sobota, 9 maja 2015

Od Javier`a

CD Timeraire


Uśmiechnąłem się łobuzersko, zarazem złośliwie z zachowania klaczy, nadal lustrując jej całą sylwetkę i próbując odczytać chociaż cząstkę jej duszy, co było trudne. Ale muszę przyznać. Zafascynowała mnie. Nie była z tych panienek co potrzebują ogierka u boku by pozwiedzać tereny i  boją się pobrudzić kopytka. Z tego co widziałem i mogłem zobaczyć to wydawała się niezależną, samodzielną, ale i zarazem krnąbrną i niedostępną klaczą... chyba, że jest świetną aktorką i nie źle symuluje. A już w pierwszym wrażeniu widziałem i nawet mogłem się domyślić, że nie lubi byle pie*rzenia kotka(dla tych co nie wiedzą to znaczy gadanie bez sensu, rzucanie słów na wiatr). I za to cenię niektóre konie, a jest ich naprawdę mało.
-Spacery w deszcz...? Po pierwsze myślę, że w tej chwili mało zwiedzisz, a po drugie najlepiej zacząć od przeciwnej strony- wskazałem głową drogą.
Klacz odwróciła wzrok, patrząc przez chwilę na leśną dróżkę, porośniętą kolczastymi krzewami i wydzierającymi się spod nich kiełkami klonów i dębów.
-Nie, dziękuję, poradzę sobie sama, ale dzięki za... ymm... troskę?- uśmiechnęła się pogardliwie- Wolę obejść tereny od d*py strony niż zostać pokłuta przez krzaki- zrobiła charakterystyczną minę niezadowolenia, otrząsnęła się z zimnych kropel deszczu i zrobiła krok dalej.
-Jak chcesz...- wzruszyłem ramionami, wiedząc że i tak niezbyt zależy mi na jej ,,zwiedzaniu”- Tylko nie wpadnij w ruchome błota, piaski i tak dalej... Tereny Mysterious Valley są na prawdę zdradliwe i nie jednego takiego jak ty konia zgubiło- odwróciłem się z grobową miną, wzruszając ramionami i także robiąc krok w odwrotnym kierunku niż stała klacz.
-Umiem sobie poradzić. Jakoś nigdy nie zdarzyło mi się, że mój instynkt mnie zawiódł kiedykolwiek, podczas podróży czy coś w tym rodzaju...- stwierdziła z zażenowaniem.
-W to ja nie wątpię, ale po prostu zdaję się na moją pamięć i także MÓJ instynkt, który podpowiada mi, że za jeden krok wpadniesz do ruchomego badziejstwa- nie musiałem specjalnie patrzeć by wiedzieć co się za chwile może zdarzyć.
Wiedziałem, że klacz nie łatwo ustąpi. Będzie dążyła do celu. I to mi się podoba. Zaciętość i walka. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, kara cofnęła się. Ba! Nawet podeszła powolnym krokiem, jakby skradała się. Poczułem jej świdrujące spojrzenie zaciekawienia i odgadnięcia o co mi chodzi. Spojrzałem jej twardo, prosto w oczy, mrużąc przy tym swoje. Mój wyraz twarzy wydawał się pewny siebie i arogancki, ale o to chodziło. Jednak ona wiedziała, że moje myśli skrywają coś zupełnie innego.
Pogoda znów zmieniła się w mgnieniu oka. Przed chwilą padał ulewny deszcz, burza, wicher, następnie wyszło słońce, sprawiające w ruch wszelkie istoty żywe, także członków stada. Jego promienie oświetlały krople deszczu, huśtające się na źdźbłach trawy, jednak teraz… znów nadciągnęły ciemne chmury i watr. Co prawda nie tak silny jak podczas burzy, jednak mógł z łatwością uginać gałęzie konarów drzew, które po raz kolejny błagały o litość. Zwierzyna pochowała się po kątach i tylko nie liczne ptaki uciekały w popłochu. Zaczął padać deszcz.
-Nadal chcesz obejrzeć samotnie tereny?- mruknąłem pod nosem, czując jak po mojej dopiero co wysuszonej sierści spływają krople deszczu, a grzywa znów wsiąka wodę z chmur.
-Proponujesz mi coś…?- uśmiechnęła się tajemniczo.
-Mglisty Bluszczolas…- lubiłem to miejsce, w dodatku wątpię by tam padał tak mocno deszcz, zresztą… co mi szkodziło do niego się nie wybrać razem z nią….?

Time?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz