Choć dzień dopiero się już zaczynał, już byłem nim potwornie zmęczony.
Tylko widok śniegu ożywiał mnie i tylko dzięki niemu mogłem się
uśmiechać. Był moim jedynym przyjacielem łącznie z wiatrem. Może to
głupie, ale tak było. Z samotności wszystko staje się naszymi siostrami i
braćmi. Nawet takie zjawiska jak wiatr, śnieżyce, huragany,
powodzie.... To wszystko jest takie jak my. Tak, bredzę jak zwykle.
Mieszkam sam. Sam na takim pustkowiu. Obecnie przemieściłem się na
ładniejsze tereny, a skoro ładniejsze to pewnie zajęte. Może wreszcie
spotkam kogoś kto zechce dołączyć mnie do stada?
Bardzo chętnie się zgodzę. Po dziurki w nosie mam samotnych galopów, samotnych nocy i samotności.
Wtem usłyszałem stukot kopyt, jak na zawołanie przybiegło parę koni.
Zatrzymali się w pewnej odległości ode mnie i przyglądali mi się. Kary
ogier i siwa klacz. Siwa klacz i gniady ogier. Cała czwórka przyglądała
mi się bardzo dokładnie.
-Kim jesteś? - prychnęła jedna z siwych klaczy
Uśmiechnąłem się przyjaźnie
-Jestem Slayer... I.. wędruję tu sobie samotnie. - przedstawiłem się powoli
-Havana - odpowiedziała siwa
-Tamiza - powiedziała druga z klaczy
-Jack - rzekł gniady ogier
-Dęblin - parsknął kary, silny ogier.
-Wędrujesz samotnie? - spytała Havana - Dobrze się składa bo ja i Dęblin prowadzimy tu stado...
-Mógłbym dołączyć? - przerwałem nietaktownie, wiedząc o co się może spytać
-Jasne.
HIP HIP HURRA! NIE BĘDĘ JUŻ SAM! Pogadałem z nim chwilkę po czym
popędziłem po terenach. Biegałem tam i siam, co raz bardziej oczarowany
terenami. Jak tu pięknie!
I nie uważałem. Wpadłem na gniadą klacz, której jeszcze nie widziałem i nie znałem.
-Przepraszam... - wyjąkałem pomagając jej wstać
-Nic się nie stało. I dziękuję - uśmiechnęła się miło
Co za uśmiech! Zaparło mi dech w piersiach. Był.... taki olśniewający....
-Jestem Slayer - przedstawiłem się
Scolle, dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz