piątek, 15 maja 2015

Od Havany i Green Day`a

Przeskoczyłem przez ostatnią ustawioną wcześniej przeszkodę.
Mimo, iż udało mi się pobić osobisty rekord, wynik wciąż mnie nie zadowalał. Tupnąłem nogę w piach, pokręciłem z rezygnacją głową.
Wszedłem do chłodnej wody Rajskiej Plaży. Lubiłem to miejsce, chodź nie mogło równać się z lasem Peeves. Westchnąłem i spojrzałem w dal. Ciszę tego miejsca mącił jedynie szum fal i wiatr poruszający liście.
Nagle do moich uszu dotarł jeszcze jeden dźwięk. Jakby...kroki?
***
Rajska Plaża... dopiero nie dawno zdałam sobie sprawę, że nie patrolowałam tego terenu od bardzo dawna. Zresztą i tak zamierzałam wyjść na spacer. Nie myślałam, że spotkam tam kogoś jeszcze...
Gdy już dotarłam w to miejsce, a chłód morskiej wody ochłodził moje nogi, spostrzegłam w dali konia. Już go kiedyś widziałam kątem oka. Wyszło tak, że podeszłam do niego od strony krzaków, które zaszeleściły niespostrzeżenie. Ogier usłyszał chyba dźwięk stawianych przeze mnie kroków. Odwrócił się energicznie.
-Przepraszam... nie chciałam cię wystraszyć- uśmiechnęłam się delikatnie.
***
- Nic się nie stało. - powiedziałem opuszczając głowę.
Mając całe stado koni na głowie Havana zapewne mnie nie rozpoznała, jednak ja...no cóż, wstyd nie znać własnej alfy.
- Green Day, szpieg - przedstawiłem się widząc, że klacz próbuje sobie przypomnieć moje imię.
Havana otwierała właśnie pysk, by coś powiedzieć, kiedy w lesie za nami ktoś zarżał krótko i ostro. Oboje obróciliśmy się w tym kierunku; po chwili dźwięk się powtórzył.
***
Pogalopowaliśmy razem w tym samym kierunku skąd pochodziło głośne rżenie. Myślę, że ogier nie będzie miał mi za złe nie przedstawienie się i chwilowe zapomnienie o dobrych manierach, ale jeśli to był któryś z członków mojego stada, musiałam o niego zadbać... o jego bezpieczeństwo przede wszystkim. Jednak z każdą chwilą gdy wbiegliśmy w las, który się ściemniał od pewnego czasu, mój krok stawał się coraz to mniej pewny, aż w końcu zaryłam kopytami mocno i głęboko w ziemię. Zdziwiony Green widząc, że staję również zahamował i podszedł nieco bliżej do mnie.
-Co jes....- nie dokończył, ponieważ przerwałam mu głośnym ,,ciii...".
Nastawił uszy i po raz kolejny tak jak ja usłyszał przeraźliwe rżenie.
-Nie powinniśmy tam iść. Wiem już kto to lub co to... możesz to określać jak chcesz, ale radzę lepiej chodźmy- zawróciłam, na wszelki wypadek zasłaniając siebie i Green`a barierą ochronną wytworzoną swoim umysłem.
Początkowo ogier szedł niepewnie, co chwila odwracając się i nasłuchując dzikiego rżenia. Nie odezwał się ani słowem, lecz gdy tylko wyczułam jego spięcie, postanowiłam mu wszystko wytłumaczyć.
***
Nie ukrywam, że zdziwiło mnie zachowanie Havany. Sądzę, że wiedziała, co robi, jednak jej reakcja była dla mnie co najmniej niezrozumiała. I jeszcze ta bariera?
Tymczasem rżenie dochodzące z lasu zdawało się być coraz bardziej rozpaczliwe. Klacz skuliła uszy, ale nie odwróciła głowy.
W końcu, zbyt zaintrygowany, aby iść dalej, stanąłem. Można to wziąć za wścibskość, ale cóż...taka moja natura.
- Havano, czy możesz mi powiedzieć, co się dzieje? - spytałem ostrożnie.
***
Spojrzałam swoim naturalnym w tych sytuacjach wzrokiem. Nie chciałam przestraszyć ogiera, ale też nie mogłam tego ukryć. Wzięłam głęboki wdech.
-To Sangre... - odparłam.
Ogier zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę.
-Sangre?- powtórzył.
-Tak... Nie wiem co ani jak o nim mogę ci powiedzieć, ale lepiej się do niego nie zbliżać. Nie chodzi mi o to, że ktoś jest mało waleczny czy odważny, ale to demon... w skrócie ujmując. Mieszka na terenach Mysterious Valley. Widuje się go od jakichś dwóch miesięcy, ale wiem i czuję, że on był tu od samego początku. Nie znam zbyt jego historii, ale wiem za to, że nie ma dobrych zamiarów. Kiedyś był normalnym koniem. Mieszkał w stadzie, które niegdyś ongi czasy osiedliło się tu, ale chyba musiało odejść albo upadło... Nie wiem dlaczego ogier został demonem, ale... wolę by wszyscy moi członkowie trzymali się raczej od niego z daleka. Po prostu troszczę się o bezpieczeństwo stada- powiedziałam, odwracając głowę w kierunku szumiących drzew.
***
Pokiwałem ze zrozumieniem głową. Przeszliśmy jeszcze parę kroków, kiedy rżenie całkowicie ustało. Cisza, jaka ogarnęła las była wręcz nienaturalna. Havana stanęła i zaczęła nasłuchiwać. Ja zrobiłem to samo.
Nie musieliśmy czekać długo, już po chwili dobiegł nas szyderczy śmiech, który był niejako zapowiedzią pojawienia się smolisto-czarnego konia. Jego oczu nie dało się określić; zdawały się być studnią bez dna, która odbija jedynie obecne emocje patrzącego.
Z pyska demona powoli skapywała czerwona maź, natomiast kopyta okryte były mgłą. Havana położyła uszy po sobie, potrząsnęła głową i zarżała cicho.
Przyszykowałem się do ataku, chodź byłem prawie pewien, że moje działanie jest bezcelowe; dobrze wiedziałem, że nie jest łatwo pokonać demona.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz