Szalałem razem z Nevadą po terenach stada. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałem jej tak rozbawionej. Mógłbym przysiąc, że miała łzy w oczach. Było gorąco, strasznie gorąco. Czułem jak pojedyncze kropelki potu spływały po moich ciele. Zwolniłem biegu, chowając się w cień drzewa. Po chwili podeszła do mnie moja partnerka, patrząc zadziornie.
-Mrrrau! Jak seksowanie wyglądasz- zażartowałem, po czym na mojej twarzy zawitał zawadiacki uśmiech.
Nie obyło się bez mocnego kuksańca i karcącego spojrzenia.
-I czego się szczerzysz?- zwróciła na mnie wzrok Nevada.
-Ja? Nie prawda. Po prostu jesteś tak oszołamiająco piękna i spocona, że lśnisz w słońcu- znowuż przybrałem niewinnego wyrazu twarzy.
Wtem zauważyłem Cienistogrzywego, który chyba miał z czymś problem. Ale z czym? Postanowiłem do sprawdzić i pokłusowałem do niego. Nevada została w cieniu.
-W czymś ci pomóc?- spytałem, zachodząc go od tyłu.
-Tak, jakbyś mógł- powiedział cicho.
-Oczywiście- obdarzyłem go uśmiechem.
-Tylko musimy iść do mojej jaskini- odparł.
Zamyśliłem się. W sumie mam dużo czasu, a jak Nev się skusi to może też pójść. Powiedziałem ogierowi by zaczekał chwilę, sam podbiegłem do partnerki, która na mnie już czekała.
-Idę pomóc Cienistogrzywemu. Pójdziesz ze mną?- spojrzałem na nią prosząco.
-Jednak odmówię.
-Nie chcesz pomóc???- zrobiłem teatralnie, maksymalnie zdziwioną minę.
Zaśmiała się cicho.
-Pójdę do jaskini i w końcu ją ogarnę, bo ty porządku po sobie nie umiesz pozostawić- pokręciła głową.
-Porządek? Tego wyrazu nie ma w moim słowniku wyrazów i języka polskiego lub jakiegokolwiek języka- spojrzałem, udając, że przeglądam słowniki.
-Miłego pomagania- puściła mi oczko i pokłusowała w stronę groty.
Odprowadziłem ją wzrokiem i zawróciłem do siwego ogiera. Stał pod drzewem, wyraźnie zmęczony dzisiejszym upałem i czekał z cierpliwością.
-Jestem, możemy iść- powiedziałem zdyszany.
Kiwnął głową i zaprowadził mnie do swojej groty. Nie szliśmy daleko. Miejsce znajdywało się w najbardziej spokojnym i odosobnionym miejscu w stadzie. Wszedłem do środka, rozglądając się z ciekawością.
-Masz wszystkie składniki?- usłyszałem pytanie Cienistego.
-Wszystkie, czyli jakie?- zdziwiłem się.
-Trawę Silluny, pazur Gagnita, trochę czystej wody i kawałek mgły z Mglistej Polany...- zaczął wymieniać.
-Yyym... Tak- odpowiedziałem, wiedząc, że to bez sensu, bo i tak nie mam tego przy sobie, a on to wie.
Wyjął wszystko spod skały. Przypatrywałem się każdemu z wielką ciekawością w oczach. Kusiło mnie by to dotknąć, sprawdzić, a do głowy przychodziło milion pytań do... Ogier zaprosił mnie do wspólnej pracy.
Po skończonej robocie, odetchnąłem z ulgą. Ogier wyrobił jakiś napój. Pewnie eliksir czy coś w tym stylu.
-Bardzo dziękuję za pomoc. W zamian możesz wypróbować ten napój- pokazał mi go.
-Wiesz, jednak zrezygnuję- zrobiłem kwaśną minę, widząc co on wyprawiał i co dodawał do niego.
Spojrzał na mnie niezrozumianie. Widząc jego lekkie rozczarowanie, skusiłem się.
-A co się stanie jak wypije?- spytałem.
-Możesz cofnąć się w czasie na jeden dzień- powiedział w miarę tajemniczo.
-A-ha... Czyli mógłbym...
-Tak- przerwał mi.
Wzruszyłem ramionami i wypiłem eliksir. Świat jakby zaczął wirować i straciłem wszystko z oczu. Odruchowo je zamknąłem, a gdy już w końcu otworzyłem, wylądowałem z hukiem na trawie.
-Qerido! Wreszcie jesteś!- ktoś krzyknął za mną.
Odwróciłem się. Totalnie mnie zamurowało. Nie mogłem wycisnąć z siebie żadnego słowa. Wstałem. Przede mną, a raczej niedaleko mnie stała młoda klaczka. Zdałem sobie także sprawę, że jestem źrebakiem.
-Aisha???- zrobiłem wielkie oczy.
-Wiesz co? Nie, nie nazywam się Aisha- zaśmiała się pod nosem, udając oburzoną- To słońce chyba na ciebie serio źle działa, braciszku- zachichotała- Tylko nie mów, że znowuż uderzyłeś się w głowę, rozbijając o drzewo...
-Siostra? Nie mogę u...- zaciąłem się i dobrze. Zdałem sobie sprawę, że to przeszłość i, że jestem tu przez cały czas. Nic i nikt nie wie, że jestem dorosły- Znaczy... Fajnie, że jesteś.
-Zawsze byłam- zrobiła zdziwiona minę- Bawimy się w to czy nie, bo już totalnie nie wiem co robić...
-A w co?- spytałem, podchodząc do niej.
-Nooo... W chowanego- spojrzała na mnie jak na idiotę.
Posłałem jej karcące spojrzenie.
-Tak, ale ty szukasz- zaśmiałem się jak psychopata i uciekłem, by nie mogła mi odmówić.
Zawsze tak robiłem. Pamiętam dobrze. Ona potem się wściekała i zaczynała mnie gonić po całych bagnach, byle tylko dać mi porządnego kopniaka. Aisha była ode mnie starsza, jednak zaledwie kilka minut. Mimo tego zachowywała się jak nastolatka... CZASAMI, podkreślam, czasami. Zawsze lubiłem się z nią wygłupiać. Nie mogę uwierzyć, że mogę znowuż ja zobaczyć.
-SZUKAM!!!- usłyszałem w dali.
A ja się jeszcze nie schowałem. Co za pech! Nie wiedziałem gdzie. Biegałem po terenach, nie znajdując odpowiedniego miejsca. Od razu poczułem jak robi mi się gęsia skórka na myśl o wściekłej siostrze, która zawsze była przeze mnie podpuszczana. W tym momencie w dali zauważyłem Afrane. Uśmiechnęła się do mnie czule i ruchem glowy dała znać, że mam do niej podbiec. Już nawet zapomniałem jak ona wyglądała. Stanąłem obok niej.
-Schowaj się pod wierzbami, tam cię na pewno nie znajdzie- puściła mi oczko.
Bez opamiętania, przytuliłem się do niej, a po twarzy ściekło kilka kropel łez.
-Ej, kochanie? Co się stało? Zwykle nie płaczesz jak ci pomagam...- zachichotała ,,mama".
-Emmm... Tak jakoś samo wyszło. Dzięki- pobiegłem w stronę płaczących wierzb.
Na miejscu dobrze schowałem się za opadającymi na ziemię gałązkami. Był kwiecień, co oznaczało, że pojawiły sie bazie na drzewie. Tak śmiesznie nazwane kotkami. Zakręciło mi się w nosie. Próbowałem opanować chęć kichnięcia, lecz nic z tego.
Apsik!
Zamknałem oczy, a gdy je otworzyłem, w moją stronę biegła już Aisha.
-Mam cię!- krzyknęła.
-Aaaa!- krzyczałem i uciekłem z kryjówki, biegnąc w stronę śmiejącej się łani. Chciałem sie za nią schornić, lecz moja kochana siostrunia nie pozwoliła mi na to. Odbiegłem od jaskini szmat drogi. Wtem poczułem jak ktoś się na mnie rzuca.
-Nie uciekniesz mi!- krzyknęła moja siostra i rzuciła sie na mnie dziko.
-To bolało- zmarszczyłem brwi, po czym zaczałem się sam z siebie smiać.
-I bardzo dobrze, miało boleć- zachichotała.
Po chwili razem wybuchnęliśmy śmiechem. Cały dzień minął nam wspaniale. Lecz pod wieczór...
Usłyszałem huk. Jakby piorun walnął w drzewo. O dziwo na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Znowuż ten sam dźwiek. Ucichłem, nasłuchując skąd dochodzi.
-Dzieci!- zza drzew wydobył sie przeraźliwy głos- Qerido! Aisha!
Wymieniliśmy po sobie porozumiewawcze spojrzenia i pogalopowaliśmy w stronę ,,mamy". Gdy tylko stanęliśmy przy niej, rozkazała nam uciekać jak najszybciej.
-Uciekajcie i nie patrzcie gdzie ja jestem. Szybko!- głos Afrany był załamujący i przeraźliwy.
Patrzyłem na nią z niedowierzaniem, lecz z zahipnotyzowania wyrwała mnie moja siostra.
-Qerido! Uciekajmy!- krzyczała i pobiegła przed siebie.
Ruszyłem pędem za nią. Chciałem zobaczyć gdzie moja ,,mama". Zwolniłem tępa, lecz nieszczęściem upadłem na błoto, przewracajac się o kamień.
-Aisha!- krzyknałem, jednak moja siostra była daleko do przodu, nie słyszała mnie- Aisha!- krzyknałem po raz drugi, ale to nic nie dało. Aisha znikneła za drzewami.
Odwróciłem się w stronę Afrany. Moim oczom ukazał sie przeraźliwy obraz. ,,Mama" upadła zakrwawiona na ziemię, a za nią biegło kilka psów i ludzie. Widziałem na własne oczy jak moja opiekunka ginie, jak topi się w bagnie. Ostatnią rzeczą, która wydobyła się z ust Afrany to ciche ,,uciekaj". Zrozumiałem, że ten jedyny dzień, w którym cofnąłem się w czasie to dzień kiedy straciłem najbliższą mi rodzinę, dzień którego chciałem nadewszytsko zapomnieć, kiedy moje życie po raz pierwszy straciło sens...
Potem nastała już tylko ciemność. Otworzyłem oczy, a obok mnie stał Cienistogrzywy. Patrzyłem w ciemny punkt na ścianie, potem przesunąłem wzrok na ogiera.
-Chciałbym by ten dzień nigdy sie nie wydarzył- szepnałem, a po policzku spłyneło kilka kropel łez.
Wstałem i wyszedłem z jaskini nadal oniemiały...
The End
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz