CD historii Rossy
Klacz uśmiechnęła się szeroko. Wreszcie.... Odwzajemniłem uśmiech.
-Proszę Cię. Nie trzymaj mnie w niepewności. Dokąd idziemy?- próbowała co chwila
-Bo za chwilę powiem Ci, żebyś zamknęła oczy- spojrzałem na nią
-No dobra- burknęła udając zdenerwowaną, lecz gdy tylko spojrzała na mnie roześmiała się.
-Widzisz? Przede mną nie można udawać naburmuszonej...- uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Wredoto... - odparła rozbawiona
-To już nie daleko.
-Już wiem!- krzyknęła
-Zamknij oczka- uśmiechnąłem się spowrotem
-Qerido... Nie, proszę...- błagała
-Nie ma ,,proszę". Zamykaj natychmiast- rozkazałem
Prowadziłem ją specjalnie krętymi uliczkami tak, by się nie zorientowała gdzie i jaką drogą idziemy. Po chwili byliśmy na miejscu.
-Ok. Możesz otworzyć oczy- odsunąłem się lekko.
Klacz otworzyła pospiesznie oczy.
-Ta-dam...! Fajny?- spytałem
Klacz rozejrzała się dokładnie. Na środku stał króliczek ze śniegu(jakby co to śnieg był zapożyczony od wiatru północno-zachodniego). Królczko-bałwan trzymał w ręku laurkę.
-Mówiłaś, że nie dostałaś walentynki. To walentynka od przyjaciela. Trochę spóźniona, ale to nic...- uśmiechnąłem się.
<Rossa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz