Roztaczała się przede mną wszechogarniająca Ziemię ciemność i nicość.
Widzę śmiech czarnego ducha który krąży nade mną. Jego śmiech słyszę
ciągle w uszach, dzwoni mi jak stary dzwon kościelny. Wokół panuje
zimno, mimo, że pali się ogień. Zimny ogień. Ciemna noc zawładnęła
jasnym dniem, nie potrafię temu zaradzić. W ogniu kąpią się jasne,
niemalże białe gwiazdki. Tlen. Gdzie on przepadł? Gdzie on jest...Ja się
pytam poważnie, naprawdę. Deszcz uderza o ziemie, czerwonymi kroplami
zabarwiając świat na krwisty kolor. Mam dalej iść? Czy zatrzymać się i
cofnąć? Nie, cofnąć nie dam rady czasu. Moje moce straciły całą swoją
siłę. Stoję nad przepaścią i patrzę w ciemnoczerwone niebo. Patrzę i nie
wierzę. To na pewno ja? To na pewno moje życie? To na pewno Ziemia?
Tak, na sto procent. Nie boję się, co teraz będzie. Nadszedł mój pewny
koniec, potem nic już nie będzie. Z głodu burczy mi w brzuchu. Nie
jadłem już od tygodni porządnego posiłku. Opadam z sił, mimo trzymania
się na nogach.
W końcu tracę wszystkie siły. Upadam gdzieś w trawę i cała ciemność znika.
-Hallo, coś się stało? - usłyszałem nad sobą
Nie mogłem otworzyć oczu, powieki miałem nadal ciężkie. Serce biło
powoli, coraz ciężej i trudniej. Koń nade mną, o ile to był koń starał
się mnie obudzić, wyraźnie przerażony całą sytuacją.
-Halo! - dało się słyszeć paniczny krzyk klaczy, więc to jednak klacz
Nogi też ciężkie, cały jestem tylko ciężką masą która wstać nie umie. Leżę bezwładnie, bez tchu... Koniec się już zbli....
I coś opryskało mnie wodą. Wodą! Zimną wodą! Zadrżałem, to nie był oczekiwany prysznic ani też koniec. Kto, to, co to?
W końcu udało się otworzyć oczy. Z trudem. Wlała mi się do nich woda,
więc znowu byłem zmuszony je zamknąć. Gdy je wreszcie otworzyłem nade
mną ukazała się gniada arabka i jasną odmianą na czole.
-Ekhm... - parsknąłem, pozbywając się wody
-Coś się stało? - spytała pogodnie klacz
Czy coś mi jest? Jest. Boli mnie wszystko. I kark. I szyja. I grzbiet. I
skręca mnie w żołądku z głodu. Mam się przed klaczą żalić jak mi źle,
jak boli? Nie będę robił z siebie pośmiewiska. Wstanę.
I zrobiłem jak postanowiłem. Chwilę później stałem, chwiejnie na trzech
nogach. Z czwartej kapała mi krew z rany bardzo głębokiej.
-Tak jak widzisz - w końcu odpowiedziałem - Bywało lepiej, ale nie będę narzekał - dodałem jeszcze, po chwili wahania
Zapanowała cisza, klacz nie wiedziała chyba co powiedzieć. Ja również, zapomniałem całkowicie języka w gębie.
-Jak Ci na imię? - zagadnąłem ją - Ja jestem Jasmin
Niebieska?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz