piątek, 28 lutego 2014

Od Oranii

Byłam dziś w wyjątkowo dobrym nastroju. Jeszcze niedawno zdawało mi się, że nie będę potrafiła żyć bez Fiksa, ale teraz... Teraz czuję, że to nie jest aż tak trudne zadanie, jakim się wydawało na początku. Owszem, kiedy o nim myślę, coś kłuje mnie w sercu, a jego obraz odżywa, zakamuflowany w najgłębszych i najbardziej skrywanych odmętach mojego umysłu. Ale da się z tym żyć. Nie warto przejmować się przeszłością i tego muszę się trzymać. Ważne jest tylko tu i teraz.
Kłusowałam w pobliżu lasu Peeves, kiedy zobaczyłam ruch między jego drzewami. Czyżby poltergeisty? Nonsens, one pokazują się bardzo rzadko, o ile w ogóle... Ciekawość pchała mnie jednak, by wejść między pnie starych sosen i przekonać się na własne oczy z czym, a może z kim, mam do czynienia. Pewnie ruszyłam przed siebie. W zasadzie już po kilkunastu metrach znalazłam się na obrzeżach lasu. Panowała w nim grobowa cisza, zakłócana jedynie niezbyt przyjemnym szumem drzew... Można było łatwo ulec wrażeniu, że szepczą one między sobą, jednocześnie starając się odstraszyć przybysza. Nie zrobiło to jednak na mnie większego wrażenia, byłam tu już tyle razy, iż zdążyłam się przyzwyczaić. Teraz całą swoją uwagę poświęciłam na odnalezienie tajemniczej zjawy... o ile to coś zjawą było. Szybko jednak okazało się, iż nie miałam racji. Nie był to ani poltergeist, ani zjawa. Przede mną stał kary koń, ogier. Trochę głupio było się wycofać, więc postanowiłam zagadać, tym bardziej, że chyba go nie znałam...
-Cześć.-uśmiechnęłam się lekko, brnąc przez dywan igieł ku nieznajomemu.
Spojrzał na mnie, nieco zdezorientowanym wzrokiem.
-Eee... Cześć.-odparł niepewnie.
-Nowy?-spytałam z życzliwym uśmiechem.
Skinął głową.
-Jestem Orania.-przedstawiłam się szybko.
No tak, nieśmiałość raczej nigdy nie leżała w mojej naturze...

Jasmin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz