CD Mocci
Mimowolnie drgnąłem, starając się jednak zachować pozory spokoju pod czujnym okiem ukochanej.
-Coś nie tak?-spytała troskliwie. A więc nie umknął jej żaden szczegół mojego zachowania...
Pokręciłem tylko głową, myślami wracając do czasów swojego dzieciństwa. Tych słodkich czasów, które już nigdy nie powrócą...
-Więc chcesz wiedzieć co było wcześniej?-odezwałem się, w pierwszej chwili nie poznając własnego głosu.
Mocca
niepewnie skinęła głową. Wiedziałem, że widząc moją reakcję, w duchu
żałowała swojego pytania. Zmusiłem się jednak do bladego uśmiechu,
żeby pokazać jej, że nie wywarło ono na mnie zbyt wielkiego wrażenia. W
rzeczywistości było inaczej, a ona chyba zdawała sobie z tego sprawę...
-Urodziłem
się na preriach...-zacząłem. -W dzikim stadzie, rzecz jasna. Widok
ludzi nigdy nie był nam obcy. Jako dzieciak wielokrotnie podchodziłem do
ich osad i przyglądałem się z daleka... Żyliśmy w zgodzie, nie wadząc
sobie wzajemnie. Kiedy dorosłem ich nastawienie do nas się zmieniło,
diabli wiedzą dlaczego... Na moich oczach wyłapali większość stada,
tylko nielicznym udało się jakimś cudem uniknąć niewoli. Potem trochę
się tułałem po świecie aż trafiłem do Stada Błękitnego
Księżyca. Resztę znasz.-uśmiechnąłem się kwaśno.
Skinęła głową,
jakby w lekkiej zadumie. Spojrzała na oddalonego od nas o kilkadziesiąt
metrów Sorrela, który z trudem powstrzymywał łzy i mówił coś do Tajgi,
która, z oczywistych względów, nie mogła mu odpowiedzieć, chociaż
wiedziałem, że łapczywie chłonęła każde jego słowo.
-Niedługo odejdzie.-odezwałem się cicho, patrząc na aurę zmarłej klaczy. -Przyszła się pożegnać...
Dostrzegłem,
że Mocce delikatnie zadrgała szczęka, jednak w żaden sposób nie
skomentowała moich słów. Zamiast tego powróciła do naszego poprzedniego
tematu.
-Więc to dlatego zostałeś mordercą? Przez to, co cię spotkało?-spytała cicho.
Początkowo
nic nie odpowiedziałem, w dalszym ciągu patrząc na szlochającego cicho
Sorrela, jednak czując na sobie wyczekujące spojrzenie partnerki,
postanowiłem w końcu się odezwać.
-Nie, nie dlatego.-westchnąłem,
kręcąc głową. -Wędrując samotnie nie ma opcji, żeby nic ci się nie
przytrafiło. Możesz zostać napadnięty przez wilki, ludzi, pumy, wrogie
stada... Po odbyciu takich starć masz już pewne doświadczenie w walce, a
nawet zabijaniu... Zostałem mordercą z konieczności, do niczego innego
się nie nadawałem...-urwałem na chwilę, wbijając wzrok w ziemię. -Nigdy
nie wierz, kiedy ktoś powie ci, że zabijanie jest przyjemnością i jego
hobby. Kłamie. To nic przyjemnego, a utwierdzasz się w tym przekonaniu,
kiedy budzisz się w środku nocy i, jeszcze nie do końca rozbudzony, widzisz te wszystkie wpatrzone w ciebie oczy, chwilę przed tym, zanim zgaśnie w nich życie... To nie jest nic miłego, ani tym bardziej nic, czym można by się szczycić.-odparłem cicho, zawzięcie ryjąc kopytem w ziemi.
Mocca?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz