Nie należałam do klaczy, które nie poradzą sobie bez oprowadzenia po terenach. Przeciwnie; samotne spacery był czymś, co naprawdę lubiłam.
Mój rozmówca natomiast nie należał do ogierów, które na krzywy ryj leciały do nowych klaczy oferując im pokazanie terenów stada. Przy czym ten "spacer zapoznawczy" był jedynie pretekstem do poznania się.
- Zatem prowadź...- powiedziałam puszczając ogiera przodem.
Gniady zrobił parę kroków na przedzie, jednak po chwili się zrównaliśmy.
Lustrowałam ogiera wzrokiem. Zanim jednak doszłam do jakichkolwiek wniosków uświadomiłam sobie, że nie znam jego imienia.
Mój towarzysz najwyraźniej pomyślał o tym samym. Na jego pysk wpłynął tajemniczy, może nieco kpiący uśmieszek.
- Javier - powiedział jakby odgadując moje myśli - Twoje imię już znam.
Nie pytałam.
Reszta drogi upłynęła w milczeniu. Nie była to zresztą droga długa; już po kilku minutach dotarliśmy do szarego lasu, do którego deszcz zdołał przedostać się tylko w postaci kilku kropel co jakiś czas.
Mglisty Bluszczolas...
Byłam prawie pewna, że skądś znam to miejsce.
Kraina, do której dotarliśmy znacznie różniła się od polany, na której byłam wczoraj. Panowała tu wręcz nienaturalna cisza. Mimo, iż łodygi uschłych drzew nie miały liści, nie było widać nieba, a jedynie gęstą, siną mgłę.
Wszystko oplatały szare łodygi bluszczu. Wszędzie, gdzie okiem nie sięgnąć, wił się na wszystkie strony niczym zamrożony w czasie wąż o nietypowym kształcie.
Pysk Javier'a wykrzywił grymas przypominający trochę uśmiech. Lubił to miejsce, mimo jego uroku...a może właśnie dlatego?
Wyprzedziłam ogiera i podeszłam do pierwszej napotkanej rośliny. Stary, suchy jesion zdawał się być pogrążony we śnie, który trwał od wielu lat. Oplatająca go od dołu, niewielka jeszcze "kępa" bluszczu miała specyficzny, szary nalot na liściach.
Kiedy byłam źrebakiem, matka zabierała mnie do takich miejsc. Z pozoru niegroźne, jedynie trochę ponure tereny miały nauczyć mnie panowania nad mocami. Oczami źrebięcia ten las wyglądałby inaczej, tak, jak dla mnie inne były wybierane przez moją rodzicielkę "pola do treningu"
Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
< Javier?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz