Mam na imię Niebieska.
Tak wiem, dziwne imię. Ale imienia się nie wybiera. To akurat imię
wybrali mi ludzie. Tak, ludzie. Urodziłam się w niewoli, u ludzi.
Niewola. Nie, to określenie nie pasuje. Niewola kojarzy mi się z
więzieniem, gdzie trafiają ludzcy przestępcy. A mi u ludzi aż tak źle
nie było. Miałam mamę, kochającą mamę. Zaprzyjaźniłam się z jednym z
ludzi, 13 letnim chłopcem Maćkiem. Przychodził zawsze do mnie, do stajni
zaraz po szkole. Znałam go, odkąd skończyłam rok. Dlatego później było
mi się z nim ciężko rozstać, bo się do niego przywiązałam.
No i rzecz jasna, końscy przyjaciele też byli. Zawsze mogłam liczyć na
Jaspera, karego ogiera i na siwą Wiarę. Zawsze służyli pomocą i
doradzali, co i jak.
Początkowo, nie chciałam wcale aby ludzie na mnie jeździli. Buntowałam
się, wierciłam i w te i w te i nic. Nie odpuszczali mi. Dopiero gdy
zaczął im pomagać Maciek, przestałam się opierać. Zaczęłam współpracować
z ludźmi, słuchać się ich a oni zaś nauczyli mnie skoków. Wygrywałam
różne tam konkursy.
Aż w końcu zaczęły mi one iść z trudem. Przestałam stawać na podium.
Ludziom to się nie podobało. Stałam się bezużyteczna dla nich. Pewnego
dnia usłyszałam jak mój właściciel rozmawiał z jakimś dziwnym typem:
-Kiedyś była taka dobra, teraz coś się z nią podziało.... Nie ma takiego
rewelacyjnego rodowodu, by szukać dla niej ogiera, nie sądzę by coś z
jej źrebaków wynikło. A za to ona sama skakać już nie umie. - powiedział
mój pan
-Rzeź... Rzeź. Tylko ją na rzeź. Takie śmiecie to tylko na mięso. - burknął ten gruby typ
Na mięso?!?! Dotąd pamiętam jak się wtedy przestraszyłam i wkurzyłam.
Wieczorem, gdy zawsze zaganiali konie do stajni nie dawałam się złapać.
Brykałam, skakałam, stawałam dęba. W końcu mnie złapali. Tamtej nocy nie
mogłam zasnąć. Wszyscy spali, ja jedyna myślałam co dalej będzie.
Usłyszałam trzask otwieranych drzwi. Jakaś postać w ciemności się
ukazała. Człowiek. Wysoki, nastolatek o jasnych włosach. Maciek!
-Cii - uciszył mnie, zbliżając się do mnie - Nie ma czasu. Uciekamy!
Ucieczka? Brzmi całkiem nieźle.
Wyprowadził mnie z boksu, potem ze stajni. Wsiadł na mnie, ot tak bez
siodła i ogłowia. Pogalopowaliśmy przed siebie. Dopiero na łączce przed
lasem zatrzymał mnie.
-A teraz biegnij! - powiedział zsiadając ze mnie
Spojrzałam się na niego, ostatni raz wtuliłam się w jego ludzką, miłą
skórę i ruszyłam cwałem przed siebie. Wolnościo! Nadchodzę!
Tak się znalazłam tu, na wolności. Potem spotkałam Dęblina i jego
partnerkę którzy przyjęli mnie do stada Mysterious Valley. O to cała
moja historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz