Wciąż nie mogłem otrząsnąć się z tego, co się właściwie stało. Będę miał rodzeństwo, przyrodnie, ale jednak... Czarni mieli rację, mój ojciec to kompletny idiota i po raz kolejny pokazał jak bardzo jest skretyniały. Najpierw zostawił moją matkę, a teraz zdradził Havanę i zrobił źrebaka obcej klaczy... Pięknie i on ma się nazywać moim ojcem?! Wolne żarty... Na dodatek przez niego sypie się stado, nikt nie chce mieć z nim do czynienia. 5 koni jednego dnia, moje gratulacje...
Idąc tak usłyszałem ciche szlochy. Nastawiłem uszy i odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegały. Natychmiast dojrzałem jasnej maści klacz, opierającej się ciężko o drzewo i płaczącą cicho. Chwilę mi zajęło, zanim ją rozpoznałem, ale w końcu zrozumiałem przed kim stoję.
-Tina?-zawołałem, biegnąc do niej kłusem.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie zapuchniętymi od łez oczami. Nie wyglądała najlepiej...
-Co się stało?-spytałem natychmiast.
Tina? Tak mi się nudzi, że muszę kogoś pomęczyć xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz