnie uważa mnie za tępą dzidę... Ech moje życie jest zniszczone nie przez niego ale przeze mnie. Zasłużyłam sobie. Nie patrząc przed siebie wpadłam na drzewo. Walnęłam głową ale szybko się cofnęłam. Potrząsnęłam łbem i poszłam dalej. Lecz niestety ogier stanął przede mną i nie chciał mnie przepuścić.
- Odsuń się - powiedziałam do niego
- Nie.
- Czego chcesz?! - zapytałam patrząc w jego oczy
Westchnął i powiedział:
< Qerido? >
czwartek, 30 stycznia 2014
Od Vito de Rain
CD Pride
Uśmiechnąłem się słabo.
-Ja też ci dziękuję i... przepraszam.-odparłem, zwieszając głowę.
-Za co?-spytała, nadal wbijając we mnie uważne spojrzenie.
-Dobrze wiesz za co.
Kąciki jej ust drgnęły lekko.
-Przestań, to już przeszłość... Nie ma co się na nią oglądać.-odparła, siląc się na uśmiech, jednak nie wychodziło jej to zbyt dobrze.
Podniosłem głowę.
-Skoro twierdzisz, że już wszystko w porządku, to może się przejdziemy?-zaproponowałem.
Pride? Kiedy wyjeżdżasz? ;__;
Uśmiechnąłem się słabo.
-Ja też ci dziękuję i... przepraszam.-odparłem, zwieszając głowę.
-Za co?-spytała, nadal wbijając we mnie uważne spojrzenie.
-Dobrze wiesz za co.
Kąciki jej ust drgnęły lekko.
-Przestań, to już przeszłość... Nie ma co się na nią oglądać.-odparła, siląc się na uśmiech, jednak nie wychodziło jej to zbyt dobrze.
Podniosłem głowę.
-Skoro twierdzisz, że już wszystko w porządku, to może się przejdziemy?-zaproponowałem.
Pride? Kiedy wyjeżdżasz? ;__;
Od Pride
CD opowiadania Vito de Rain
Uśmiechnęłam się, lekko, jednak widząc czułe spojrzenie Vita, mój uśmiech się powiększył - Nie, wystarczy mi twoja obecność - posłusznie się położyłam i westchnęłam z ulgą - Ale... - Ale? - spytał, kładąc się koło mnie - Czy ty naprawdę nie wiedziałeś, kim jestem na początku? - spytałam niepewnie Przez chwilę milczał, wpatrując się w ścianę jaskini - Nie będę cię okłamywał... zaczął powoli - Rzeczywiście, nie poznałem cię... trochę się zmieniłaś... - Inaczej mówiąc: schudłam? - spytałam ponownie uśmiechając się. Był to pierwszy szczery uśmiech od naszego rozstania - To też... - zaśmiał się cicho, widząc moją minę Przyłączyłam się do śmiechu - Dzięki, Vito... - wzięłam powietrza do płuc - Za co? - zdziwił się Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, zajęta wpatrywaniem się w głębokie, ciemne i piękne oczy ogiera - Za to, że jesteś... ,że o mnie nie zapomniałeś... - powiedziałam w końcu (Vito? wena mnie nawiedziła, akurat teraz, kiedy wyjeżdżam niedługo i nie będę ,mogła pisać XD) |
||
Małe info.
Od teraz ja, czyli B•€•L•I•€•V•€, dostępna będę na howrse pod loginem Soldier, Renn. zaś znajdziecie jako _Renn_
Dlaczego tak, a nie inaczej? Otóż, jak wiadomo tym, którzy czytali moją prezentację, od dłuższego czasu nie gram na howrse, a wchodzę jedynie ze względu na bloga i znajomych. Od czasu do czasu z nudów biorę udział w promocjach, gdzie nieraz udaje mi się wygrać coś przyzwoitego. Sama tego nie użyję, tak więc rozdaję takowe rzeczy znajomym. Tak też zrobiłam i tym razem w przypadku Renn. , jednak nie była to jedna rzecz, a kilka, a nasze transakcje Owlient uznał za multikonto. Konto Renn. zostało usunięte, moje natomiast zbanowane. Przeniosłam się na konto pod loginem Soldier i na nim zamierzam pozostać, a po zakończeniu bana na starym, natychmiast je usunę. To tyle, dziękuję.
Dlaczego tak, a nie inaczej? Otóż, jak wiadomo tym, którzy czytali moją prezentację, od dłuższego czasu nie gram na howrse, a wchodzę jedynie ze względu na bloga i znajomych. Od czasu do czasu z nudów biorę udział w promocjach, gdzie nieraz udaje mi się wygrać coś przyzwoitego. Sama tego nie użyję, tak więc rozdaję takowe rzeczy znajomym. Tak też zrobiłam i tym razem w przypadku Renn. , jednak nie była to jedna rzecz, a kilka, a nasze transakcje Owlient uznał za multikonto. Konto Renn. zostało usunięte, moje natomiast zbanowane. Przeniosłam się na konto pod loginem Soldier i na nim zamierzam pozostać, a po zakończeniu bana na starym, natychmiast je usunę. To tyle, dziękuję.
~B•€•L•I•€•V•€, od dziś Soldier
Od Qerida
CD historii Rossy
Spuściłem głowę. moja radość zniknęła, prysła jak bańka mydlana.
-Tak, pamiętam- powiedziałem smętnie.
Wiatr powiał mi znowuż w twarz tym razem mocniej. Zataczał się coraz ciaśniej. I ja czułem się zataczany. Czułem jak ktoś rozrywa mnie od środka. Śnieg sypał mi w oczy. Parsknąłem, by oczyścić chrapy. Potrząsnąłem grzywą. Ta chwila mnie uwięziła. Chwila ciszy i pamięci. Nie chcę myśleć o przeszłości ani przyszłości. Czemu oni mnie zmuszają. Czemu życie i los to robi? Czy to wszystko jest specjalnie. Ja nie chcę! W tym momencie czułem gniew i rozpacz. Wielki smutek zatoczył się nade mną. Nie, dość. Jestem Qerido, jestem pełen energii i nie mogę się tym przejmować. Mam dużo czasu. Nie myśl o tym.
-Galopujemy? Za duży poziom energii w ciele- uśmiechnąłem się szeroko i pocwałowałem przed siebie.
<Rossa?>
Spuściłem głowę. moja radość zniknęła, prysła jak bańka mydlana.
-Tak, pamiętam- powiedziałem smętnie.
Wiatr powiał mi znowuż w twarz tym razem mocniej. Zataczał się coraz ciaśniej. I ja czułem się zataczany. Czułem jak ktoś rozrywa mnie od środka. Śnieg sypał mi w oczy. Parsknąłem, by oczyścić chrapy. Potrząsnąłem grzywą. Ta chwila mnie uwięziła. Chwila ciszy i pamięci. Nie chcę myśleć o przeszłości ani przyszłości. Czemu oni mnie zmuszają. Czemu życie i los to robi? Czy to wszystko jest specjalnie. Ja nie chcę! W tym momencie czułem gniew i rozpacz. Wielki smutek zatoczył się nade mną. Nie, dość. Jestem Qerido, jestem pełen energii i nie mogę się tym przejmować. Mam dużo czasu. Nie myśl o tym.
-Galopujemy? Za duży poziom energii w ciele- uśmiechnąłem się szeroko i pocwałowałem przed siebie.
<Rossa?>
Od Mystic`a
CD historii Dęblina
Spojrzałem na kipiącego ze złości i zazdrości ogiera. Przekręciłem oczami.
-A bo co mi możesz zrobić? Wywalisz mnie ze stada?
-A bo to. Tak, mam takie prawo, ale jak mnie bardziej zdenerwujesz to będę musił podjąć bardziej dratyczne kroki- powiedział
-Haha...- zaśmiałem się drwiąco- I co? Nic ci na to nie przyjdzie- spróbowałem go ominąć i podejść do Havany, lecz on znowuż zagrodził mi drogę.
-Już ci mówiłem... Jak się do niej zbliżysz, nawet na dwa metry to osobiście...
-To co?- przerwałem mu.
Dęblin chciał się chyba na mnie rzucić, lecz ten drugi ogier pokiwał tylko głową. Zapowiadało się kolejne kazanie.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę cię przy niej bez jej zgody... Powinieneś się odnosić z szacunkiem szczególnie do klaczy, już nie mówiąc o to, że ona jest moją partnerką i Klaczą Alfa- podkreślił.
-Tak to prawda... Zobaczymy jeszcze- rzuciłem
Jego oczy były skupione na moich, a moje na jego. Myślałem, że za chwilę ogier spiorunuje mnie wzrokiem, zresztą on to już dawno robił.
-To jeszcze nie koniec. Jeszcze się zobaczę z Havaną, obiecuję. Tak czy siak... Ja jeszcze nie powiedziałem stop- szepnałem i ominałem ogiera i podszedłem do Havany.
W jej oczach znowuż zaległy łzy.
-Odejdź- powiedziałam
Obok niej stała Tamiza(jeśli w ogóle tak ma na imię) i przymruzyła oczy, mówiąc chyba spadaj czy coś w tym rodzaju. Jednak nie zrobiło to na mnie wrażenia.
-Jeszcze przyjdziesz na kolanach do mnie- szepnąłem jej do ucha.
Spojrzałem na kipiącego ze złości i zazdrości ogiera. Przekręciłem oczami.
-A bo co mi możesz zrobić? Wywalisz mnie ze stada?
-A bo to. Tak, mam takie prawo, ale jak mnie bardziej zdenerwujesz to będę musił podjąć bardziej dratyczne kroki- powiedział
-Haha...- zaśmiałem się drwiąco- I co? Nic ci na to nie przyjdzie- spróbowałem go ominąć i podejść do Havany, lecz on znowuż zagrodził mi drogę.
-Już ci mówiłem... Jak się do niej zbliżysz, nawet na dwa metry to osobiście...
-To co?- przerwałem mu.
Dęblin chciał się chyba na mnie rzucić, lecz ten drugi ogier pokiwał tylko głową. Zapowiadało się kolejne kazanie.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę cię przy niej bez jej zgody... Powinieneś się odnosić z szacunkiem szczególnie do klaczy, już nie mówiąc o to, że ona jest moją partnerką i Klaczą Alfa- podkreślił.
-Tak to prawda... Zobaczymy jeszcze- rzuciłem
Jego oczy były skupione na moich, a moje na jego. Myślałem, że za chwilę ogier spiorunuje mnie wzrokiem, zresztą on to już dawno robił.
-To jeszcze nie koniec. Jeszcze się zobaczę z Havaną, obiecuję. Tak czy siak... Ja jeszcze nie powiedziałem stop- szepnałem i ominałem ogiera i podszedłem do Havany.
W jej oczach znowuż zaległy łzy.
-Odejdź- powiedziałam
Obok niej stała Tamiza(jeśli w ogóle tak ma na imię) i przymruzyła oczy, mówiąc chyba spadaj czy coś w tym rodzaju. Jednak nie zrobiło to na mnie wrażenia.
-Jeszcze przyjdziesz na kolanach do mnie- szepnąłem jej do ucha.
<Dęblin lub Havana?>
Od Vito de Rain
CD Mocci
-Proszę, zostań!- błagałem, wciąż zagradzając jej drogę.
-Zostaw mnie!-warknęła.
-Nie!-krzyknąłem -Nie dam ci ot tak odejść, dopóki mi nie powiesz, o co chodzi!
Zmierzyłam mnie agresywnym wzrokiem. Nie chciałem, żeby odeszła. Nie teraz, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że to nie Nevada, ani nikt inny, tylko właśnie ona jest dla mnie najważniejsza i najbliższa... Nie mogłem znieść myśli, że mógłbym się z nią rozstać chociażby na chwilę.
-Ty nic nie rozumiesz...-załkała, po czym wyrwała mi się i pogalopowała gdzieś przed siebie.
Stałem tak wpatrując się w nią. Nie mogłem jej zatrzymać, na siłę niczego nie dokonam. Postanowiłem jednak spróbować raz jeszcze.
-Mocca, czy ty do diabła naprawdę nie widzisz, że ja cię kocham?!-wrzasnąłem na całe gardło.
Mocca? A my mamy zakaz wchodzenia na internet i tylko ciągle VATy liczymy w arkuszu kalkulacyjnym ;c
-Proszę, zostań!- błagałem, wciąż zagradzając jej drogę.
-Zostaw mnie!-warknęła.
-Nie!-krzyknąłem -Nie dam ci ot tak odejść, dopóki mi nie powiesz, o co chodzi!
Zmierzyłam mnie agresywnym wzrokiem. Nie chciałem, żeby odeszła. Nie teraz, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że to nie Nevada, ani nikt inny, tylko właśnie ona jest dla mnie najważniejsza i najbliższa... Nie mogłem znieść myśli, że mógłbym się z nią rozstać chociażby na chwilę.
-Ty nic nie rozumiesz...-załkała, po czym wyrwała mi się i pogalopowała gdzieś przed siebie.
Stałem tak wpatrując się w nią. Nie mogłem jej zatrzymać, na siłę niczego nie dokonam. Postanowiłem jednak spróbować raz jeszcze.
-Mocca, czy ty do diabła naprawdę nie widzisz, że ja cię kocham?!-wrzasnąłem na całe gardło.
Mocca? A my mamy zakaz wchodzenia na internet i tylko ciągle VATy liczymy w arkuszu kalkulacyjnym ;c
Od Vito de Rain
CD Nevady
Nie przerywałem pocałunku, po prostu nie potrafiłem jej się oprzeć... W głowie usłyszałem cichy głosik mówiący coś o miłości, o Mocce... Zaraz jednak został uciszony przez drugi głosik, krzyczący, że przecież nikogo tutaj nie ma i ten jeden jedyny raz nie zaszkodzi... Tak więc całowaliśmy się do utraty tchu. Nie potrafiłem tak po prostu tego przerwać... Zastanawiałem się, co teraz będzie. A jeżeli jednak ktoś to zobaczy, a co... co, jeżeli dowie się o tym Mocca? Nie, nie może się dowiedzieć, po prostu nie może... W końcu poczułem, że nasze usta odrywają się od siebie. Przez ułamek sekundy widziałem oczy Nevady, wpatrzone we mnie zawzięcie, jednak zaraz odwróciłem głowę w bok.
-Nevada, nie powinniśmy...-powiedziałem cicho, nadal unikając jej wzroku.
-Dlaczego?-spytała szczerze zdumiona -Przecież oboje nie mamy partnerów, a poza tym myślałam, że między nami coś... coś jest.
W tym momencie spojrzałem na nią i długo milczałem, ona też najwyraźniej nie miała zamiaru się odezwać. W mojej głowie przebudził się owy pierwszy głos. Głos rozsądku.
-Przepraszam cię Nevada...-twardo wpatrywałem jej się w oczy-...ale nic z tego nie będzie, bo ja... Ja kocham Moccę.
Nevada? Ale nam się Trudne Sprawy zrobiły... xD
Nie przerywałem pocałunku, po prostu nie potrafiłem jej się oprzeć... W głowie usłyszałem cichy głosik mówiący coś o miłości, o Mocce... Zaraz jednak został uciszony przez drugi głosik, krzyczący, że przecież nikogo tutaj nie ma i ten jeden jedyny raz nie zaszkodzi... Tak więc całowaliśmy się do utraty tchu. Nie potrafiłem tak po prostu tego przerwać... Zastanawiałem się, co teraz będzie. A jeżeli jednak ktoś to zobaczy, a co... co, jeżeli dowie się o tym Mocca? Nie, nie może się dowiedzieć, po prostu nie może... W końcu poczułem, że nasze usta odrywają się od siebie. Przez ułamek sekundy widziałem oczy Nevady, wpatrzone we mnie zawzięcie, jednak zaraz odwróciłem głowę w bok.
-Nevada, nie powinniśmy...-powiedziałem cicho, nadal unikając jej wzroku.
-Dlaczego?-spytała szczerze zdumiona -Przecież oboje nie mamy partnerów, a poza tym myślałam, że między nami coś... coś jest.
W tym momencie spojrzałem na nią i długo milczałem, ona też najwyraźniej nie miała zamiaru się odezwać. W mojej głowie przebudził się owy pierwszy głos. Głos rozsądku.
-Przepraszam cię Nevada...-twardo wpatrywałem jej się w oczy-...ale nic z tego nie będzie, bo ja... Ja kocham Moccę.
Nevada? Ale nam się Trudne Sprawy zrobiły... xD
Od Mocci
CD Vito de Rain
-Nie ważne, Vito. Idź sobie-warknęłam nieprzyjemnie.
-Proszę, porozmawiaj ze mną-popatrzył błagalnym wzrokiem.
-A o czym?!-wykrzyknęłam-Widzę przecież, jak się zachowujesz. Teraz o kimś myślisz. Może kogoś pokochałeś. A to boli, bo...-ugryzłam się w język.
Miałam mu wszystko wytłumaczyć, ale nie byłam w stanie. Znienawidzi mnie, jeśli mu powiem. Nie będzie ze mną rozmawiać, czasem może powie mi cześć. Ale to wszystko... A ja chciałam mieć kogoś, kto się do mnie przytuli, kto mnie pocieszy. Teraz coraz częściej odczuwałam brak brata.
-Bo co?-zapytał z troską-Mocca, przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważna.
-Wiem, ale ty nic nie rozumiesz-załkałam.
-To mi wytłumacz-poprosił i znów zagrodził mi drogę.
-Vito, proszę...
-Nie, Moca. Powiedz mi, przecież wiesz, że cię wysłucham.
-Wiem, Vito. Ale na razie wolę to zachować dla siebie-mruknęłam i odsunęłam go znowu.
Nie umiałam długo przebywać w jego obecności. Nie teraz, nie, kiedy sobie uświadomiłam, że on znaczy dla mnie więcej, niż "przyjaciel".
Vito? Informatyka-najlepsza lekcja w szkole ^^
-Nie ważne, Vito. Idź sobie-warknęłam nieprzyjemnie.
-Proszę, porozmawiaj ze mną-popatrzył błagalnym wzrokiem.
-A o czym?!-wykrzyknęłam-Widzę przecież, jak się zachowujesz. Teraz o kimś myślisz. Może kogoś pokochałeś. A to boli, bo...-ugryzłam się w język.
Miałam mu wszystko wytłumaczyć, ale nie byłam w stanie. Znienawidzi mnie, jeśli mu powiem. Nie będzie ze mną rozmawiać, czasem może powie mi cześć. Ale to wszystko... A ja chciałam mieć kogoś, kto się do mnie przytuli, kto mnie pocieszy. Teraz coraz częściej odczuwałam brak brata.
-Bo co?-zapytał z troską-Mocca, przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważna.
-Wiem, ale ty nic nie rozumiesz-załkałam.
-To mi wytłumacz-poprosił i znów zagrodził mi drogę.
-Vito, proszę...
-Nie, Moca. Powiedz mi, przecież wiesz, że cię wysłucham.
-Wiem, Vito. Ale na razie wolę to zachować dla siebie-mruknęłam i odsunęłam go znowu.
Nie umiałam długo przebywać w jego obecności. Nie teraz, nie, kiedy sobie uświadomiłam, że on znaczy dla mnie więcej, niż "przyjaciel".
Vito? Informatyka-najlepsza lekcja w szkole ^^
Od Nevady
CD Vito de Rain
Zatopiłam rozmarzony wzrok w przeciwległy brzeg jeziora, patrząc jak wiatr targa gałęzie wiekowego drzewa i przegania leniwie sunące po niebie chmury...
-Patrzyłeś kiedykolwiek w to jezioro?-spytałam w końcu, żeby przerwać ciszę.
Przytaknął skinieniem głowy.
-A ja nie... I wiesz co? Chyba na razie nie chcę próbować.-odparłam.
-Podobno można tu zobaczyć prawdę, albo swoje pragnienia...-powiedział, ale zamilkł nagle, widząc mój wzrok. Wpatrywałam się w niego w ciszy i bez jakichkolwiek emocji. Zbliżyłam się do niego powoli i pocałowałam go.
Vito?
Zatopiłam rozmarzony wzrok w przeciwległy brzeg jeziora, patrząc jak wiatr targa gałęzie wiekowego drzewa i przegania leniwie sunące po niebie chmury...
-Patrzyłeś kiedykolwiek w to jezioro?-spytałam w końcu, żeby przerwać ciszę.
Przytaknął skinieniem głowy.
-A ja nie... I wiesz co? Chyba na razie nie chcę próbować.-odparłam.
-Podobno można tu zobaczyć prawdę, albo swoje pragnienia...-powiedział, ale zamilkł nagle, widząc mój wzrok. Wpatrywałam się w niego w ciszy i bez jakichkolwiek emocji. Zbliżyłam się do niego powoli i pocałowałam go.
Vito?
środa, 29 stycznia 2014
Od Vito de Rain
CD Nevady
-Cześć!-również się uśmiechnąłem -Więc gdzie masz ochotę iść?-spytałem.
Klacz spojrzała na mnie z wesołym błyskiem w oczach.
-A czy to ważne? Po prostu chodźmy!-odparła i ruszyła kłusem przed siebie.
Pokręciłem głową z uśmiechem, nie mogąc się nadziwić jej optymizmowi i ruszyłem za nią. Czułem się trochę dziwnie, będąc prowadzonym przez klacz, wręcz mało "męsko", jednak nie chciałem jej przerywać. Widać, że była w swoim żywiole.
-Czy my nie idziemy czasem nad Jezioro Roku?-spytałem wreszcie.
-Nie wiem, idę gdzie mnie nogi poniosą.-odparła.
Nie myliłem się, niedługo naszym oczom ukazało się niewielkie jeziorko z rozłożystym drzewem po drugiej stronie. Bałem się jednak ponownie zajrzeć w jego toń... Ostatnio zobaczyłem tam mnie i Moccę... razem. Spędziłem nad tą wizją dobre kilka godzin, póki nie wyrwałem się z transu. Nie chciałem tego przerabiać dziś raz jeszcze...
Nevada?
-Cześć!-również się uśmiechnąłem -Więc gdzie masz ochotę iść?-spytałem.
Klacz spojrzała na mnie z wesołym błyskiem w oczach.
-A czy to ważne? Po prostu chodźmy!-odparła i ruszyła kłusem przed siebie.
Pokręciłem głową z uśmiechem, nie mogąc się nadziwić jej optymizmowi i ruszyłem za nią. Czułem się trochę dziwnie, będąc prowadzonym przez klacz, wręcz mało "męsko", jednak nie chciałem jej przerywać. Widać, że była w swoim żywiole.
-Czy my nie idziemy czasem nad Jezioro Roku?-spytałem wreszcie.
-Nie wiem, idę gdzie mnie nogi poniosą.-odparła.
Nie myliłem się, niedługo naszym oczom ukazało się niewielkie jeziorko z rozłożystym drzewem po drugiej stronie. Bałem się jednak ponownie zajrzeć w jego toń... Ostatnio zobaczyłem tam mnie i Moccę... razem. Spędziłem nad tą wizją dobre kilka godzin, póki nie wyrwałem się z transu. Nie chciałem tego przerabiać dziś raz jeszcze...
Nevada?
Od Nevady
CD Vito de Rain
Jeszcze długo nie mogłam zasnąć tej nocy... Leżałam, wpatrując się w przeciwległą ścianę jaskini i myśląc o nim... o Vito. Układałam sobie w myślach scenariusze naszego jutrzejszego spotkania i nie mogłam się go doczekać. W końcu jednak zmęczenie wygrało i zasnęłam.
Rankiem niemal od razu po otworzeniu oczu zerwałam się na równe nogi i wybiegłam przed jaskinię. Słońce nie było jeszcze na najwyższym punkcie nieba, a więc to jeszcze nie południe... Zaczęłam kręcić się w pobliżu groty i podgryzać wygrzebywaną spod śniegu trawę, nerwowo spoglądając co chwila ku górze. W końcu ruszyłam w umówione miejsce, gdzie czekał już Vito.
-Cześć!-uśmiechnęłam się.
Vito?
Jeszcze długo nie mogłam zasnąć tej nocy... Leżałam, wpatrując się w przeciwległą ścianę jaskini i myśląc o nim... o Vito. Układałam sobie w myślach scenariusze naszego jutrzejszego spotkania i nie mogłam się go doczekać. W końcu jednak zmęczenie wygrało i zasnęłam.
Rankiem niemal od razu po otworzeniu oczu zerwałam się na równe nogi i wybiegłam przed jaskinię. Słońce nie było jeszcze na najwyższym punkcie nieba, a więc to jeszcze nie południe... Zaczęłam kręcić się w pobliżu groty i podgryzać wygrzebywaną spod śniegu trawę, nerwowo spoglądając co chwila ku górze. W końcu ruszyłam w umówione miejsce, gdzie czekał już Vito.
-Cześć!-uśmiechnęłam się.
Vito?
Od Dęblina
CD Havany
-Moja Królowa Śniegu...-podszedłem i pocałowałem ją.
-No już tak nie słodź...-uśmiechnęła się.
-Mam być wredny?-delikatnie przygryzłem jej ucho.
-Tego nie powiedziałam...
Znów ją pocałowałem. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie swoimi błyszczącymi oczyma, w których zatopiony był cały mój świat... Ona była całym moim światem.
-Kocham cię...-szepnąłem.
Havana? Wybacz, że dopiero teraz, ale na śmierć zapomniałam, a jak sobie przypomniałam, to mi wena zwiała ;__;
-Moja Królowa Śniegu...-podszedłem i pocałowałem ją.
-No już tak nie słodź...-uśmiechnęła się.
-Mam być wredny?-delikatnie przygryzłem jej ucho.
-Tego nie powiedziałam...
Znów ją pocałowałem. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie swoimi błyszczącymi oczyma, w których zatopiony był cały mój świat... Ona była całym moim światem.
-Kocham cię...-szepnąłem.
Havana? Wybacz, że dopiero teraz, ale na śmierć zapomniałam, a jak sobie przypomniałam, to mi wena zwiała ;__;
Od Vito de Rain
CD Pride
-Pride, daj spokój...-przytuliłem ją -Zawsze będziesz moją przyjaciółką i to się nie zmieni bez względu na wszystko. Możesz do mnie przychodzić kiedy chcesz i na ile chcesz...
Poczułem jej łzy na swojej szyi, co sprawiło, że tylko mocniej ją do siebie przycisnąłem.
-Dziękuję, Vito...-wyszeptała.
-Przestań.-uśmiechnąłem się -Połóż się, dalej jesteś słaba... Może czegoś potrzebujesz? Przynieść ci coś?-zaproponowałem.
Pride? A moja jest na feriach ;_;
-Pride, daj spokój...-przytuliłem ją -Zawsze będziesz moją przyjaciółką i to się nie zmieni bez względu na wszystko. Możesz do mnie przychodzić kiedy chcesz i na ile chcesz...
Poczułem jej łzy na swojej szyi, co sprawiło, że tylko mocniej ją do siebie przycisnąłem.
-Dziękuję, Vito...-wyszeptała.
-Przestań.-uśmiechnąłem się -Połóż się, dalej jesteś słaba... Może czegoś potrzebujesz? Przynieść ci coś?-zaproponowałem.
Pride? A moja jest na feriach ;_;
Od Dęblina
CD Mystc'a
-Coś za jeden?-spytałem ostro.
-Nie two...-zaczął i chciał mnie ominąć, jednak razem z Jack'iem zagrodziliśmy mu drogę.
-Właśnie, że moja!-wbiłem w niego wściekłe spojrzenie -Pytam, coś za jeden?!
Ogier wbił wzrok w oddalającą się Havanę, do której teraz podbiegła Tamiza, po czym niechętnie zwrócił go na mnie.
-Mystic.-odparł niemal wyzywającym tonem.
-Czego tu chcesz?-spytałem.
Przez chwilę patrzył na mnie z zawadiackim uśmieszkiem. Nie spodobał mi się ani trochę, do tego czułem, jak ogarnia mnie fala zimnej furii... On chciał coś od Havany, jestem tego pewien, bo zanim przyszedłem, wyraźnie widziałem, że przygwoździł ją do drzewa, a ta zaraz uciekła ze łzami w oczach.
-Nie można sobie pospacerować po terenach swojego stada?-rzucił beztrosko.
Spojrzałem na niego jak na wyjątkowo obrzydliwego karalucha.
-Jak to "swojego"??-spytałem twardo.
-Właśnie tu dołączyłem.-wyjaśnił nonszalancko, obrzucając mnie wyzywającym uśmieszkiem.
Wiedziałem, że Alfa nie ma prawa do takiego zachowania, niemniej jednak czułem, że zaraz coś mu zrobię, że się na niego rzucę i najchętniej rozerwę na strzępy... Mimowolnie przypomniała mi się bójka z ogierem z dawnego stada- Black Velvet'em. Poszło mniej więcej o coś podobnego, ale wtedy rozdzieliła nas moja była partnerka. Tym razem broniło mnie przed atakiem wyłącznie czujne spojrzenie Jack'a.
-Nie zbliżaj się do niej...-syknąłem.
Mystic?
-Coś za jeden?-spytałem ostro.
-Nie two...-zaczął i chciał mnie ominąć, jednak razem z Jack'iem zagrodziliśmy mu drogę.
-Właśnie, że moja!-wbiłem w niego wściekłe spojrzenie -Pytam, coś za jeden?!
Ogier wbił wzrok w oddalającą się Havanę, do której teraz podbiegła Tamiza, po czym niechętnie zwrócił go na mnie.
-Mystic.-odparł niemal wyzywającym tonem.
-Czego tu chcesz?-spytałem.
Przez chwilę patrzył na mnie z zawadiackim uśmieszkiem. Nie spodobał mi się ani trochę, do tego czułem, jak ogarnia mnie fala zimnej furii... On chciał coś od Havany, jestem tego pewien, bo zanim przyszedłem, wyraźnie widziałem, że przygwoździł ją do drzewa, a ta zaraz uciekła ze łzami w oczach.
-Nie można sobie pospacerować po terenach swojego stada?-rzucił beztrosko.
Spojrzałem na niego jak na wyjątkowo obrzydliwego karalucha.
-Jak to "swojego"??-spytałem twardo.
-Właśnie tu dołączyłem.-wyjaśnił nonszalancko, obrzucając mnie wyzywającym uśmieszkiem.
Wiedziałem, że Alfa nie ma prawa do takiego zachowania, niemniej jednak czułem, że zaraz coś mu zrobię, że się na niego rzucę i najchętniej rozerwę na strzępy... Mimowolnie przypomniała mi się bójka z ogierem z dawnego stada- Black Velvet'em. Poszło mniej więcej o coś podobnego, ale wtedy rozdzieliła nas moja była partnerka. Tym razem broniło mnie przed atakiem wyłącznie czujne spojrzenie Jack'a.
-Nie zbliżaj się do niej...-syknąłem.
Mystic?
Od Rossy
CD Qerida
Spojrzałam na ogiera. - Jasne - odparłam nie pewnie Ruszyliśmy przed siebie a gdy dochodziliśmy do każdego miejsca opowiadałam o nim. On był taki zaciekawiony. *Po oprowadzeniu* - Qerido...-zaczęłam Spojrzał na mnie. - Tak? - zapytał - Czy pamiętasz to co Ci mówiłam nad przepaścią? - zapytałam nie pewnie < Qerido? Wena powiedziała papa > | |
Od Mystic`a
Beztrosko galopowałem, skakałem i
wywalałem się na śnieg, śmiejąc się sam nie wiem z czego. Moje
szczęście wydawało się mnie rozrywać. Z galopu w cwał, z cwału
w kłus, w kłus znowuż w galop.... Trochę stępu i bam, w zaspę.
Leżałem tak, przyglądając się niebu i spadającymi śnieżynkami.
Mam nadzieję, że moja energia zdołała chociaż na chwilę się
ogarnąć i dać mi chwilę odpoczynku. Długo tak nie leżałem, bo
po chwili znowuż już wezbrało mnie na dziki galop. Zatrzymałem się
dopiero przy jeziorze. Pochyliłem głowę i wziąłem trzy, duże
łyki. Nagle na drugim brzegu zobaczyłem klacz. Cudowną,
oszołamiająco piękną klacz. Na mojej twarzy zawitał szeroki
uśmiech i uwodzicielskie spojrzenie. ,,Tylko jak z nią zagadać?
Przecież to jezioro jest szerokie i pewnie głębokie? No
przecież... Mam moc teleportacji”. Skupiłem się i po chwili byłem
obok klaczy. Zwróciła w moim kierunku swoje duże, pięknie brązowe
i takie ciemne oczy, które błyszczały. Wzrok miała tak głęboki
i zatapiający. Miała niesamowitą kolor maści i sylwetkę. Była
taka zgrabna i delikatna. Nigdy nie widziałem podobnego anioła.
-Cześć piękna- zagadałem.
-Witaj- uśmiechnęła się.
O mój bosz... Jej uśmiech był przecudowny. Zatopiłem się w marzeniach. Przez chwilę nie odpowiadałem, w końcu wybudziłem się z transu.
-Yyy... Nazywam się Mystic, a panienka jak?- odwzajemniłem uśmiech.
-Havana, miło mi- przedstawiła się.
Havana... Piękne imię. Takie... idealne dla takiej istoty jak ona. Jej uroda wręcz pasowała do tego imienia.
-Co tu robisz tak sama?- spytałem
-Właściwie to wyszłam się tylko napić i już wracam z powrotem do jaskini- odpowiedziała.
-A dlaczego? Przecież taki piękny dzień- zaśmiałem się
-Zimno i czeka na mnie...- powiedziała, lecz nie dokończyła
-Mogę cię ogrzać- puściłem do niej oczko.
-Nie, dziękuję. Ogrzeje się w jaskini. Muszę iść, bo czeka na mnie....
Odwróciła się, lecz ja zagrodziłem jej drogę. Znowuż nie pozwoliłem dokończyć wypowiedzi.
-Iść już? Jest tu chyba jakieś stado, bo dużo koni się tu kręci.
-Tak, stado Mysterious Valley- odpowiedziała
-A można dołączać?- uśmiechnąłem się szarmancko.
-Jasne, a masz ochotę?
-Oczywiście- wręcz krzyknąłem
-Więc witam. Ja już muszę iść do jaskini. Partner na mnie czeka
Zamurowało mnie. Ona ma partnera!!! No, że what!? No w sumie się nie dziwię, taka piękna klacz... Podbiegłem do niej.
-Odprowadzę cię mała.
Klacz spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami.
-A kto zarządza tym stadem?- spytałem
-Ja i mój partner, Dęblin- odpowiedziała, nieco chyba zdziwiona.
I do tego Alfa... Jaka wpadka i kompletna klapa.
-Poradzisz sobie? Ja już naprawdę muszę iść- odparła.
Złapałem ją. Odwróciła się gwałtownie. Widocznie nie za bardzo jej się to podobało. Trudno... jestem uparty.
-A może się przejdziemy?
-Nie mogę, przykro mi. Dziękuję bardzo- powiedziała opanowanie
-Mi się nie domawia- przekręciłem głową.
Przymrużyła oczy i wyrwała mi się.
-Nie wiem czy wiesz, ale jeśli mówię, że nie mogę to nie mogę- zdenerwowała się.
-Jestem jeszcze po dobroci....- nie dokończyłem
-Grozisz mi? Jeśli obchodzisz się tak ze wszystkimi klaczami to wątpię żebyś znalazł swoją. Żegnam.
Znowuż ją załapałem i przygwoździłem do drzewa.
Chciałem coś odpowiedzieć, lecz w tej chwili podszedł do nas kary ogier. Chyba jej partner, Dęblin. Spojrzał na Hav, która w tym momencie wyrwała mi się i cofnęła powoli. Ogier przymrużył oczy. Spojrzał na Havanę, a potem na mnie. Był chyba lekko podenerwowany. Zaraz obok niego pojawił się drugi ogier, tym razem kasztanowaty. W tym momencie Havana odwróciła się. Widziałem tylko kilka łez w jej oczach. Chciałem podejść, lecz Dęblin(jeśli w ogóle to Dęblin) zagrodził mi drogę, odwracając się w kierunku kłusującej w stronę jaskini Havany.
-Cześć piękna- zagadałem.
-Witaj- uśmiechnęła się.
O mój bosz... Jej uśmiech był przecudowny. Zatopiłem się w marzeniach. Przez chwilę nie odpowiadałem, w końcu wybudziłem się z transu.
-Yyy... Nazywam się Mystic, a panienka jak?- odwzajemniłem uśmiech.
-Havana, miło mi- przedstawiła się.
Havana... Piękne imię. Takie... idealne dla takiej istoty jak ona. Jej uroda wręcz pasowała do tego imienia.
-Co tu robisz tak sama?- spytałem
-Właściwie to wyszłam się tylko napić i już wracam z powrotem do jaskini- odpowiedziała.
-A dlaczego? Przecież taki piękny dzień- zaśmiałem się
-Zimno i czeka na mnie...- powiedziała, lecz nie dokończyła
-Mogę cię ogrzać- puściłem do niej oczko.
-Nie, dziękuję. Ogrzeje się w jaskini. Muszę iść, bo czeka na mnie....
Odwróciła się, lecz ja zagrodziłem jej drogę. Znowuż nie pozwoliłem dokończyć wypowiedzi.
-Iść już? Jest tu chyba jakieś stado, bo dużo koni się tu kręci.
-Tak, stado Mysterious Valley- odpowiedziała
-A można dołączać?- uśmiechnąłem się szarmancko.
-Jasne, a masz ochotę?
-Oczywiście- wręcz krzyknąłem
-Więc witam. Ja już muszę iść do jaskini. Partner na mnie czeka
Zamurowało mnie. Ona ma partnera!!! No, że what!? No w sumie się nie dziwię, taka piękna klacz... Podbiegłem do niej.
-Odprowadzę cię mała.
Klacz spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami.
-A kto zarządza tym stadem?- spytałem
-Ja i mój partner, Dęblin- odpowiedziała, nieco chyba zdziwiona.
I do tego Alfa... Jaka wpadka i kompletna klapa.
-Poradzisz sobie? Ja już naprawdę muszę iść- odparła.
Złapałem ją. Odwróciła się gwałtownie. Widocznie nie za bardzo jej się to podobało. Trudno... jestem uparty.
-A może się przejdziemy?
-Nie mogę, przykro mi. Dziękuję bardzo- powiedziała opanowanie
-Mi się nie domawia- przekręciłem głową.
Przymrużyła oczy i wyrwała mi się.
-Nie wiem czy wiesz, ale jeśli mówię, że nie mogę to nie mogę- zdenerwowała się.
-Jestem jeszcze po dobroci....- nie dokończyłem
-Grozisz mi? Jeśli obchodzisz się tak ze wszystkimi klaczami to wątpię żebyś znalazł swoją. Żegnam.
Znowuż ją załapałem i przygwoździłem do drzewa.
Chciałem coś odpowiedzieć, lecz w tej chwili podszedł do nas kary ogier. Chyba jej partner, Dęblin. Spojrzał na Hav, która w tym momencie wyrwała mi się i cofnęła powoli. Ogier przymrużył oczy. Spojrzał na Havanę, a potem na mnie. Był chyba lekko podenerwowany. Zaraz obok niego pojawił się drugi ogier, tym razem kasztanowaty. W tym momencie Havana odwróciła się. Widziałem tylko kilka łez w jej oczach. Chciałem podejść, lecz Dęblin(jeśli w ogóle to Dęblin) zagrodził mi drogę, odwracając się w kierunku kłusującej w stronę jaskini Havany.
<Havana, Dęblin lub Jack?>
Nowy członek- Mystic!
Imię: Mystic
Płeć: Ogier
Wiek: 4 lata
Cechy charakteru: Mystic jest lekkoduchem. Roztrzepany i szalony. Bardzo łatwo się zakochuje, lecz klacz musi mieć w sobie to coś. Jest szarmancki i nie może się powstrzymać od komplementu. Romantyczny ze swoim doświadczeniem. Straszny flirciarz, toteż wątpi, że kiedykolwiek znajdzie partnerkę, która naprawdę będzie tą jedyną. Jest uparty i pewny siebie. Czasem aż za bardzo... Decyzję podejmuje nagle, nawet dokładnie tego nie przemyśląc. Niekiedy najpierw mówi, potem myśli. Jest świetnym strategiem, choć jest roztargniony. Świetnie obmyśla plan działania. Jest szybki i wysportowany. Szkoda tylko, że taki roztrzepany....
Stanowisko: Strażnik
Żywioł: Ogień
Moce: Wszelkie rzeczy związane z ogniem... Od ataku ognistymi kulami i tworzenie tarczy obronnej do przeteleportowanie się dzięki ogniu i zapalanie innego organizmu poprzez spojrzenie. Jest mistrzem w posługiwaniu się swoim żywiołem. Umie leczyć rany dzięki ogniu i zapalanie wszystkiego w zasięgu 3 m....
Partner: Jest niezwykłym flirciarzem i zakochuje się bardzo łatwo, lecz klaczą, która go na sam początek oczarowała ma na imię Havana, jednak jest jeszcze druga...
Rodzina: Nie znał swoich rodziców. Został wychowany przez ciocię. Ma również dziecko, dokładnie syna- Simmona.
Historia: Zwykła historia, zwykłego konia... Matka zostawiła go i uciekła od razu po jego urodzeniu. Ojciec był przy nim tylko do osiągnięcia pierwszego roku życia, potem także uciekł, niestety potem został zabity. Pod opiekę wzięła go ciocia- Afrana. Mystic dorósł do swoich trzecich urodzin i odszedł od stada. Po drodze spotykał wiele pięknych klaczy, w których się od razu zakochiwał. Niektóre nawet był jego partnerkami. Trafił w ręce ludzi i stał się tam championem. Wygrywał wszystkie zawody. Tam spotkał klacz, z którą ma syna- Simmona. Potem znudziło mu się życie u ludzi i ciągłe zawody. Był jeszcze jeden powód... Klacz zmarła, a synowi nie chciał przeszkadzać w dorastaniu, więc wymknął się, galopując jak najdalej od stajni. Po drodze spotkał to stado...
Właściciel: Charls198
Od Pride
CD opowiadania Vito de Rain
Otworzyłam oczy i podniosłam energicznie pysk do góry, oddychając znowuż w przyspieszonym tempie. Przez chwilę nic nie widziałam, dopiero po paru sekundach zauważyłam wpatrującego sie we mnie karego, wysokiego ogiera, z wyrazem troski na pysku. Przez chwilę wpatrywaliśmy sie w siebie, jednak on w końcu odwrócił wzrok. - Połóż się - szepnął na tyle głośno, bym usłyszała Posłusznie położyłam ponownie łeb na zimnej i twardej litej skale. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak nic z prób nie wyszło. Wróciłam w końcu do wpatrywania się uważnie w Vita, ogiera, którego kochałam bezgranicznie. - Ja... - zaczęłam cichutko Skierował wzrok na mnie. Teraz to ja nie wytrzymałam jego spojrzenia i odwróciłam swoje - Przepraszam. Pewnie... - zacięłam się - Przeszkodziłam wam... - bardziej stwierdziłam niż spytałam - Nie... - spróbował zaprzeczyć Podniosłam sie niepewnie na nogach. Przez chwilkę chwiałam się - Nie, Vito... Wiem, że tak było. - spuściłam wzrok - ja... po prostu na twój widok... myślałam..., że wszystko skończone..., że już niedługo... nadejdzie mój koniec... i wtedy... usłyszałam ciebie... nie mogłam... nie mogłam się opanować... musiałam... przepraszam... - po policzkach spłynęły mi gorzkie łzy (Vito? jak to możliwe? wena wróciła? *o* ) |
||
Od Vito de Rain
CD Nevady
-Zaczekaj!-zatrzymałem ją.
Odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.
-Może... Może spotkalibyśmy się też jutro?-spytałem niepewnie.
Uśmiechnęła się i samo to sprawiło, że poczułem ciepło na sercu...
-Jasne.-odparła -Gdzie mam czekać?
Zacząłem nerwowo przeczesywać w myślach wszystkie tereny, szukając najodpowiedniejszego.
-Może w południe przy Moście Donikąd? Potem poszlibyśmy na jakiś spacer, czy coś...-zaproponowałem.
Znów się uśmiechnęła.
-Ok. Dobranoc Vito.-odparła i zniknęła w cieniu jaskini.
-Dobranoc, Nevado...-szepnąłem bardziej do siebie, usilnie wpatrując się w miejsce, w którym dopiero co zniknęła, po czym odwróciłem się i pogalopowałem przez zalane blaskiem księżyca tereny.
Nevada?
-Zaczekaj!-zatrzymałem ją.
Odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.
-Może... Może spotkalibyśmy się też jutro?-spytałem niepewnie.
Uśmiechnęła się i samo to sprawiło, że poczułem ciepło na sercu...
-Jasne.-odparła -Gdzie mam czekać?
Zacząłem nerwowo przeczesywać w myślach wszystkie tereny, szukając najodpowiedniejszego.
-Może w południe przy Moście Donikąd? Potem poszlibyśmy na jakiś spacer, czy coś...-zaproponowałem.
Znów się uśmiechnęła.
-Ok. Dobranoc Vito.-odparła i zniknęła w cieniu jaskini.
-Dobranoc, Nevado...-szepnąłem bardziej do siebie, usilnie wpatrując się w miejsce, w którym dopiero co zniknęła, po czym odwróciłem się i pogalopowałem przez zalane blaskiem księżyca tereny.
Nevada?
Od Vito de Rain
CD Mocci
-Mocca!-krzyknąłem za nią -Zaczekaj, porozmawiajmy!
Puściłem się w pogoń za klaczą, nie przestając się drzeć.
-Mocca, błagam!
Poczułem kłucie w boku, które nasilało się z każdą chwilą. Kondycją niestety nie grzeszyłem... Ból się nasilał, ale ignorowałem go. Swoją uwagę całkowicie skupiłem na niej... Na Mocce. Wreszcie z wielkim trudem, ale ją dogoniłem. Zabiegłem jej drogę, tak więc zmuszona była się zatrzymać.
-Proszę, Vito... Daj mi spokój...-powiedziała, unikając mojego wzroku.
-Dlaczego? Mocca, co się z tobą dzieje?-spytałem, zbliżając się do niej, ta jednak odsunęła się zdecydowanym ruchem.
Mocca?
-Mocca!-krzyknąłem za nią -Zaczekaj, porozmawiajmy!
Puściłem się w pogoń za klaczą, nie przestając się drzeć.
-Mocca, błagam!
Poczułem kłucie w boku, które nasilało się z każdą chwilą. Kondycją niestety nie grzeszyłem... Ból się nasilał, ale ignorowałem go. Swoją uwagę całkowicie skupiłem na niej... Na Mocce. Wreszcie z wielkim trudem, ale ją dogoniłem. Zabiegłem jej drogę, tak więc zmuszona była się zatrzymać.
-Proszę, Vito... Daj mi spokój...-powiedziała, unikając mojego wzroku.
-Dlaczego? Mocca, co się z tobą dzieje?-spytałem, zbliżając się do niej, ta jednak odsunęła się zdecydowanym ruchem.
Mocca?
Od Nevady
CD Vito de Rain
"Ja też mam taką nadzieję", dodałam w myślach. Po jakimś czasie dotarliśmy do jaskini.
-No to chyba trzeba się pożegnać...-odezwałam się, stając przy wejściu do groty -Dziękuję za ten dzień, było świetnie.-uśmiechnęłam się.
Vito odwzajemnił uśmiech.
-Ja też dziękuję.
Po krótkim wahaniu podeszłam i pocałowałam go w policzek, po czym szybko się cofnęłam.
-Dobranoc!-pożegnałam się i weszłam do jaskini.
Vito?
"Ja też mam taką nadzieję", dodałam w myślach. Po jakimś czasie dotarliśmy do jaskini.
-No to chyba trzeba się pożegnać...-odezwałam się, stając przy wejściu do groty -Dziękuję za ten dzień, było świetnie.-uśmiechnęłam się.
Vito odwzajemnił uśmiech.
-Ja też dziękuję.
Po krótkim wahaniu podeszłam i pocałowałam go w policzek, po czym szybko się cofnęłam.
-Dobranoc!-pożegnałam się i weszłam do jaskini.
Vito?
Od Mocci
CD Vito de Rain
-O czym myślisz?-zapytałam patrząc na niego z zadziornym uśmiechem.
-O niczym-odpowiedział dalej zamyślony.
-Halo, Vito! Ziemia do ciebie!-stanęłam przed nim.
Popatrzył na mnie, ale w jego wzroku nie zobaczyłam radości. Raczej przejmującą pustkę. Jego wzrok był zimny. Nie taki jak zawsze. Odsunęłam się na bok pozwalając mu przejść. Odszedł kawałek, a ja stałam w tym samym miejscu.
-Chodź-mruknął, ale ja tylko się odwrociłam i odbiegłam.
-Mocca!-krzyknął za mną, ale go nie słuchałam-Mocca!
Biegałam po terenach. Olał mnie, totalnie mnie olał. Beznadzieja. Wszystko się psuło. Właśnie wtedy, kiedy go odnalazlam. Kiedy był przy mnie. Kiedy w końcu wiedziałam, że to coś więcej niż przyjaźń... Nie miłość, może zauroczenie... Zniszczyliśmy tą więź. Ja ją niszczyłam. To nie powinno się dziać. Może... Może on poznał kogoś innego. Może kogoś pokochał. Te myśli powoli mnie niszczą. Nie. Przecież zależy mi tylko na przyjaźni. Zniszczę te inne uczucia. Tak. To najlepsza opcja. Puki co muszę mu wszystko wytłumaczyć. Nie chcę go przecież stracić.
Vito? A ja mam ferie od tego piątku *U*
-O czym myślisz?-zapytałam patrząc na niego z zadziornym uśmiechem.
-O niczym-odpowiedział dalej zamyślony.
-Halo, Vito! Ziemia do ciebie!-stanęłam przed nim.
Popatrzył na mnie, ale w jego wzroku nie zobaczyłam radości. Raczej przejmującą pustkę. Jego wzrok był zimny. Nie taki jak zawsze. Odsunęłam się na bok pozwalając mu przejść. Odszedł kawałek, a ja stałam w tym samym miejscu.
-Chodź-mruknął, ale ja tylko się odwrociłam i odbiegłam.
-Mocca!-krzyknął za mną, ale go nie słuchałam-Mocca!
Biegałam po terenach. Olał mnie, totalnie mnie olał. Beznadzieja. Wszystko się psuło. Właśnie wtedy, kiedy go odnalazlam. Kiedy był przy mnie. Kiedy w końcu wiedziałam, że to coś więcej niż przyjaźń... Nie miłość, może zauroczenie... Zniszczyliśmy tą więź. Ja ją niszczyłam. To nie powinno się dziać. Może... Może on poznał kogoś innego. Może kogoś pokochał. Te myśli powoli mnie niszczą. Nie. Przecież zależy mi tylko na przyjaźni. Zniszczę te inne uczucia. Tak. To najlepsza opcja. Puki co muszę mu wszystko wytłumaczyć. Nie chcę go przecież stracić.
Vito? A ja mam ferie od tego piątku *U*
Od Vito de Rain
CD Nevady
Na pytanie Nevady wstrząsnęły mną dziwne dreszcze. Nie chciałem jednak dać tego po sobie poznać i zachowałem kamienną minę.
-Dlaczego miałbym unikać tego tematu?-odparłem.
Klacz zwiesiłam głowę.
-Naprawdę nie musisz...-mruknęła.
-Wiem, ale powiem.-wziąłem głęboki wdech -Moją partnerką była Pride, zresztą dopiero co tu dołączyła. Zakochała się we mnie, ale ja ją odrzuciłem... Nie kochałem jej. Zaczęliśmy się spotykać, ale wiesz... jak przyjaciele. Wtedy coś we mnie drgnęło, zgodziłem się na to, żebyśmy byli razem, choć tak naprawdę sam nie wiem dlaczego... Po jakimś czasie rozstałem się z nią, zdając sobie sprawę z tego, że tylko ją ranię, bo ona angażowała się w nasz związek, a ja... Ja w dalszym ciągu nie odczuwałem "tego czegoś". Teraz mam nadzieję, że zakocham się naprawdę...
Nevada?
Na pytanie Nevady wstrząsnęły mną dziwne dreszcze. Nie chciałem jednak dać tego po sobie poznać i zachowałem kamienną minę.
-Dlaczego miałbym unikać tego tematu?-odparłem.
Klacz zwiesiłam głowę.
-Naprawdę nie musisz...-mruknęła.
-Wiem, ale powiem.-wziąłem głęboki wdech -Moją partnerką była Pride, zresztą dopiero co tu dołączyła. Zakochała się we mnie, ale ja ją odrzuciłem... Nie kochałem jej. Zaczęliśmy się spotykać, ale wiesz... jak przyjaciele. Wtedy coś we mnie drgnęło, zgodziłem się na to, żebyśmy byli razem, choć tak naprawdę sam nie wiem dlaczego... Po jakimś czasie rozstałem się z nią, zdając sobie sprawę z tego, że tylko ją ranię, bo ona angażowała się w nasz związek, a ja... Ja w dalszym ciągu nie odczuwałem "tego czegoś". Teraz mam nadzieję, że zakocham się naprawdę...
Nevada?
Od Nevady
CD Vito de Rain
Uśmiechnęłam się. Ucieszyło mnie to, że Vito zechciał mnie odprowadzić, bo prawdę mówiąc... spodobał mi się. Ciągle gryzły mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałam być tylko przyjaciółką, chciałam, żeby był szczęśliwy, a to szczęście na pewno zapewniłaby mu Mocca, z drugiej jednak... Pragnęłam, żeby był tylko mój, i żeby nikt mi go nie odebrał. Miałam dziwne wrażenie, że między nami coś zaczęło się dziać...
-Miałeś kiedyś partnerkę, prawda? Dlaczego się rozstaliście?-spytałam niespodziewanie -Oczywiście jeśli nie chcesz, to nie mów i w sumie... Wybacz za to pytanie, uznajmy, że go w ogóle nie było...-zreflektowałam się.
Vito?
Uśmiechnęłam się. Ucieszyło mnie to, że Vito zechciał mnie odprowadzić, bo prawdę mówiąc... spodobał mi się. Ciągle gryzły mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałam być tylko przyjaciółką, chciałam, żeby był szczęśliwy, a to szczęście na pewno zapewniłaby mu Mocca, z drugiej jednak... Pragnęłam, żeby był tylko mój, i żeby nikt mi go nie odebrał. Miałam dziwne wrażenie, że między nami coś zaczęło się dziać...
-Miałeś kiedyś partnerkę, prawda? Dlaczego się rozstaliście?-spytałam niespodziewanie -Oczywiście jeśli nie chcesz, to nie mów i w sumie... Wybacz za to pytanie, uznajmy, że go w ogóle nie było...-zreflektowałam się.
Vito?
Od Qerida
CD historii Rossy
Spojrzałem się na nią, lecz po chwili odwróciłem głowę. Czułem jak klacz przyglądała mi się pytającą?
-Coś jest?- spytała
-Nie, wszystko w porządku- odparłem.
Zapadła cisza. Widocznie nikt nie chciał zaczynać rozmowy. Pierwszy raz w życiu nie odezwałem się i nie rozpocząłem rozmowy. Szczerze mówiąc to nie wiedziałem jak zacząć. Przecież jak dla mnie minęło bardzo długo od ostatniego spotkania z znajomymi.
-Przejdziemy się? Chciałbym zobaczyć tutejsze tereny. Podobno są piękne. Jak już sazedłem to widziałem ich skrawki- powiedziałem.
Spojrzałem się na nią, lecz po chwili odwróciłem głowę. Czułem jak klacz przyglądała mi się pytającą?
-Coś jest?- spytała
-Nie, wszystko w porządku- odparłem.
Zapadła cisza. Widocznie nikt nie chciał zaczynać rozmowy. Pierwszy raz w życiu nie odezwałem się i nie rozpocząłem rozmowy. Szczerze mówiąc to nie wiedziałem jak zacząć. Przecież jak dla mnie minęło bardzo długo od ostatniego spotkania z znajomymi.
-Przejdziemy się? Chciałbym zobaczyć tutejsze tereny. Podobno są piękne. Jak już sazedłem to widziałem ich skrawki- powiedziałem.
<Rossa? Brak weny na poziomie
niskim, ale jest....>
Od Vito de Rain
CD Nevady
Natychmiast podniosłem się z ziemi.
-Odprowadzę cię.-zaoferowałem szybko.
-Vito, nie musi...
-Wiem, że nie muszę, ale chcę.-przerwałem jej stanowczo.
Na jej pysku pojawił się uśmiech, a mnie uderzył fakt, jaki jest on piękny...
-No to chodźmy.-odparła.
Ruszyliśmy stępem przez plażę, pozwalając by morska bryza mierzwiła nasze grzywy. Ze zgrozą uświadomiłem sobie, jak bardzo nie chcę się z nią rozstawać... Z Nevadą oczywiście.
-Moja jaskinia jest trochę daleko...-odezwała się po chwili ciszy.
Poczułem, jak serce załomotało mi nieco mocniej. Skoro jest daleko, to nie będę musiał aż tak szybko się z nią rozstawać...
-Tym lepiej, nigdzie mi się nie spieszy.-odparłem.
Nevada?
Natychmiast podniosłem się z ziemi.
-Odprowadzę cię.-zaoferowałem szybko.
-Vito, nie musi...
-Wiem, że nie muszę, ale chcę.-przerwałem jej stanowczo.
Na jej pysku pojawił się uśmiech, a mnie uderzył fakt, jaki jest on piękny...
-No to chodźmy.-odparła.
Ruszyliśmy stępem przez plażę, pozwalając by morska bryza mierzwiła nasze grzywy. Ze zgrozą uświadomiłem sobie, jak bardzo nie chcę się z nią rozstawać... Z Nevadą oczywiście.
-Moja jaskinia jest trochę daleko...-odezwała się po chwili ciszy.
Poczułem, jak serce załomotało mi nieco mocniej. Skoro jest daleko, to nie będę musiał aż tak szybko się z nią rozstawać...
-Tym lepiej, nigdzie mi się nie spieszy.-odparłem.
Nevada?
Kolejna nieobecność
Niestety do soboty będziemy musieli obejść się bez drugiej administratorki, a mianowicie jacks, tak więc moi drodzy... Od teraz jesteście skazani tylko i wyłącznie na mnie. Mam nadzieję, że jakoś to przetrwacie... xD
~B•€•L•I•€•V•€
Nowy członek- Misaco!
Imię:Misaco(Misako)
Płeć: klacz Wiek: 3 lata Cechy charakteru: Dawniej będąc źrebakiem starała się być wredna,chamska,egoistyczna... Jednak z wiekiem stała się miłą i pomocną klaczą która tylko czasami zamienia się we wrednego i sarkastycznego potwora(XD)... Stanowisko: szpieg Żywioł: powietrze Moce: przywoływanie wichury i tornada, ogólne panowanie nad żywiołem Partner:Czy na całym świecie chodź jedna osoba ją pokocha? Rodzina: nie zna jej. Gdy była w SBK wychowywali ją Meggie i Harmider traktowała ich jak rodziców... Historia: Rodzice porzucili ją po urodzeniu. Ledwie przeżyła bo nie miała co jeść(była wtedy zima). Lecz gdy była już o krok od śmierci znalazła ją Rosa i przygarnęła do SBK tam się wychowała. Przeżyła tam wiele rzeczy które teraz wspomina. Po jakimś czasie stado się rozpadło. W poszukiwanie nowego domu wyruszyła z trzema innymi końmi:Meggie, After i Śniegiem. Jednak po jakimś czasie wszyscy rozeszli się w swoje strony a ona trafiła tu do tego stada i ma nadzieję, że konie z którymi wyruszyła w podróż... Właściciel: jestemnajlepsza Inne zdjęcia: |
|
Od Nevady
CD Vito de Rain
Nieśmiało oparłam głowę o jego szyję. Ogier nawet się nie poruszył. Zamknęłam oczy z lekkim uśmieszkiem na ustach, jednak zaraz je otworzyłam i zerwałam się na równe nogi. Nie... Vito kocha Moccę, a ja nie mogę być dla nich przeszkodą... Będziemy się tylko przyjaźnić, tak, przyjaźń i nic więcej...
Vito spojrzał na mnie zdziwiony.
-Coś się stało?-spytał.
-Nie, nie...-uśmiechnęłam się uspokajająco -Po prostu... późno już. Chyba pójdę.
Vito?
Nieśmiało oparłam głowę o jego szyję. Ogier nawet się nie poruszył. Zamknęłam oczy z lekkim uśmieszkiem na ustach, jednak zaraz je otworzyłam i zerwałam się na równe nogi. Nie... Vito kocha Moccę, a ja nie mogę być dla nich przeszkodą... Będziemy się tylko przyjaźnić, tak, przyjaźń i nic więcej...
Vito spojrzał na mnie zdziwiony.
-Coś się stało?-spytał.
-Nie, nie...-uśmiechnęłam się uspokajająco -Po prostu... późno już. Chyba pójdę.
Vito?
Od Vito de Rain
CD Nevady
-Pięknie...-przytaknąłem.
Wpatrywaliśmy się tak w niebo usiane gwiazdami i wsłuchiwaliśmy się w szum morskich fal.
-Jak to się dzieje, że te tereny mają w sobie tyle magii? Nie ma tutaj chyba "normalnego" miejsca...-westchnęła, patrząc jak oczarowana gdzieś ponad horyzont.
-Mnie to w żadnym wypadku nie przeszkadza...-odparłem, rozgrzebując kopytem piasek z braku lepszego zajęcia.
Nevada się uśmiechnęła, a ja ten uśmiech odwzajemniłem. Ułożyliśmy się na piasku i w dalszym ciągu podziwialiśmy piękno otaczającego nas krajobrazu. Niby nic, a jednak poczułem się... dziwnie. Do tej pory uśmiechałem się tylko w obecności Mocci, a teraz i Nevada potrafi sprawić, że nie odizolowuję się tak od innych... Miała na mnie niesamowity wpływ.
Nevada?
-Pięknie...-przytaknąłem.
Wpatrywaliśmy się tak w niebo usiane gwiazdami i wsłuchiwaliśmy się w szum morskich fal.
-Jak to się dzieje, że te tereny mają w sobie tyle magii? Nie ma tutaj chyba "normalnego" miejsca...-westchnęła, patrząc jak oczarowana gdzieś ponad horyzont.
-Mnie to w żadnym wypadku nie przeszkadza...-odparłem, rozgrzebując kopytem piasek z braku lepszego zajęcia.
Nevada się uśmiechnęła, a ja ten uśmiech odwzajemniłem. Ułożyliśmy się na piasku i w dalszym ciągu podziwialiśmy piękno otaczającego nas krajobrazu. Niby nic, a jednak poczułem się... dziwnie. Do tej pory uśmiechałem się tylko w obecności Mocci, a teraz i Nevada potrafi sprawić, że nie odizolowuję się tak od innych... Miała na mnie niesamowity wpływ.
Nevada?
Od Rossy
Wstałam dzisiaj rano acz nie chętnie. Poszłam na spacer po nowym
stadzie. Jen mnie oprowadziła po stadzie za co jestem jej bardzo
wdzięczna. Mówiła mi o Księciu i źrebakach żal mi jej. Ech ten mój
bracki... Tata ciesze sie że jest szczęśliwy. Ale co z mamą...? Żyje ? A
może nie? Nie dowiem sie już. Szłam przed siebie i spotkałam tatę.
Spojrzał na mnie.
- Cześć tato - rzekłam
- Rossa ? To ty żyjesz? - zapyt z niedowierzaniem
- Tak
Podniosłam łeb do góry zamiast spojrzeć ojcu w oczy dojrzałam ogiera. Tego któremu zaufałam którego pokochałam ponad wszystko. On wrócił! Ojciec mi sie przyglądał.
- Ross żyjesz ?- zapytał
Spojrzałam na tatę ominęłam go cwałem ruszyłam przed siebie czułam że mój ojciec na mnie patrzy. Miałam wszystko gdzieś. Liczył sie tylko Qerido. Podbiegłam do niego jak najszybciej. Nie myślałam że tak sie zachowam.
- Rossa? -:zapytał
- Tak ?
- Ty tu należysz?
- Oczywiście - odparłam
Uśmiechnął się do mnie. Ja odwzajemniłam ten uśmiech. W sumie dzięki niemu zaczęłam sie uśmiechać.
(Qerido?)
- Cześć tato - rzekłam
- Rossa ? To ty żyjesz? - zapyt z niedowierzaniem
- Tak
Podniosłam łeb do góry zamiast spojrzeć ojcu w oczy dojrzałam ogiera. Tego któremu zaufałam którego pokochałam ponad wszystko. On wrócił! Ojciec mi sie przyglądał.
- Ross żyjesz ?- zapytał
Spojrzałam na tatę ominęłam go cwałem ruszyłam przed siebie czułam że mój ojciec na mnie patrzy. Miałam wszystko gdzieś. Liczył sie tylko Qerido. Podbiegłam do niego jak najszybciej. Nie myślałam że tak sie zachowam.
- Rossa? -:zapytał
- Tak ?
- Ty tu należysz?
- Oczywiście - odparłam
Uśmiechnął się do mnie. Ja odwzajemniłam ten uśmiech. W sumie dzięki niemu zaczęłam sie uśmiechać.
(Qerido?)
wtorek, 28 stycznia 2014
Od Nevady
CD Vito de Rain
-Może być.-uśmiechnęłam się.
Dotarcie do celu zajęło nam dość sporo czasu, jako że przechodząc przez Aleję Niebios nagle straciłam panowanie nad własnymi zmysłami... Przewracałam się, a potem miałam problem z rozpoznaniem, gdzie jest góra, a gdzie dół. Na szczęście pomógł mi Vito, choć i na niego chyba to miejsce nie wpływało najlepiej...
-Chodźmy stąd jak najszybciej...-powiedziałam, kiedy po kolejnej wywrotce spowodowanej figlami, jakie płatały mi oczy, Vito znów musiał pomagać mi wstać.
-Jestem całkowicie za...-odparł.
Po jakimś czasie dotarliśmy w końcu do Zatoki Gwiazd, co powitałam z nieukrywaną ulgą.
-Pięknie tu...-westchnęłam.
Vito?
-Może być.-uśmiechnęłam się.
Dotarcie do celu zajęło nam dość sporo czasu, jako że przechodząc przez Aleję Niebios nagle straciłam panowanie nad własnymi zmysłami... Przewracałam się, a potem miałam problem z rozpoznaniem, gdzie jest góra, a gdzie dół. Na szczęście pomógł mi Vito, choć i na niego chyba to miejsce nie wpływało najlepiej...
-Chodźmy stąd jak najszybciej...-powiedziałam, kiedy po kolejnej wywrotce spowodowanej figlami, jakie płatały mi oczy, Vito znów musiał pomagać mi wstać.
-Jestem całkowicie za...-odparł.
Po jakimś czasie dotarliśmy w końcu do Zatoki Gwiazd, co powitałam z nieukrywaną ulgą.
-Pięknie tu...-westchnęłam.
Vito?
Od Vito de Rain
CD Pride
-To ja, Pride. To ja...-szepnąłem.
Staliśmy tak w siebie wtuleni. Czułem, że klacz nie ma siły, a w każdym bądź razie słabnie z każdą sekundą... Zerknąłem na Moccę. Patrzyła na to całe zajście z lekko poirytowaną miną. Nie ma się co dziwić... Obiecałem całodniową wycieczkę po terenach stada, a może i dalej, a tu z naszych planów nici... Ale nie żałuję, bynajmniej. Z Moccą jeszcze sobie odbijemy, a tymczasem znalazłem swoją przyjaciółkę, a dawną partnerkę, całą i zdrową...
-Vito...-szepnęła raz jeszcze i poczułem, jak ześlizguje się na ziemię. Na ułamek sekundy straciła przytomność, jednak zaraz się ocknęła.
-Pomóż mi!- zwróciłem się do Mocci. Ta posłusznie podeszła i podparła bok klaczy, pomagając jej iść. Ja podparłem drugi i tak doszliśmy do mojej jaskini.
Ułożyłem, znów nieprzytomną klacz, na swoim legowisku i spojrzałem na Moccę przepraszającym wzrokiem.
-Wybacz, ale dzisiaj chyba nic z naszego spaceru nie wyjdzie... Muszę zająć się Pride.
-Jasne.-odparła niby zwyczajnie, jednak wyczułem w jej głosie nutę zażenowania.
Odwróciła się i wyszła. Odprowadziłem ją wzrokiem, po czym spojrzałem na Pride i westchnąłem cicho.
Pride?
-To ja, Pride. To ja...-szepnąłem.
Staliśmy tak w siebie wtuleni. Czułem, że klacz nie ma siły, a w każdym bądź razie słabnie z każdą sekundą... Zerknąłem na Moccę. Patrzyła na to całe zajście z lekko poirytowaną miną. Nie ma się co dziwić... Obiecałem całodniową wycieczkę po terenach stada, a może i dalej, a tu z naszych planów nici... Ale nie żałuję, bynajmniej. Z Moccą jeszcze sobie odbijemy, a tymczasem znalazłem swoją przyjaciółkę, a dawną partnerkę, całą i zdrową...
-Vito...-szepnęła raz jeszcze i poczułem, jak ześlizguje się na ziemię. Na ułamek sekundy straciła przytomność, jednak zaraz się ocknęła.
-Pomóż mi!- zwróciłem się do Mocci. Ta posłusznie podeszła i podparła bok klaczy, pomagając jej iść. Ja podparłem drugi i tak doszliśmy do mojej jaskini.
Ułożyłem, znów nieprzytomną klacz, na swoim legowisku i spojrzałem na Moccę przepraszającym wzrokiem.
-Wybacz, ale dzisiaj chyba nic z naszego spaceru nie wyjdzie... Muszę zająć się Pride.
-Jasne.-odparła niby zwyczajnie, jednak wyczułem w jej głosie nutę zażenowania.
Odwróciła się i wyszła. Odprowadziłem ją wzrokiem, po czym spojrzałem na Pride i westchnąłem cicho.
Pride?
Od Pride
CD opowiadania Vito de Rain
Zaczęłam szybciej oddychać. Nogi się pode mną ugięły, powieki zaczęły powoli opadać. Ja jednak nadal powstrzymywałam sie przed upadnięciem. Czułam go, widziałam go. Właśnie go przytulałam. To było najważniejsze. Był, żył. Pamiętał o mnie.
- Vito... Vito... - powtarzałam w kółko - Vito...
Poczułam, że napina mięśnie
- Pride... co ci jest? - spytał nieco zaniepokojony
Nie rozumiałam słów, które wypowiadał. Chciałam zrozumieć, jednak nie mogłam, za to nadal i wciąż mówiłam to jedno słowo
- Vito... - odpowiedziałam jedynie w odpowiedzi
Poczułam jego wzrok. Wtuliłam sie w niego jeszcze mocniej.
- Vito...
(Vito? XD Pride jest obłąkana *_*)
Zaczęłam szybciej oddychać. Nogi się pode mną ugięły, powieki zaczęły powoli opadać. Ja jednak nadal powstrzymywałam sie przed upadnięciem. Czułam go, widziałam go. Właśnie go przytulałam. To było najważniejsze. Był, żył. Pamiętał o mnie.
- Vito... Vito... - powtarzałam w kółko - Vito...
Poczułam, że napina mięśnie
- Pride... co ci jest? - spytał nieco zaniepokojony
Nie rozumiałam słów, które wypowiadał. Chciałam zrozumieć, jednak nie mogłam, za to nadal i wciąż mówiłam to jedno słowo
- Vito... - odpowiedziałam jedynie w odpowiedzi
Poczułam jego wzrok. Wtuliłam sie w niego jeszcze mocniej.
- Vito...
(Vito? XD Pride jest obłąkana *_*)
Od Vito de Rain
CD Pride
Delikatnie starałem się uwolnić z uścisku nieznajomej, jednak ta uparcie wtulała się we mnie dalej. No i skąd znała moje imię?! Rzuciłem zdziwione spojrzenie Mocce i spostrzegłem, że jej mina niewiele odbiegała wyglądem od mojej.
-Kim... Kim ty właściwie jesteś?-spytałem wreszcie -My się w ogóle znamy?
Wtedy klacz podniosła głowę i zobaczyłem tak dobrze mi znane orzechowe oczy, których po prostu nie dało się pomylić z innymi.
-Pride!-krzyknąłem i wtuliłem się w klacz.
Pride?
Delikatnie starałem się uwolnić z uścisku nieznajomej, jednak ta uparcie wtulała się we mnie dalej. No i skąd znała moje imię?! Rzuciłem zdziwione spojrzenie Mocce i spostrzegłem, że jej mina niewiele odbiegała wyglądem od mojej.
-Kim... Kim ty właściwie jesteś?-spytałem wreszcie -My się w ogóle znamy?
Wtedy klacz podniosła głowę i zobaczyłem tak dobrze mi znane orzechowe oczy, których po prostu nie dało się pomylić z innymi.
-Pride!-krzyknąłem i wtuliłem się w klacz.
Pride?
Nowy członek- Qerido!
Imię: Qerido
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Qerido to wariat... Tak można go określić. Pełna ekstrema i adrenalina. Trudne sytuacje bez wyjścia... To cały świat. On zawsze znajdzie wyjście. Zawsze ma pomysł, najczęściej szalony. To pełen energii i zabawny ogier, nie przejmujący drobiazgami i byle czym. Nienawidzi się nudzić i nie mieć towarzystwa, z którym z chęcią porozmawia. Jeśli się za coś weźmie, coś obieca to próbuje dojść do celu, wywiązać się z obietnicy. Można mu zaufać(chodź nie zawsze, jeśli chodzi o jego ,,genialne” pomysły xD) i ma się pewność, że dotrzyma słowa obiecanego. Ogier dążący do celu, nie cierpiący osób koloryzujących i podlizujących się. Mimo jego swobodnego i luzackiego charakteru, potrafi przyjąć sprawę poważnie jeśli sytuacja tego wymaga. Potrafi się sprzeciwić, co oznacza jego asertywność. Potrafi się poświęcić. Skoczy w ogień za przyjaciółmi. Kochający i opiekuńczy. Jest ogierem wrażliwym, co nie oznacza, że pozwoli sobie podskoczyć. Dla wrogów złośliwy i z lekka wredny...
Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Powietrze
Moce: Potrafi rozpętać największą burzę i huragan na całej ziemi, który by niszczył wszystko o czym on pomyśli. Wiatr go się słucha i wykonuje wszystkie jego polecenia i rozkazy, a także prośby. Potrafi stworzyć różne postacie z wiatru i pociski z kuli wiatru, a także tarczę obronną. Potrafi także zmieniać się w wiatr i teleportować za pomocą jego. No i wszystko związane z żywiołem…
Partner: W tej sprawie jest dosyć nieufny... Jego serce jest nadal rozdarte.... Chociaż jest ktoś komu naprawdę zaufał....
Rodzina: Wychowywała go łania o imieniu Anaella. Nie znał rodziny. Zostawili go na pastwę losu i odeszli. Wie tylko, że ma siostrę, którą zamierza odnaleźć.
Historia: Urodził się na nieznanych terenach bagiennych. Trzeba było uważać gdzie się stąpa. Od razu gdy tylko się urodził, rodzice go porzucili. Jego i siostrę. Dorastali w dzikich odmętach puszczy. Wychowywało ich życie. Dzikie zwierzęta i… i łania. Zajmowała się nimi jak własnymi dziećmi. Oni za to ją kochali. Pewnego dnia, na bagna przyszli ludzie. Wystrzelali całą zwierzynę. ,,Matka:, siostra i on uciekali, byle najdalej od ludzi. Niestety… łania nie dała rady i postrzelona utopiła się w jednym z bagien. Wtedy właśnie on i jego siostra się rozdzielili. Szukał jej przez cały rok, potem stracił nadzieję. Idąc, nie zważał na nic. Było mu obojętne całe jego życie. Znalazł stado Błękitnego Księżyca, w którym zakochał się w Tamizie, lecz ta nie odwzajemniła uczucia i pokochała innego. Po pewnym czasie nastała wojna, po której stado rozpadło się. Wszystkie konie poszły w swoją stronę. On również. Stracił kolejne bliskie mu osoby. Błąkał się, aż pewnego dnia spotkał znajome mu postacie, Jack`a i Dęblina. Zaproponowali mu dołączenie do Mysterious Valley. Jakby mógł się nie zgodzić? Dołączył i ma nadzieję, że znowuż nie straci bliskich...
Właściciel: izusia321
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Qerido to wariat... Tak można go określić. Pełna ekstrema i adrenalina. Trudne sytuacje bez wyjścia... To cały świat. On zawsze znajdzie wyjście. Zawsze ma pomysł, najczęściej szalony. To pełen energii i zabawny ogier, nie przejmujący drobiazgami i byle czym. Nienawidzi się nudzić i nie mieć towarzystwa, z którym z chęcią porozmawia. Jeśli się za coś weźmie, coś obieca to próbuje dojść do celu, wywiązać się z obietnicy. Można mu zaufać(chodź nie zawsze, jeśli chodzi o jego ,,genialne” pomysły xD) i ma się pewność, że dotrzyma słowa obiecanego. Ogier dążący do celu, nie cierpiący osób koloryzujących i podlizujących się. Mimo jego swobodnego i luzackiego charakteru, potrafi przyjąć sprawę poważnie jeśli sytuacja tego wymaga. Potrafi się sprzeciwić, co oznacza jego asertywność. Potrafi się poświęcić. Skoczy w ogień za przyjaciółmi. Kochający i opiekuńczy. Jest ogierem wrażliwym, co nie oznacza, że pozwoli sobie podskoczyć. Dla wrogów złośliwy i z lekka wredny...
Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Powietrze
Moce: Potrafi rozpętać największą burzę i huragan na całej ziemi, który by niszczył wszystko o czym on pomyśli. Wiatr go się słucha i wykonuje wszystkie jego polecenia i rozkazy, a także prośby. Potrafi stworzyć różne postacie z wiatru i pociski z kuli wiatru, a także tarczę obronną. Potrafi także zmieniać się w wiatr i teleportować za pomocą jego. No i wszystko związane z żywiołem…
Partner: W tej sprawie jest dosyć nieufny... Jego serce jest nadal rozdarte.... Chociaż jest ktoś komu naprawdę zaufał....
Rodzina: Wychowywała go łania o imieniu Anaella. Nie znał rodziny. Zostawili go na pastwę losu i odeszli. Wie tylko, że ma siostrę, którą zamierza odnaleźć.
Historia: Urodził się na nieznanych terenach bagiennych. Trzeba było uważać gdzie się stąpa. Od razu gdy tylko się urodził, rodzice go porzucili. Jego i siostrę. Dorastali w dzikich odmętach puszczy. Wychowywało ich życie. Dzikie zwierzęta i… i łania. Zajmowała się nimi jak własnymi dziećmi. Oni za to ją kochali. Pewnego dnia, na bagna przyszli ludzie. Wystrzelali całą zwierzynę. ,,Matka:, siostra i on uciekali, byle najdalej od ludzi. Niestety… łania nie dała rady i postrzelona utopiła się w jednym z bagien. Wtedy właśnie on i jego siostra się rozdzielili. Szukał jej przez cały rok, potem stracił nadzieję. Idąc, nie zważał na nic. Było mu obojętne całe jego życie. Znalazł stado Błękitnego Księżyca, w którym zakochał się w Tamizie, lecz ta nie odwzajemniła uczucia i pokochała innego. Po pewnym czasie nastała wojna, po której stado rozpadło się. Wszystkie konie poszły w swoją stronę. On również. Stracił kolejne bliskie mu osoby. Błąkał się, aż pewnego dnia spotkał znajome mu postacie, Jack`a i Dęblina. Zaproponowali mu dołączenie do Mysterious Valley. Jakby mógł się nie zgodzić? Dołączył i ma nadzieję, że znowuż nie straci bliskich...
Właściciel: izusia321
Od Pride
Nie ma nikogo. Nikogo nie ma. Nikogo, kto
by mnie pocieszył, przytulił, dodał otuchy. Słysząc słowa "Stado
Błękitnego Księżyca przestało istnieć" wydobywające się z krtani
łkającej Rosy miałam ochotę upaść na ziemię i czekać na śmierć. Jednak
nie zrobiłam tego... Wiedziałam, że teraz mam tą jedyną szansę... Szansę
na odnalezienie tego, przez którego teraz tak cierpię, a którego tak
kocham. Wiem, że go odnajdę i mam nadzieję... mam nadzieję... jaką? Na
co? Ślepa miłość tylko jeszcze mnie skrzywdzi, a potem doprowadzi do
obłędu, jeżeli już tego nie zrobiła. Jednak zrywam się do cwału i
ruszam w ciemność, w nieznane tereny, tropem ogiera moich snów.
*(pare miesięcy później)*
Iskierka nadziei powoli gaśnie. Od paru dni, tygodni, miesięcy, a może nawet lat galopuję samotnie po miejscach, które są niezasiedlone, po miejscach, które zamieszkują wilki i ludzie, po miejscach, w których zawsze mogę zginąć, a nikt nawet tego nie zauważy. Jednak nadchodzi dzień... dzień, który dodaje mi otuchy... Usłyszała śmiech i czułe słowa. Śmiech... którego nigdy nie zapomnę, ten głos, którego nigdy nie pomylę... - Vito! - szepnęłam prawie bezgłośnie Oczy mi rozbłysły. Ruszyłam jak najszybciej ku dochodzącemu głosowi. Zatrzymałam sie jednak, słysząc kolejny głos. Głos klaczy... Natychmiast rozpoznałam ją. Mocca. NA moją twarz wypłynął grymas. Wychylam ostrożnie pysk z zarośli i to, co ukazuje się moim oczom tworzy kolejną ranę w sercu. Vito i Mocca śmieją się, przytulają i mówią do siebie czułe słowa. Niby zwyczajne gesty, jednak zazdrość..., niepohamowana zazdrość przezwycięża zdrowy rozsądek. Wyskoczyłam z krzaków, podkłusowałam do Vita i... przytuliłam się do niego szepcząc: - Vito... Vito... Vito... - zakręciło mi się w głowie, jednak uparcie trzymałam się na nogach powtarzając coraz to głośniej, deperacko czepiając się ogiera, to samo słowo - Vito... Vito... Vito... (Vito? xD) |
Nowy członek- Pride!
Imię: Pride
Płeć: klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Pride jest klaczą dumną, odważną i straszliwie upartą. Jeżeli coś postanowi nic, ani nikt jej od tego nie odciągnie. Pełna poświęcenia, biegi to dla niej całe życie. Jest bardzo oddana dla przyjaciół, można jej zaufać. Nieufna, jednak sama jej osoba wzbudza od razu zaufanie. Honorowa, miła, towarzyska i pomocna. Ma bardzo duże i wrażliwe serce. Jeżeli kogoś pokocha, to na całe życie i całym swoim sercem. Romantyczka. Uwielbia romantyczne klimaty. Wokół się zawsze ma wiele znajomych, jednak swojej przyjaciółki nadal szuka i wierzy w to, że ją znajdzie. Często chodzi "w chmurach", mądra, błyskotliwa i ambitna. Bardzo ciekawa świata, a w szczególności ciekawią ją ludzie. Żądna przygód. Czasami lubi pobrykać i powygłupiać się, jednak zazwyczaj jest poważna. Prawdziwa przyjaciółka. Zawsze pełna energii/ energiczna. Ma zawsze dobre poczucie humoru, nie da się przy niej nie nudzić. Gdy ma zły humor wszyscy dookoła "zarażają" się tym.
Stanowisko: szpieg
Żywioł: powietrze
Moce: latanie, zamiana w wiatr, sterowanie chmurami i pogodą, bieganie z prędkością światła, władza na wiatrem
Partner: W SBK miała partnera - Vito de Rain, jednak odeszli do siebie. Obecnie nie ma partnera, jednak nie szuka nikogo nowego. Wierzy jedynie w to, że Vito jeszcze wróci do niej
Rodzina: Sara - matka, Sam - ojciec
Historia: Urodziła się u ludzi, jednak po jakimś czasie uciekła. Dotarła do Stada Błękitnego Księżyca, gdzie przeżyła wiele pięknych chwil. Niestety owe stado rozpadło się, a ona zrozpaczona faktem, że nie ma się gdzie podziać ruszyła na poszukiwanie nowego miejsca na ziemi. Po miesiącu wędrówki znalazła to stado i dołaczyła do niego.
Właściciel: Samotna
Płeć: klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Pride jest klaczą dumną, odważną i straszliwie upartą. Jeżeli coś postanowi nic, ani nikt jej od tego nie odciągnie. Pełna poświęcenia, biegi to dla niej całe życie. Jest bardzo oddana dla przyjaciół, można jej zaufać. Nieufna, jednak sama jej osoba wzbudza od razu zaufanie. Honorowa, miła, towarzyska i pomocna. Ma bardzo duże i wrażliwe serce. Jeżeli kogoś pokocha, to na całe życie i całym swoim sercem. Romantyczka. Uwielbia romantyczne klimaty. Wokół się zawsze ma wiele znajomych, jednak swojej przyjaciółki nadal szuka i wierzy w to, że ją znajdzie. Często chodzi "w chmurach", mądra, błyskotliwa i ambitna. Bardzo ciekawa świata, a w szczególności ciekawią ją ludzie. Żądna przygód. Czasami lubi pobrykać i powygłupiać się, jednak zazwyczaj jest poważna. Prawdziwa przyjaciółka. Zawsze pełna energii/ energiczna. Ma zawsze dobre poczucie humoru, nie da się przy niej nie nudzić. Gdy ma zły humor wszyscy dookoła "zarażają" się tym.
Stanowisko: szpieg
Żywioł: powietrze
Moce: latanie, zamiana w wiatr, sterowanie chmurami i pogodą, bieganie z prędkością światła, władza na wiatrem
Partner: W SBK miała partnera - Vito de Rain, jednak odeszli do siebie. Obecnie nie ma partnera, jednak nie szuka nikogo nowego. Wierzy jedynie w to, że Vito jeszcze wróci do niej
Rodzina: Sara - matka, Sam - ojciec
Historia: Urodziła się u ludzi, jednak po jakimś czasie uciekła. Dotarła do Stada Błękitnego Księżyca, gdzie przeżyła wiele pięknych chwil. Niestety owe stado rozpadło się, a ona zrozpaczona faktem, że nie ma się gdzie podziać ruszyła na poszukiwanie nowego miejsca na ziemi. Po miesiącu wędrówki znalazła to stado i dołaczyła do niego.
Właściciel: Samotna
Od Tamizy
CD Jacka
-Jest cudownie...-szepnęłam.
Jack pocałował mnie w policzek i ułożył głowę na mojej szyi. Nie wiem, co się działo dalej, bo odpłynęłam w głębokim śnie...
Rankiem obudził mnie szum morskich fal. Otworzyłam oczy, a te zapiekły mnie od słońca wpadającego przez ogromne otwory w ścianach i suficie. O dziwo nie było mi zimno. To miejsce naprawdę musiało być pod wpływem jakiejś silnej magii i nie chodzi tu tylko o tę jaskinię, ale i o resztę terenów.
Kiedy już rozbudziłam się na tyle, by móc trzeźwo myśleć, zaczęłam omiatać jaskinię wzrokiem w nadziei znalezienia w niej ukochanego.
-Jack?-krzyknęłam po chwili bezowocnych poszukiwań.
Jackie?
-Jest cudownie...-szepnęłam.
Jack pocałował mnie w policzek i ułożył głowę na mojej szyi. Nie wiem, co się działo dalej, bo odpłynęłam w głębokim śnie...
Rankiem obudził mnie szum morskich fal. Otworzyłam oczy, a te zapiekły mnie od słońca wpadającego przez ogromne otwory w ścianach i suficie. O dziwo nie było mi zimno. To miejsce naprawdę musiało być pod wpływem jakiejś silnej magii i nie chodzi tu tylko o tę jaskinię, ale i o resztę terenów.
Kiedy już rozbudziłam się na tyle, by móc trzeźwo myśleć, zaczęłam omiatać jaskinię wzrokiem w nadziei znalezienia w niej ukochanego.
-Jack?-krzyknęłam po chwili bezowocnych poszukiwań.
Jackie?
Od Vito de Rain
CD Mocci
Poczułem jak mój policzek pali mnie, jakby ktoś przyłożył do niego rozżarzone drewno. Mocca uśmiechnęła się promiennie.
-Idziemy, wredzielcu?-spytała.
Przytaknąłem.
Ruszyliśmy więc w ciszy, przerywanej jedynie ćwierkaniem ptaków, walczących między sobą o jagody jarzębiny i głogu, jednak nie zwracałem na nie większej uwagi... Moje myśli były daleko stąd. Nevada... Ciągle chodziła mi ona po głowie i nie mogłem wypędzić jej za żadne skarby. Jeszcze do niedawna zapewne oddałbym wszystko co mam, łącznie z samym sobą Mocce i tylko jej, ale teraz?... Teraz jestem rozdarty... Uświadomiłem sobie, że zaczynam czuć coś i do Nevady... Znamy się niby od niedawna, ale urzekła mnie ona bezapelacyjnie. Co teraz zrobić? Nie mam bladego pojęcia...
Mocca? A ja mam ferie! ^o^
Poczułem jak mój policzek pali mnie, jakby ktoś przyłożył do niego rozżarzone drewno. Mocca uśmiechnęła się promiennie.
-Idziemy, wredzielcu?-spytała.
Przytaknąłem.
Ruszyliśmy więc w ciszy, przerywanej jedynie ćwierkaniem ptaków, walczących między sobą o jagody jarzębiny i głogu, jednak nie zwracałem na nie większej uwagi... Moje myśli były daleko stąd. Nevada... Ciągle chodziła mi ona po głowie i nie mogłem wypędzić jej za żadne skarby. Jeszcze do niedawna zapewne oddałbym wszystko co mam, łącznie z samym sobą Mocce i tylko jej, ale teraz?... Teraz jestem rozdarty... Uświadomiłem sobie, że zaczynam czuć coś i do Nevady... Znamy się niby od niedawna, ale urzekła mnie ona bezapelacyjnie. Co teraz zrobić? Nie mam bladego pojęcia...
Mocca? A ja mam ferie! ^o^
Od Havany
CD historii Thalii
Przypatrzyłam się niebu, uśmiechając delikatnie. Weszłam do swojej jaskini. Dęblin leżał już na posłaniu. Pocałowałam go w policzek i przytuliłam. Jednak nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o Thalii. Po godzinnych przemyśleniach, zasnęłam.
***
Obudziłam się wcześnie rano. Co prawda na dworze było jeszcze ciemno, ale nie mogłam spać dalej. Poszłam w kierunku jeziora Roku. Pochyliłam głowę by się napić. Wtem ktoś podszedł do mnie. Podniosłam głowę. Obok mnie stała Thalia. Byłą chyba nie wyspana, bo ziewnęła dwa razy i miała chyba niewyspany wzrok.
-Dzień dobry- powiedziałam
Klaczka nie odpowiedziała tylko spojrzała się na mnie swoimi dużymi oczami. Uśmiechnęłam się delikatnie.
<Thalia? Moja poszła na lofry...>
Przypatrzyłam się niebu, uśmiechając delikatnie. Weszłam do swojej jaskini. Dęblin leżał już na posłaniu. Pocałowałam go w policzek i przytuliłam. Jednak nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o Thalii. Po godzinnych przemyśleniach, zasnęłam.
***
Obudziłam się wcześnie rano. Co prawda na dworze było jeszcze ciemno, ale nie mogłam spać dalej. Poszłam w kierunku jeziora Roku. Pochyliłam głowę by się napić. Wtem ktoś podszedł do mnie. Podniosłam głowę. Obok mnie stała Thalia. Byłą chyba nie wyspana, bo ziewnęła dwa razy i miała chyba niewyspany wzrok.
-Dzień dobry- powiedziałam
Klaczka nie odpowiedziała tylko spojrzała się na mnie swoimi dużymi oczami. Uśmiechnęłam się delikatnie.
<Thalia? Moja poszła na lofry...>
Od Mocci
CD Vito de Rain
-Haha, bo ty umiesz być wredny-odparłam kąśliwie.
-Niezbyt rozumiem co masz na myśli-spojrzał na mnie kątem oka.
-Ten, kto cię poznał Vito, wie, że to tylko maska. Jesteś niedostępny na początku. Później jesteś milusi do bólu. Przynajmniej dla mnie-uśmiechnęłam się i spojrzałam na przyjaciela.
Jego kąciki ust się uniosły, a mnie od razu zrobiło się cieplej na sercu.
-Nie noszę maski, Mocca-odparł dalej uśmiechnęty-Po prostu dla niektórych bardziej się staram.
-Jestem jedną z nich?-zapytałam, w sumie niepotrzebnie.
-Dla ciebie staram się jeszcze bardziej niż dla innych-powiedzial poważnie.
-Miło mi to słyszeć, Vito-pocałowałam go w policzek, a w moich oczach zatańczyły iskierki.
Vito? Wena wróciła w szkole ;o
-Haha, bo ty umiesz być wredny-odparłam kąśliwie.
-Niezbyt rozumiem co masz na myśli-spojrzał na mnie kątem oka.
-Ten, kto cię poznał Vito, wie, że to tylko maska. Jesteś niedostępny na początku. Później jesteś milusi do bólu. Przynajmniej dla mnie-uśmiechnęłam się i spojrzałam na przyjaciela.
Jego kąciki ust się uniosły, a mnie od razu zrobiło się cieplej na sercu.
-Nie noszę maski, Mocca-odparł dalej uśmiechnęty-Po prostu dla niektórych bardziej się staram.
-Jestem jedną z nich?-zapytałam, w sumie niepotrzebnie.
-Dla ciebie staram się jeszcze bardziej niż dla innych-powiedzial poważnie.
-Miło mi to słyszeć, Vito-pocałowałam go w policzek, a w moich oczach zatańczyły iskierki.
Vito? Wena wróciła w szkole ;o
Od Jennifer
CD Jack'a
Spojrzałam na ogiera potem na klacz. Westchnęłam. Postanowiłam wyjść. Nie chciałam im przeszkadzać. Lecz niestety Jack mnie zatrzymał.
- Jennifer nie martw się - powiedział
Spojrzałam na niego żałosnym wzrokiem.
- Nie będę się martwić ale się zawiodłam na nim. - rzekłam
- Też się zawiodłem ale cóż już nic nie zrobisz - odparł
Posłał mi delikatny uśmiech.
- Lepiej jak pójdę...
<Jack?>
Od Jack'a
CD Jennifer
- Książe został w Stadzie Błękitnego Księżyca... Nie chciał się tu przenosić i mówił, że jeśli odeszłaś bez dzieci to on się nimi zajmie. To pewnie prze ze mnie. Nie chce mi podlegać - westchnąłem smutno - Nic więcej nie wiem. Rozmawiałem z nim także około tygodnia temu.
Klacz sposępniała... Musiał ją rozczarować. Od razu wydawał się uparty, ale nie wiedziałem, że aż tak.
- Przykro mi - dodałem jeszcze, a ona ze spuszczonym łbem udała się do wyjścia.
- To nie tobie powinno być przykro...
- Mimo wszystko jest - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Co się dzieje? - Tamiza właśnie weszła do jaskini.
- Nic - rzuciła Jennifer, a ja pocałowałem moja partnerkę w chrapy.
Jennifer?
- Książe został w Stadzie Błękitnego Księżyca... Nie chciał się tu przenosić i mówił, że jeśli odeszłaś bez dzieci to on się nimi zajmie. To pewnie prze ze mnie. Nie chce mi podlegać - westchnąłem smutno - Nic więcej nie wiem. Rozmawiałem z nim także około tygodnia temu.
Klacz sposępniała... Musiał ją rozczarować. Od razu wydawał się uparty, ale nie wiedziałem, że aż tak.
- Przykro mi - dodałem jeszcze, a ona ze spuszczonym łbem udała się do wyjścia.
- To nie tobie powinno być przykro...
- Mimo wszystko jest - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Co się dzieje? - Tamiza właśnie weszła do jaskini.
- Nic - rzuciła Jennifer, a ja pocałowałem moja partnerkę w chrapy.
Jennifer?
Od Nemezis
CD Karmelki
-Może być.-uśmiechnęłam się.
-No więc chodźmy.
Odwróciłam się i ruszyłam stępem w kierunku Alei Niebios. Nie słyszałam jednak kroków Karmelki i to mnie zdziwiło... Po chwili dowiedziałam się dlaczego.
-Eee... Nemezis...-odezwała się niepewnie.
-Hm?-odwróciłam się.
-Idziesz w złym kierunku....
Poczułam, jak zapiekły mnie policzki. No tak, nie mogłam przecież zobaczyć, dokąd idę, a mój zmysł orientacji nie zdążył się jeszcze wykształcić na świeżo poznanym terenie.
-Ach, faktycznie...-zaśmiałam się z udawaną beztroską -Jestem tu od niedawna, jeszcze nie do końca pamiętam, gdzie co jest. Wybacz.
Karmelka?
-Może być.-uśmiechnęłam się.
-No więc chodźmy.
Odwróciłam się i ruszyłam stępem w kierunku Alei Niebios. Nie słyszałam jednak kroków Karmelki i to mnie zdziwiło... Po chwili dowiedziałam się dlaczego.
-Eee... Nemezis...-odezwała się niepewnie.
-Hm?-odwróciłam się.
-Idziesz w złym kierunku....
Poczułam, jak zapiekły mnie policzki. No tak, nie mogłam przecież zobaczyć, dokąd idę, a mój zmysł orientacji nie zdążył się jeszcze wykształcić na świeżo poznanym terenie.
-Ach, faktycznie...-zaśmiałam się z udawaną beztroską -Jestem tu od niedawna, jeszcze nie do końca pamiętam, gdzie co jest. Wybacz.
Karmelka?
Od Vito de Rain
CD Nevady
-I słusznie, nie chciej mnie w takiej wersji poznać...-uśmiechnąłem się.
Kłusowaliśmy tak przez las, starając się nie powtórzyć wywrotki, jaką dopiero co zaliczyłem. Dostrzegłem, że Nevada mimo wszystko co chwila na mnie zerka... Uśmiechnąłem się pod nosem. W zasadzie nie przeszkadzało mi to... Nevada była piękna, urocza i inteligentna, miała wszystkie cechy, jakie cenię sobie w klaczach. "Nie, stop! Vito, nie zagalopowuj się tak!"-skarciłem się w myślach. Tyle tylko, że mój wzrok nieustannie do niej wędrował... Poruszała się z gracją i lekkością, jakby nie istniał opór powietrza, ani śniegu, przez który zmuszeni byliśmy się przedzierać. Zarzucała swoją długą, gęstą grzywą, a uśmiech nie znikał z jej pyska, co sprawiło, że gościł częściej i na moim. W końcu dotarliśmy do krańca lasu i przyszedł czas, by zadecydować, gdzie właściwie mamy iść...
-To może Zatoka Gwiazd?-zaproponowałem.
Nevada?
-I słusznie, nie chciej mnie w takiej wersji poznać...-uśmiechnąłem się.
Kłusowaliśmy tak przez las, starając się nie powtórzyć wywrotki, jaką dopiero co zaliczyłem. Dostrzegłem, że Nevada mimo wszystko co chwila na mnie zerka... Uśmiechnąłem się pod nosem. W zasadzie nie przeszkadzało mi to... Nevada była piękna, urocza i inteligentna, miała wszystkie cechy, jakie cenię sobie w klaczach. "Nie, stop! Vito, nie zagalopowuj się tak!"-skarciłem się w myślach. Tyle tylko, że mój wzrok nieustannie do niej wędrował... Poruszała się z gracją i lekkością, jakby nie istniał opór powietrza, ani śniegu, przez który zmuszeni byliśmy się przedzierać. Zarzucała swoją długą, gęstą grzywą, a uśmiech nie znikał z jej pyska, co sprawiło, że gościł częściej i na moim. W końcu dotarliśmy do krańca lasu i przyszedł czas, by zadecydować, gdzie właściwie mamy iść...
-To może Zatoka Gwiazd?-zaproponowałem.
Nevada?
Od Jennifer
CD Dęblina.
Spojrzałam na ogiera. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękuje za ostrzeżenie - powiedziałam
- Nie ma za co - odparł
Uśmiechnął się do mnie.
- A mam pytanie...-zaczęłam
- Jakie?
- Czy jest tutaj gdzieś Jack?
- Tak jest - odparł
- Zaprowadziłbyś mnie?
- Jasne - rzekł
Zaczęliśmy iść w stronę jaskini Jack'a. Miałam nadzieję ,że on chociaż wie co się dzieje z Księciem. Tylko raz widziałam mojego partnera w SBK. Teraz jakby zaginął. Martwię się a Jack to jego ojciec może wie? No cóż... Kiedy tak rozmyślałam doszliśmy do jaskini ogiera.
- O to jaskinia Jack'a i Tamizy możesz wejść a ja muszę iść pa - rzekł i odszedł
- Pa.
Spojrzałam na jaskinię. Miałam nadzieję ,że jest tam Jack sam. Bez Tamizy nie chciałabym się teraz z nią spotkać i rozmawiać przy niej. Po chwili Jack wyszedł z jaskini spojrzał na mnie.
- Jennifer? - zapytał
- Tak to ja - odparłam
- Co ty tutaj robisz? - zapytał
- No ja tu należę do tego stada ale ja chciałam porozmawiać na temat Księcia...
- No dobrze wejdź - rzekł
Weszłam do jaskini.
- To mów - rzekł
- Czy widziałeś Księcia? Bo nie ma Jessici i Johnny'ego jakby zginęli widziałam ich ostatnim razem kilka tygodni temu...
<Jack?>
Spojrzałam na ogiera. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękuje za ostrzeżenie - powiedziałam
- Nie ma za co - odparł
Uśmiechnął się do mnie.
- A mam pytanie...-zaczęłam
- Jakie?
- Czy jest tutaj gdzieś Jack?
- Tak jest - odparł
- Zaprowadziłbyś mnie?
- Jasne - rzekł
Zaczęliśmy iść w stronę jaskini Jack'a. Miałam nadzieję ,że on chociaż wie co się dzieje z Księciem. Tylko raz widziałam mojego partnera w SBK. Teraz jakby zaginął. Martwię się a Jack to jego ojciec może wie? No cóż... Kiedy tak rozmyślałam doszliśmy do jaskini ogiera.
- O to jaskinia Jack'a i Tamizy możesz wejść a ja muszę iść pa - rzekł i odszedł
- Pa.
Spojrzałam na jaskinię. Miałam nadzieję ,że jest tam Jack sam. Bez Tamizy nie chciałabym się teraz z nią spotkać i rozmawiać przy niej. Po chwili Jack wyszedł z jaskini spojrzał na mnie.
- Jennifer? - zapytał
- Tak to ja - odparłam
- Co ty tutaj robisz? - zapytał
- No ja tu należę do tego stada ale ja chciałam porozmawiać na temat Księcia...
- No dobrze wejdź - rzekł
Weszłam do jaskini.
- To mów - rzekł
- Czy widziałeś Księcia? Bo nie ma Jessici i Johnny'ego jakby zginęli widziałam ich ostatnim razem kilka tygodni temu...
<Jack?>
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Od Nevady
CD Vito de Rain
-Lepiej uznaj za komplement, bo nie znam cię i raczej nie chcę poznać w wersji gbura....-zaśmiałam się.
Kątem oka zerknęłam na ogiera. Było w nim coś, co niezwykle mnie intrygowało, coś, czego nie miał nikt inny... Był przystojny, całkiem miły, mimo krążących o nim plotek i odważny, co mi imponowało... Czułam się przy nim bezpiecznie, choć w towarzystwie mordercy tak być raczej nie powinno... Poruszał się zgrabnie, jak na ogiera, a przy tym odważnie i stanowczo. Szybko odwróciłam wzrok, a było to spowodowane myślą, jaka nagle mnie nawiedziła. Mocca. On kocha Moccę, są przyjaciółmi... Nie wierzę w przyjaźń damsko-męską, prędzej, czy później i tak ze sobą będą. Poczułam w sercu chłodne uczucie bólu. Niby dopiero się poznaliśmy, ale jednak... on niezaprzeczalnie miał w sobie "to coś".
Vito?
-Lepiej uznaj za komplement, bo nie znam cię i raczej nie chcę poznać w wersji gbura....-zaśmiałam się.
Kątem oka zerknęłam na ogiera. Było w nim coś, co niezwykle mnie intrygowało, coś, czego nie miał nikt inny... Był przystojny, całkiem miły, mimo krążących o nim plotek i odważny, co mi imponowało... Czułam się przy nim bezpiecznie, choć w towarzystwie mordercy tak być raczej nie powinno... Poruszał się zgrabnie, jak na ogiera, a przy tym odważnie i stanowczo. Szybko odwróciłam wzrok, a było to spowodowane myślą, jaka nagle mnie nawiedziła. Mocca. On kocha Moccę, są przyjaciółmi... Nie wierzę w przyjaźń damsko-męską, prędzej, czy później i tak ze sobą będą. Poczułam w sercu chłodne uczucie bólu. Niby dopiero się poznaliśmy, ale jednak... on niezaprzeczalnie miał w sobie "to coś".
Vito?
Od Vito de Rain
CD Mocci
Zatrzymałem się nagle. Mocca odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.
-Proszę cię...-błagalnie zacisnąłem powieki -Tylko nie do Lasu Peeves...
Zaśmiała się.
-Nie, nie do Lasu Peeves...-odparła -Na razie chyba wystarczy nam z niego wspomnień...
-Jak tak, to możemy iść, gdzie chcesz.-uśmiechnąłem się.
-To może Smocze Oko?-zaproponowała po chwili. -Wiem, miało nie być konkretnego celu, ale w sumie moglibyśmy tam pójść...
-Jak sobie pani życzy...-ukłoniłem się szarmancko.
Mocca pokręciła głową z uśmiechem.
-Czy ty aby przypadkiem nie próbujesz się podlizać?
Spojrzałem na nią z udawaną obrazą.
-Jak chcesz, to mogę być wredny.-uśmiechnąłem się ironicznie.
Mocca? No to trzeba coś rozkręcić! xD
Zatrzymałem się nagle. Mocca odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.
-Proszę cię...-błagalnie zacisnąłem powieki -Tylko nie do Lasu Peeves...
Zaśmiała się.
-Nie, nie do Lasu Peeves...-odparła -Na razie chyba wystarczy nam z niego wspomnień...
-Jak tak, to możemy iść, gdzie chcesz.-uśmiechnąłem się.
-To może Smocze Oko?-zaproponowała po chwili. -Wiem, miało nie być konkretnego celu, ale w sumie moglibyśmy tam pójść...
-Jak sobie pani życzy...-ukłoniłem się szarmancko.
Mocca pokręciła głową z uśmiechem.
-Czy ty aby przypadkiem nie próbujesz się podlizać?
Spojrzałem na nią z udawaną obrazą.
-Jak chcesz, to mogę być wredny.-uśmiechnąłem się ironicznie.
Mocca? No to trzeba coś rozkręcić! xD
Od Mocci
CD Vito de Rain
-Nie mam ci czego wybaczać, Vito. Dobra, skończmy to, nie lubię tak długo ciągnąć przeprosin, bo wtedy to mnie trochę nudzi i czuję się jeszcze bardziej winna-skrzywiłam się.
-Fakt-przyznał.
Czekałam, czy powie coś więcej, ale najwyraźniej zamilkł.
-To co?-odezwał się nagle.
Jednak nie-przemówił.
-Jak długo nie byłeś na zewnątrz?-zapytałam wstając.
-No, tak... trochę?-przymknął jedno oko, a drugim popatrzył na mnie.
-No to się zbieramy chłopie!-zaśmiałam się i pociągnęłam Vito ku wyjściu.
Słońce na chwilę mnie oślepiło. On też zmrużył oczy.
-Zakładam, że masz już wybrane jakieś miejsce?-uśmiechnął się.
-Nie, dzisiaj jakoś nie mam specjalnego miejsca. Taki zwykły, przyjemny spacer-powoli zaczęłam iść.
Vito? <Brak weny...>
-Nie mam ci czego wybaczać, Vito. Dobra, skończmy to, nie lubię tak długo ciągnąć przeprosin, bo wtedy to mnie trochę nudzi i czuję się jeszcze bardziej winna-skrzywiłam się.
-Fakt-przyznał.
Czekałam, czy powie coś więcej, ale najwyraźniej zamilkł.
-To co?-odezwał się nagle.
Jednak nie-przemówił.
-Jak długo nie byłeś na zewnątrz?-zapytałam wstając.
-No, tak... trochę?-przymknął jedno oko, a drugim popatrzył na mnie.
-No to się zbieramy chłopie!-zaśmiałam się i pociągnęłam Vito ku wyjściu.
Słońce na chwilę mnie oślepiło. On też zmrużył oczy.
-Zakładam, że masz już wybrane jakieś miejsce?-uśmiechnął się.
-Nie, dzisiaj jakoś nie mam specjalnego miejsca. Taki zwykły, przyjemny spacer-powoli zaczęłam iść.
Vito? <Brak weny...>
Od Tajgi
CD Sorrela
-Jeżeli coś jest grzechem, to grzech nie skosztować, czyż nie?-uśmiechnęłam i musnęłam chrapami jego pysk.
Pocałował mnie. Wiatr powiał nieco mocniej, a płatki śniegu zatańczyły nad naszymi głowami. Spojrzałam mu w oczy i przytknęłam swoje czoło do jego.
-Kocham cię...-powiedział, a ja spostrzegłam, że z jego policzków zdążyły zniknąć ślady łez.
Uśmiechnęłam się.
-Ja ciebie też. Chodźmy.-szepnęłam, jakby bojąc się, że podniesiony ton głosu mógłby przegonić magię tej chwili.
Sorrel?
-Jeżeli coś jest grzechem, to grzech nie skosztować, czyż nie?-uśmiechnęłam i musnęłam chrapami jego pysk.
Pocałował mnie. Wiatr powiał nieco mocniej, a płatki śniegu zatańczyły nad naszymi głowami. Spojrzałam mu w oczy i przytknęłam swoje czoło do jego.
-Kocham cię...-powiedział, a ja spostrzegłam, że z jego policzków zdążyły zniknąć ślady łez.
Uśmiechnęłam się.
-Ja ciebie też. Chodźmy.-szepnęłam, jakby bojąc się, że podniesiony ton głosu mógłby przegonić magię tej chwili.
Sorrel?
Od Sorrela
CD Tajgi
-Nie powiedziała mi, że ma partnera-mruknąłem.
-Bo nie są parą-uśmiechnęła się-Vito i Mocca to przyjaciele. Ale wiesz...
-Co?-przekrzywiłem głowę.
-Wiesz, jak to bywa z uczuciami. Może kiedyś już nie będą przyjaciółmi, tylko...
-Parą-dokończyłem.
-Dokładnie. Tak jak my-odwróciła się i pocałowała mnie w chrapy.
-Wiesz co? Przy tobie zapominam o bracie. Czuję się wręcz... szczęśliwy. Jesteś moim lekarstwem na zło-musnąłem delikatnie jej usta-I moim uzależnieniem.
Tajga?
-Nie powiedziała mi, że ma partnera-mruknąłem.
-Bo nie są parą-uśmiechnęła się-Vito i Mocca to przyjaciele. Ale wiesz...
-Co?-przekrzywiłem głowę.
-Wiesz, jak to bywa z uczuciami. Może kiedyś już nie będą przyjaciółmi, tylko...
-Parą-dokończyłem.
-Dokładnie. Tak jak my-odwróciła się i pocałowała mnie w chrapy.
-Wiesz co? Przy tobie zapominam o bracie. Czuję się wręcz... szczęśliwy. Jesteś moim lekarstwem na zło-musnąłem delikatnie jej usta-I moim uzależnieniem.
Tajga?
Od Vito de Rain
CD Mocci
-A mogłoby być inaczej?-uśmiechnąłem się.
Mocca jeszcze mocniej się we mnie wtuliła. Przeszył mnie dreszcz, ale i dziwne ciepło... Przymknąłem powieki i oparłem głowę o jej szyję.
-Przepraszam cię, Vito, tak strasznie żałuję tego, co się stało...-załkała.
-Ciii...-szepnąłem jej do ucha. Poczułem się trochę jak ojciec, tulący swoje dziecko, które obudziło się w nocy pod wpływem dręczących je koszmarów -To ja zachowałem się jak szczeniak... Nie powinienem był wtedy uciekać od problemu, a tym bardziej czekać, aż to Ty zrobisz pierwszy krok w kierunku zgody... Wybacz mi, Mocca.
Mocca?
-A mogłoby być inaczej?-uśmiechnąłem się.
Mocca jeszcze mocniej się we mnie wtuliła. Przeszył mnie dreszcz, ale i dziwne ciepło... Przymknąłem powieki i oparłem głowę o jej szyję.
-Przepraszam cię, Vito, tak strasznie żałuję tego, co się stało...-załkała.
-Ciii...-szepnąłem jej do ucha. Poczułem się trochę jak ojciec, tulący swoje dziecko, które obudziło się w nocy pod wpływem dręczących je koszmarów -To ja zachowałem się jak szczeniak... Nie powinienem był wtedy uciekać od problemu, a tym bardziej czekać, aż to Ty zrobisz pierwszy krok w kierunku zgody... Wybacz mi, Mocca.
Mocca?
Od Mocci
CD Vito de Rain
-Faktycznie pwinieneś już iść-odwróciłam się do niego tyłem i usiadłam.
Ruszył powoli oddychając głęboko. Nie wiem, chyba na mnie spojrzał, może coś powiedział. Nie zwracałam na niego uwagi. Byłam po prostu strasznie wściekła. Kiedy szłam przez las, żaden poltergeist mnie nie atakował. Widocznie wyczuły, że mam równie podły nastrój co one.
***
Z Vito nie widziałam się już tydzień. Dalej byłam na niego potwornie obrażona, ale teraz czułam się... samotna? Nie wiem, czy tak mogę określić swój stan ducha. Niby mam brata, ale nie chcę wylewać mu swoich żalów. Nie mogłam obarczać go swoimi problemami. Chcyba jestem skazana na Vito. Ale tak bardzo nie chcę do niego iść...
"Czy to nie jest tak, że kłócicie się, bo wam zależy? Mocca, może to coś więcej niż przyjaźń..."
Słowa mojego brata. Słowa Nowela. Zabolały.
-Twoje rady nie pomagają!-wrzasnęłam do siebie.
Mnie i Vita łączyła tylko przyjaźń. To nie mogło być co innego. Po prostu nie mogło! Ale ostatnio czułam się inaczej w jego towarzystwie. Coś... było. Znajdowało się między nami. Niewidzialna bariera uczuć. Za trudna do odszyfrowania, bo za dużo ich tam było. Mieszały się ze sobą.
-Będę myśleć w drodze-powiedziałam w pustą jaskinię i pobiegłam tam, gdzie powinnam była udać się już dawno.
Dotarłam szybciej niż myślałam. Zawahałam się jeszcze ostatni raz, ale ostatecznie weszłam do środka.
-Vito?-zapytałam niepewnie.
Było ciemno. Przeszłam parę kroków. Zauważyłam go jak leżał. Łeb oparty miał na nogach, a uszy położone po sobie. Nie odezwał się.
-Mogę?-wskazałam miejsce naprzeciwko niego. Tylko mrugnął.
Ułożyłam się więc tak samo jak on, tylko że uszy miałam postawione.
-Vito-zaczęłam-wiem, że przesadziłam. Przyznaję, że to moja wina. Niepotrzebnie wtedy tak wybuchnęłam. Nie chcę stracić naszej przyjaźni. Sam wiesz, że ostatnio nie było tak łatwo. Tęskniłam za tobą. Wierzę, że mnie szukałeś. Nie wiem, jak mogłam pomyśleć, że kłamiesz...
-Dobrze-przerwał mi-Nie umiem się na ciebie gniewać. Cieszę się, że przyszłaś ze mną porozmawiać. Ja się na to nie zdobyłem.
-Czyli między nami w porządku?-zapytałam i nie czekając na odpowiedź przytuliłam go. Znów przeszedł mnie dreszcz.
"Mocca, może to coś więcej niż przyjaźń..."
Znów przypomniały mi się słowa brata.
-Być może-przyznałam w myślach-Być może...
Vito?
-Faktycznie pwinieneś już iść-odwróciłam się do niego tyłem i usiadłam.
Ruszył powoli oddychając głęboko. Nie wiem, chyba na mnie spojrzał, może coś powiedział. Nie zwracałam na niego uwagi. Byłam po prostu strasznie wściekła. Kiedy szłam przez las, żaden poltergeist mnie nie atakował. Widocznie wyczuły, że mam równie podły nastrój co one.
***
Z Vito nie widziałam się już tydzień. Dalej byłam na niego potwornie obrażona, ale teraz czułam się... samotna? Nie wiem, czy tak mogę określić swój stan ducha. Niby mam brata, ale nie chcę wylewać mu swoich żalów. Nie mogłam obarczać go swoimi problemami. Chcyba jestem skazana na Vito. Ale tak bardzo nie chcę do niego iść...
"Czy to nie jest tak, że kłócicie się, bo wam zależy? Mocca, może to coś więcej niż przyjaźń..."
Słowa mojego brata. Słowa Nowela. Zabolały.
-Twoje rady nie pomagają!-wrzasnęłam do siebie.
Mnie i Vita łączyła tylko przyjaźń. To nie mogło być co innego. Po prostu nie mogło! Ale ostatnio czułam się inaczej w jego towarzystwie. Coś... było. Znajdowało się między nami. Niewidzialna bariera uczuć. Za trudna do odszyfrowania, bo za dużo ich tam było. Mieszały się ze sobą.
-Będę myśleć w drodze-powiedziałam w pustą jaskinię i pobiegłam tam, gdzie powinnam była udać się już dawno.
Dotarłam szybciej niż myślałam. Zawahałam się jeszcze ostatni raz, ale ostatecznie weszłam do środka.
-Vito?-zapytałam niepewnie.
Było ciemno. Przeszłam parę kroków. Zauważyłam go jak leżał. Łeb oparty miał na nogach, a uszy położone po sobie. Nie odezwał się.
-Mogę?-wskazałam miejsce naprzeciwko niego. Tylko mrugnął.
Ułożyłam się więc tak samo jak on, tylko że uszy miałam postawione.
-Vito-zaczęłam-wiem, że przesadziłam. Przyznaję, że to moja wina. Niepotrzebnie wtedy tak wybuchnęłam. Nie chcę stracić naszej przyjaźni. Sam wiesz, że ostatnio nie było tak łatwo. Tęskniłam za tobą. Wierzę, że mnie szukałeś. Nie wiem, jak mogłam pomyśleć, że kłamiesz...
-Dobrze-przerwał mi-Nie umiem się na ciebie gniewać. Cieszę się, że przyszłaś ze mną porozmawiać. Ja się na to nie zdobyłem.
-Czyli między nami w porządku?-zapytałam i nie czekając na odpowiedź przytuliłam go. Znów przeszedł mnie dreszcz.
"Mocca, może to coś więcej niż przyjaźń..."
Znów przypomniały mi się słowa brata.
-Być może-przyznałam w myślach-Być może...
Vito?
Od Karmelki
CD Nemezis
-Przepraszam - zaczęłam cicho - Mam taką naturę, że co chwila coś mnie ciekawi, interesuje. I wtykam łeb w nie swoje sprawy... Przepraszam... - wyrzuciłam to z siebie
-Oj, nic, się nie stało. Idziemy gdzieś?
Oczywiście, nadal nurtowało mnie dlaczego sądziła, że była obciążeniem. Ale nalegać nie będę, spoko. Nie lubię się narzucać.
-Może Aleja niebios? - spytałam
Nemezis?
-Przepraszam - zaczęłam cicho - Mam taką naturę, że co chwila coś mnie ciekawi, interesuje. I wtykam łeb w nie swoje sprawy... Przepraszam... - wyrzuciłam to z siebie
-Oj, nic, się nie stało. Idziemy gdzieś?
Oczywiście, nadal nurtowało mnie dlaczego sądziła, że była obciążeniem. Ale nalegać nie będę, spoko. Nie lubię się narzucać.
-Może Aleja niebios? - spytałam
Nemezis?
Od Destin'ego
CD Lilii
-Dalej przez Woskowy Las? - po raz pierwszy z łatwością przyszedł mi uśmiech.
Czułem się tu jak w domu, jakby zaczęło się dla mnie nowe, lepsze o tysiąc razy życie. I to dzięki... Niej.
-No jasne, chyba, że Ci się już znudził - roześmiała sie
-Nie. Absolutnie. Może pogalopujemy? - spytałem - Wiem, mało oryginalny pomysł. - dodałem jeszcze, widząc zdziwienie na jej pysku
Lilia? Totalny brak weny xd
-Dalej przez Woskowy Las? - po raz pierwszy z łatwością przyszedł mi uśmiech.
Czułem się tu jak w domu, jakby zaczęło się dla mnie nowe, lepsze o tysiąc razy życie. I to dzięki... Niej.
-No jasne, chyba, że Ci się już znudził - roześmiała sie
-Nie. Absolutnie. Może pogalopujemy? - spytałem - Wiem, mało oryginalny pomysł. - dodałem jeszcze, widząc zdziwienie na jej pysku
Lilia? Totalny brak weny xd
Od Jack'a
CD Tamizy
Ruszyliśmy spokojnym krokiem w kierunku plaży. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Naszym oczom ukazała się wybrana przeze mnie jaskinia.
- Mam nadzieję, że bliskość morza ci nie przeszkadza - uśmiechnąłem się, a ona w odpowiedzi trąciła moją szyję z uśmiechem.
Wprowadziłem ją do środka i pokazałem wnętrze, ale tylko ten kawałek z widokiem na morze.
(wiem, że nie ma śniegu, ale zimowych nie było xD )
- W głąb nie wchodziłem - powiedziałem, gdy podziwialiśmy zachodzące słońce - Morze wiele tam odkryjesz. Myślę także, że w zadziwiający sposób, mimo tak wielu... dziur? nadal jest tu ciepło - uśmiechnąłem się do niej i przytuliłem ją do siebie.
Słońce zetknęło się z morzem, a ten widok był niezapomniany.
Ruszyliśmy spokojnym krokiem w kierunku plaży. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Naszym oczom ukazała się wybrana przeze mnie jaskinia.
- Mam nadzieję, że bliskość morza ci nie przeszkadza - uśmiechnąłem się, a ona w odpowiedzi trąciła moją szyję z uśmiechem.
Wprowadziłem ją do środka i pokazałem wnętrze, ale tylko ten kawałek z widokiem na morze.
(wiem, że nie ma śniegu, ale zimowych nie było xD )
- W głąb nie wchodziłem - powiedziałem, gdy podziwialiśmy zachodzące słońce - Morze wiele tam odkryjesz. Myślę także, że w zadziwiający sposób, mimo tak wielu... dziur? nadal jest tu ciepło - uśmiechnąłem się do niej i przytuliłem ją do siebie.
Słońce zetknęło się z morzem, a ten widok był niezapomniany.
- Pamiętasz... -zacząłem - Nasze pierwsze spotkanie. Poszliśmy na plażę, nie spałem całą noc, a rano... - spojrzałem na nią niepewnie.
- Uciekłam. Tak pamiętam - pocałowała mnie słodko i zamknęła oczy - Jak mogłabym zapomnieć?
Położyliśmy się, na o dziwo, przyjemnie ciepłym piasku i patrzyliśmy jak dzień przemienia się w noc i jak gwiazdy wchodzą na niebo. Tamiza oparła się o mnie.
- Czeka nas sporo obowiązków - wymamrotała.
- Teraz się tym nie przejmuj. Jeszcze nic nie musimy - zakołysaliśmy się na boki.
Dłuższą chwilę milczeliśmy. Już nawet miałem wrażenie, że ona zasnęła.
- To jak? Podoba się? - wyszeptałem, chodź nie wiedziałem czy mnie słyszy, czy już śni cudowne i magiczne sny.
Tamiziu? eee...... mam nadzieję, że nie przesadziłam xD
Nowy członek- Midnight!
Imię: Midnight (czyt. Midnajt)
Płeć: klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Twierdzisz, że Midnight, to kolejna "jakże zła i bezlitosna klaczka", która jak co do czego staje się potulna i kochana? Oj, jakże daleko jesteś od prawdy... Midnight to odważna, niezależna, bystra i inteligentna klacz. Niech Cię jednak te cechy nie zwiodą! Na co dzień jest wredna, opryskliwa, zarozumiała, chamska, i tajemnicza. Nie chciej wejść jej w drogę... Jak to szamanka jest zamknięta w sobie, zawsze chodzi własnymi ścieżkami i nie znosi towarzystwa. Zrobi wszystko, żeby osiągnąć własne cele. Nie zawaha się zabić, jeżeli będzie to konieczne, chociaż może to zrobić i bez konieczności...
Stanowisko: Szamanka
Żywioł: Magia
Moce: Może poznać myśli, przeszłość i przyszłość każdego, komu spojrzy w oczy, jak nikt zna się na roślinach i ich właściwościach, dzięki czemu potrafi stworzyć najbardziej skomplikowane mikstury, umie odprawiać najrozmaitsze rytuały, pod wpływem emocji jej grzywa, ogon i oczy płoną ogniem o różnych kolorach (może to jednak kontrolować i nie musi zdradzać w jakim jest nastroju) np: radość-biel, złość-czerwień lub granat, smutek-szarość, miłość-róż, ekscytacja-żółć, strach-zieleń, duma-złoto itd., oprócz tego telekineza, telepatia, tworzenie pola ochronnego, możliwość porozumiewania się z duchami przodków
Partner: Po co jej miłość? Raz jej doświadczyła, a przynajmniej tak jej się zdawało... W stadzie, w którym się urodziła, miała partnera- Liv'a. Ten niestety co jakiś czas znikał na całe tygodnie. Nie dawał oznak życia. Czy się rozstali? Niby nie, jednakże ogier znów zniknął, a Midnight obiecała sobie, że czekać na niego już nie będzie...
Rodzina: matka- Darkness, ojciec- Niger, brat- Dęblin
Historia: Urodziła się w Stadzie Błękitnego Księżyca. Zdaniem wielu jest najpotężniejszą szamanką wszech czasów. Jest niezwykle utalentowana, dlatego już będąc źrebakiem wiedziała, że chce objąć to stanowisko i zrzekła się prawa do bycia Młodą Samicą Delta, jej brat, Dęblin, awansował natomiast na posadę Ogiera Alfa. Stado się jednak rozpadło, a po jego klęsce dołączyła tutaj. Jest niezbyt lubiana przez członków stada, ale nie obchodzi ją to. Nie zależy jej na rodzinie i partnerze, kocha samotność, a nie znosi towarzystwa.
Właściciel: B•€•L•I•€•V•€
Od Thalii
"Tak miała rację..." - Jednak księżyc odszedł ode mnie. Położyłam
wpatrzona w gwiazdy. "Mało chmur dzisiaj jest!" - Odezwała się jedna z
młodszych gwiazd. "Zabawimy się?" - Spytała jej siostra-bliźniaczka "Ja
idę spać, nie mogę" - Westchnęłam smutno. "Ty nigdy nie spałaś" -
Mruknęła. "Ale..." - Chciałam zaprzeczyć, nie mogłam. "Wstawaj i lataj!"
- Zanuciły. "Dobrze dobrze..." - Westchnęłam. Wstałam i zaczęłam lecieć
ku gwiazdom. Przez dłuższą chwilę sama nią byłam. Widziałam wiele koni.
Wtopiłam się w niebo, ujrzałam Hev. Nie byłam do niej przekonana. Była z
innym koniem. "Zaraz spadnie deszcz, jak się nie ruszysz!" - Warknęła
jedna. "Oj, tam oj, tam! Lece na dół." -zakołysałam się radośnie,
wyglądałam na spadającą gwiazdę. Na ziemi ułożyłam się w kłębek "Krwawa
WOJNA!" - Wybuch, krzyk wrzask zadźwięczał coraz mocniejszy w moim uchu.
Sama wrzasnęłam zdezorientowana. Z nieba wszystko znikło. Po raz
pierwszy zasnęłam.
<Hev? Jak widać, też nie mam weny ._. Albo ktoś to ją zastępuje albo kto.ś xd>
<Hev? Jak widać, też nie mam weny ._. Albo ktoś to ją zastępuje albo kto.ś xd>
Od Diabla
Zima! Coraz zimniej i ciemniej bo słońce chyli się już ku zachodowi.
Płatki śniegu mieszają się z krwią ściekającą z mojego przedniego
kopyta. Oj tam, zwykłe zranienie się, po co płakać nad czymś takim? Po
nic chyba. Śmiechu warte rozmyślanie czy od takiej ranki umrę. Gorsze
sie rzeczy widziało.
By nie było. Mieszkam w stadzie Mysterious Valley. Od niedawna ale jestem. Całkiem całkiem, tereny ładne. Co do towarzystwa jakie jest w tym stadzie to sam nie wiem, obojętni mi oni są, po co z nimi gadać. Są, ja też jestem i tyle.
-Hej, kim jesteś? - usłyszałem cichy szept.
Obróciłem się, zobaczyłem jakiegoś ogiera.
-Nie twoja sprawa...
Zapadla cisza.
Destiny?
By nie było. Mieszkam w stadzie Mysterious Valley. Od niedawna ale jestem. Całkiem całkiem, tereny ładne. Co do towarzystwa jakie jest w tym stadzie to sam nie wiem, obojętni mi oni są, po co z nimi gadać. Są, ja też jestem i tyle.
-Hej, kim jesteś? - usłyszałem cichy szept.
Obróciłem się, zobaczyłem jakiegoś ogiera.
-Nie twoja sprawa...
Zapadla cisza.
Destiny?
Od Vito de Rain
CD Nevady
"Zaskocz mnie", ależ sobie wymyśliła...
-No to chodźmy.-odparłem i ruszyłem przez warstwę świeżego śniegu.
-Może trochę przyspieszymy?-zaproponowała -Chłodno się robi...
-Możemy...
Tak więc ruszyliśmy kłusem, rozbryzgując śnieg dookoła. Nie zdążyliśmy jednak pokonać nawet 20 m, kiedy poczułem, że tracę równowagę, a zaraz potem moje ciało zalała fala zimna. Pośliznąłem się i przewróciłem w dość dużą warstwę śniegu.
-Niezdara jestem...-mruknąłem, wstając.
-Powiedziałabym raczej, że bałwan.-odparła rozbawiona klacz.
Uśmiechnąłem się do niej.
-Bałwan też pasuje.
Ruszyliśmy po raz drugi, teraz uważniej stawiając każdy krok i śmiejąc się co chwila z siebie nawzajem. Całkiem miło spędzało mi się czas z Nevadą, nie powiem, że nie, a do tego była taka piękna... W pewnym momencie zauważyłem, że mi się przygląda. Udałem, że tego nie widzę, ale sytuacja powtórzyła się raz, potem drugi i trzeci. W końcu nie wytrzymałem.
-Na co się tak patrzysz?-spytałem rozbawiony.
Nevada nie wyglądała na zawstydzoną. Wręcz przeciwnie, uśmiech nie znikał z jej pyska.
-Mówią, że jesteś strasznym ponurakiem i gburem. Jakoś przestałam w to wierzyć.-odparła.
Parsknąłem śmiechem.
-Nie wiem, czy powinienem uznać to za komplement, czy obrazić się na cały świat.
Nevada?
"Zaskocz mnie", ależ sobie wymyśliła...
-No to chodźmy.-odparłem i ruszyłem przez warstwę świeżego śniegu.
-Może trochę przyspieszymy?-zaproponowała -Chłodno się robi...
-Możemy...
Tak więc ruszyliśmy kłusem, rozbryzgując śnieg dookoła. Nie zdążyliśmy jednak pokonać nawet 20 m, kiedy poczułem, że tracę równowagę, a zaraz potem moje ciało zalała fala zimna. Pośliznąłem się i przewróciłem w dość dużą warstwę śniegu.
-Niezdara jestem...-mruknąłem, wstając.
-Powiedziałabym raczej, że bałwan.-odparła rozbawiona klacz.
Uśmiechnąłem się do niej.
-Bałwan też pasuje.
Ruszyliśmy po raz drugi, teraz uważniej stawiając każdy krok i śmiejąc się co chwila z siebie nawzajem. Całkiem miło spędzało mi się czas z Nevadą, nie powiem, że nie, a do tego była taka piękna... W pewnym momencie zauważyłem, że mi się przygląda. Udałem, że tego nie widzę, ale sytuacja powtórzyła się raz, potem drugi i trzeci. W końcu nie wytrzymałem.
-Na co się tak patrzysz?-spytałem rozbawiony.
Nevada nie wyglądała na zawstydzoną. Wręcz przeciwnie, uśmiech nie znikał z jej pyska.
-Mówią, że jesteś strasznym ponurakiem i gburem. Jakoś przestałam w to wierzyć.-odparła.
Parsknąłem śmiechem.
-Nie wiem, czy powinienem uznać to za komplement, czy obrazić się na cały świat.
Nevada?
Nieobecność
Zapewne niektórzy zdążyli już zajrzeć do Ogłoszeń i wiedzą, że jednej z administratorek bloga, izusia321, nie będzie najprawdopodobniej do 10.02. W związku z tym proszę wszelkie wiadomości kierować do mnie, lub jacks :)
~B•€•L•I•€•V•€
Od Lilii
Ciąg dalszy opowiadania Destin'ego . ..
Moje myśli powędrowały do tamtego stada . Przypomniały mi się tereny , a historia brzęczała w moich uszach .
- Kiedyś nasze stado Błękitnego Księżyca było całe i wesołe . Wszyscy sobie m, ale do czasu ... Kiedy Dęblin mam się gdzieś się nam zgubił , Rosa , jego dawna partnerka nie dawała sobie rady , i stado się rozpadło . Kilka dni później Dęblin wrócił i ...- westchnęłam - Nikogo nie zastał . Po roku znalazł sobie partnerkę , Hav . - Interesujące - zamyślił się - A co się stało z Rosą ? - Kilka koni powiedziało mi, że widziała tą klacz, idącą na północ. - A te tereny .. Te tereny tak po prostu zostawiliście ? - Tak - krzywiłam się - Krąży plotka , Że śmiertelny wróg naszego dawnego stada , Stado Czarnych Grzyw objęła tamte tereny . Teraz chce je mieć jeszcze większe . - Według mnie, - zaczął - Tereny nie powinny być tak po prostu zostawione - potknęłam się o kamień , ale się nie wywróciłam - Klacz powinna je rozdzielić na klika części i dać stadom sąsiadującym z tamtym . - Jestem tego samego zdania, ale ... Uważaj ! - Gałąź ze świeczki złamała się i prawie by spadła na Destin'ego, kiedy go ostrzegłam . - Dzięki - podziękował i popatrzył na mnie ciepłym spojrzeniem . - Spoko . W tym lesie dzieją się najdziwniejsze rzeczy w całym stadzie , ale gdy się idzie w pojedynkę,chociaż czasem z większa ilością może się coś stać . - uśmiechnęłam się - Idziemy dalej ? Destiny ? Co było dalej ? |
|
---|---|
Od Nevady
CD Vito de Rain
To pytanie bardzo mnie zaskoczyło. Oczywiście pozytywnie. Nie spodziewałam się, że Vito mógłby kiedykolwiek zaprosić mnie na spacer, jednak nie zwlekałam z odpowiedzią ani chwili.
-Jasne.-uśmiechnęłam się promiennie.
Zdawało mi się, że Vito również się uśmiechnął... Ale może faktycznie tylko mi się zdawało?
-Więc dokąd chciałabyś pójść?-spytał.
Zamyśliłam się.
-W sumie... Sama nie wiem. Zaskocz mnie.-uśmiechnęłam się.
Vito?
To pytanie bardzo mnie zaskoczyło. Oczywiście pozytywnie. Nie spodziewałam się, że Vito mógłby kiedykolwiek zaprosić mnie na spacer, jednak nie zwlekałam z odpowiedzią ani chwili.
-Jasne.-uśmiechnęłam się promiennie.
Zdawało mi się, że Vito również się uśmiechnął... Ale może faktycznie tylko mi się zdawało?
-Więc dokąd chciałabyś pójść?-spytał.
Zamyśliłam się.
-W sumie... Sama nie wiem. Zaskocz mnie.-uśmiechnęłam się.
Vito?
Od Vito de Rain
CD Nevady
-Nie szkodzi, nie przeszkadza mi to.-uśmiechnąłem się ledwo widocznie.
To była najszczersza prawda, wolałem kiedy paplała jak najęta, niż kiedy siedzieliśmy obydwoje zatopieni w tej okropnej ciszy... Klacz odwzajemniła uśmiech, jednak był on dużo życzliwszy, niż mój. W pewnym momencie podniosłem się z ziemi i otrzepałem. Nevada poszła za moim przykładem i również wstała.
Potrząsnęła swoją piękną, białą grzywą i spojrzała na mnie wyczekująco. Spojrzenie to sprawiło, że nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć.
-Może się przejdziemy?-zaproponowałem nagle ni stąd, ni zowąd.
Nevada?
-Nie szkodzi, nie przeszkadza mi to.-uśmiechnąłem się ledwo widocznie.
To była najszczersza prawda, wolałem kiedy paplała jak najęta, niż kiedy siedzieliśmy obydwoje zatopieni w tej okropnej ciszy... Klacz odwzajemniła uśmiech, jednak był on dużo życzliwszy, niż mój. W pewnym momencie podniosłem się z ziemi i otrzepałem. Nevada poszła za moim przykładem i również wstała.
Potrząsnęła swoją piękną, białą grzywą i spojrzała na mnie wyczekująco. Spojrzenie to sprawiło, że nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć.
-Może się przejdziemy?-zaproponowałem nagle ni stąd, ni zowąd.
Nevada?
Od Nevady
CD Vito de Rain
-Słyszałam.-pokiwałam głową -Rosa nie dała sobie przez to rady z prowadzeniem stada. Po prostu odeszła, a stado się rozpadło. Moim zdaniem nie zachowała się zbyt odpowiedzialnie, bo gdyby naprawdę zależało jej na stadzie, to poprosiłaby Lirię i Hestnera, bo przecież oni też byli kiedyś Alfami, a założę się, że nie odmówiliby jej.-parsknęłam -Snow Melody też olała wszystko i odeszła sobie ni stąd, ni zowąd. To było szczeniackie zachowanie...
Kątem oka zerknęłam na Vita. Siedział wciąż w takiej samej pozycji, zapatrzony w toń wody.
-Przepraszam, trochę się rozgadałam...-mruknęłam, nieco zawstydzona.
Vito?
-Słyszałam.-pokiwałam głową -Rosa nie dała sobie przez to rady z prowadzeniem stada. Po prostu odeszła, a stado się rozpadło. Moim zdaniem nie zachowała się zbyt odpowiedzialnie, bo gdyby naprawdę zależało jej na stadzie, to poprosiłaby Lirię i Hestnera, bo przecież oni też byli kiedyś Alfami, a założę się, że nie odmówiliby jej.-parsknęłam -Snow Melody też olała wszystko i odeszła sobie ni stąd, ni zowąd. To było szczeniackie zachowanie...
Kątem oka zerknęłam na Vita. Siedział wciąż w takiej samej pozycji, zapatrzony w toń wody.
-Przepraszam, trochę się rozgadałam...-mruknęłam, nieco zawstydzona.
Vito?
Od Vito de Rain
CD Nevady
-Skoro musisz...-odparłem obojętnie i odsunąłem się lekko.
Klacz z wdziękiem usiadła obok mnie, przez dłuższą chwilę się nie odzywaliśmy. Denerwowało mnie to. Owszem, lubię siedzieć w ciszy, ale kiedy jestem sam, bo kiedy siedzi przy mnie inna, w dodatku obca osoba, zaczyna mnie to irytować. Już miałem coś powiedzieć, kiedy klacz odezwała się pierwsza.
-Więc... ty też należałeś do Stada Błękitnego Księżyca, tak?-spytała niepewnie.
-Owszem.-skinąłem głową.
Nevada, o ile dobrze pamiętam jej imię, jakby chwilę zastanawiała się nad zadaniem kolejnego pytania. Otwierała i zamykała usta, jakby nie mogła się zdecydować, czy coś powiedzieć.
-Ale... potem zniknąłeś, prawda?-odezwała się wciąż niepewnie.
Znów skinąłem głową.
-Porwali mnie ci od Czarnych Grzyw. Zresztą nie tylko mnie.-odparłem obojętnie.
Nevada?
-Skoro musisz...-odparłem obojętnie i odsunąłem się lekko.
Klacz z wdziękiem usiadła obok mnie, przez dłuższą chwilę się nie odzywaliśmy. Denerwowało mnie to. Owszem, lubię siedzieć w ciszy, ale kiedy jestem sam, bo kiedy siedzi przy mnie inna, w dodatku obca osoba, zaczyna mnie to irytować. Już miałem coś powiedzieć, kiedy klacz odezwała się pierwsza.
-Więc... ty też należałeś do Stada Błękitnego Księżyca, tak?-spytała niepewnie.
-Owszem.-skinąłem głową.
Nevada, o ile dobrze pamiętam jej imię, jakby chwilę zastanawiała się nad zadaniem kolejnego pytania. Otwierała i zamykała usta, jakby nie mogła się zdecydować, czy coś powiedzieć.
-Ale... potem zniknąłeś, prawda?-odezwała się wciąż niepewnie.
Znów skinąłem głową.
-Porwali mnie ci od Czarnych Grzyw. Zresztą nie tylko mnie.-odparłem obojętnie.
Nevada?
Od Nevady
Szłam przez ośnieżony las, a gałązki chrupały pod moimi kopytami. Co chwila na wyższe konary umykały wiewiórki, a w oddali widać było sylwetki ogryzających korę saren. Nabrałam w płuca mroźnego powietrza i wypuściłam je, parskając. W górę wzbiła się chmura perliście białej pary. W pewnym momencie zatrzymałam się, widząc ścieżkę prowadzącą do Wodospadu Dusz. Nigdy mnie to miejsce zbytnio nie pociągało, może nawet napawało lekkim niepokojem? Być może, w każdym bądź razie czułam teraz przemożną chęć pójścia tam. Stałam niepewnie przy odgałęzieniu ścieżki, zastanawiając się, czy ulec pragnieniu, czy może lepiej strzec się tego miejsca... Energicznie pokręciłam głową. Niby dlaczego miałabym tam nie iść? Skręciłam w boczną ścieżkę. Początkowo szłam stępem, niewiernie przyglądając się ośnieżonym drzewom, potem przyspieszyłam jednak do kłusa. Po chwili rozpędzona wyskoczyłam zza krzaków i zobaczyłam piękny, skuty lodem przy brzegach, wodospad. Zorientowałam się też, że nie jestem tutaj sama. Nieopodal siedział kary koń, chyba ogier. Nie odwrócił się nawet w moim kierunku, mimo iż musiał mnie usłyszeć, bo przedzierając się przez krzaki narobiłam dość dużo hałasu. Po krótkim namyśle zdecydowałam się do niego podejść.
-Cześć.-przywitałam się z uśmiechem -Jestem Nevada.
Ogier dopiero teraz się odwrócił i spojrzał na mnie czarnymi oczyma. To spojrzenie spowodowało, że mimowolnie przeszył mnie zimny dreszcz.
-Vito de Rain.-odparł krótko.
Przez chwilę oboje wpatrywaliśmy się w spadającą kaskadami wodę.
-Mogę?-spytałam w końcu, wskazując miejsce obok niego.
Vito?
-Cześć.-przywitałam się z uśmiechem -Jestem Nevada.
Ogier dopiero teraz się odwrócił i spojrzał na mnie czarnymi oczyma. To spojrzenie spowodowało, że mimowolnie przeszył mnie zimny dreszcz.
-Vito de Rain.-odparł krótko.
Przez chwilę oboje wpatrywaliśmy się w spadającą kaskadami wodę.
-Mogę?-spytałam w końcu, wskazując miejsce obok niego.
Vito?
niedziela, 26 stycznia 2014
Od Havany
CD historii Dęblina
Zaśmiałam się radośnie. Dęblin tarzał się w śniegu co chwila sypiąc na mnie śniegiem. Niech zobaczy, że ja też potrafię się bawić. Wywaliłem się w wielkiej zaspie na plecy, obsypując ogiera kupką białego puchu. Zachichotałam.
-Wyglądasz jak bałwanek
-Czy to miał być sarkazm- podniósł lewą brew.
-Zastanówmy się... -odparłam
Dęblin poruszył gałąź świerku, a na moją głowę spadł śnieg, przykrywając mi oczy. Nie dałam za wygraną i również potrąciłam gałąź, lecz coś mi się nie udało i druga tura płatków śniegu zleciała na mnie. Dęblin śmiał się.
-Co rżysz?- zachichotałam
-Wyglądasz słodko, mój bałwanku- zaczął się przekomarzać.
Zbliżyłam głowę i cmoknęłam go w policzek.
-Za to ty jesteś moim śnieżnym reniferem, którego nie oddam za nic w świecie- odpowiedziałam i rzuciłam w niego kupką śniegu.
Zaśmiałam się radośnie. Dęblin tarzał się w śniegu co chwila sypiąc na mnie śniegiem. Niech zobaczy, że ja też potrafię się bawić. Wywaliłem się w wielkiej zaspie na plecy, obsypując ogiera kupką białego puchu. Zachichotałam.
-Wyglądasz jak bałwanek
-Czy to miał być sarkazm- podniósł lewą brew.
-Zastanówmy się... -odparłam
Dęblin poruszył gałąź świerku, a na moją głowę spadł śnieg, przykrywając mi oczy. Nie dałam za wygraną i również potrąciłam gałąź, lecz coś mi się nie udało i druga tura płatków śniegu zleciała na mnie. Dęblin śmiał się.
-Co rżysz?- zachichotałam
-Wyglądasz słodko, mój bałwanku- zaczął się przekomarzać.
Zbliżyłam głowę i cmoknęłam go w policzek.
-Za to ty jesteś moim śnieżnym reniferem, którego nie oddam za nic w świecie- odpowiedziałam i rzuciłam w niego kupką śniegu.
<Dęblin? Brak weny znowu dopada...>
Od Havany
CD historii Thalii
-Jeśli nie chcesz powiedzieć to nie. Ja nie mogę cię zmusić, chociaż ukrywanie się przed innymi osobami to nie rozwiązanie. Rozumiem, że jesteś wierna księżycowi, ale ty masz swój rozum i swoją wolę. On tobą kieruje, a powinno być inaczej. Nie mogę cię zmusić to powiedzenia o co chodzi i szanuję twoją decyzję. Tylko pamiętaj... Nie możesz stać się czyjąś zabawką- odwróciłam głowę w kierunku szumiących drzew.
Klaczka najwyraźniej też. Patrzyła do góry. Było już ciemno i późno. Dęblin się może martwi, chociaż pewnie nadal wygłupia się z Jack`iem.
-Chyba mogę cię już zostawić. Puźno jest. Powinnyśmy już iść spać. Dobranoc- powiedziałam i uśmiechnęłąm się lekko- Dzisiaj piękny księżyc- dodałam.
-Jeśli nie chcesz powiedzieć to nie. Ja nie mogę cię zmusić, chociaż ukrywanie się przed innymi osobami to nie rozwiązanie. Rozumiem, że jesteś wierna księżycowi, ale ty masz swój rozum i swoją wolę. On tobą kieruje, a powinno być inaczej. Nie mogę cię zmusić to powiedzenia o co chodzi i szanuję twoją decyzję. Tylko pamiętaj... Nie możesz stać się czyjąś zabawką- odwróciłam głowę w kierunku szumiących drzew.
Klaczka najwyraźniej też. Patrzyła do góry. Było już ciemno i późno. Dęblin się może martwi, chociaż pewnie nadal wygłupia się z Jack`iem.
-Chyba mogę cię już zostawić. Puźno jest. Powinnyśmy już iść spać. Dobranoc- powiedziałam i uśmiechnęłąm się lekko- Dzisiaj piękny księżyc- dodałam.
<Thalia? Sama mam brak
weny i nie mogłam co wymyślić...>
Od Vito de Rain
CD Mocci
-Nic się nie dzieje, Mocca...-zapewniłem ją, starając się, by mój głos brzmiał łagodnie i naturalnie. Nie wychodziło mi to jednak zbyt dobrze, co można było wywnioskować z miny Mocci.
Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało. "Cisza przed burzą"-pomyślałem i w pewnym sensie miałem rację.
-Ty mnie nienawidzisz...-wycedziła wreszcie przez zaciśnięte zęby -Nienawidzisz mnie za to, co powiedziałam o tobie i Pride! Nienawidzisz mnie za to, że ci się wtedy przeciwstawiłam, a ty potraktowałeś mnie jak psa i splamiłeś swój honor! To dlatego teraz unikasz mojego spojrzenia, tak?! Dziwię się, że w ogóle mnie przytuliłeś, wiele wysiłku cię to musiało kosztować, co?! No tak, to musiało być obrzydliwe! Tylko po co to robisz?!-ostatnie słowa niemal wykrzyczała.
-Mocca, to nie tak!-próbowałem się bronić, przekrzykując jej krzyki, ale równocześnie starając się, by mój głos ciągle był łagodny.
-A jak?!- z jej oczu biła teraz zimna furia. Mimo to starałem się nadal w nie patrzeć.
-Myślisz, że gdybym cię nienawidził, to szukałbym cię całymi tygodniami, zanim tu trafiłem?-odparłem.
-A niby jaką mam mieć pewność, że w ogóle mnie szukałeś?!-wrzasnęła.
-Nie masz żadnej...-przyznałem -Ale tak było, szukałem cię jeszcze zanim tu trafiłem! Po co miałbym niby umawiać się z tobą na spacery i poświęcać swój czas? Gdybym cię nienawidził, to z pewnością bym tego nie robił, Mocca, przecież mnie znasz!
-Jak widać nie za bardzo!-po jej policzkach spływały coraz obfitsze stróżki łez.
-Mocca, proszę, uspokój się!
-A co mi zrobisz?! Może znowu pobijesz, tak jak wtedy?!-zawołała, śmiejąc się histerycznie. -Znowu pobijesz mnie w jakiejś ciemnej jaskini, gdzie nikogo nie ma?! Jesteś żałosny!
Bezsilnie zwiesiłem głowę i zacisnąłem powieki.
Mocca?
-Nic się nie dzieje, Mocca...-zapewniłem ją, starając się, by mój głos brzmiał łagodnie i naturalnie. Nie wychodziło mi to jednak zbyt dobrze, co można było wywnioskować z miny Mocci.
Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało. "Cisza przed burzą"-pomyślałem i w pewnym sensie miałem rację.
-Ty mnie nienawidzisz...-wycedziła wreszcie przez zaciśnięte zęby -Nienawidzisz mnie za to, co powiedziałam o tobie i Pride! Nienawidzisz mnie za to, że ci się wtedy przeciwstawiłam, a ty potraktowałeś mnie jak psa i splamiłeś swój honor! To dlatego teraz unikasz mojego spojrzenia, tak?! Dziwię się, że w ogóle mnie przytuliłeś, wiele wysiłku cię to musiało kosztować, co?! No tak, to musiało być obrzydliwe! Tylko po co to robisz?!-ostatnie słowa niemal wykrzyczała.
-Mocca, to nie tak!-próbowałem się bronić, przekrzykując jej krzyki, ale równocześnie starając się, by mój głos ciągle był łagodny.
-A jak?!- z jej oczu biła teraz zimna furia. Mimo to starałem się nadal w nie patrzeć.
-Myślisz, że gdybym cię nienawidził, to szukałbym cię całymi tygodniami, zanim tu trafiłem?-odparłem.
-A niby jaką mam mieć pewność, że w ogóle mnie szukałeś?!-wrzasnęła.
-Nie masz żadnej...-przyznałem -Ale tak było, szukałem cię jeszcze zanim tu trafiłem! Po co miałbym niby umawiać się z tobą na spacery i poświęcać swój czas? Gdybym cię nienawidził, to z pewnością bym tego nie robił, Mocca, przecież mnie znasz!
-Jak widać nie za bardzo!-po jej policzkach spływały coraz obfitsze stróżki łez.
-Mocca, proszę, uspokój się!
-A co mi zrobisz?! Może znowu pobijesz, tak jak wtedy?!-zawołała, śmiejąc się histerycznie. -Znowu pobijesz mnie w jakiejś ciemnej jaskini, gdzie nikogo nie ma?! Jesteś żałosny!
Bezsilnie zwiesiłem głowę i zacisnąłem powieki.
Mocca?
Od Mocci
CD Vito de Rain
Coś między nami się psuło. Vito przed chwilą chciał odejść, unikał mojego wzroku. Zawsze lubiliśmy ze sobą przebywać, a teraz... Co się dzieje? -Dlaczego unikasz mojego spojrzenia?-zapytałam nagle. -Wcale nie...-zaprzeczył. -Tak, Vito-przerwałam mu, a głos miałam nerwowy-Moje spojrzenie cię... odstrasza-z trudem wypowiedziałam to słowo. -Ale ja...-cofnął się-Ty nie rozumiesz... -Rozumiem doskonale-warknęłam-Nienawidzisz mojego spojrzenia. Nienawidzisz... mnie-obróciłam głowę, a po moim policzku spłynęła łza. Jednak chciałam być silna. Popatrzyłam w oczy Vita. Byłam dumna, pewna siebie i wiedziałam, czego chcę. -O co ci chodzi, Vito? O co?-załkałam. Dopiero teraz zauważyłam, że dalej nie odwrócił wzroku... Vito? |
||
Od Dęblina
CD Havany
-No to chodźmy.-ucałowałem ją w czoło.
Havana skinęła z uśmiechem i ruszyliśmy kłusem przez plażę, a śnieg zmieszany z piaskiem rozbryzgiwał się spod naszych kopyt i fruwał dookoła. Wziąłem głęboki wdech, a płuca zapiekły mnie od mroźnego powietrza.
-Zimno.-stwierdziłem.
-Aż taki z ciebie zmarzluch?-uśmiechnęła się.
-A czy ja mówię, że to źle?-uśmiechnąłem się zawadiacko i na udowodnienie zatrzymałem się nagle i rzuciłem w najbliższą pryzmę śniegu, tarzając się w niej dziko.
-Wariat- skwitowała to rozbawiona Hav -Ej!-krzyknęła po chwili, kiedy wierzgnąłem tylnymi nogami, obsypując ją śniegiem i śmiejąc się przy tym z nieukrywaną satysfakcją.
Havana?
-No to chodźmy.-ucałowałem ją w czoło.
Havana skinęła z uśmiechem i ruszyliśmy kłusem przez plażę, a śnieg zmieszany z piaskiem rozbryzgiwał się spod naszych kopyt i fruwał dookoła. Wziąłem głęboki wdech, a płuca zapiekły mnie od mroźnego powietrza.
-Zimno.-stwierdziłem.
-Aż taki z ciebie zmarzluch?-uśmiechnęła się.
-A czy ja mówię, że to źle?-uśmiechnąłem się zawadiacko i na udowodnienie zatrzymałem się nagle i rzuciłem w najbliższą pryzmę śniegu, tarzając się w niej dziko.
-Wariat- skwitowała to rozbawiona Hav -Ej!-krzyknęła po chwili, kiedy wierzgnąłem tylnymi nogami, obsypując ją śniegiem i śmiejąc się przy tym z nieukrywaną satysfakcją.
Havana?
Nowy członek- Diablo!
Imię: Diablo
Płeć: Ogier
Wiek: 6 lat
Cechy charakteru: dziki, nieokrzesany, charakterny, trudny, twardy, wredny, chamski, uparty, złośliwy, niemiły, agresywny, dumny, niezależny, honorowy, chłodny, zadziorny, zuchwały, silny, wytrwały, inteligentny, bystry, nieujarzmiony, skryty, tajemniczy, zamknięty w sobie, odważny, bezwzględny ale nie atakuje młodszych i słabszych.
Stanowisko: Morderca
Żywioł: Śmierć
Moce: Jego żywiołem jest w ogólnym pojęciu śmierć w co wlicza się władza nad mrokiem, ogniem, krwią i samymi zgonami. Włada właśnie tym, czym można zabić. Potrafi zmienić się w wilka, jaguara i smoka. Oprócz tego potrafi znikać, teleportować się i czytać w myślach.
Partner: Jest ktoś taki jak on? Raczej nie...
Rodzina: Żyją gdzieś tam daleko. Nie pamięta ich imion
Historia: Po co komu jego historia? Jest do kitu, jak on sam. Urodził się gdzieś tam i bla bla bla. Koniec końców dołączył tutaj i postanowił, że będzie się słuchał tylko alf i bet. Reszta go nic nie obchodzi.
Właściciel: Diabolika
Inne zdjęcia:
Od Vito de Rain
CD Mocci
Zauważyłem coś dziwnego w zachowaniu Mocci. Nie czuła się w moim towarzystwie swobodnie, a ja nie chciałem się narzucać, bo przecież nie na tym polega przyjaźń.
-Może... Chcesz, żebym poszedł?-wypaliłem.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Niby dlaczego?-spytała -Uwierz mi, gdybym chciała, to już dawno by cię tu nie było...-uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech.
-Wierzę ci na słowo, ale wiesz... Jeśli jednak chciałabyś być sama, to powiedz. Przecież jestem twoim- tutaj przez chwilę się zawahałem-przyjacielem...
Mocca spojrzała na mnie dobrotliwie, a ja po raz kolejny odwróciłem wzrok. Po prostu nie potrafiłem znieść na długo jej spojrzenia, było zbyt przeszywające...
-Będę pamiętać.-zapewniła.
Mocca?
Zauważyłem coś dziwnego w zachowaniu Mocci. Nie czuła się w moim towarzystwie swobodnie, a ja nie chciałem się narzucać, bo przecież nie na tym polega przyjaźń.
-Może... Chcesz, żebym poszedł?-wypaliłem.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Niby dlaczego?-spytała -Uwierz mi, gdybym chciała, to już dawno by cię tu nie było...-uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech.
-Wierzę ci na słowo, ale wiesz... Jeśli jednak chciałabyś być sama, to powiedz. Przecież jestem twoim- tutaj przez chwilę się zawahałem-przyjacielem...
Mocca spojrzała na mnie dobrotliwie, a ja po raz kolejny odwróciłem wzrok. Po prostu nie potrafiłem znieść na długo jej spojrzenia, było zbyt przeszywające...
-Będę pamiętać.-zapewniła.
Mocca?
Od Nemezis
CD Karmelki
-Dlaczego miałabym nie mówić ci prawdy?-uśmiechnęłam się dość nieudolnie.
-Właśnie tego chciałbym się dowiedzieć.-odparła.
Westchnęłam, zwieszając głowę, i całą siłą woli powstrzymując płacz.
-Uciekłam ze stada, ale...-zawahałam się przez chwilę -...ale tylko dlatego, że byłam dla niego ciężarem.
Karmelka najwyraźniej chciała coś powiedzieć, ale zdążyła wymówić tylko sylabę "dla".
-Nie ważne.-ucięłam stanowczo, co nie zdarzało mi się zbyt często -Dokąd idziemy?-zmieniłam temat.
Karmelka?
-Dlaczego miałabym nie mówić ci prawdy?-uśmiechnęłam się dość nieudolnie.
-Właśnie tego chciałbym się dowiedzieć.-odparła.
Westchnęłam, zwieszając głowę, i całą siłą woli powstrzymując płacz.
-Uciekłam ze stada, ale...-zawahałam się przez chwilę -...ale tylko dlatego, że byłam dla niego ciężarem.
Karmelka najwyraźniej chciała coś powiedzieć, ale zdążyła wymówić tylko sylabę "dla".
-Nie ważne.-ucięłam stanowczo, co nie zdarzało mi się zbyt często -Dokąd idziemy?-zmieniłam temat.
Karmelka?
Od Tajgi
CD Sorrela
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Chodź, pójdziemy do jaskini. Odpoczniesz trochę.
Skinął głową i ruszyliśmy przez ośnieżoną dolinę.
-Gdzie ona jest?-odezwał się po chwili, wykręcając głowę na wszystkie możliwe sposoby.
-Jaskinia?-spytałam.
-Mocca.-odparł, wciąż przeczesując wzrokiem tereny.
-Tam.-wskazałam głową z uśmiechem.
Sorrel popatrzył we wskazanym kierunku. Kilkaset metrów od nas stała Mocca w objęciach jakiegoś karego, wysokiego ogiera.
-Kto to jest?-spytał mój ukochany, mrużąc oczy i nieprzychylnie wpatrując się w nieznajomego.
-Spokojnie, to Vito. Z nim nic jej się nie stanie.-uspokoiłam go, patrząc na nich z uśmiechem..
Sorrel?
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Chodź, pójdziemy do jaskini. Odpoczniesz trochę.
Skinął głową i ruszyliśmy przez ośnieżoną dolinę.
-Gdzie ona jest?-odezwał się po chwili, wykręcając głowę na wszystkie możliwe sposoby.
-Jaskinia?-spytałam.
-Mocca.-odparł, wciąż przeczesując wzrokiem tereny.
-Tam.-wskazałam głową z uśmiechem.
Sorrel popatrzył we wskazanym kierunku. Kilkaset metrów od nas stała Mocca w objęciach jakiegoś karego, wysokiego ogiera.
-Kto to jest?-spytał mój ukochany, mrużąc oczy i nieprzychylnie wpatrując się w nieznajomego.
-Spokojnie, to Vito. Z nim nic jej się nie stanie.-uspokoiłam go, patrząc na nich z uśmiechem..
Sorrel?
Subskrybuj:
Posty (Atom)